WWWPo raz kolejny utkwiłam w martwym punkcie. Nie wiem, jak często ostatnio mi się to zdarzało, wiem jednak, że zdecydowanie za dużo już razy nie miałam pojęcia, co zrobić z własnym życiem. Czasem tak jest – dopada cię dziwna melancholia, zdajesz sobie sprawę, że gdzieś, kiedyś popełniłeś błąd. Tylko kiedy?
WWWMama leżała w łóżku z ciężkim zapaleniem płuc. Była w siódmym miesiącu ciąży – niezła niespodzianka dla przyszłej siostry na osiemnaste urodziny, co? Całe życie wywróciło się do góry nogami. A wszystko było już zaplanowane! Wyjazd za granicę, remont domu, nowy samochód... Kasa nie jest najważniejsza w życiu, przecież wiem. Tylko dlaczego jej nagły brak jest taki przykry?
WWWW obliczu choroby i zagrożonej ciąży matki, braku środków materialnych, w obliczu natłoku spraw, nauki, pracy... Inne pseudoproblemy się nie liczą. Osoba, z którą mogłabym porozmawiać, wyjechała do Luksemburgu, pieprzony hazardzista, żeby spłacić dziesiątki tysięcy długu musiał zostawić mnie samą. Był moim jedynym przyjacielem, mimo tego, że dużo starszym. Faceci, ci którzy uważali, że mnie kochają, ci do których ja żywiłam jakieś uczucia, przestali się liczyć. Nie miałam na nich czasu, ale nie żałowałam, nawet wdzięczna byłam losowi za to, że nie muszę o nich myśleć. Że nie jestem „typową” nastolatką.
WWWSmutne było tylko to, że nie miałam do kogo gęby otworzyć, a czasem oni zdawali się mnie słuchać. Teraz miałam ich w dupie, pogrywałam z nimi jak cholera, w końcu zostawili mnie samą. Czemu? Czemu facetom nigdy nie wystarcza przyjaźń? Czemu zawsze musi być coś więcej, bo jeśli tego nie ma, to żeby tylko ich przy sobie zatrzymać, dajesz im nadzieję, to znowu odpychasz... Całujesz, za potem zaśmiewasz się, że to tylko zabawa. Zrezygnowałam z tej pieprzonej zabawy w kotka i myszkę. Chciałam być sobą, żyć, przestać udawać. Chciałam pomyśleć o tym, co było dla mnie naprawdę ważne – chorej, ciężarnej mamie, dostaniu się na uniwersytet. Jeśli nie siedziałam nad książkami, to odsypiałam nieprzespane noce. Jeśli nie udzielałam korepetycji, to skakałam koło mamy, żeby choć trochę jej pomóc. A kasy wciąż brakowało.
WWWKiedy kończyłam zapisywać tę kartkę w zeszycie, który czasem służył mi za pamiętnik, zadzwonił telefon. Numer był zastrzeżony.
- Słucham?
- Maja?
- A któż by inny? – Nie poznałam głosu po drugiej stronie, ale ewidentnie należał do jakiegoś chłopaka.
- Słuchaj, potrzebuję cię. Pamiętasz? Kiedyś mówiłaś, że się odwdzięczysz.
- Eee.- Nadal byłam zmieszana. – Sory, ale nie wiem z kim rozmawiam.
- Sebastian. Koncert, stare, dobre czasy – zaśmiał się.
Spanikowałam. Gość, z którym ostatni raz widziałam się na koncercie ulubionej kapeli, nagle dzwoni do mnie jak gdyby nigdy nic. W dodatku trzymając mnie za rękę przy „Taką wodą być”, być nawalony jak cholera i ledwo stał na nogach.
- Jasne, pamiętam.- Siliłam się na obojętny ton. – Czego chcesz?
- Jestem w szpitalu na urazówce. Przyjdź, proszę.
Myślałam, że żartuje, ale zanim zdążyłam zapytać go o co naprawdę chodzi, rozłączył się.
WWWOdłożyłam na półkę podręcznik do biologii i wyjrzałam przez okno. Padał deszcz.
***
WWW-Jestem.
Leżał na łóżku, jedno oko miał zabandażowane, tak jak większość twarzy i ciała. Zbliżyłam się ostrożnie, denerwowałam się, chociaż sama nie wiedziałam dlaczego.
- Cześć – rzucił i uśmiechnął się z trudem, ale wyraźnie szczerze.
- Na cholerę ci jestem potrzebna? Masz swoje kumpele, kumpli... – zaczęłam z grubej rury, nerwowo zerkając na zegarek – za godzinę angielski.
- A gdzie „witaj kochany”? – Wyszczerzył się. – Dobra, szczerze powiedziawszy trochę narozrabiałem i jakoś tak... Kiedyś odprowadziłem cię do domu po imprezie, pamiętasz? Obiecałaś, że...
- Jasne. Wiem, co obiecałam. Ale nie mieliśmy ze sobą kontaktu przez ponad trzy lata, ten koncert podczas wakacji... Pewnie nawet go nie pamiętasz.
- Pora odbudować... eee....relacje. Nic wielkiego.
Syknął z bólu, próbując wyciągnąć do mnie rękę.
- Aha.
- Ojciec nie wyrabia.
- Dalej jesteście sami z Arkiem? – zapytałam, przypominając sobie sytuację, panującą w jego domu.
- Tak. Straciłem nadzieję, że matka wróci... Słuchaj, sama wiesz, że to Aruś jest gwiazdeczką w domu. Przyjaciele, których jak się okazuje nigdy nie miałem, mają mnie w dupie. Nie mogę nawet podnieść głowy, żeby napić się wody...
- Fajna historia – skomentowałam. – I co z tego? Co to ma wspólnego ze mną?
- Nie rozumiesz? Chcę żebyś do mnie przychodziła. Chcę móc z kimś rozmawiać.
Wybuchłam głośnym śmiechem. Chyba nie mówił poważnie?
***
WWWZnowu padało. Kolejna nieprzespana noc. Kolejne wyryte na pamięć regułki. Kolejne wrzeszczące bachory, którym musiałam tłumaczyć, że „cat” to „kot” nie „samochód”. Kolejne łzy i kolejna kłótnia z mamą o to, że wcale jej nie rozumiem.
WWWMokre włosy lepiły się do mojej bladej twarzy, a z oczu uszła już chyba cała zieleń. Mimo to uśmiechałam się, widząc, że sam już podnosi głowę. On też był zadowolony. Może tylko na chwilę. Wkurzał mnie jak cholera – prawie wcale się nie zmienił w ciągu tych kilku lat. Był tym samym irytującym, pewnym siebie dupkiem. Ale lubiłam go. Był niezłym kumplem, mimo wszystko.
***
WWW- Ładnie ci w lokach.
- Tak, tak...- Uśmiechnęłam się. – Czego chcesz tym razem, że tak się podlizujesz od progu?
- Po prostu stwierdzam fakt. Lepiej ci w lokach niż w prostych.
- To samo można powiedzieć o tobie...
- Jezu. Kretyn był ze mnie kiedy prostowałem włosy. Jak to sobie...
Zaśmiałam się głośno i zabrałam się za obieranie pomarańczy.
- Bardziej pasuje tu słowo pedał, ale kretynem też byłeś.
- Hej, a pamiętasz co było w drugiej gimnazjum?
- Nie rozmawialiśmy ze sobą kiedy kończyłam gimnazjum.- Zdziwiłam się i wykrzywiłam brwi.
- Ale mi chodzi o moją drugą klasę. Zakochana para!
- Ach to... Masz rację, głupstwa małych dzieci.
Wcisnęłam mu w usta owoc i sprawdziłam, czy może już ruszać rękami.
- Przecież nie powiedziałem tego.
- Och, daj spokój! – zaśmiałam się i odgarnęłam włosy, spadające mi na twarz. Spojrzał na mnie dziwnie, nie spotkałam się jeszcze u niego z taką miną. – Założę się, że gdybyśmy spotkali się dzisiaj, nic by nas nie łączyło. Strasznie się od siebie różnimy. Ani ja nie jestem w twoim typie, ani ty w moim. Chcesz wody?
- Nie – powiedział szybko. – Czemu nie jestem w twoim typie?
Tym razem to ja spojrzałam na niego dziwnie.
- O co ci chodzi? Po prostu chyba oczekuję od życia czegoś innego niż ty. – Uśmiechnęłam się. – Po co ci to wiedzieć?
- Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Chyba chciałbym zyskać jeszcze jedną fankę.- Wyszczerzył się.
- Oczywiście, Casanova.- Szturchnęłam do lekko w rękę. – Nie ze mną te numery.
- Podasz mi jednak tę wodę?
- Pewnie.
Przytknęłam mu butelkę do ust.
- Wiesz, urosło ci coś od czasu, kiedy ostatnio się widzieliśmy. Nawet coś dość dużego – zaśmiał się, niezmieszany, patrząc się na mój biust.
- Głupek! – Zmierzwiłam mu czuprynę. – Szkoda, że tobie w głowie czegoś nie przybyło.
***
WWWNie wyrabiałam. Płakałam nad zadaniami z chemii, ucząc się twierdzeń, których nie rozumiałam, chociaż zwykle przychodziło mi to z łatwością. Byłam wyczerpana, nie miałam punktu zaczepienia. Szanse na odpoczynek były znikome, bo wakacje zapowiadały pracę w motelu jako sprzątaczka. Wyglądałam jak cień człowieka, chociaż wszystko przyjmowałam z uśmiechem. Musiałam coś zmienić. Odciążyć się. Sebastian wciąż nie poruszał rękami. Gości, którzy go pobili nikt nie zamknął i nadal bezkarnie łazili po osiedlu na którym mieszkał. Jak miałam mu powiedzieć, że go zostawiam? Bo z czegoś musiałam zrezygnować. Mama za trzy tygodnie miała urodzić. W szkole szło mi dobrze, ale jeśli śnił mi się uniwersytet, musiałam dać z siebie więcej. Korepetycje dawały mi jakiekolwiek środki na drobne przyjemności.
WWWMusiałam coś wymyślić.
***
WWW- Wyglądasz strasznie.
- Dzięki – rzuciłam i odpadłam na krzesło.- Właśnie to chciałam usłyszeć.
- Ej...- Poruszał palcami. – Daj tu rękę.
Położyłam rękę na prześcieradle. Musnął ją palcami. Padałam z nóg. Na polskim wredna baba próbowała wmówić mi swoje poglądy, bo rozprawka którą napisałam, nie była zgodna z jej punktem widzenia. Mamę odwieźli do szpitala, bo znowu pojawiły się komplikacje.
- Dlaczego nic mi nie mówisz? – zapytał.
- Ale co ja mam ci mówić?
- Nie wiem. O swoich problemach, o szkole. Kiedy tu jesteś rozmawiamy albo o mnie, albo wspominamy przeszłość.
- U mnie nic ciekawego się nie dzieje. Naprawdę.
- Chcę wiedzieć. Kiedyś wiedziałem wszystko, nawet to, jaki jest twój ulubiony sok i znałem cytat z Pottera, przy którym zawsze wybuchałaś śmiechem. Teraz nic.
Uśmiechnęłam się blado.
- Dorosłam? Dojrzałam? Zmieniłam się, Bastek.
- Masz problemy. Od miesiąca próbuję do ciebie dotrzeć, a ty mnie spławiasz i śmiejesz się jak kretynka, myśląc, że kupię tą udawankę. – Przeszył mnie chłodnym spojrzeniem. Nie potrafiłam ocenić czy jest przystojny. W jego przypadku zawsze przychodziło mi to z trudem.
- Co cię obchodzą moje problemy? Zawsze myślałeś tylko o sobie. Nawet kiedy mówiłam ci coś ważnego, ty mnie wyśmiewałeś. Nie wystarczy ci to, że tutaj przychodzę?
- Chcę cię lepiej poznać. – Ścisnął moją dłoń.
- PO JAKĄ CHOLERĘ? – ryknęłam. – Zajmij się sobą. Musisz szybko wyzdrowieć.
- Zmieniłaś się. Usiądź, proszę. – Westchnął. – Chcesz żebym szybko się wyleczył? Chcesz mieć mnie z głowy? Przychodzisz tu tylko z poczucia obowiązku, prawda? Nic więcej tobą nie kieruje?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie chciałam go zranić, jednocześnie wszystko we mnie aż krzyczało, żeby bez słowa opuścić salę.
-Myśl o sobie - powiedziałam spokojnie. – Jesteś ciężko poturbowany, paraliż powinien za tydzień minąć. Trzymaj się.
Zarzuciłam kurtkę i wyszłam. Rozpłakałam się gdy tylko krople kwaśnego deszczu spotkały się z moją twarzą. Nie miałam już siły. Nagle odkryłam, że zachowuję się jak robot, który wszystko wykonuje machinalnie, niezdolny kierować się uczuciami, gdzieś w tej gonitwie zatraciło się moje człowieczeństwo. Gdzieś pod przykrywką „tak jest dobrze, tak trzeba”.
***
WWWZadzwoniłam do niej. Wszystko się udało, w końcu znalazłam rozwiązanie. Powiedziała, że potrzebuje czasu, ale bardzo się cieszy. Już za tydzień miałam mieć więcej czasu dla siebie i rodziny. Tata się starał, ale harował na trzech etatach w kilku szkołach jednocześnie. Gotowanie i sprzątanie należało do mnie i Młodego. Młody miał dziesięć lat. Nie bardzo mógł mi pomóc.
WWWSpotkałam się z ojcem Sebastiana. Podziękował mi za pomoc, mówił, że ciężko pracuje (zresztą wyglądał nie lepiej niż ja), leczenie syna sporo kosztowało. Poczułam się jak zdrajca, bo przecież ze wszystkich sił szukałam sposobu żeby się odciążyć. Lubiłam Bastka, ale wiedziałam, że sobie nie poradzę. Czasem coś musi być ważniejsze od starych kumpli. Tylko w czym była ta moja wartość? Coraz częściej łapałam się na tym, że nie potrafię jej odnaleźć.
***
WWW- Cześć księżniczko! Zobacz! – Pomachał do mnie na powitanie. Podbiegłam do niego.
- Bastek! To cudownie! – Uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego. – Jest coraz lepiej.
- Ze mną tak. Co u ciebie?
- Okej.
Wpatrzył się we mnie, widocznie niepocieszony odpowiedzią.
- Jest okej – powtórzyłam.
Zabrałam się za ćwiczenia, które miały mu pomóc w usprawnieniu. Kiedy trzymałam jego nogę wysoko w górze, wypalił:
- Myślę, że jesteś w moim typie.
- Że co, proszę? – zaśmiałam się.
- Uważam, że fajna z ciebie dziewczyna.
- Pewnie. A z ciebie fajny facet. Tylko irytujący jak cholera.- Uśmiechnęłam się. Sam już pił sok.
- Słyszałem o twojej mamie – powiedział cicho.
Udałam, że nie słyszę.
- Maju...- szepnął.
- Majka – powtórzył głośniej.
- Do cholery, spójrz na mnie!
Spojrzałam. Z oczu pociekły mi łzy, a z ust wylał się strumień brudnych i ciężkich słów. Przytulił mnie. To było coś innego, niż gest na powitanie. Dla niego mogło być czymś innym.
***
WWW- Maju, muszę ci coś powiedzieć.
Siedziałam na krześle, na głos czytając mu Harry’ego Pottera. Lubił kiedy mu czytałam. Założyłam prowizoryczną zakładkę, za którą służyła długa wykałaczka z kwiatkiem z papieru na czubku, zamknęłam książkę i spojrzałam na niego.
- Ja też. – Uśmiechnęłam się. – Będziesz miał dzisiaj gościa.
- Majka! – warknął, ale uśmiechnął się. – To naprawdę coś ważnego.
Przypuszczałam, że tak ważnego jak „Chcę Tymbark jabłko-brzoskwinia z bufetu”, uwielbiał mi to robić, a zawsze kiedy dawałam się złapać, wybuchał głośnym śmiechem.
- Spoko, ale później.
- Wolałbym teraz.
- Oj, Bastek. Wytrzymasz. Za moment pojawi się tu ktoś... Ufasz mi? – Nagle wpadło mi do głowy, żeby jakoś przygotować Sebastiana na jej przyjście.
- Czy ja wiem. Podobno pięknym kobietom nie można ufać. – Wyszczerzył się.
- A ja nie jestem piękna, więc nie masz problemu. Nie miej mi za złe tego gościa, dobrze?
- No, jeśli to nie będzie żadna z moich byłych, to myślę, że nie będzie problemu.
Spojrzałam na drzwi. Podążył za moim wzrokiem.
Stała w nich zadbana, dojrzała kobieta. Trzymała w rękach mały pakunek i patrzyła na Sebastiana przerażonym wzrokiem.
- Bastek, to twoja mama. – Przerwałam głuchą ciszę.
- Wiem, kto to jest – warknął chłodno. – I na cholerę ją tu sprowadziłaś? To też jest jedna z moich byłych. Była matka, która wolała fagasa w lateksowych spodniach od własnych dzieci.
- Bastek! – żachnęłam się i złapałam go za rękę. – Pozwól sobie pomóc.
- Skąd przyszło ci do głowy, że potrzebuję pomocy? Pieprzona samarytanka się znalazła! Nie chcę pomocy od niej, rozumiesz? – Zmierzył matkę pogardliwie.
- Ale..
- Nie – przerwała mi kobieta. – On ma rację. Powinnam zapłacić za swoje błędy. Chcę je naprawić, Sebastianie.
- Chyba za późno. Jestem już dorosły, nie potrzebuję cię, jasne? – Spojrzał na mnie. – Ty kretynko! Jak mogłaś mi to zrobić po tym, co ci o niej mówiłem?
Zacisnęłam pięści. Coś we mnie płonęło, szarpało się w moim sercu. Nie mogłam tego powstrzymać i jak armia bezwzględnych zabójców, wyleciały mi z ust słowa:
- Przepraszam! Przepraszam, że spędziłam godziny na szukaniu twojej matki i przychodzeniu tutaj! Przepraszam, że w ogóle tu przychodzę i śpię po godzinie dziennie! Cudem jest, że jeszcze żyję! Ty pieprzony egoisto! Sam sobie poradzisz? To proszę bardzo! Radź sobie sam!
WWWWybiegłam z sali z płaczem. Nic więcej nie pamiętam.
***
WWWPadał deszcz.
***
WWWCisza dzwoniła mi w uszach.
***
WWWMiałam wolne od szkoły. Nie wiedziałam gdzie się podziać. Utknęłam.
***
WWWPadał deszcz. Mama urodziła mi ślicznego braciszka.
***
WWWWciąż padało. Wciąż było cicho. Zaczęłam mówić sama do siebie. Nie wiedziałam czego jest więcej – moich łez czy kropel deszczu na szybie.
***
WWW„- Jesteś – powiedziałby.
- Jestem.
- Usiądź.
Siadam.
- Kocham cię.”
WWWMyślę, że tak wyglądałaby ta rozmowa. Może. Może inaczej. Coraz częściej myślę o tym, co chciałabym mu powiedzieć. Nie wiem, czy zwodziłam go dlatego, że rzeczywiście nic do niego nie czułam i traktowałam go jak większość facetów czy dlatego, że sama sobie chciałam coś sobie udowodnić. Jestem nienormalna.
WWWMama wróciła do pracy i jest lepiej. Zarabiamy więcej, a ja nie muszę udzielać korepetycji. Wysypiam się.
***
WWW- Cześć! – zawołałam wesoło od progu.
Pani Maria siedziała obok Sebastiana. Uśmiechali się do mnie.
- Majka, miło cię widzieć. – Wyszczerzył się. – Jutro wychodzę.
- Świetnie.
Mama Bastka wyszła z sali z uśmiechem na twarzy.
- Naprawdę nie jestem w twoim typie?
Zbliżyłam się do niego i zawadiacko szepnęłam mu do ucha:
- Jesteś.
Uśmiechnął się.
- Wpadłam tylko na chwilę, muszę lecieć.
- Zaraz... Tak przed całowaniem? – Szeroki uśmiech znowu zagościł na jego twarzy.
- Ty już zawsze będziesz głupkiem. Jesteśmy kumplami.
- Jasne, jasne. Poczekaj tylko aż wypuszczą mnie z łóżka. Nigdzie mi nie uciekniesz.
- Pa.- Pocałowałam go w czoło.
- A to znaczyło „mam cię w dupie, gadaj zdrów”?
- Nie. – Wyszczerzyłam się. – To akurat znaczyło „myślę o tobie”.
***
WWWChyba coś w moim życiu zaczęło pulsować. Odnalazłam sens? To banalne, ale tak. Chyba właśnie tak. Poświęcałam całą siebie czemuś, co było słuszne, niekoniecznie wartościowe. Dawałam z siebie wszystko tylko po to, by nie przyznać się do błędów i słabości. Chciałam być najlepsza na każdym froncie. Może nie tyle z egoizmu, ile z przeświadczenia „tak trzeba”. Teraz wiem, że musiałam zrobić coś naprawdę dobrego, żeby móc poczuć się szczęśliwą, żeby odnaleźć sens. Że nie wystarczy być idealnym, czasem trzeba być po prostu życzliwym. Paraliż Bastka uświadomił mi, że życie nabiera wartości tylko wtedy, kiedy mamy się z kim tym życiem dzielić, kiedy możemy rozmawiać o problemach. Dlaczego przed nim uciekałam? Bo był facetem. Bo taka była zasada. Bo bałam się przyznać do błędu.
WWWNie jesteśmy razem. Sebastian często mnie odwiedza, uczy się razem ze mną i jest wspaniałym przyjacielem.
WWWDobra, boję się. Jak cholera boję się zaangażować. Ale on różni się od tamtych bo rozumie. Bo widzę, że chce zaczekać. Zależy mu na mnie, nie na tym, żeby było coś ponad przyjaźń. Kiedyś to się zmieni, na razie ważne, że wspólnie rozwiązaliśmy większość problemów.
WWWDziś nie padało i było wyjątkowo głośno. Sebastian przyniósł płytę Happysad’u i trzymaliśmy się za ręce śpiewając „Taką wodą być”, tym razem nie był pijany.
2
Powtórzenie. Nawet jeśli zamierzone, to nie wypada dobrze.W obliczu choroby i zagrożonej ciąży matki, braku środków materialnych, w obliczu natłoku spraw, nauki, pracy...
Ręki sobie uciąć nie dam, ale chyba "do Luksemburga".wyjechała do Luksemburgu
Poplątałaś trochę podmioty - "pieprzony osoba"? Rozdziel to jakoś na dewa zdania, uporządkuj.Osoba, z którą mogłabym porozmawiać, wyjechała do Luksemburgu, pieprzony hazardzista, żeby spłacić dziesiątki tysięcy długu musiał zostawić mnie samą
[1] uwaga kosmetyczna: "a oni czasem"Smutne było tylko to, że nie miałam do kogo gęby otworzyć, a [1]czasem oni zdawali się mnie słuchać. [3]Teraz miałam ich w dupie, pogrywałam z nimi jak cholera, w końcu zostawili mnie samą. 2Czemu?
[2] no bo miałaś ich w dupie? (w kontekście to pytanie wypada trochę głupawo)
[3] trochę się gubię: czy ona ma ich w dupie teraz, bo ją zostawili, czy miała ich przez ostatni okres w dupie i pogrywała sobie z nimi i w końcu (ledwo co) ją zostawili?
byłW dodatku trzymając mnie za rękę przy „Taką wodą być”, być nawalony jak cholera i ledwo stał na nogach.
Może jestem za bardzo przyzwyczajona do realiów dużego miasta. Jakby mi ktoś powiedział "Jestem na urazówce, przyjdź", to bym dopiero miała rozkminę.- Jestem w szpitalu na urazówce.
zmarszczyłam brwi; uniosłam brew, ale nie "wykrzywiłam"Zdziwiłam się i wykrzywiłam brwi.
... ten caps lock?- PO JAKĄ CHOLERĘ...
A teraz do rzeczy:
Opowiadanie jest całkiem ok. Technicznie rzecz biorąc piszesz ładnie, poprawnie, dobrze się to czyta. Co do fabuły, to nie mam jej specjalnie nic do zarzucenia, może poza tym, że jak dla mnie trochę za mało się dzieje. Narracja ok. Czasem miałam wrażenie, że Maja trochę za bardzo gada jak taki narrator obserwujący z boku, ale to były rzadkie momenty - całościowo wyszło całkiem wiarygodnie.
Niestety... Nie spodobało mi się. Dlaczego? Od razu zniechęciła mnie bohaterka. To początkowe smędzenie o tym, że żaden chłopak nie chce być przyjacielem, że ona chce być sobą, a nie "zwyczajną nastolatką"... Bleeee... A już jak nie polubię głównej bohaterki, to trudno polubić opowiadanie. Uwaga! Nie twierdzę, że jest źle wykreowana - po prostu taki typ nie zyskał mojej sympatii

Podsumowując: dobra robota, ale mi się nie spodobało ze względu na (nazwijmy to) gust.
Pozdrawiam,
Ada.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
3
A ja dam sobie rękę uciąć, że masz rację. Aż mi głupio, że wcześniej nie sprawdziłam tego "Luksemburga". Cóż, fajnie, że wypadło nie najgorzej. Ja nadal nie jestem zachwycona swoim pisaniem, ale to skutek braku czasu. Wszystko co chcę napisać, gdzieś umyka zanim zdążę to zrobić. Co do tej nieszczęsnej bohaterki, rzeczywiście - kwestia gustu. Może w którymś z kolejnych opowiadań bohaterowie Ci się spodobają.
Pozdrawiam i dzięki za ocenę.
Pozdrawiam i dzięki za ocenę.
4
Kiedyś czytałem dużo bloogów i pamiętników. Ten tekst jest takim rozszerzonym, lepszym spiskiem przemyśleń/wydarzeń. Forma, w której się sprawdzasz, bo przecież nie pierwszy raz pokazujesz taką prozę. Nie mniej, pomysł i całkiem dobry styl, który wyraźnie rozwijasz tłumi niedojrzałość wypowiedzi - wiem, jesteś nastolatką, ale to nie zwalnia cię z pisania po polsku. Mam na myśli narrację, nie bohaterkę: ona sama ma lat osiemnaście ale nie wydaje się tak dojrzała i gdyby nie wydarzenia opisywane i przerwy/wspomnienia przysiągłbym, że nie wyprzedza cię w latach. Zwroty młodzieżowe (odpowiednie nastolatkom) oraz wplecenie ich do narracji (a nie pozostawienie w dialogach) czynią ten tekst słabszym emocjonalnie i wypaczają całkiem przejrzysty przekaz.
Gdyby opowiadanie wyczyścić z tych naleciałości młodzieżowych stanie się ono kolejnym romansem z dramatem w tle - ale nie jest to zła rzecz, wręcz przeciwnie, takich historii jest cała masa, a każda ma swój urok. Masz ten dar, że w młodym wieku potrafisz zawrzeć sens w tym co tworzysz, mimo że niejednokrotnie jest to przerysowane, to i tak czyta się dobrze. Tekst jest średni - kłuje w oczy przede wszystkim niedojrzały narrator, ale być może to kwestia bardzo subiektywna.
Gdyby opowiadanie wyczyścić z tych naleciałości młodzieżowych stanie się ono kolejnym romansem z dramatem w tle - ale nie jest to zła rzecz, wręcz przeciwnie, takich historii jest cała masa, a każda ma swój urok. Masz ten dar, że w młodym wieku potrafisz zawrzeć sens w tym co tworzysz, mimo że niejednokrotnie jest to przerysowane, to i tak czyta się dobrze. Tekst jest średni - kłuje w oczy przede wszystkim niedojrzały narrator, ale być może to kwestia bardzo subiektywna.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
5
Pogrubione wywalić. Zresztą... Generalnie to bardzo słabe plastycznie zdanie. I chyba takie nieprzemyślane. Skoro utknęła i utykała wcześniej, to przecież wiedziała o tym. Pierwszą część powinnaś wywalić i zostawić coś takiego: „Ostatnio zdecydowanie zbyt często nie miałam pojęcia, co zrobić z własnym życiem.”Nie wiem, jak często ostatnio mi się to zdarzało, wiem jednak, że zdecydowanie za dużo już razy nie miałam pojęcia, co zrobić z własnym życiem.
Wywal. Nie było mowy o żadnej innej ciąży, więc wiemy kogo jest.W obliczu choroby i zagrożonej ciąży matki [...]
Wywalić.Faceci, ci którzy uważali, że mnie kochają, ci do których ja żywiłam jakieś uczucia, przestali się liczyć.
?Całujesz, za potem zaśmiewasz się, że to tylko zabawa.
Źle.W dodatku trzymając mnie za rękę przy „Taką wodą być”, być nawalony
Zły zapis dialogu.- Jasne, pamiętam.- Siliłam się na obojętny ton. – Czego chcesz?
Rozdzieliłbym te zdanie na dwa albo inaczej zapisał. „Zbliżyłam się ostrożnie. Czułam zdenerwowanie, chociaż nie wiedziałam dlaczego.”Zbliżyłam się ostrożnie, denerwowałam się, chociaż sama nie wiedziałam dlaczego.
Ładne.Mokre włosy lepiły się do mojej bladej twarzy, a z oczu uszła już chyba cała zieleń.
Zły zapis.WWW- Ładnie ci w lokach.
kwaśnego deszczu
Jakieś takie przekombinowane.
Opowiadanie podobało mi się. Pierwszy raz taka gadka o życiu jakiegoś człowieka mi się podobała. Nie wciągnęła, bo chyba nie miała tego robić. Była na maksa prawdziwa. Widać, że sporo siebie zostawiłaś w tym opowiadaniu. Czułem tą pracę, rozpacz, miłość. Dialogi były żywe i fajne. Styl znośny i poprawny. Ładnie.