Witam. To jest początek opowiadania, które pisałem niedawno. Po ocenie pierwszego fragmentu przez prywatnych recenzentów (czyt. rodzice :-)) zaniechałem kontynuacji. Chciałbym jednak sprawdzić czy zmieni się w jakiś sposób Wasza ocena w stosunku do poprzednich tekstów, które wrzucałem.
„Bibliotekarz”
_____Drzwi autobusu otworzyły się z sykiem, kiedy dojechał do przystanku Łagiewniki niedaleko starego miasta. Ulice były puste i ciche. Popołudniowe słońce zniknęło za chmurami przesłaniającymi niebo. Było duszno i zanosiło się na burzę.
_____Karol założył na głowę kaptur. Wokół panował spokój. Drzewa szumiały, w powietrzu unosił się słodki zapach kwiatów. Ciepły wiatr porwał leżącą na chodniku stronę sobotniej gazety.
_____Do wakacji pozostał niecały miesiąc. Karol obiecał sobie, że wyjedzie nad jezioro, kiedy tylko odbierze świadectwo.
_____Autobus zniknął za rogiem, a gazeta odleciała w stronę placu Trzech Krzyży. Chłopak westchnął i ruszył przed siebie. Kiedy mijał skrzyżowanie, zauważył po drugiej stronie jezdni starego mężczyznę. Otulony ciemnozielonym płaszczem człowiek, przytrzymując na głowie kapelusz spieszył do domu. Za nim dreptało długouche psisko.
_____Karol przyspieszył kroku, kiedy z nieba spadły pierwsze krople. Przeszedł przez furtkę i znalazł się na dziedzińcu biblioteki. Alejkę prowadzącą do głównego wejścia osłaniały korony drzew. Ich zielone liście kołysały się na wietrze.
_____Błysnęło. Na powierzchni wody w basenie fontanny raz po raz pojawiały się okręgi. Zdezorientowana pszczoła szukała schronienia pod parapetem okna. Świat opustoszał zupełnie, a w oddali zagrzmiało.
_____Karol podszedł do drzwi frontowych i pchnął ciężkie skrzydło. Wszedł do środka, zdjął kaptur. W holu było chłodniej niż na zewnątrz. Panował tu półmrok.
_____Chłopak doskonale pamiętał dzień, w którym zjawił się tu po raz pierwszy, jeszcze jako mały chłopiec. Uciekł babci podczas zakupów i wiedziony ciekawością wszedł na dziedziniec biblioteki. Park otaczający budynek nie był niczym niezwykłym, w Gdańsku było ich pełno: z drzewami przykrytymi śniegiem, zamarzniętymi fontannami i oblodzonymi ławeczkami. Jego zafascynował sam budynek. Przypominał ogromną twierdzę.
_____Cztery wysokie wieżyczki, połączone korytarzami tworzyły trapez bez podstawy. Ogromne okna były ciemne i mroczne, jakby skrywały tajemnicę. Drzwi wejściowe znajdowały się na samym dole, na prawym skrzydle.
_____Ośmioletni Karol stał na zaśnieżonym dziedzińcu i wpatrywał się w budynek. Wydawał mu się fortecą nie do zdobycia. Wyobrażał sobie wielkie bitwy, oddziały rycerzy szturmujące mury, ogromne machiny oblężnicze wyrzucające w powietrze płonące kule siana.
_____Ale twierdza nie upadłaby. Z murów i okien łucznicy posyłaliby na dziedziniec tysiące strzał. Wojownicy podziemnymi przejściami wychodziliby na plac i atakowali wrogów z każdej strony. Nikt nie przedarłby się do środka.
_____Mały Karol, pochłonięty wizją, nie zauważył, kiedy drzwi biblioteki otworzyły się i z jej wnętrza wyłoniła się postać. Kiedy odległość między nimi zmniejszyła się do kilku kroków, chłopiec wystraszył się, stracił równowagę i upadł na śnieg.
- Hej, spokojnie – starszy pan zaśmiał się i pomógł mu wstać – Co tu robisz? Zgubiłeś się?
_____Chłopiec otrzepał rękawiczki, poprawił opadającą na oczy czapkę i spojrzał na nieznajomego. Był wysoki, chudy, miał okulary i przypominał pana od polskiego. Malec nie odezwał się.
- Może wejdziesz do środka? - zaproponował nieznajomy – Napijemy się czegoś ciepłego, a potem zadzwonimy do twoich rodziców. Jak się nazywasz?
- Karol – odpowiedział chłopiec – I nie mam rodziców. Mieszkam z babcią – dodał.
_____Tajemniczy jegomość był nieco zaskoczony, po chwili jednak odparł:
- To zadzwonimy do babci i powiemy, gdzie jesteś. Na pewno się martwi.
_____Karol spojrzał na budynek.
- Chcesz zobaczyć bibliotekę od środka? - zapytał mężczyzna.
- To jest biblioteka? - Chłopiec był zdziwiony.
_____Był przekonany, że stali przed średniowieczną fortecą. Nie pasował tu tylko pan od polskiego...
- Staramy się, żeby była – odparł tamten – Mamy trochę książek. Lubisz czytać?
_____Chłopiec myślał chwilę.
- Babcia czytała mi „Karola i fabrykę czekolady”.
- Roalda Dahla? Podobała ci się?
_____Karol skinął głową.
- A pan lubi książki? - zapytał po chwili.
- Nawet bardzo. Tylko ciągle brakuje mi czasu, żeby przeczytać wszystkie, które bym chciał. Mam na imię Artur.
_____Mężczyzna zdjął rękawiczkę i wyciągnął dłoń. Chłopiec za przykładem, zrobił to samo, tyle że mniej poradnie. Czuł się niesamowicie ważny. Ktoś tak szczególny, jak pan od polskiego, uścisnął mu dłoń, jak równemu sobie!
- Napijemy się gorącej czekolady? - zapytał pan Artur i wskazał na drzwi biblioteki.
_____Kiedy weszli do środka, podszedł do nich człowiek w białej koszuli i marynarce.
- Witam ponownie, profesorze. Czym mogę służyć? - zapytał.
Spotkałem na dziedzińcu tego chłopca – pan Artur wskazał Karola – Ma na imię Karol. Chciałbym pokazać mu bibliotekę.
_____Portier kiwnął głową i uśmiechnął się życzliwie.
- Proszę bardzo. Czy będą panowie korzystali z którejś z czytelni? - zapytał.
- Zajrzymy do sali historycznej – oznajmił profesor.
- A czy życzą sobie panowie coś ciepłego do picia?
- Poprosimy dwie gorące czekolady, jeżeli nie sprawi to kłopotu – poprosił pan Artur.
- Naturalnie, żaden problem – Portier znowu się uśmiechnął.
_____Karol rozglądał się zafascynowany.
_____Ściany holu były białe. W każdym rogu stała lampa z kloszem, a przy ścianach dwie czerwone kanapy i drewniany stół. Przy samym wejściu znajdowała się portiernia i drewniana szafka pełna kluczy. Po prawej stronie kilkanaście schodków prowadziło na piętro, a po przeciwnej znajdowało się duże pomieszczenie, w którym dwoje młodych ludzi – chłopak i dziewczyna – zapisywało coś w notesach. W głębi holu znajdowały się drzwi do toalet.
_____Portier odwrócił się i zniknął na schodach.
- Kiedyś była tu szkoła – oznajmił profesor – Liceum.
- Tutaj? - Karol nie mógł sobie tego wyobrazić.
- Tak. Tam, gdzie teraz jest park, było kiedyś boisko. Grywaliśmy tam w piłkę.
- Chodził pan do tej szkoły? - zdziwił się chłopiec.
Profesor skinął głową.
- Przez trzy lata. Dawniej licea były trzyletnie. Teraz wszystko się zmieniło.
Ruszyli w stronę schodów.
- Budynek się rozpadał, nie było pieniędzy na remont. Liceum przeniesiono do nowoczesnego
budynku w centrum. Kilka lat temu ktoś kupił ten budynek, wyremontował, zamienił w bibliotekę i zniknął. Nikt nie wie, co się z nim stało. Wiadomo tylko, że zostawił na jej utrzymanie dużo pieniędzy. Dzięki temu biblioteka funkcjonuje.
_____Karol słuchał uważnie.
- Wiesz, nie każdy może tu wejść.
- Jak to? - zapytał.
- Aktualny właściciel biblioteki – pan Schulz, postanowił, że mogą z niej korzystać jedynie
osoby, które na to zasługują. Jest bardzo uparty. Każdy, kto nie posiada karty bibliotecznej zostaje przy wejściu zatrzymany przez portiera.
- A co trzeba zrobić, żeby dostać kartę?
- Trzeba przyjść z kimś, kto już własną ma. Dopiero wtedy można porozmawiać z panem
Schulzem.
- A pan przyszedł sam? - Karol był coraz bardziej zafascynowany.
- Byłem jednym z pierwszych bywalców biblioteki, kiedy jeszcze mógł korzystać z niej
każdy. Dostałem kartę, ponieważ jestem profesorem, a pan Schulz jest moim bliskim przyjacielem. Wiesz ta biblioteka różni się nieco od innych. Można znaleźć tu prawie każdą książkę wydaną przed dwutysięcznym piętnastym rokiem. Możesz z niej korzystać o każdej porze, w dzień i w nocy, ale musisz dowieść, że na to zasługujesz – profesor zamilkł, żeby sprawdzić, czy chłopiec rozumie. Uśmiechnął się. Karol wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Książki to źródło wiedzy – kontynuował pan Artur ruszając z miejsca – Dzięki nim możesz
poznać świat, przeżyć niesamowitą przygodę. Możesz znaleźć odpowiedzi na wiele nękających cię pytań. Niestety niektórzy tego nie doceniają. Nie szanują wiedzy zawartej w książkach. Pochłonięci życiem z dnia na dzień, własnymi problemami i zmęczeni pracą szukają rozrywki. Rozumiem ich doskonale, mnie też często pochłania codzienność. Ale oni... Oni oglądają telewizję, odwiedzają supermarkety. Wybierają najprostsze i najmniej wymagające rozrywki. Ja na szczęście wracam do tej biblioteki, do książek. Książki to wiedza...
- Książki to wiedza – powtórzył Karol.
_____Powtarzał to wielokrotnie przez kolejne dziesięć lat. Wiele razy wspominał swoją pierwszą rozmowę z profesorem. To dzięki niemu dostał własną kartę. Dzięki niemu pokochał tą bibliotekę i książki. Czasami zastanawiał się, jak potoczyłoby się jego życie, gdyby tamtego dnia nie uciekł babci podczas zakupów i nie wszedłby na dziedziniec.
_____Profesor umarł dokładnie siedem lat później. Wykryto u niego raka okrężnicy. Przez tydzień leżał w szpitalu, a pewnego dnia po prostu umarł. Zniknął tak samo nagle, jak pojawił się wtedy, na dziedzińcu.
_____W drzwiach powitał Karola, jak zwykle, człowiek w marynarce.
- Witaj Karolu. Ja samopoczucie?
_____Pan Stanisław pracował w bibliotece od początku jej istnienia. Każdego dnia witał przychodzących tym samym, ciepłym uśmiechem. Pytał o samopoczucie, proponował kawę, użyczał swojej gazety. Spokój tego starszego pana udzielał się wszystkim odwiedzającym bibliotekę.
_____Pan Stanisław mieszkał w południowej wieżyczce biblioteki. Wczesnym rankiem schodził do portierni, siadał w fotelu za kontuarem i czytał przy kawie gazetę. Zazwyczaj w ciągu dnia kilka razy przechadzał się korytarzem, aby, jak mówił: „rozprostować kości”. Czasami rozmawiał z przychodzącymi o polityce i teatrze, żartował i głośno się śmiał. Pan Stanisław był miłośnikiem teatru. Dwa razy w tygodniu, najczęściej w weekendy, ubierał odświętny garnitur i szedł do miasta, gdzie przy ulicy Targ Węglowy znajdował się budynek Teatru Wybrzeże.
_____Karol nie raz widywał go, zadumanego i tajemniczego, wracającego ze spektaklu. Uśmiechał się nadal, ale jego wzrok był nieobecny.
_____Dzisiaj wyglądał rześko.
- Dzień dobry – odpowiedział Karol – Czuję się dobrze, dziękuję.
_____Zawsze zastanawiał się, czy ma znaczenia to, co odpowie. Najchętniej nie odzywałby się wcale.
_____Karol nie potrafił rozmawiać z ludźmi. Nie rozumiał ich potrzeb, nie rozumiał słabości. Zawsze wydawało mu się, że mówią dużo i bez sensu.
_____Profesor często powtarzał, że ludzi nie trzeba rozumieć, tylko słuchać.
- Ludzie są skomplikowani – mówił – uczucia mieszają się w nich z logiką i nigdy nie wiadomo, co wypłynie na wierzch.
_____Raz opowiedział Karolowi o wykładowcach, którzy pracowali z nim na uniwersytecie.
- Ci ludzie są mądrzy. Mają ogromną wiedzę i doświadczenie. Żyją długo, a mimo to wciąż zabiegają o akceptację. Chcą być słuchani, pragną być szanowani. Cieszą się, kiedy mówi się o nich dobrze i denerwują się, kiedy mówi się o nich źle. Taka jest ludzka natura. Bardzo ciężko ją zmienić, a jeszcze ciężej zrozumieć.
_____Dlatego Karol słuchał. Nie rozumiał ludzi i nie próbował zrozumieć. Uśmiechał się, kiedy oni się śmiali, poważniał, kiedy oni poważnieli. Pan Stanisław kochał teatr, profesor kochał historię. A co kochał Karol?
- Na dworze już pada? - pan Stanisław usłyszał grzmot i bębniące o parapet krople – To pierwsza burza w tym roku... Niesamowite! Dopiero co zima przeszła. Ale to dobrze, ostatnio było gorąco, może teraz się ochłodzi. Niedługo trzeba będzie skosić trawę... Ach. Trzeba powiedzieć studentom.
_____Chłopak uśmiechnął się. W bibliotece, w ramach wolontariatu, pracowali studenci. Przychodzili kilka razy w tygodniu, układali książki, sprzątali korytarze, przyrządzali kawę i herbatę. Niektórzy mieszkali tu na stałe – na najwyższym piętrze w specjalnie przygotowanych w tym celu pokojach gościnnych. Dzięki temu biblioteka była otwarta całą dobę.
- Gdybyś czegoś potrzebował, daj znać – Pan Stanisław uśmiechnął się, poklepał Karola po ramieniu, wrócił za kontuar i zabrał się za czytanie czasopisma.
_____Chłopak ruszył na piętro.
Re: Bibliotekarz [obyczajowe-fantastyka]
2Powtarzanie informacji.Ulice były puste i ciche. Popołudniowe słońce zniknęło za chmurami przesłaniającymi niebo. Było duszno i zanosiło się na burzę.
Karol założył na głowę kaptur. Wokół panował spokój.
Tym opisom brakuje konsekwencji - Zanosi się na burzę. Gazetę porywa wiatr, nie wietrzyk. Ktoś spieszy do domu... ale:Drzewa szumiały, w powietrzu unosił się słodki zapach kwiatów. Ciepły wiatr porwał leżącą na chodniku stronę sobotniej gazety.
Do wakacji pozostał niecały miesiąc. Karol obiecał sobie, że wyjedzie nad jezioro, kiedy tylko odbierze świadectwo.
Autobus zniknął za rogiem, a gazeta odleciała w stronę placu Trzech Krzyży. Chłopak westchnął i ruszył przed siebie. Kiedy mijał skrzyżowanie, zauważył po drugiej stronie jezdni starego mężczyznę. Otulony ciemnozielonym płaszczem człowiek, przytrzymując na głowie kapelusz spieszył do domu. Za nim dreptało długouche psisko.
Spokój na ulicy, oznacza raczej leniwy dzień, kiedy nic się nie dzieje...Wokół panował spokój
Z tą informacją, że budynek jest biblioteką się zgodzę, mamy tutaj wspomnienie chłopca posiadającego tę informację.Uciekł babci podczas zakupów i wiedziony ciekawością wszedł na dziedziniec biblioteki.
Z tym już się zgodzić nie mogę. Nie jest to już wspomnienie starszego chłopca, chłopiec zabrał czytelnika w przeszłość i opowiada to, co widział, będą malcem. I stojąc wtedy na dziedzińcu, malec nie wiedział, że jest to bibilioteka, prawda?:Mały Karol, pochłonięty wizją, nie zauważył, kiedy drzwi biblioteki otworzyły się i z jej wnętrza wyłoniła się postać.
- Chcesz zobaczyć bibliotekę od środka? - zapytał mężczyzna.
- To jest biblioteka? - Chłopiec był zdziwiony.
Powtórzenia.Ściany holu były białe. W każdym rogu stała lampa z kloszem, a przy ścianach dwie czerwone kanapy i drewniany stół. Przy samym wejściu znajdowała się portiernia i drewniana szafka pełna kluczy. Po prawej stronie kilkanaście schodków prowadziło na piętro, a po przeciwnej znajdowało się duże pomieszczenie, w którym dwoje młodych ludzi – chłopak i dziewczyna – zapisywało coś w notesach. W głębi holu znajdowały się drzwi do toalet.
Bardzo dobrze potrafię sobie wyobrazić to miejsce, przynajmniej w sensie technicznym. Wiem, gdzie stoi stół, wiem, gdzie lampy itd. Czegoś tutaj jednak brakuje. Mianowicie klimatu. Bo chociaż szczegółowo opisałeś to miejsce, to nie pokazałeś wrażenia, jakie można mieć, kiedy się do niego wejdzie. Czerwony dywan i drewniany stół. Wiem, ale nie czuję.
Tę.Dzięki niemu pokochał tą bibliotekę i książki.
Nie "dzięki niemu pokochał", bo nie chodzi o to, że wywołał w nim to uczucie. Dzięki niemu miał szansę pokochać to miejsce.
Umarł tak samo nagle jak pojawił się w jego ŻYCIU, nie na dziedzińcu - tydzień do dość długi okres czasu, w porównaniu z tą chwilą.Profesor umarł dokładnie siedem lat później. Wykryto u niego raka okrężnicy. Przez tydzień leżał w szpitalu, a pewnego dnia po prostu umarł. Zniknął tak samo nagle, jak pojawił się wtedy, na dziedzińcu.
Rym.Chcą być słuchani, pragną być szanowani.
Tekst się czyta dobrze. Przez cały czas wiedziałam o czym piszesz i widziałam miejsca, które opisujesz. Bardzo dobrze przedstawiłeś chłopca - jego początkowe wahanie, potem fascynacja, a także przywiązanie do biblioteki są wiarygodne i przekonywające. Nie gorzej jest z pozostałymi bohaterami. Gorzej natomiast jest z opisaniem relacji, jakie były między tymi ludźmi. Jest jedynie zarysowany szacunek chłopca do starszego mężczyzny, właściwie, to chłopiec tylko o tym wspomniał.
Całość zapowiada się ciekawie. Z chęcią weszłabym z chłopcem na piętro biblioteki, żeby odkryć to, co on już wie.
Popracuj nad klimatem w tekście, początek przydałoby się dopracować. Również klimat gmachu biblioteki kuleje - jak dla mnie, jest zbyt lekki.
Podobało mi się.
Pozdrawiam.
4
powtórzenie, zamiast pierwszego Karola można wstawić np malca.Kucu.qu pisze:pan Artur wskazał Karola – Ma na imię Karol.
Przytłoczyłeś mnie troszkę opisem budynku. Niby to było czytelne, ale dla mojej wyobraźni za mało plastyczne, żebym to zobaczył. Jednak u mnie z tym elementem zawsze najgorzej. Sam przez to unikam zawiłych opisów, bo nie potrafię ich dobrze przedstawić, tak, jak nie mam zdolności, by je odczytać i przetworzyć. Nieliczni autorzy jednak do mnie trafiają, a to oznacza, że jednak można to zrobić lepiej.
Zaintrygował mnie fakt, że opowieść dzieje się w przyszłości. Niestety to jedyny taki moment w całym tekście, który przykuł moją uwagę.
Nie jest to napisane źle, ale brak w tym iskry. Monotonny opis, troszkę nużący - nie wciągnął mnie. Niby wszystko jest dobrze, ale nie na tyle, bym czytał z zainteresowaniem.
Jak wspomniała mamika, chłopiec prowadzony jest dobrze - reszta postaci nijaka.
Nie wiem, w którą stronę tekst miał iść dalej, jednak początek nie zachęca do dalszej lektury.
Całość poprawna, bez rażących wpadek, ale i bez ognia. Ode mnie - dostatecznie.
Pozdrawiam.
Dariusz S. Jasiński