Kroki w ciemnościach [horror, fragment]

1
To jest fragment czegoś, co mogę nazwać swoim dzieckiem ;) Jeśli tylko czas mi na to pozwoli, będę starać się dotrzeć do końca. Teraz liczę na wasze szczere opinie i uwagi ;)


Kroki w ciemnościach


Jestem szczęściarą - żyłam tak długo, nie wiedząc o istnieniu innych stworzeń. Żyłam w przeświadczeniu, że świat należy do mnie, a ja do niego. Nikt nie był w stanie zmienić mojego samolubnego nastawienia. Teraz groźba wisi w powietrzu niczym zapach fiołków, które przypominały mi o dzieciństwie. Życie to nie tylko przetrwanie, to odwieczna walka między własnymi ideałami, a tym, co mówią ludzie. To podnoszenie się z dna za każdym razem, gdy wstanie słońce. Nieważne, czy to potrafimy i czy tego chcemy, podnosimy się, wierząc, że następnym razem upadek będzie mniej bolesny.
Moje spadanie zwykle nie różniło się od innych. Zwykle, bo ostatni był zbyt odległy, nawet dla mnie. Nie potrafiłam zatrzymać machiny napędzanej moim własnym strachem o to, co jest i co będzie już za chwilę. I właśnie w tym momencie, kiedy już znalazłam swoją przyszłość, kiedy zdałam sobie sprawę, że kolejny ruch, który wykonam, będzie przypieczętowaniem ciemności, jaka nade mną wisi, zabiłam ojca.
Choć w moich ustach może to zabrzmieć dziwnie i nie na miejscu, jednak zrobiłam to w obronie własnej. Nie chcę się spowiadać. Życie z nim, pod jednym dachem, było udręką, codziennym zmaganiem się z problemami patologicznej rodziny. Brzmi to kiepsko?
Z jednej strony jest mi żal, nie końca dzieciństwa, które i tak zapamiętam jako czarną mgłę, jednak tej ciszy, którą odnajdywałam w swoim pokoju - zakątku, do którego nikt nie miał dostępu.
Jeszcze teraz słyszę ciche skrobanie moich paznokci, skrobanie ściany, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co uczyniłam. Po chwili sama sięgnęłam po telefon i jednym, prostym ruchem wykręciłam numer na policję.
- Zabiłam ojca. Róg ulicy Lincolna i Arlington.
Spadałam. Widok jego ciała napawał mnie obrzydzeniem. Zakaszlałam kilka razy, próbując odgonić od siebie wspomnienia wcześniejszych chwil.
Nie da się. Spadasz coraz głębiej, w przepaść zrobioną specjalnie dla ciebie. Wiesz, że nie ma powrotu, że kolejny krok przybliża cię do nieuchronnego, jednak brniesz dalej w ciemność, wyciągasz do niej ramiona, karmisz ją sobą, nie wiedząc, że tylko na to czekała.

***

Więzienie było największym koszmarem dla tych o słabej woli lub tych opętanych przez zło, które, w sposób niezrozumiały dla reszty, zjadało od środka to, co zostało z człowieczeństwa. Brudne ściany nosiły ślady zadrapań i zaschniętej krwi. Malutkie okno, dające niewiele światła, ulokowane było na samej górze klitki, mającej nie więcej niż trzy metry wysokości i tyle samo szerokości. Jeśli miałabym klaustrofobię, już dawno krzyczałabym w przerażeniu. Byłam tu niecały dzień a słyszałam parę historii, które są tutaj opiewane kultem.
Biorąc na przykład niejaką Emilly Hanson, zamkniętą za rozboje i próbę morderstwa właściciela sklepu, który obrabowała. Chodzą słuchy, że postradała zmysły i podcinała sobie żyły, by wypisywać krwią słowa w nieznanym nikomu języku. Dało się wtedy słyszeć nieludzki krzyk, wydobywający się z jej niepozornego ciała. Tak słyszałam. A to wcale nie działało na mnie dobrze.
Jest to dość przygnębiające dla takiej osoby jak ja.
- Viviene Cobb proszona do pokoju odwiedzin. – Doszedł do mnie donośny głos. Powoli wstałam ze swojej pryczy.
Miałam metr sześćdziesiąt cztery, smukłą, dziewczęcą figurę i oczy w kolorze lazuru, z których zawsze byłam dumna. Uchodziłam za piękność z długimi, blond włosami, które w niezrozumiały dla mnie sposób, zawsze kręciły się w lekkie, puszyste loki. Dopiero co skończyłam osiemnaście lat. Zaprzepaściłam życie? Zrujnowałam swoją przyszłość?
Na pewno. Jednak lepsze to niż bycie martwym.
Bo nikt z policji nie wie, że ojciec próbował mnie zabić. Po co? Przecież nie można szargać imienia tych, których wśród nas już nie ma.
Poza tym, nie miałam na to siły. Nie chciałam walczyć. Liczyło się… Właśnie, co się liczyło?
Spokojnie wkroczyłam do przestronnej sali, w której porozstawiane były rządy ław i krzeseł. Rozglądałam się za jakąś znajomą twarzą, jednak wszyscy byli tu obcy. Dopiero po chwili zauważyłam mężczyznę, który kiwnął na mnie palcem.
Niespiesznie podeszłam do niego, zastanawiając się kim jest i czego chce. Moja pasiasta bluza całkowicie skrywała moje kobiece walory. Czułam się jak siano w worku.
- Viviene Cobb, jak mniemam. – Nieznajomy odezwał się czystym, spokojnym głosem, wskazując mi miejsce.
Rzuciłam wzrokiem wokoło. Po chwili przyznałam sam przed sobą, że nie ma się czego bać. W końcu jestem w więzieniu pełnym strażników. Wystarczy podnieść alarm, a ktoś na pewno zjawi się i wyprosi tego osobnika.
- Kim pan jest? – zadałam pierwsze pytanie, na jakie chciałam otrzymać odpowiedź. Przyglądałam mu się uważnie.
Skrojony na miarę garnitur, lekko przylizane włosy i delikatna blizna, ciągnąca się przez ogolony policzek. Biurokrata po przejściach. Na takiego wyglądał i na takiego pozował. Wyciągnął plik papierów.
- Nazywam się Scott Felton. Jestem tutaj, aby pani pomóc.
Zaśmiałam się cicho, słysząc jego odpowiedź. Wydała mi się bardzo infantylna, nawet jak dla mnie.
- Pomóc? Wie pan dlaczego tu jestem?
Skinął lekko głową, przeczesując palcami swoje rdzawe włosy. Nie wiem czemu ogarnęło mnie przeświadczenie, że jest zdenerwowany.
- Więc wie pan również, że zostałam skazana na dwadzieścia lat więzienia. Dwadzieścia długich lat, podczas których z tego, kim jestem, nie zostanie nic, nawet wspomnienie. Stanę się jedną z tych kobiet, które popadają w samo destrukcję, niszczą się, targają nimi uczucia, o których pan nie ma żadnego pojęcia. Będę z dnia na dzień niknąć, zostawiając wszystko, co znałam i kochałam. Przeistoczę się w potwora zamkniętego w klatce. Wie pan jakie są zamknięte zwierzęta? Odosobnione od swojego gatunku? Stają się agresywne, pełne wściekłości i nienawiści. Właśnie taka się stanę. Jeśli jest pan w stanie mi pomóc przezwyciężyć to, co jest nieuchronne, to słucham.
Widziałam, jak w jego brązowych oczach pojawia się zdziwienie pomieszane z zaskoczeniem. Sama się zdziwiłam. Moja mowa była całkowicie bezcelowa, pozbawiona sensu i nie na miejscu. W końcu nie znałam tego człowieka, nie wiedziałam czemu się tu zjawił i jaki ma w tym cel.
- Przepraszam, poniosło mnie.
- Nic nie szkodzi – burknął pod nosem, zanurzając się w papierach. – Tak jak mówiłem, chcę pani pomóc, jednak musi mi pani na to pozwolić.
Przygryzłam dolną wargę, zastanawiając się nad jego słowami. Z jednej strony pragnęłam, by ktoś wyciągnął do mnie pomocną dłoń, wyciągnął mnie z tego bagna, w które sama się wpakowałam. Z drugiej strony nie wiedziałam, czy mogę mu ufać.
- Zamieniam się w słuch.
Wyciągnął w moją stronę kilka plików kartek, które włożył do czarnej teczki. Położył ją tuż przed moimi oczami. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Co to jest?
- Tu jest wszystko, co musi pani o nas wiedzieć. Jeśli zgodzi się pani na nasze warunki, już jutro zniknie pani stąd i nigdy nie wróci – powiedział cicho, wsuwając mi w rękę malutką kartkę. – Tu jest numer pod którym można się ze mną skontaktować. Gdy pani zdecyduje, proszę zadzwonić.
Opuścił salę widzeń, zostawiając za sobą smugę Davidoffa.

***

Gdy zrobiło się ciemno, a przez okno wpadało tylko jasne światło księżyca, usiadłam wygodnie na swojej pryczy i odważyłam się otworzyć teczkę, którą dał mi Felton. Ciekawość zżerała mnie od środka. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać i czy wyjdzie mi to na dobre.
Pierwsze strony były wprowadzeniem w działalność elitarnego oddziału Delta E. Później kilka zdjęć i artykuły, które skupiły na sobie moją uwagę. Po chwili znalazłam tam kopertę zaadresowaną na moje nazwisko. Otworzyłam ją i zaczęłam pospiesznie czytać.
Elitarny oddział Delta E to wyspecjalizowana jednostka, powstała w celu chronienia ludzi przed istotami, o których istnieniu nie wie nikt, prócz zainteresowanych.
Nasze szkolenie polega na wytrenowaniu grupy żołnierzy, którzy zdolni będą do patrolowania, polowania oraz zabijania istot pracujących dla naszych wrogów. Nie mówię tutaj o ludziach, tylko o demonach, wampirach, wilkołakach. Specjalizujemy się w wyłapywaniu ich oraz niszczeniu, dzięki czemu ludzie nigdy nie dowiedzą się o ich istnieniu. Pani Viviene, to jest pani ostatnia szansa na wydostanie się z więzienia.
Wiem, że teraz wydaje się to nieprawdopodobne, niemożliwe, jednak taka jest rzeczywistość, ta prawdziwa rzeczywistość, w którą nieodwracalnie została pani wciągnięta. Proszę to przemyśleć i przeczytać resztę artykułów.
Z poważaniem
Scott Felton
Poczułam suchość w ustach. Wypuściłam z rąk kartkę i zaczęłam się histerycznie śmiać. Nieprawdopodobne? Rzeczywistość? Zdecydowanie za mało powiedziane.
Jednak nie chciałam odpuścić, więc zabrałam się za resztę papierów. W miarę ich czytania, w miarę przeglądania zamieszczonych tam zdjęć, zdawałam sobie sprawę z tego, że zaczynam wierzyć temu człowiekowi. Zaczęłam wierzyć, że na świecie nie jesteśmy sami. I ta wiedza była ostatnim gwoździem do mojej trumny.
Tak jak zabicie ojca, tak i ona spowodowała moje powolne spadanie w odmęty nocy, w mrok, w który wkroczyłam i z którego już się nie wydostanę, bo będzie mi towarzyszył, gdziekolwiek bym nie poszła.
W nocy śniły mi się wilkołaki - napadające na miasta, zabijające niewinnych ludzi, byle tylko dać upust swoim instynktom. Śniło mi się morze krwi i czyjś śmiech, złowieszczy śmiech, który docierał do każdej komórki ciała.
Obudziłam się zlana potem. Podjęłam decyzję.
Gdy tylko mogłam zadzwonić, wykręciłam numer znajdujący się na małej karteczce.
- Pan Scott Felton? Tu Viviene Cobb. Zgadzam się.

2
Przeczytałam i muszę powiedzieć, że mam mieszane uczucia.

Z jedej strony całość jest napisana poprawnie i prócz kilku zgrzytów czytało się to całkiem przyjemnie. Styl przejrzysty i pozbawiony zbędnych upiększeń co zapisuję wyraźnie na plus.
Oczywiście trafiły się potknięcia jak
Kornelia pisze:Moja pasiasta bluza całkowicie skrywała moje kobiece walory.
ale były to detale.

Niestety po dobrym początku (zaczyna się jak u Hitchcocka, od trzęsienia ziemi, a potem napięcie stale rośnie), nadeszła części z więzienie, która w moim odczuciu jest strasznie sztampowa i oklepana. A kiedy pojawił się tajemniczy gość ze swoją propozycją pomyślałam, że to jakieś skrzyżowanie Nikity z Buffy postrach wampirów. Oczywiście nie skreślałabym tego tekstu z takiego powodu, ale mam nadzieję, że wyjdziesz poza schemat i nie będzie to jedynie powielenie tematów, które w filmach i literaturze pojawiały się już tysiące razy.

Pozdrawiam.
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

3
Żyłam w przeświadczeniu, że świat należy do mnie, a ja do niego. Nikt nie był w stanie zmienić mojego samolubnego nastawienia
Samolubne? Ja bym to nazwał raczej nastawieniem symbiotycznym - ona należy do świata, a świat do niej, oboje czerpią korzyści od siebie nawzajem. Chyba że coś innego miałaś na myśli?
Teraz groźba wisi w powietrzu niczym zapach fiołków, które przypominały mi o dzieciństwie
Nie rozumiem... fiołki przypomniały jej o dzieciństwie, mimo że w ogóle ich nie było, tylko groźba, która była niczym one? Co jej przypomniało o dziecinstwie: zapach fiołków (którego nie ma) czy groźba?
Choć w moich ustach może to zabrzmieć dziwnie i nie na miejscu, jednak zrobiłam to w obronie własnej
Jedno albo drugie - do wywalenia
Dało się wtedy słyszeć nieludzki krzyk, wydobywający się z jej niepozornego ciała. Tak słyszałam
Elitarny oddział Delta E to wyspecjalizowana jednostka, powstała w celu chronienia ludzi przed istotami, o których istnieniu nie wie nikt, prócz zainteresowanych
O w mordę... pisząc to, wdepnęłaś w spore gówno. Motyw ten wydaje mi się tak niesamowicie ograny, że to aż nie do opisania, ale, co gorsza - dziecięco infantylny. "Bo na świecie są potwory, które przeciętny człowiek zna tylko z bajek, a na granicy świata ludzi i świata mroku stoją strażnicy!" Był kiedyś taki film, "Straż dzienna", rosyjski, nie jestem pewien, czy dotyczył czegoś takiego, w ogóle nie jestem pewien, o czym on był, bo był dla mózgu tym, czym jest zakończony metalowym tłuczkiem młotek dla mięsa. Nie sądzę, żeby zachwyciło to publikę, ale pamiętaj, to tylko moje zdanie

Ech... tekst zaczyna się dobrze, ba! Świetnie! Potem sama rzucasz sobie kłody pod nogi - nie dość, że używasz określenia "stworzenia pracujące dla naszych wrogów, o których nie wiedzą ludzie", to jeszcze od razu nazywasz je: wilkołaki, wampiry itd. Żeby coś takiego się spodobało (wg mnie), musi byś a) niesztampowe, a więc twoje i tylko twoje, albo przynajmniej w jakiś sposób powinnaś rozwinąć utarty schemat b) tajemnicze, a więc nie rzucone jest hasło: wilkołaki, a czytelnik sika ze strachu pod poduszkę - to tak nie działa.
Nie wiem, czy twoją intencją jest napisanie ekscytującej powieści urban fantasy, czy poczytnego horroru, ale w drugim przypadku dam ci małą wskazówkę: ludzie najbardziej boją się tego, czego nie znają, czego nie potrafią sobie uzmysłowić, tego, co wykracza poza ich wyobrażenia. Natomiast wyobrażenia o wampirach czy wilkołakach są już tak rozwalcowane, że każdy pomyśli sobie np., że wampir to megaprzystojny, blady Brad Pitt z ekranizacji Anne Rice (to oczywiście przykład). Sądzę, że to samo może się tyczyć ekscytującej powieści urban fantasy - podkreślam słówko: ekscytującej, bo to, co najbardziej ekscytuje, to odkrywanie tajemnicy, najlepiej razem z bohaterami. Nie kochamy przecież Heńka Garncarza za to, że zaiwaniał z różdzką i były wilkołaki, tylko za to, że wraz z nim możemy pokonywać przeszkody i dowiadywać się tego, co dotąd wydawało się niewiadome (tak przynajmniej było w moim przypadku)

Wątek - jak dla mnie - do rozwinięcia, ale nie wiem, czy wyjdzie z tego coś dobrego, czy raczej szmira. Tym niemniej życzę powodzenia

Trzymaj się!

4
Tak na gorąco:

1. Zgadzam się z tym, co było mówione. Bardzo sztampowy pomysł jak na razie, na dodatek przedstawiony tak... bez polotu? Nie chodzi tylko o to, że nie bawisz się z czytelnikiem i wykładasz kawę na ławę (chociaż to też bardzo istotne, Bin dobrze prawi).

Chodzi też o to, że pędzisz. W tak krótkim fragmencie bohaterka i zabija ojca, i idzie do więzienia, i dostaje Propozycję Nie Do Odrzucenia, i praktycznie z tego więzienia wychodzi. Za dużo, za szybko. W ogóle nie czuć klimatu.

Zwolnij. Niektóre rzeczy opisz dokładniej, możesz coś tam wpleść, bo aktualnie naprawdę jest trochę jak w streszczeniu. Plus za to, że starasz się rozwijać postać - wszak ona jest najważniejsza (a w horrorze szczególnie) i to często na niej można oprzeć tworzenie klimatu itp. Stwórz jej wiarygodną psychikę, ulep przeszłość, przyszłość i teraźniejszość.

2. Nie zgodzę się z przedmówcami w kwestii początku. Sądzę, że wszystko jest takie zbyt dosłowne. Nie czuję klimatu, kiedy w drugim akapicie czytam, że główna bohaterka zabiła ojca. Przecież nawet jej nie znam, nie jestem zaskoczony, nie jest mi jej szkoda. Nic.

Mogłabyś np. zacząć od tego, że ona siedzi sobie w tym więzieniu, nie wiemy za co; poznajemy ją trochę i dopiero dowiadujemy się za co siedzi, ale też bez szczegółów - aby zaciekawić czytelnika, a może nawet przestraszyć mrokiem, jaki kryje się w umyśle bohaterki.

Sęk w tym, że w "kawie na ławę" nie ma klimatu, nie ma żadnego ładunku emocjonalnego. Tak jak z tymi wilkołakami, o których pisał Bin. Nie wystarczy napisać "wilkołak", by zrobić wrażenie na czytelniku. Trzeba się za to zabrać od zupełnie innej strony - wodzić czytelnika, zmusić go, by zobaczył te paskudztwa na własne oczy, a nie "bo tak tutaj jest napisane".

Całkiem niezłym przykładem tworzenia klimatu jest króciutka wzmianka o Emilly Hanson. Szczegóły są bardzo ważne.

3. Element tajemnicy jest ważny. Jeśli czytelnik myśli, że wszystko wie, nie jest zaciekawiony. Jeśli nie jest zaciekawiony, nie ma ochoty czytać.

4. Nie przekonuje mnie świat przedstawiony i postacie w nim. Przemowa bohaterki przed gościem - mimo że sama zwraca uwagę, żę to bez sensu - jest jakaś nie na miejscu i zbyt patetyczna. Następnie to, że tak po prostu dostaje super mega ważne dokumenty i bez żadnych problemów bierze je do swojej celi (razem z teczką! O.o). I na koniec - to, że tak szybko daje się przekonać (a może to jak to przedstawiono, nie jestem pewien; w sumie chyba i to, i to).

5. Wyszczególnij list jakąś kursywą, bo niczym się nie różni od zwykłej narracji.

6. Drobna uwaga, ale właściwie już zupełnie subiektywna - po co te wszystkie Vivieny i Scotty, zamiast bardziej rodzimych imion? Trochę to drażni. Wydaje się takie... szpanerskie. ;)

7. Styl rzeczywiście nie jest najgorszy. Czytało się płynnie, bez zgrzytów (no, może pomijając przemowę panny Vivieny). O, i jeszcze to:
Nieprawdopodobne? Rzeczywistość? Zdecydowanie za mało powiedziane.
Rzeczywistość to za mało powiedziane?

Nie podobało mi się, ze względu na treść i sposób prowadzenia historii. Warsztatowy aspekt jest w porządku, koniecznie pracuj jednak nad pozostałymi elementami.

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”