Życie

1
Napisane pod wpływem chwili...
Życie
   Za oknem szpitalnej sali panowała szaruga. Deszcz uderzał w wysokie szyby, pozostawiając na nich rozmyte rachityczne smugi. W chłodnym wnętrzu, na ośmiu łóżkach leżały schowane pod kocem dzieci. Ktoś czytał bajki, ktoś malował. Malutka Ola o błękitnych oczach głaskała skórę głowy, łkając cichutko, aby nikt jej nie usłyszał.
   Drzwi skrzypnęły i w przejściu stanęła młoda pielęgniarka. Z uśmiechem oceniła panujący spokój i włożywszy dłonie do kieszeni fartucha skierowała się w dalsza drogę. Jednak w pół kroku przystanęła, zaciekawiona pogłosem płaczu. Wróciła do środka, jeszcze raz spoglądając na dzieci. Dostrzegła dygoczącą od szlochu Olę.
   — Kochaniutka, co się stało? – usiadła na krawędzi łóżka. Chwyciła delikatną dłoń dziewczynki, gładząc zaczerwienienie wokół wenflonu.
   — Smutno mi... – szepnęła przez zaciśnięte gardło.
Pielęgniarka pochyliła się, dotykając rozgrzanego czoła chorej.
   — Nie smuć się, skarbie. Wszystko będzie dobrze.
   — Nie będzie...
   — Oczywiście, że będzie. Zobacz – skinęła na łóżko obok. – Lucynka nie ma rączki a maluje. Paulinka nie widzi, a czyta, a ty...
Dziewczynka wyrwała drobną dłoń z uścisku pielęgniarki.
   — A ja mam raka i umrę.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

2
Głupio mi oceniać Wetyfikatora. Naprawdę, głupio.

Ten początek wydaje się taki zanadto schematyczny. Pokazujesz, co gdzie jest. Wszystko ma swoje miejsce. Pierwsze zdania są suche, niemrawe, jakby nieżyjące. Może o to właśnie chodzi?

Na końcu zaskakujesz. Tym, czym chciałeś zaskoczyć. Bardzo mi się podoba takie... zwolnienie, zupełnie jak przed progiem zwalniającym zastosowanym w ruchu ulicznym, w tej ciasnej przestrzeni, stworzonej przez Ciebie, by chwilę po tym uderzyć ze zdwojoną siłą, wybić nas, odwrócić wzrok od drogi, skupić się na hamowaniu. Na zwolnieniu tempa...

4
Od niedawna jestem ojcem i każdy taki tekst o dzieciach przyprawia mnie o skurcze żołądka.

Podobao mi się przede wszystkim tempo akcji. Wolniutkie wprowadzenie, dialog też jest taki spokojny, a ostatnie zdanie poraża. To jakby wystrzał w cichym pokoju. Piękne. Smutne. Idealne.

Zaintrygowała mnie też ta wyliczanka. Ta nie ma rączki i jest OK, na nie ma oczka i też wszystko gra. Ale przecież czytelnik wie, że to wcale nie jest takie, że to tragedia. Jednak te nieszczęścia gasną przy ostatnim stwierdzeniu Oli. Oczywiście już we wprowadzeniu wiemy, na co dziecko choruje, bo skóra głowy mówi wszystko wyraźnie i choć takiego zakończenia się spodziewałem, to jednak zadrżałem.

Hmm... komentarz dłuższy niż tekst. Ale to jest to, o czym wspomniałem przy okazji innego postu, dużo jest między wierszami.

A, że sam mam w głowie skończony tekst o dziecku chorym na raka (dziś do niego siadam), to przy okazji dzięki za wprowadzenie w klimat.

Pozdrawiam.

5
dobry tekst, idealna długość

najbardziej mi się podoba to, że nie jest cacany, słodko-pierdzący, happyendowy.
mówi rak i pokazuje całą grozę. potrafię sobie wyobrazić, że człowiek, nawet słodka mała dziewczynka może w takiej sytuację powiedzieć / pomyśleć: pier**lę wasze pocieszanie, mam je gdzieś. Umrę i nic mnie nie pocieszy.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

6
Martinius pisze:rachityczne smugi
oj, oj
Martinius pisze:Kochaniutka,
nie kojarzy się z młodą pielęgniarką. raczej z klozetbabcią ;)
Maladrill pisze:zdradziłeś zakończenie w połowie!
No coś w tym jest, bo jakby domyśliłem się końca. Ta "skóra głowy" do wywalenia. Wiedziałem, że na końcu przywalisz poniżej pasa jakimś hardcorem grającym na uczuciach i niby mnie nie zaskoczyło, ale i tak zagrało ;)

Krótki tekst a udało ci się stworzyć senny, spokojny klimat niczym bajki, a potem go przełamać. Szkoda tylko, że takim hardkorem.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

7
Martinius pisze:Z uśmiechem oceniła panujący spokój i włożywszy dłonie do kieszeni fartucha skierowała się w dalsza drogę.
Podobało mi się to zdanie. Zobaczyłam tą scenkę.

"Kochaniutką" także bym zamieniła na jakąś Rybkę, Kochaną lub po prostu Oleńkę. Bo tak to zwracają się do siebie fałszywe pannice z najświeższymi ploteczkami w moim subiektywnym odczuciu.

"Łysa główka" rzeczywiście przedwcześnie zdradza istotny szczegół, bez którego także byłoby miażdżąco na koniec.
Dziewczynka wyrwała drobną dłoń z uścisku pielęgniarki.
   — A ja mam raka i umrę.
To dopowiedzenie powyżej było, myślę, odpowiednią pauzą przed dobitną puentą. I takie chyba są rasowe miniatury - krótkie acz konkretne. Jeszcze badam ten temat ;)
http://society6.com/annapietrawska

8
Czegoś mi w tej miniaturce brakuje.

Odebrałam ją jako bardziej elegancką wersję kawału o Jasiu:
- Mamo, dostałem piątkę!
- Nie ciesz się, i tak masz raka.

Zaskakujące? Może. Ale mnie ani nie rozśmiesza, ani nie mówi mi czegoś nowego. Śmierć istnieje. No wiem, i co z tego? Ja bym się chciała dowiedzieć czegoś, czego nie wiem - od tej Oli, albo od tej pielęgniarki. Jakiejś prawdy, którą może znać jedna lub druga, bo są w sytuacji, w której ja nie jestem.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

9
Jeśli mogę się wtrącić...

Trochę rażą mnie te łóżka... osiem. Spora liczba, jak na dzisiejsze oddziały dziecięce, a tym bardziej onkologiczne (przynajmniej w moim regionie nie ma tak licznych). Druga rzecz, nie każdy szpital ma odpowiedni oddział do leczenia tego typu chorób. Z reguły, małych pacjentów wysyła się do klinik. Co za tym idzie, na onkologii leżą dzieci z chorobami, w większym lub mniejszym stopniu, powiązanymi z nowotworami, więc generalnie wszystkie na tej sali miały, bądź mają raka. Trzecia rzecz - wenflon, chociaż to tak bardzo nie razi w oczy. Po ilości kroplówek i zastrzyków, jakie są serwowane przy chemioterapii, rączka nie będzie zaczerwieniona, a raczej spuchnięta, jak przysłowiowy balon.

Nie mam zamiaru się mądrzyć. To co napisałam, wiem z własnych obserwacji.

Czytając to opko pierwszy raz, miałam obraz szpitala sprzed kilkudziesięciu(?) lat. Gdybyś zamienił pielęgniarkę na siostrę oddziałową, to nawet 'kochaniutka' by pasowało.

Przepraszam, rozpisałam się...
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.

10
Thana, tak mi chodziło po głowie, że skądś gdzieś jakiś z grubsza sens znałam i mi przypomniałaś tym dowcipem. Celna uwaga. Natomiast moim zdaniem nie odbiera tekstowi siły, puenty.

Dla mnie osobiście lęk przed śmiercią jest chyba kluczową emocją, lekko obsesyjną, czymś, co próbuję oswoić, zrozumieć, ale nie potrafię się z tym pogodzić. Ciekawe, że w miniaturce jest napomknięte zestawienie twórczości (malować, czytać) - daleki wariant non omnis moriar zestawione z rezygnacją, z utratą sensu życia, skoro i tak się umrze.

Oczywiście opko nie jest pogłębione filozoficznie, nie jest głęboko egzystencjalne, przeintelektualizowane, ale jednak rzuca pewną rybkę, haczyk, jakąś myśl, do dalszego rozważenia.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

11
Podobało mi się. Bardzo. Dobitne. Bo rak to najczęściej koniec. Nic nie pomaga, ani chemioterapia, ani morfina. Można się oszukiwać, można się pocieszać, ale po co?
These dreams in which I'm dying are the best I ever have.

I'd like to learn how to play irish melody on flute.

"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"

12
Życie to najczęściej początek końca i co z tego? Cegła, pijany kierowca, zapalenie płuc, sepsa, bandyta z nożem, kochanek z AIDS, błąd lekarza, omdlenie za kierownicą, tętniak, śliski chodnik, za słona zupa - śmierć czyha na nas wszędzie, w każdym momencie. Dlaczego rak akurat jest tak uprzywilejowany? Więcej osób umiera zdaje się z powodu chorób serca i układu krążenia niż na raka.
To straszny banał, ale śmierć jest częścią życia.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

13
Jestem świeżo po agonii babci z powodu raka kości. Codzienne wizyty w hospicjum i "głupia" nadzieja całkiem mnie zmieniły. Rak nie jest uprzywilejowany. Zwłaszcza kiedy patrzy się, jak coraz to większe dawki morfiny nie pomagają. Guzy, ból, krew w worku z moczem... rak nie jest uprzywilejowany.
These dreams in which I'm dying are the best I ever have.

I'd like to learn how to play irish melody on flute.

"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"

15
Wiem, że nie offtopujemy, ale więcej dzieci na świecie umiera z powodu niedożywienia i braku dostępu do czystej wody niż na raka.

A mój komentarz odnośnie uprzywilejowania raka odnosi się do stwierdzenia, że rak to wyrok. Nieprawda. Coraz więcej rodzajów raka daje się wyleczyć, coraz lepsze terapie i lepsza profilaktyka pozwalają mieć nadzieję. Ale to rak jest w tym opku wilkiem. A przecież ludzie umierają z wielu powodów. I nie tylko rak powoduje, że ktoś mówi: mam to (wstaw dowolnie) i umrę.

Śmierć z głodu, pragnienia, na malarię, na polio, na cholerę, na AIDS, na zapalenie płuc, z powodu bicia, gwałtów, spalenia, ukamienowania, z przepracowania, morderstwa, wypadki... Dlaczego to zawsze (w literaturze) musi być rak?
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”