śpiewam pieśni

1
śpiewam pieśni.





śpiewam pieśni. Zawsze. W szkole, w autobusie, w kolejce po cukierki, w kawiarni, w muzeum, a nawet na dorocznym pokazie popisów najlepszych, krakowskich mimów. To nie są jakieś tam zwykłe pieśni, które powstały. One są mojego autorstwa. Wszystkie mają ten sam tytuł, a mianowicie „Passo”. Możecie mi wierzyć lub nie, ale ja naprawdę nie chcę śpiewać. Nie dość, że tego nie lubię, to jeszcze koszmarnie fałszuję. Jednak to jest silniejsze ode mnie. Muszę to robić, po prostu głos sam wydobywa się z mojego wnętrza, nie wiem jak on to robi. Mówię mu stop, po czym zaklejam usta czarna taśmą, ale to nic nie daje. Wciąż słychać. Jest to niezmiernie uciążliwe, nie tylko dla mnie, ale i dla wszystkich, którzy przypadkowo bądź też nie, znajdą się w moim towarzystwie. Podam taki przykład, żeby nie było, że sobie zmyślam.



Jest dzień jak co dzień, godzina może dziewiąta rano, w każdym razie jest przeraźliwie zimno. (Przypuszczam, że było to rok temu, bo wtedy były takie mrozy) Długi szalik, owinięty wokół mojej szyi zasłania mi pół twarzy, razem z nosem. Nagle jakiś facet obraca się i patrzy na mnie złowrogo. Słyszę, że ktoś śpiewa, a raczej wyje. I wyobraźcie sobie moje zdumienie, po stwierdzeniu, że to nie jakiś tam ktoś, z którego można by się pośmiać, ale że to ja tak wyję! Wstyd mi jest bardzo więc uciekam. Biegnę przez pola i lasy. Notabene nie wiem skąd tam się wzięły jakieś pola i lasy, ale to już inna sprawa. Zatrzymuję się dopiero przed gmachem opery. „A niech to!” - myślę, bo właśnie mam tam wejść i zapowiedzieć występ jakiejś diwy. Ani nie wiem jak ona się nazywa, ani co ma śpiewać, ale ktoś prosił mnie bym ją zapowiedziała, więc głupio by było gdybym tego nie zrobiła. Zazwyczaj jestem uległa. Wchodzę więc do tego budynku i kieruję się wprost na scenę. Myślę, że opisywanie tego co się stało, po tym jak wzięłam do ręki mikrofon, jest zbędne. Jedna wielka katastrofa. Mam nadzieję, że nikt mnie nie poznał w telewizji, gdy na drugi dzień wiadomości zaczęły się od informacji, przekazanej przez śmiejącego się prezentera: „Nie ta diwa, nie na tym miejscu”. Trochę profesjonalizmu. Mógłby się ten spiker powstrzymać od chichotania na antenie. Wmawiam sobie po dziś dzień, że wiadomości mają bardzo małą oglądalność.



To był tylko taki jeden przykład, ale jest ich wiele. Niekontrolowany śpiew to mój wielki problem, naprawdę! Borykam się z nim już od dobrych kilku lat. Byłam nawet u psychologa, ale ten po dwóch minutach wyrzucił mnie z gabinetu mówiąc: „Przesłuchania nie tutaj, tylko pokój dalej”. Nie wiem, o co mu chodziło. Niby Polacy dobre serca mają, a mi jakoś nikt nie chce pomóc.



śpiewam pieśni. Rano, wieczór i w nocy. śpię sama.



Pisałam już, że są to moje własne pieśni, wszystkie takie same, jeden tekst, jedna i ta sama melodia. Melodii wam nie przedstawię bo zapis nutowy jest mi zupełnie obcy, ale słowa są proste, mogę napisać:



Pasaż wenecki gdzieś tam w Wenecji

To moje lasso,

Taaaaak bardzo bym chciała cię...

Spotkać!
(tu przerwa na solówkę gitarzysty)

Szukam po drodze,

(teraz śpiewa chórek złożony z dwóch dziewczyn i pięciu facetów)

Siniak na mojej nodze...



Pasaż wenecki, gdzieś tam w Wenecji...






I to w kółko x razy. No i powiedzcie, że ten tekst nie jest beznadziejny. Doszukuję się w nim głębszego sensu, ale znaleźć nie mogę. Właściwie to w ogóle nic nie rozumiem.



śpiewam pieśni, których tekstu nie pojmuję. Gorzej już chyba być nie może. To tak jakbym śpiewała po francusku we Francji. Tylko nie znając francuskiego. Ludzie mnie nie lubią. Ostatnio nie wpuścili mnie na wystawę fotografii niemieckiej. Jestem w sytuacji bez wyjścia. Wmawiam sobie wprawdzie, że inni mają większe problemy niż niechciany śpiew, ale jakoś nie widzę tych innych. Spacerowałam ostatnio po rynku, bo jak wiecie lub nie, na krakowskim rynku, można spotkać bardzo oryginalnych osobników. Tam widok wyjącej dziewczyny nikogo nie dziwi. Szukałam tych innych, ale jakoś nie znalazłam ani niekontrolowanego tańczenia, ani jedzenia, ani picia, ani wrzeszczenia, ani czegokolwiek innego co by się wydobywało z kogoś mimowolnie. Nie wiem co robić.



Byłam wczoraj u wróżbity. Powiedział mi, ze zdam maturę...śpiewająco!





P.S. Gdyby ktoś był pewien (nie zniosę płonnej nadziei), że zna sposób, by mi pomóc i chciałby się ze mną nim podzielić, proszę o kontakt. Jakikolwiek. Może być od razu taki z wtyczką.
"You have to be someone"

Robert Nesta Marley

2
Pomysł: 5



Oryginalność i absurd przede wszystkim. :D Czyli to co lubię.



Styl: 4



W porządku. Czyta się płynnie, bez zgrzytów. Raczej nie mam nic do zarzucenia.



Schematyczność: 5



No napewno schematyczne to to nie jest. Tak jak w 'Pomysł'. :)



Błędy: 5



Nie dostrzegłem szczerze mówiąc.



Ocena ogólna: 4+



Styl bez zarzutów, brak błędów, oryginalny pomysł, miły absurd. Ogólnie kawał dobrej roboty. Nie wiem czy to ja dzisiaj jakiś dzień dobroci mam czy to teksty takie dobre są. :)



PS. Z wtyczką kontakt posiadam. Ale nie dam. Bo sam korzystam. Także się męczyć proszę dalej. ;)



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

3
O jej... Podoba mi się :)



Styl wprawdzie jest prosty - ale ja co do stylu nie jestem wymagający. Nie użyłaś tutaj wymyślnych i bujnych słów, które mogłyby podkreślić pewne istotne rzeczy. Mimo to, co się u mnie rzadko zdarza - podoba mi się!



A więc...



Pomysł: 4+

Wyjątkowo oryginalny. Tak szczerze to nawet trudno rozróżnić czy to prawda czy nie...



Styl: 4-

Tu już skomentowałem. Trochę mi brakuję tego bujnego słownictwa.



Schematyczność: 5

Bez zarzutów.



Błędy: 5-

Wprawdzie nie widać ich gołym okiem, ale parę kwiatuszków tam znalazłem - interpunkcyjnych. A ja na interpunkcję zwracam dużą uwagę.



Ocena ogólna: 4

Tak jak u "przedmówcy" jednak zabrałem + za (nie)ubogie słownictwo(nie jest może ono ubogie, ale nie ma tam jak już wcześniej wspominałem "bujnego" słownictwa) i te "błędziki". Ogólnie mi się podoba. Tematyka jest dobra tylko na króciutkie teksty - na dłuższe raczej by się nie nadawała.



Jest Ok ;)

Podoba mi się :)
Sygnatura:

Obrazek



Wesołych świąt życzy Wasz Kubek

Do świąt pozostało: 355 Dni!

4
Ulala. Pierwszy tekst, któremu nie mam nic do zarzucenia. :D Jak już wspomniał Patren: absurd. Absurd i groteska. Gdyby spróbować przeanalizować to pod każdym kątem, to na pewno miałby nie tyle podwójne, co niekończące się dno. ;) żadnych zastrzeżeń do stylu, błędów nie znalazłam. Gratuluję i powodzenia w dalszym pisaniu. :)
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

5
dzięki Wam piękne za te wysokie oceny, aż się zawstydziłam :oops:



Cieszę się niezmiernie, że się Wam podoba.



Co do mnie to uwielbiam i pisac, i czytac takie absurdalne historyjki, bez większego sensu :wink: one rządzą się swoimi prawami i nic w nich nie jest niemożliwe :lol:
"You have to be someone"

Robert Nesta Marley
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”