dorastanie [ parabola, miniatura ]

1
Wyszedłem z domu i nie wróciłem, już nigdy nie wróciłem, nie chcąc wracać, nie chcąc wychodzić, ale też nie mając ochoty na to, aby zostać, wyszedłem, powykręcany, poskręcany, jak sznurek, który kolekcjonowałem, zbierałem sznurek, pozbierałem, powiesiłem, uwiesiłem.
Ciepłe powietrze wymieszane z powietrzem zimniejszym, zwiastującym nadchodzącą jesień, czas przemijania, przemijam wraz z tym mieszaniem, czas mój się kończy, czas mój przeminął, przeinaczył się i nie wróci więcej, zmarnowałem sobie siebie, swój czas tutaj i siebie zmarnowałem rozmyślając nad tym wszystkim, co teraz wraca w postaci wyjątkowo natarczywej idee fixe, myślałem o tym już od dziecka, całe mnóstwo powtórzeń w moich starych ustach, ale też pełno w nich świerzości, zgniłej świerzości, starość przyszła znienacka, wywodząc mnie z dala od bezpiecznej przystani młodości, nieskończonych możliwości, poszarpał mnie czas i zwiodły mnie te wszystkie ręce i te dłonie, nogi mnie zwiodły, rozłożone, złożone, zwiodły mnie, z dala od domu wywiodły.
Fotel na biegunach, starszy jeszcze ode mnie, siedzę w fotelu na biegunach, a wraz ze mną siedzą wszystkie moje obsesje, siedzę na fotelu i siedzą wszystkie moje obsjesje, siedzimy tutaj mieszając się z powietrzem, nasycając je sobą, przenikając się wzajemnie, stwarzam całość, ja i moje obsesje i to powietrze przemijające, wkraczające w nową faze, powietrze dojrzewające i ja dojrzewający, powietrze dorastające i ja umierający, zmierzam do śmierci wraz z bujaniem się na tych biegunach, za każdym razem spodziewając się ostatniego ruchu, czując na sobie oddech ostatniego oddechu, a później zamknięte oczy i zamknięte usta i nic już nie powiem, i nie będę mieć nic do powiedzenia, będę mówić tylko kończynami, choreografią rozrzuconych na werandzie członków, gnijących mięśni, stanie się to już niebawem, może wieczorem.
Nie żyłem zbyt intensywnie, przeżyłem wszystko zbyt szybko, nieuważnie, nie liczyło się dla mnie nic poza mną jedynie, dzieci, żona, kobiety, praca, seks jakby wyświetlane w starym kinie, klatka za klatką, bez większego znaczenia, nie dbałem o to, nie dbałem o nic, nawet o siebie nie dbałem, wciąż tylko myśląc o tym jak przezwyciężyć śmierć, jak odsunąć nieuniknione, pracowałem nad tym intensywnie, intesywnie rozmyślałem, snułem wizje o bogu i życiu po śmierci, o tym czy istnieją, czy bóg istnieje i czy mnie zbawi, czy ma taką władze, czy to fantazmat, a jeśli fantazmat to czy z sensem czy bez, pragnąłem boga i nienawidziłem go jednocześnie, kochałem ludzi żeby dostąpić zbawienia i nienawidziłem ludzi aby nie dać się wciągnąć w łańcuch zależności, skutków i przyczyn, a teraz jestem już stary i zmęczony i myślę o tym znów obsesyjnie, natrętna idee fixe.
Przychodzi wieczór i wyrywa mnie z ciała, zabiera mi ciało, członki rozrzucając na werandzie, według określonego wzoru, na którym opisane są powierzechnie, topografie,
ekspozycje, wysokości, i rozrzuca mnie zgodnie z tym wzorem, leżę tak rozrzucony bez życia, a moje idee fixe bledną w bladym świetle słońca, i blędnę ja i blednie całe moje życie, nic nie mialo znaczenia i wszystko skończyło się tak nagle, zaskoczyła mnie śmierć tak jak zaskakiwało życie i jak śmierć zaskakuje wszystko co żyje, jak przychodzi nieoczekiwanie i odbiera życie, swojego antagonistę, jak przerywa to wszystko, jak śmieje się z nas, że tak biegniemy i biegniemy a przecież nigdzie nie dobiegniemy, niczego nie osiągniemy, przyjdzie, przychodzi, i ze śmiechem zabiera nas ciału i wyrywa nas ze świata.

2
nooise pisze:Wyszedłem z domu i nie wróciłem, już nigdy nie wróciłem, nie chcąc wracać, nie chcąc wychodzić, ale też nie mając ochoty na to, aby zostać, wyszedłem, powykręcany, poskręcany, jak sznurek, który kolekcjonowałem, zbierałem sznurek, pozbierałem, powiesiłem, uwiesiłem.
Mądre posunięcie. Ale, według mnie, powinieneś nanieść delikatną korektę. Nie mam konkretnego argumentu, żeby Autora przekonać - podeprę się powiedzeniem: "Nie od razu Rzym zbudowano". Nie atakuj czytelnika serią z karabinu - najpierw oddaj strzał ostrzegawczy. Przygotuj go na ostrą wymianę.

Wyszedłem z domu i nie wróciłem. Już nigdy nie wróciłem, nie chcąc wracać, nie chcąc wychodzić, ale też nie mając ochoty na to, aby zostać, wyszedłem, powykręcany, poskręcany, jak sznurek, który kolekcjonowałem, zbierałem sznurek, pozbierałem, powiesiłem, uwiesiłem.

Jest w porządku. Ale można się zgubić. I niejeden wpadnie w nieumyślnie zastawione sidła. Więc spróbujmy ocalić jakąś część...

Wyszedłem z domu i nie wróciłem. Już nigdy nie wróciłem, nie chcąc wracać. Nie chcąc wychodzić, ale też nie mając ochoty na to, aby zostać, wyszedłem, powykręcany, poskręcany, jak sznurek, który kolekcjonowałem - zbierałem sznurek, pozbierałem, powiesiłem, uwiesiłem.

Nadal coś zgrzyta. Nie czujesz?

Wyszedłem z domu i nie wróciłem. Już nigdy nie wróciłem, nie chcąc wracać. Nie chcąc wychodzić, ale też nie mając ochoty na to, aby zostać, wyszedłem, powykręcany, poskręcany, jak sznurek.

I to by była, w moim przekonaniu, ostateczna wersja.

Aa, rozumiem - bawimy się w długie zdania... Jeśli chcesz, zastosuj się do powyższych wskazówek. Będę musiał się pogodzić z porażką, o ile wybierzesz przeciwne wyjście.

Moja propozycja, kusząca - dodam.

Wyszedłem z domu i nie wróciłem, już nigdy nie wróciłem, nie chcąc wracać, nie chcąc wychodzić, ale też nie mając ochoty na to, aby zostać, wyszedłem, powykręcany, poskręcany, jak sznurek.


To by była miniatura traktująca o życiu.
Nie powiem, podobało mi się, powspominałem co nieco, naszły mnie refleksje, dotyczące przyszłości, tego co zrobię jutro, kogo oszukam, a komu najzwyczajniej dam w zęby. No i tyle. Nic ponad to.

Pozwoliłeś na chwilę zabić mocniej mojemu sercu, skrobiąc po nie do końca zagojonych ranach, więc postanowiłem napisać kilka słów od siebie.

Trudno jest redagować tekst, powiem inaczej - poza merytorycznym podejściem do niektórych zagadnień, o co tym razem nie pokwapiłem się, nie można nic więcej zrobić. Pacjent-miniatura zdany jest sam na siebie.

3
nooise pisze:świerzości, zgniłej świerzości
No wiesz co? Dwa razy? To już nawet nie wciśniesz kitu, że to literówka...

A całość bardzo mi się podoba. Forma i treść są tutaj nierozerwalną całością, pięknie się dopełniają. Tempo, powtórzenia, metafory - wszystko ma sens i jest na swoim miejscu. Dobrze zrobiona miniatura i brzmi prawdziwie. Czekam na kolejne.


Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

4
dziękuję za opinie ;) z rady niestety nie mogę skorzystac, bowiem chciałem, aby tekst był duszny, gęsty i zagmatwany, zmiana formy z pewnością nie byłaby dla mnie satysfakcjonująca.

5
Wyszedłem z domu i nie wróciłem, już nigdy nie wróciłem, nie chcąc wracać, nie chcąc wychodzić, ale też nie mając ochoty na to, aby zostać, wyszedłem, powykręcany, poskręcany, jak sznurek, który kolekcjonowałem, zbierałem sznurek, pozbierałem, powiesiłem, uwiesiłem.
Można kolekcjonować coś - to oznacza, że zbiera się rzeczy. Nie jedną rzecz (tu sznurek).

Utwór ma jakiś wydźwięk, styl jest natarczywy, ale widzę jego uzasadnienie. Jest i metaforycznie i intelektualnie. Miejscami czułem ścisk przenośni, jednak zamysł jest dobry i miniatura dobra. Tutaj nie ma co wskazywać poprawek - na tym polu ty jesteś panem i władcą, przekazujesz swoje myśli na swój sposób. To się albo spodoba, albo nie. Mi się spodobało.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”