Słowik [M]

1
Słowik

Dźwięk starego zegara wybijającego pełną godzinę wyrwał mnie z zamyślenia. Przyszła kolej na moje opowiadanie.
W pokoju zaczęło się robić coraz ciemniej, na zewnątrz zimowe słonce chowało się leniwie za horyzont. Spojrzałem przelotnie na pozostałych uczestników sesji, żeby upewnić się, że będą mnie słuchać.
- Wyobraźcie sobie słowika - zacząłem.
Kilka osób drgnęło, słysząc dość nietypowy początek.
- Wyobraźcie go sobie siedzącego samotnie na sękatej gałęzi w blasku zachodzącego słońca. Ogrzewany ostatnimi promieniami wpatruje się w odległy horyzont. I śpiewa. Usłyszcie tą aksamitna melodie, kojącą wszelkie zmartwienia i troski.
Przerwałem na krotka chwile, po czym mówiłem dalej.
- Lecz nie dajcie się zbytnio zwieść swoim fantazjom, gdyż ów słowik jest niezwykły. Przestał być przeciętnym śpiewakiem, odkąd spotkał leśną nimfę, której dźwięczne imię oznaczało w nimfim języku Kwiat Lotosu Zakwitający o Zmierzchu. Uczucie, jakim do niej zapałał, na zawsze odmieniło jego życie. Zapragnął śpiewać tylko dla niej i tylko jej przynosić ukojenie swym głosem. Początkowo słowik nie potrafił jednoznacznie określić, czy potrafi zrezygnować z niczym nieograniczonej wolności na rzecz służby, do której pchała go jakaś tajemnicza siła. W końcu jednak wyznał nimfie swoje uczucia. Zaskoczona leśna istota długo wszystko rozważała zanim wpuściła do swojej dzikiej duszy śpiew słowika.
Od tej pory w życiu naszego bohatera wszystko się zmieniło. Raczył swoją wybrankę wyszukanymi melodiami, komponował dla niej niezliczone serenady. Uczynił z jej życia muzyczną ucztę jakiej nie miał dotąd nikt inny na świecie. Nimfa, wdzięczna słowikowi za jego śpiew, zbudowała mu przepiękną, złotą klatkę.
Nie byłem przyzwyczajony do tak długich przemów i z tego powodu mój monolog zmęczył nieco moje struny głosowe, odkaszlnąłem dwa razy, aby im ulżyć. Słońce znikło już za horyzontem, w pokoju na dobre zagościł półmrok, lecz żaden ze słuchaczy nie kwapił się, aby włączyć światło. Uwaga wszystkich była skupiona na moim opowiadaniu.
- Owa klatka miała teraz stać się nową, wymarzoną sceną dla występów słowika - kontynuowałem po chwili. - Początkowo mały śpiewak ucieszył się z prezentu swojej pani i dawał koncerty jeszcze piękniejsze i chwytające za serce niż dotychczas. Po pewnym czasie jednak w jego sercu zalęgła się przykra myśl, że oto na dobre stracił swoja wolność i stał się więźniem własnych pragnień. W idylliczne pieśni wkradła się nuta smutku i tęsknoty, a zapał z jakim słowik śpiewał zaczął powoli topnieć. Mały śpiewak zapragnął na powrót poczuć w swych skrzydłach powiew wolności. Chciał wyfrunąć ze swojej klatki i choć na moment być znowu sam. Marzył o chwili, w której mógłby samotnie śpiewać, bez widowni. Bez nimfy.
Targany falami sprzecznych pragnień zwierzył się swojej pani. Powiedział jej, że potrzebuje czasem opuścić złotą klatkę i udać się do swojej samotni. Próbował przekonać nimfę, że aby być szczęśliwym musi czuć się wolny. Kwiat Lotosu Zakwitający o Zmierzchu, wysłuchawszy wszystkiego, odparł tylko, że musi przemyśleć dokładnie to co usłyszał.
Słowikowi wydawało się, że został zrozumiany i z niecierpliwością czekał, aż nimfa wypuści go na jakiś czas z klatki. Obiecał jej przecież, że wróci. I wróci szczęśliwszy, aby dalej dla niej śpiewać. Jakże wielkie było rozczarowanie małego słowika, kiedy okazało się, że nie będzie mógł opuścić klatki. Na domiar złego nimfa oznajmiła, iż wyrzuciła kluczyk gdzieś w najciemniejszych zakątkach jej lasu.
Słowik załamał się, przestał śpiewać. Jego małe oczy wyrażały głęboki smutek, żal i rozczarowanie. Doskonale wiedział, że bez swojej wolności i bez swojego eremu nigdy nie będzie szczęśliwy. Zrozumiał też, jak bardzo pomyliło się jego serce w dniu, w którym zaczęło bić tylko dla leśnej nimfy.
Ostatnie kilka zdań mówiłem z zamkniętymi oczami. nie chciałem pozwolić łzom wydostać się na zewnątrz. Zaraz miałem wyjaśnić słuchaczom ideę mojego opowiadania. Zegar oznajmił pojedynczym dźwiękiem, iż upłynął kolejny kwadrans.
- To już koniec mojej opowieści - oznajmiłem, mówiąc już z otwartymi oczami. - Wiem, że spodziewaliście się czegoś innego. Miałem mówić o sobie, a opowiedziałem wam historyjkę o słowiku.
- No to o co chodzi z tym słowikiem? - zapytał jeden z uczestników, trzydziestoletni mężczyzna siedzący w kącie pokoju.
- Ten słowik to ja - odparłem.

2
zimowe słonce
literówka
pozostałych uczestników sesji, żeby upewnić się, że będą mnie słuchać.
Można użyć: aby - jako pierwsze
aksamitna melodie
polskie znaki...
piękniejsze i chwytające za serce niż dotychczas.
Czegoś brakuje...

Bardzo dobrze skonstruowana miniatura. Podobał mi się zabieg umieszczenia widowni - opowiadana historia nabiera ciekawszego wymiaru: widzę bohatera, pokój otulony półmrokiem i ludzi oczekujących pierwszego zdania. To, co zostaje odczytane postrzegam tak, jakby stał przede mną ten chłopak i czytał. Treść jest banalna - ale jak zawsze, taki banał chwyta za serce. Sprawnie posługujesz się emocjami, narracją i dobierasz słowa tak, aby bez problemu wciągały w tekst, miast od niego odrzucać (co z rzadka się zdarza). Historia słowika, czyli czytelnika i jego wyrzeczenia na rzecz miłości jest pokazana z dobrej perspektywy w dobry sposób - niech to będzie dobrą lekcją dla każdego, że błahostkę można zapisać w sposób nietuzinkowy. Tekst podobał mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Nie byłem przyzwyczajony do tak długich przemów i z tego powodu mój monolog zmęczył nieco moje struny głosowe, odkaszlnąłem dwa razy, aby im ulżyć.
Nie wiem czy takie zagłębianie się w anatomie jest w tym tekście potrzebne. Proponuję „monolog zmęczył mnie, więc odkaszlnąłem dwa razy, aby ulżyć gardłu.” I zaimek „mój” wywal. Tzn. wydaje mi się, że gardło jest bardziej „znane” i „naturalne” od strun głosowych. Mówi się, że „boli mnie gardło”, a nie struny głosowe. Racja? Nie lubię, jak bez potrzeby pisze się zdania typu „moja lewa komora serca zabiła złowieszczo”. Takie z lekka wydumane i patetyczne, wygląda jakby pisarz chciał się pochwalić znajomością anatomii i słówek. Z lekka marny popis. U Ciebie oczywiście nie ma takiej skrajności – to tylko przykład.
dobre stracił swoja wolność
Literówka.
nie chciałem
Początek zdania.
- To już koniec mojej opowieści - oznajmiłem, mówiąc już z otwartymi oczami. - Wiem, że spodziewaliście się czegoś innego. Miałem mówić o sobie, a opowiedziałem wam historyjkę o słowiku.
- No to o co chodzi z tym słowikiem? - zapytał jeden z uczestników, trzydziestoletni mężczyzna siedzący w kącie pokoju.
- Ten słowik to ja - odparłem.
Wywalić! Szybko!

Koniec jest straszny. Psuje cały efekt. Daj jakieś zdanie, żeby nakierowywało, iż mieli opowiadać o sobie. Nie wiem, że jest to spotkanie grupy AA, cokolwiek, tylko nie to. Bo de facto pod koniec czytelnik sam się orientuje, że to opowieść była o narratorze. A Ty w taki suchy sposób to podałeś.

To chyba na tyle. Generalnie opowieść - powiastka - bardzo ładna. Nic dodać, nic ująć.
Powodzenia w dalszym pisaniu!
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron