Spotkała swój Strach

1
Tekst zainspirowany piosenką "Would you love a monsterman" zespołu Lordi.

Życzę przyjemnej lektury,
Autor


Spotkała swój Strach

Panicznie bała się strachu, a teraz, kiedy zmaterializował się przed jej oczami, czuła chłodne powietrze oblepiające ciało. Zimna kropla potu spłynęła wzdłuż kręgosłupa, mimowolnie jęknęła. Był to głuchy pisk rozchodzący się po pomieszczeniu, urwany w chwili, kiedy na powrót zlepiła usta. Potwór wyciągnął pokiereszowaną dłoń, wzdłuż wystających kości przesuwały się robaki. Nie drgnęła, nie pozwoliła zawładnąć strachowi. Starając się ustabilizować kołyszące ciało, pewnie spojrzała na jego twarz. Nie różniła się od ręki. Tylko gęsta wydzielina lała się z rozciętych policzków, stwarzając wrażenie dziwnej naturalności potwora. Życie uwarunkowane brzydotą. Stała tak przez chwilę powtarzając w myślach regułkę o nietrwałości ludzkich koszmarów. Ale ten był tylko jej. Każdy zeskakujący teraz na podłogę obleniec żył dzięki wyobrażeniom. Myśląc o dzieciach przesypujących piasek, starała się zakłócić mechanicznie napływające obrazy żywego strachu.

Mały chłopczyk ściskający w dłoni łysą lalkę, opuścił głowę, a potem nagle wystrzelił nią w kierunku niewiele starszej dziewczynki. W jego oczach tańczyły płomienie, a usta przybrały dziwny grymas. Ukazał się szereg pożółkłych zębów, których przedtem nie miał. Dwa skrajne wyraźnie się wydłużyły, tworząc kły, których końcówki zalśniły w słońcu. Mutant rzucił się na dziewczynkę, a ta w odpowiedniej chwili uskoczyła. Potem, jak gdyby nic, jej ciało wyparowało. Pomarszczona sukienka opadła.

Dziewczyna nie potrafiła wyzbyć się strachu, który zawładnął jej myślami. W końcu ohydna dłoń dotknęła jej policzka. Była zimna. Cienkie palce z ogromnymi paznokciami pogładziły skórę. Tego, co wtenczas czuła, nie można z niczym porównać . Wiedziała o tym. Pozostawało pytanie, które na jej miejscu zadałaby sobie każda kobieta: „Dlaczego ja?”.
A potem wydarzyło się coś niebywałego. Zupełnie nie była na to przygotowana. Potwór odchylił głowę na bok i spytał:
— Dlaczego się boisz?
Do oczu napłynęły jej łzy. Ciężka kropla znalazła ujście i powędrowała do ust. Była słona, cholernie słona. Nie odpowiedziała od razu, próbując się oswoić z jego słowami. Potwór próbujący nawiązać kontakt to coś niezwykłego, zdecydowanie. Bardziej niż pytania spodziewała się rozłupanej czaszki, widoku własnej krwi. Poszarpanych kawałków ciała na podłodze, i towarzyszącej temu agonii. Jeszcze przed chwilą modliłaby się o szybką i lekką śmierć. Pawie bezbolesną. Teraz, kiedy sprawy nabrały zupełnie innego obrotu, nie była pewna właściwej reakcji. Milczeć, czy dać nogę? Potwór potrzebuje trochę czułości, była tego pewna. Oczy, i ten dziwny blask. Czarne plamy na tle zabarwionym krwią. Masa popękanych naczynek krwionośnych. Sącząca się śmierdząca wydzielina. On był obleśny! Nie, potwór nie mógł czuć! Spięła mięśnie łydek, gotowa do ucieczki. Teraz, to najodpowiedniejszy moment…
Zatrzymał ją głos potwora. Doznała paraliżu.
— Nie skrzywdzę cię, przysięgam. Pozwól mi tylko przez chwilę na siebie popatrzeć. Obróć się, błagam.
Boże, o co mogło mu chodzić? Dlaczego nie atakował?
Wróciło czucie w dłoniach. Teraz mogła swobodnie przeczesać włosy. Zrobiła to, dotykając przy okazji miejsca, w którym czuła przed chwilą chłód dłoni potwora. Odsunęła się od niego, bardzo niepewnie. Co nią kierowało – nie wiadomo. Sama nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Wtedy. Odwróciła się przez lewe ramię, robiąc pełny obrót. Kiedy na powrót znalazła się w dotychczasowym miejscu, potwór złapał jej dłoń. Nawet nie drgnęła, zrobiła to dopiero wtedy, kiedy przyłożył ją do swego ropiejącego policzka. Na wierzchniej części czuła lepkość dziwnej wydzieliny. Spróbowała wyobrazić sobie jej smak. Wzdrygnęła się na tę myśl. Dreszcz przeszył jej ciało w kierunku stóp, jakby uchodząc w ziemię. Do otoczenia. Od tej chwili czuła się spokojna. Nie zupełnie, ale na tyle, by myśleć logicznie. Pozostałości po strachu wydawały się zakładać blokady na jej wargi. Nie mogła nimi poruszyć.
Czy wyczytał to z jej zachowania, czy przez zupełny przypadek, potwór, jakby na zawołanie, palcem wolnej dłoni dotknął jej ust. A wtedy stało się coś niesamowitego. Zapora ustąpiła, a spomiędzy warg wydobyły się słowa pełne emocji.
— Potrafiłabym cię pokochać. Nawet jako bestię.
Potwór nie był zaskoczony. Nie dawał tego po sobie poznać. Jego twarz, zupełnie pozbawiona wyrazu, nie pozwalała odczytać żadnych emocji. A może spodziewał się takiej właśnie reakcji?
Nie wiedziała, że wraz z tym pytaniem zamknie pewien rozdział w znajomości z potworem. Na jego kartach nie zapisała wiele, jednak wystarczająco dużo, by zwykły śmiertelnik trudził się z odczytywaniem przez całe życie. To była historia nie do opowiedzenia. Język swoim bogactwem nie pozwalał opisać emocji i uczuć, które stały ponad wszystkim. Nawet śmiercią.
Ciszę przerwał zmaterializowany strach.
— Potrafiłabyś pokochać potwora?
— Jesteś moim wytworem, czuję się odpowiedzialna – odpowiedział bez zastanowienia.
A powinna ugryźć się w język. Przemyśleć kolejne słowa. Było na to za późno.
Wielka ręka z głośnym plaśnięciem spoczęła na jej policzku. Zachwiała się i upadła. Otwierając oczy dostrzegła, że w miejscu drewnianych krokwi i niewielkiego dywanu jest śnieg. Krystalicznie czyste płatki zaczęły coraz mocniej smagać ją po twarzy. Podniosła się, i stała tak, otoczona padającym śniegiem. Stała wpatrując się w ciemną przestrzeń. Potwór zniknął.
Zadarła podbródek. Westchnęła. Zaczerpnęła tak wiele powietrza, ile tylko były w stanie pomieścić płuca.
A potem zaczęła iść, pozostawiając za sobą ślady małych stóp. Dziesięć, sto, tysiąc. I więcej. Szła, wiedząc, że tam gdzieś czyhają inne koszmary, z którymi przyjdzie się zmierzyć. A potem ciemność zniknie i nastanie zwyczajny, pogodny dzień.

2
Zimna kropla potu spłynęła wzdłuż kręgosłupa, mimowolnie jęknęła.
Ładne, ale podmiot jest mglisty - kropla jęknęła? Zamiana kolejności wyjdzie na dobre. Zobacz na:
Mimowolnie jęknęła, gdy zimna kropla potu spłynęła wzdłuż kręgosłupa.
Potwór wyciągnął pokiereszowaną dłoń, wzdłuż wystających kości przesuwały się robaki.


Albo dzielisz te zdania na dwa, albo łączysz - bo teraz masz wyliczankę. Wersja druga:
Potwór wyciągnął pokiereszowaną dłoń, na której - wzdłuż wystających kości - przesuwały się robaki.
Oczy, i ten dziwny blask. Czarne plamy na tle zabarwionym krwią.
Nie rozumiem tej konstrukcji. Czy oczy i blask nawiązują do drugiego zdania? Jeśli tak, w jaki sposób mam to połączyć, skoro oczy oddziela przecinek i, mimo wszystko, jest on zbędny. Lecz drugie zdanie wynika jakby z pierwszego i wówczas kropka jest zbędna, a przecinek potrzebny. Tylko - że obie wersje są różne i mówią co innego.
Zatrzymał ją głos potwora. Doznała paraliżu.
Jeszcze nie biegła, lecz zamierzała. W tym wypadku: powstrzymał ją (przerwał zamiar, zmienił zamiar - w takim kontekście).
Potwór nie był zaskoczony. Nie dawał tego po sobie poznać.
Czyli udawał zaskoczonego? Coś tu logika siadła...
A może spodziewał się takiej właśnie reakcji?
Wracając do zdania wcześniej - opisujesz reakcję... potwora. Skąd nagle piszesz, że spodziewał się własnej reakcji? Przeczytaj to kilka razy - bo ni jak jest to logiczne...
[1]Nie wiedziała, że wraz z tym pytaniem zamknie pewien rozdział w znajomości z potworem. [2]Na jego kartach nie zapisała wiele, jednak wystarczająco dużo, by zwykły śmiertelnik trudził się z odczytywaniem przez całe życie.
[1] - Jakie pytanie?
[2] - kartach rozdziału? (to nawet logiczne, ale brak pytanie nieco burzy odbiór...)
Wielka ręka z głośnym plaśnięciem spoczęła na jej policzku. Zachwiała się i upadła.
Akapit! Nowe zdanie dotyczy kobiety, nie ręki - i tak musisz to potraktować, bo mi w oczach ta ręka się zachwiała. Wydzielając nowe zdanie na nowy akapit wracasz do podstaw tekstu - kobiety. Będzie intuicyjnie i poprawnie.

Ładnie opisany koszmar, chociaż narrator za mocno miesza się w uczucia bohaterki - to one powinny grać tu pierwsze skrzypce, one powinny opowiadać historię - narrator winien był przedstawić je - nie oceniać. Wizja potwora jest mroczna, plastyczna oraz straszna na swój sposób w połączeniu z koszmarem, który śni dziewczynka, nabiera prawdziwie groźnego charakteru. Wszystko to, łącznie z przebudzeniem i drogą (zamknięcie tekstu) jest dobrze napisane i przedstawione. Podobało mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Joe pisze: Panicznie bała się strachu, a teraz, kiedy zmaterializował się przed jej oczami, czuła chłodne powietrze oblepiające ciało.
To zdanie pojęłam dopiero ileś zdań dalej. Po przeczytaniu całości wiem, co znaczy to chłodne powietrze, ale z początku nie rozumiałam, a nie powinno tak być.
Zobacz, jak łatwo to zmienić - nie tracąc sensu tego zdania ani nie przyprawiając czytelnika o konsternację.

Panicznie bała się strachu. Teraz zmaterializował się przed jej oczami i poczuła chłodne powietrze oblepiające ciało.
lub:
Panicznie bała się strachu, a teraz zmaterializował się przed jej oczami. Czuła chłodne powietrze oblepiające ciało.
Joe pisze: Był to głuchy pisk rozchodzący się po pomieszczeniu, urwany w chwili, kiedy na powrót zlepiła usta.
Głuchy odgłos, to odgłos czegoś tępego, stłumionego. Pisk jest ostry, przeszywający - głuchy z pewnością nie.
Joe pisze:Do oczu napłynęły jej łzy. Ciężka kropla znalazła ujście i powędrowała do ust. Była słona, cholernie słona. Nie odpowiedziała od razu, próbując się oswoić z jego słowami. Potwór próbujący nawiązać kontakt to coś niezwykłego, zdecydowanie. Bardziej niż pytania spodziewała się rozłupanej czaszki, widoku własnej krwi.
Tutaj jest narrator, który mówi i mówi - o dziewczynie. A dziewczyny w tym momencie nie widać.
Łatwo takie rzeczy - wahanie, zaskoczenie, konsternację pokazać gestem, zachowaniem bohaterki. Jednym słowem - nie mów, że dziewczyna się waha. POKAŻ dziewczynę, która się waha.

Do tego gubisz podmiot: Łza, która była cholernie słona i która nie odpowiedziała od razu. Ale o akapitach wspomniał już Marti.



Cieszę się bardzo, że zjadłam już kolację, bo potwór był tak obrzydliwy, obleśny i odpychający, że teraz już nic - choćby szyneczki i kurczaczka z rożna - nie przełknęłoby moje gardło. Oczywiście, jest to rzecz bardzo bardzo na plus, bo gdybym tego nie lubiła, nie czytałabym horrorów, tylko harlequiny.


Podobało mi się!

4
To piękne, krótkie opowiadanie o koszmarze, dziwnym, nieuzasadnionym podnieceniu i o... wchodzeniu w kobiecość. Tak je odebrałem i nie chcę, by ktoś mnie z tego czaru budził. Piękne opisy, język. Naprawdę to piękny sen/nie sen napisany kobieca wrażliwością. Aż dziw, że popełnił je facet.
:)

[ Dodano: Sob 27 Mar, 2010 ]
Ach! Zapomniałbym. Jedyna rzecz, która mnie sie nie podobała, to tytuł. Ale mogę przecież na niego nie patrzeć, prawda?
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

5
Będę malkontencić, niestety.

Nie podoba mi się, kiedy Autor tak bardzo chce uzyskać efekt niezwykłej tajemnicy, że ukrywa bohatera, a najbardziej jego/jej imię przed czytelnikiem. Kiedy ktoś Cię napadnie lub porwie, albo porwie osobę, którą kochasz, pierwsze co musisz powiedzieć, to swoje imię i imię tej osoby, bo ktoś, kto ma imię od razu staje się kimś konkretnym, kogo trudniej zabić.

Dlatego wolałabym, żeby pierwsze zdanie było takie:
Ania panicznie bała się strachu...

Ania, rozumiesz, to będzie dla mnie ktoś. Ktoś, komu automatycznie, bez udziału świadomości nadam twarz, wzrost, włosy, ciepło ciała... Stanie się kimś.

Po opisach grozy czuję, że masz do tego dryg ale... opisywać obrzydliwe rzeczy jest łatwiej niż wywołać autentyczny dreszcz strachu, który zostaje po przeczytaniu tekstu, gdy idzie się ciemnym korytarzem do łazienki a w łóżku podkurcza się nogi, bo przecież gdzieś tam czai się zimna ręka, pełznąca pod kołdrą, by cie złapać... :D

Nie podobało mi się to opko z kilku powodów. O pierwszym powiedziałam: jeśli nie chcesz mnie związać z konkretnym bohaterem, to mam gdzieś czy się boi i czy mu coś grozi. nie moja sprawa, sorry.

Drugi:
Potwór odchylił głowę na bok i spytał:
— Dlaczego się boisz?
Albo potwor jest głupi albo Ty. To jasne, że dziewczyna się boi. Dlaczego miałaby się nie bać? Tylko Bella w Zmierzchu na pytanie Edwarda: boisz się mnie?, mówi: nie, nie skąd. To najbardziej idiotyczne pytanie i idiotyczna odpowiedź jaka może być w takiej sytuacji. Gdyby miły starszy pan, dobroduszny i zajadający rogalik z czekoladą, na środku ulicy pełnej ludzi, w słoneczny dzień zapytał uzbrojoną w glocka komandoskę: boisz się - no, to wtedy byłabym zaintrygowana, ale w tej sytuacji??? Hell, ja bym zemdlała a co najmniej popuściła w majtki i to by było absolutnie NORMALNĄ reakcją.

Trzeci:
Teraz, kiedy sprawy nabrały zupełnie innego obrotu
To znaczy kiedy i jakiego? Bo to zdanie sugeruje, że nastąpił punkt zwrotny, który był tak zwrotny, że w ogóle go nie zauważyłam.

Czwarty:
Potwór potrzebuje trochę czułości, była tego pewna
Z czego, wyjaśnij łaskawco, to wywnioskowała? Czy jest masochistką? Jest opóźniona w rozwoju? Ma zaburzenia percepcji? Do licha, to jest cholerny potwór, for god sake! Potworne monstrum! Bierz dziewczyno nogi za pas i spierniczaj stamtąd zanim nie zrobi ci czegoś! Potrzebuje czułości? Nie mój problem!
Boże, o co mogło mu chodzić? Dlaczego nie atakował?
Co ją to obchodzi? Pierwsza zasada Afroamerykanów: najpierw uciekaj a potem pytaj dlaczego.
Teraz mogła swobodnie przeczesać włosy
Tak, myślę że to jest w takiej sytuacji najważniejsze. Włosy.

Piąty:
kiedy przyłożył ją do swego ropiejącego policzka. Na wierzchniej części czuła lepkość dziwnej wydzieliny. Spróbowała wyobrazić sobie jej smak.
spytam tylko: WTF jest nie tak z tą dziewczyną???
Bleee... Nie wiem, jak się nazywa, jak się wplątała w tę sytuację i co się z nią stanie ale prawdę mówiąc, nie obchodzi mnie to, bo nie wiem, kto jest tu gorszy. Potwór, czy ona.

Szósty:
Potrafiłabym cię pokochać. Nawet jako bestię
Słuchaj, wiem, że Zmierzch to bestseller, ale naprawdę... to przesada. Przesada, kurde. Joe, jesteś weryfikatorem, na Lema! :D

Teraz powiem, co było dobre i ładne, ten fragment:
A potem zaczęła iść, pozostawiając za sobą ślady małych stóp. Dziesięć, sto, tysiąc. I więcej. Szła, wiedząc, że tam gdzieś czyhają inne koszmary, z którymi przyjdzie się zmierzyć. A potem ciemność zniknie i nastanie zwyczajny, pogodny dzień.
A teraz mała polemika, nie obraź się Kanadyjczyku, ale to opowiadanie nie było
o... wchodzeniu w kobiecość
. To było o głupiej pannie, zboczonej masochistce, że świat takiej nie widział, której mózg przypomina gluta spływającego z gęby tego potwora a nie zawartość przeciętnej czaszki. Jako kobieta powiem: jeśli tak sobie - wy, mężczyźni - wyobrażacie nas kobiety i nasze wchodzenie w kobiecość, to coś delikatnie mówiąc zgrzyta albo wam albo mnie.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

6
Bohaterka to postać niedopowiedziana. Podobnie - potwór. Taki był zamiar.
Fragmenty okraszone hasłem "głupie lub popełnione przypadkowo czy też przez niemądrego autora" są po to, by podkreślić prostotę i - w pewien sposób - naiwność miniatury. Przy pisaniu kierowałem się taką właśnie koncepcją albo przynajmniej bliźniaczo podobną. Ale rozumiem, że może się nie podobać. Cóż - kwestia gustu.
Wdzięczny jestem za wskazanie potknięć - tych mniejszych, i tych jednoznacznie kompromitujących - jakkolwiek rozumieć to hasło.

Marti, Kan, Mamiś, Zuz - czuję się zobowiązany.

Słowo do Zuz: Uwielbiam takie komentarze - pochwała zestawiona z ostrą, tnącą niczym kuchenny nóż - krytyką. Chciałbym, byś w miarę możliwości, zaglądała do mniej jak najczęściej. Sprawa "Zmierzchu": Ja w ogóle go tutaj nie widzę. Może dlatego, że ta miniatura jest niezwykle osobista, a inspiracji sagą Meyer jako taką - nie było.

7
Joe, u mnie co na sercu, to na języku, wiesz. A od zdolnych wymaga się więcej :D

Żeby nie było, że jestem taka genialna, o tym jak ważne jest imię bohatera wyczytałam albo u Kinga, albo u innego cholernie dobrego writera jako poradę dla młodych autorów. Uderzyła mnie prawdziwość tego stwierdzenia - i nie będę Ciebie nawracać, ale weź to jeszcze przemyśl. Ani Szekspir, ani Mickiewicz, ani King, ani Lem ani żaden z wielkich nie pisali o postaciach niedopowiedzianych tylko o bardzo konkretnych kuzynkach Bietkach, Ojcach Goriotach, królach Learach, Hamletach, Robinsonach Cruzoe itd itd. Co ciekawe, potem nazwy własne, imiona tych bohaterów stawały się takimi metkami kulturowymi, że jak mówisz hamletowskie rozterki, to wszyscy wiedzą o co kaman. Jak powiesz o kimś, że jest Wernyhorą, Wallenrodem też. Kiedy mówisz: kilka milionów ludzi zginęło w obozach koncentracyjnych - to owszem robi to wrażenie, ale kiedy powiesz: brat mojego dziadka, Stefek, został zagazowany. Babcia mówiła, że pięknie grał na skrzypcach ale nawet nie mam jego zdjęcia - to wtedy ta tragedia, holocaust staje się czymś namacalnym. Czymś, co dotyka serca. A o to przecież chodzi. Nie bój się spersonalizować swojego bohatera, nadać mu cechy wyjątkowe, zindywidualizowane. Przez to nie straci uniwersalnego wymiaru. Jeśli historia będzie dobrze opowiedziana i ludzie będą chcieli i mogli się z nim (bohaterem) zidentyfikować, to przyjmą go jak kogoś znajomego, kogoś bliskiego, kogoś konkretnego. Z krwi i kości.

Z.
p.s. - ok, trochę się mądraluję, ale nie musisz mi wierzyć bezkrytycznie. Nie jestem teoretykiem literatury ani krytykiem, ani nawet pisarzem. Po prostu tak sobie myślę, nie? :D
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

8
zuzanna pisze:derzyła mnie prawdziwość tego stwierdzenia - i nie będę Ciebie nawracać, ale weź to jeszcze przemyśl. Ani Szekspir, ani Mickiewicz, ani King, ani Lem ani żaden z wielkich nie pisali o postaciach niedopowiedzianych tylko o bardzo konkretnych kuzynkach Bietkach, Ojcach Goriotach, królach Learach, Hamletach, Robinsonach Cruzoe itd itd.
Spoko, w kolejnych tekstach postaram się o tym pamiętać. A nawet jeśli zapomnę, znajdziesz się Ty...
p.s. - ok, trochę się mądraluję, ale nie musisz mi wierzyć bezkrytycznie. Nie jestem teoretykiem literatury ani krytykiem, ani nawet pisarzem. Po prostu tak sobie myślę, nie?
Nikt tutaj nie rozdaje kart - to miejsce, gdzie spotykają się ambitni, nie do końca waleczni. Ważne, żeby trwać przy swoim postanowieniu. Marzyć o jego spełnieniu. Marzyć o marzeniu, że tak powiem. Wielgachne dzięki, Kapturku!

9
zuzanna pisze:Żeby nie było, że jestem taka genialna, o tym jak ważne jest imię bohatera wyczytałam albo u Kinga, albo u innego cholernie dobrego writera jako poradę dla młodych autorów. Uderzyła mnie prawdziwość tego stwierdzenia - i nie będę Ciebie nawracać, ale weź to jeszcze przemyśl. Ani Szekspir, ani Mickiewicz, ani King, ani Lem ani żaden z wielkich nie pisali o postaciach niedopowiedzianych tylko o bardzo konkretnych kuzynkach Bietkach, Ojcach Goriotach, królach Learach, Hamletach, Robinsonach Cruzoe itd itd. Co ciekawe, potem nazwy własne, imiona tych bohaterów stawały się takimi metkami kulturowymi, że jak mówisz hamletowskie rozterki, to wszyscy wiedzą o co kaman. Jak powiesz o kimś, że jest Wernyhorą, Wallenrodem też. Kiedy mówisz: kilka milionów ludzi zginęło w obozach koncentracyjnych - to owszem robi to wrażenie, ale kiedy powiesz: brat mojego dziadka, Stefek, został zagazowany. Babcia mówiła, że pięknie grał na skrzypcach ale nawet nie mam jego zdjęcia - to wtedy ta tragedia, holocaust staje się czymś namacalnym. Czymś, co dotyka serca. A o to przecież chodzi. Nie bój się spersonalizować swojego bohatera, nadać mu cechy wyjątkowe, zindywidualizowane. Przez to nie straci uniwersalnego wymiaru. Jeśli historia będzie dobrze opowiedziana i ludzie będą chcieli i mogli się z nim (bohaterem) zidentyfikować, to przyjmą go jak kogoś znajomego, kogoś bliskiego, kogoś konkretnego. Z krwi i kości.
Fajnie, że tak obszernie objaśniasz sprawę - to pomaga wszystko poukładać. A przy okazji kolejnego tekstu - budować na dość solidnym fundamencie, jakim jest przymusowość związania bohatera z czytelnikiem. Precyzyjność pomaga nasilić pewne odczucia, czyniąc tekst zdecydowanie bardziej emocjonalnym w przekazie.

10
Doszedłem do miejsca w którym piszesz:<Panicznie bała się strachu, a teraz, kiedy zmaterializował się przed jej oczami, czuła chłodne powietrze oblepiające ciało. Zimna kropla potu spłynęła wzdłuż kręgosłupa, mimowolnie jęknęła. Był to głuchy pisk rozchodzący się po pomieszczeniu, urwany w chwili, kiedy na powrót zlepiła usta.> Dalej już nie podołałem. Jedno zdanie, w dodatku pierwsze w tym dziele okazało się być ostatnim. Dlaczego nie poprzestałeś na nim autorze? Powiem więcej, jaki przemożny impuls powodował w tobie potrzebę, niepopartą pokusę obnażania ubogiego i błędnego pojęciu sensu napisanych słów, których znaczenie przerasta percepcję peregrynacji własnego ego, niezrozumiałości własnego ja. Ekshibicjonizm? Szczera odwaga wyrażająca się obnażaniem organów odpowiedzialnych za brak kompetencji (impotencji) w określeniu inercji własnego intelektu?
Czymże jest strach? Czy pojawia się w obliczu zagrożenia, agresji, niepewności, bólu w sytuacji realnego zagrożenia? Jeżeli tak, jest od samego pojawienia się stanem intensywnie odczuwalnym, nie tylko irracjonalnym nie dającym się wytłumaczyć racjonalnym obłędem osobnika, ale i owszem chemicznym zmysłem receptorów jakim jest obdarzony, czyli jak najbardziej materialnych zarówno w oczach jak i obecności bliskiej ciału. Dla wszystkich, którym powyższy wywód jest ponad miarę zrozumienia, proszę kierować pytania na PW, gdyż nie jest moją intencją ośmieszanie i obrażanie osób obdarzonych nieco innym rodzajem rozwoju umysłowego, intelektu odmiennego od ogólnie przyjętych przez doktorów duszy, co wcale nie świadczy o ich wyższości czy też niższości odrębnej. O wyższości niższej nad niższością wyższej postaram dać wykład i zrozumienie w publikacji w najbliższym tygodniu, kiedy minie okres przymusowej karencji, jaką narzucają wyższe moce tego portalu.
Uwaga! Uwaga! Już za dwa tygodnie sensacja. Jestem jedynym użytkownikiem papieru, który poznał tajemnicę perforacji. Swoją wiedza podzielę się na łamach Weryfikatorium Weryfikacji
prawda jest zawsze subiektywna
-----------------------------------------------------------
prawda pierwsza: przyjemność, kiedy staje się obowiązkiem przestaje być przyjemnością
prawda druga: obowiązek połączony z przyjemnością jest masochizmem, cokolwiek to słowo znaczyć by miało
prawda trzecia: zamiast kropki lepiej postawić wielokropek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”