Rzeczywistość

1
Rzeczywistość

  Filip otworzył oczy. Leżał w łóżku, nie śpiąc od dłuższego czasu i zastanawiając się, co robił przez ostatnie dni. W jego pamięci była dziura – czarna, wielka i pochłaniająca obrazy z życia. Odetchnął głęboko, próbując zebrać myśli. Może to od wczorajszej imprezy, alkoholu i narkotyków? Balował, pił i używał, aż w końcu mózg się zresetował. Zupełnie, jakby ktoś wszedł do katalogu „pamięć” i wykasował znajdujące się w środku pliki. Szkoda, że nie pamiętał nawet imprezy. Usiadł i spojrzał na pomieszczenie.
   Pokój był ogromny. Mieścił się w nim cały dom: kuchnia, łazienka, sypialnia, salon i garaż. Nie było ścian ani widocznych odgrodzeń. Jedna, wielka prowizorka. Ten, kto projektował mieszkanie albo miał bujną wyobraźnie, albo zupełny jej brak. Możliwe też, że właściciel nie mając pieniędzy, poszedł na łatwiznę. Kibel stał koło lodówki, łóżko obok samochodu, biurko z komputerem przed wanną, a kominek obok zlewu. Dom zaprojektowany dziecięcą wyobraźnią. Spojrzał na łóżko; na rozwalone ubrania, pogniecioną poduszkę i zwiniętą kołdrę, pod którą leżał nie tylko on. Wybrzuszony materiał świadczył o drugim śpiącym.
- Boże, jeśli to facet, to zwymiotuje – szepnął.
   Delikatnie ściągnął kołdrę, starając się nie obudzić „obcego”. Jego oczom najpierw ukazała się dziewczęca twarz zatopiona w rudych, kręconych włosach, następnie biała szyja, później piersi z małymi sutkami, pępek.
- Przestań! – krzyknęła. – Nie śpię już.
- Przepraszam. – Puścił kołdrę i odwrócił wzrok, ukrywając czerwone policzki.
   Dziewczyna usiadła i założyła koszulę leżącą na łóżku. Rozejrzała się po pomieszczeniu i przecząco pokiwała głową. Filip ukradkiem zerknął na nią i zobaczył smutek na twarzy. Ukrył się w jej oczach, wargach i zmarszczkach.
- Ale tu burdel – skwitowała.
- Paulina, ja… – urwał, przypominając sobie wczorajszy dzień. Zapomniane obrazy i sceny wróciły do niego. Pliki z pamięcią wgrały się na dysk mózgu. Odczekał chwilę, oddychając głośno. Przełknął ciężko kamień goryczy i wstydu, który zaległ w gardle. – Przepraszam za wczoraj.
   Kobieta spojrzała w jego oczy i uśmiechnęła się lekko.
- Nie ma sprawy. W sumie to nic wielkiego. Tylko trochę bolało, a najgorzej było z tym. – Wyciągnęła spod kołdry wielki, plastikowy wibrator i pomachała nim przed twarzą. – Ten jest pochwowy, a ty wkładałeś go do innej dziurki. W dodatku wolę lateks – dodała, odwracając wzrok.
   Filip nie wiedział, co powiedzieć. Wstał z łóżka i nagi poszedł w stronę lodówki. Nie był głodny. Nogi same zaprowadziły go w tamto miejsce. Jedyne czego chciał, to podejść do Pauliny i przytulić ją. Niestety, wiedział jak się kończą zbliżenia.
   Dziewczyna wstała i ubrała spodnie walające się na ziemi. Poprawiła włosy, wiążąc je w kucyk i podeszła do kominka.
- Mam już tego dosyć! – powiedziała, odkładając wibrator na gzyms.
- Nie denerwuj się tak. Niektórych rzeczy nie przeskoczysz.
- Chce mi się siku – ściszyła głos, jakby wyjawiała tajemnicę.
    Filip spojrzał na Paulinę, która schyliła się i rozpaliła ogień. Wiedział dlaczego to robi. Za chwilę będzie jej zimno i nieprzyjemnie, a wstyd wybuchnie jak płomień w kominku. Przynajmniej się ogrzeje. Pragnął jakoś jej pomóc i ulżyć w życiu. Jednak wiedział, że jedyne, co może teraz zrobić to otworzyć lodówkę i przygotować posiłek. Takie było jego zadanie.
   Paulina w kuckach sikała na podłogę. Wzrok spuściła na dół, oglądając pojawiającą się kałużę moczu. Filip nie widział jej policzków, zasłoniętych przez niesforne włosy, ale wiedział, że były czerwone.
- Myślisz, że oni wiedzą, że sprawiają nam ból? – zapytała, wstając z ziemi.
- Jacy oni? – zdziwił się, przełykając kolejne porcje jedzenia.
   Wyjmował z lodówki kolejne dania i wpychał je sobie do buzi. Nie był głodny, ale ręce same sięgały po mięsa i sery, usta otwierały się bez pozwolenia, a pełny żołądek chciwie przyjmował kolejne porcje.
- No, o n i – Paulina zaakcentowała ostatnie słowo i spojrzała do góry.
- Bogowie – stwierdził, zobaczywszy utkwiony w sufit wzrok dziewczyny.
- Kontrolują nas. Wiedzą, co nas czeka. Jesteśmy, jak… jak muchy w pajęczynie. Gdy tylko chcemy się ruszyć, oni już wiedzą, którą częścią ciała zrobimy pierwszy krok. Rozumiesz mnie?
   Filip padł na podłogę. Nie mógł oddychać ani mówić. Był cholernie zmęczony. Z trudem podniósł się do klęczek i spojrzał załzawionymi oczami na Paulinę. Chciał coś powiedzieć, lecz jego słowa stłumił skurcz przełyku.
   Wymiotował długo.
- Bawią się nami. – Wytarł usta dłonią. – Nic nie możemy na to poradzić. Powinniśmy przywyknąć. Przecież czasami nie jest aż tak źle, prawda?
- Chciałabym ich zobaczyć – stwierdziła.
- Zobaczysz, jak świnia niebo.
   Filip wstał z podłogi i poszedł w stronę fotela ustawionego przed kominkiem. Zwalił się ciężko na miękką skórę siedzenia i przywołał gestem dziewczynę. Po chwili Paulina siedziała na podłodze, opierając się o jego nogi. Milcząc, wpatrywali się w ogień, który lizał drewno jak szatan grzeszną ofiarę.
- Czy w tych czasach, w których myślą za nas maszyny, my ludzie, musimy zastępować miejsce bezmózgich puszek? – zapytała Paulina.
- To nie do końca tak. Wcale nie zamieniliśmy się miejscami. Po prostu wyręczamy się nimi. A czasami… a czasami zapominamy, że to one mają nam służyć. Tak samo, jak zapominamy, kim jesteśmy i co robiliśmy wczoraj. – Przerwał by złapać oddech. – Właściwie, to nie pamiętam, co było wcześniej – przyznał ze wstydem.
- Może dlatego, że jesteś tu od wczoraj?
- Ale… jak to?
- Cii... – Przerwała. - Myślisz, że nas słyszą? – zapytała cicho.
   Jej myśli były gdzieś daleko. Beznamiętnym wzorkiem wpatrywała się w tańczący ogień, a dłonią lekko gładziła palce u nóg Filipa. Przypomniał jej się kot, którego kiedyś miała. Miał miękką sierść i lubiła go głaskać. A może to nie był jej kot, tylko sąsiadki? Albo widziała go w telewizji?
- Nie słyszą. Gdyby słyszeli to by reagowali. Są głusi jak dupa i robią wszystko po swojemu. Myślą, że tak będzie fajnie i dobrze, nie licząc się z tym czego my chcemy. Zresztą, o czym my rozmawiamy? Nie wierzę w nich!
- Tak. Ja też – dodała sucho.
   Znowu zapadła cisza. Słychać było tylko trzask drewna w kominku i skrzypienie wolno zamykającej się lodówki. Nagle Filip otworzył szeroko oczy. Przez chwilę wyglądał jakby się czegoś przestraszył, lecz uśmiechnął się. Szybko zsiadł z fotela i klęknął obok Pauliny. Przytulił ją mocno i pocałował w czoło. Cieszył się, że wygrał i zrobił coś wbrew ich woli. Znów chciał ją pocałować, tym razem w usta, ale zatrzymał się. Jego dłonie zacisnęły się mocno na ramionach dziewczyny, a twarz pobladła ze strachu.
- Już dobrze – próbowała uspokoić Paulina, jednak głos jej się załamał. – Tym razem tylko pamiętaj o lateksie.

***

- No, w końcu wstali! – krzyknął Mateusz, wpatrując się w monitor komputera.
- Dobra. Jej każ rozpalić w kominku, a on niech zje śniadanie – powiedział Dominik.
- Czemu zawsze chcesz robić coś, czego nie potrzebują?
- No jak to dlaczego? Bo tak jest śmieszniej.
   Chłopcy nachylili się do monitora, a jeden przycisnął kilka guzików na klawiaturze.
- Patrz! Zsikała się! – zauważył Dominik i wybuchnął śmiechem.
   W jego ślady poszedł drugi chłopak. Śmiali się do łez, co chwila wskazując na monitor. Pikselowe ludziki bez entuzjazmu poruszały się na ekranie. Kiedy druga postać w grze zwymiotowała, chłopcy nie wytrzymali – upadli na podłogę, a przez ich ciała przechodziły kolejne fale śmiechu. Krztusząc się i waląc pięściami w parkiet mówili o następnych planach w rozgrywce
- Dobra. Teraz każemy im robić to, co wczoraj. Niech się zabawią – powiedział Dominik, a jego oczy zalśniły z podniecenia.
- Okej. Tylko zastanawiam się, czemu oni są tacy smutni? Przecież mają najfajniej na świecie.
- Nie wiem. Ale jak umrą to sobie nowych zrobimy
   Chłopcy wstali i usiedli na krzesłach przed komputerem. Znów kliknęli parę guzików na klawiaturze i spojrzeli na monitor, czekając na efekt działań.
- Dominik, Mateusz! Idę zobaczyć czy pokój jest posprzątany! – usłyszeli głos matki, przerywający zabawę.
   Chłopcy spojrzeli po pokoju i rozwalonych wokół rzeczach, a następnie przenieśli spojrzenia na siebie.
- Dobra. Wyłączaj! I szybko sprzątamy, bo przez następny miesiąc z grania nici! – przestraszył się Dominik.
- Bez sejwowania?
- Bez! Nowych sobie zrobisz. Szybko no!
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

2
Z początku myślałam, że to będzie jakiś moralizatorski kawałek. Podoba mi się element zaskoczenia. Podoba mi się, bo przypomina takie schizy z dzieciństwa - co prawda na innym tle - bo myślę tu o zabawkach, ale na jedno wychodzi. Dobre. I mimo iż chodzi o wyimaginwane postacie, jakoś kawałek do mnie trafił. Jestem na tak.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

4
Interesująca miniaturka.

Koncept prosty, ciekawy i dobrze zrealizowany. Szczególnie dobry opis domu (działa na wyobraźnię) i Paulina sikająca na podłogę (pokazuje psychiki dzieciaków). Poza tym odpowiedni tytuł, który dodaje trochę melancholii. Drobna uwaga odnośnie końca:
- Okej. Tylko zastanawiam się, czemu oni są tacy smutni? Przecież mają najfajniej na świecie.
- Nie wiem. Ale jak umrą to sobie nowych zrobimy
Ten tekst o umieraniu wydaje mi się niepotrzebny i nienaturalny. Nie tworzy to żadnego klimatu, poza tym podobną myśl dostajemy w wymianie zdań kończącej tekst (która - swoją drogą - jest bardzo dobra i idealnie zamyka historię). (+ przy okazji brak kropki po zrobimy ;) )

Podsumowując - naprawdę solidna praca.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

5
Ekhm, mogłeś napisać, że to tylko dla dorosłych :D

Ogólnie, koncept dość odważny - poprowadziłeś w taki ciekawy sposób rozterki bohaterów gry a i epilog, który dodałeś rzuca bardzo ładne światło na całokształt tego, co przeczytałem. Zabieg ten jest o tyle udany, że pozwala zrozumieć i daje taką małą chwilę wytchnienia. Nie sprawiasz zawodu tym tekstem i konkluzją. Podoba mi się. Natomiast, co mi się nie podoba, to nadużycie imiesłowu współczesnego (idąc, będąc, opierając się) tekst staje się w pewnym sensie zbyt bierny - i, o ile dla suspensu, który budujesz jest to całkiem na miejscu, o tyle w kontekście całości jakoś tak bode w oczy...

Ale tak, tak sobie patrzę jak piszesz i widzę, że styl miarowo, powoli ci się kształtuje, za to pomysłu idą w górę jak burza. To bardzo dobry znak i mam nadzieję, że utrzymasz te tempo!
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron