Na wyspie Thernii podejście drugie

1
Wrzucam jeszcze raz, poprawione i powiększone. No i przywitałem się :) Przepraszam, że wtedy tego nie zrobiłem. Zależy mi na obiektywnej opinii. Jeszcze raz napiszę, że dopiero zaczynam swoją przygodę z pisaniem, a to jest moje trzecie opowiadanie.

Na wyspie Therenii odbywały się kwalifikację do Wielkiego Turnieju Coenhana, nazwanego tak na cześć potężnego wojownika o tym imieniu.

Arena znajdowała się w środku miasta, a na jego obrzeżach stał wielki zamek w którym przebywał król Renad III ze swoją służbą. Zamek Renada stał na wzgórzu, które pokryte było bujno-zieloną trawą. Siedziba króla zbudowana została z czerwonej cegły, a jej ściany były bardzo grube. Do zamku prowadził potężny, drewniany most, na którego końcu stały ogromne drzwi z metalowymi zdobieniami strzeżone przez strażników. Na dwóch szczytach zamku stały bardzo wysokie wieże z łucznikami. Z wieży padał widok na całe miasto i jej obrzeża. Wokół areny stały średniowieczne domostwa, zbudowane z cegieł do których światło dzienne wpadało tylko przez drzwi. Mieszczaństwo zawszę stało przed domami rozmawiając ze sobą – chyba, że pracowali - a w domach siedzieli tylko wtedy gdy jedli, albo spali. Na zewnątrz można było usłyszeć szepty, wrzaski czy brzdęk obijających się monet w mieszku. Lecz nie dziś, dziś wszyscy byli na arenie czekając na walki wojowników, którzy starali się o zakwalifikowanie do turnieju.
Arena przypominała rzymskie Koloseum. Dookoła stało dziesięć pięter kamiennych ław na których siedzieli gapie, a w środku znajdowało się pole bitwy na którym mieli walczyli wojownicy. Podziemny tunel przypominający ciemne lochy oddzielał pole od miasta. W piasku na arenie było widać ludzkie szczątki i kawałki broni. Chociaż na trybunach siedzieli już gapie, to wojowników jeszcze nie było, ale lada moment mieli się zjawić.

W sali przygotowawczej dla wojowników stało dwóch strażników odzianych w stalowe, srebrne zbroje z herbem Therenii na piersi, które wyglądało jak wijący się wąż wokół miecza wbitego z skałę, za to na ich plecach spoczywały miecze z złotą rękojeścią wysadzaną rubinami. W pomieszczeniu były tylko poustawiane pod ścianą ławy służące do odpoczynku.
- I kiedy oni przyjdą, hę? – powiedział jeden ze strażników.
- Nie mam pojęcia – odparł drugi. Poczym wyjął z za pazuchy małą piersiówkę ze spirytusem, otworzył ją i gdy już miał przystawić do ust usłyszał w oddali kroki i szepty. Spojrzał szybko na drzwi i schował trunek. Drzwi się otworzyły, a do sali weszło trzech mężczyzn.
- No i jesteśmy na miejscu – powiedział najzamożniej ubrany z nich. – Jestem przewodnikiem i oprowadzam wojowników na kwalifikacjach – mówiąc to patrzył na dwóch wojowników, jeden z nich był wysokim, dobrze zbudowanym brązowookim mężczyzną koło trzydziestki. Miał czarne, krótko strzyżone włosy, smukłą, męską twarz o poważnym wyglądzie i do tego bliznę na prawym policzku wielkości palca, która dodawała mu męskiego wyglądu. Męska twarz i blizna powodowały, że wyglądał na osobą z którą lepiej nie zadzierać. Ubrany był w poprzecieraną, skórzaną zbroję, która była brązowa. Drugi był podobnej postury, jednak miał białe włosy, a oczy niebieskie. Twarz bardzo gładką i przyjemną. Odziany w starą czerwono-żółtą szatę, która ciągnęła się po ziemi stał spokojnie słuchając mówcy.
- Tak więc – ciągnął dalej przewodnik. – Zaraz wejdziecie na arenę i będziecie walczyć na śmierć i życie, ten który wygra zakwalifikuje się do Wielkiego Turnieju Coenhana. Wy jesteście pierwszą parą, która będzie dziś walczyć – poczym wyciągnął z wewnętrznej kieszeni eleganckiej koszuli dwa kawałki pergaminu i pióro. – Musicie tylko jeszcze to podpisać i będziecie mogli się przygotować.
- Co to jest? – powiedział niebieskooki.
- Zgoda – powiedział jego przeciwnik.
- Jaka zgoda?
- Wyrażamy zgodę na walkę ze świadomością, że jeden z nas umrze.
Przewodnik wyjął pióro i podał wojownikowi z blizną, który wziął je i podpisał zgodę. Podał pióro swojemu przeciwnikowi, który lekko wahając się uczynił to samo.
- Tak więc macie godzinę na przygotowanie się, a potem wychodzicie na arenę – powiedział bogato odziany mężczyzna, który zmierzał w kierunku wyjścia. – A, zapomniał bym – zatrzymał się przy drzwiach. – Zaraz Gedik przyniesie wam zbroje i broń.
Poczym spojrzał się jeszcze raz na wojowników i wyszedł.

Do Sali wszedł krasnolud a zanim dwóch pachołków trzymających zbroje i miecze.
- Witajcie, jestem Gedik, pracuje jako kowal i zbrojmistrz, dostałem zlecenie na wykonanie oręża i zbroi na turniej. Oto wasze wyposażenie – spojrzał na pachołków, którzy podeszli do wojów i wręczyli im po zbroi i mieczu.
- Mam nadzieję, że sprzęt jest dobry – powiedział z dumą krasnolud.
Minęła godzina. Do Sali wszedł przewodnik i drugi bardziej zamożny mości pan.
- Gotowi? – spytał przewodnik.
Wojownicy chodź byli już gotowi nic nie powiedzieli, spojrzeli tylko w kierunku drzwi prowadzących na pole walki.
- Jam jest Grelyt – wyrwała się człowiek, który przybył z przewodnikiem. – Jestem organizatorem kwalifikacji. Chodźcie za mną.
Poczym wyszli na arenę. Grelyt potknął się o kość pogrzebaną w piasku i z obrzydzeniem wszedł na plac.
- Witam! – krzyknął organizator, a wszyscy ci którzy rozmawiali, uciszyli się i spojrzeli w stronę mówcy. – Dziś rozpoczynają się kwalifikację do Wielkiego Turnieju Coenhana.
Pierwszą parą są: Ignes rycerz z południowych gór Bereea i Devilo mag z klasztoru Relitów położonego na północ od stolicy. Czy wojownicy są gotowi? – wtem rozległ się wiwat widzów, którzy już nie mogli doczekać się walki. – Tak więc zaczynamy, proszę ustać na środku areny – Grelyt schował się do środka, a z trybun słychać było głos który mówił: „Strat!”.
Ignes nerwowo rozejrzał się wokół siebie, szybko zdjął z pleców miecz i przybrał pozycję bojową, wiedział, że jeśli szybko nie przejdzie do ataku to zginie. Devilo nic nie zrobił.
Zawodnicy krążyli chwilę wokół siebie, gdy naglę mag złożył dłonie tak jak do modlitwy i krzyknął coś w niezrozumiałym języku. Wtem zaczął promieniować żółtą poświatą, a energia która się z niego wydobywała była tak potężna, że ziemia zaczęła się trząść pod nogami.
Rycerz wiedząc, że ta energie za dobrze nie wróży uniósł miecz nad głowę, ostrzem wycelował w przeciwnika i rozbiegł się w jego kierunku. Gdy już miał nadziać czarownika na ostrze ten wyzwolił z siebie zgromadzoną energie, która eksplodowała odrzucając Ignesa kilka metrów dalej. Rycerz leżał nieruchomo na brzuchu, a spod niego wypływała krew. Niebieskooki stanął na baczność i pokłonił się przed ciałem przeciwnika. Widownia zaczęła wiwatować, krzycząc przy tym: „Następni!”. Czarodziej obrócił się na pięcie i ruszył dziarsko do drzwi.
- Stój. Jeszcze nie… nie skończyliśmy – wymamrotała leżąca postać.
Zdziwiony mag odwrócił się. Widzowie zamarli. Czarnowłosy podniósł się z trudem i ustał na nogach podpierając się mieczem.
- Jesteś niezdolny do walki – powiedział mag.
- Jeszcze cię po… pokonam – odparł Ignes.
- Nie lubię walczyć z wykończonymi – Devilo uniósł ręce nad głowę, zebrał w nie niebieską energię i rzucił w rycerza. – Teraz będziemy mogli walczyć.
Mieszkaniec gór Bereea naglę zyskał siłę, podniósł miecz przed siebie niedowierzając, że jest pełen sił, podskoczył. Widzowie byli bardzo zaskoczeni.
- Ale czemu to zrobiłeś? – zapytał ciemnowłosy.
- Po prostu walczę honorowo. Ale koniec tego gadania. Walcz!
Ignes podbiegł do maga i zamachnął się mieczem, który zbliżał się w stronę szyi czarodzieja, a ten w ostatnim momencie zrobił unik. Rycerz szybko odskoczył i wiedział, że musi jak najszybciej użyć swojej tajnej broni. Ścisnął mocno miecz, który uniósł przed siebie, skupił się i uderzył maga tak szybko, że nikt nawet nie zauważył. Mag raniony w ramię stracił równowagę, co jego wróg szybko wykorzystał dźgając go w brzuch. Raniony Devilo padł na ziemie jak łańcuch, a widownia znów zaczęła swój wiwat i krzyki, które brzmiały: „Wykończ go!”. Ciemnowłosy spojrzał na przeciwnika, podniósł miecz wysoko nad głowę i zamachnął się w stronę maga…

2
!!!! Wypisałem całą litanię błędów i przypadkiem skasowałem wszystko!@!#@!@#!#@

Walnę w skrócie to, co mnie najbardziej raziło, bo drugi raz nie podołam.

1. Knocisz dialogi. Poczytaj: http://www.weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=992 zastanów się i popraw.

2. Arena przypominała rzymskie Koloseum. Nigdy, ale to przenigdy nie stosuj opisów na zasadzie porównań ze światem rzeczywistim. Wyjątki stanowią ironia, sarkam i bluzganie, ale na tym etapie jeszcze nie jesteś. Dla twojego dobra będzie lepiej, jak opiszesz koloseum własnymi słowami.

3. Dużo bełkotu w wielu miejscach. Np.:

Mieszczaństwo zawszę stało przed domami rozmawiając ze sobą – chyba, że pracowali - a w domach siedzieli tylko wtedy gdy jedli, albo spali

Po pierwsze mieszczaństwo nie pracowali, tylko pracowało. Po drugie mieszczaństwo nie może rozmawiać ze sobą, bo to słowo odnosi się do kolektywu, klasy, już nawet nie grupy. Zamień mieszczaństwo na mieszczan i będzie git. Na dodatek to dziwne wtrącenie "chyba, że pracowali" jest zupełnie niepotrzebne. Wywal te myślniki.

W sali przygotowawczej dla wojowników stało dwóch strażników odzianych w stalowe, srebrne zbroje z herbem Therenii na piersi, które wyglądało jak wijący się wąż wokół miecza wbitego z skałę, za to na ich plecach spoczywały miecze z złotą rękojeścią wysadzaną rubinami.

Tu nagromadziło się dużo bluźnierstwa. Zastanów się nad pogrubionymi fragmentami i powiedz mi co jest z nimi nie tak.

Ignes podbiegł do maga i zamachnął się mieczem, który zbliżał się w stronę szyi czarodzieja,
Z tego fragmentu wynika, że kiedy miecz się zbliżał do szyi czarodzieja, Ignes się zamachnął. Lepiej byłoby, gdyby miecz się nie "zbliżał", a "zbliżył" (mniejszy bełkot, ale tworzy się dziwaczny suspens i niepotrzebna dramaturgia).

znów zaczęła swój wiwat i krzyki

znów zaczęła wiwatować i krzyczeć

Raniony Devilo padł na ziemie jak łańcuch

Dziwne porównanie.


Ocena ogólna: musisz czytać więcej literatury, bo na razie posługujesz się językiem gimnazjalistów. Nie chcę Cię zrażać do pisania, ale jak nie walniesz jednej książki miesięcznie, to od samego pisania raczej twój język się nie polepszy. Pisz, obserwuj, pokornie znoś krytykę, a może za 5 lat coś z Ciebie będzie.

Pozdrawiam

3
Pierwsze zdanie i już makabra. Jest strasznie koślawe i z błędami.
Na wyspie Therenii odbywały się kwalifikację do Wielkiego Turnieju Coenhana, nazwanego tak na cześć potężnego wojownika o tym imieniu.
Napisałbym to tak (brzmi lepiej, lecz do doskonałości mu nieco brakuje):
„Na wyspie Therenii odbywały się kwalifikacje do Wielkiego Turnieju Coenhana, nazwanego na cześć potężnego wojownika.”
Zamek Renada stał na wzgórzu, które pokryte było bujno-zieloną trawą.
Raczej tak nie powinno się łączyć słów. Wystarczy: "bujną, zieloną trawą."
Do zamku prowadził potężny, drewniany most, na którego końcu stały ogromne drzwi z metalowymi zdobieniami strzeżone przez strażników. Na dwóch szczytach zamku stały bardzo wysokie wieże z łucznikami
Powtórzenie. Używaj synonimów. "Znajdowały się", cokolwiek.
Lecz nie dziś, dziś wszyscy byli na arenie czekając na walki wojowników, którzy starali się o zakwalifikowanie do turnieju.
Tutaj napisałbym to przez myślnik, czyli: "Lecz nie dziś - dziś wszyscy..."
Dookoła stało dziesięć pięter kamiennych ław na których siedzieli gapie, a w środku znajdowało się pole bitwy na którym mieli walczyli wojownicy. Podziemny tunel przypominający ciemne lochy oddzielał pole od miasta.
Powtórzenie i dodatkowo brak przecinków. Możesz drugie "na którym" zamienić na "gdzie".
[...]Therenii na piersi, które wyglądało jak wijący się wąż wokół miecza wbitego z skałę, za to na ich plecach spoczywały miecze z złotą rękojeścią wysadzaną rubinami.
To samo. "Broń", cokolwiek.
Miał czarne, krótko strzyżone włosy, smukłą, męską twarz o poważnym wyglądzie i do tego bliznę na prawym policzku wielkości palca, która dodawała mu męskiego wyglądu. Męska twarz i blizna powodowały, że wyglądał na osobą z którą lepiej nie zadzierać.
Magia powtórzeń. "która nadawała mu ostrego/zawadiackiego/złowrogiego/poważnego wyglądu", i z drugiej "męskiej twarzy" wyrzuć "męska".
Wy jesteście pierwszą parą, która będzie dziś walczyć – poczym wyciągnął z wewnętrznej kieszeni eleganckiej koszuli dwa kawałki pergaminu i pióro. – Musicie tylko jeszcze to podpisać i będziecie mogli się przygotować.
Zły zapis dialogów. Wtrącenie po wypowiedzianej kwestii, które wiąże się z akcją, a nie mową piszemy z wielkiej litery i po kropce,czyli:
"Wy jesteście pierwszą parą, która będzie dziś walczyć. – Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni eleganckiej koszuli dwa kawałki pergaminu i pióro. – Musicie tylko jeszcze to podpisać i będziecie mogli się przygotować."
Minęła godzina. Do Sali wszedł przewodnik i drugi bardziej zamożny mości pan.
Prawie jak "marcepan". Babol. Wyrzuć to koniecznie.
- Jam jest Grelyt – wyrwała się człowiek, który przybył z przewodnikiem.
O matko. Niepotrzebna stylizacja, która wygląda komicznie. Wcześniej jej nie było, wiec i niech tak zostanie.

Styl RPGowy. Piszesz jak jakiś Mistrz Gry, który skupia się tylko na dobrym opisaniu tego co widzi. Zwracasz uwagę na nic nieznaczące szczegóły. Opisujesz ten zamek bardzo sztampowo i nudno. Cały Twój styl można zobaczyć w dwóch zdaniach:
Ubrany był w poprzecieraną, skórzaną zbroję, która była brązowa.

Zaraz wejdziecie na arenę i będziecie walczyć na śmierć i życie, ten który wygra zakwalifikuje się do Wielkiego Turnieju Coenhana. Wy jesteście pierwszą parą, która będzie dziś walczyć.
Nagminnie używasz wtrąceń "który, która, które" i "był, było, była" itp. (Co jest charakterystyczne dla stylu RPGowego). Brzmi to strasznie i komicznie. Policz ile takich wyrazów masz w swoim opowiadaniu. Setki. Jak to zapisać bardziej plastycznie, pozbywając się tych wyrazów? Np. tak:
"Nosił skórzaną, brązową zbroję."
"Zaraz wejdziecie na arenę i rozpocznie się walka na śmierć i życie. Zwycięzca zakwalifikuje się do Wielkiego Turnieju Coenhana. Wchodzicie jako pierwsi."

Fabuła leży. Średniowiecze, krasnoludki (pewnie i elfy się znajdą), magowie - tandetna fantastyka. Pisząc fantastykę nie powielaj schematów. Wymyśl coś nowego. Na co kolejny Władca Pierścieni? Nikt tego nie kupi. Koloseum i walki również są "przereklamowane".

Błędów robisz masę. Powtórzenia gryzą się jak wściekłe psy. Interpunkcja niestety leży. Musisz więcej czytać, więcej pisać i mniej grać w gry RPG. O ile wyobraźnie Ci rozwiną, o tyle rozgrywa uwsteczni warsztat literacki.
Opowiadanie nie podobało mi się.

Pozdro!
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

4
Styl RPGowy. Piszesz jak jakiś Mistrz Gry, który skupia się tylko na dobrym opisaniu tego co widzi. Zwracasz uwagę na nic nieznaczące szczegóły.
To na czym się najbardziej skupiać?

5
W opowiadaniu ważne jest wiele rzeczy. Zachowania bohaterów, ich uczucia, klimat. Nie tylko to, co się znajduje dookoła i jak wygląda. Nie opisuj tak dokładnie. Wystarczy, że napiszesz, iż zamek był duży, warowny, na wzgórzu i z czerwonej cegły. To, że stał na zielonym wzgórzu, miał czternaście okien, dwie wieże, dużo łuczników itp. to jest mało ważne (szczególnie, że tego później nigdzie nie wykorzystujesz). W sumie wystarczyłoby jakbyś opisał sam wygląd areny. Bo tam dzieje się akcja. Reszta nikogo nie interesuje.
Pisząc, myśl nad tym aby dialogi nie były sztuczne, aby było coś o uczuciach bohaterów, opisuj tylko miejsca ważne dla akcji lub historii.
Chyba tyle.
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

6
Pisząc, myśl nad tym aby dialogi nie były sztuczne, aby było coś o uczuciach bohaterów

Zachowania bohaterów, ich uczucia, klimat
Bardzo bym był wdzięczny za rozwinięcie tego. Jakiś przykład.

7
Quirinnos pisze:
Pisząc, myśl nad tym aby dialogi nie były sztuczne, aby było coś o uczuciach bohaterów
Bardzo bym był wdzięczny za rozwinięcie tego. Jakiś przykład.
Za bardzo starasz się napisać literacki dialog. Uświadom sobie, że dobre dialogi to takie, które płyną z doświadczeń dnia codziennego. Podsłuchaj rozmowę dwóch meneli pod sklepem albo kłótnię przekup na targu i będziesz mieć dobry materiał na mieszczanina. Jak chcesz trochę przerostu formy nad treścią, to posłuchaj obrad sejmu. A jak cię na metafizykę weźmie, to spraw sobie Biblię. A jak to Ci nie pomoże, to pisz dialogi w taki sposób, jakbyś rozmawiał z kolegą na przerwie. Jak pozbędziesz się sztuczności i nabierzesz wprawy, zacznij urozmaicać kwestie dodatkami.

8
Arena znajdowała się w środku miasta, a na jego obrzeżach stał wielki zamek
Tutaj tłumaczyć, mam nadzieję, nie trzeba. Przeskakujesz z podmiotu (arena) na nowy podmiot (zamek).
Na dwóch szczytach zamku stały bardzo wysokie wieże z łucznikami.
I nawet architekt nie wie, co to są te łuczniki...

Postawiłeś przede mną ciężkie zadanie: napisałeś tak tragicznie, że nie wiem, jak to wytłumaczyć, co jest źle i dlaczego. Zatem, posłużę się schematem:
[1]Arena znajdowała się w środku miasta, [2]a na jego obrzeżach stał wielki zamek [3]w którym przebywał król Renad III ze swoją służbą. [4]Zamek Renada stał na wzgórzu, które pokryte było bujno-zieloną trawą. Siedziba króla zbudowana została z czerwonej cegły, [5]a jej ściany były bardzo grube. Do zamku prowadził potężny, drewniany most, [6]na którego końcu stały ogromne drzwi z metalowymi zdobieniami strzeżone przez strażników. Na dwóch szczytach zamku stały bardzo wysokie wieże z łucznikami. [7]Z wieży padał widok na całe miasto i jej obrzeża. [8]Wokół areny stały średniowieczne domostwa, [9]zbudowane z cegieł do których światło dzienne wpadało tylko przez drzwi. [10]Mieszczaństwo zawszę stało przed domami rozmawiając ze sobą – chyba, że pracowali - [11]a w domach siedzieli tylko wtedy gdy jedli, albo spali. Na zewnątrz można było usłyszeć szepty, wrzaski czy brzdęk obijających się monet w mieszku. Lecz nie dziś, dziś wszyscy byli na arenie czekając na walki wojowników, którzy starali się o zakwalifikowanie do turnieju.
[12]Arena przypominała rzymskie Koloseum. Dookoła stało dziesięć pięter kamiennych ław na których siedzieli gapie, a w środku znajdowało się pole bitwy na którym mieli walczyli wojownicy. Podziemny tunel przypominający ciemne lochy oddzielał pole od miasta. [13]W piasku na arenie było widać ludzkie szczątki i kawałki broni. Chociaż na trybunach siedzieli już gapie, [14]to wojowników jeszcze nie było, ale lada moment mieli się zjawić.
W powyższym akapicie (?), wprowadzającym do historii sypiesz informacjami jak ziarnem, z nadzieją, że się przyjmie. I tak oto skaczesz (dosłownie) pomiędzy wszystkie możliwe zabiegi stylistyczne, tracąc ciągłość przekazu. Dowiaduję się o:

[1] Zaczynasz od opisu ulokowania areny
[2] Doklejasz zamek
[3] Do zamku, dorzucasz króla
[4] Z króla przechodzisz na wzgórze
[5] Ze wzgórza przechodzisz do ścian
[6] Opisujesz obyczajowość (zwyczaje)
[7] Przechodzisz do opisu widokowego
[8] i [9]Z widoku, przechodzisz do opisów technicznych. Przy czym jest tu ciekawostka:
światło padało do cegieł...
[10] Ponownie wracasz do opisu obyczajów
[11] Rozbudowujesz opis obyczajowy, dopisując informację o życiu codziennym (siedzieli tylko wtedy gdy spali)
[12] Wracasz z opisem do areny (od której zacząłeś)
[13] Teraz do opisu areny dorzucasz kawałek historii (miecze i kości)
[14] I na koniec wracasz do wojowników...

koszmar tego akapitu (?) polega na tym, że nie jest plastyczny, a mimo to zawiera setkę informacji. Pominę treść, jaką owe informację niosą, ale samo zestawienie. Spójrz na wskazane punkty i zobacz, jak miotasz się w tworzeniu opisów. Tak po prawdzie, to całość należałoby potraktować jak puzzle, a konkretne kawałki (w tym wypadku punkty) poukładać obok siebie w taki sposób, aby jeden był obok drugiego, podobnego tematycznie. Po takiej rotacji, należałoby podzielić to na akapity: opisowe architekturę, widoki, obyczajowość a na koniec arenę i to, co masz do przekazania w związku z nią.

Kolejne zdanie i też koszmar:
[1]W sali przygotowawczej dla wojowników stało dwóch strażników [2]odzianych w stalowe, srebrne zbroje z herbem Therenii na piersi, [3]które wyglądało jak wijący się wąż wokół miecza wbitego z skałę, [4]za to na ich plecach spoczywały miecze z złotą rękojeścią wysadzaną rubinami. W[5] pomieszczeniu były tylko poustawiane pod ścianą ławy służące do odpoczynku.
[1] Sala dla wojowników miała strażników (taka logika płynie z tego zdania)
[2] Zbroje były stalowe ze srebra
[3] Logo, które nie było logiem, a jedynie przypominało "coś" (co opisujesz)
Jeżeli herb przedstawia jakiś obraz/scenę (a tak zawsze jest) to opisujesz, że takie jest, a nie wygląda jak...
[4] Z loga, sali i strażników przechodzisz na "ich plecy"
[5] A na koniec, ławy - bo wiadomo, wszystko jest ważne dla stojących strażników i herbu.

Na podstawie tego właśnie akapitu widać, jak bardzo chcesz pisać, i jak bardzo gubisz się w twojej wizji. Ponownie ciągłość opisowa znikła za ścianą kilku, przekazanych na raz, rzeczy.

Nie widzę sensu w rozbieraniu dalszych fragmentów. Przede wszystkim, w celu poprawienia jakości pisania (bo jest naprawdę tragicznie), polecę ci ćwiczenia opisowe - bez tego, nie stworzysz świata, który ktoś, poza tobą, zrozumie go i dostrzeże w sposób zbliżony do twojego postrzegania. Po drugie, czytaj: dużo, bardzo dużo.

Zdziwisz się, lub nie, ale pisanie to cholernie ciężkie zajęcie i wymaga ogromnej ilości czasu, poświęconej na pracę - tym więcej tej pracy, im bardziej ci zależy na pisaniu.

Odnośnie ćwiczeń: proponuję proste, ale utrwalające nawyki, ćwiczenia opisowe. Napisz historię biurka, o tym, jak żyrandol wisi przy suficie, jak wygląda twoja kuchnia - wszystkie te rzeczy. ustal ramy, w których zawrzesz tekst i wykonaj ćwiczenie opisowe, skup się tylko na konkretach, a wszelkie myśli doklejaj, ale z wyczuciem, jako narrację (nie opisy) nauczysz się wyważać tekst i trzymać pewnej linii, tak ważnej dla ciągłości tekstu.

Aktualnie posłużę się wspaniałym przykładem, który zobrazuje twój tekst:

Przychodzi do mnie znajomy i mówi, że ma świetny film - sam go nakręcił. Opowiada, jaki to jest akcyjniak, jakie efekty tam wstawił, jak grali aktorzy. Włączam płytę i widzę raz ziemię, raz niebo - kamera się trzęsie, jakbym oglądał sprawozdanie z trzęsienia ziemi. Mówię - Nic nie widzę! A on na to: ale fajnie, nie?

Taki jest twój tekst - nie ważne, jaki jest pomysł, ważne, co z tego można dostrzec. Tekst bardzo mi się nie podobał - jednak, od ciebie zależy, czy poddasz się i rzucisz pisanie w kąt, czy wrócisz do własnego tworu z krytycznym spojrzeniem i zrozumiesz co należy poprawić i nad czym pracować.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”