Dzień z życia kowala.

1
Witam. Tekst ten nie ma fascynującej fabuły, ale wrzucam go ze względu na pisownie, chcę zobaczyć jeszcze co jest źle, pracować na pisaniem, a potem wymyślić dopiero jakąś zniewalającą fabułę. Tak więc proszę o ocenę.
A ci którzy czytali moje poprzednie opowiadanie "Na wyspie Therenii" proszeni są o porównanie, które lepsze.

Był świt. Kowal wychodził do pracy. Pocałował piękną czarnowłosą żonę na pożegnanie i wszedł do pokoju dziecka, gdzie pod ceglaną ścianą znajdowało się łóżko jego młodego
syna – Devala, który miał brązowe włosy i małe, zielone oczka. Przy posłaniu stała drewniana szafka, przykryta różnymi księgami rozłożonymi w nieładzie. Podszedł do potomka, pocałował go w czoło, naciągnął na niego rozkopaną pierzynę i wyszedł z domu.
- Tornie! Tornie! – krzyknęła przez okno żona kowala. – Poczekaj, nie wziąłeś śniadania. – Kobieta wybiegła przed dom wręczając mężowi skórzany worek z kanapkami. – No to teraz możesz iść. – Powiedziawszy to spojrzała na niego swoimi dużymi brązowymi oczami i weszła do domu.
Torn był szanowanym obywatelem, którego lubiano, a Ci którzy go nie lubili, nigdy mu tego nie powiedzieli z prostej przyczyny – bali się. A było się czego bać. Mieczmistrz miał potężną budowę ciała i bezproblemowo unosił najcięższą broń. W końcu nie ma się co dziwić, był kowalem. Ba! I to nie byle jakim, ale jednym z najlepszych. Miał ciemne włosy, uwydatniające jego ostre rysy twarzy. Do tego był nerwowym człowiekiem. Raz znalazł się jeden, który powiedział mu, że jego miecze nie są wstanie przeciąć pergaminu. Co się z nim stało? Na szczęście kowala w porę odciągnięto, więc żartowniś miał tylko połamaną szczękę, przestawiony nos i porozcinane łuki brwiowe. Jednak po kilku dniach się pogodzili i poszli razem do karczmy. W pracy jak to w pracy, robił broń, zlecaną przez króla Reinusa. Kuł od małych sztyletów przez miecze po ogromne topory. Kuźnia znajdował się niedaleko jego mieszkania, zaledwie pięć domów dalej. Dziś praca zleciała mu wyjątkowo szybko więc postanowił po niej zajrzeć do karczmy, aby napić się i posilić.
Szedł wąską kamienna uliczką po której lewej i prawej stronie stały niskie ceglane domy. Mijając kolejne zobaczył duży szyld z napisem „Karczma pod mieszkiem” Otworzył drzwi i wszedł do środka
- Witaj Tornie, co podać? – powiedział karczmarz uradowany widokiem kowala.
Mężczyzna rozejrzał się po zatłoczonej gospodzie i ruszył do lady, za którą stał arendarz. Przechodząc witał się z towarzystwem zgromadzonym w knajpie. Usiadł przy ladzie i powiedział:
- Poproszę zimny kufel piwa i solone mięso wołowe z suszonymi grzybami.
- Już się robi. – Właściciel gospody wstał i poszedł na zaplecze.
Torn rozejrzał się po lokalu dostrzegając pod ścianą dwóch siłujących się na rękę mężczyzn i grupkę kolegów im kibicujących. Obok siłaczy mieszanie grali w kości popijając złocisty trunek, a jeszcze dalej dwóch typów się sprzeczało się o jakieś błahostki.
- Jeszcze chwila – powiedział karczmarz wynurzający się z zaplecza.
Kowal pokiwał twierdząco głową.
- Jak żyjesz? – zagadał grododzierżca siadając na swoim stołku za ladą.
- Nie narzekam – odparł kowal – A jak żona? – zapytał rozmówcę wiedząc, że ostatni nie czuła się za dobrze.
- Już lepiej. Ostatnio przejeżdżałem z towarem przez małą farmę, gdzie jakiś alchemik zaoferował mi zioła, z początku myślałem, że to zwykły naciągacz, psia mać. Wiesz teraz takich pełno, ale w końcu mnie przekonał i nie żałuje. Moja żona poczuła się po nich o wiele lepiej.
- Cieszę się – odparł miło Torn.
- O już twoje jedzenie jest gotowe, zaraz przyniosę. – Oberżysta wstał i poszedł na zaplecze. Po 20 sekundach wyszedł z tacą, pełną soczystego mięsa i kuflem zimnego piwa, tak zimnego, że na naczyniu osadził się szron.
- Dziękuję .
Kowal skonsumował posiłek wypił piwo i wrócił do domu.

2
Pocałował piękną czarnowłosą żonę na pożegnanie i wszedł do pokoju dziecka, gdzie pod ceglaną ścianą znajdowało się łóżko jego młodego
syna – Devala, który miał brązowe włosy i małe, zielone oczka.
Pokaże Ci jak bardziej plastycznie to zapisać:

"Pocałował piękną, czarnowłosą żonę na pożegnanie i wszedł do pokoju dziecka. Jego łóżko stało pod ceglaną ścianą. Deval był śliczny; brązowe włosy odziedziczył po ojcu, a wielkie, zielone oczy po matce. Spał spokojnie i mocno, nawet nie poczuł pocałunku złożonego przez kowala w malutkie czoło."

(akurat oczy matki się nie zgadzają z dalszą częścią opowiadania ale możesz zmienić na potrzeby plastycznego tekstu, albo wymyśleć coś innego – w tym guście)

Zdanie o księgach w ogóle nie potrzebne. Nie opisuj rzeczy, które nie są ważne. Tylko to, na czym ma się skupić czytelnik. Wyobraź sobie film. Otwierają się drzwi, kamera wchodzi do pokoju i nigdy nie spogląda na wszystko (widz dostałby oczopląsu i nie wiedziałby na czym się skupić). Kamera skupia się na jednym punkcie. Patrzy na łóżko dziecka. I opisujesz tylko to miejsce: ścianę, może okno, dywan i łóżko. Koniec. Im mniej szczegółów tym lepiej dla Ciebie.
Torn był szanowanym obywatelem, którego lubiano, a Ci którzy go nie lubili, nigdy mu tego nie powiedzieli z prostej przyczyny – bali się.
Nie lubię (i czytelnicy też nie lubią) jak podaje im się takie suche informacje. Nuda i tandeta. Lepiej byś opisał, jak kowal idzie przez wieś i wszyscy dookoła mówią mu „dzień dobry” i różnie się przy tym zachowują. Pokaż, że jest szanowany, a nie pisz, że jest szanowany. Kumasz? Czytelnicy potrafią myśleć – nie dawaj im wszystkiego na tacy, bo nudzisz. Sami wywnioskują ze scen.
Raz znalazł się jeden, który powiedział mu, że jego miecze nie są wstanie przeciąć pergaminu. Co się z nim stało? Na szczęście kowala w porę odciągnięto, więc żartowniś miał tylko połamaną szczękę, przestawiony nos i porozcinane łuki brwiowe. Jednak po kilku dniach się pogodzili i poszli razem do karczmy.
Też źle. W takich scenach robisz tak, że dajesz pierwsze zdanie np. „Raz znalazł się jeden, który powiedział mu, że jego miecze są tępe.” I jedziesz ze sceną:
"- Twoje miecze nie są wstanie przeciąć nawet pergaminu – powiedział wysoki mężczyzna i uśmiechnął się ironicznie.
Siedział przy barze, popijając z kufla złociste piwo. Szczerzył do wszystkich żółte żeby, próbując sprzedać kawał.
- Taa? – zdziwił się Kowal.
Po chwili stał przy wysokim człowieku i ogromną łapą trzymał go za gardło.
- Za to moje dłonie potrafią przeciąć gardło."

Coś takiego. Lepiej się to czyta i jest bardziej interesujące.


Ta część nie podobała mi się równie bardzo, jak poprzednia. Pracuj dalej!
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

4
Gwynbleidd12, Twoja ocena - w takiej formie - mogła spokojnie być wysłana na PW. Zresztą - nic nie oceniłeś. Trzy słowa, w tym dwa poprawne, to nawet nie opinia. Jeśli nie ma o czym pisać, to nie pisz. Jak jest mało - to wyślij PW.
Za następne tego typu posty będziesz dostawał ostrzeżenia.
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

5
Po prostu poproszono mnie z góry o napisanie, czy podoba mi się bardziej od opowiadania poprzedniego. I na tym skończyłem, bo poprzedni komentator wyczerpał temat. Ale ja teraz wyczerpię go do jeszcze bardziej. Swoją drogą, Revis, to chyba hipokryzja, iż piszesz post o pisaniu niepotrzebnego posta, choć możesz mi to wysłać na PW.

No to teraz tekst.

Pierwsze, co się rzuca w oczy to to, że słabo oddzieliłeś słowa wprowadzenia od opowiadania właściwego. Przydałaby się pozioma kreska albo tytuł wielkimi literami. To czepialstwo z mojej strony, ale wnioskuję z przedmowy, że zależy ci na detalach. Druga rzecz, brak akapitów. Nawet na początku. Choć tekst jest krótki, wypadałoby wstawić chociaż jeden. Zresztą świetną ku temu sposobność masz chociażby po zdaniu
Jednak po kilku dniach się pogodzili i poszli razem do karczmy.

Król osobiście mówi kowalowi, jaka broń ma kuć? To chyba niezbyt wielkie królestwo.

Dziś praca zleciała mu wyjątkowo szybko więc postanowił po niej zajrzeć do karczmy, aby napić się i posilić.
Praca umie latać, ciekawe. Stroń od potocznego słownictwa w opisach.
Po za tym zamiast "po niej" powinno być "po zakończeniu jej".

To zresztą nie jedyne niezgrabne zdanie.

Standardowy problem z przecinkami. Np. "powiedział karczmarz uradowany widokiem kowala" Przed "uradowany", przecinek.

"Kowal skonsumował posiłek wypił piwo i wrócił do domu."
Przed "wypił"

Ogółem: nie jest źle, ale mogło być dużo lepiej. Nie za bardzo mi się podoba, ale jest lepiej niż poprzednio. Robisz postępy! Według mnie lepszy jest nowicjusz posuwający się naprzód, niż mistrz stojący w miejscu.


Revis_Edit: To nie hipokryzja. Zwracając uwagę Tobie na forum, przestrzegam też innych. Od tego właśnie są moderatorzy.
Ostatnio zmieniony pn 19 paź 2009, 20:02 przez Gwynbleidd12, łącznie zmieniany 1 raz.

6
Był świt. Kowal wychodził do pracy. Pocałował [1]piękną czarnowłosą żonę na pożegnanie i wszedł do pokoju dziecka, gdzie pod ceglaną ścianą znajdowało się [2]łóżko jego młodego syna
Nie odrobiłeś lekcji. Domniemam, że nie przeczytałeś tego, co napisałem pod tekstem "na wyspie..."

[1] - Żona była brzydka. Pasuje?*
[2] - Jego młodego syna. No tak, młody, jego i syn. A krócej?

Znajdowało się łóżko synka.

* - Piękno, to rzecz bardzo subiektywna. Warto zaznaczyć, że była piękna w jego oczach. Bo ja wyobraziłem sobie babę z długimi, rudymi włosami i pomyślałem, ale "brzydal"... Rozumiesz bezsensowność takiego przymiotnika?
który miał brązowe włosy i małe, zielone oczka.
Był taki, siaki owaki, miał to, siamto i owamto. Tratatata - opis jak seria z karabinu.
Nawet, jak chcesz bawić się w wyliczankę, spraw, aby była ona wpleciona w tekst, a nie odstawała od całości:

pocałował ciemnowłosego chłopca o zielonych oczach...
Mieczmistrz miał potężną budowę ciała
Nie ma czegoś takiego. Jest: potężne muskuły, masywne ciało, postawna sylwetka itd. związek przymiotników, które tworzą charakterystykę tej postaci, a nie, coś co charakteryzuje charakterystykę.
Miał ciemne włosy, uwydatniające jego ostre rysy twarzy. Do tego był nerwowym człowiekiem.
Nie dość, że miał ciemne włosy to był nerwowy. Idealne zestawienie dla opisu charakteru... przy czym włosy ni jak mają się do jego osobowości, a jedynie wyglądu.
Na szczęście kowala w porę odciągnięto, więc żartowniś miał tylko połamaną szczękę, przestawiony nos i porozcinane łuki brwiowe. Jednak po kilku dniach się pogodzili i poszli razem do karczmy.
Z połamaną szczęką, leżałby w łóżku, pił przez słomkę i to przez wiele tygodni...
Dziś praca zleciała mu wyjątkowo szybko więc postanowił po niej zajrzeć do karczmy, aby napić się i posilić.
Przemycasz tutaj ważną informację. Nie zdajesz sobie z tego sprawy, więc uświadomię cię. Ma piękną żonę (jak to ładnie narrator napisał), którą zapewne kocha, sądząc po gestach i tym, że dała mu śniadanie. Mimo tego, że żona w domu, o posiłek dba, to idzie do karczmy na jadło. W tym miejscu warto zaznaczyć całą relację pomiędzy nim, a domem i żoną. Błahostka niby, a jednak wiele mówi o obyczajowości kowala i tym, co dzieje się w domu. Nie szanuje żony - taki wniosek wysnułem, przez jeden wyraz...
Torn rozejrzał się po lokalu dostrzegając pod ścianą dwóch siłujących się na rękę mężczyzn i grupkę kolegów im kibicujących. Obok siłaczy mieszanie grali w kości popijając złocisty trunek, a jeszcze dalej dwóch typów się sprzeczało się o jakieś błahostki.
Po edycji, nie czytałeś uważnie...
- O już twoje jedzenie jest gotowe, zaraz przyniosę.
Jeżeli w zdaniu występuje wołacz, wykrzyknik zastępujesz przecinkiem a zdanie zakańczasz wykrzyknikiem, tworząc jedną całość.

- O, twoje jedzenie jest gotowe!... zaraz przyniosę.


I ponownie przeczytałem tekst i jestem zdania, że jest słaby. Na pewno lepiej pociągnąłeś myśli narracyjne i wyważenie akcji - nie ma takich sztampowych błędów w przeskoku narracji i to widać. Cała reszta natomiast, zaimki, siękoza, logiczności w zdaniach pozostają nakreślone w ten sam sposób. Tekst nie podobał mi się.

Widzę, że naprawdę starasz się pisać dobrze, ale bijesz głowa w mur. Brakuje ci narzędzi, aby się przebić. Nie zrozum mnie źle, ale czasem warto przestać pisać i zacząć czytać. Przez taki zabieg odetchniesz od własnego tekstu, załapiesz jakiś styl, skojarzysz opisy i czasem czytając powiesz: O, tak to fajnie autor zapisał... zapamiętam. W ten sposób podwyższasz swoje umiejętności - obserwujesz tekst i w namacalny sposób szlifujesz warsztat. Odpocznij, poczytaj -nawet jedną książkę - i wróć do tekstu. Wierzę, że poprawa nastąpi samoczynnie. Na ten moment widzę, że twój własny tekst cię meczy. Tutaj wyraźnie dostrzegam poprawki, korektę, którą robiłeś, a mimo to, opatrzone zdania nie zostały usunięte.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”