Jakiś czas temu, po prostu chciałam coś napisać. Od razu mogę zaznaczyć, że są to bardziej opisy (z nagminną ilością przymiotników), niż opowiadanie, dlatego też zachęcam do przeczytania tylko tych, co mają cierpliwość i czas ^ ^
Przepraszam, że nie sklasyfikowałam tego do odpowiedniego gatunku, ale miałam z tym ogromny problem. Buźki.
Jesienny romans
„Słowo, które nie jest wypowiedziane
jest słowem, którego nie można powtórzyć
nie można się go nauczyć, ani imitować,
póki więc nie otworzą się usta,
nie otworzą się rzeki,
nie otworzą się rany,
nie otworzą się umysły,
nie otworzy się raj…”
(Krzysztof Pieczyński)
Istnieją cztery rodzaje gwiazd.
Te, które beztrosko błyszczą na niebie każdej nocy, nazwano szczęściem. Mniejsze i blednące, emanują smutkiem i tęsknotą, ale odnalazły dom i teraz czekają na swój czas, dlatego przypisano im cierpliwość. Nieliczne straciły blask wędrując od południa na północ, kiedyś znów rozbłysną, bo drzemie w nich nadzieja. Ostanie chociaż zapisane w kartach historii na końcu, są początkiem wszystkiego.
Pewnej nocy samotna gwiazda błądząc od lat, zapragnęła dać komuś swoje szczęście, cierpliwość i nadzieję, które chowała przez wieczność. Ponieważ nigdy nie znalazła miejsca na niebie, zeszła na ziemię, ogrzewając ludzkie serce.
Teraz chowają się w dłoniach i spełniają marzenia, są jak przeznaczenie.
Szczęście
Lato minęło bezpowrotnie, a jesień snuła melancholijny urok wprawiając w taneczny wir pożółkłe już liście. Ulica mokra od łez zagubionych aniołów, dawno opustoszała. I tylko pobliska latarnia otulała swym światłem, nieme przedstawienie. Tego wieczoru zapach malinowej herbaty przyniósł wspomnienie ostatniego spaceru o zachodzie słońca, wśród drzew jabłoni i szumu letnich rozmów. W rzeczywistości noc dawno pojmała miasto w objęcia kolorowych snów, a ona w barwach zieleni szukała spadających gwiazd. Wełniany koc delikatnie drapał jej smukłe ramiona, jedną z dłoni przecierała oszklony obraz, który wciąż zachodził mgłą od parującej herbaty. Obok leżał stary i zaplamiony tomik, zapisany strofami o niebieskich ciałach, które autor dźwięcznie nazwał dziećmi księżyca. Czarny kot zwinnym susem wskoczył na parapet, gdzie jego pani pogrążona w otchłani marzeń, powoli odchodziła do krainy snu. Rozumieli się bez słów. Osunęła się niżej, podkładając poduszkę pod głowę i zaprosiła przyjaciela jednym skinięciem ręki. Po chwili oboje wpatrywali się w granatowe niebo, a potem zasnęli dzieląc się swoim ciepłem.
Nocą, prócz deszczu rytmicznie uderzającego w szybę, ktoś zapukał.
Gdyby tylko otworzyła dłonie…
Cierpliwość
Chłodny wiatr strąca z drzew ostatnie liście. Zatłoczoną ulicą spaceruje młody mężczyzna. Kilka lat temu do reszty oddał się nowemu życiu. Skończył studia i znalazł dobrze płatną pracę. Żył w świecie wielu sprzeczności. Nie przeszkadzało mu puste mieszkanie i cisza rozbrzmiewająca co wieczór. Często wychodził z domu, pozwalał sobie na rozrywkowe spotkania, moment wytchnienia. Mógł mieć każdą kobietę, jednakże nie spotykał się z nimi. Liczył się kolejny projekt, podróż za ocean i nowe perspektywy. Smutek, który wypełniał jego duszę, rzadko pozwalał na szczery uśmiech. Często po prostu udawał kogoś, kim nie był. Rankiem coś w nim pękło, zapragnął słów zmieniających sople lodu w ogień pożądania. Dotyku dłoni i leku na tęsknotę.
Gdyby, tylko poczekał…
Nadzieja
Tamtego dnia wyszedł wcześniej z pracy. Jak co tydzień zrobił zakupy w pobliskim sklepie i udał się na przystanek, gdzie piętnaście minut później pojawił się powrotny autobus. Dostrzegł ją od razu.
Siedziała na kamiennym murku i przyciągała swoim zachowaniem, zapewne niejedno spojrzenie.
Raz za razem rzucała na ziemię okruchy chleba, dokarmiając zmarznięte zwierzęta. Było w tym coś wyjątkowego i zabawnego. Ona jak gdyby nic, uparcie przeganiała gołębie, troszcząc się o najmniejsze ptaszyny. Wiatr delikatnie muskał ciemne włosy, które swobodnie opadały na jej twarz. Uśmiechała się do siebie. Przed przyjazdem autobusu zrozumiał, czemu tak często w ciągu ostatnich minut zawieszał wzrok na młodej kobiecie. Wszystko dlatego, że ona robiła dokładnie to samo. Ukradkiem zerkała na niego, by po chwili odwrócić się w inną stronę.
Oboje zmierzali w tym samym kierunku.
O tej porze większość ludzi śpiesznie pędziła do domu. Przez niespełna godzinę stali tak blisko siebie, że pragnął wpleść dłonie w jej lśniące włosy, dotknąć bladych policzków i zatopić się w spojrzeniu pełnym zielonych i brązowych odcieni. Częstotliwość ukradkowych spojrzeń z minuty na minutę rosła. Czuł się jak nastolatek, przeżywający pierwsze zauroczenie. Chciał zapytać, który most dzisiaj przekroczą, zatańczyć w świetle księżyca i tak żyć do końca.
Przystanek na którym wysiadała, zdał się końcem wszelakich wyobrażeń. Delikatne dłonie sięgnęły po kolorowe torby, które położyła gdzieś obok. On wszystko widział i wiedział co się stanie. Złapał ją w pasie i mocno objął, cały świat zawirował.
Potem była tylko ciemność.
Gdyby los dał im szansę…
Przeznaczenie
Kiedy otworzyła oczy, czerwone plamy zlały się w jedną falę łez. Ludzkie wrzaski i wycie syren tętniło mocno w jej głowie, przyprawiając o silny ból. Próbowała wstać, ale na całym ciele czuła ciężar i dokuczliwy skurcz. Nagle zdała sobie sprawę, że gdzieś głęboko, obrazy wspomnień z ostatnich lat płoną i parzą od środka.
- Boże - cicho szeptała, w nadziei że wszystko jest tylko snem, nocnym koszmarem. Za chwilę obudzi się, pójdzie do parku nad staw, nakarmić kaczki. Przeczyta kolejny tomik poezji i wróci do domu, gdzie czekać będzie gorące kakao i śliwkowe powidła.
Łza spłynęła po policzku. Dopiero wtedy poczuła silny ucisk.
Ciepło i ciche tętno bijącego blisko serca. Leżał obok niej. Nie chciała patrzeć na bordową ciecz otulającą jego ciało. Dotknęła policzka, wciąż ciepłego, żył.
W sercu i duszy dziękowała Bogu. Wtedy obdarował ją uśmiechem. Pierwszym, prawdziwym od lat. Miała tyle pytań, tyle wątpliwości. Zaklinała wszystko w co wierzyła, prosiła i błagała. Patrzyła na gasnące życie i złożyła ciepły pocałunek na jego ustach.
Gdyby cofnąć czas…
Pewnego letniego poranka, zauroczona wiosenną aurą, przysiadłam na starej ławce w parku. Spoglądałam przed siebie, całkiem zahipnotyzowana, kiedy usiadł obok mnie sędziwy staruszek i zaczął opowiadać. Z początku, pomyślałam, że mówi sam do siebie, ale żyjąc ciekawością świata, człowiek zupełnie zatraca się w pięknie dobranych słowach. Pisząc o tym, trudno oddać to co wtedy czułam, pamiętam tylko rozczarowanie kiedy rozbrzmiała cisza…
- I to wszystko? - spytałam.
- Nigdy nie lubiłem smutnych zakończeń, może dlatego nie chciałem poznać tego, co mogło być dalej. Staruszek uśmiechnął się, wyjął z kieszeni owocowe cukierki i wyciągnął dłoń w moją stronę.
- To nie sprawiedliwe – odrzekłam, niczym małe dziecko, obrażona na cały świat. Poczęstowałam się jednym cukierkiem i podziękowałam, a on tylko roześmiał się i ruszył przed siebie.
Potem, odwrócił się na chwilę i zadał pytanie, na które nigdy nie znalazłam odpowiedzi...
- Czy byłoby sprawiedliwym, gdyby tych dwoje, odnalazło miłość, tuż przed zakrętem, za którym schody, prowadzą już tylko do nieba?
Koniec.
2
Zżarło mi. Bezczelnie zżarło.
A nie lepiej "Pewnej nocy, samotna, błądząca od lat gwiazda, zapragnęła dać komuś..."?
Banał, aż miło. To znaczy niemiło. I brzydko.
No i końcówka mi się nie podoba. Takie dosłowne: los nie da im szansy.
Kto? Bóg obdarował ją uśmiechem?
Masz problem z przecinkami. I to duży. Ćwicz.
Opisy są w miarę OK, ale gdzie tu jesienny romans?
[ Dodano: Pon 15 Mar, 2010 ]
A w ostatnim zdaniu zostaje tylko przecinek po "gdyby".
[ Dodano: Pon 15 Mar, 2010 ]
Pardą - przed "gdyby"
Ładne rozpoczęcia, świetny dobór słów i ogólnie piękne wprowadzenie. Ale zacytowany fragment leży pod stołem i jęczy, bo został przeze mnie brutalnie kopnięty. Bo zgrzytał okropnie.Pewnej nocy samotna gwiazda błądząc od lat, zapragnęła dać komuś swoje szczęście, cierpliwość i nadzieję, które chowała przez wieczność. Ponieważ nigdy nie znalazła miejsca na niebie, zeszła na ziemię, ogrzewając ludzkie serce.
Teraz chowają się w dłoniach i spełniają marzenia, są jak przeznaczenie.
A nie lepiej "Pewnej nocy, samotna, błądząca od lat gwiazda, zapragnęła dać komuś..."?
"Już" można się pozbyć.Lato minęło bezpowrotnie, a jesień snuła melancholijny urok wprawiając w taneczny wir pożółkłe już liście.
Ulica mokra od łez zagubionych aniołów, dawno opustoszała.
Banał, aż miło. To znaczy niemiło. I brzydko.
Bez przecinka.I tylko pobliska latarnia otulała swym światłem, nieme przedstawienie.
"A ona"? Co za "a ona"?W rzeczywistości noc dawno pojmała miasto w objęcia kolorowych snów, a ona w barwach zieleni szukała spadających gwiazd.
Ładne. Bardzo.Gdyby tylko otworzyła dłonie…
Bez przecinka.Gdyby, tylko poczekał…
"Siedziała na kamiennym murku, a swym zachowaniem zapewne przyciągała niejedno spojrzenie" - lepiej.Siedziała na kamiennym murku i przyciągała swoim zachowaniem, zapewne niejedno spojrzenie.
To brzmi, jakby tych zwierząt było tam multum. Ba! Jakby siedziała w lesie.Raz za razem rzucała na ziemię okruchy chleba, dokarmiając zmarznięte zwierzęta.
Bez "gdzieś". Po "wiedział" przecinek.Przystanek na którym wysiadała, zdał się końcem wszelakich wyobrażeń. Delikatne dłonie sięgnęły po kolorowe torby, które położyła gdzieś obok. On wszystko widział i wiedział co się stanie. Złapał ją w pasie i mocno objął, cały świat zawirował.
Potem była tylko ciemność.
No i końcówka mi się nie podoba. Takie dosłowne: los nie da im szansy.
"Szeptała" sugeruje, że robiła to od dłuższego czasu. Niby też by mogło być, ale "szepnęła" wyszłoby lepiej.- Boże - cicho szeptała, w nadziei że wszystko jest tylko snem, nocnym koszmarem.
Po czyim policzku? Kozy? No i kto poczuł silny ucisk? Łza?Łza spłynęła po policzku. Dopiero wtedy poczuła silny ucisk.
lepiej "Dotknęła wciąż ciepłego policzka. Mężczyzna żył"Dotknęła policzka, wciąż ciepłego, żył.
.W sercu i duszy dziękowała Bogu. Wtedy obdarował ją uśmiechem
Kto? Bóg obdarował ją uśmiechem?
Facet przychodzi, zaczyna gadać do obcej osoby? Taa, pewnie...Pewnego letniego poranka, zauroczona wiosenną aurą, przysiadłam na starej ławce w parku. Spoglądałam przed siebie, całkiem zahipnotyzowana, kiedy usiadł obok mnie sędziwy staruszek i zaczął opowiadać. Z początku, pomyślałam, że mówi sam do siebie, ale żyjąc ciekawością świata, człowiek zupełnie zatraca się w pięknie dobranych słowach. Pisząc o tym, trudno oddać to co wtedy czułam, pamiętam tylko rozczarowanie kiedy rozbrzmiała cisza…
No właśnie. Mogłaś coś opisać; co mówił?- I to wszystko? - spytałam.
"niesprawiedliwe" razem.- To nie sprawiedliwe – odrzekłam, niczym małe dziecko, obrażona na cały świat.
Masz problem z przecinkami. I to duży. Ćwicz.
Opisy są w miarę OK, ale gdzie tu jesienny romans?
[ Dodano: Pon 15 Mar, 2010 ]
A w ostatnim zdaniu zostaje tylko przecinek po "gdyby".
[ Dodano: Pon 15 Mar, 2010 ]
Pardą - przed "gdyby"
3
Przecukierkowane, przepoetyzowane, egzaltowane, pensjonarskie, harlequinowate.
Bardzo niefajnie pisać takie rzeczy ludziom, którzy jak Raxe mają całkiem sporo do powiedzenia, całkiem przyzwoite możliwości pisania i marnują to na tworzenie takich tekstów. Kicz jest super. Te poszczególne zdania jakby je powstawiać pojedynczo w fabułe bardziej zwartą, poważniejszą, wciągającą w jakąś sensowną akcję - byłyby całkiem fajne. W takiej masie powodują wrażenie puchnięcia słów, które
nie otworzą rzek,
nie otworzą ran,
nie otworzą umysłów,
nie otworzą raju
na języku.
Bardzo niefajnie pisać takie rzeczy ludziom, którzy jak Raxe mają całkiem sporo do powiedzenia, całkiem przyzwoite możliwości pisania i marnują to na tworzenie takich tekstów. Kicz jest super. Te poszczególne zdania jakby je powstawiać pojedynczo w fabułe bardziej zwartą, poważniejszą, wciągającą w jakąś sensowną akcję - byłyby całkiem fajne. W takiej masie powodują wrażenie puchnięcia słów, które
nie otworzą rzek,
nie otworzą ran,
nie otworzą umysłów,
nie otworzą raju
na języku.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
4
od - do, z - naRaxe pisze:od południa na północ
A to tak wolno sobie zmieniać podmiot? Jacy oni? Ciągniesz tekst, to pilnuj tego, bo za chwilę jest to samo.Raxe pisze:Ponieważ nigdy nie znalazła miejsca na niebie, zeszła na ziemię, ogrzewając ludzkie serce.
Teraz chowają się w dłoniach i spełniają marzenia, są jak przeznaczenie.
Snuć urok? Mnie się to nie podoba, ale może się mylę.Raxe pisze:snuła melancholijny urok
Bez przecinkaRaxe pisze:I tylko pobliska latarnia otulała swym światłem, nieme przedstawienie.
Mógł mieć każdą kobietę, ale nie spotykał się z żadną.Raxe pisze:Mógł mieć każdą kobietę, jednakże nie spotykał się z nimi.
Tu znów gubisz liczbę. Każda kobieta określa dowolną - jedną kobietę.
Przykład: w każdy piękny dzień, a nie w każdy piękne dzień.
Co za ona? Opisujesz sobie jesień i nagle wyskakujesz mi z jakąś postacią. Królik z kapelusza. Wprowadź ją jakoś, bo zgrzyt jest straszny.Raxe pisze:Lato minęło bezpowrotnie, a jesień snuła melancholijny urok wprawiając w taneczny wir pożółkłe już liście. Ulica mokra od łez zagubionych aniołów, dawno opustoszała. I tylko pobliska latarnia otulała swym światłem, nieme przedstawienie. Tego wieczoru zapach malinowej herbaty przyniósł wspomnienie ostatniego spaceru o zachodzie słońca, wśród drzew jabłoni i szumu letnich rozmów. W rzeczywistości noc dawno pojmała miasto w objęcia kolorowych snów, a ona w barwach zieleni szukała spadających gwiazd.
Raxe pisze:śpiesznie pędziła
dobrze, że nie wlokła się wolno. Śpieszyła, albo po prostu pędziła.
Jest w tym nawet jakiś potencjał, ale całość przedstawiona jest w taki sposób, że nie za bardzo da się to czytać. Żeby zrozumieć, co autor miał na myśli trzeba się przebijać przez krótki tekst z wysiłkiem nie mniejszym niż przy "Bezsenności" Kinga. Piszesz sobie piękny początek, ładnie dobierasz słówka, a że całość jest pozbawiona sensu - raczej się tym nie przejmujesz. Potem dostajemy wyrwane fragmenty czyjegoś życia. Wreszcie łączysz obie osoby, zabijasz i podajesz jakiś bełkot na końcu. Niestrawne.
Nie podobało mi się. Przerost formy nad treścią, a ta, przy innym, ciekawym stylu pisania nadaje się na tekst który może naprawdę poruszyć. Lubuję się w takich opowieściach, więc wiem, co piszę. W tej formie jest nie do przyjęcia.
Ogólnie - miernie. Masa błędów - poważnych gramatycznych, styl niestrawny, ciekawy pomysł na opowieść. Ale sam pomysł to za mało.
Dariusz S. Jasiński
6
I to, niestety, widać. Pisane dla samego pisania i czyta się to dla samego czytania. Wszystko jest ładne, gładkie, słowa bez większych zgrzytów przepływają przez umysł - przekoloryzowane, ale jednak gładkie - i to jest wszystko, bo nic specjalnego poza tym językiem tekst w sobie nie ma... tak naprawdę, to ma, ale tego nie widać - utrudniasz czytelnikowi odbiór, pisząc z tą całą koloryzacją. Nie zawsze wiadomo, co chciałaś powiedzieć i trzeba się wracać, czytać raz jeszcze i chwilę podumać.Jakiś czas temu, po prostu chciałam coś napisać.
Pomysł jest, ale gdzieś pod spodem.
Niestety, bez pozytywnych wrażeń.
Pozdrawiam.
7
Dziękuję za wszystkie opinie. Jakby nie patrzeć zgadzam się z nimi, styl i forma są bardzo nieudane. Rzadko coś piszę, chociaż wciąż o tym marzę. Niestety taka moja natura. Odrobiny tego kunsztu władania piórem mi pożałowano, za to wyobraźni dano zbyt wiele. Pomysłów mam tysiące, wystarczy spojrzeć na rysunek i tli mi się w głowie nowa opowiastka. Kij jej w oko, bo na papier przelać tego nie mogę 
I tak motam się, zastanawiając jak to wykorzystać. Kiedyś na pewno coś wykombinuje, a póki co zostanę w ukryciu, przy czytaniu innych prac ^ ^
djas stokrotne dzięki, że wychwyciłeś spośród tego chaosu, to co próbowałam przekazać.
Buźki, R.

I tak motam się, zastanawiając jak to wykorzystać. Kiedyś na pewno coś wykombinuje, a póki co zostanę w ukryciu, przy czytaniu innych prac ^ ^
djas stokrotne dzięki, że wychwyciłeś spośród tego chaosu, to co próbowałam przekazać.
Buźki, R.
"Nawet najdalsza podróż, zaczyna się od pierwszego kroku."