Rozzennides, zwany potocznie Rozenem, był istotą niezwykle wrażliwą i wyposażoną w pokaźny bagaż bujnej wyobraźni. Nosił go ze sobą wszędzie, jak żółw swoją skorupę. Ten niezwykły podarunek od losu czynił go na ogół szczęśliwcem, ale zdarzyło się i tak, że potrafił przysporzyć mu kłopotów. Rozen miał zdolność całkowitego zatapiania się w swoich myślach i nie raz żyjąc w swej wyobraźni nie mógł odnaleźć drogi powrotnej do świata realnego. Zdarzało się i tak, że wydarzenia obu tych rzeczywistości zlewały się ze sobą tak, że nie sposób ich było rozdzielić. W związku z tym Rozen czuł się całkiem dobrze, ale całe jego otoczenie traktowało go raczej jak dziwaka, który na pytanie „kupiłeś mleko?”, odpowie: „pan Kums już dawno miał do niej zadzwonić, ale panicznie bał się podejść do słuchawki”.
Pan Kums był pisarzem i to prawdopodobnie z tego właśnie powodu, zaczęły się jego kłopoty małżeńskie. Wiecznie był zajęty, wenę twórczą miał zawsze i nic oprócz rodziny Katelsonów, których losy spisywał od blisko dziesięciu lat, nie miało dla niego znaczenia. W tym czasie zdążył się ożenić, urodził mu się syn, córka i jeszcze raz syn, a na półce pojawiały się coraz to nowe tytuły, począwszy od „Katelsonowie - narodziny” do najnowszego „Młody Katelson i Towarzystwo Czerwonej Róży” .
Któregoś dnia okazało się, że siedzi w domu zupełnie sam, a żona i trójka dzieci wraz z wyposażeniem domu zniknęli bez śladu. Sytuacja ta bardzo mu się nie podobała, szczególnie dlatego, że nie był w stanie jej zaradzić. Przyzwyczajony do decydowania o każdym kroku, każdej myśli swych bohaterów, nagle stwierdził, że na zachowanie swojej własnej rodziny zupełnie nie ma wpływu. A przynajmniej, jak dotąd nie chciał go mieć. Znajomi, z którymi spotkał się po owym wydarzeniu, ze zdziwieniem pytali, „Jak to się stało?”, „Byliście z Oną tacy szczęśliwi” lub „Nic nie mówiłeś, że masz kłopoty”
I rzeczywiście, Kums nic nikomu nie mówił, gdyż sam do ostatniej chwili nie zdawał sobie sprawy, że ma jakiekolwiek problemy. Teraz siedząc przed telewizorem w ogarniętym ciemnością mieszkaniu, po raz pierwszy od wielu lat, opuszczony nie tylko przez żonę ale i przez wenę, zrozumiał, że jednak może czegoś nie zauważył. Co więcej, to co się stało, stało się najprawdopodobniej przez niego, bo o ile, Katelsonów znał doskonale, to o swojej własnej rodzinie, nie wiedział prawie nic. „Maja, Kris i... Seldom” powtarzał w myślach imiona swych dzieci. „Zaraz... nie, nie, nie... Seldom to kumpel najmłodszego Katelsona! A mój najmłodszy syn to...” – tutaj uderzył się ręką w głowę.
- To Brian! – krzyknął, a jego głos odbił się echem w pustym pomieszczeniu.
Zaczął bezmyślnie przełączać programy w telewizji, chcąc nie myśleć, o tym, że zapomniał. Jakaś kobieta ze szklanego ekranu, uśmiechając się do niego, usilnie przekonywała, że zakup wielofunkcyjnego pędzla jest niezbędny i rozwiąże wszystkie jego problemy. Wyłączył telewizor. „Nie, pędzel za 125 dolarów tutaj nie pomoże” pomyślał. Przez chwilę był prawie pewien, że Ona z dziećmi jest u swojej matki. Bo niby gdzie indziej mogłaby się podziać? No właśnie. Nie wiedział, jego głowa przypominała w tej chwili mieszkanie. Jedna wielka pustka. Zatopił ręce w bujnych lokach i nie wiedzieć czemu pomyślał o Seldomie. Zostawił go wraz z młodym Katelsonem na spotkaniu miłośników sztuki.
Wykład dotyczył życia i twórczości Salvadora Dali. Po jego wysłuchaniu młody Katelson i Seldom udali się na wystawę dzieł tegoż malarza.
- Też bym chciał odnaleźć taką muzę jaką była dla niego Gala – powiedział Sel rozglądając się dookoła.
- Tak... – zgodził się Młody – jest motywem przewijającym się przez wszystkie jego pracę, ale popatrz tu – wskazał ręką na „Płonącą żyrafę”.
- Ona wiedziała...
„Nie, no zupełnie bez sensu!”- pomyślał Kums. „Cóż ta żyrafa mogła niby wiedzieć, skoro nawet ja nie wiem”. Pan Kums rzeczywiście nie wiedział. Nie wiedział, ani co dalej z Katelsonem i Seldomem, ani co gorsza co będzie z nim samym. Chciał zadzwonić, ale się bał. Cóż powie Oni? Obieca, że przestanie pisać? Zdawał sobie przecież sprawę z tego, że nie zdoła spełnić tej obietnicy. Kocha Oną, Maję, Krisa i Briana, ale to pisanie jest całym jego życiem. Zagubił się i nie wiedział co dalej.
Jednakże Rozen był pewien, że czuwa nad sytuacją. Znał dobrze Kumsa i wiedział co myśli, co zrobi i nawet jak się to wszystko zakończy. Ta wiedza napawała go radością. Tylko on ją posiadał. Decydował nie tylko o samym sobie, ale nawet o każdym kolejnym ruchu żyrafy. Spojrzał przez okno i ku swojemu zdumieniu, zobaczył ową żyrafę, zaglądającą wprost do jego własnego pokoju, przez jego własne okno. Dotykała nosem szyby! Wydała mu się równie zdziwiona, jak on. Przetarł oczy lecz żyrafa nie zniknęła. „Spokojnie, panuje nad sytuacją”- pomyślał. Już nieraz myliła mu się fikcja z faktami.
Rozen bardzo się mylił myśląc, że nad wszystkim panuje. Nie od niego bowiem zależały zarówno dalsze losy Kumsa, jak i jego własne. „To bardzo dziwne” pomyślała żyrafa widząc na własne oczy Rozena, postać którą ona sama stworzyła. Miała wielką ochotę przetrzeć oczy, ale z wiadomych przyczyn nie mogła tego zrobić, toteż tylko zamrugała nimi kilkakrotnie. Przez chwilę nawet pomyślała, że może to wcale nie ona jest twórcą tego wszystkiego. Myśl ta przeraziła ją do tego stopnia, że postanowiła coś sprawdzić. Udała się więc na najbliższą wystawę prac XX wiecznych artystów i pośpiesznie odszukała pewien obraz. Odczytała napis na tabliczce:
Autor: Salvador Dali
Tytuł: Płonąca żyrafa
- Co?! – krzyknęła tak głośno, że wszyscy zerknęli z oburzeniem w jej kierunku, uciszając ją wzrokiem. Poważnie skinęła głową, na znak, że to się już nie powtórzy, zamrugała oczami i raz jeszcze spojrzała na tabliczkę:
Autor: Płonąca żyrafa
Tytuł: Salvador Dali
Odetchnęła z ulgą, po czym przekonana o swojej racji, z głową na właściwym jej miejscu czyli wysoko w górze, opuściła wystawę.
2
Pomysł: 4-
Co mogę powiedzieć. Dziwne przez swoją zaskakującość, zaskakujące przez swą dziwność. Nie bardzo wiem co chciałeś osiągnąć.
Styl: 4
Całkiem w porządku. Nic raczej nie zgrzytało, ale miałem z początku problem z odnalezieniem się w tym wszystkim. Jeśli taki był zamiar to Ci się udało.
Schematyczność: 4+
Tego jeszcze nie było, z przynajmniej ja czegoś takiego nie widziałem.
Błędy: 4-
Głównie są to błędy interpunkcyjne. Poza tym raczej czysto.
Ogólnie: 4
Tekst jest tak pokręcony, że aż mi się podoba.
Jestem na TAK.
Co mogę powiedzieć. Dziwne przez swoją zaskakującość, zaskakujące przez swą dziwność. Nie bardzo wiem co chciałeś osiągnąć.
Styl: 4
Całkiem w porządku. Nic raczej nie zgrzytało, ale miałem z początku problem z odnalezieniem się w tym wszystkim. Jeśli taki był zamiar to Ci się udało.
Schematyczność: 4+
Tego jeszcze nie było, z przynajmniej ja czegoś takiego nie widziałem.
Błędy: 4-
Głównie są to błędy interpunkcyjne. Poza tym raczej czysto.
Ogólnie: 4
Tekst jest tak pokręcony, że aż mi się podoba.
Jestem na TAK.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
4
Tak też sądziłem.
A wszyscy na raz możemy być jedynie brudem pod paznokciem jakiegoś olbrzyma. hehe.
Ps. Wybacz tą pomyłkę. Raskolnikow do końca życia będzie mi się kojażył z facetem, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek
.
A wszyscy na raz możemy być jedynie brudem pod paznokciem jakiegoś olbrzyma. hehe.
Ps. Wybacz tą pomyłkę. Raskolnikow do końca życia będzie mi się kojażył z facetem, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek

"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
5
gott-foo pisze:ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek.
bardzo miło z Twojej strony

A wszyscy na raz możemy być jedynie brudem pod paznokciem jakiegoś olbrzyma
być może, aczkolwiek ten olbrzym może być jedynie pojedyńczym epizodem koszmaru sennego kogoś, kto przelewając na papier senną historię przywróci go do życia i tym razem zapanuje nad nim, i nad nami przy okazji też :wink:
"You have to be someone"
Robert Nesta Marley
Robert Nesta Marley
8
Pomysł: 5
Wprost uwielbiam wszelką dziwność, absurdalność. Naprawdę świetne.
Styl: 4
Miejscami jakoś ciężkawo mi się czytało ale ogólnie jest dobrze.
Schematyczność: 4+
że niby co? Schematyczność? Tutaj? Bzdura.
Błędy: 4
Tak jak Pan Foo napisał - interpunkcja. Np.:
Ocena ogólna: 4+
Poprostu brawo za pomysł. Brawo. I jeszcze raz brawo.
Jestem na duże tak.
PS. "Mroczna Wieża" Kinga - P-O-L-E-C-A-M. Wiele czytałem w życiu książek, lepszych i gorszych, mądrzejszych i głupszych, głębszych i płytszych ale Dark Tower jest poprostu bezkonkurencyjnie najlepszą historią jaką w życiu przeczytałem. Jest też jedynym dziełem, które parę razy doprowadziło mnie do łez (mówię tu o ostatnim tomie), chociaż nie płaczę praktycznie nigdy. Dlatego lepiej dołącz czym prędzej do Rolanda i jego ka-tet i dojdź razem z nimi na szczyt Mrocznej Wieży. Na szczyt wszystkiego i niczego...
Ups, trochę się rozpisałem ale inaczej nie umiałem.
Pozdrawiam.
Wprost uwielbiam wszelką dziwność, absurdalność. Naprawdę świetne.
Styl: 4
Miejscami jakoś ciężkawo mi się czytało ale ogólnie jest dobrze.
Schematyczność: 4+
że niby co? Schematyczność? Tutaj? Bzdura.
Błędy: 4
Tak jak Pan Foo napisał - interpunkcja. Np.:
Rozzennides, zwany potocznie Rozenem, był istotą niezwykle wrażliwą i wyposażoną w pokaźny bagaż bujnej wyobraźni. Nosił go ze sobą wszędzie, jak żółw swoją skorupę.
Pan Kums był pisarzem i to prawdopodobnie z tego właśnie powodu, zaczęły się jego kłopoty małżeńskie.
Ocena ogólna: 4+
Poprostu brawo za pomysł. Brawo. I jeszcze raz brawo.

Jestem na duże tak.
PS. "Mroczna Wieża" Kinga - P-O-L-E-C-A-M. Wiele czytałem w życiu książek, lepszych i gorszych, mądrzejszych i głupszych, głębszych i płytszych ale Dark Tower jest poprostu bezkonkurencyjnie najlepszą historią jaką w życiu przeczytałem. Jest też jedynym dziełem, które parę razy doprowadziło mnie do łez (mówię tu o ostatnim tomie), chociaż nie płaczę praktycznie nigdy. Dlatego lepiej dołącz czym prędzej do Rolanda i jego ka-tet i dojdź razem z nimi na szczyt Mrocznej Wieży. Na szczyt wszystkiego i niczego...
Ups, trochę się rozpisałem ale inaczej nie umiałem.

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"