Człowiek bez serca

1
Joe: Tekst zawiera słowa nieprzeznaczone dla osób niepełnoletnich!


Człowiek bez serca


WWWKawa była już chłodna. Spóźniłem się. Kolejny raz spóźniłem się przez tego pajaca. Znowu nie pozwolił mi wypić mojej ulubionej czarnej, gorzkiej bez mleka. Jednak na szczęście dzisiaj biorę wolny tydzień. Dosyć zapieprzania. W końcu odpocznę od mojego pryncypała, od tego miejsca, od tych nędznych, zmizerniałych twarzy, wiecznie pogrążonych w nieustającym ferworze naliczania. Tylko cyfry, klawiatura, ekran. Cyfry, klawiatura, ekran. Do znudzenia.

WWWMam już tego dosyć. Pięć lat pracy bez urlopu. Tylko praca, po pracy drzemka, po drzemce telewizor i sen. Sen, który i tak nie daje mi satysfakcji, bo sypiam zazwyczaj cztery godziny. Kładę się późno, bo oczywiście namiętnie wypełniam formularze dla szefa- ''Jeżeli nadal będziesz pracował w ten sposób, dostaniesz awans Arturze, już niebawem..."- słyszę to już od kilku lat. Zawsze mówi mi to samo... zasraniec. Właśnie te kilka lat temu, zacząłem nałogowo palić papierosy. Nikotyna daje mi to ulotne, chwilowe uczucie ulgi, trwa ono krótko, no ale cóż. Stres i poczucie obowiązku pochłaniają mnie, absorbują z taką siłą, że nie potrafię ich odeprzeć. Znajomi (bo przyjaciół nie mam) proponowali mi, abym zmienił zawód. Mówili, że ta praca mnie wykończy. Ja jednak zawsze obstaję przy swoim. Ta praca to dla mnie rodzaj uzależnienia, nie potrafię tego opisać. To tak, jakby ta wieczna nerwówka w biurze dodawała mi skrzydeł, dodawała mi niewypowiedzianej siły. Po prostu czuję się wielki, patrząc choćby na moich kolegów ze szkoły, którzy nawet nie ukończyli studiów, i klepią biedę. Nic tylko by spali do południa i żłopali piwo na ławce. Gardzę nimi. To zwykłe elementy, margines. Moi rodzice zawsze mawiali, żebym się dobrze uczył i zbierał same dobre oceny, a w przyszłości zarabiał dużo pieniędzy.

WWWTak też robiłem, starałem się jak mogłem. Rezygnowałem z zabaw, z moimi kolegami z podwórka. Nie spotykałem się z dziewczynami. Nie uprawiałem żadnego sportu. Tylko nauka. Teraz tylko praca. I przynosi mi to ogromną satysfakcję. Uważam się, za najlepszego urzędnika bankowego w kraju. Jestem w stanie przepracować nawet szesnaście godzin dziennie. Osiem w pracy i drugie osiem w domu. Tak, tak, w domu. Po siedmiu latach ciężkiej pracy stać mnie było na jego kupno. Dwieście dwadzieścia metrów kwadratowych. Mieszkam jednak sam. Nie wiem, dlaczego kobiety nie chcą się ze mną związać na dłużej. Jestem przecież potężny, mam pieniądze, mogę wszystko... Praca jest dla mnie priorytetem, jednak pięć lat harówki bez żadnej przerwy może wykończyć nawet takiego tytana jak ja. Czas na tygodniową siestę.

~~~~~~~~~~

- Dzień dobry, bilet normalny do Giżycka - rzekł zestresowany Artur.
- Pięćdziesiąt trzy złote i piętnaście groszy - stanowczo powiedziała kasjerka.
Na głowie kobiety za szybą spoczywały piękne naturalnie kręcone blond włosy przypominające czupryny gwiazd rockowych z lat siedemdziesiątych. Okazałe piersi i błękitne oczy tylko dodawały jej wdzięku. Artur zauroczył się.
Może zapytam ją, czy ma wolny wieczór- pomyślał. Jednak szybko odwiódł od tego stanowiska, dostrzegając obrączkę na jej palcu. Po chwili zauważył zdjęcie, ozdabiające wnętrze kasy. Widniał na nim przystojny mężczyzna, jednak posunięty wiekiem. Jego skronie były siwe, a twarz lekko pomarszczona. Niewątpliwie był to mąż piękności zza szyby - stwierdził Artur.

WWWDoskonale rozumiał panią Ewę, której imię widniało na identyfikatorze. Gdy tylko ujrzał starszego jegomościa na zdjęciu, od razu zrozumiał. Pani Ewa jest kobietą twardo stąpającą po ziemi, tak jak ja. Jego wewnętrzne ''ja'' nawet nie protestowało. Doskonale rozumiał zasady rządzące światem. A miłość? On nie wierzył w miłość, ani w przyjaźń, ani we współczucie czy braterstwo. W zasadzie nie wiedział, co znaczą te słowa. Nigdy ich nie doświadczył.

WWWPrzechodząc przez tunel prowadzący na peron, ujrzał samotnego skrzypka w łachmanach grającego koncert Czajkowskiego - ''Sérénade mélancolique''. Artur przeszedł obok niego udając obojętność. Gdy znalazł się bliżej skrzypka, nerwowo przyspieszył kroku. Stary żebrak przez cały czas był wpatrzony w Artura, wyczuł jego osobowość. Gdy tylko na niego spojrzał, wiedział już kim jest i dokąd zmierza.

~~~~~~~~~~


WWWHarmonijne lodowe wzory okalały szyby pociągu. Artur jednak nie pokwapił się, by na nie spojrzeć. Jego myśli po brzegi wypełniała Ewa - kobieta zza szyby kasowej.
W przedziale, oprócz Artura, siedział jeszcze tajemniczy człowiek o rysach twarzy rasowego, seryjnego mordercy. Pociągła twarz, ciemna karnacja, brunet, onyksowo czarna, wypielęgnowana broda, włosy spięte w kucyk. Fizjonomia kaukaska. Ubrany był w drogi włoski garnitur, prawdopodobnie szyty przez najemnych chińskich szwaczy włoskiej mafii w Neapolu. W rękach trzymał jedno z dzieł Johna Maynarda Keynesa. Co kilka sekund łypał przenikliwym wzrokiem na Artura, ten oczywiście ignorował te wywody.
- Jak ma pan na imię? - rzekł spokojnym tonem ''kaukaski seryjny morderca".
- Artur, proszę pana.
- Widzi pan, panie Arturze, są na świecie rzeczy, których nie jesteśmy w stanie kontrolować.
- Co proszę? Co ma pan na myśli? - spytał zaniepokojony Artur.
- Chodzi mi o to, że zawsze znajdą się ludzie, którzy będą działać przeciw nam. Nieważne, po której jesteśmy ze stron, dobrej, czy złej. To dla zachowania równowagi, wie pan? - obnażył śnieżnobiałe zęby potomek kaukaskich pastuchów.
- Nie rozumiem. Jakiej równowagi?
- Równowagi wszechświata, drogi chłopcze. To właśnie dzięki tej - wyciągnął z kieszeni cygaretkę. - równowadze - przeciągnął przedostatnią sylabę. - jesteśmy w stanie funkcjonować, musimy odnosić zwycięstwa i ponosić porażki. Tak został skonstruowany świat, na którym żyjemy.
- A skąd pan to wie? Skąd może pan mieć pojęcie o takich rzeczach?
- Gdybym panu powiedział, nie uwierzyłby pan. - tajemniczy jegomość opuścił przedział i zniknął nagle w rozświetlonym korytarzu wagonu, niemalże rozpłynął się w powietrzu.
Artur nie wstał, by zatrzymać tego człowieka, nie był w stanie nawet nic powiedzieć, poczuł niemoc, tak jakby z zewnątrz. Jakaś enigmatyczna siła zadziałała na jego postawę. Nie był w stanie wykonać ruchu ani wypowiedzieć słowa. Sama rozmowa z tym człowiekiem wstrząsnęła bankierem. Teraz doszedł jeszcze niepokój związany z tym, co stało się z jego ciałem, które całkowicie odmówiło posłuszeństwa.

WWWUrok, pod wpływem którego znalazł się Artur, ustał. Zastanawiał się teraz nad tym, co powiedział mu ten dziwny osobnik.- Równowaga we wszechświecie?- Artur nie rozumiał, o co mogło chodzić przybyszowi ze Wschodu, mówiącym z niewiarygodnie czystym, polskim akcentem. W życiu kierował się dwoma zasadami: czas to pieniądz i wszystko można kupić za pieniądze. Te prawidła pozwoliły mu pławić się w luksusie przez długie lata. Nigdy nie liczył się z ludźmi ubogimi, mądrymi, bądź wiedzącymi więcej od niego. Jego życie było ubogie, jeśli chodzi o duchową mądrość, był przedsiębiorczy i bystry, jednak z mądrością nie miał nic wspólnego. Był zakochanym w sobie fanatykiem złotego cielca. Uwielbiał zapach i szelest, jaki wydawały banknoty, dotykając dolarów, bądź franków wpadał w niepohamowaną euforię. Liczenie wprawiało go w stan hipnozy, ubóstwiał to zajęcie. W jego sercu nie było miejsca na duchowość. Wiedział jedynie, że życie jest jedno i że trzeba je dobrze wykorzystać. Trzeba więcej pracować, i zarabiać więcej pieniędzy.

WWWPociąg dojeżdżał do Olsztyna. Artur nie zmrużył oka ani na chwilę, panicznie bojąc się o swój portfel wyładowany po brzegi gotówką. Przez okno pociągu dojrzał kloszardów próbujących ogrzać się przy rozpalonej od wewnątrz beczce, raczyli się przy tym butelką taniego wina.
- Ja pierdolę - rzekł wzburzony, pełen pogardy Artur.- co za łamagi.-Nie rozumiał, jak można być człowiekiem pokroju tych, których widział za oknem. Nie zdawał sobie sprawy, że mogą dokonać w jego życiu czegoś, co je całkowicie odmieni...

~~~~~~~~~~

WWWJeden z meneli łapczywie pociągał obfite hausty cienkusza. Zabawnie przy tym wywracał oczami na prawo i lewo. W końcu odstawił butelkę od ust.
- Noo, too jak tam panowie, przydałoby się, kurwa, wrzucić coś na ząb.- Zagadnął najodważniejszy z grupy.- Od czterech dni my nie jedli, do chuja pana!
- Noo trza bedzie. Ale my na Kiepasa musim poczekaś Piguła.- z żalem odparł kompan
- Kiepas, Kiepas... niech się wali, obszczymur zasrany. Zara znajdziem jakiego delikwenta, co to rzuci jakom dwójkie. Nie ma co się bać tego - zacharkał i splunął gęstą plwociną - kruca fiks, łajdaka.

WWWMrok spowijał stację kolejową w miejscowości przed Olsztynem. Menele kontynuowali spór o to, czy mogliby wreszcie rozpocząć wieczerzę bez swojego nestora- Kiepasa. Ów Kiepas często wpadał w szał, gdy jego ''podwładni'' decydowali o posiłku pod jego nieobecność. Był skłonny do wymierzania kar cielesnych. To człowiek o głęboko zaszczepionych zasadach moralnych i dyscyplinie. Był niezwykle tajemniczy, ponury, nie spożywał alkoholu, nie uśmiechał się, wszystko traktował z cmentarną powagą, tak jakby wiedział o wszystkim, co może się wydarzyć. Oprócz tego był utalentowany muzycznie. Grywał na skrzypcach. Wybrał jednak życie na ulicy z nikomu nieznanych powodów. Opiekował się tymi ludźmi. Za dnia ulatniał się. Jego podopieczni nigdy nie spotykali go rankiem. Przychodził zawsze późnym wieczorem koło godziny dwudziestej trzeciej. Przynosił jedzenie i alkohol. Większość meneli, którymi się opiekował, uwielbiała go. Jednak nie wszyscy. Razem było ich sześciu, łącznie z Kiepasem. Czterech z nich było bezgranicznie wdzięcznych swojemu łaskawcy. Jeden z nich natomiast - najodważniejszy i najinteligentniejszy - Piguła miał pewne wątpliwości co do człowieka, który pojawił się z nikąd, robił wszystko bezinteresownie, a do tego mało mówił o sobie i swoich zamiarach. Taka bezinteresowność, to już nie rzadkość, takowa po prostu się nie zdarza. Kiepas powtarzał jedynie, że w zamian za jego dary, kiedyś przyjdzie czas, aby jego podopieczni okazali mu wdzięczność. Mijało pięć lat odkąd bezinteresowny starzec zagościł w gronie bezdomnych alkoholików. Zbliżał się czas zapłaty za szczodrość...


WWW
Pospieszny, którym jechał Artur, musiał się zatrzymać. Ktoś najprawdopodobniej wymusił postój - pomyślał. Konduktor przechadzający się po wagonie, poinformował Artura o wewnętrznym uszkodzeniu pociągu, w związku z czym był zmuszony go opuścić.

WWWBankier wściekł się. Wiedział o tym, że będzie musiał dostać się do Giżycka innym sposobem. Boże, dlaczego mój samochód zepsuł się akurat wczoraj? - pomyślał. Bóg znał odpowiedź.
- Wie pan może, jak mógłbym dostać się stąd do Giżycka?
- Niestety proszę pana, ale ruch w Olsztynie został sparaliżowany śnieżycą. Komunikacja miejska nie funkcjonuje. Samochody stoją w korkach. Miasto jest zasypane. Przykro mi, ale wydaje mi się, że będzie pan musiał spędzić noc na stacji.
- Coo?! - wrzasnął zbulwersowany Artur. - Pan chyba sobie żarty stroi! Mam gdzieś to, że ten pociąg stoi i to, że ruch uliczny jest sparaliżowany. Mam to gdzieś! Rozumie pan?!
- Tak, doskonale pana rozumiem. Ale nie jestem w stanie teraz nic dla pana zrobić. - Nad wyraz spokojnie rzekł konduktor. - Będzie musiał pan spędzić noc tutaj. Chyba, że chce pan przeprawiać się przez dwumetrowe zaspy pieszo. Wtedy nie ma sprawy, niech pan sobie robi, co chce. Jednak radziłbym panu zostać tutaj.
- Dobra, dobra- uspokoił się Artur.- Zostanę, ale dajcie mi coś do jedzenia, umrę tu z głodu. No, i jakiś koc jeszcze.
Konduktor udał się po posiłek i okrycie dla zrzędzącego pasażera. Artur czekał w korytarzu wagonu. Spoglądał przez okno. Wpatrywał się w grupkę meneli ogrzewających się przy beczce po drugiej stronie stacji.
- Boże, na co mnie skazujesz... - rzekł w duchu Artur. Nie był przyzwyczajony do obcowania z bezdomnymi. Przywykł raczej do plazmowego telewizora, rozpalonego kominka, wygodnej kanapy i szklaneczki Johnny'ego Walkera z kostką lodu. Nie był przygotowany na okoliczności, jakie zgotował mu los.
Konduktor przybył z prowiantem i wełnianym, dziurawym kocem.
- Ma pan tu suchary i wodę oraz oczywiście koc, o który również pan prosił.
- Dziękuję- rzekł obojętnym głosem Artur.- Ile osób jeszcze z nami jedzie?
- Tylko pan- spokojnie odparł konduktor.

WWWArtur zamarł, momentalnie pobladł, jego nogi zmiękły.

~~~~~~~~


WWWWybiła północ. Ludzie Kiepasa byli gotowi. Tłumaczenie, jakiego domagał się Piguła w sprawie ''zapłaty za szczodrość", okazało się dla niego zbyt zaskakujące i brzemienne w skutkach. Kiepas był zmuszony do likwidacji dociekliwego protegowanego. Uśmiercił go, jednak jak na wysłannika samego Lucyfera, zrobił to niezwykle delikatnie - wyrywając serce z jego piersi i rzucając je swoim ludziom na pożarcie. Koledzy Piguły jednak nie byli ukontentowani tym marnym ochłapem. Nie jedli nic od kilku dni. Kiepas tym razem nie przyniósł nic, czym mogliby się zadowolić. Jego ludzie byli piekielnie wygłodniali, ach piekielnie. Kiepas zezwolił im na to, na co mieli ogromną ochotę.

WWWRozszarpane zwłoki Piguły przypominały ofiarę wściekłego niedźwiedzia. Jednak nie zrobiło tego zwierzę. Tej haniebnej zbrodni dokonali ludzie.
Kiepas i jego podwładni przebywali na schodach. Czekali na Artura. Nadal wygłodniali. Teraz interesowały ich tylko własne żołądki. Mięso zdarte z ciała Piguły, nie zmniejszyło ich łaknienia. Artur nie był świadomy tak wielkiego niebezpieczeństwa.

WWWCo za piękny początek wypoczynku - pomyślał ironicznie Artur. Przechodził właśnie obok ludzi, których nazwał wcześniej ''łamagami''. Czuł na sobie ich przenikliwe spojrzenia. Nie podniósł wzroku. Nie zauważył ich twarzy ubrudzonych posoką. Będąc kilkanaście kroków za nimi, doznał identycznego wrażenia, jak to, które przydarzyło mu się w pociągu, gdy opuszczał go tajemniczy nieznajomy.
- Brać go chłopcy! - wrzasnął Kiepas.
Jego ludzie tylko na to czekali. Rzucili się w stronę nieruchomego bankiera. Artur zemdlał, jednak stał nadal, utrzymywany w przestrzeni pozaziemską siłą okalającą jego ciało.

~~~~~~~~~~~~

WWWArtur znalazł się w fantazyjnej, obcej, surrealistycznej rzeczywistości. Wokół znajdowały się dusze ludzi, dla których nie było miejsca ani w raju, ani w piekle . Egoistów, szantażystów, alkoholików, narkomanów, sodomitów i wielu innych. Były to dusze tych ludzi, którzy nie mogli pogodzić się z własną śmiercią, czekali na werdykty. Werdykty dotyczące ich następnego życia. Wszystkie zgromadzone w tym dziwnym miejscu jaźnie, miały dostać szansę na odkupienie swych win. Jednak póki co, unosiły się bezwładnie pogrążone w letargu.
- Witaj Arturze - rzekła jasna, rażąca oczy Artura postać.
- Boże, kim ty jesteś?- odparł otumaniony Artur.
- Nie jestem Bogiem - uśmiechnął się - jestem Twoim Aniołem Stróżem, kochany chłopcze. Jestem tym, którego widziałeś w korytarzu stacji kolejowej, o ile dobrze pamiętam grałem wtedy na skrzypcach. Jestem tym tajemniczym człowiekiem, z którym rozmawiałeś w pociągu. I wreszcie jestem także tym, który wydał rozkaz uśmiercenia twojej ziemskiej substancji, wy zwiecie ją ciałem i jesteście do niej aż nadto przywiązani. Musiałem Cię zwolnić z życia, które tylko pogrążało twojego ducha. Stałeś się nikczemny. Dostałem nakaz z góry. Chyba wiesz, o co mi chodzi, prawda? - ponownie uśmiechnął się Anioł.
- Nic nie rozumiem. Słyszałem kiedyś o niebie, aniołach i o piekle, ale myślałem, że to tylko tani bajer dla dzieciaków, które są niegrzeczne i nie chcą się uczyć, albo się lenią. No ale cóż, jestem tu i teraz. Mów, o co ci chodzi i obudź mnie, bo to pewnie sen.
- Niestety, Arturku, to nie sen, długo myślałem nad tym, co mógłbym z Tobą uczynić, by Cię oczyścić, byś mógł cieszyć się istnieniem, w żadnym stopniu nieskażonym. I wydaje mi się, że dokonałem właściwego wyboru...
- Jakiego wyboru?
- Słuchaj uważnie. Chociaż, i tak nasza rozmowa zostanie usunięta z Twojej pamięci. Zostaniesz zesłany ponownie na Ziemię. Twoje narodziny nie będą należały do najszczęśliwszych. Twoja matka wyda Cię na świat plugawego i niepełnosprawnego. Będziesz cierpiał przez dziewięćdziesiąt pięć lat. W ten sposób zrehabilitujesz się za swoje poprzednie życie i uzyskasz odkupienie.

Joe: Na życzenie autora zmieniłem treść. Treść skopiowana z zablokowanego tekstu, który powędruje do "Stale lub czasowo zablokowanych". Autora proszę, by w przyszłości myślał nad tym, co robi. A kiedy się zgubi - kontaktował z bardziej kompetentnymi.
Ostatnio zmieniony sob 13 mar 2010, 18:51 przez Portmale, łącznie zmieniany 5 razy.
''Trudy ponoś jako pierwszy, pochwały zbieraj, jako ostatni''

2
formularze dla szefa- ''Jeżeli nadal będziesz pracował w ten sposób, dostaniesz awans Arturze, już niebawem..."- słyszę to
1: Spacje między zaznaczonymi.
2: Cudzysłów specjalnie w ten sposób?
I przynosi mi to ogromną satysfakcję.
Z tego co twój bohater mówi, wywnioskowałem cos zupełnie odwrotnego.
Człowiek który coś kocha nie zastanawia się nad tym w taki sposób, on to robi.
Nie wiem, dlaczego kobiety nie chcą się ze mną związać na dłużej.
Strasznie naiwnie to brzmi, biorąc pod uwagę co twój bohater mówi wcześniej.
Wydaje się, że zdaje sobie sprawę przecież z tego, że nie ma przyjaciół właśnie przez pracę.

Ok. Podsumuje pierwsze trzy akapity.
Opowiadasz w nich cały czas nudną historię typowego gościa jakich wielu w dzisiejszych czasach.
Ok. Rozumiem, Wstęp, nakreślenie postaci.
Dobrze by było jednak go skrócić i rzucić jakieś pytanie, jakąś zagadkę, która wciągnie czytelnika i będzie rozwiązywana.
Czy sam fakt, że koleś po pięciu latach bierze urlop może być taką "zagadką"? Pewnie tak. Ale dla mnie osobiście nie wystarczającą, żebym był w stanie kupić tak zaczynającą się książkę.
- Dzień dobry, bilet normalny do Giżycka - rzekł zestresowany Artur.
Zmiana sposobu narracji? Yhm chwilkę... muszę się "przestawić".
Ok już...

- Pięćdziesiąt trzy złote i piętnaście groszy - stanowczo powiedziała kasjerka.
Dlaczego powiedziała stanowczo? Nie chciał jej zapłacić czy co?
Wywalić to.
- Dzień dobry, bilet normalny do Giżycka - rzekł zestresowany Artur.
- Pięćdziesiąt trzy złote i piętnaście groszy - stanowczo powiedziała kasjerka.
Na głowie kobiety za szybą spoczywały piękne naturalnie kręcone blond włosy przypominające czupryny gwiazd rockowych z lat siedemdziesiątych. Okazałe piersi i błękitne oczy tylko dodawały jej wdzięku. Artur zauroczył się.
Całość jest tak szkolna, że aż bije po oczach. A puenta "artur zauroczył się" - po prostu dobija.

Może zapytam ją, czy ma wolny wieczór (1)- pomyślał.
1. Spacja.

Jednak szybko odwiódł od tego stanowiska,
Brzydko to brzmi strasznie.
Niewątpliwie był to mąż piękności zza szyby - stwierdził Artur.
To nie bardzo wiem, czy jest to normalna narracja, czy myśli bohatera.
Jeśli to drugie to bardziej pasowałoby "Jest to mąż" a nie "był".
Artur przeszedł obok niego udając obojętność.
Brzydko brzmi.
Nie wiadomo, czy przeszedł obok niego obojętnie, czy był bardzo wzruszony, ale nie chciał dać tego po sobie pokazać.
Gdy znalazł się bliżej skrzypka, nerwowo przyspieszył kroku.
Czyli jednak nie "przeszedł" obok niego jeszcze.
Przechodząc przez tunel prowadzący na peron, ujrzał samotnego skrzypka w łachmanach grającego koncert Czajkowskiego - ''Sérénade mélancolique''
Dającego koncert by brzmiało lepiej, bo jest bardziej potoczne.
Ale i tak to mi nie pasuje. Czy jeden łachmaniarz może dawać/grać koncert?


Stary żebrak przez cały czas był wpatrzony w Artura, wyczuł jego osobowość. Gdy tylko na niego spojrzał, wiedział już kim jest i dokąd zmierza.
Tu przeskakujesz nagle z narracją w żebraka. Żebrak "wyczuł".
Oddajesz wewnętrzne uczucia i stany emocjonalne pobocznej postaci. Źle i nie tak.
Takie rzeczy najlepiej rezerwować dla głownych bohaterów.

Jeśli twoim bohaterem głównym jest Artur, powinieneś tworzyć narrację "z jego oczu".
Artur pomyślał. Artur wyczuł, że żebrak... Artur zobaczył... etc

Ah i "wyczuł osobowość"
"Osobowość" to dość złożony termin. Tutaj imo zupełnie nie pasuje. Lepiej to uprościć.

Gdy tylko na niego spojrzał, wiedział już kim jest i dokąd zmierza.
Miałem wrażenie, że chciałeś tutaj stworzyć tą "zagadkę" o której mówiłem wcześniej.
Ok. powiedzmy, że jakoś wyszło. Mam tylko nadzieję, że Artur to nie ten gość, który chce po prostu odpocząć na wczasach. Liczę na coś naprawdę super.
Ok dalej...

Harmonijne lodowe wzory okalały szyby pociągu. Artur jednak nie pokwapił się, by na nie spojrzeć.
Więc po co narrator o tym wspomina?
Raport między postacią Artura powinien być już na tyle ustalony (biorąc pod uwagę, że jest on główną postacią, i mam wrażenie, że opowiadasz o niej), że powinieneś tworzyć narrację "z jego oczu" - mówiłem o tym wcześniej.

Jeśli Artur nie spojrzał na te wzory - to ich nie widział. Nie ma więc w tym wypadku sensu o tym wspominać.
Takie zabiegi miałyby sens, gdybyś chciał coś pokazać. Np, że wsiadła do pociągu jakąś panienka, ale Artur ją olał czy cuś. Ale i to można lepiej by było przekazać.
W tym wypadku, wprowadzasz jakieś lodowe wzory... Po co? Na co? Co nam to mówi o bohaterze? Że ma w czterech literach lodowe wzory? To naprawdę można pominąć.
Ubrany był w drogi włoski garnitur, prawdopodobnie szyty przez najemnych chińskich szwaczy włoskiej mafii w Neapolu.
Matko boska. Skąd takie dokładne informacje o tym gdzie postać poboczna szyje garnitur?
To brzmi mało wiarygodnie.
Liczę na to, że to postać główna, albo co najmniej ważna drugoplanówka.

- Artur, proszę pana.
W tym momencie zdalem sobie sprawę, że nie czuje zupełnie żadnej więzi z Arturem. Ba. Nawet wole tego "kaukaskiego zabójcę".
On sprawia, że historia zaczęła się rozkręcać. Artur kojarzy mi się z kolei z nudą.
Zobaczymy dalej...

obnażył śnieżnobiałe zęby potomek kaukaskich pastuchów.
To naprawdę niepotrzebne. Wiadomo kto mówi, a to (biorąc pod uwagę wcześniejszy opis tej postaci) brzmi wręcz śmiesznie
- Równowagi wszechświata, drogi chłopcze. To właśnie dzięki tej - wyciągnął z kieszeni cygaretkę. - równowadze - przeciągnął przedostatnią sylabę. - jesteśmy w stanie funkcjonować, musimy odnosić zwycięstwa i ponosić porażki. Tak został skonstruowany świat, na którym żyjemy.
1. Napisane wielką literą. Ewentualnie jakbyś chcial pominąć funkcję stopującą, możesz wtrącenie "wyciągnął z kieszenie cygaretkę nie" nie kończyć kropką. Ale imo będzie wtedy źle.

2. Z wielkiej.

Dalej, tego typu błędów nie wypisuje. Jak zwykle odsyłam do: http://piorem-feniksa.blog.onet.pl/2,ID ... index.html
Urok, pod wpływem którego znalazł się Artur, ustał
Zastanawiałem się przez chwilę, czy nie chodzi tu o emocje związane z kasjerką Ewą.
W tej formie (w tym tekście) słowo urok bardzo brzydko brzmi imo.

Z drugiej strony, to dość śmieszne. Sam fakt, że o czymś piszemy (nawet jeśli zaprzeczamy) sprawia, że czytelnik to sobie wyobraża. Czasami wystarczy o czymś nie pisać i dla czytelnika po prostu nie będzie to istnieć.
Prowadzenie tego typu narracji, jest imo lepsze. Nie narzuca niepotrzebnych obrazów w łepetyne czytelnika.
(To tak na boku zupełnie mówię, skoro już się tak rozgadałem ;) )


Jego życie było ubogie, jeśli chodzi o duchową mądrość, był przedsiębiorczy i bystry, jednak z mądrością nie miał nic wspólnego. Był zakochanym w sobie fanatykiem złotego cielca. Uwielbiał zapach i szelest, jaki wydawały banknoty, dotykając dolarów, bądź franków wpadał w niepohamowaną euforię. Liczenie wprawiało go w stan hipnozy, ubóstwiał to zajęcie. W jego sercu nie było miejsca na duchowość.
Słowa słowa słowa. Puste, mało znaczące. Wszystko to już wiemy z pierwszych kilku akapitów.
Gdybyś zrobił scenę, w której Artur wypada z pociągu próbując ratować toczące się w stronę otwartych drzwi pięć złotych. Wtedy wiedzielibyśmy jakim jest człowiekiem (jest w stanie umrzeć za kasę) a przy okazji byłoby ciekawiej.


Pociąg dojeżdżał do Olsztyna. Artur nie zmrużył oka ani na chwilę, panicznie bojąc się o swój portfel wyładowany po brzegi gotówką.
O. O. O.
O coś takiego mniej więcej mi chodzi, chociaż to zbyt mało "charakterne" jest. Ja też nie śpie bojąc się, że mnie okradną. Podobnie pewnie jak większość ludzi.

- Noo trza bedzie. Ale my na Kiepasa musim poczekaś Piguła.- z żalem odparł kompankropka
Kropki, spacje, literówki... wszystko tu kuleje.

Przychodził zawsze późnym wieczorem koło godziny dwudziestej trzeciej. Przynosił jedzenie i alkohol. Większość meneli, którymi się opiekował, uwielbiała go.
Cholera jasna :P Czy to, że postacie poboczne zrobiłeś o wiele ciekawsze niż postać pierwszoplanową to zabieg celowy?
Gdy doszedłem do "nestora" od razu powróciła mi ochota na czytanie tego tekstu.
Mam nadzieje, że okradną Artura a potem go zabiją ;P
Opiekował się tymi ludźmi.
Opiekował się (już nie samo słowo, ale jasne i dosadne stwierdzenie, które poczyniłeś) w kontekście tego, że im cięgi strugał na plecach nie bardzo mi się podoba.

Jeden z nich natomiast - najodważniejszy i najinteligentniejszy
Literówka.
Mijało pięć lat odkąd bezinteresowny starzec zagościł w gronie bezdomnych alkoholików. Zbliżał się czas zapłaty za szczodrość...
Zobacz. Robisz narracje z konkretnej postaci. W tym wypadku opisujesz przemyślenia Piguły i za chwilę taka wstawka.
Każe mi to twierdzić, że to przemyślenie piguły jest. (Jeśli tak - to źle. To taki typowy zabieg odautorski narzucający zagadkę i potęgujący napięcie. Powinien być w tym przypadku napisany z punktu widzenia wiedzącego wszystko narratora)
Dałbym tu akapit.

Uff... dobra. Pozwól, że dokończe potem. Teraz trochę polatam sobie ;)

[ Dodano: Sob 13 Mar, 2010 ]
Jeden z meneli łapczywie pociągał obfite hausty cienkusza. Zabawnie przy tym wywracał oczami na prawo i lewo.
Czy drugie twierdzenie jest tak ważne, żeby przedstawiać je osobno?
Można by, przykładowo, połączyć to dając imiesłów.

(Rzuciło mi się w oczy, gdy szukałem, gdzie skończyłem oceniać...)
Nic to. Wykorzystam sobie ten przykład później...


Ok. Jedziemy dalej :)

Mrok spowijał stację kolejową w miejscowości przed Olsztynem.
Tego typu stwierdzenie, nasuwa mi pytanie o to: Gdzie dokładnie była ta miejscowość? To było miasto, czy mała stacja przestankowa? Jak daleko? Ile km. Ile godzin jazdy? I dlaczego akurat przed Olsztynem, a nie przed Olkuszem? Itd itp...

Stacja kolejowa jest sceną. Sceną ważną, bo w niej to, rozgrywa się twoja akcja. Dobrze by było lepiej tą scenę naszkicować.
Może nie "miejscowość" tylko hmm wieś? To drugie implikuje od razu wielkość tej stacji i pozwala wyobrazić sobie, czy był to duży peron, czy beztrakcyjna (same tory) stacyjka porośnięta chwastami.

Cholera... znowu nie od tego punktu zacząłem ;P
Ok. Dalej...
Konduktor przechadzający się po wagonie
Wycieczkę sobie robił? ;)
Przechadzający tutaj zupełnie nie pasuje. Nie w tak nerwowej sytuacji, jaką stworzyłeś.
Rzeczowniki i czasowniki (a konkretnie subtelne ich różnice) budują tak naprawdę charakter i klimat sceny.
Bankier wściekł się.
Nie nie! Nie bankier! To jest nasz bohater! Nasz Artur. Postać, którą śledzimy od dawna! Wiemy cholera, że jest bankierem.
Takimi określeniami izolujesz postać od czytelnika!
Mam czasami wrażenie, że przydałoby się w języku polskim "the", no ale to już zupełnie inna para kaloszy.
- Wie pan może, jak mógłbym dostać się stąd do Giżycka?

Wstawiłeś wcześniej akapit. Co sugerowało mi, że scena "rozmowy" z konduktorem się skończyła.
Ba. Wyszedł już chyba nawet z pociągu?
Z kim więc gada?
- Niestety proszę pana, ale ruch w Olsztynie został sparaliżowany śnieżycą. Komunikacja miejska nie funkcjonuje. Samochody stoją w korkach. Miasto jest zasypane. Przykro mi, ale wydaje mi się, że będzie pan musiał spędzić noc na stacji.
Dobrze, że napisałeś, że to fantasy. Bo to strasznie fantastycznie brzmi.
Swoją drogą... Wiem już, że zatrzymali się w jakimś dużym mieście (samochody stoją w korkach, komunikacja miejska nie funkcjonuje).
Ale cholera. Dlaczego będzie musiał zostać na stacji? Nie może iść do hotelu? Jakiś pięciogwiazdkowy, to by do niego pasowało.
Chyba, że chce pan przeprawiać się przez dwumetrowe zaspy pieszo.
Duże miasto. Ulice pełne dwumetrowych zasp. Tak sobie to wyobrażam.
I gdzie miałby się przeprawiać? Do punktu docelowego? Po torach? ;)
Bo do hotelu - cholera - przecież może się dostać.
Konduktor udał się po posiłek i okrycie dla zrzędzącego pasażera.
Hmm... nadal o PKP mówimy? ;)
Artur czekał w korytarzu wagonu
Ale przecież miał wyjść???
- Ma pan tu suchary i wodę oraz oczywiście koc, o który również pan prosił.
O. Takie? ;)
http://devrandom.pl/wp-content/uploads/ ... charek.png

Cholera. Te suchary i woda...i koc Oczywiście! :)
Takie PKP fatality. Nie wiem czy ci o to chodziło, ale rozśmieszyło mnie strasznie. Naprawdę :)
Genialne :)
- Dziękuję- rzekł obojętnym głosem Artur.-
Nie! Nie!
On był przecież zły. Suchary, woda i dziurawy koc, dla takiego gościa jak on?
Nie obojętnym!

Ah... i tak mi teraz przyszlo na myśl, że te wszystkie twoje wstawki typu "rzekł" etc, które stosujesz nagminnie przypominają mi tłumaczenia z angielskiej prozy.
Czasami warto urozmaicić to.
Zamiast pisac: Rzekł niezbyt zadowolony. Można: Odburknął. Itd...
U mnie na ścianie wisi tabela ze skategoryzowanymi czasownikami tego typu. Jak chcesz mogę ci wysłać doc'a z tego jak znajdę.
Koledzy Piguły jednak nie byli ukontentowani tym marnym ochłapem.
"Ukontentowani", to zbyt wyszukane słowo w tym wypadku.
To tak, jakbyś mi powiedział, że jakiś obszczymurek zniesmaczył się, że ktoś nasikał mu na murek...
"Zniesmaczył" i "obszczymurek" tworzą dysonans. Rozumisz? ;)
Czekali na Artura. Nadal wygłodniali. Teraz interesowały ich tylko własne żołądki
Ha! Tu już w makabreskę wchodzimy :)
Strasznie dziwna faza. No ale dobra ;)
Wokół znajdowały się dusze ludzi, dla których nie było miejsca ani w raju, ani w piekle .
Spacka przed kropką do usunięcia.


- Witaj Arturze - rzekła jasna, rażąca oczy Artura postać.
Wiadomo o kogo chodzi.

- Nie jestem Bogiem - uśmiechnął się - jestem Twoim Aniołem Stróżem, kochany chłopcze. Jestem tym, którego widziałeś w korytarzu stacji kolejowej,
Tu przez chwilę zastanawiałem się, czy w takim razie pokazanie uczuć anioła (tzn tego dziada...) nie było ok.
Powinieneś dać tam apostrof chyba. Wtedy byłoby ok.


Świetne zakończenie. Mógłbyś wywalić połowę tekstu, zostawić je, i wtedy twój utwór byłby naprawdę dobry.

Ok. Teraz się cofne do początku, gdzie napisałem, że "wykorzystam to stwierdzenie na później".

Część rzeczy, które ci wypisałem, to realne błędy. Ale cześć, myślę, że zależy od stylu. Ty oddzieliłeś to pierwsze zdanie kropką, ja bym oddzielił je przecinkiem. Tak samo ma się reszta mojej weryfki.
Podchodź uważnie do tego co ludzie mówią o twoich tekstach, bo podczas pisania - jesteś tak naprawdę sam. Sam z tym, czym nasiąkłeś przez swoje życie. Zaciskaj się więc i kap, kap krwią swojej wyobraźni, a my - będziemy ją oceniać.

Pozdrawiam.

3
Kolejny raz spóźniłem się przez tego pajaca. Znowu nie pozwolił mi wypić mojej ulubionej czarnej, gorzkiej bez mleka.
Jeśli bohater tak nazywa ten napój, można wciągnąć to w cudzysłów, usuwając przecinek.
Kolejny raz spóźniłem się przez tego pajaca. Znowu nie pozwolił mi wypić mojej ulubionej "czarnej gorzkiej" bez mleka.
- Pięćdziesiąt trzy złote i piętnaście groszy - stanowczo powiedziała kasjerka.
usunąć - zbędne.
Artur zauroczył się
Urok jest rzucony - wobec czego nie może "się zauroczyć", a co najwyżej zostać zauroczonym.
Może zapytam ją, czy ma wolny wieczór- pomyślał.
pytanie należy zakończyć odpowiednim znakiem.
Jednak szybko odwiódł od tego stanowiska,
Stanowisko zajmuje się w sprawie. To był tylko pomysł (bo pomyślał).
kobieta zza szyby kasowej.
Jeśli zastosujesz ten zwrot w taki sposób: kasowa szyba - wyjdzie ci babol. Wystarczy szyba. Czytelnik pamięta, gdzie Ewa siedziała.
ignorował te wywody.
Używasz wyrazów, których znaczenia nie znasz.
- Co proszę? Co ma pan na myśli? - spytał zaniepokojony Artur.
wyciąć - przecież to oczywiste, że to Artur zapytał.
- Równowagi wszechświata, drogi chłopcze. To właśnie dzięki tej - wyciągnął z kieszeni cygaretkę. - równowadze - przeciągnął przedostatnią sylabę. - jesteśmy w stanie funkcjonować, musimy odnosić zwycięstwa i ponosić porażki. Tak został skonstruowany świat, na którym żyjemy.
Jeżeli kropka zakańcza zdanie, to nowe zaczynamy z dużej litery. Tutaj tego nie ma. Dlaczego? Po poprawce:
- Równowagi wszechświata, drogi chłopcze. To właśnie dzięki tej - wyciągnął z kieszeni cygaretkę - równowadze - przeciągnął przedostatnią sylabę - jesteśmy w stanie funkcjonować, musimy odnosić zwycięstwa i ponosić porażki. Tak został skonstruowany świat, na którym żyjemy.
Teraz widać, że tekst jest pocięty narracyjnie. Zastosowałbym tu inny zabieg: przeniósł sposób wymowy do narracji, ale po wypowiedzi.
- Gdybym panu powiedział, nie uwierzyłby pan. - tajemniczy jegomość opuścił przedział i zniknął nagle w rozświetlonym korytarzu wagonu, niemalże rozpłynął się w powietrzu.
I po kropce piszemy z dużej litery.
Pociąg dojeżdżał do Olsztyna. Artur nie zmrużył oka ani na chwilę, panicznie bojąc się o swój portfel wyładowany po brzegi gotówką. Przez okno pociągu dojrzał kloszardów próbujących ogrzać się przy rozpalonej od wewnątrz beczce, raczyli się przy tym butelką taniego wina.
jak widać, bohater dalej jest w pociągu - dlatego powtórzenie jest bezpodstawne.
- Ja pierdolę - rzekł wzburzony, pełen pogardy Artur.- co za łamagi.-Nie rozumiał, jak można być człowiekiem pokroju tych, których widział za oknem. Nie zdawał sobie sprawy, że mogą dokonać w jego życiu czegoś, co je całkowicie odmieni...
Pogrubienie mówi o myślach, nie jest związane z dialogiem lub zachowaniem dlatego przenosisz to do nowej linijki. Po naprawie:
- Ja pierdolę - rzekł wzburzony, pełen pogardy Artur. - Co za łamagi.
Nie rozumiał, jak można być człowiekiem pokroju tych, których widział za oknem. Nie zdawał sobie sprawy, że mogą dokonać w jego życiu czegoś, co je całkowicie odmieni...

wewnętrznym uszkodzeniu pociągu,
Wyobrażasz sobie, że wchodzi konduktor i mówi: Mamy wewnętrzne uszkodzenie pociągu? Ja tego nie widzę...
Wiedział o tym, że będzie musiał dostać się do Giżycka innym sposobem.
mowa potoczna. Dostać się planował pociągiem, a będzie musiał w inny sposób. Nie innym sposobem.
Konduktor udał się po posiłek i okrycie dla zrzędzącego pasażera.
Już wiem, że to fantasy!

Tekst nie podobał mi się... aż do końca. Prawie, do końca. Otóż końcówka z aniołem jest świetna, dobrze rozpisana - krótko, zwięźle i na temat. Anioł w końcu mówi jak człowiek.

Narrator w twoim opowiadaniu chcę przekazać bardzo dużo - ale skupia się na rzeczach, które nie sa ważne w kontekście tekstu, omija zaś te, które powinny się znaleźć. Piszesz o tej pracy, jaka ona ciężka, mordercza itd. ale brakło tylko jednej informacji - co takiego robi bankier? Na podstawie obszernego opisu (na 3 akapity) nie wiem, czym się dokładnie zajmuje, nie potrafię go umiejscowić w konkretnym miejscu.

Jeśli mowa o narratorze - dość chaotycznie opisuje pewne rzeczy, nadużywa komentarza, przez co gubi się przesłanie akcji. Dialogi są średnie z tendencją do gorsze - bo wszyscy mają tą samą manierę wymowy, z wyjątkiem Kiepasa.

Tyle, o warsztacie. Opowiadanie nie wciągnęło mnie - no, może motyw ze skrzypkiem był górnych lotów i spięcie całości, ale to za mało, aby uznać tekst za dobry. Fantastyka wyjawia się na końcu i, o ile to dobrze, to jest jej po prostu za mało - w narracji już gdzieś wcześniej powinno coś zaiskrzyć, wskazać na nietuzinkowe okoliczności, jakie towarzyszą tej podróży. Domyśliłem się jegomościa z przedziału - że odegra ważną rolę w tekście. Dlatego sądzę, że to właśnie w tym miejscu można by zaznaczyć zetknięcie się światów, bo zastosowany opis (że jego ciało odmówiło posłuszeństwa) jest bez polotu. Całość nie podobała mi się zbytnio. Język, którym operujesz jest raczej pozbawiony emocji, nieco suchy. Brakuje wprawy i ćwiczeń. Co się tyczy tego ostatniego - ćwicz, szczególnie zaś przecinki i zapis dialogów oraz myśli.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

4
Czasem zdarza się tak, że po przeczytaniu opowiadania i komentarzy do niego człowiek nie ma nic więcej do dodania.
Bardzo dużo wpadek warsztatowych i zbędnych informacji. Połowę tekstu można śmiało wyrzucić, bo nie ma zbyt wielkiego wpływu na fabułę.
Początek jest strasznie nużący, narzekanie przez duże "N". Później jest trochę lepiej, ale nieznacznie.

Pomyśl o radach podanych przez moich poprzedników, bo są bardzo dobre i celne.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”