Pech i Fuks

1
Witam,

krótki rozdział mojego opowiadaniu. Nie chcę żeby było zbyt długie więc darowałem sobie opisu z czasów realizmu, a skupiłem się(albo w dalszych rozdziałach się skupię) na psychice, wydarzeniach nie z tej planety i tak dalej. Zapraszam :)
1
WWWSłychać było tylko cichy powiew wiatru, od czasu do czasu ciszę przerywał szelest liści. Zza horyzontu wyłaniał się księżyc ze swoją dozą odbitego światła słonecznego. Tej nocy, będąc w prawie stuprocentowej pełni całkiem dokładnie "oświetlał" Ziemię, ułatwiając Michałowi przemieszczanie się po lesie.
WWWIdąc wzdłuż ścieżki, którą sam sobie wyrobił, cieszył się, że ludzie nie mieszkają na Księżycu z prostego powodu – tam praktycznie cały czas świeci słońce! Ludzie z NASA tak się przejmują tym, że nie ma tam warunków do życie, że ziemia jest jałowa, ale nie pomyśleli o jednym. O wypoczynku. Od tego nawału pracy jaki tam mają w związku z odkryciem wody na Marsie zupełnie zapomnieli o rodzinie i leniuchowaniu. Michał nie zapomniał. Nie zapomniał o rodzinie. Nigdy.
Zawsze koło godziny 1 w nocy, wymykał się ukradkiem w nocy na przechadzkę do pobliskiego lasu, aby pobyć sam, odprężyć się, wyciszyć, pomyśleć o błędach, które dzisiaj zrobił i jak zapobiec im w kolejnych dniach. Była to jego ulubiona pora doby. Maksymalne odprężenie pozwalało mu swobodnie pomyśleć, dzięki czemu wyciągał prawidłowe wnioski co do swego życia. W tej chwili myśli chłopca zajęli jego rodzice, którzy zginęli w wypadku samochodowym 5 lat temu, gdy miał siedem lat. Od tamtej pory jego ciało i dusza zmieniły się, niczym poczwarka w imago. Czuł, że jakaś jego cząstka, odpowiedzialna za nastawienie do społeczeństwa i samego siebie gdzieś uleciała. Uciekła po tym, gdy chłopiec zdał sobie sprawę, że tak naprawdę jego życie się zmieniło. Wiedział, że po wypadku i utracie rodziców zawsze będzie czuł, że nie jest normalny jak jego koledzy. Ciepło zbudowane wcześniej przez rodziców zmieniło się w arktyczny chłód. Ognisko domowe zgasło w chwili gdy Tacie przysnęło się za kierownicą. Bóg chciał, aby jego mózg zredukował swoje obroty do minimum. Gdy zamknął oczy Dariuszowi – ojcu młodzieńca – wyrządził straszliwą krzywdę Michałowi.
WWWSpoważniał, wyglądał o 2-3 lata starzej, stał się oziębły, zamknięty w sobie. W niczym nie przypominał chłopca, który codziennie biegł z uciechą do szkoły, by porozmawiać z przyjaciółmi i rywalizować kto ma lepszgo Bionicle'a. Nie był w nim tej dziecięcej werwy, tej nieograniczonej siły do zabawy. Od teraz lubił samotne przechadzki w lesie koło północy - który dwunastolatek tak robi? Żaden! Zmienił się. Trudno określić czy na lepsze.
WWWFsshtt - kolejny liść spadł koło jego nogi. W poświacie księżyca widział lekko czerwony kolor, rozłożyste palce liścia wskazywały, że spadł z któregoś z dziesięciometrowych klonów.
WWWWchodząc do lasku myślał o kółku jakie musi zrobić. Zawsze gdy zaczynał zastanawiał się, ile czasu mu to zajmuje, ale nigdy nie spojrzał na zegarek gdy wracał do domu. Dlaczego? Oszukiwał sam siebie i nie chciał przyznać się przed sobą ile czasu zajmuje mu użalanie się nad sobą. Sądził, że zamartwianie się nad swoją egzystencją jest zbyt podobne do zachowania kobiet. Pod tym względem Michał był normalny – nie chciał być porównywany do płci pięknej. Nie nawiedził gdy koledzy nazywali go cipą, ale nie przeszkadzało mu, że wyzywają go od idiotów i debili.
WWWJeśli chodzi o jego dróżkę to tak naprawdę nie było to kółko, jego ścieżka bardziej przypominała kształtem literkę "U". Wychodził z tyłu domu, przez furtkę do lasu na północ, kierował się na początek do przodu, potem zmieniał kierunek na zachód. Dochodząc do dużego dębu skręcał w prawo, po przejściu około 10 metrów, jego ciało było skierowane w stronę domu. Po drodze może nie spotykał zbyt wyszukanej fauny i flory, ale to miejsce miało klimat. Michał wyczuwał w powietrzu dodatkowy składnik. Nie miał pojęcia czym jest to spowodowane. Zastanawiał się czy tego substratu dodają szyszki spadające z wysokich na piętnaście metrów sosen, czy kupki zajęcy, których była tutaj cała plaga. A może to zapach jego śmierdzących skarpet?
WWWKsiężyc był prawie w pełni, wystarczy jeden dzień, aby pokazał się w całej swej okazałości. Michał dostrzegł swym bystrym okiem kilka kraterów, spojrzał następnie na swoje ręce, ścisnął je w pięść, a rowki które się pojawiły przypominały mu morza na księżycu. Patrzył się na nie kilka sekund poczym opuścił wzrok na ziemię i stanął jak wryty. Zamarł na chwilę, następnie przyjrzał się temu co leżało na ziemi. Kształtem przypominało mu zwykły kij, ale świeciło na niebiesko. Nie było to zwykłe światło, lecz raczej poświata. W centrum "kija" świeciło najmocniej, a później powoli zmniejszało swoją moc, żeby wreszcie po około czterdziestu centymetrach całkowicie rozpuścić się w otchłani. Powoli, ale pewnie, chłopiec przyklęknął. W kolanie coś mu strzyknęło - nie bolało, ale dźwięk był dość głośny by go wyraźnie usłyszeć. Nie zwracając uwagi na to, przyglądał się przedmiotowi. Teraz, po dłuższej chwili przesyłania informacji przez oczy do mózgu, stwierdził, że światło jest jasno niebieskie, a po bokach "kija" jest praktycznie białe. Zmienił zdanie na temat kształtu świecidełka. Wydawało się podobne do zwykłego kija, ale teraz wygląda raczej na banana, bez końcówki, którą jest przyczepiony do kiścia. Średnica oscylowała w granicach trzech centymetrów. Powierzchnia na pierwszy rzut oka wydawała się gładka, ale nie zawsze można być tego pewnym, bez użycia palców. Chłopiec jednak nie chciał dotykać „tego czegoś”. Z jakiegoś niewiadomego powodu bał się nawet na to patrzeć.
WWWStwierdził, że być może jest to jakaś latarka, którą ktoś zgubił. Ale kto do cholery gubi latarkę, która oświetla mu drogę? Nie zauważył, że jest ciemno? Michał mógł sobie pozwolić na coś takiego, ponieważ znał dokładnie tą ścieżkę - w końcu sam sobie ją wyrobił. Ale ktoś obcy, który nigdy tędy nie przechodził? No, dobra, może raz albo dwa? Maksymalnie trzy.
- Może ktoś zostawił to tutaj specjalnie - Michał usłyszał głos jego podświadomości.
- Ale co to w ogóle może być? - zapytał w myślach.
Wydawało mu się trochę dziwne, że rozmawia sam ze sobą, ale po krótkiej chwili namysłu, doszedł do wniosku, że nie czas na zastanawianie się jaki jest skrzywiony.
- Może zostawili to kosmici? Różdżka dzięki, której przejdziesz do drugiego świata? – głos, który teraz usłyszał nie był mu znajomy. Metaliczny i niski wywołał ciarki na jego skórze. Brzmiał z daleka, jakby dochodził z odległej galaktyki.
Teraz poważnie zastanowił się nad tym czy nie jest dokładnie popierdolony.
-Po co kosmici mieliby to zostawiać? - rzucił posępnie Michał w stronę swojej psychiki. Miał nadzieję, że ktoś udzieli mu choć odrobinę racjonalnej odpowiedzi.
WWWNiestety, nikt w jego głowie się nie odezwał. Jeszcze raz dokładnie przypatrzył się swojemu znalezisku, wstał, odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę swojej dalszej wędrówki. Już po odwróceniu się i zrobieniu dwóch kroków zaczął znowu zastanawiać się jak to "coś" się tutaj dostało. Nikt praktycznie tędy nie chodził, ponieważ jego ścieżka zaczynała się u progu jego siatki, a kończyła, po zrobieniu zawijasa, piętnaście metrów dalej. Chyba, że któreś z dzieci, wracających, ze szkoły rzuciła swoją zabawkę, bo mu się znudziła, lub nie podobała. Z resztą czy to ważne? Nawet jeśli rzuciłby to kosmita to nie miało by dla Michała znaczenia - w końcu co może dać mu jakiś banano podobny przedmiot?
Po raz kolejny starał się skupić na swoich problemach i tym razem mu się to udało. Pogrążaył się w dzisiejszej radości i smutku. Właśnie rozmyślał nad spojrzeniem, którym obdarowała go jego najpiękniejsza, daleka koleżanka. Przypominał sobie jej słodkie, niebieskie oczy, pomalowane delikatną czerwoną szminką usta, gdy wszechobecną ciszę przerwał cichy mechaniczny głos.

2
Brak określenia gatunku w tytule od razu rzuca się w oczy. Ale skupmy się na treści.
godziny 1 w nocy
Powinno być "godziny pierwszej w nocy". Weryfikatorzy strasznie się o to wkurzają. Podobny błąd pojawił się później. A jeszcze później piszesz liczby słownie. Wybija z rytmu.

"odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę swojej dalszej wędrówki."

Kiepsko brzmi. Dopracować.



Ogólnie początek jest trochę zamotany (przez chwile pomyślałem, że akcja dzieje się na Księżycu).

Użyłeś wulgaryzmów, choć nie ostrzegłeś. Za takie rzeczy możesz sam dostać ostrzeżenie.

Jedyne dialogi/monologi to konwersacje pomiędzy ???elementami psychiki (ewent. jaźniami)??? bohatera. W dodatku nieciekawie opisane.

Zaraz, zaraz... gdzieś napisałeś, że bohater rozmawia sam ze sobą. Skoro tak dialog powinien wyglądać następująco:

"- Może ktoś zostawił to tutaj specjalnie - Michał usłyszał głos jego podświadomości. - Ale co to w ogóle może być?"

Poza błędną formą dialogu, w tym zdaniu są też inne babole. Zamiast "jego świadomości", powinno być "swojej świadomości" Brak znaku zapytania w pierwszej wypowiedzi, chyba że to nie jest zdanie pytające.

Mógłbym tak wymieniać jeszcze długo, ale napomnę tylko o jednym. Przecinki, a raczej ich braki. Masz z tym duży problem.

Podsumowując, ogrom błędów, niewypracowany styl, trochę powtórzeń, niedopracowanie oraz wiele innych niedociągnięć. Zbyt wiele, jak na taki krótki fragment.

3
Widać potencjał, ale widać też sporo braków.

W kwestii psychiki - szkoda, że na początku robisz taką charakterystykę. Znacznie lepiej byłoby, gdybyś rozstrzelał to i zmieszał z akcją. Wyszłoby przyjemniej dla czytelnika i naturalniej.

Duży plus za to, że w ogóle koncentrujesz się na psychice. Wielu początkujących pisarzy często zapomina, jak ważnym (wręcz najważniejszym) jest elementem. To ona powinna być na pierwszym planie i mimo że jest to trochę topornie opisywane, to bardzo dobrze, ze w ogóle jest. Ćwicz, ćwicz a sam zobaczysz poprawy.

W kwestii samej fabuły to jak na razie niewiele wiadomo. "Kij" jest śmieszny i bardzo nieporadnie opisany. Sam kopiesz sobie dół, próbując jak najdokładniej przedstawić każdy szczegół. Nie tędy droga. Spróbuj opisać to bardziej intuicyjnie, zdać się też na wyobraźnię czytelnika. Aktualnie jest z tym naprawdę kiepsko.

Sama idea nocnych spacerów jest spoko, tkwi tu też niewykorzystany potencjał na stworzenie niezłej atmosfery. Ty zamiast tego czasem zbyt wnikliwie coś przedstawiasz (jak z "kijem"), np.:
Zza horyzontu wyłaniał się księżyc ze swoją dozą odbitego światła słonecznego. Tej nocy, będąc w prawie stuprocentowej pełni całkiem dokładnie "oświetlał" Ziemię, ułatwiając Michałowi przemieszczanie się po lesie.
To w ogóle nie tworzy klimatu. Skróć to, ozdób jakąś pobudzającą wyobraźnię metaforą czy epitetem.
rzucił posępnie Michał
Unikaj też takich chwastów. Takie przysłówki nic nie wnoszą do tekstu, a to czy on jest posępny czy jakiś tam, powinno wynikać z tego co mówi, a czytelnik się tego domyśli.
Fsshtt - kolejny liść spadł koło jego nogi.
Lepiej daj spokój z takimi zlepkami. Miast tworzyć klimat, śmieszą.

Masz też różne potknięcia stylistyczne jak np. "poszedł w stronę swojej dalszej wędrówki". Powtórzenia. Interpunkcja. Ogólnie widać potencjał, zdecydowanie, ale dużo, dużo pracy przed Tobą. Czytaj (ale nie jak czytelnik, tylko pisarz - analizuj czytane książki), pisz, ćwicz, pisz, czytaj, ćwicz. I będzie coraz lepiej, gwarantuję. :)

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

4
W takim razie ja określę gatunek: komedia.
W dodatku straszna komedia.
Więc może horror?
Słychać było tylko cichy powiew wiatru, od czasu do czasu ciszę przerywał szelest liści. Zza horyzontu wyłaniał się księżyc ze swoją dozą odbitego światła słonecznego. Tej nocy, będąc w prawie stuprocentowej pełni całkiem dokładnie "oświetlał" Ziemię, ułatwiając Michałowi przemieszczanie się po lesie.
Po pierwsze, to nie jest cisza, skoro było słuchać powiew wiatru. Po drugie...
Nie podoba mi się ten fragment. Do pierwszego zdania podszedłeś zbyt naukowo. Wszyscy wiedzą, że księżyc nie świeci własnym światłem. Nie musisz tego przypominać. W ogóle fragment zbyt liczbowo-naukowo-nudny. Tak bym napisał:
„Zza horyzontu wyłaniał się (prawie) pełny księżyc, oświetlając blaskiem Ziemię. Michał bez problemów przemierzał las - widział wszystko dzięki bezchmurnemu niebu.”
tam praktycznie cały czas świeci słońce!
Chyba zbyt dobrze tego nie sprawdziłeś. Noc na księżycu trwa dwa tygodnie bodajże. Kłamiesz kolego, kłamiesz.
warunków do życie
Literówka.
Zawsze koło godziny 1 w nocy, wymykał się ukradkiem w nocy
No co ty? A mógł koło godziny pierwszej w nocy, wymykać się ukradkiem w dzień?
Fsshtt - kolejny liść spadł koło jego nogi.
O matko. Babol. ;]
rozłożyste palce liścia wskazywały
Jakoś mi tutaj nie pasuje. „Kształt liścia wskazywał”
Oszukiwał sam siebie i nie chciał przyznać się przed sobą ile czasu zajmuje mu użalanie się nad sobą.
Zdanie potwór. Spróbuj przeczytać je na głos. Armia zaimków.
Nie nawiedził gdy koledzy nazywali go cipą, ale nie przeszkadzało mu, że wyzywają go od idiotów i debili.
Babol. :D
Wychodził z tyłu domu, przez furtkę do lasu na północ, kierował się na początek do przodu, potem zmieniał kierunek na zachód. Dochodząc do dużego dębu skręcał w prawo, po przejściu około 10 metrów, jego ciało było skierowane w stronę domu. Po drodze może nie spotykał zbyt wyszukanej fauny i flory, ale to miejsce miało klimat.
A to co? Czytelnicy nie potrzebują takich informacji. Nie wyjaśniasz przecież nikomu, jak ma iść tą drogą. Wystarczy, że wiemy jak wygląda. „U” – tyle.
Michał wyczuwał w powietrzu dodatkowy składnik. Nie miał pojęcia czym jest to spowodowane. Zastanawiał się czy tego substratu dodają szyszki spadające z wysokich na piętnaście metrów sosen, czy kupki zajęcy, których była tutaj cała plaga.
Znowu zbyt naukowo. A właściwie pseudonaukowo.
Kształtem przypominało mu [1]zwykły kij, ale świeciło na niebiesko. Nie było to zwykłe światło, lecz raczej poświata. [2]W centrum "kija" świeciło najmocniej, a później powoli zmniejszało swoją moc, żeby wreszcie po około czterdziestu centymetrach całkowicie rozpuścić się w otchłani[3].
1. W takim razie to był niezwykły kij. Raczej "niezwykły".
2. Koślawo brzmi. Napisałbym „Centrum kija świeciło najmocniej". W ogóle całe zdanie jest śmieszne. Zbyt dokładnie opisane.
3. Jakiej otchłani?!
Teraz, po dłuższej chwili przesyłania informacji przez oczy do mózgu, stwierdził, że światło jest jasno niebieskie, a po bokach "kija" jest praktycznie białe.
Masakra.
- Może ktoś zostawił to tutaj specjalnie - Michał usłyszał głos jego podświadomości.
Jeszcze tak zobrazowanej rozmowy z samym sobą nie widziałem. Jak można usłyszeć głos podświadomości?

Styl straszny. Taki naukowy czasami, że aż komiczny. Niektóre rzeczy opisujesz zbyt dokładnie (kij, drogę, itd,). Najgorsze, że są to rzeczy nieistotne. Z drugiej strony mam wrażenie, że opuszczasz informacje istotne. W ogóle tekst nijaki. Historia błaha i nieporywająca. Błędów interpunkcyjnych mnóstwo. Tak samo, jak powtórzeń, literówek czy nieścisłości. O błędach logicznych nie wspominając. Na początku myślałem, że jest to opowieść o księżycu, że jest to jakieś SF. Następnie tak zręcznie zagmatwałeś, że nie zauważyłem kiedy znaleźliśmy się na ziemi, a już byłem w połowie opowieści. I chyba tutaj będzie to plus dla Ciebie.
Pracuj dużo, czytaj jeszcze więcej, pozbywaj się błędów, a może coś z tego będzie. Tym razem mi się nie podobało.
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

5
które dzisiaj zrobił i jak zapobiec im w kolejnych dniach.
bardziej pasowałoby mi tutaj: w przyszłości
Ognisko domowe zgasło w chwili gdy [1]Tacie przysnęło się za kierownicą.
[1] - z małej litery.
W tej formie zdanie traci klimat. Zmieniłbym na

Ognisko domowe zgasło w chwili gdy ojciec zasnał za kierownicą...
Bóg chciał, aby jego mózg zredukował swoje obroty do minimum. Gdy zamknął oczy Dariuszowi – ojcu młodzieńca – wyrządził straszliwą krzywdę Michałowi.

Zbyt obszerna dywagacja, nie mająca wiele wspólnego z tekstem. Wygląda na taką personalną wycieczkę autora...

Tekst zawiera sporo niefortunnych metafor, dziwnych sformułowań i nazbyt mocno wybujałe zarysy psychologiczne, które nie specjalnie się sprawdzają. Do tego są literówki, zaimki oraz nietypowe, przewlekłe opisy ("latarka", retrospekcja z dzieciństwa, szkoła). Wszystkie te rzeczy zbijają całą akcję, ale jakby temu się przyjrzeć, nie jest ona ani rozbudowana, ani oryginalna - nawet pomysł gdzieś niknie w natłoku pokrętnych zdań. Nie spodobał mi się narrator - opisuje zbyt technicznie rzeczy (mózg odebrał sygnał...), nie trzyma się linii w prowadzeniu akcji - skacze od historii do myśli.

Odniosłem wrażenie, że najlepsze fragmenty (a jest ich kilka), napisałeś bez kombinowania, szczerze. Te natomiast, które są pokraczne, stworzyłeś przez nadmierne, usilne chęci zrobienia czegoś "lepszego". Tekst nie podobał mi się - pomysł umyka, przytłoczony warstwami słabej narracji. Bohater jest mi obojętny.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”