Skromne życie podatnika

1
Na początek chciałam powiedzieć, że poprawiłam wszystkie błędy czasowe... Zakończenie jest moim zdaniem odpowiednie... Jednak proszę o sprawdzenie tego opowiadania głównie pod wzgędem stylistycznym. Miałam też problem z przecinkami...



" Mieszkał w kamienicy na Mokotowie. Nie był zwyczajnym, szarym człowiekiem, którego spotykamy, na co dzień. Kiedy witało go słońce za oknem, nie otwierał oczu i nie mówił nierozbudzonym głosem „Ciekawe, co przyniesie mi dzisiejszy dzień?”. Nie ziewał w trakcie porannego rozciągania. Nie nosił zwykłych ciemnych kapci w kratkę i nie szedł do łazienki umyć zębów. Nie jadał śniadań, złożonych z płatków kukurydzianych z mlekiem lub jajek na twardo z aromatem porannej kawy.

Był zupełnie inny. Zazwyczaj około godziny siódmej budził go dźwięk hymnu narodowego, po czym zrywał się z bijącym sercem, uderzając się głową o powyższą półkę. Z niej zlatywała paprotka lądując prosto na jego brzuch, rozsypując całą ziemię na białej pościeli.

Po tym incydencie. Nie łapał się za głowę i nie przeklinał tej roślinki. Robił coś zupełnie innego. Podnosił w górę palec wskazujący, rozszerzał źrenicę i pokazywał perłowo- białe zęby. Nad jego głową ukazywała się chmurka, w której widniała żółta świecąca żaróweczka

W tym samym czasie wyskakiwał z łóżka jak z procy. Ziemia sypała się na podłogę, ale on nie zwracał na to uwagi. Leciał do biurka z jasnego drewna, siadał na stołku i zaczynał pisać.

Nie były to poezje, recenzje, scenariusze, albo felietony. Ten mężczyzna kochał pisać, ale o dochodach osobistych, towarach, usługach i zyskach w poszczególnych przedsiębiorstwach. Codziennie próbował stworzyć nowy arkusz, nowy punkt regulaminu, coraz większe procenty i podatki. Uwielbiał dogryzać w ten sposób innym. Nienawidził mycia zębów, kapci i pytań od razu po przebudzeniu. Jego hobby to VAT-y, CIT-y i PITY-y. Jak każdy księgowy miał wielu wrogów i gości w swoim małym różowym pokoiku. śmiem sądzić, iż nie lubił on zbytnio kobiet.

Dzisiaj około godziny dziesiątej, usłyszał głośny brzdęk na korytarzu. Po chwili drzwi otworzyły się z hukiem, a nasz bohater ujrzał brązową małpę, z bananem na głowie i spluwą w lewej łapie, która wykrzywiwszy mordkę zaczęła krzyczeć:

- Ej, podatnik! Jeśli jutro nie dowiem się, że staniały banany sprowadzane do zoo, to rozstrzelam Ci tą paprotkę. (Wiedzże paprotka była natchnieniem naszego niezwykłego, różowego człowieka). Ten jednak, sprzeciwił się, a małpa dowiedziawszy się, że podatek ma jeszcze bardziej wzrosnąć, odwróciła się i wykonała zapraszający gest łapą. Nagle do mieszkania wpadła bananowa mafia ze spluwami. Jej przedstawiciele podbiegli do łóżka, a jeden z nich złapał paprotkę i zaczął odrywać jej liście. Kawałek po kawałeczku. Inne bananowce trzymały mocno podatnika. Ten zaczął głośno zawodzić: Proszę was, nie róbcie tego! To moja jedyna miłość. Tylko ona mi została i… Podatki… Król małp zaczął się śmiać i rzekł w sposób ironiczny:

-Jaki śliczny listek, aż się prosi bym go zjadł…

Przyglądając się coraz dłuższemu maltretowaniu i zabijaniu paprotki sprawca bananowego zamieszania, przełamał się i na ich oczach rozszarpał VAT od owoców.

Małpy wybiegły, rzucając ostatnie pogróżki, a nasz różowy bohater powraca do pisania.

Jakieś dwadzieścia minut później przez kominek zaczął przeciskać się osobnik w czerwonym stroju z grubym, czarnym pasem ze złotą klamrą. Podatnik zdziwił się i pomyślał, -Co tu robi, do diabła święty Mikołaj w środku lipca? Mikołaj trzymał w ręku brązowy worek, a w środku, największą karę, jaką mógłby dostać księgowy. Mianowicie, worek był przepełniony rózgami o kolorze ciemnych krat. Po chwili nowoprzybyły zadał pytanie

-Byłeś grzeczny w tym roku?

-Tak Mikołaju czyściłem codzienne ząbki, sprzątałem pokój i pomagałem starszym paniom. – Odpowiedział księgowy.

-Gówno prawda!! – Ryknął Mikołaj. Mnie nie oszukasz!!! Według moich danych wynika, że subdominanta kartograficzna uległa stagnacji przy wyłamaniu spolaryzowanego elektronu fotonowego z ekosystemu Wenus z Milo, czyli innymi słowy nie dzwoniłeś do mamy od ponad miesiąca, więc przykro mi stary! Kapitalizm to kapitalizm, nie ma w tym roku prezentu! Wiesz… Cięcia w budżecie i takie tam inne. Jedyne, na co sobie tak naprawdę zasłużyłeś to ten tuzin rózg w ciemną kratę, a więc do świąt, bym mógł Ci wręczyć aż dwanaście prezentów. HaHaHa!!

Księgowy zaczął płakać.

-Co? Ty!? Płaczesz? Przecież to tak jakbyś otrzymywał miesięcznie jeden prezent od świętego Mikołaja? Powinieneś się cieszyć! – Powiedział siwobrody.

-Nie o to chodzi! Powodem mego smutku nie jest świadomość comiesięcznej rózgi od Ciebie, ale fakt, iż przez tą głupią pracę zaniedbałem mamusią. Moją ukochaną mistrzynię domowych obiadków.

-To sobie do niej zadzwoń. Ja odchodzę. Umówiłem się z elfami na Karaibach, a muszę jeszcze napoić swoje renifery.

Po wyjściu Mikołaja, księgowy rzucił się do telefonu. Drżącymi rękoma wykręcił numer do domu. Niestety nikt nie odpowiedział, co sprawiło, że mistrz VAT-u zaczął się martwić.

Po chwili do domu wtargnął dziadek o lasce i viagrą w prawej ręce. Księgowy rozpoznał w nim swego ojca, który zaczął wrzeszczeć

-Ty niewdzięczniku! Przez ten twój zasmarkany podatek od dochodów osobistych, twoja mamuśka tak zaczęła harować, że stać ją tylko na oglądanie "M jak miłość"! Ty niewdzięczniku! Masz tylko jedną szansę, na moje wybaczenie. Musisz wprowadzić podatek od oglądania tego durnego serialu!!!! żebym mógł w końcu zażyć lekarstwo, niewdzięczniku, które trzymam w mojej prawej ręce!.... A i…Byłbym zapomniał, niewdzięczniku! Jeśli próbowałeś dodzwonić się do domu, to tam nikogo nie zastaniesz. Twoja matka wyszła do sąsiadki oglądać…Ech.. Sam sobie zgadnij!”

Po wysłuchaniu przez syna monologu, ojciec wyszedł, zostawiając swego pierworodnego na skraju załamania. To wszystko zaczęło go przerażać. Nie wiedział, czemu wszystkich to bawi… Wziął telefon do ręki i rzucił nim o różową ścianę. Usiadł na łóżku, pogłaskał swoją ukochaną paprotkę i rozpoczął rozmyślania o napisaniu podatku od dobrowolnego zwolnienia podatnika.

Kiedy zrobiło się cicho, drzwi ponownie otworzyły się. Wszedł Kot w Butach i zaczął wrzeszczeć:

-Głupi podatniku, przez ten twój podatek od towarów i usług doprowadziłeś do powolnego wymierania mojej rasy. Panienki pouciekały do Holandii, gdyż tam są w stanie pracować na czarno. Ja nie mogłem, gdyż jestem patriotą wysokiej klasy.I nie mogę opuścić swego kociego kraju w potrzebie.

-Walcz, idioto !

Wypowiedziawszy te słowa Kot wyjął małą szabelkę i zaczął nią wymachiwać we wszystkie strony. Mężczyzna po raz pierwszy od wielu godzin, zaczął się śmiać. Kot usłyszawszy jego wybuch śmiechu krzyknął:

„Tak sobie ze mną pogrywasz, to masz!” – mówiąc to trafił prosto w paprotkę. To był jego największy błąd. Księgowy nie zdenerwował się, on tylko wpadł w furię. Wziął kota w jedną rękę i wyrzucił przez okno. Był już całkowicie zirytowany. Nagle usłyszał dzwonek do drzwi:

-Od, kiedy to ktoś dzwoni do mych drzwi? – Pomyślał i powędrował otworzyć drzwi. Zrobiwszy to jego oczom ukazał się mężczyzna trzymający w ręku pudełko czekoladek. Ten zobaczywszy podatnika, uśmiechnął się i zaczął mówić:

-Dzięki Ci Boże za zesłanie tego mężczyzny do mojego życia. Jego Pity, Vaty i City.. To wszystko, po, co żyję. Dzięki niemu ta pieprzona kurwa, a matka mego syna, który wygląda jak lalka Barbie odchrzaniła się od moich pieniędzy, kiedy wprowadziłeś...Dobry człowieku podatek od alimentów… To dla Ciebie..

Nowy znajomy wręczył czekoladki ogłupiałemu Księgowemu.

-Może chciałby pan, wejść na kawę? - Zapytał nieśmiało

-Och, z wielką chęcią.

Obydwoje skierowali się do kuchni. Podatnik zaczął robić herbatę. Wyjął białą zastawę w różowe różyczki i pokroił ciasto. Po chwili nowy przybyły rozwodnik, rzucił się na niego i razem utonęli w namiętnym pocałunku. Podatnik zarówno zniesmaczony jak i zdziwiony odepchnął go od siebie i zapytał podniesionym głosem.

-Co pan robi, na miłość Boską?

Mężczyzna popatrzył na niego zdumiony. Rozejrzał się i odrzekł:

-Oj, to pan nie jest, taki jak ja? – Wypowiedziawszy te słowa zrobił się cały czerwony. –

-Przepraszam… Zmylił mnie ten różowy kolor… Przepraszam najmocniej…

-Proszę jak najszybciej wyjść z mojego mieszkania! – Ryknął zbulwersowany Księgowy.

Odwrócił kolegę w kierunku drzwi i kopnął go w tyłek i trzasnąwszy za nim drzwiami. Następnie podszedł do biurka, wziął wszystkie podatki i wyrzucił je przez okno.

- Kurwa! Co się jeszcze dzisiaj wydarzy? – Krzyczał. – Mam dosyć mojego tak zwanego życia! Ciągle tylko pretensje, pretensje i jeszcze raz pretensje! – Mam tego dosyć. Nikt nie potrafi docenić mego piękna.. Nie ma na świecie drugiej takiej osoby jak ja! Czy mężczyzna nie może lubić koloru różowego? Czy nie może mieć swojej paprotki?

Drzwi po raz kolejny otworzyły się. Pokój wypełnił się zapachem damskich perfum.

- Czy to nie twój podatek leżał na ulicy koło zdechłego kota?

- Tak, a bo co? Nie podoba się, że został wprowadzony podatek od karmy dla ptaków?

-Wręcz przeciwnie ja sama wprowadziłam podobny, tylko, że od karmy dla psów.

-A można znać imię?

-Gracjana. Mam na imię Gracjana, a ty?

- Ernest.

Tak, po raz pierwszy odwiedziła go kobieta i nie była ona taką zwyczajną, szarą kobietą, jakie spotykamy, na co dzień..."



[quote][/quote]
Scalett

2
Z tego co widzę, to ten sam tekst, który już kiedyś tutaj wrzuciłaś, tyle że z innym zakończeniem. Nie lepiej wznowić tamten topic, zamiast wstawiać od nowa?

A zakończenie lepsze, chociaż nadal nie idealne. :)



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

5
Tragizm szarego życia i anonimowego dążenia do spełnienia marzeń, a to wszystko ujęte w formę groteski. Podoba mi się: 4
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”