Patrol [Groteska]

1
Witam, przejdę od razu do rzeczy. Jest to pierwszy tekst który napisałem (nie licząc opowiadania inspirowanego muzyką z "Ostatniego Mohikanina") i wyraża on moje lekko skrzywione poczucie humoru, które jest dziwne i abstrakcyjne. Opowiadanie wrzucone za namową mamy (bo sam miałem stres i dalej sądzę, że tekst jest za słaby na to forum) której tekst bardzo się spodobało. No cóż, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Jadziem ! (Uwaga, zawiera 1 wulgaryzm!)

------------------

Na twarzy Jacka pojawiła się kropla zimnego potu i to nie dlatego, że założył on omyłkowo sukienkę swojej żony. Był na kolejnym cholernym patrolu. Piasek pustyni przesypywał się przez wydmy, które przypominały raczej zwały zniszczonych murów niż fale, jednak jakiś schematów trzeba się trzymać.
- Do twarzy ci w tej sukience – powiedział kapitan Ben, drapiąc się w swoją karmazynową, zaplecioną w ciasny, dziesięciocentymetrowy warkocz bródkę.
Rozejrzał się on dumnie po pustyni Iraku, gdy nagle zobaczył oddaloną o jakieś 200 metrów wioskę. Było to skupisko dużych domów, lekko przypominające ziemię po przejściu stadka owiec chorujących na rozwolnienie. Kapitan zmierzył domy wzrokiem i sięgnął do swoich tradycyjnych tyrolskich spodni, wyciągając paczkę papierosów firmy „Kamel”.
- Panowie, kolejna wiocha na horyzoncie – ryknął, wkładając do swojego Desert Eagle gumową kaczkę. Zaraz… coś pomyliłem…. A zresztą nieważne. Kapitan sięgnął na tylne siedzenie i wyjął głowicę nuklearną.
- Co mamy zrobić, jak wjedziemy do wioski ? – zapytał kapral Ogór, jedną ręką prowadząc piaskowego Hammera, a drugą układając kostkę Rubika.
- Wyjść, kupić od tubylców bizona rozpłodnika, oprawić go w ramkę i wysłać do Brukseli na adres Brooklyn 22/32. Tam sprzedać go na pchlim targu za 5 gram marihuany, a tę dać pierwszemu napotkanemu w ciągu miesiąca rudowłosemu Estończykowi – odpowiedział na to bezsensowne pytanie rzeczowo kapitan.
- Może kapitan podać jeszcze raz ten adres ? – zapytał kapral, odkładając kostkę do miedzianej szkatułki i wyciągając PDA.
- Żartowałem, debilu, zatrzymaj się przy wiosce… - odrzekł na to Kapitan, uderzając się otwartą dłonią w czoło.
- A co, jeśli stawią opór? – zapytał Ogór, przeczesując ręką niezwykle przetłuszczone włosy.
- Mam głowicę nuklearną nastawioną na 3 sekundy odliczania! – powiedział dumny z siebie kapitan, wyszczerzając świeżo zaplombowane zęby.
Metalowa powłoka głowicy aż mieniła się blaskiem słońca, którego promienie odbijały się od zębów kapitana i lusterek auta, oślepiając siedzącą z tyłu resztę załogi Hammera. Składała się ona z wcześniej wspomnianych Jacka i Ogóra, kapitana oraz Matta i Patta- trzech napakowanych bliźniaków- pseudo żołnierzy, którzy ciągle palili jakieś niemiłosiernie śmierdzące fajki i opowiadali suche żarty, z których nikt się nie śmiał.
- Dobra, stajemy – powiedział Ogór i wszyscy w Hammerze stanęli.
- Nie my, samochód – powiedział kapitan, przeklinając majora Rączkę, który dał mu taką kulawą załogę. Wykonywał on już z nimi kilka razy różne zadania i trzeba było przyznać, że choć załoga była dobrze wyszkolona (bliźniacy byli silni jak dwadzieścia ruskich pomp pneumatycznych, a kapral Ogór był świetnym mechanikiem) to czasem brakowało im piątej klepki. Nie, inaczej… Zawsze brakowało im piątej klepki… A zresztą… Nasz błyszczący inteligencją kapitan też znany był z bezmyślności, skrzywionego poczucia humoru i zamiłowania do modelarstwa.
Po chwili Hammer zatrzymał się z piskiem opon, a po następnych 3 minutach pięciu żołnierzy weszło do wioski. Szli oni w szyku zwanym Hottotenstotrottelbeutelratenlatengiterkottentäter (co w dowolnym tłumaczeniu znaczyło „Skóra martwego dzika zachodniosyberyjskiego w stanie rozkładu przeciągnięta przez 14 metrów drutu kolczastego”). Szyk był świetny tylko miał jedną wadę. Wymówienie jego nazwy zajmowało kapitanowi około jednej minuty, (biorąc pod uwagę, że kapitan powie cały wyraz z prawidłowym akcentem i pomyli się co najwyżej 3 razy). Sprawa może byłaby jeszcze prostsza, gdyby nie to, że inne szyki i polecenia w jego oddziale wyrażały słowa o podobnej długości i stopniu skomplikowania. Tymczasem kapitan podrzucił w ręce głowicę nuklearną i omiótł wzrokiem mieszkańców, którzy wolno szli w stronę żołnierzy. Nagle potknął się o coś, prawie upuszczając głowicę. Po chwili spojrzał na ziemię i zobaczył nieboszczyka.
- Co się patrzysz ? – zapytał nieboszczyk, zakładając okulary przeciwsłoneczne i popijając z wolna lekko pomarańczową lemoniadę.
- Szukamy borni chemicznej, wiesz coś o niej ? – zapytał nieboszczyka kapitan.
- Nie wiem, idź zapytaj w recepcji… - odpowiedział na to nieboszczyk, zajmując się sklejaniem skręta. Kapitan wykonał umówiony wcześniej z załogą znak oznajmujący, że mają utrzymać obrane pozycje, gdy jednak pokazał go Jackowi, ten zaczął się drapać po głowie. Po chwili Ogór podszedł do niego i zaczął mu na ucho tłumaczyć znak. „Mi to bardziej przypomina bezgłowego konia z napędem na cztery kopyta” - usłyszał za sobą komentarz kapitan i wszedł do budynku z wielkim szyldem „Recepcja”, i obrazkiem różowej pantery w tle. Był to nieduży pokój, na którego środku stał telewizor i Xbox 360. Naprzeciw telewizora po turecku siedział Saddam Husein. Był on ubrany w obcisły ciemnozielony mundur z wielkim napisem ALL-JEEZERA i krótkie spodenki z wizerunkiem Michaela Jacksona na tyle.
- Witam szanownego pana, mam na imię Saddam i prowadzę tu recepcję – powiedział, przyglądając się przybyszowi i waląc równocześnie w przycisk „A” na padzie.
- Czy to nie ciebie… - zaczął kapitan, gdy Saddam zerwał się z miejsca i pokazał palcem w miejsce za plecami kapitana
- E, ty, patrz, Tony Hawk – na co kapitan odwrócił się i zauważył postać w arafatce skaczącą na desce. Postać wywinęła właśnie imponującego hardflipa, gdy kapitan poczuł, że jego lewa ręka jest dziwnie lekka.
W tej samej chwili stanął obok niego Jack w szmaragdowej sukience żony.
- Co, szefuniu, niezły jest gość, nie? – powiedział Jack z głupkowatym uśmiechem na twarzy. Nagle kapitan zauważył, że niema głowicy, a zamiast niej w ręku ciąży mu pad od Xbox.
- O cholera, Saddam skroił mi głowicę – zaklął kapitan i Rzucił się za złodziejem, jednocześnie wyciągając telefon komórkowy i wysyłając sms o treści „Mam Saddama” do prezydenta USA. Ostrożnie przeszedł przez krzaki i wysoko podskoczył, chcąc mieć więcej czasu na rozeznanie się w sytuacji. Przed nim stał Saddam Husein w towarzystwie Osama bin Ladena. Był on ubrany w długie workowate spodnie w stylu dresa-kozaka i podkoszulek z Marilynem Mensonem. Po chwili Osama założył na głowę wielki kask zaopatrzony w duże, stalowe rogi i ruszył pochylony głową w dół na kapitana. Kapitan w ostatniej chwili odsunął się i podstawił nogę Osamie, który potknął się, wyrąbał głową w piasek i znikł. Tymczasem kapitan, zdając sobie sprawę, że ma pistolet z gumową kaczką w magazynku i że to nie jest najlepsza broń, już gotował się do ucieczki, gdy obok niego w blasku fleszy i krzykach rozemocjonowanych reporterów pojawił się prezydent Stanów Zjednoczonych. Prezydent podszedł do Saddama i posłał mu zimne spojrzenie. Nastąpiła scena jak żywcem wyjęta z „Siedmiu wspaniałych”. Dwóch ludzi stało naprzeciw siebie i patrzyło sobie groźnie w oczy. Nagle prezydent rzucił się na Saddama, a dokładnie na jego szyję, przytulając go mocno i uśmiechając się przyjacielsko jak do starego kumpla.
- Cześć, Saddam, dawno cię nie widziałem. Mama zdrowa? Teściowa dalej sprzedaje moherowe szaliki na straganie w Medynie ? – zapytał prezydent, klepiąc przyjacielsko Saddama po plecach.
-Siemasz, wiesz co apropos babci… - zaczął odpowiedź Saddam odwzajemniając uśmiech.
Kapitan nie chciał więcej tego słuchać i poczuł, że musi szybko coś zrobić, bo zaraz może się to źle skończyć. Szybko wyszarpnął swój pistolet z kabury, wyciągnął z niego gumową kaczkę i sprawdził komorę. Był nabój! Natychmiast wycelował w Saddama i wystrzelił. Kula przeleciała między nogami terrorysty, który podskoczył, wypuszczając z ręki głowicę. Ta uderzyła o ziemię, a licznik ustawiony na 3 sekundy zaczął odliczanie. Ostatnią, rzeczą, którą pomyślał kapitan przed śmiercią było: „O kurwa !”

2
Uhm, uhm. Dziwaczne!
nie dlatego, że założył on omyłkowo sukienkę swojej żony grunt pierwsze zdanie, musi chwycić za jaja - to chwyta.
ziemię po przejściu stadka owiec chorujących na rozwolnienie nie zniżaj się do takich gównianych żartów. nie są w klimacie.
Hottotenstotrottelbeutelratenlatengiterkottentäter miodzio.
bezgłowego konia z napędem na cztery kopyta iyh, iyh - to mój chichot.
z wizerunkiem Michaela Jacksona lovely!
nice!

zawsze chciałam napisać tekst, z puentą: o, kurwa.
Brawo. Tam popracuj trochę nad chlujnością tekstu, rozumiesz, przecinki, duże litery, te sprawy ale ogólnie, po tym jak się zareklamowałeś na wstępie to pomyślałam: czekaj, no. Pewnie wiele gadania a potem g*** z tego i wyjdzie text jak z pensjonarskiego sztambucha. Się obroniłeś :D
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

3
Dzięki za przeczytanie ;] Fajnie, że tekst komuś się spodobał, a jak będę miał czas to poprawie ewentualne błędy ortograficzne i interpunkcyjne.
zuzanna pisze:Uhm, uhm. Dziwaczne!

Dobre spostrzeżenie. Całym sensem tekstu jest absurdalność i lekka abstrakcja, czyli jednym słowem to co lubię najbardziej. Dobra koniec gadania, teraz trzeba spróbować napisać coś poważniejszego... ;)

Do następnego opowiadania !

4
Rozejrzał się [1]on dumnie po [2]pustyni Iraku,
[1] - zbędny zaimek.
[2] - Warto by tutaj uściślić, która to pustynia. Zapewne ma jakąś nazwę. Teraz to tylko kawał piachu gdzieś w Iraku. Mało precyzyjne.
oddaloną o jakieś 200 metrów wioskę
słownie: dwieście
Było to skupisko dużych domów, lekko przypominające ziemię po przejściu stadka owiec chorujących na rozwolnienie.
Unikaj czasownika na początku zdania. Łatwo wpaść w byłozę. Zobacz na drobną zmianę:

Skupisko dużych domów przypominało raczej ziemię po przejściu stadka owiec chorujących na rozwolnienie.
Pomijając już początek - o czym to zdanie ma mówić? Rozumiem abstrakcyjne poczucie humoru, lecz oone powinno mieć jakiś realny punkt zaczepienia, który będzie nakierowywać czytelnika na żart. W tym przypadku może to zostać niezrozumiałe, lub jasne tylko dla ciebie.
Kapitan zmierzył domy wzrokiem i sięgnął do swoich tradycyjnych tyrolskich spodni, wyciągając paczkę papierosów firmy „Kamel”.
to raczej marka, firma nazywa sie inaczej. Mniejsa z tym - twoja bajka. Nie lepiej napisać: sięgną po paczkę kameli?ekst będzie bardziej dynamiczny.
5 gram marihuany,
pięć gramów.
- Żartowałem, debilu, zatrzymaj się przy wiosce… - odrzekł na to Kapitan, uderzając się otwartą dłonią w czoło.
A tu zamieniłbym kolejność. najpierw umieściłbym gest, później komentarz do tego.
Zobacz na:
Kapitan uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Żartowałem, debilu, zatrzymaj się przy wiosce…

Matta i Patta- trzech napakowanych bliźniaków- pseudo żołnierzy,
Trzech bliźniaków nazywamy trojaczkami. Poza tym, widzę dwóch... Nawet jak na humor - to jest błąd dość mocny.
po następnych 3 minutach pięciu
słownie: trzech
Szli oni w szyku zwanym Hottotenstotrottelbeutelratenlatengiterkottentäter
zbędny zaimek. Poza tym, to zdanie od nowego akapitu - rozpoczynasz nową scenę.
- Nie wiem, idź zapytaj w recepcji… - odpowiedział na to nieboszczyk, zajmując się sklejaniem skręta.
Brakuje mi konsekwencji w tej scenie - jest zabawna, to dobrze - lecz dlaczego nie dorzuciłeś do pieca czegoś z ta lemoniadą? Wyszedł ci taki skok - raczej mało uzasadniony. Ponownie absurd tutaj za dużo nie tłumaczy. Ot - taka szarża autora. Uważam, że gdybyś potrzymał się ustalonej sceny, mogłoby wyjść jeszcze lepiej.
Był to nieduży pokój, na którego środku stał telewizor i Xbox 360. Naprzeciw telewizora po turecku siedział Saddam Husein. Był on ubrany w obcisły ciemnozielony mundur z wielkim napisem
To, co zapisałem wcześniej - gdy ktoś raz użyje był na początku, będzie ten błąd powielać. Ani to ładne, ani plastyczne...

humor - jest. Świetnie, bo się uśmiałem. Tylko bardzo szkoda, że to wszystko jest zapisane jak w zeszycie szkolnym. W dwóch miejscach wzniosłeś się ponad cały poziom: przy "bardzo długim słowie", gdzie nawiązałeś do całej sceny i rozpisałeś to, co rzuciłeś wcześniej oraz przy opisie załogi. Znów rzuciłeś jakiś śmieszny fakt i wyprowadziłeś równie zabawną myśl. Narrator jednak jest słaby - za słaby to tego tekstu. Zwróć uwagę na byłozę rozpoczynającą zdania - tak się nie konstruuje opisów, nie zaczyna. Brak tez akapitów, które podzieliły by tekst na konkretne sceny, przez co skacze się nie wiadomo gdzie. Pomysł jakiś jest, humor dość absurdalny ale udany, tylko bardzo słabe wykonanie.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

Re: Patrol [Groteska]

5
i to nie dlatego, że założył on omyłkowo sukienkę swojej żony
powiedział kapitan Ben, drapiąc się w swoją karmazynową, zaplecioną w ciasny, dziesięciocentymetrowy warkocz bródkę.
ryknął, wkładając do swojego Desert Eagle gumową kaczkę
Szli oni w szyku zwanym Hottotenstotrottelbeutelratenlatengiterkottentäter
Zbędne zaimki. Sporo ich w całym tekście.
Był na kolejnym cholernym patrolu.
Było to skupisko dużych domów
Był to nieduży pokój,
Był on ubrany w obcisły ciemnozielony mundur
Za "byłozę" obsztorcował Cię już przedmówca, więc dam sobie spokój.
Kapitan sięgnął na tylne siedzenie i wyjął głowicę nuklearną.
Wyjął z czego? Z tylnego siedzenia? Źle to brzmi. Może po prostu:

Kapitan sięgnął na tylne siedzenie po głowicę nuklearną.
odpowiedział na to bezsensowne pytanie rzeczowo kapitan
Tutaj zrobił się bałagan. Zrezygnowałabym z czegoś. Może starczy:

odpowiedział na to bezsensowne pytanie kapitan
albo:
odpowiedział rzeczowo kapitan
pseudo żołnierzy, którzy ciągle palili jakieś niemiłosiernie śmierdzące fajki i opowiadali suche żarty, z których nikt się nie śmiał.
Wiadomo.
[1]Wykonywał on już z nimi kilka razy różne zadania i trzeba [2]było przyznać, że choć załoga była dobrze wyszkolona (bliźniacy byli silni jak dwadzieścia ruskich pomp pneumatycznych, a kapral Ogór był świetnym mechanikiem) to czasem brakowało im piątej klepki.
Oprócz powtórzeń [2], zdanie jest nieco przeładowane [1] i trudne w odbiorze.

Nie było to ich pierwsze wspólne zadanie i musiał przyznać, że załodze, mimo solidnego wyszkolenia (bliźniacy mieli siłę dwudziestu ruskich pomp pneumatycznych, a kapral Ogór był świetnym mechanikiem) brakowało piątej klepki.
pomyli się co najwyżej 3 razy
pomyli się najwyżej trzy razy
Sprawa może byłaby jeszcze prostsza, gdyby nie to, że inne szyki i polecenia w jego oddziale wyrażały słowa o podobnej długości i stopniu skomplikowania.
Szyki i polecenia wyrażały słowa...? Niejasno sformułowałeś myśl. Może zrób coś podobnego:

Sprawa byłaby może prostsza, gdyby nie to, że pozostałe polecenia oraz nazwy szyków w oddziale odznaczały się podobną długością i stopniem skomplikowania.
popijając z wolna lekko pomarańczową lemoniadę
Czy nie aby lekką?
A może w ogóle to usunąć?
Kapitan wykonał umówiony wcześniej z załogą znak oznajmujący, że mają utrzymać obrane pozycje, gdy jednak pokazał go Jackowi, ten zaczął się drapać po głowie. Po chwili Ogór podszedł do niego i zaczął mu na ucho tłumaczyć znak.
Strasznie to się czyta. Nieudolnie zbudowane zdania. Albo to:
usłyszał za sobą komentarz kapitan
Jakbyś napisał raz, a potem już nigdy tego nie przeczytał.

-
Czy to nie ciebie… - zaczął kapitan, gdy Saddam zerwał się z miejsca i pokazał palcem w miejsce za plecami kapitana
- E, ty, patrz, Tony Hawk – na co kapitan odwrócił się i zauważył postać w arafatce skaczącą na desce.
Coś tu kuleje. Zaznaczony fragment kładzie scenkę. Przerobiłabym (nie jest to najlepsza przeróbka, ale pokazuje, o co chodzi):

- Czy to nie ciebie… - zaczął kapitan.
Nagle Saddam zerwał się z miejsca i wskazał palcem coś za plecami kapitana.
- E, ty, patrz, Tony Hawk!
Kapitan odwrócił się i zauważył postać w arafatce skaczącą na desce.

niema głowicy
nie ma


Powtórzenia, byłoza i zaimkoza... Czasem niejasno formułujesz myśli i zdanie trzeba czytać drugi raz. Niektóre fragmenty jakbyś pisał na kolanie, aby było, nie czytałeś ich chyba po napisaniu. No i natłok niepotrzebnych słów tu i ówdzie, co nie ułatwia odbioru. Cała historia jednak podoba mi się, mimo mankamentów warsztatowych, da się czytać. Odpowiada mi też Twoje poczucie humoru.
- Dobra, stajemy – powiedział Ogór i wszyscy w Hammerze stanęli.
Monty Python.

Szlifuj warsztat, rezygnuj z niepotrzebnych słów i pracuj nad jasnym, prostym w odbiorze formułowaniem myśli.
„Pewne kawałki nieba przykuwają naszą uwagę na zawsze” - Ramon Jose Sender
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”