- Moja córka nie żyje?
Pan Wojciech oparł się na poręczy fotela. Wbił pusty wzrok w punkt na podłodze i ponowił pytanie, tym razem ton jego głosu załamał się jeszcze bardziej.
- Przykro mi, proszę pana. Takie było przeznaczenie.
Młoda dziewczyna o niesamowicie białych, długich włosach złapała pana Wojciecha za rękę. Łzy w jej oczach wzbierały się już zbyt długo. Spadające na śnieżnobiałą koszulę słone krople czyniły ją w niektórych miejscach prześwitującą. Gdyby pan Wojciech spojrzał teraz na twarz stojącej przy niej Kloto, zobaczyłby najniewinniejszą istotę we wszechświecie.
- Co ty możesz wiedzieć?! – pan Wojciech odtrącił nagle popłakującą z cicha nastolatkę. – Byłaś przyjaciółką mojej córki, Agnes. Jej też nagadałaś tych bredni o przeznaczeniu? To pewnie przez ciebie odebrała sobie życie!
Kloto nie odpowiedziała. Skuliła się pod stolikiem krztusząc się łzami.
- Nic to. Jadę na miejsce wypadku…
- NIE! – przerwała przewracając stół. – Jeśli pan teraz wyjdzie, umrze pan! Przeznaczenie…
- Przeznaczenie?! Ja ci pokażę przeznaczenie! – krzyknął ciągnąc dziewczynkę w stronę drzwi.
*
Tymczasem, w apartamencie oddalonym o sto kilometrów.
- Moja żona… Rita. Zginęła w wypadku?! – pan Adam upadł na kolana i złapał się za głowę.
- Tak, pańska żona zginęła, ale to niczyja wina! Niech się pan uspokoi, to przeznacze… - Laches nie dokończyła. Ogromna dłoń zdesperowanego wdowca zacisnęła się na pięknym gardle dziewczyny. Szaleństwo powoli ogarniało jego ciało. W ostatniej chwili zwolnił uchwyt. Upadła i zawinęła się w swoją długą, białą suknię, płacząc cicho.
- Powiedziałaś, że moim przeznaczeniem jest zginąć dziś w wypadku. Pojedziesz ze mną. I zobaczysz, że oszukam to twoje jebane przeznaczenie, dziecinko.
*
- Panie Wojciechu! – krzyczała mała Kloto, gdy przypinał ją pasami w sposób uniemożliwiający ucieczkę. – Nie może pan teraz jechać! Zginie pan!
- Niedopuszczalne – mamrotał pan Wojciech uruchamiając silnik. – Mojej córce nie było przeznaczone umrzeć.
*
- Nie! Panie Adamie! Proszę! – Laches zawiesiła się na rękawie ciągnącego ją do samochodu mężczyzny. – Pańska żona, Rita, nie chciałaby, by zginął pan w ten sposób!
- Zamknij się, pyskata dziwko! – powiedział pan Adam i uderzył dziewczynę w twarz. Oszołomioną wpakował na siedzenie z przodu i włożył kluczyk do stacyjki.
*
Deszcz bębnił uparcie w szyby pędzącego samochodu, ale wycieraczki nie dawały za wygraną, zeskrobując natychmiast wszystko, co ograniczałoby widoczność kierowcy – pana Wojciecha, niedawno jeszcze szczęśliwego ojca. Zaplątana w pasy Kloto trzęsła się z zimna. Nic dziwnego, w końcu miała na sobie tylko śnieżnobiałą koszulę nocną. Gdyby zobaczył ją ktoś teraz, bladą i przerażoną, z pewnością uznałby za zjawę lub ducha i uciekł gdzie pieprz rośnie.
- Mówisz, że moim przeznaczeniem jest zginąć w wypadku za minutę, na tej drodze?
- T-t-t-t-tak – odpowiedziała szczękając zębami Kloto.
- Więc pokaże ci zaraz, jak oszukam te twoje przeznaczenie!
*
- Zginę za pięćdziesiąt sekund? Zderzenie czołowe? O czym ty bredzisz, Laches? Jadę do mojej żony. Rita mnie potrzebuje…
- Rita nie żyje… - wymamrotała skulona dziewczynka. – Przeznaczenie…
- ZAMKNIJ SIĘ!
*
- Przeznaczenie nie istnieje. To ja decyduję o swoim życiu. Ja! Dokonując wyboru, sam kreuję moją przyszłość. To nieprawda, że wszystko narzucone jest z góry! To nieprawda, żę mojej córce przeznaczone było zginąć w wieku dwunastu lat!
- Zostały… sekundy…
*
- Jestem wolny! – wydarł się na szlochającą dziewczynkę pan Adam. - Ktoś nadjeżdża…
Reflektory sunącego z przeciwka pojazdu rozświetliły ulicę. Na szybie nadjeżdżającego samochodu odbiły się sylwetki – jego i siedzącej obok dziewczynki.
- Gdyby przeznaczenie rządziło światem – mruknął pan Adam – to po prostu wpakowałbym się w ten samochód. Ale ja go ominę. PATRZ JAK OSZUKUJĘ PRZEZNACZENIE!
*
- Ktoś jedzie z naprzeciwka. Zabawne, ma taki sam samochód. Nieważne. Spójrz. Unikam zderzenia, które mi przepowiedziałaś. OMIJAM JE!
Pisk opon. Wykrzywiona w przerażeniu twarz. Odgłos blokady przekręconej do oporu kierownicy. Cztery niezależne rytmy serca, deszcz i wycieraczki sunące po szybie coraz wolniej i wolniej…
*
Następnego dnia.
- Oho! – mruknęła Agnes – Ciociu Reno, w telewizji mówią, że wczoraj późnym wieczorem doszło do strasznego wypadku… niedaleko stąd.
- Aha, i co się stało? – ciocia odpowiedziała z kuchni. – Jestem zajęta przygotowywaniem obiadu dla czterech osób, sama wiesz. Nie mogę podejść do telewizora, więc opowiadaj.
- Zginęli dwaj bracia. Najechali na siebie, chociaż ulica była bardzo szeroka. Policjant opowiadał przed chwilą, że kierowcy w ostatniej chwili zdecydowali się skręcić w tę samą stronę.
- To straszne. Chcieli uniknąć konfrontacji i przez to sami spowodowali wypadek. Ile ofiar?
- Tylko tych dwóch. W samochodach nie było poza nimi nikogo.
- Agnes, pomóż cioci nakryć do stołu, proszę.
*
W tym samym czasie, w którymś z zakrzywionych punktów w ponadprzestrzeni.
- Myślę, że ludzie nie powinni znać prawdy. To prowadzi do różnych głupstw – powiedziała miękkim głosem dziewczynka w białej sukni. Jej siostra bliźniaczka nie odpowiedziała nic, siadła tylko przy ręcznie zdobionym wrzecionie w kącie pokoju i westchnęła.
Wtem drzwi otworzyły się i stanęła w nich dojrzała kobieta z ogromnymi nożycami w ręku.
- Panienko Kloto, Lachess! Macie gości, jacyś chłopcy przyszli się z wami zobaczyć – powiedziała wzdychając – Wzięłybyście się do roboty, a nie! Tylko zabawy z chłopcami w głowie. Strach pomyśleć co będzie, jak podrośniecie.
- Nie gniewaj się, Atro. Wrócimy wcześniej do domu – powiedziała ta bez sukni i wybiegła z pokoju.
- Kochamy cię, Atropos! Jesteś naszą ukochaną siostrą – zaraz wybiegła i druga, śmiejąc się radośnie.
- Jak zwykle – mruknęła do siebie starsza siostra, gdy tupot stóp znikł na dworze. – Zaczarują i polecą. Wredne szkraby. Chyba czas poprawić sobie humor – powiedziała tnąc powietrze nożycami. - Czas uciąć komuś drzemkę.
Vialix
2
Strasznie chaotyczne i nielogiczne opowiadanie. Aż nie wiem od czego zacząć.
Skąd się wzięły Kloto i Laches i czemu mężczyźni tak im wierzą? W jaki sposób Kloto była przyłaciółką Agnes, która rzekomo popełniła samobójstwo? Skoro Agnes popełniła samobójstwo, to czemu następnego dnia jest scena z jej udziałem i na dodatek nie zdaje sobie ona sprawy, że jej tata nie żyje?
Czemu Kloto i Laches udają takie przestraszone, skoro mają z pewnością wielkie możliwości? No i ta sprawa z przeznaczeniem - nie da się uwierzyć w Twoje postacie. Wojciech i Adam uwzięli się na to przeznaczenie, zamiast przeżywać śmierć bliskich im osób. Poza tym gdyby chcieli zwyciężyć przeznaczenie, po prostu nie wsiadaliby do samochodu. A gdyby już nawet byli na drodze, naprzeciw siebie (w skutek chwilowego zaćmienia racjonalnego myślenia), to prędzej by się po prostu zatrzymali parę sekund przed wypadkiem, cokolwiek. Nie da się uwierzyć, że zdecydowaliby się na tak drastyczny czyn, nie da się w ogóle uwierzyć, że zajmowaliby się takimi głupotami w sytuacji śmierci bliskich im osób.
Do tego jeszcze dwa konkretne zdania:
Ogólnie, Twoje opowiadanie jest pełne chaosu i dziur. Ja rozumiem tajemniczość, ale pozbawianie czytelnika niektórych informacji, a odzieranie fabuły z jakiegoś sensu to dwie różne sprawy. U Ciebie jest zbyt dużo 'ale', zbyt dużo luk i zbyt dużo nielogiczności.
Sam pomysł Mojr jest ciekawy, z pewnością wart uwagi i zastanowienia, ale w innej, zupełnie innej formie. Lepiej zrealizowanej. Pamiętaj też, że najważniejszym elementem każdej historii są bohaterowie, trzeba zadbać by byli trójwymiarowi a nie płascy. U Ciebie są płascy, zupełnie nie znam ani Wojtka, ani Adama. A jeśli czytelnik nie uwierzy w bohaterów, nie zaangażuje się ani trochę w tekst.
Powodzenia w dalszej pracy.
Pozdrawiam.
Skąd się wzięły Kloto i Laches i czemu mężczyźni tak im wierzą? W jaki sposób Kloto była przyłaciółką Agnes, która rzekomo popełniła samobójstwo? Skoro Agnes popełniła samobójstwo, to czemu następnego dnia jest scena z jej udziałem i na dodatek nie zdaje sobie ona sprawy, że jej tata nie żyje?
Czemu Kloto i Laches udają takie przestraszone, skoro mają z pewnością wielkie możliwości? No i ta sprawa z przeznaczeniem - nie da się uwierzyć w Twoje postacie. Wojciech i Adam uwzięli się na to przeznaczenie, zamiast przeżywać śmierć bliskich im osób. Poza tym gdyby chcieli zwyciężyć przeznaczenie, po prostu nie wsiadaliby do samochodu. A gdyby już nawet byli na drodze, naprzeciw siebie (w skutek chwilowego zaćmienia racjonalnego myślenia), to prędzej by się po prostu zatrzymali parę sekund przed wypadkiem, cokolwiek. Nie da się uwierzyć, że zdecydowaliby się na tak drastyczny czyn, nie da się w ogóle uwierzyć, że zajmowaliby się takimi głupotami w sytuacji śmierci bliskich im osób.
Do tego jeszcze dwa konkretne zdania:
Jaki to sposób? Nie potrafię go sobie wyobrazić.krzyczała mała Kloto, gdy przypinał ją pasami w sposób uniemożliwiający ucieczkę.
Bardzo, bardzo nierealistyczne słowa cioci. Wyobrażasz sobie kogoś mówiącego w taki sposób w takiej sytuacji?- Aha, i co się stało? – ciocia odpowiedziała z kuchni. – Jestem zajęta przygotowywaniem obiadu dla czterech osób, sama wiesz. Nie mogę podejść do telewizora, więc opowiadaj.
Ogólnie, Twoje opowiadanie jest pełne chaosu i dziur. Ja rozumiem tajemniczość, ale pozbawianie czytelnika niektórych informacji, a odzieranie fabuły z jakiegoś sensu to dwie różne sprawy. U Ciebie jest zbyt dużo 'ale', zbyt dużo luk i zbyt dużo nielogiczności.
Sam pomysł Mojr jest ciekawy, z pewnością wart uwagi i zastanowienia, ale w innej, zupełnie innej formie. Lepiej zrealizowanej. Pamiętaj też, że najważniejszym elementem każdej historii są bohaterowie, trzeba zadbać by byli trójwymiarowi a nie płascy. U Ciebie są płascy, zupełnie nie znam ani Wojtka, ani Adama. A jeśli czytelnik nie uwierzy w bohaterów, nie zaangażuje się ani trochę w tekst.
Powodzenia w dalszej pracy.
Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
3
Witam.
Popieram Patrena w pełni. Strasznie chaotycznie napisany tekst. Ja rozumiem, miał być mrok i tajemnica, jednak za bardzo to wszystko pogmatwałeś. Praktycznie wszystko co chciałbym napisać o tym tekście napisał już mój przedmówca, więc ograniczę się jedynie do małej uwagi - jeżeli piszesz coś tajemniczego, musisz sprawić, żeby przynajmniej część tej tajemnicy była dla czytelnika zrozumiała. Krótko mówiąc najpierw motasz, potem uchylasz rąbka tajemnicy, jednak tylko tyle, aby
- po pierwsze - na końcu pozostał " ? "
- po drugie - wszystko łączyło się w jedną logiczną całość a czytelnik na końcu przeklął z uznaniem.
Tu tego po prostu brak.
Pozdrawiam świątecznie
Black
Popieram Patrena w pełni. Strasznie chaotycznie napisany tekst. Ja rozumiem, miał być mrok i tajemnica, jednak za bardzo to wszystko pogmatwałeś. Praktycznie wszystko co chciałbym napisać o tym tekście napisał już mój przedmówca, więc ograniczę się jedynie do małej uwagi - jeżeli piszesz coś tajemniczego, musisz sprawić, żeby przynajmniej część tej tajemnicy była dla czytelnika zrozumiała. Krótko mówiąc najpierw motasz, potem uchylasz rąbka tajemnicy, jednak tylko tyle, aby
- po pierwsze - na końcu pozostał " ? "
- po drugie - wszystko łączyło się w jedną logiczną całość a czytelnik na końcu przeklął z uznaniem.
Tu tego po prostu brak.
Pozdrawiam świątecznie
Black
"Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach..."
Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.
Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.
4
Gdy teraz to czytam, też widzę ten problem. W oryginale opowiadanie było przynajmniej dwa razy dłuższe i wtedy chyba rzeczywiście miało sens. Skróciłem je jednak do 6 tysięcy znaków, zmieniając niektóre akapity w pojedyncze zdania. Doprowadziło to do totalnego chaosu. Ekhm... to nie jest pomysł na krótką miniaturkę. 
Dzięki za krytykę.

Dzięki za krytykę.