CALYPTO rozdział 1

1
Tekst zawiera wylgaryzmy!

Link do prologu:

http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopi ... 7681#71683

Rozdział I


Dwa tygodnie później...

Budzik głośno dzwonił, wskazując godzinę ósmą. Domagał się uwagi ze strony właściciela, który nie był nim zbytnio zainteresowany. Mężczyzna niespokojnie przekręcił się na bok i po omacku wyczuł dłonią natarczywy cel. Zaspanymi jeszcze oczami spojrzał na kalendarz.
15 sierpnia 2020 rok.
Leniwie sięgnął po ubrania, które składało się z białej, bawełnianej bluzki, niebieskiej kurtki i dżinsów. Ubrał się, po czym wyszedł na balkon. Nie zajęło mu to długo, gdyż mieszkanie było małe. David posiadał jedynie małą kuchnię, do której wchodziło się przez pokój. W przedpokoju znajdowały się drzwi do sypialni, a naprzeciwko do łazienki.
W jego ciasnym mieszkaniu przeważała jasna zieleń, jedynie kuchnia była biała.
David ubrany w strój do pracy wyszedł na mały balkon.
- Kolejny zakichany dzień w Crow City - odparł z ironią. Miał przyjemny wibrujący głos o metalicznym brzmieniu. Lekki wietrzyk powiał po jego trzydniowym zaroście, dając nowe tchnienie do życia. Uczucie senności znikło na dobre.
David był gliniarzem, należącym do oddziału E.C.T., gdzie pracował dobrych parę lat. David Brown miał dwadzieścia pięć lat. Często z nudów chodził na siłownie policyjną, przez co wyrobił sobie silne mięśnie. Był szczupły, nie jadł zbyt wiele, ale uwielbiał pizzę z podwójnym serem i salami, to nią mógł obiadać się godzinami.
Tego dnia czuł się trochę zamroczony, dołujące uczucie trzymało go już od wczorajszego popołudnia. Nawet zrezygnował z golenia się. „Nic się nie stanie, jeśli się dzisiaj nie ogolę” - pomyślał. W łazience spojrzał w lustro, ujrzał w nim młodego mężczyznę o brązowych włosach i zielonych oczach. Okrągły nos nadawał mu uroku, tak przynajmniej mówiły koleżanki z pracy, nigdy nie uważał siebie za cud natury, ale wydawało mu się, że podoba się kobietom, choć jak na razie nie miał żadnej. Teraz miał, co innego na głowie, jednak nie zaprzestał się nimi interesować.
Poszedł do kuchni i nastawił wodę na kawę, bez której nie mógł poprawnie funkcjonować. Filiżanka dobrej, mocnej kawy to dla niego akumulator na cały dzień.
Podszedł do telewizora, zabrał z niego pilot i włączył na wiadomości. Wrócił do kuchni, gdy czajnik zaczął gwizdać.
„...Jak szybko zarobić pieniądze? Dowiesz się po wiadomościach...”
David z kubkiem w ręku patrzył na wiadomości, oglądał je rzadko, nie miał na nie czasu i nie za bardzo interesowały go sprawy polityczne, natomiast spraw kryminalnych miał aż nad to.
„... Kolejne zaginięcie osoby w pobliżu rzeki Hudson, w pobliżu opuszczonego dworu, plotki mówią o seryjnym mordercy. Choć policja ostrzega miejscowych studentów przed wchodzeniem do lasu, to młodzi ludzie i tak zapuszczają się w głąb puszczy...”
- Nie mogę tego słuchać! - powiedział i wyłączył telewizor. Wziął ostatni łyk i odstawił kubek z niedopitą kawą. Nie lubił słuchać o tych bzdetach, już i tak miał ich dosyć w pracy. Poszukał kluczy, które - jak się okazało - leżały na fotelu i wyszedł z mieszkania. Przekręcił klucz w drzwiach i szybko zszedł po schodach na ulicę. Rozglądnął się po ludziach idących po chodniku.
Wtedy to ujrzał o rok młodszą od niego dziewczynę o ładnych czarnych włosach i szczupłej sylwetce. Właśnie wychodziła z tych samych drzwi, co on przed chwilą.
- Cześć Anita! – zawołał David, witając swoją sąsiadkę z na przeciwka.
- Och, cześć! – podeszła do niego. Była ubrana w krótką białą bluzkę i ciemnozielone spodenki, ledwie zakrywające gładkie kolana. Miała krótkie włosy, a w nie wpięta czerwona opaska. Wyglądała naprawdę prześlicznie. – Co tam u ciebie słychać? – spytała skromnie uśmiechając się anielsko. Lekki wiatr wtopił się w jej włosy, rzucając ich zapach w twarz Davida.
- U mnie? – Poczuł jak się rumieni. – Jakoś to leci. Wiesz, ta robota może każdego wykończyć.
Anita jeszcze raz się uśmiechnęła. David już od dłuższego czasu nie widział jej twarzy, był zbyt zajęty pracą. – Może cię podwieźć? – Te słowa same wyskoczyły z jego ust, dziewczyna dostrzegła czerwony rumieniec.
- Dziękuję. Kochany jesteś. – Trzymając dżinsową torebkę w ręce, weszła do samochodu, siadając na przednim siedzeniu. Nie zapięła pasów. David usiadł obok, trochę spięty tym wszystkim. Rzadko z nią rozmawiał, bardzo lubił Anitę, nawet bał się, że coś do niej czuje, dlatego często unikał bezpośredniego kontaktu. Nie potrafił dobrze zachowywać się w towarzystwie kobiety, szczególnie przy Anicie, która zręcznie operowała męskimi umysłami. Anita Wilson, była studentką Wyższej Szkoły Prawa i Administracji. Odbywała staż właśnie w pracy Davida, często siedząc w towarzystwie jego drużyny, która doskonale wiedziała o uczuciach kolegi. Tylko w pracy Brown potrafił ukryć, to, co nakazywało mu serce i tam potrafił funkcjonować normalnie. Często śmiali się razem, że Anita kiedyś dołączy do zespołu. Była taką nierodzoną siostrą, której bardzo brakowało Davidowi, być może, dlatego okazywał jej taką czułość. Sam nie do końca wiedział, jakie uczucia w nim goreją, być może to tylko braterska miłość, lecz wniosek był jeden, dobrze czuł się w jej towarzystwie, więc nie do końca rozumiał, dlaczego nie chciał się z nią widzieć. Ona była taką miłą , niekonfliktową osóbką, potrafiącą rozwiązać każdy problem. Bardzo chciała się uczyć, zdobyć szerszą wiedzę, pewnie, dlatego poszła na studia, on natomiast ukończył zaledwie szkołę średnią i miał ogromne szczęście, że został przyjęty. Barry potrzebował kogoś takiego jak on. David myślał, że Anita pewnie zostanie prawnikiem, wszystko na to wskazywało, za bardzo kochała prawo.
- Jak tam w szkole? – powiedział ojcowskim głosem, przez co zrobiło mu się trochę głupio.
- W sumie nic szczególnego. – Mówiąc to, tkała taką ciekawą melodię. – Letnia szkoła jest do bani, lecz za kilka dni mamy zamiar z przyjaciółmi pojechać na małą wycieczkę.
- Do prawdy? Mogę wiedzieć gdzie?
- Nad rzekę. Tu nie daleko – odparła spokojnie słodkim głosem. – Umówiłam się z nimi koło posterunku.
David jechał główną ulicą mijając, jak co dzień te same kamienice, sklepy i bary. Wszystko wyglądało takie smutne i szare, jak krople jesiennego deszczu. Ulubionym miejscem Browna był niedawno wybudowany pub „U Byka”, gdzie często spędzał wieczory z kumplami, by czasem sobie wypić. Nie przepadał zbytnio za alkoholem, ale uznawał piwo. Crow City jest naprawdę wielkim miastem, jednym z największych, a na pewno najpiękniejszym miastem w Ameryce. Nazwę swą nosi od rodziny Crowów - rodu, który założył to miasto w piętnastym wieku.
Miasto dzieli się na cztery główne dzielnice: północną, południową, wschodnią i zachodnią.
Dzielnica północna jest najstarszą dzielnicą, potocznie zwana „czarną”. To od jej strony rozchodzi się ogromny las, do którego ludzie boją się chodzić. Kiedyś, ponoć uchodziły tam czarownice, by dokonywać swoich makabrycznych rytuałów. W XVI i XVII wieku dochodziło tam do masowych mordów. Dlatego las jest oddzielony potężnym murem i tylko jedna brama pozwala tam wejść. W późniejszym czasie nie zrobiono kolejnych dróg do lasu z powodu przesądów. W tej dzielnicy znajdują się niemal identyczne domki jednorodzinne, ułożone równomiernie, podobnie jak w większości amerykańskich osiedli. Tam też stoi stary dom Crowów, wspaniała zabytkowa posiadłość, jednak jest to tylko atrakcja, prawdziwy dom rodziny stał gdzieś głęboko w lesie. Takie są plotki. Tu każdy jest dla siebie uprzejmy, ludzie znają się nawzajem, jest to zupełnie inny świat niż ten, którego dzieli zaledwie kilka ulic dalej.
Dzielnica wschodnia i zachodnia są najbardziej rozwinięte pod względem przemysłowym. Od części północnej oddziela je ulica Lincolna. Te dwie części miasta nigdy nie śpią. Za dnia wszyscy gdzieś gonią, zaprzątnięci nudnymi sprawami. Nikt się do nikogo nie odzywa, każdy uważa się za lepszego od innych, ale tak już jest w ogromnych metropoliach. W nocy, całe miasto błyszczy od neonów, reklam i reflektorów aut, prześcigających się nawzajem na szerokich autostradach. Przypomina to trochę Tokio, gdzie nie odróżnia się dnia od nocy. W dzielnicy wschodniej, natomiast, mieszczą się ubogie kamienice oddzielone ciasnymi uliczkami, małe dzieci biegają po chodnikach, rysując kredą po ulicy. Tu panuje rytm muzyki hip hopu i rapu, którego często można usłyszeć za dnia. Duża ilość mieszkańców jest zastraszona przez uliczne gangi. Za to w zachodniej mieszczą się głównie drapacze chmur, ogromne firmy, narzucające swoje zasady innym. Są tu też szerokie bloki i place zabaw, dla ludzi nieco bardziej bogatszych. Najczęstszym tematem do rozmów są interesy i plotki o sąsiadach z drzwi obok. Matki siedzą na ławkach plotkując w najlepsze, gdy ich małe urwisy rzucają się na huśtawki jak na zwierzynę. W samym centrum tej dzielnicy jest ogromny Garden Park, gdzie często w niedzielne popołudnie schodzą się rodziny na piknik, podziwiając wspaniałe dary natury. Park jest ogromny, nie czuć spalin z ulicy, pachnie tu jedynie zielenią.
Dzielnica wschodnia graniczy z zachodnią ulicą Roosevelta.
Najdalej - bo oddzielona dwoma mostami - jest dzielnica południowa. Ta część jest wyspą, na którą można dostać się jedynie przez most. Ten starszy nosi nazwę „Most Wyzwolenia”, natomiast drugi, młodszy „Most Nadziei”. Ten drugi został tak nazwany, gdyż przy jego budowie zginęło wielu robotników, rodziło się też wiele komplikacji, przez co obawiano się, że most może nie wytrzymać.
Dzielnica południowa jest częścią najbogatszą, zamieszkiwaną przez najbardziej wpływowych ludzi w mieście. Znajdują się tam wspaniałe hotele pięciogwiazdkowe, specjalnie dla bogatych turystów. Z każdego kąta wyrastają jak po deszczu ekskluzywne kawiarnie i kina. Ulice są ozdobione marmurowymi pomnikami. Tu nikt się nie śpieszy. Wyspę otaczała rzeka Hudson, która płynęła tu z Nowego Jorku.
Miasto jest ogromne, gdzie mieszają się różne kultury, wierzenia, rasy. Jest Mekką turystyki. David mieszkał w tym mieście, w dzielnicy wschodniej, właśnie przejeżdżał przez 28th Street. Wiele budynków zburzono, a w ich miejscu postawiono nowe. David szczerze nie znosił tego miasta, było przesączone jak gąbka wszystkim, co złe i brutalne. Dlatego został policjantem, by pomagać.
Przejeżdżając koło 54 ulicy, włączył radio.
„... Kolejne osoby zaginęły w pobliżu rzeki Hudson, policja rozkłada ręce. Czyżby morderca był nie uchwytny? Sprawą tą od dawna zajmuje się oddział E.C.T.. słynący z najlepszych ludzi w tym mieście. Pan Barry nadal ostrzega studentów przed nieprawdziwymi plotkami o nawiedzonym dworze w środku lasu.”
David wyłączył radio. Cicho patrzył przed siebie, starał się nie patrzeć na Anitę. Miał doskonałą świadomość, że dziewczyna patrzy na jego twarz. Skręcił na ulicę Lincolna, gdzie mieścił się posterunek.
- To trochę straszne. Te wszystkie zdarzenia przyprawiają ludzi o dreszcze. To w końcu musi się skończyć jak najszybciej – powiedziała, gdy właśnie zatrzymali się przed posterunkiem. Pożegnała policjanta pocałunkiem w policzek, po czym ruszyła w swoją stronę.

* * *

- Cześć Craig, witaj James. - David powitał swoich kolegów z grupy. Wszyscy byli w swoim biurze, biurze drużyny BETA. - Anita ma tu dziś zaglądnąć? Zane już wyzdrowiał?
- Mówiła, że przyjdzie - odparł Craig.
- A Zane siedzi w szpitalu, jeszcze nie doszedł do siebie - dodał James.
Craig był grubym rudzielcem z brodą, natomiast James był wysportowanym kruczoczarnym mężczyzną z mocno zarysowanymi rysami twarzy i kozią bródką. Oboje byli oddanymi przyjaciółmi Davida.
- Słuchajcie! - krzyczał z daleka ich kolega. – Mamy kolejne morderswo!
David wybiegł do głównej sali. Przebiegł obok wapiennej fontanny.
Stała ona w samym środku holu, miała kształt syreny trzymającej na ramieniu wazon, z którego lała się woda. Zaraz za nią mieściła się rejestracja. Niektórzy policjanci chodzili po balkonach dwóch wyższych pięter. Cała hala miała odcień zgniłej zieleni. Od dawna wymagała położenia nowej farby.
- Kurwa! – krzyczał szef policji, depcząc nerwowo posadzkę. Był tym bardzo przejęty, w końcu to psuło jego nieskazitelną reputację. W tej chwili podeszli do niego członkowie drużyny BETA. Barry spróbował dyskretnie ukryć swój gniew. – Słyszeliście, co się stało? – Mimo usilnych starań, jego twarz przeistaczała się w wielki dorodny burak. – Kolejny smarkacz zapuścił się do lasu! Cholernie wkurwiają mnie te dzieciaki i ich zakłady! Czy oni wszyscy postradali rozum?! Tylko dają nam więcej roboty!
David słyszał już o tych tajemniczych zakładach, krążących wśród studentów miasta. Zakładali się o duże pieniądze, rosnące z każdą nową ofiarą. Celem zakładu było zrobienie zdjęcia autentycznej posiadłości Crowów, stojącej gdzieś w centrum lasu. Uczniowie zapuszczali się do lasu, mimo zakazów policji i ostrzeżeń, dotyczących mordercy, czekającego tylko na takiego typu ofiary.
- Coś trzeba z tym zrobić! – wrzasnął Barry i poszedł do siebie, chcąc wypić dzisiejszą kawę.
David wszedł do swojego biura, gdzie czekali na niego Craig i James. Otrzymał od szefa raport z zaginięcia chłopaka i zeznania przyjaciół o zakładzie. Zaginął tydzień temu.
Ich biuro było zapchane w przeróżne akta. Wisiało też kilka zdjęć, na których widniała cała piątka. Licząc od lewej, stali: Craig, Zane, David, James i Nick. Wszyscy w komplecie. Tu właśnie tracili cenne godziny życia, babrając się w papierach. Ostatnie sprawy bardzo ich wyczerpały. Szczególnie Davida, który nie mógł się ostatnio wyspać, dręczony przez koszmary z przeszłości.
Zawsze, gdy wchodził do biura, czuł się źle, od razu przychodziły mu na myśl te noce, które spędzał na służbie, by złapać w końcu tych drani.
Na biurku leżały jeszcze urodzinowe czapki, pozostałość po urodzinach Anity z przed dwóch tygodni, jeszcze tego nie posprzątali.
Po chwili do biura wszedł jeden z ich członków, Nick. Był czystej krwi murzynem.
- Mam dla was dość dużą niespodziankę - rzekł z ironią, i z szerokim uśmiechem popatrzył po twarzach kolegów. Nagle, ku zdziwieniu wszystkich, zza pleców Nicka wyłoniła się szczupła sylwetka ładnej, długowłosej blondynki. Weszła pewnym krokiem do środka i ciepłym spojrzeniem ogarnęła wszystkich zgromadzonych. Miała długie naturalne rzęsy, na których nie było ani śladu tuszu, tańczyły zalotnie przy każdym mrugnięciu. Miała jedynie błyszczyk na ustach i delikatny puder na twarzy. Miała na sobie białą aksamitną bluzeczkę z głębokim dekoltem, który od razu rzucał się w oczy.
- Cześć! - rzuciła z odwagą, swym melodyjnym głosem. Zgięła głowę w karku na bok, przez co kilka włosów zleciało na delikatny policzek. Szlachetne dłonie zdradzały, że nie była przystosowana do ciężkiej pracy. Paznokcie pomalowane przeźroczystym błyszczykiem szkliły się skromnie od światła wpadającego przez pobliskie okno.
Chłopaki popatrzyli się na nią jak na ducha, rzucili szybko słowa powitalne, jedynie David z grobową miną wyszedł z biura, po drodze chwytając Nicka za ramię. Nie spojrzał nawet na dziewczynę, która zrozumiała aluzję - on jej tu nie chciał.
- Musimy pogadać - rzekł ponuro do Nicka, wychodząc za drzwi.
- Co mu jest? - powiedziała do reszty, gdy już wyszli. Nie straciła dobrego humoru, choć było jej trochę przykro. Zachował się trochę grubiańsko. Nie był jednak pierwszym, którego tu spotkała o takim charakterze bycia. Prawą dłonią przejechała po włosach, odkrywając zakrytą twarz.
- Nic - rzucił Craig. - Przeszedł ostatnio bardzo trudne chwile. – Szybko przełknął ślinę. Starał się nie patrzeć dziewczynie w dekolt, choć było to trudne, gdy się tak niebiańsko uśmiechała.
- Co ty wyprawiasz!!! - krzyknął David do Nicka tuż za drzwiami.
- Nie wrzeszcz. Szef kazał, aby ona odbywała u nas staż, bo Anita już swój kończy.
David po krótkiej chwili odepchnął Nicka, otworzył drzwi i…
- Cześć, jestem Jane. Jane Bloom. - Wyciągnęła rękę do Davida. Uśmiechała się od ucha do ucha.
Nastąpiła krótka cisza, po czym David powiedział:
- A ja David Brown. - Popatrzył na nią drwiąco, lecz podał dłoń. Mimo woli zdał sobie sprawę, że jest ona naprawdę piękną dziewczyną. Jednak nie miał czasu na panny. Wiedział, że zaniedbywałby je, gdyż jego jedynym celem w życiu jest praca.
- Ja jestem Craig Febus – przywitał się grubas podnosząc rękę do góry.
- A ja James Parker. Witaj w naszej grupie. – Mrugnął koleżeńsko. Jane widziała jego niebieskie oczy. Miały taki głęboki wzrok.
Drzwi do biura otworzyły się z łoskotem i wszedł przez nie szef policji. Trzymał w ręku pączka, co było normalnym widokiem w tym miejscu.
- O! Cześć Barry! - krzyknęła Jane, wymówiła te słowa jakby był on dla niej kolegą z podwórka.
- Czy mógłbym cię prosić do mojego biura, Jane? - warknął Barry, widząc drwiące uśmieszki Craiga i Jamesa. Szybko zlizał ostatnie resztki pączka z warg. Wszyscy policjanci rzadko widywali go bez jakiegokolwiek łakocia. Uwielbiał wszystko, co było tłuste i słodkie.
Jane wzruszyła tylko ramionami i wyszła zaraz za Barry’m. Zdziwiła się, myślała, że pewnie ten pączek mu zaszkodził, bo nic mu przecież nie zrobiła.
CALYPTO

2
Czuję się ostatnio jak Kuba rozpruwacz. Musze nieco przystopować.
Leniwie sięgnął po ubrania, które składało się z białej, bawełnianej bluzki, niebieskiej kurtki i dżinsów. Ubrał się, po czym wyszedł na balkon. Nie zajęło mu to długo, gdyż mieszkanie było małe. David posiadał jedynie małą kuchnię, do której wchodziło się przez pokój. W przedpokoju znajdowały się drzwi do sypialni, a naprzeciwko do łazienki.
W jego ciasnym mieszkaniu przeważała jasna zieleń, jedynie kuchnia była biała.

David ubrany w strój do pracy wyszedł na mały balkon.
Zanim zacznę czytać dalej skupię się chwilę na tym fragmencie. Tobie też radzę chwilę poświęcić na wczytanie się w te kilka zdań, które stworzyłeś. Pogrubione fragmenty wezmę sobie na przystawkę. Pierwsze pogrubienie pokazuje, że nie za bardzo wiesz co piszesz. Ubrania to liczba mnoga, chyba że coś się zmieniło od wczoraj. A ty stwierdzasz, że sięgnął po ubrania, które "składało się"... Zmieniasz nagle liczbę. Te ubrania, to składało się. Już nie wspomnę o rodzaju podmiotu. Powtarzasz dwa razy tę samą informację. W dodatku w tak małym odstępie czasu.
Wszystko, co jest zapisane kursywą i podkreślone można śmiało wyrzucić. Nie wiem czemu ma służyć opis mieszkania czy stwierdzenie, że przejście na balkon nie zajęło długo z powodu wielkości mieszkania. Takie rzeczy powinny wypływać z płynnej narracji, nie z suchych opisów. Jak komuś nieznajomemu opowiadasz jakąś historię tez mówisz: "Wyszedłem na balkon. Nie zajęło mi to długo, bo mam małe mieszkanie. Mam tylko ciasną kuchnię i łazienkę, do której drzwi leżą naprzeciwko wejścia do sypialni. Kuchnię mam niebieską, a resztę pomieszczeń pomalowałem na zielono. Wyszedłem na balkon w ubraniach roboczych". Wątpię żebyś tak opisywał.
David był gliniarzem, należącym do oddziału E.C.T., gdzie pracował dobrych parę lat. David Brown miał dwadzieścia pięć lat. Często z nudów chodził na siłownie policyjną, przez co wyrobił sobie silne mięśnie. Był szczupły, nie jadł zbyt wiele, ale uwielbiał pizzę z podwójnym serem i salami, to nią mógł obiadać się godzinami.
Ten opis bohatera również jest nie na miejscu. I piszemy "objadać". Nie rozumiem, co mam mi dać informacja, że bohater lubił pizzę i że był szczupły. W dalszej części tekstu tego nie widać.
Lekki wietrzyk powiał po jego trzydniowym zaroście
Nawet zrezygnował z golenia się. „Nic się nie stanie, jeśli się dzisiaj nie ogolę”
Wpierw informujesz, że ma trzydniowy zarost, a później stwierdzasz, że dzisiaj zrezygnował z golenia. Ja tu widzę dziurę fabularną albo zanik pamięci o tym, co pisałeś wcześniej.
David z kubkiem w ręku patrzył na wiadomości, oglądał je rzadko, nie miał na nie czasu i nie za bardzo interesowały go sprawy polityczne, natomiast spraw kryminalnych miał aż nad to.
- Nie mogę tego słuchać! - powiedział i wyłączył telewizor. Wziął ostatni łyk i odstawił kubek z niedopitą kawą. Nie lubił słuchać o tych bzdetach, już i tak miał ich dosyć w pracy.
Kolejny raz powtarzasz po kilku linijkach to co napisałeś wcześniej. I tak przez cały tekst. Jeśli połowę wyrzucisz nie stanie się nic, a czytelnik nie będzie miał uczucia czytania tego samego dwa razy.

Historia bez polotu. Chcesz coś opowiedzieć, to widać, ale robisz to w zły sposób. Opisujesz wszystko, co zobaczysz oczami wyobraźni, nie na tym sztuka polega. Chodzi bardziej o umiejętne przekazanie obrazu nie opisując go nadto szczegółowo ani za mało. Wiem, to ciężkie, ale rozejrzyj się po forum czy księgarniach ile osób posiadło tę sztukę. Jeśli zaczniesz się sam łapać na opisywaniu niepotrzebnych informacji to będzie to połowa sukcesu.
Musisz popracować nad podstawami. Nie wrzucaj całego opisu bohatera, w dodatku takiego, który nie ma żadnego wpływu na fabułę. Niech niektóre rzeczy wypływają z narracji lub dialogów. Nie staraj się zrobić z bohatera twardziela.
Używaj zamienników na imiona bohaterów. W pewnym momencie imię Anita pada chyba pięć czy sześć razy na niecałe pół strony. To o wiele za dużo. Jeśli na początku zaznaczyłeś jak ma na imię przez jakiś czas możesz używać innych określeń.
Popracuj nad bogactwem języka, bo z tym wydaje mi się jest niewesoło. Starasz się przekazać myśli, ale robisz to w niejasny sposób. Złych słów używasz, tak jak z tym "obiadaniem".

Koniec póki co.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
Zaspanymi jeszcze oczami spojrzał na kalendarz.
15 sierpnia 2020 rok.
Po całej tej akcji z budzikiem, który dzwonił i dzwonił, i po którego bohater sięgnął w końcu, trochę zaskoczyło mnie to zainteresowanie... kalendarzem. Naturalnym w tej sytuacji byłoby sprawdzenie godziny. Na samym początku piszesz, że budzik, dzwoniąc, wskazywał ósmą - w porządku, chociaż bohater miał zamknięte oczy, to mógł wiedzieć, która jest godzina, skoro sam ten budzik nastawił - zobacz jednak, jak nienaturalna jest ta sytuacja: nagle zbudzony ze snu mężczyzna wie, która jest godzina, ale nie ma pojęcia, jaki jest dzień, więc wyłączając budzik patrzy na kalendarz. To są takie szczegóły, które tworzą bardzo nienaturalny obraz, a czytelnik się temu przygląda i zastanawia, co tutaj jest nie tak... i jest nieufny już od pierwszego zdania - nieufny wobec bohatera, z którym powinien się zidentyfikować.
Długa ta moja wypowiedź, ale myślę, że wyjaśniłam, dlaczego od samego początku bohater nie przypadł mi do gustu.
ale wydawało mu się, że podoba się kobietom, choć jak na razie nie miał żadnej. Teraz miał, co innego na głowie, jednak nie zaprzestał się nimi interesować.
Cały ten fragment jest niespójny: Co innego ma na teraz głowie = nie interesuje się nimi. Nie interesuje się nimi, ale nie zaprzestał się nimi interesować.
Była ubrana w krótką białą bluzkę i ciemnozielone spodenki, ledwie zakrywające gładkie kolana. Miała krótkie włosy, a w nie wpięta czerwona opaska. Wyglądała naprawdę prześlicznie. – Co tam u ciebie słychać? – spytała skromnie uśmiechając się anielsko. Lekki wiatr wtopił się w jej włosy, rzucając ich zapach w twarz Davida.
Po selekcji i wyrzuceniu niepotrzebnych informacji, cały ten opis sprowadza się do jednego:
Wyglądała prześlicznie. - Wierz mi, że tylko te dwa słowa mówią wystarczająco, by wyobrazić sobie tę dziewczynę, szczegóły pozostawiając w gestii czytelnika, który - nie uwierzysz - też ma wyobraźnię.
Trzymając dżinsową torebkę w ręce, weszła do samochodu, siadając na przednim siedzeniu.
Takie krótkie zdanie, a taki przesyt informacji:
1. Że miała torebkę w rece - czy to ważne?
2. Że torebka była dżinsowa - czy to ważne?
3. Że trzymała ją w ręce, a nie miała przewieszoną przez ramię - co za różnica?
4. Weszła do samochodu - do samochodu się wsiada.
5. Siadając na siedzeniu - wiadomo, że nie usiadła na wycieraczce.
Generalnie: dziewczyna wsiadła do samochodu. Cała reszta do kosza.
- W sumie nic szczególnego. – Mówiąc to, tkała taką ciekawą melodię.
Ta "melodia" czego ma dotyczyć? Z pewnością nie tkała żadnej opowieści, a mówiąc, że "nic szczególnego się nie dzieje", już na pewno nie tkała ciekawej.
- Do prawdy?
Doprawdy.
- Nad rzekę. Tu nie daleko – odparła spokojnie słodkim głosem.
Wystarczy słodkim - nie wyobrażam sobie słodkiego, niespokojnego głosu.
pub „U Byka”, gdzie często spędzał wieczory z kumplami, by czasem sobie wypić.
Z tego zdania wynika, że żeby czasem sobie z kumplami wypić, często musieli chodzić do baru.
Tu każdy jest dla siebie uprzejmy, ludzie znają się nawzajem, jest to zupełnie inny świat niż ten, którego dzieli zaledwie kilka ulic dalej.
Świat, który istnieje zaledwie kilka ulic dalej.
Tu panuje rytm muzyki hip hopu i rapu, którego często można usłyszeć za dnia.
Skoro "panuje", to wiadomo, że często można usłyszeć.
Ulice są ozdobione marmurowymi pomnikami. Tu nikt się nie śpieszy. Wyspę otaczała rzeka Hudson, która płynęła tu z Nowego Jorku.
Miasto jest ogromne, gdzie mieszają się różne kultury, wierzenia, rasy. Jest Mekką turystyki. David mieszkał w tym mieście, w dzielnicy wschodniej
Cały ten fragment powinien być napisany w czasie przeszłym, tak jak reszta tekstu. Nie ma żadnego uzasadnienia dla pomieszania tutaj dwóch różnych czasów.
Cicho patrzył przed siebie, starał się nie patrzeć na Anitę.
Można patrzeć głośno?
Chciałeś napisać, że prowadził w milczeniu i że podczas jazdy starał się nie patrzeć na Anitę. "Patrzenie przed siebie" jest niepotrzebną informacją, jako że mężczyzna prowadził samochód.
Cicho patrzył przed siebie, starał się nie patrzeć na Anitę. Miał doskonałą świadomość, że dziewczyna patrzy na jego twarz.
Powtórzenia.
To w końcu musi się skończyć jak najszybciej
Albo "w końcu", albo "jak najszybciej" - oba wyrażenia mówią to samo.
mężczyzną z mocno zarysowanymi rysami twarzy
Pleonazm.
raport z zaginięcia chłopaka i zeznania przyjaciół o zakładzie. Zaginął tydzień temu.
Zakład zaginął tydzień temu? - Błąd podmiotu.
Licząc od lewej, stali: Craig, Zane, David, James i Nick.
Tutaj mamy wręcz fotograficzny opis. Skup się na tym, co ważne - to czy stali w rządku, czy troszkę krzywo, w jakiej kolejności i od której strony ich liczyć, nie jest istotne.
Ostatnie sprawy bardzo ich wyczerpały. Szczególnie Davida, który nie mógł się ostatnio wyspać, dręczony przez koszmary z przeszłości.
Szczególnie wyczerpany był Dawid, którego dodatkowo dręczyły koszmary przeszłości.
Zgięła głowę w karku na bok, przez co kilka włosów zleciało na delikatny policzek.
Zgięła głowę w karku na bok = przechyliła głowę.
Kilka włosów?... trzy na przykład?
Całe to przechylenie głowy nie ma sensu, nic nie mówi o dziewczynie, nie wspominając, że nic nie wnosi do fabuły.
Prawą dłonią przejechała po włosach, odkrywając zakrytą twarz.
Jak "odkrywając", to wiadomo, że "zakrytą".
... zakrytą przez te kilka włosów?
Starał się nie patrzeć dziewczynie w dekolt, choć było to trudne, gdy się tak niebiańsko uśmiechała.
Dlatego, że niebiańsko się uśmiechała, patrzył jej w ten dekolt?



Cały ten tekst można podzielić na bloki stanowiące opisy. I tak: mamy blok opisujący bohatera, potem blok opisujący mieszkanie, potem blok opisujący Anitę, a na końcu blok opisujący miasto. Po tym ostatnim, podczas jazdy samochodem ktoś się nagle odezwał i zamrugałam oczami, nie wiedząc o co chodzi... zapomniałam, że w samochodzie jest także dziewczyna.
Męczysz tymi opisami i nie tylko dlatego, że są nieporadne, że powtarzasz informacje, ale też dlatego, że te opisy są mało ważne. Męczysz, ponieważ każesz czytelnikowi wyobrazić sobie wszystko bardzo dokładnie, a potem okazuje się, że robił to zupełnie niepotrzebnie - po wyobrażeniu sobie mieszkania, wrzucasz czytelnika w scenerię miasta, a kiedy się już z nią zapozna, przenosisz go do biura...
Fabuła - to ona ma być na wierzchu, to dla opowieści czytelnik sięga po książkę. Tutaj główną rolę spełnia sceneria, historia znajduje się gdzieś w tle, gdzieś tam ją widać, ale nie każdemu będzie się chciało przedzierać przez te opisy po to, żeby ją poznać. Myślisz w kategorii obrazu. mam wrażenie, że widzisz to wszystko "obrazem telewizyjnym" i wszystkie te kadry próbujesz przenieść kolejno na papier, stąd ta dokładność w opisie wyglądu bohaterów, gestów itp. Zastanów się, co chcesz opowiedzieć, a potem zastanów się, w co tę historię ubrać, jaką stworzyć dla niej przestrzeń. A przestrzeń tworzy się na zasadzie dawania impulsów dla wyobraźni czytelnika - wystarczą takie zwroty jak przytulne mieszkanie (lub ciasne), dziewczyna o anielskim uśmiechu - to taka kombinacja kluczowych słów przywołujących obraz, który czytelnik już posiada w głowie, lub który na własny sposób sobie wyobrazi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”