1
Wysoki mężczyzna, najwyżej trzydziestoparoletni, przeszedł dostojnym krokiem z jednego końca sali do drugiego, gładząc przy tym krótko przystrzyżone wąsy. Mijając oskarżonego, opierającego głowę na podbródku, kątem oka lustrował swoją sylwetkę w pokaźnym, szerokim lustrze umieszczonym na bocznej ścianie w odległości mniej więcej trzech stóp od metalowej szafki, na której piętrzył się stos papierów. Mężczyzna zbliżył się do stołu dwoma długimi krokami. Usiadł i przeglądnął pobieżnie rozłożone akta podejrzanego, wynotowując przy tym istotne informacje, takie jak nazwiska poprzednich żon, interesujące adresy i nazwiska osób pod jakie podszywał się oskarżony. Nigdy nie wiadomo, kto mu pomagał. Wszystkie figurujące w dokumentach osoby przynajmniej w pewnym stopniu mogły okazać się wspólnikami.
Zamknął akta i odłożył je na koniec stolika.
— A więc ty jesteś Michał Koźmiński – zaczął pobieżnie. — Ten, który jeszcze do niedawna pozostawał nieuchwytny.
Oskarżony wyprostował się niezwykle ociężale wyłamując przy tym palce. Zawiesił spojrzenie tuż nad ramieniem funkcjonariusza, a potem spoglądając mu w oczy, powiedział:
— We własnej osobie.
Usta funkcjonariusza tylko na chwilę zastygły w wymuszonym uśmiechu.
— Przyjemność po mojej stronie – dodał oskarżony, wyciągając rękę.
— Głodny? – zapytał funkcjonariusz kompletnie ją ignorując. Sięgnął do kieszeni na piersi. Starannie wydobył jednego papierosa z pomiędzy innych gniotących się w pomiętej paczce, odpalił, i zaciągnął się bardzo mocno. Dym szczelnie wypełnił jego płuca, czemu towarzyszył niemiły odgłos kasłania. Kiedy przestał, przyglądnął się pytająco oskarżonemu.
— Chce mi się kurzyć.
— I pewnie liczysz na to, że cię poczęstuję moimi papierosami?
— Jasne. Przecież o to tu chodzi.
— Nie, nie o to. Sprawa dotyczy twojej roli w całej sprawie. Byłeś szefem?
— Może.
— Nie, nie byłeś. Wyglądasz mi na idiotę.
— Może. Dasz fajkę?
— Może – rzucił, odchylając domykającą się część paczuszki do tyłu.
Oskarżony oderwał końcówkę z filtrem. Nachylił się nad biurkiem chcąc odpalić papierosa, jednak funkcjonariusz umiejętnie chwycił go za kark i naciskając na czułe nerwy przytrzymał przez chwilę, pytając:
— Jaka była twoja rola?
— Nikła – odpowiedział oskarżony próbując się uwolnić, na co przesłuchujący zareagował wzmocnieniem uścisku. Oskarżony natychmiast przestał się szamotać. Wypluwając papierosa z ust, powiedział:
— Cholera, powiem ci co chcesz wiedzieć i spieprzam stąd.
Funkcjonariusz poluzował uścisk, a chwilę później puścił i skupił się na strzepywaniu długiego pasma popiołu.
Oskarżony osunął się na krzesło, rozmasowując obolałe miejsce.
— Nigdzie nie pójdziesz. Przynajmniej do wyjaśnienia sprawy.
— Ale ja nie mam z tym nic wspólnego, naprawdę!
— Właśnie to staram się udowodnić.
— Jak na razie niczego pan jeszcze nie ustalił.
— Dzieciaku, czy wiesz o co oskarży cię prokuratura, jeśli nie pomożesz mi ustalić faktów?
— O co? – spytał wskazując pytająco z zapalniczkę, którą od dłuższego czasu bawił się funkcjonariusz.
— Morderstwo. Umyślne i świadome.
Odpalił papierosa.
— Tak myślałem – odparł po chwili.
— I wcale cię to nie dziwi?
— Nie. Tam działy się dziwne rzeczy.
— Gdzie?
— W kinie. Wszystko zaczęło się kilka tygodni temu.
— Opowiedz mi o nich – poprosił funkcjonariusz, odpalając kolejnego papierosa.
— Chyba pan żartuje!?
Nastąpiła chwila ciszy, podczas której obaj spoglądali sobie w oczy.
— Powinienem się bronić – zreflektował się oskarżony. — Ale nie mam na to pomysłu.
— Czego? – zaśmiał się funkcjonariusz.
— Nie wiem, jak mam się bronić.
— Śmieszne – przesłuchujący pokręcił ze zdumienia głową. — Pracuję tutaj od siedmiu lat, a jeszcze żaden przesłuchiwany nie odezwał się w ten sposób. Udzielę ci wskazówki: rozsiądź się wygodnie i opowiedz całą historię, od deski do deski.
— Dobrze. To będzie długa opowieść. Czy mogę prosić o jeszcze jednego papierosa?
— Weź całą paczkę – odpowiedział funkcjonariusz przesuwając ją w kierunku oskarżonego.
2
Michał odchylił się znacznie w fotelu i sięgnął po dodatkowy plik biletów, przeznaczony na nocny seans „Jeźdźca nocy”. Cienkim scyzorykiem przeciął podłużnie spinający je kawałek mocno zaciśniętej, czerwonej gumy. Odłożył dwa czarno-niebieskie kuponiki na zroszoną ladę, po czym zabrał opłatę w postaci trzydziestu złotych. Rozciągnął się w fotelu wyłamując sobie palce.
To kino powoli schodzi na psy, pomyślał. Nowa produkcja, która w przeciągu kilku pierwszych tygodni od wprowadzenia miała stać się kinowym hitem, wcale nie cieszyła się nadmierną oglądalnością. Reklama na szeroką skalę zagwarantowała jej niebotyczną popularność – tysiące ulotek, drugie tyle internetowych prezentacji wyświetlających się przy odwiedzaniu znanych witryn.
Upił łyk kawy. Otworzył książkę na zaznaczonej stronie i oddał się lekturze.
Tego wieczoru już nikt więcej nie poprosił o bilet na „Jeźdźca nocy”.
3
Tomek Kopczyński rzucił ciążącą mu marynarkę na sąsiedni fotel. Na ekranie pojawiały się reklamy ułożone jakby podług pewnego schematu – pierwsza trwała zaledwie kilka sekund, a każda następna drugie tyle w stosunku do poprzedniczki.Był sam. Wszystkie inne miejsca pozostawały puste.
Uśmiechnął się do siebie w chwili, gdy na ekran wystąpiła najbardziej zabawna scena „Jeźdźca nocy” – zapładnianie konia. Z tego zbliżenia zwierząt miał narodzić się Piorun – jedyny przyjaciel Jeźdźca. Być może scena nie była najbardziej efektywna nie mówiąc o jej pospolitości i odrazie jaką budziła, jednak w tym momencie to było mało znaczące.
Jeździec Nocy obserwował egzekucję miejscowych senioritas, posądzonych o uprawianie magii. Piorun kichnął kilkakrotnie. Jeździec przeczesał jego postrzępioną grzywę podając mu kilkucalowy kawałek chleba. Koń oblizał jego dłoń. A potem znowu kichnął. W tym samym momencie trzy starzejące się senioritas zawisły nad kłębami kuzu wzbitymi przez drewniane podstawki, odciągnięte przez egzekutorów.
Nagle w jego policzek uderzył mocny podmuch wiatru odrzucając go kilka metrów w bok. Tomek czuł, jak prawe oko zachodzi krwią, która chwilę później spływała wąskimi strumykami po policzku. Otarł ją wierzchem dłoni – przestała płynąć, ale tylko na moment. Zwilżył językiem usta, czując jej metaliczny smak. Podciągnął się, a nie za żadne skarby nie mógł utrzymać równowagi.
Tym razem nie upadł. Podtrzymała go niewidzialna noga, po której zsunął się w na wykładzinę skąpaną we krwi.
(…)