WWW
Papier niecierpliwy
na faktach autentycznych
WWWPośliniłem ostentacyjnie ołówek i nachyliłem się nad kartką, aby pokryć ją równymi rzędami starannego pisma. WWWWszystko zaczęło się rankiem, kiedy zbudziłem się ze snu. Sen już uleciał z pamięci, a może wcale go nie zapamiętałem. Pozostało jedynie to uczucie, silne i obezwładniające, które poczęło rosnąć i rosnąć. I w końcu opadło mnie zrozumienie, że jeśli nie zrobię nic z tą narastającą falą gorąca, wkrótce pochłonie mnie bez reszty i spłonę. A następnym rankiem zbudzę się w pokoju o zielonych, mięciutkich ścianach - pokoju, w którym jedno malutkie okienko znajdować się będzie na tyle wysoko, bym nie mógł wcisnąć głowy w kratę i skręcić sobie karku.
WWWJa, Witold Czarnecki, obudziłem się i poczułem, że płonę.
WWWZerwałem się z łóżka, zbiegłem schodkami omal nie łamiąc obu nóg, wyrżnąłem na środku holu, zebrałem się i w końcu wybiegłem przez frontowe drzwi w duchotę sierpniowego poranka. Na ulicy okręciłem się na pięcie i ruszyłem z powrotem do domu, żeby się ubrać.
WWWKilka obłąkańczych chwil później, stałem otoczony regałami sklepu papierniczego i marudziłem, a sprzedawca, garbaty dziadziuś w okularach na złotym łańcuszku, dreptał wokół mnie i robił wszystko, żeby mi pomóc.
WWW- Może ten? - zaskrzeczał sklepowy w końcu i wystrzelił palec w powietrze.
WWWZ nadzieją spojrzałem w stronę, którą wskazywał. Musiałem przy tym odchylić głowę tak bardzo, że coś niebezpiecznie zatrzeszczało mi w karku. Na najwyższej półce, tuż pod sufitem, leżało pięknie zdobione pudełko. Czułem, że w jego środku znajduje się coś równie pięknego i już wiedziałem, że muszę to mieć.
WWW- Muszę to mieć - powiedziałem z namaszczeniem.
WWW- Tak. Ten jest najdroższy - oznajmił dziadek. Skinął głową, zagryzł wargi i podrapał się za uchem. Z niepokojem zerknął na przytwierdzoną do regału drabinkę, a potem z jeszcze większym niepokojem na mnie. Wytrzeszczył oczy. - Ale chyba nie zamierza pan tego kupić?
WWWWestchnąłem, przewróciłem oczami i mozolnie począłem się wspinać po skarb, a monety - wszystkie pieniądze jakie miałem - radośnie brzęczały mi po kieszeniach.
WWWDwadzieścia minut później, spocony, zziajany, lżejszy o ciężar bilonu, lecz wcale nie zniechęcony, pochylałem się nad kartką najlepszego papieru. Śliniłem ołówek, wzdychałem i raz po raz przykładałem dłoń do piersi, żeby uspokoić rozedrgane serce. W końcu zaczerpnąłem głęboko tchu i u góry strony z namaszczeniem naniosłem tytuł:
Dziełło.
WWWPrzyjrzałem się kartce. Opadło mnie wzniosłe uczucie, jakiego dotąd nie znałem i poczułem wokół atmosferę świętości. Raz jeszcze nabrałem tchu, zgarbiłem się nad papierem nieomal dotykając go nosem. Wysunąłem język i drżącą z bezrozumnego podniecenia dłonią rozpocząłem pisanie selera:WWWDawno dawno temu, a nawet jeszcze dawniej, żył sobie pełnią życia pewien stary staruszek. Żył jakby we śnie przez czas ten cały, a śniła się mu jawa i sen mu się śnił. W snach zaś tych owych widział coś tak cudnego, że cudem tylko przy zdrowych zmysłach byłby pozostał, gdyby nie faktem był fakt, że zwariował. Wariacje te jego tedy zaś były niewinne i mgliste jak sam sen, który się śnił mu natenczas. Lecz jeno tylko podówczas, gdy spał.
WWWPewnego zaś ranka, gdyby ze snu tego się zbudził, to odkryć byłby mógł prawdę prawdziwą! - bo ta jedną jedynie prawdziwą być mogła...
WWWWiele, wiele godzin później, oderwałem nareszcie wzrok od kartki i westchnąłem wzruszony. Obok, w idealnie równym stosiku, leżało jeszcze dwadzieścia - już nie śnieżnobiałych, lecz pokrytych grafitem ołówka, którego tylko ogarek pozostał mi w dłoni. Wyprostowałem się i na wpół żywy, lecz mimo to szczęśliwy niczym dziecko, ckliwym wzrokiem ogarnąłem swe Dziełło. Za oknem panowała ciemność. Na biurku paliła się lampka, a obok tykał zegarek, wskazując godzinę drugą w nocy.
WWWPatrzyłem na stosik kartek, a duma rosła we mnie ogromna i w takim tempie, iż nie tylko zdołałem usiąść na krześle zupełnie prosto, ale też zdawało mi się, że lada moment oderwę się od niego i odfrunę.
WWWByłem szczęśliwy. Szczęśliwy i zmęczony. Przeciągnąłem się przy wtórze głośnego chrupotu w krzyżu... a potem zamarłem z ramionami uniesionymi nad głową. Uśmiech w jednej chwili spełzł mi z ust, a z gardła wydobył się jęk zdumienia.
WWWWytrzeszczonymi oczami wpatrywałem się w kartkę... coś było z nią nie w porządku, choć nie od razu pojąłem co to było takiego. Najpierw widziałem tylko jakby jej drżenie, a potem coś nagle naprawdę zaczęło się dziać. Litery zadygotały i poruszyły się. Były żywe i naraz poczęły pełznąć i wić się po ostatniej stronie, kierując ku jej środkowi.
WWWPrzetarłem oczy. To ze zmęczenia... ze zmęczenia! Natchnienie czasami tak działa! - powtarzałem w myśli, a literki przede mną toczyły się i kuśtykały - O toczyło się bardzo płynnie i gładko, A przebierało nóżkami, a I podskakiwało jak pchełka. Po chwili kartka na powrót była niemal zupełnie czysta i tylko po jej środku czernił się jakiś placuszek
WWWKrzyknąłem i rzuciłem się do stosiku leżącego obok. Chciałem go zabrać, przycisnąć me dziecko do piersi w obronnym geście, ale zrobiłem do niezdarnie i kartki zjechały po kolei, rozpłaszczając się na biurku. Wszystkie podrygiwały leciutko i jakby pulsowały ciepłem, a ja siedziałem, szarpałem włosy na głowie i tylko jakaś niewidzialna siła powstrzymywała mnie od nieludzkiego wrzasku.
WWWZ jękiem rozpaczy osunąłem się w końcu na oparcie krzesła, gdzie z wolna począłem dygotać, przewracać oczami i mdleć. Bezbronnie mogłem już tylko patrzeć jak litery - te wszystkie maleńkie znaczki, które z takim mozołem, namaszczeniem i pasją, przez dzień cały i połowę nocy nanosiłem na papier - zbijają się w jedną wielką kupkę i zaczynają wydzielać woń, która od razu mi się nie spodobała. Prychnąłem i zatkałem nos. Ciepła kulka zlepionych literek leżała przede mną na biurku i śmierdziała.
WWWZdjęty obrzydzeniem i niewypowiedzianą trwogą pognałem do kuchni, gdzie w szafce pod zlewem leżały szufelka i zmiotka. Chwyciłem je obie i rzuciłem się z powrotem. Wstrzymując oddech, zmiotłem cuchnącą szambem kulkę i szybciutko podreptałem z nią do okna. Na całe szczęście okno było otwarte.
WWWOdsunąłem firankę i z nonszalancją posłałem gówno w noc.