Grzechy - schizofreniczne spojrzenie w lustro

1
Tekst zawiera wulgaryzmy i jest straszny, dlatego przeznaczony wyłącznie dla osób dorosłych.


Grzechy - schizofreniczne spojrzenie w lustro

" Całun "

- Co ja mam teraz powiedzieć? – spytała Renata, siadając naprzeciwko mnie, w moim domu. Wzruszyłem ramionami. Pracowała u nas od dwóch miesięcy, ale już zdążyła zabłysnąć. Dzisiaj po południu znalazłem ją pełzającą po ścianie, szlochającą z rozmazanym makijażem, zostawiała ślady na tapecie. Podszedłem, dotknąłem jej ramienia. Spytała, czy też chcę ją zerżnąć? Powiedziałem, że nie, ale możemy o tym pogadać. Zgodziła się i przyjęła zaproszenie.
- Myślisz, że jestem łatwą dziwką? – ponownie wykonałem ten sam ruch. Nic nie myślałem.
- Może i masz rację, powiem coś o sobie, a ty określisz mnie jednym słowem. Ok? – sama sobie widocznie odpowiedziała, bo natychmiast zaczęła trajkotać. Nie musiałem kiwać ramionami. Było mi wszystko jedno.
- Mam trzydzieści cztery lata. Męża na robotach w Niemczech i jedno, piętnastoletnie dziecko. Wcześnie zaczęłam? – nic. Zero reakcji z mojej strony.
- Jak chcesz, mogę mówić bez przerwy, ale czy warto? – założyła przy tym nogę na nogę w lubieżny sposób. Sukienka uniosła się, odsłoniła uda i opadła. A ja siedziałem.
- Może jednak? Końcówka języka powędrowała wzdłuż warg, najpierw oblizując górę, bok i zeszła ku dołowi, pozostawiając wilgoć na gładkiej skórze Renaty – nie ruszyłem się z miejsca.
- Żadna normalna kobieta nie wytrzyma bez mężczyzny. Te, które tak twierdzą są chore, stare, kłamią albo to lesbijki i nie wiedzą o czym mówią. Dziwi cię to? – nic mnie w życiu nie dziwi, ale nie musiała o tym wiedzieć.
- Hm. Twarda z ciebie sztuka – podniosła do ust paluszek, wilgocąc go wewnątrz i nadymając przy tym leciutko poliki. Rany, widziałem to już setki razy. Wszystkie zachowywały się podobnie. W akcie desperacji, jedyne, co mają do zaproponowania światu, dla zwabienia samca, podniesienia własnego, upadłego <ja>, to krótka spódniczka, makijaż i buty. Oczywiście wcześniej szaleństwo zakupów, jeszcze wcześniej załamanie nerwowe. Potem wizyta u fryzjera, w gabinecie kosmetycznym, eleganckie, drogie perfumy i już jest piękniej. Nauka kręcenia dupą i wyginania bioder. Biustonosz powiększający biust albo odsysanie tłuszczu.
- Nienawidzę swoich piersi – zaczęła z drugiej mańki, chwytając się za sutki i naciągając razem z bluzeczką. Nie były takie małe.
- Wszyscy lecicie tylko na to – obie ręce poleciały pod biust, uniosły ku górze. Mało guzików nie rozerwało. Jej.
Nie jest taka głupia – pomyślałem.
- Nie jestem taka głupia – powiedziała. Uśmiechnąłem się, a ona zmieniła taktykę.
- Mam skończone dwa kierunki studiów, jestem samodzielna, myślę o rozwodzie, w pracy mi się wiedzie, tylko… - nastąpiła cisza.
- Tylko lubisz robić obcym facetom lody na imprezach – jak zawsze miałem wejście.
- Wychodzę! – podniosła się, obciągając spódniczkę na czarnych, koronkowych rajstopach.
- No to cześć – obróciłem się po pilota i program telewizyjny.
- Zamknij za sobą drzwi, nie mam ochoty, żeby ktoś mi przeszkadzał, wiesz jakie mam wzięcie – samą prawdę mówiłem.
- Kurwa – ona na to.
- Gdzie? – usiadła z powrotem.
- Zrobisz mi drinka? – pewnie, zrobiłem. Wypiła jednym haustem. Słyszałem, że mocna z niej głowa.
- Powiesz mi, co ja u ciebie właściwie robię? – rozsiadła się wygodnie w fotelu. Nie prowokowała.
- Pojęcia nie mam – starałem się mówić prawdę albo nie odzywać.
- Z tego co słyszę, już się po firmie rozniosło, co jeszcze o mnie mówią? – chyba chciała słuchać, nie mówić.
- Na ostatniej imprezie spiłaś się jak świnia. Złapałaś małolata z miasta i zaciągnęłaś na stół. Tam zdarłaś z niego spodnie i zrobiłaś mu loda, przepraszam, najpierw wyrwałaś się Paulinie i Kasi, które chciały zabrać cię do domu. Krzycząc, zostawcie mnie, kurwy ruszyłaś do boju. Ochrona lokalu zareagowała, kiedy byliście już szczepieni. Wywalili was, oddzielnie na pobliski parking, tam dokończyłaś dzieła na masce prywatnego samochodu właściciela lokalu. Krąży nawet film, nagrany z kamer ochrony, chcesz zobaczyć? – spytałem się, otwierając szufladę.
Wyszła bez pożegnania. Mało mi drzwi z futrynami nie wyrwało.
O dwudziestej leciał finał Ligii Mistrzów. Taki sobie. Byłem zmęczony. Zasnąłem zaraz po meczu. Miałem dziwny sen.
- Chodź, nie będziesz żałował – namawiał mnie kolega.
- Nie idę, wolę pograć w tenisa – byliśmy młokosami, na komunistycznym obozie.
- Widziałeś Niemki? A Czeszki jakie! – poszedłem. Tantany już się zaczęły. Towarzystwo pląsało sobie swobodnie. Byli Ruscy i Kubańczycy. Większość socjalistycznej swołoczy. Rozglądnąłem się po sali. Standard. Gołe nogi po pośladki, podskakujące cycki, perfumy i buty na obcasach. W kącie stała międzynarodowa grupka paskud. Dwie Kubanki, reszta białe. Wszystkie brzydkie jak morda amstafa dla kota. Ominąłem zgraję i wyszedłem na zewnątrz. Akurat Czech brał się za bary z ruskim. Poszło o panienkę. Skierowałem się do domków. Po drodze spotkałem dziewczynę. Szła sama.
- Idziesz na spacer? – starałem się być miły.
- Was? – ona chyba nie.
- O kurwa – wyminąłem ją.
- Was ist das <o kufa>? – tak zaczęła się nasza znajomość.
- Ja – wskazałem palcem na swój zakuty łeb – jestem Piotrek.
- Piotek?- Niemki!
- Nie, Piotrek – gdzie te Polki?
- A! Piot…ghrrek? – e, do dupy taka rozmowa. Obróciłem się na pięcie.
- Ich heisse Ana – dogoniła mnie.
- No to chodź Ana, pójdziemy na romantyczny spacer. Obejmiemy się, wtulimy w siebie. Pokażę ci morze i plażę, zachód słońca. Będziesz miała co wspominać – ale ja durny jestem.
- Bitte? – kto zrozumie kobiety.
Szliśmy tak i szliśmy. Po dwustu metrach złapałem ją za rękę. Nie puściła. Czasu zresztą mało. Do końca turnusu cztery dni. Każdy chciał mieć jakieś wspomnienia.
Morze szumiało, piasek właził w klapki, słońce się chowało. Wróciliśmy do obozu.
- Gute Nacht – rzekła Ana i się rozpłynęła.
- Nara – i już mnie nie było.
Moją dziewczynę widziałem jeszcze trzy razy. Ostatni raz, kiedy chciałem zaprosić ją na pożegnalne ognisko. Przygotowałem się elegancko i ruszyłem. W domku było pięć panienek.
- Ana! Ana!Ana! – słyszałem je wchodząc.
- Cześć – zacząłem – idziesz na ognisko?
- Was? – tępa była ta Ana, bez dwóch zdań. Na stole leżała kartka, złapałem ołówek i narysowałem ognisko. Z płomieniami. Pięć głów nachyliło się nad moim majstersztykiem. W życiu nic nie namalowałem. Raz, jeszcze w szkole, na plastyce, nauczyciel zrobił konkurs. Ulep coś z plasteliny i daj to ocenić. Jedyny punkt, jaki dostałem pochodził ode mnie.
- Aaaaa! – usłyszałem koleżankę Any.
- Du willst… – podeszła do mnie, podniosła jedną rękę na wysokość naszych oczu, zrobiła kółeczko, stykając ze sobą kciuk z sąsiednim palcem, a następnie runęła wyprostowanym palcem wskazującym drugiej dłoni w jego środek, to opuszczając to podnosząc rękę, śmiała mi się w twarz.
Uciekłem. Tej nocy zabrałem Ane, jej rodzicom i wszystkim Niemkom ich godność. Zajebałem im flagę obozową. Ale była afera! Zrobiono przeszukanie, a ja ukryłem ją w mojej pościeli.
Obudziłem się zlany potem. Prześcieradło i kołdra skopane, bez ładu i składu. Poduszki na ziemi. Do pracy poszedłem niewyspany.
Renata odstrzeliła się tak, że większości dech zapierało bądź zazdrość za gardło chwytała.
Spojrzałem na nią kilkakrotnie. Wyraźnie mnie prowokowała. Rozmawiała ze wszystkimi, niektórych kokietując, śmiejąc się i poprawiając przy tym włosy. Dawała znaki, jak każda kobieta.
Nie miałem zamiaru jej naśladować. Nie wiem kiedy, podeszła do mnie Asia.
- Cześć, co słychać? – spojrzała na moje biurko.
- Cześć, nic takiego, wszystko po staremu – spojrzałem na jej dekolt.
- Tej chyba całkiem odbiło – kiwnęła głową w stronę wypinającej się właśnie zmysłowo tyłkiem, Renaty.
- Czy ja wiem? – piersi Asi zabujały się w lewo, w prawo.
- Co za lafirynda jedna, że jej w ogóle nie jest wstyd, pojawiać się w pracy po takich numerach! – fajnie się bujały.
- Apropo, spotkamy się dzisiaj wieczorem? Stęskniłam się – zamruczała, ocierając długimi włosami moją twarz.
Nawet nie wiem, kiedy poszła. Spałem jak zabity.
- Nie umiem po prostu namalować twojej twarzy – mówiła do mnie naga kobieta, przy kości.
- Jesteś ciągle w ruchu – odłożyła pędzel i farby, wstała i podeszła. Także byłem nagi. Rękoma przytrzymała moją głowę.
- Jest tak gorąco, a ja nie mogę chodzić w spódniczkach. Obcieram sobie uda. W nocy wiercę się i rzucam, bo mnie strasznie pieką – wtuliłem się w jej piersi, płacząc.
- Już dobrze, to był ciężki dzień - głaskała mnie jak dziecko.
Potem wstaliśmy, ubraliśmy się w prześcieradła i poszliśmy na spacer po ogrodzie.
- Przekwitam, rozumiesz? – zaczęła sama, nieproszona. Nie rozumiałem.
- Kiedy byłam dziewczynką, dobrze mi było. Jako dorastająca panienka, cierpiałam co prawda, wiesz, burza hormonów i marzeń, ale jakoś leciało. Potem pierwsza miłość, druga, trzecia i tak dalej. Jestem matką, żoną. Niedługo będę babcią – stanęła. Spojrzała na mnie.
- Nie umiem. Nie umiem namalować twojej twarzy. Jesteś taki młody – nagle w jej oczach pojawił się błysk.
- Wyjdź! Natychmiast! Nie chcę cię więcej widzieć! – wskazała palcem bramę ogrodu.
Obudziłem się na podłodze. Wstałem i poszedłem do pracy.
- Dlaczego tak nagle zniknęłaś? – spytałem Asi.
- Wierciłeś się i krzyczałeś tak, że oka zmrużyć nie mogłam, zobacz co ta suka wyprawia – Renata zmieniła taktykę. Klasyczne spodnie, marynarka, fryzura i perfumy. Nie zagadywała nikogo, mało co uśmiechała się. Całkowicie pochłonięta pracą.
Wzruszyłem ramionami, a Asia głaszcząc mnie za uchem usiadła na kant biurka.
- Popatrzymy, popatrzymy. A film już widziałeś? – ucieszyła się jak dziecko.
- Jaki film? – udawałem, że nie wiem, o co chodzi.
- Jak to jaki? Romea i Julię, naturalnie! – aż sama się zaśmiała, ze swojego dowcipu.
- Widziałem, a teraz idź – odeszła nafochana.
Skupiłem się na pracy. Koleżanki przychodziły, uśmiechały się, zagadywały i żartowały. Ciężko pracowaliśmy. Niektóre w formie żartu dawały się obmacywać kolegom, chichotały ze sprośnych dowcipów i swoich facetów. Inne oddalały się i trzymały wszystkich na dystans. Niedotykalskie takie.
Wróciłem do domu styrany. Padłem jak nieżywy.
- Łap go! Nie puszczaj! – krzyczała moja koleżanka. Posterunkowa Grażynka, skacząc wokół mnie i pijanego osiłka.
- E, wy kurwy jebane, suki przeklęte, wszędzie się wpierdalacie! – ryczał ten, zakładając mi przy okazji klasyczny krawat.
- Wwwweeeezzwijjjj ppppommocccc! – wycharczałem ostatkiem sił. Grażynka miała bliżej do radiowozu niż do nas, kiedy tylko podchodziła, olbrzym odganiał się od niej nogą, krzycząc swoje:
- E,wy……..!
Zauważyłem, że z emocji zapomniała, jak obsługuje się radiostację.
Ratując swoje życie, uderzyłem głową do tyłu, trafiając go chyba w nos, bo coś chrupnęło. Puścił mnie, upadłem na ziemię. Zbieraliśmy siły, na kolejne stracie. Właśnie się podnosiłem, kiedy zauważyłem Grażynkę na karku tamtego. Wbijała mu w twarz co się dało.
- E,wy…! – ryczał zalany krwią. Zbliżyłem się i kopnąłem z całej siły w krocze. Stopa odziana w wojskowy but plus siła kopnięcia równa się kwadratowe jajo. Olbrzym zwalił się z cichym jękiem, zwijając w kłębek. O mało nie zgniótł Grażynki.
- To skurwiel jebany, złamał mi tipsa! Stówę mnie kosztował! Tfu! – z godnością, bujając tyłkiem w czarnym moro, maleństwo wsiadło do radiowozu i wezwało przez stację pogotowie ratunkowe. Przypomniała sobie.
Zaspałem. Kurna chata, zaspałem. I do tego znowu leżę na podłodze! Przecież sobie kiedyś kręgosłup złamię. Wybiegłem z domu jak wystrzelony z procy.
Spóźniłem się pół godziny.
- Spoko, szef nie zauważył – mrugnęła do mnie oczkiem Sylwia.
- On teraz nic nie widzi, co się wokół niego dzieje. Zakochany – dodała, rozglądając się na boki.
Udałem zdziwionego.
- To ty nie wiesz? Wszyscy wiedzą! Po same uszy wpadł. W tym wieku! Mógłby być jej ojcem, znasz przecież Gosię? – mało nie zadławiła się nowinami.
- Znam – znałem naprawdę.
- Słuchaj, przecież on ma żonę, troje dzieci, z czego jedno urodziło się kilka miesięcy temu, a do tego kredyt hipoteczny wzięli niedawno, a tu masz ci babo placek – aż jej iskry z oczy szły.
- Wiem, że wzięli. Ma fajną żonę – to też prawda była.
- To co on teraz zrobi, no co? – skąd mam wiedzieć?
Sylwia przyszła do mnie i została do rana.
- Siema! – wstałem z ławy.
- Siema! – podszedłem do krat, rozejrzałem się. Nikogo.
- Jest tam kto? – kobieta, po głosie.
- Ja jestem – nie miałem pojęcia z kim rozmawiam.
- Jebać psy i frajerów! – poniósł się okrzyk.
- Cisza! – profos wszedł na korytarz.
- Jebać, jebać – położyłem się ponownie, tuląc do przykręconego tworzywa. Zasnąłem.
- Zabiłam własnego ojca, bo dobierał się do mnie, jak mu się matka znudziła – ten sam głos.
- Aha.
- Uciekłam z domu, kręciłam się tu i tam. W świecie mnóstwo frajerów, mówię ci. – z pewnością ten sam.
- Aha.
- Ale mnie złapali. Teraz trafię do ośrodka wychowawczego dla dziewcząt, gdzie jedne dopychają drugą do kraty, żeby klientom z miasta łatwiej było nas ruchać – zaczęła płakać.
Spadłem. Do rana nie mogłem zasnąć. Moje kości!
Dzisiaj nie było Renaty. Pracowałem jak mróweczka, koledzy i koleżanki też. Tylko jedna para zniknęła na jakiś czas, ale to normalne. Przyzwyczaili nas do tego. Szefa też nie było. Zmienił się nie do poznania. Lżejszy się stał chyba. Wróciłem do domu i zrobiłem porządki. Jutro mam spotkanie z dzieckiem. Czwartki i Niedziele. Po trzy godziny, jak Sąd przykazał.
- Cześć – była żona zawsze stroiła się, na te parę minut.
- Przecież wiem, co straciłem. Po co się tak wysilasz? – spytałem kiedyś. Zagroziła mi, że jak jeszcze raz taki tekst ode mnie usłyszy, to szukaj wiatru w polu.
- Cześć – jej nowy mężczyzna był jak z katalogu. Całe szczęście, że chociaż Polak, bo inaczej pękłaby z dumy, ta moja kiedyś tam połowica. I z zemsty. A ja jej źle nie życzyłem.
- Co u ciebie Piotrek? – spytał, klepiąc jak kobyłę swoją – moją kobietę.
- Super, mówię wam. Kupuję nowy dom, zmieniam jacht i Ferrari mi się coś znudziło…… - przecież jakoś muszę się odreagowywać, nie?
- He, he, he. Ty się nigdy nie zmienisz, to na razie – nikt nigdy nie całuje tak kobiety wychodząc do garażu!
- Na razie – patałachu.
Dziecko mnie wykończyło. Tata tam, teraz tu, a potem pójdziemy jeszcze… Padłem na pysk.
- Chcę mieć z tobą dziecko! – krzyczała do mnie fanka.
- Ale ja cię nie znam, kobieto! – też się darłem. Tu wszyscy wrzeszczeli. Nie ma to, jak koncert znanego zespołu.
- Zrób mi, tu i teraz! Jestem gotowa! Iiiiiiiiiiii! – piszczała na wpół roznegliżowana kobitka, tak pod czterdziestkę, pijana w trzy dupy.
- Poszła w pizdu! – rockman twardy być musi.
A teraz, szanowna publiczności! Na scenie pojawi się powalający Piotr Kostucha, ze swoim zespołem Całun – iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii – dawała czadu publika.
Wjechałem pod mikrofon na kolanach.
Nie, nie, nie! Mało sobie głowy nie rozbiłem. Trzy centymetry brakowały, żebym wydzwonił w kant szklanego stołu. Ja się chyba zacznę związywać przed snem.
Jestem w pracy.
- Cześć – to była Renata.
- Cześć – i ja
- Już mi przeszło – ładnie pachniała.
- Fajnie – i ja o siebie dbać zacząłem.
- Możemy porozmawiać? – zęby też czyste i dziąsła.
- Pewnie – poszliśmy do lokalu.
Wróciłem nad ranem. Pojęcia nie miałem, że czas tak lecieć może. Zasnąłem w ubraniu.
- Pamiętasz mnie? – głupie pytanie. Jak mógłbym zapomnieć swoją pierwszą miłość? Przecież to twoje imię chciałem dać mojej córce, ale się żona nie zgodziła, zazdrośnica jedna.
Daria – mówiłem przez sen, mając czterdziestostopniową gorączkę.
Daria – kiedy o miłości niespełnionej myślałem.
Daria – gdy o pocałunku pierwszym, czystym wspominałem.
Dar…….
- Zamknij się, to mój sen – przepraszam.
- Nie wiem, jak tu trafiłam. Nigdy nie zwracałam na ciebie uwagi, nie istniałeś dla mnie, po prostu. Aż tu nagle, coś mnie ściągnęło – przecież Dario, ty się w ogóle nie starzejesz!
- To dlatego, że młodo zmarłam….
- Daria, nie….!
O czwartej piętnaście rano stanąłem przed drzwiami.
Prof. Żwapo. Psychiatra. Godziny przyjęć Pn – Pt w godz 7.30- 14.30 - było na tabliczce.
- Dzień dobry – usłyszałem o czwartej osiemnaście. Za mną stanęła kobieta.
- O, już ktoś jest – czwarta dwadzieścia.
- Cześć stary! – czwarta dwadzieścia osiem. Czwórka z trójką padły sobie w ramiona.
- Dzień dobry państwu – za dwadzieścia trzy piąta.
Nie przywitał się ten, który przybył siedem minut przed piątą.
Piąta osiem zaczęło padać. Na dziewięć, oczekujących już osób mieliśmy dwie parasolki. Otuliliśmy się, było ciepło i sucho.
- Piotrek, ty tutaj!? – rany boskie, Renata!
- To co panu dolega? – spytał majster od klepek.
- Lubuję się w kobietach – jak prawda to prawda.
- Aha. Lubi alkohol – notował profesor.
- Nie, nie alkohol. Kobiety – poprawiłem.
- Co proszę? Narkotyki? Nic się nie stało. Wykreślimy – sięgnął po długopis.
- Kobiety! – wydarłem się.
- Coś pan taki nerwowy? – podskoczył Żiwaho.
- Cicho, słyszycie? – usłyszałem pod drzwiami. Byłem w końcu pierwszym pacjentem, a tłok za mną panował, że hej.
- He!? Ręka lekarza powędrowała do własnego ucha. Co jest z tym aparatem, jak zdrowia pragnę. Bardzo pana przepraszam, wczoraj żona wyprała mi go razem z koszulą, może to dlatego – postukał, podmuchał i zamontował.
- Jeszcze raz, od początku, co dolega? – nachylił się, żeby lepiej słyszeć.
- Spać nie mogę – dotarło.
- I co, to wszystko? – chyba był zawiedziony. Przytaknąłem. Dostałem tydzień zwolnienia i leki na sen. Wróciłem do domu pod wieczór, bo lekarz się spóźnił dwie godziny i wracając trafiłem na szczyt popołudniowy.
- Koleś! – otworzyłem oczy.
- Chodź! – poszedłem.
- Umrzyj – umarłem. Podobno przedawkowałem. A ja tak lubię spać!
- I oto leży przed nami Piotr – zaczął cywilny mistrz ceremonii. Rozglądnął się. Nikogo nie było.
- Trzymaj się stary – klepnął urnę z prochami i zmieszał mnie z błotem. Padało. Sam opłaciłem wcześniej wszystko, jeszcze za życia. Taka była moja ostatnia wola. Nie chcę nikogo na pogrzebie. Mam zostać spalony i rozsypany. Żadnych śladów po moim istnieniu.
Tylko czarne kruki. Tylko one mnie żegnały. Tak chciałem.
Bo śmierć, to rozrywka dla prostaków. Nie to, co miłość…….
Jak ja lubię spać…
Dzyń! Dzyń! Dzyń!

- Telefon zaufania, słucham?
- Kochasz mnie?
- Proszę?
- Pytam się, czy mnie kochasz?
- Przecież ja cię nie znam.
- No i co z tego, tak w ciemno, kochasz mnie?
- Ale kto ty jesteś?
- Kobieta, kochasz czy nie?
- Nie wiem co powiedzieć.
- Nie zrozumiałeś pytania?
- Zrozumiałem, tylko…..
- Co, tylko? W miłości nie ma tylko, jest tak albo nie. No więc?
- Nie wiem, masz problem, pogadajmy.
- O czym? O miłości?
- Słuchaj, poczekaj momencik, zaraz przyjdzie specjalista, poproszono mnie, tylko na chwilkę, żebym zastąpił tu kogoś, zaczekasz?
- Kochaj mnie, proszę.
- Jak, gdzie, nie znamy się, nie wiem o tobie nic, absolutnie.
- Masz rozmowę, żeby poznać. Jedną.
- Mam zadawać pytania?
- Nie musisz, wtedy się rozłączę, ale ten telefon jest po to, żeby pomagać, nie?
- Ile masz lat?
- A fe, kobiety się nie pyta o takie sprawy, jestem pełnoletnia, wystarczy?
- Tak, zupełnie, jak, ten tego…..
- Jak wyglądam? Ha,ha,ha. Jestem tłustym morświnem ze sporą nadwagą, opasłą twarzą, oczy mi ledwo patrzą na ten Boży świat, mała jestem, krótkie nogi mam, racice takie, groszki z przodu, kalafior z tyłu, albo nie, zaczekaj, wystrzałowa jestem, wiesz, metr osiemdziesiąt, włosy do ramion, jakie wolisz, takie mam, biust fajniutki, oczy super, tyłeczek całkiem, całkiem, laska ze mnie, jednym słowem, kochasz?
- Coś ty, nie o to mi chodziło. Jak masz na imię?
- Gówno ci do tego! Jesteś taki sam, jak wszyscy faceci, świnia, cham i idiota w jednym, nie potrzebuję waszej miłości.
- To nie, chu….. tid,tid,tid.
- Ci w du…..
- Ktoś dzwonił?
- Nie, pomyłka.
- Całe szczęście, że przyszedłeś, biegunkę taką mam od rana. Odbierzesz Karola z przedszkola?
- Pewnie, nie ma sprawy, już jadę.
- Renata?
- Tak?
- Kochasz mnie?
- Piotrek, odbiło ci? Co to za pytanie?
- Nie, faktycznie, źle się czuję, jadę po małego, czekamy w domu, może położę się na chwilę....
- Dzyń, dzyń, dzyń.
- Telefon zaufania, słucham?






* Gazetka piekielna nr 1 *


Dzień dobry. Jam Zefirek. Stworek - redaktorek. Jestem diabłem czwartej kategorii ( ukłony dla Pana Sergiusza). Mam wątpliwą przyjemność tworzyć gazetkę piekielną, dzięki czemu możecie przeczytać pierwszy jej numer. Nigdy nic nie pisałem, ale ciekawość... Zapewne zdziwi was, że ktoś tak zielony, cha,cha,cha. Żart. Ktoś tak czarny, robi to co ja. Dla mnie zagadka. Ale z poleceniami się nie dyskutuje. Zwłaszcza z samych dołów. Jestem tutaj nowy, więc wybaczcie, rozejrzę się troszeczkę, a później i o Was coś napiszę. Na początek:
Jesteście źli, źli, źli! Ty, ty i ty też! U - A!
A teraz, do rzeczy!

Wiadomości z piekła rodem.
W kolejnych miesiącach wymienione zostaną wszystkie gwoździe w łożach. Pojawiła się grupa, rzekomo trzymająca władzę z żądaniem skrócenia długości. Gwoździ nie łóżek. Pomysł odrzucono.
Uruchomiono kolejne kotły. To już tysięczne miejsca pracy.
Zakończono konkurs na stanowisko kierownika działu zaopatrzenia. Niejaki Boruta wygrał w cuglach, bijąc na głowę konkurencję z Rumunii, Danii i Holandii.
Nadal brakuje węgla.
Nowe władze obiecują szybką poprawę.


Kultura.
W Teatrze Piekielnym, kolejny odcinek sztuki: kurwy, chuje, miernoty i złodzieje.
Reżyser: taki jeden.
Scenariusz : życie.
Występują : lustereczko, powiedz przecie, kto?
Dział podróżniczy.
Dla wszystkich zasłużonych diabłów organizowany jest wyjazd na Majorkę. Weekendowy pobyt – um sonst. W programie tańce, harce i swawole.

Ekspedycje.

Wreszcie nadeszła wielkopomna chwila. Rusza specjalistyczna wyprawa. Na czele Ekspert Boruta. Cel. Poprawa jakości i ilości dostarczanego węgla.
Z pewnością się powiedzie. Pytany o szanse kierownik tajemniczo się uśmiecha. Obiecał relację w następnym wydaniu gazety. Mamy wyłączność.


Sport.
Piłka kulista.
Aniołki – chochliki – 2:1
Mniej święci – skrzaty – 1:1
Świętojebliwi – kochający inaczej – 2:4 – w trakcie meczu doszło do rozruchów na trybunach. Interweniowały niebiańskie i piekielne zastępy.
Prorocy – czarownice – 0:0 – mecz rozegrany przy pustych trybunach, po ostatnich zamieszkach.
Geniusze – debile – 9:0 – wszystkie bramki samobójcze, przy czym drużyna gospodarzy wystawiła tylko jednego gracza na pozycji prowokatora, pozostali pili w szatni wino. Mszalne oczywiście.
Święci – złodzieje – mecz przerwany w trzynastej minucie. Ktoś buchnął piłkę kulistą. Nowy termin – kiedyś tam.
Dziewice – mordercy – 3:3 – przy zejściu do szatni, po pierwszej połowie zasztyletowano sędziego. Znaleziono następcę, lecz po przerwie zabrakło dziewic. Ach te kobiety, co one widzą w zabijakach?

Polityka.

Kolejne obrady sierpa i młota z udziałem przedstawicieli nieba i piekła z elit. Jak to w polityce. Spotkali się, pogadali, wypili, zjedli, naobiecywali i koniec. A żeby was tak piekło....



Nowości.

Nowością w piekle jest pani Gienia. Przez lata zamiast na buty dla córki słała na konto ojca hulaj dusza. Tłumaczyła się, że to na geotermię. Jak tak lubi ciepło stało się po jej myśli. Obecnie lamentuje. O tak. Olaboga, olaboga! Nie chciała udzielić wywiadu. To nie, łaski bez.

Dział poezji.
Tępy jestem. Nic nie wymyślę. Chętnych do współpracy poszukuję. Za frico ma się rozumieć. Żadnych forów na Sądzie. Czekam na oferty.E, poeci z drugiego działu, radzę się szybko decydować. Redakcja dysponuje niezłym materiałem. Każdy ma własną tekę, ale o tym kiedy indziej. Pierwszy dostanie prawo spalenia kwitów i pójdzie w ślad za nimi. Beztalencia!
Tylko mi się tu nie pchać! Potrzebujemy prawdziwych fachowców.

Ogłoszenia.

Pan Zenek szuka swojej luby. Chodzi i marudzi. Niemożliwe, niemożliwe, to się w głowie nie mieści, żeby ta franca poszła do nieba. Luba, zgłoś się w okolice kotłów. Chyba, że dostałaś rozwód. Wtedy się nie zgłaszaj. Nic nam po tobie.


Dział techniczny.

Potrzebny specjalista do kręcenia kołem. Może być z poglądami lewicowymi bądź prawicowymi. Wszystko jedno, byle się kręciło. Ze środka nie potrzebujemy, bo znowu przehandluje, koło i pół piekła.


Biznes. Kursy czegoś tam.


Zdrada - trzy kopniaki w dupę.
Całus - dwa westchnięcia.
Głaskanie po główce - uśmiech jeden.
Wkurwienie - w tej chwili nic nie warte, ale może coś się zmieni.
Litość - pusty śmiech.
Lenistwo - dobra kanapa.
Miłość - handel wstrzymany do odwołania z powodu braku towaru.
Żarłoczność - cztery baryłki tłuszczu.
Pozostałe kiedy indziej.



Dział porad Pana Twardowskiego.


Nigdy nie bierz się za interesy o których nie masz bladego pojęcia.



Prognoza pogody.
Gorąco. Inaczej się nie zapowiada. Do tego parno i duszno. Zanosi się na burzę.

Reklama.
Chcesz być biały i latać?
Pij mleko i stosuj podpaski wyłącznie ze skrzydełkami.
Koniec reklamy.



Dziękujemy za dotrwanie do końca. Następny numer za czas jakiś.
Redakcja.

Dodatek specjalny.

U-A! Heh! To znowu my! Jacy jesteście, już wiecie? Dobrzy, mili, łagodni i uprzejmi. Żart. Jedziemy dalej!
Z okazji - okazji będzie impreza. Poniżej przedstawiamy piekielny program artystyczny. Większość koncertów odbędzie się w rejonie stacji przeładunkowej DNO.
Ponieważ sporo artystów jest na miejscu nie będzie kłopotów z ewentualnymi spóźnieniami. Co prawda przewidujemy malutki występ gwiazd z innego wymiaru, ale i tutaj środki techniczne służą nam pomocą. Przejdźmy do konkretów. Popisy rozpocznie na scenie z lewej strony :

Rammstein utworem Keine lust. Tak na dobry, lekki początek.
Następnie zaprosimy :
AC/DC , którzy zagrają nam Highway to hell. A potem to już z górki.
Sepultura – Arise.
Megadeth – Symphony Of Destruction.
Metallica – Kill”em All.
Zenon Band - Ulalala.
Kryśka Gruba Dupa - Kocham Cię.
Heniek Modniś - A ja Ciebie nie.

Jeśli pozostali artyści wyjdą na czas z kotłów będzie jeszcze ciekawiej i straszniej.


Jak już wspominaliśmy gościnnie wystąpią także chóry anielskie. Jednak ze względu na odległość i bezpieczeństwo transmisja odbędzie się co prawda na żywo, ale na pieklobimie i to tylko w rejonie piekielnych kolonii karnych. Po koncertach rozpoczną się liczne turnieje.

Konkurs w lotach bez skrzydeł.
Rodeo na ośle.
Szukanie dziewic na czas.
Transfuzja bez zezwolenia, bez krwi i bez sensu czyli jazda w kotle.
Pływanie w szlamie.
Strzelanie z łuku Amora. Właściciel zgodził się udostępnić ślepą amunicję w zamian za czasowe obniżenie temperatury jego kotła.

Ze strony technicznej, nad prawidłowym zabezpieczeniem imprezy czuwać będzie jednoosobowa firma wylecz – zabij doktora Jekyll i pana Hyde.


Wejście na imprezę jest bezpłatne, jedzenie ciężkostrawne, można palić, pić i nie tylko. Wszystkiego do woli.


Zawiesza się na ten czas tortury i rekrutację. Powracają dalekie ekspedycje. Jest to moment szczególny, służący przemyśleniom typu :

Co ja tu, kurdę molek robię?
A teraz, coś z serii historyje mchu i paproci, dzisiaj test na inteligencję. Achtung! Paszoł!
Zadanie pierwsze :

Abdnaszk dbsdgyewns swuswmnsma swuisma oom qoqqom,sioow sooqqlq,aiq9kewk!


Pytanie – Co autor miał na myśli?


Zadanie drugie :


Adbsmnzjkskl, dosdkle,siw s oswsm,xmm o sxsolodwm[[q’ 9eeodkq… wpwepodimd d?

Pytanie – Dlaczego występuje tu wielokropek?


Zadanie trzecie :





Pytanie – Jak myślisz, co oznacza ta pustka?



Zadanie czwarte :


Ugabuga,omanega!


Pytanie – W jakich okolicznościach i kto może używać powyższych zwrotów?


Zadanie piąte:

Dopasuj dwie takie same figury, na czas. Czas, start!

- kwadrat, w środku romb, w środku kółeczko, w środku punkcik, na zewnątrz kropeczka, zgadnij z której strony?
- kwadrat, w środku romb, w środku kółeczko, w środku punkcik, na zewnątrz kropeczka, na pewno nie z tej strony co myślisz.
- kwadrat, w środku romb, w środku kółeczko, w środku punkcik, na zewnątrz kropeczka, chyba.
- kwadrat, w środku romb, w środku kółeczko, w środku punkcik, na zewnątrz brak kropeczek, ale możesz dorysować, gdzie chcesz i tak ci nie zaliczymy.
Zadanie dla prymusów:
- Weź sobie odpowiedz sam na pytanie: Po chuj ja to właściwie czytałem/ czytałam. Wyniki :


- rozwiązane jedno zadanie – myślisz.
- rozwiązane dwa zadania – dobrze myślisz.
- rozwiązane trzy zadania – całe szczęście, że myślisz.
- rozwiązane cztery zadania – o mało co geniusz, ale i tak nieźle kombinujesz.
- rozwiązane wszystkie zadania – gdyby powyższy test miał certyfikat byłbyś geniuszem, ale nie ma. Reklamacji nie uwzględnia się. Pomyśl jak nadać mu klauzulę piekielnego testu inteligencji.
- nierozwiązane żadne zadanie – brawo, jesteś normalnym człowiekiem, nic ci nie grozi, może odrobina humoru, pomyśl co zrobić, żeby go było w Twoim życiu więcej.


Redakcja nie ma zielonego pojęcia, ale na koncertach będzie na pewno, z czego zda obszerną relację.



* Wigilia *


Nadeszło święto. Dawno oczekiwane. Reklamowane. Niepowtarzalne. I przyszedł do domu jednego gość nieoczekiwany. Myśleli wszyscy, że to duch zmarłego, bo nie wierzyli sercem całym w istnienie jego. I wybiegli z domu szybciutko krzycząc :
- Aaaaaaaaaa!
Zostawili na stole dwanaście potraw i masę wódki. I usiadł gość zasmucony sam do stołu. Pomyślał :
- Nie, to bez sensu. Tu nie ma wiary żadnej.
Po czym wstał i poszedł dalej. Wrócili do domu zbiegowie. Zimny wiatr orzeźwił ich umysły. Bzdura taka zbiorowa. Podszedł do stołu pan Stanisław, rozlał kieliszki, tak na dobry początek :

- No to siup! W ten głupi dziób!



I szedł zmarznięty przez pola, bo zima była sroga tego roku. Zobaczył światełko. Daleko, daleko.
- Może tu coś znajdę ?
I wszedł do domu, bo moc miał w sobie, przechodzić przez rzeczy i ludzi na wskroś. Za stołem liczna rodzina. Na stole butelki. I przeszedł przez ludzi i przeszedł przez szkło.
- Nic tu po mnie.
Zasmucił się wielce na taką ilość jadu w ludziach i procentów na stole. I opuścił po raz drugi, pokonany ludzkie siedlisko. Niezauważony.
- Wstał w tym momencie lider stada. Podniósł szklanicę do góry i wskazał baranom drogę.
- No to siup! W ten głupi dziób!

Stąpał smutny po ziemi, dwa razy pokonany. Doszedł do drogi asfaltowej. Za nią blok zobaczył. Stary, zbudowany za komuny. Ale jemu to nie przeszkadzało. Ani, że stary, ani, że przez czerwonych postawiony. Wszedł więc do środka pełen nadziei.
- Ja cię kurwo zabiję! Rozumiesz? Zajebię cię suko! Tato nie….!
- No to siup! W ten głupi dziób!
Usłyszał zaraz na wstępie. Będąc jeszcze na klatce. I upadł po raz trzeci, chyląc się do ziemi. Ale powstał, bo wierzył w człowieka. I udał się w inne, odległe miejsce, bo oprócz przenikania miał także zdolność podróżowania w czasie i przestrzeni. Taką moc miał w sobie bowiem.
Trafił do pięknej willi z syto zastawionym stołem i eleganckimi trunkami. Wszyscy milczeli, więc przeniknął ich tam i z powrotem. Zdziwił się widząc zdradę wszędzie i myśli okropne. Wyszedł pokonany po raz czwarty. Sam nie wiedząc, co dalej czynić ma.
- No to siup! W ten głupi dziób!
Zrezygnowany trafił do szpitala.
- Pomóż mi jedyny ! Mnie uratuj !
Słyszał wokół. I zasmucił się bardzo, bo nikt go nie zauważył. Błagali jedynie o coś, co sami potrafią. Zaszedł do dyżurki. Po raz piąty. Słabo mu się zrobiło bowiem.
A tam lekarze i pielęgniarki zalewali akurat drążące ich robaki. I zasmucił się okropnie, widząc, że marny robak wyżera ludzi i ich potęgę. Wyszedł jak zawsze.
- No to siup! W ten głupi dziób!
Chodził tak od miejsca do miejsca. Nie raz upadał. Zawsze wstawał. A tych miejsc nie było wcale piętnaście. Więcej , o wiele więcej. Spotykał bijatyki, modlitwy, prośby i groźby najczęściej z promilami.
- No to siup! W ten głupi dziób!
Wkurzył się okropnie ojciec jego.
- Wracaj do domu, chłopie, bo się przeziębisz! Ja to załatwię!
Lecz pamiętał, czym skończyła się poprzednia interwencja starego. I podniósł głowę, żeby się upewnić. Tak dobrze pamiętał. Wszystko poszło do góry. Lata i kręci się tam tak. Czasem coś spadnie. Zamieniła się pycha i głupota w mgnienie oka, mimo, że nie było na ziemi wtedy proroka.
- Daj spokój tato, nie widzisz? Pogubili się trochę. To wszystko.
- To wszystko mówisz, dziecko drogie? No dobrze. Pokaż mi jedno miejsce. Wtedy odpuszczę.

Zimno robiło się coraz bardziej. Wszedł wędrowiec do szopy, żeby się ogrzać.
Zobaczył bydło, leżące na ziemi. Matka lizała właśnie swe cielę, przytulona dając mu ciepło. Kiedy wszedł spojrzała na niego.
- Wystarczy. Widziałeś ojcze?
Jeśli bydło potrafi i oni się nauczą….



* Gazetka piekielna nr 2 *


Szanowni Państwo!

Miło nam poinformować, że nasza skromna Gazetka nie została pomyślnie przyjęta. Piekielny gniotek będzie sie jednak ukazywał dalej, czy chcecie czy nie. Nie od razu Kraków zbudowano, też problemy były, a jednak! Żart. Pójdźmy więc za ciosem. Zgodnie z sugestią chochlika
wprowadzamy nowy dział. Z linii frontu.

Kultura.
Teatr.

Z okazji nadchodzących Świąt na scenę wchodzi sztuka – Chcieliśmy dobrze.
W roli głównej Adam i Ewa.
Chętnych zapraszamy w rejon kotła trzysta piątego.
Kino.
Premiera filmu Szatan z siódmej klasy, w roli głównej Jędrek, twój kolega z sąsiedniej ławki.
Polityka.
Jak donoszą nam dobrze poinformowane źródła w kurwidołku zwanym Ziemią karzeł powiedział do karła – ty karle.
Miejscowy, piekielny karzeł poproszony o komentarz odpowiedział :
- w dupie to mam – koniec cytatu.
My też.
Redakcja
Biznes. Kursy czegoś tam.

Kłamstwo – raz w ryj.
Włazidupstwo – dwa splunięcia.
Miłe słowo – ukłon z uśmiechem.
Przekleństwo – nic nie warte, czekamy na zmiany stóp procentowych.
Wyścig szczurów – bieg do kibla z przeszkodami.
Uczciwość – nie handlujemy egzotyką.
Marazm – orgazm – może być udawany.
Pozostałe kiedy indziej.

Z linii frontu.

Piekielny Sztab Generalny, wprowadzony w błąd przez oficerów sztabowych z ostatnich wojen światowych dokonał pomyłkowego desantu grupy dywersyjnej o kryptonimie „ Jabadabadu”,
w wyniku czego dwa czorty odniosły poparzenia drugiego stopnia piekielnego w styczności z wodą – nasze laboratoria analizują, czy była święcona. Akcję przeprowadzono w związku z ryciem pod nami przez takiego jednego. Część sztabowców została przesunięta na odcinek eksploatacji miału. Korzystając z okazji redakcja pragnie podziękować w tym miejscu wszystkim, którzy odpowiedzieli na naszą Odezwę w numerze jakimś tam i wzięli udział w ćwiczeniach bojowych „ Nie daj się pokropić”.
Dział techniczny.

Pilnie poszukujemy pracownika na stanowisko – sadysta. Gwarantujemy wynagrodzenie w wysokości pięciu kawałków lodu na trzy pocenia się i robotę non stop.

Jednocześnie prosimy, aby nie zgłaszali się do nas masochiści. To nie jest cyrk ale piekło.
Sport.
Rozpoczyna się faza grupowa rozgrywek w pluciu jeden na drugiego.

Wyniki pierwszej rundy.

Źli – dobrzy – mecz przełożony z powodu braku zawodników w drużynie gości.
Sodoma i Gomora – owoce miłości – 21:33
Zakonnice - alfonsi - po pierwszej połowie drużyna gospodarzy nie wyszła na płytę. Według wstępnych informacji została sprzedana daleko, daleko. Mecz oddano walkowerem dla przyjezdnych.
Świadkowie – ci co nic nie widzieli – 11:0 – drużyna gości ani razu nie trafiła w przeciwnika.
Posłowie – reporterzy – mecz przerwany z powodu zasmarkania się obu drużyn. Jak wykazały badania obie ekipy używały środków dopingujących.
Radni – adwokaci – 3: 47
Mężowie – teściowe – przy stanie 15:25 doszło do bijatyki. Mężowie zostali pokonani w obu przypadkach.



Porady dr Freuda.

Nie rób nigdy nic na siłę. Ogórek jest jak kij. Ma dwa końce i można go wyrzucić. Kup mniejszy albo obróć, zanim wsadzisz gdzie chcesz.

Ogłoszenia.

Sprzedam rogi. Świeże. Niedawno przyprawione. Jeleń.

Do redakcji zgłosiła się pani Luba. Zenek gdzie jesteś?

Nowości.

Do piekła trafił pan J. Prosił o anonimowość. Za co? Sam nie wie. Jak pamięta, zawsze żarł mięso i popijał wódą. Spojrzeliśmy w akta. Rzeczywiście tak było. Nie powinien. Żreć mięsa tylko rybę. Sprawiedliwość musi być.

Ekspedycja.
Ni widu ni słychu.
Dział poezji.
Leży, chociaż jest u nas wielu piszących. W kotle papier się rozpuszcza?
Dlatego mła, naczelny chirurg, pochlastaj się i wstań, wprowadzam dział: opowieści mchu i paproci. Dzisiaj pokudłana historyjka z zakresu, nie chcem tego słuchać ani czytać, ale muszem, bo coś mnie pcha, ciągnie i namawia. Uwaga! Tutaj wskazówka. To my! Piekielni rogacze. Diabeł Was podkusił, to czytajcie!

* Jazda *

- Ja już nie mogę !
- Stop !
- Niech ktoś to w końcu zatrzyma !
- Niedobrze mi !
- Nienawidzę się kręcić !
- Nie tędy !
- W inną stronę !
- Skręcaj baranie, skręcaj mówię !
- Nie mogę !
- Jeju, kiedy to wszystko się skończy !
- Zaraz zwymiotuję !
- Ej, koleś, nie klej się do mnie !
- Sam się nie klej !
- Uważaj, dziura !
- No dobra, trzymać się, bo puszczam pawia !
- Aaaaaaaaaaaa !


xxxxxxx

- Jak tam chłopaki, wszyscy ok. ?
- Łupie mnie w feldze.
- Od tego pawia rozerwało mi wentyl.
- Mnie tam wszystko jedno. I tak byłem łysy jak kolano.
- Cicho ! Wychodzą !


xxxxxxx

- Oj Antek, Antek, kiedy ty wreszcie nauczysz się jeździć ?
- Jak zdam egzamin na prawo jazdy.
- To chyba trochę potrwa.
- Na pewno.
- Zobacz, rozwaliłeś sobie całą brykę.
- E tam, nie taką całą, zresztą to był i tak złom, ale koła się jeszcze do czegoś przydadzą.
- Nieeeeeeeeee!!!
cdn.
Dziękujemy za uwagę. To wszystko. Na razie.
A, zapomniałem. Jesteście źli! Ty, Ty i Ty też! Nie chowaj się i tak Cię znajdziemy! U - A !
Redakcja


* Śmierć *



Słuchajcie homo - coś tam. Zbliża się moje święto. Z tego tytułu wygłoszę króciutkie przemówionko. A co tam. Raz kozie śmierć ! Ha, ha, ha ! Żart.
Na początek mały wytyk. Dlaczego chcecie być we wszystkim najlepsi ? Myślenie. Życie. Technika. W końcu dobieracie się do mnie. Też chcecie być lepsi ?
Po to chyba ciągle coś nowego pojawia się na polach walki. I tak i siak mnie nie prześcigniecie. Na szóstkę umie bowiem ten, co na samej górze. Na piątkę ja. Na czwórkę, początek tego czegoś, co muszę na końcu i tak poprawiać. Na trójkę ci z was, których tak przeceniacie. Reszta to miernoty i szkoda gadać. Przejdźmy wobec tego do konkretów. Pytacie się często, dlaczego ? , dlaczego ? , dlaczego ?
Dlaczego mnie, dlaczego teraz, dlaczego nie kogoś innego ?
Po pierwsze - żeby było do pary.
Po drugie - krócej się nie dało, bo się widocznie nie wyrobiłam. Dłużej też nie można, bo będzie nudniej, bezmyślniej, i jeszcze bardziej porąbanie niż jest obecnie.
Po trzecie - jak mówiłam - żeby było do pary.
Nie uciekajcie, nie chowajcie się jak szczury. Desperaci wychodzący mi na przeciw, też nie robią na mnie wrażenia.
Na mnie nic nie robi wrażenia, bo ja nie wiem co to ogólnie jest. Pleciecie mi w waszej ostatniej drodze jakieś farmazony o miłości, chęci, pragnieniu, nadziejach. Ja nie wiem o co biega. Kiwam, co prawda głową na tak, ale tylko dlatego, że mi się kaptur z czaszki na facjatę zsuwa. Obie kości zajęte. Kosa w jednej i wierzgający osobnik w drugiej. Nie mogę iść na ślepo, bo kto mnie poskłada, jak się wykopyrtnę i rozpadnę ? Chyba nie wy.
Siedzieć i czekać na czterech literach jak pan B. przykazał. Namnożyliście się do takich rozmiarów, że od ponad wieku lecę na sterydach, które często z was wypadają. Jestem stara i zmęczona, dlatego z szacunkiem do mnie proszę. W dniu mojego święta kupić, co należy, przyjść, zadumać się i do domu. Nie zapominać, że ja z wami też łatwego życia nie mam.
Na koniec krótka historyjka. Nie wiem dlaczego, ale dopisuje mi od jakiegoś czasu wisielczy humor. Ha, ha , ha ! Znowu żart.
Otóż proszę sobie wyobrazić, że jeden z waszych chciał mnie zabić .... kosą . Jak się spotkamy, to sami sobie ją obejrzycie.

* Gazetka piekielna nr 3 *

Witam serdecznie Państwa już w piątym numerze naszej piekielnej ściereczki. Dla przypomnienia, Zefirek jestem. Duma mnie rozpina jak przeterminowany jogurt owocowy swoje opakowanie. Pęknę, pęknę, nie, wytrzymam. Na początek:

Kultura.
Przy kotle sześćset sześćdziesiątym szóstym / zbieżność przypadkowa / odbędzie się finał konkursu – śpiewać każdy może. To już trzecia edycja. Tym razem pod hasłem – o sialala – rozwiń temat. Przypominamy, że osoby biorące udział w finale muszą mieć najmniej jeden procent odurzenia duszy, czymkolwiek / smrodem, alkoholem, fajami, prochami czy po prostu obuchem / .


Uroda.
W dolinie odpadków rozpoczynają się kolejne warsztaty – ale mi dobrze, że dobrze mi tak. Prowadzi Markiz de coś tam ze swoją najlepszą uczennicą – Justyną. Tytuł obecnych szkoleń – przez masaż do serca albo gdzieś tam.

Wiadomości z piekła rodem.
Z powodu ciągłych skarg sąsiadów piekła / o tym kiedy indziej / rozpoczyna się montaż kotłów nowej generacji. Z przykrywkami. Ciszej, taniej oraz bardziej ekologicznie można ugotować będzie każdego chętnego albo mniej zadowolonego. Wprowadza się także urządzenie zwane taśmociągiem do transportu opału. Przyśpieszy to znacznie czas gotowania i zwiększy przepustowość kompostowni w dolnych rejonach.

Ogłoszenia.
Sprzedam ogon w dobrym stanie lub zamienię na marchewkę i kijek.
Redakcja nie ma pojęcia o co chodzi, ale za ogłoszenie nieźle zapłacono.

Ekspedycje.
Nareszcie wiadomość od specjalistycznej grupy badawczej.
< Obrobili nas w pociągu. Przyślijcie nowe rogi, widły i trochę kasy. >
Wysłaliśmy. Jesteśmy z was dumni, że nie daliście się zabić.


Sport.
Wczoraj odbyły się półfinały w pitoleniu. Oto wyniki.
Lewica – rada adwokacka – dwa pitolnięcia do czterech pitolnięć.
Rzecznicy prasowi – dziennikarze – zapitolili się na śmierć. Nie wiemy jak to możliwe, ale stało się.
Prawica – rząd – pitolą bez przerwy, czekamy na zakończenie.

Nowości.
Pojawiła się u nas Mania. Biedaczka uwierzyła, że zbierając brud między palcami nóg, później go wąchając grzeszy. No i stało się . Rozmawialiśmy z nową osóbką. Pytaliśmy.
- Dlaczego to robiłaś, no dlaczego?
- Mania, mania, mania – odpowiadała, o co jej chodzi?

Poezja.
No dobra, zmusiliście mnie swoim lenistwem.
Piekło, piekło,
Kto cię lubi?
Nikt.
Tak mi się tylko rzekło.

Tfu! Pogadamy jak tu przyjdziecie.

Dział techniczny.
Potrzebny fachowiec do ostrzenia rogów. Od zaraz. Praca marna, zarobki jeszcze bardziej. Gwarantujemy ostrą jazdę bez trzymanki.
Ogłoszenie:
Masz chęć powiększyć swój dorobek? Być na tzw. „ Topie? „ . Zawsze, bez przerwy, ograniczeń i wyrzeczeń? Być zdrowym, szczęśliwym i żyć długo w dostatku? Nic prostszego. Oto przybył do waszego pięknego kraju Mag nad Magi / nie mylić z przyprawą do rosołu ! /. Utytułowany, a jednocześnie tajemniczy. Nieznany, a przy tym wszędobylski. O mocy ogromnej i posturze znikomej. Jest do Waszych usług. Tylko dla zainteresowanych. Szarlatan z Bożej łaski, czy ludzki geniusz? Kłamca, kłamca, a może cudotwórca? Tutaj i teraz, Szanowni Państwo! W każdy szesnasty dzień, po nieparzystym piątku, licząc według kalendarza plemienia Zonk, rano od godz. 7.00 do 7.15 czasu wschodnioafrykańskiego i wieczorem po godz. 20.00, przez osiem minut, licząc od wczesnej fazy księżyca, jeśli jest jego pełnia, a od póżnej, gdy go nie ma / cokolwiek by to miało oznaczać /, proszę się skoncentrować. Osoby znerwicowane łączą się telepatycznie za pomocą klucza - oooommmm. Osoby pesymistycznie nastawione do życia, z brakami w uzębieniu używają – uuuummmmm. Pozostali, posiadający pełny zgryz łączą się za pomocą – rrrrrrrrrrrrr. Po kilku seansach otyli będą szczupli, głupi – mądrzy a brzydcy – piękni. Ponieważ Mag nad Magi / podobieństwo do bulionu przypadkowe/ udostępnia swoją siłę zupełnie za darmo, wręcz bezinteresownie, reklamacje nie będą uwzględniane. Polska korzysta z promocji i jej obywatele mogą używać magicznej mocy dożywotnio. Dla niedowiarków Mag nad Magi przedstawia receptę na niewidzialność : w ciemną noc / a są jasne ? /, ubierz się na czarno. To powinno wystarczyć. Za mało ? No dobra, prawdziwe z Was niedowiarki. Podajemy dalej. Znajdż czarnego koguta / w czarną noc trudniej go trafić niż szóstkę w lotto, ale próbować zawsze można/. Jak go znajdziesz to go złap /ha-ha- ha/. Wsadż kura na swoją głowę. Pluj raz w lewo, dwa razy w prawo / nie pytajcie dlaczego ,tylko plujcie/. Okręć się wokół siebie, dwa razy w jedną tylko stronę – wolny wybór macie. Spraw, żeby kogut zapiał /konia z rzędem temu kto wie jak to zrobić/. Gdy zapieje staniesz się niewidzialny. To wszystko. Recepty na pozostałe drobiazgi, telepatycznie, w czasie wskazanym powyżej. Odlicznie czas zacząć….

Kursy czegoś tam.
Fachowiec – stu amatorów
Dobra kochanka – pięć żon.
Niezły kochanek – bezcenny.
Rogacz – nic nie warty.
Śmierdziel – spanie pod łóżkiem.
Kochanie – wszystkie skarby świata.
Zazdrość – bukiet kwiatów.
Prostytutka – sama wycenia – nie mieszamy się w kursy odgórnie regulowane.

Opowieści mchu i paproci:
* Jazda cd. *
- Zwolnij Antek, do jasnej cholery!
- Uspokój się skarbie, nad wszystkim panuję.
- To dlaczego przed chwilą, przy hamowaniu mało sobie głowy nie rozwaliłam?
- Bo, po pierwsze przed nami jedzie baran, co nie rozróżnia żółtego od czerwonego, po drugie, jakbyś rano nie malowała się tyle, to teraz nie bylibyśmy spóźnieni.
- Tak? A kto siedział do drugiej w nocy przy komputerze?
- Cicho bądź kobieto! W niedzielę zawsze siedzę. Gra liga polska, szkocka i niemiecka. To moja pasja. Wiesz chociaż, kto to jest Nakamura?
- Sushi?
- Nie, japońska maszynka do strzelania goli, ze stałych fragmentów gry w Celtiku Glasgow.
- A co to mnie może obchodzić? Mówię tylko, że jedziesz jak wariat.
- Ja? Nie widziałaś chyba wariata.
- Uważaj!
- Co, uważaj! Tamten osioł niech uważa!
- Przestań tak na niego trąbić! Jeszcze będą problemy!
- Niech tylko spróbuje coś sapać! Gamoń jeden!
- Zwolnij!
- Uspokój się!
- Zwolnij mówię!
- Cicho, muszę się skoncentrować!
- Zwolnij, bo wysiadam!
- Bardzo chętnie, gdzie mam się zatrzymać?
- Ty gburze! Aaaaaaaa!




xxxxxxx


- Dlaczego jestem kołem?
- Mogłem zostać płozą i wywozić obornik na pole.
- Znowu powyginał mi felgę.
- A ja jestem z siebie dumny. Wytrzymałem, nie puściłem pawia.

xxxxxxxxx

- Ty cholerny macho! Nieodpowiedzialny skurczybyku! Ja mam mieć z tobą dzieci!? Ty się nawet na kierowcę nie nadajesz ! O Boże, co to ? Krew! Jeju! Ty krwawisz! Kochanie, co ci się stało?
- Nic, przywaliłem łbem w kierownicę, jak hamowałem, żeby nie uderzyć w tamtego kretyna. Następnym razem zapnę pasy. Ile razy można mieć prostowany nos?
- Chryste Panie! Skarbie! Poczekaj, dam ci chusteczkę. Chodź, pocałuję, żeby tak nie bolało.



Dział porad.

Odezwa:
Ludzie!
Zróbmy rewolucję!
Niech od jutra każdy więcej się uśmiecha.
Kłania się starszym i ustępuje miejsca w autobusie.
Mówi, dziękuję, proszę, miło cię widzieć.
Przewartościuje swój świat.
Koniec z wyścigiem szczurów.
Podlizywaniem się szefom.
Pora zacząć żyć na nowo.
Spoglądać częściej na niebo.
Wąchać kwiatki, na łące.
Leżeć na kocyku, nad brzegiem szumiącego strumienia.
Wsłuchiwać się w świergot ptaków, gdakanie kur i pianie koguta.
Jak pieje za wcześnie, nie rzucać w niego kapciami.
Wstać, zobaczyć wschód słońca.
Początek nowego, wspaniałego dnia.
Do pracy iść z lekkim sercem.
Mieć czas dla siebie i swoich zainteresowań.



Ludzie!
Dlaczego mnie olewacie?
Niech Niemiec zamieszka obok Polaka.
W środku Rosjanin, na przykład.
Żyd z Arabem na jednej ulicy.
Świątynie, jedna przy drugiej.
Katolik z protestantem.
Biały z czarnym.
Żółty z mulatem.
Bogaci pomogą biednym.
Muzułmanin wspomoże.
Polak nie zaszkodzi.
Złodzieje nie kradną.
Mordercy nie zabijają.
Politycy zmądrzeją.
Kapłani zejdą do ludu.
Wszyscy zadbamy o naszą planetę.
Koniec z truciem powietrza i wody.
Więcej drzew, zwierząt i pokoju.



Ludzie!
Czy ktoś mnie słyszy?


- Pani Basiu, dlaczego pacjent z trójki krzyczy od rana?
- W nocy była pełnia, doktorze. Wszyscy krzyczeli, ale już popadali. Ten jest najsilniejszy.

- Hm. Zmienimy leki. Powinno pomóc.
Wypowiedzi bez sensu:
Weź się w garść. W grupie siła.
Palec.

Prognoza pogody.
Szklana pogoda. Praży. Dusi. Otumania.

A, wiecie jacy jesteście? No, nie zapominajcie o tym!



Dziękujemy za uwagę.
Redakcja.


* Acedia *


Utoczona kulka miała już ponad centymetr średnicy. Zajęcie nie należało do przyjemnych, raczej mechanicznych. Kulka powstawała na raty. Pierwsza została zaciągnięta ze względu na zło tego świata. Wszędzie się biją, leją i okładają. Włączysz telewizor, wojna, zamachy, mordobicia. Zmienisz kanał pilotem, bo tak łatwiej, prościej i przyjemniej, a tam nieszczęśliwa miłość otoczona wszędobylską zdradą, zazdrością i brakiem zrozumienia. Oglądasz sport, a te patałachy przegrywają mecz za meczem. Tak powstał pierwszy milimetr kulki. Druga rata wzięta została, bo nikt nie kocha, rozumie, o szacunku nie wspominając. Ruchy wykonywane systematycznie, w stałych kierunkach. Delikatny nacisk, nie za mocny, żeby nie spieprzyć dzieła. Trzeci milimetr, za to, że wszystko jest do dupy. Praca, szef, pozostali pracownicy, droga do roboty, powrót jeszcze gorszy, jedzenie i papier w toalecie. Czwarty powstał z braku pieniędzy. Nie ma na kino, benzynę, nie mówiąc o podróżach w nieznane. Nowe ciuchy, jakieś kosmetyki, fajne buty, może gadżet dla siebie, do domu. Ale nie ma za co, szlag by to trafił. Piąty zawdzięcza powstanie, pogodzie. Za zimno, za ciepło, sucho, mokro, ciemno albo jasno, wietrznie, chmurnie. Szósty tworzony był z marzeniami. Wyszedł najlepiej. Gdyby tak więcej tego i tamtego. Żeby szef złamał nogę, pojawiła się szóstka w lotto. Więcej urody, mądrości, zachwytu innych. Siódmy to majstersztyk w swoim jedynym, niepowtarzalnym rodzaju. Jakby się tylko chciało, to wszystko by było inaczej. Ale po co? Kolejne warstwy powstawały jak natchnione. Jedna po drugiej. Nie wiadomo na ile potężna kula mogła powstać. Może tak wielka, jak ta na której mieszkamy? W każdym razie tworzono jedenastą czy dwunastą warstwę, kiedy zadzwonił telefon.
- Halo?
- Jakie, kurdę halo! Wiesz która godzina? Co ty jeszcze robisz w domu? Jak za dwadzieścia minut nie odpalisz koparki na budowie, nie pokazuj mi się na oczy śmierdzący leniu! Wyjmuj te swoje wstętne, brudne paluchy z tego wielkiego nochala i do roboty!
- Szefie kochany, przecież dzisiaj niedziela!
- Chyba u azjatów, gamoniu! Jest poniedziałek, siódma czterdzieści rano, cała budowa mi stoi bez cholernej koparki, rozumiesz!?
- Rany boskie, szefie lecę, pędzę natychmiast!
- Zostaw bezbożniku boga w spokoju! On już ma fajrant. Zrobił co swoje. Ciebie widzę na budowie albo won mi z oczu!



* Gazetka piekielna nr 4 *


Zefirek! Zefirek! Zefirek!
Słychać tu i tam. Moja odpowiedź:
- Zamknąć japy belzebuby jedne, teraz przemawia Gazetka Piekielna w swoim szóstym wydaniu. Mam sentyment do tej cyferki jakiś taki, więc będzie sentymentalnie.
Kultura.
Rozpoczyna się konkurs literacki – Co autor miał na myśli oraz

Pacnij się w czoło.
Termin zdawania prac – dowolny.
Tematyka – co wam przyjdzie do głowy, po pacnięciu.
Forma – jaka chcecie, poezja, opowiadanie, reportaż i co tam jeszcze.

Warunki konkursu.
Temat pracy należy określić zaraz po pacnięciu. Jak dalej jest pustka, można o niej. W przeciwnym przypadku jest to oszustwo, a tym się brzydzimy, prawda?
Nie pacać się kilkakrotnie, ani czymkolwiek innym niż otwarta dłoń, do tego czynić to należy lekko, delikatnie z wyczuciem, doping zabroniony.

Swoje prace należy składać pod głównym paleniskiem piekielnym, im grubsze, tym lepsze. Węgla nam brakuje. W desperacji komisja przyjmuje także melodramaty i horrory, ale te ostatnie pod warunkiem, że są STRASZNE. U- A ! Po jakości dymu egzaminatorzy ustalą myśli autorów.

Wiadomości z piekła rodem.
Hitem sezonu okazał się liść figowy, taki jeden. Można nim wspaniale wachlować rozgrzane, piekielne powietrze. Tacy drudzy nie mają nic przeciwko.
- bierzcie to sobie w cholerę – rzekli indagowani, to wzięliśmy.
Obecnie ułożono na cześć listka hymn piekielny. Leci mniej - więcej tak.
Listek, listek pokaż kota,
Idź w cholerę bo będą kłopota.
Listek, listek, co tym tam ukrywasz?
Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz.
Obecnie, najtęższe piekielne mózgi usiłują stworzyć do tego rytm.
Nasza rada. Spróbujcie rytmu Uga – buga! U – A!


Dział podróżniczy.
Wróciła wycieczka z Luwru. Wyjazd był sentymentalnym powrotem do korzeni. Większość uczestników rozpoznała siebie i własne prace. U – A!

Sport.
Zakończyły się finały mistrzostw piekielnych.
Dyscyplina – sranie w banie – kto to robił, wie o co chodzi, pozostali i tak nie zrozumieją.
Wyniki.
Mistrzowie :
LUDZIE
Miejsca od drugiego do piątego:
Ogry, Kosmici, Leśne Skrzaty, Krasnoludki , cała reszta.

Polityka.
Zbliżają się ziemskie wybory. Znowu będzie u nas ruch.

Nowości.
Nowością jest Abdul. Szuka kobiet pierwotnych. U nas takowych niet. Może u Sowietów, ale nie tu.

Ogłoszenia.
Zgubiłem skrzypce. Na znalazcę czeka nagroda. Nie musi być uczciwy, byle znalazł.
Janko.
Z cyklu, piekielne opowiatski:
* Cienie *
Chodzą ulicami naszych miast. Widać je na wsi. Pojawiają się w lasach i na polach. Odwiedzają teatry, kina i opery. Nie wiedzą co to dotyk. Nie znają uśmiechu. Brak im poczucia czasu i miejsca.
Spójrz. Jak wysoko noszą głowy. Nie chcą z nami rozmawiać. Uważają się za coś lepszego. O wiele lepszego. Z innego wymiaru. Jesteśmy na siebie skazani. Taki związek mimo woli. Na odległość. Niewielką, ale zawsze to jakiś dystans. Zdarza się, że nas nachodzą. Bez pytania o zgodę. Bez zaproszenia, włażą z brudnymi buciorami w nasze codzienne życie. Nie ma ucieczki. Czerpią energię ze świecącego słońca. Symbolu życia. Okradają swoich towarzyszy. Ciągle im mało. Czują się pewnie. Nigdy nas nie opuszczą. Kiedy lampa zgaśnie, nadejdzie śmierć, będą przy tym. Zaprowadzą do swojej krainy. Gdzie nasze miejsce.

Bo jesteśmy jak one.


Cienie. Demony Nowej Generacji.
Wy źli! Ale to już wiecie.
Dział techniczny.
Zrypał się taśmociąg. Nie reaguje na taś, taś, taś. Dziwne, wcześniej funkcjonował.
Klasyka porąbanych osobowości, dzisiaj < Kosmita >
O Boże!
Co ja tutaj robię?
Nie chcę!
Rozumiecie?
Zabieraj te swoje śmierdzące macki!
Nie dotykaj mnie potworze!
Ja chcę do domu!
Nieeeeeeee!



- Mi…..mi……mi……..



Będziecie mnie badać?
Jak zawsze?
Penetrować mój mózg?
Oklepywać i macać przyrządami?
Ja się nie dam!
Słyszysz!
Rozumiesz?


- Mi….mi……mi……



Jestem w waszym labolatorium?
Jak tu czysto.
Mówiłem!
Zabieraj te macki!
Wracam do domu!
Gdzie mnie ciągniesz?
To statek kosmiczny?
Czy już wylądowaliśmy?
Jak wrócę do swoich?
Rozmawiaj ze mną!














- Mi….mi…..Mirek! Chodź mi pomóż. Znowu mamy kosmitę.





( kosmita, to w żargonie pracowników Miejskiej Izby Wytrzeźwień w P. osoba mająca powyżej jednego promila zawartości alkoholu w wydychanym powietrzu )



Wiadomości z ostatniej chwili.
Rusza program lojalnościowy – Lojalna Jola, pomóż piekłu, zepsuj się sam.
Poniżej kilka wskazówek dla chętnych.
- Nie myj się. Jesteś czysty, reszta to brudasy.
- Nie ucz się. Jesteś geniuszem. Reszta myśli inaczej.
- Nie uśmiechaj się. Za wspaniały jesteś dla innych.
- Nie bądź czasem uprzejmy. Nie warto dla stada baranów.
- Nie pomagaj nikomu. Po kiego diabła! U – A!

Z cyklu < myślał indyk o niedzieli....>
" Marzenia "
Na zielonej łące pasły się zające.
Trzy.
Arnold.
Hipcio.
Jadzia.
Łąka była taka sobie. Jak łąka. Trawa, kwiatki, ziemia na dole.
Na górze słonko, czasem chmurki.
W nocy księżyc i gwiazdy albo znowu chmurki.
I jeszcze coś.
Akurat cała trójka siedzi przed norą.
Żaden tam trójkąt.
Żadna perwersja.
Zwykłe przeludnienie.
Wyż demograficzny.
Trzy mordki zadarte ku niebu.
Ale zapierd…..
Ale świeci…..
Ale piękna….
Leci, też bym chciał.
Świeci, a w norze ciemno.
Piękna, a ja taka zapchlona.
Przeleciała. Fru i po wszystkim.
Marzenia pozostały.
Następnego dnia Arnolda rozerwały psy.
Na strzępy.
Wzniósł się, bo dobry zając z niego był.
Dwa dni później, na wybiegu pojawiła się Jadzia.
Pięknie wyglądała.
Bez pcheł.
Wypchana warzywami, na lśniącym półmisku.
Białym obrusie.
Publiczność mlaskała z zachwytu.
Trzeciego dzionka Hipcio zobaczył jasność.
W nocy.
Reflektory wielkiej ciężarówki oświetliły małego zajączka.
Taki blask!
Pomyślał.
Nic więcej nie zdążył.


Czwartego dnia pustą norę zajął ktoś inny.
Dotychczas bezdomny.
Nie zadzierał łebka do góry.
Śnił o własnych czterech kątach.
No i proszę!



Marzenia się spełniają.


Dział porad kosmicznych.

E.T. go Home!

Kursy czegoś tam.
Rodzina cała – zdjęcie jedno.
Wspomnienia miłe – sen długi.
Traumy – chwilę krótką.
Lęki – dwa U – A! Na otuchę.
Teściowa – funta kłaków
Dobra teściowa – bez jaj.

Dział poezji.
Znowu nic. No to macie.
Oda do kotła.
Kociołku, kociołku mój kochany
Co to za miłość, kiedym gotowany?

Tfu!Przepraszam, niedobrze mi.
Zapłacicie mi za to!

Prognoza pogody.
Ale upał!

Redakcja.


* Przepis na sławę *


Aby odnieść sukces należy wzbudzić zainteresowanie swoją twórczością. Przychylnie nastawieni krytycy, recenzenci, media są kluczem do otwarcia drzwi na salony sławy. Poniżej, kilka drobnych wskazówek prowadzących do tego celu i moje skromne stanowisko.
Zaistnieć, zaistnieć jeszcze raz zaistnieć. Historia zna wiele przypadków, gdzie palono, grabiono, nawoływano do buntów, aby tylko zwrócić uwagę na siebie, swoje poglądy i co najważniejsze, do nich przekonać. Gwarantuję metodę prawie bezkrwawą, nieco kosztowną, ale za to niewiele stresującą.
Bez podlizywania się, szukania audytorium, które by nas zauważyło. Nie trzeba wycinać konkurencji, bo słusznie zresztą uważam, jest to sprawa pionierska.
Rzecz chyba przy tym najważniejsza : daję stu procentową gwarancję powodzenia, zupełnie i w całości. Będą o tym pisać w wybranych przez samego twórcę stolicach świata. Londyn, Paryż, Berlin, Moskwa, Tokio, czy nasza Warszawa, gdzie i kiedy tylko autor zechce. Może się co prawda zdarzyć, że pojawią się przeszkody natury technicznej, np. grubość pracy przedstawionej szerokiej zapewnie publiczności, nie będzie mogła być większa, niż sto stron. Uważam jednak, że sława i zdobyty rozgłos spowoduje taki popyt na prace pisarza, że będzie mu to wynagrodzone po trzykroć. Chyba wielu chciałoby pisać z myślą o fanach czekających, co ja mówię, wprost domagających się regularnych owoców myśli, symfozji uwag, filozofii autora. Wielu byłoby wniebowziętych, widząc swoich fanów, wyrywających sobie jego prace, kłócących się o nie. Nie wspomnę już o drobnych bijatykach w celu pozyskania książki.
Gwarantuję skuteczność mojej metody, z pewnością towarzyszącą mówieniu głupstw, przez wiele znanych osobistości, na całej kuli ziemskiej, kiedy tylko otwierają usta nie po to, żeby nimi oddychać.
Gwarantuję audytorium życiowo doświadczone, znane na całym świecie, cieszące się sympatią społeczeństw. Oto wskazówki :
- Stwórz coś .
- Wydrukuj , nie sklejaj, nie zszywaj i nie oprawiaj, po co narażać się na dodatkowe koszta.
- Policz ilość stron, ewentualnie zmierz linijką grubość tego czegoś.
- Otwórz portfel, skarbonkę, konto w banku, a jeśli cię stać weż tam kredyt. Pamiętaj, inwestycja w siebie, to nie wydatek.
- Policz kasę, a następnie zastosuj poniższe warianty, bo od twoich pieniędzy zależeć będzie, gdzie zaistniejesz.
- Przeglądnij bezpłatne ulotki tanich dyskontów, lub nie tracąc czasu udaj się do najbliższego z nich, natychmiast.
- Zrób odpowiednie zakupy. / o tym nieco póżniej /.
- Weż atlas świata i informator, aby zobaczyć na co cię stać. Na bilet do Paryża, czy tylko autobus linii 102, z wyłączeniem pośpiesznych.
- Spakuj się, w zależności, gdzie się udajesz i czym. Może autem, pociągiem, a może pieszo. Pamiętaj, nie ilość, a jakość.
- Dotrzyj do celu w godzinach urzędowania. Z reguły cel jest na każdej mapie jasno opisany.
- Działaj zgodnie z poniższą instrukcją i czekaj na wyniki. W przypadku, kiedy masz jeszcze pieniądze, możesz w lokalnych gazetach umieścić sponsorowany tekst, o twoim przybyciu i gorącym przyjęciu. Co prawda, i tak o tobie napiszą, ale wiesz przecież, że reklama to dżwignia handlu. Przy odrobinie szczęścia uzyskasz pomoc ze strony miejscowych urzędników.
- Nie daj się zwariować i os

Edit Mala
Ostatnio zmieniony wt 08 wrz 2009, 21:14 przez MAREL, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Kolejne obrady sierpa i młota z udziałem przedstawicieli nieba i piekła z elit.
jakoś koślawo to brzmi... albo ja za wcześnie wstałam
Ze środka nie potrzebujemy, bo znowu przehandluje, koło i pół piekła.
ten przecinek drugi to nie wiem czy powinien tam być


oj
Czasem miałam wrażenie że niepotrzebnie rozdzielałeś zdania kropkami. W sensie na moje to czasem wystarczyło dać przecinek czy dwukropek ale co tam.
Jakieś to hmm nieśmieszne szczerze mówiąc... przeczytałam z grobową miną i nawet mój chochlik wewnętrzny się nie zaśmiał. Nie wiem czemu O_o
no cóż - w prywatnej opinii na nie :/

Pozdrawiam serdecznie :)
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

3
Hm. To jedynie fragment. Całość nosi tytuł " Grzechy czyli schizofreniczne spojrzenie w lustro" i jest napisane na konkurs do fabryki na konkurs o klonowaniu, ale nie wyślę bo się wstydzę i boję blamażu. Gdyby weryfikatorzy WM mi pozwolili, to w miejsce tej części wstawiłbym całość. Pozwolą?

[ Dodano: Pon 07 Wrz, 2009 ]
Dziękuję za uwagi, poprawię.

5
Moje wrażenia: Początek jest zdecydowanie lepszy. Widać, że bombardujesz czytelnika dość błyskotliwym absurdem, ale w trakcie zaczyna się to rozmywać. Jest trochę błędów, ale podczas czytania sam je wychwycisz.

Moim zdaniem, jeśli jest to część większej całości powinieneś wkleić od razu wszystko. Prześlij do mnie na PW to wkleję i wypowiem się szerzej.

6
adrian, taka to jest całość, jak Maladrill wklei całość pod nowym tytułem ....

[ Dodano: Wto 08 Wrz, 2009 ]
Maladrill, wysłałem na PW całość z oryginalnym tytułem. Dzięki. Liczę na Ciebie.

[ Dodano: Wto 08 Wrz, 2009 ]
Maladrill zostaw proszę ostrzeżenie o wulgaryzmach na początku.

7
Zrobione. Ale tekst jest na tyle długi, że dzisiaj nie przeczytam - mam kawałek dobrego kina do oglądnięcia celem odchamienia się :)

8
Maladrill, spać nie mogę, bo coś się urwało moje arcydzieło w najmniej oczekiwanym momencie. Proszę o pomoc.

9
MAREL ostrzegam cię. O takich rzeczach powiadamiaj przez PW. Jeszcze raz zobaczę coś takiego i jak to mawiają: "Sory Winnetou".
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

10
Przeczytałem całość i zdania nie zmieniam, jak dla mnie jest świetne, zabawne i masę innych przymiotników bym mógł użyć...

MAREL składam ukłon bardzo mi się podobało, trafiłeś w mój gust.

11
Miło mi, brakuje tu jeszcze kawałka " Przepisu..." oraz ostatniego rozdziału " Wisielec", już wysłałem do Maladrilla na pw z prośbą o dołączenie.

12
Ciąg dalszy


- Nie daj się zwariować i oszołomić. Bądż sobą.
Składniki, niezbędne do realizacji pomysłu:
- Sok bananowy, najlepiej koncentrat, w ilości odpowiadającej twoim zasobom pieniężnym.
- Dla osób chcących wzmocnić efekt swojej publikacji polecam banany, w ilości jak wyżej.
Kroki niezbędne do osiągnięcia celu:
- Znajdż ZOO tam, gdzie chcesz.
- Udaj się tam w sposób, na jaki cię stać.
- Wcześniej, przez kilka dni namaczaj swoją pracę w soku bananowym.
- Chcąc mieć podwójny efekt, między kartki włóż pokrojone banany.
- Po przybyciu do celu odszukaj wybieg Hominida. Jeśli przebywa w domu, włóż pracę przez kraty, o ile się przeciśnie, jeśli przebywa przed, rzuć ją w cholerę i uciekaj, żeby cię wielbiciele nie dorwali.
- Po pojawieniu się ochrony, pracowników, policji mów prawdę i tylko prawdę. Najlepiej, jakbyś miał przy sobie aktualne, tłumaczone zaświadczenie od lekarza specjalisty, o twoim wybornym wprost stanie zdrowia.
- Możesz tak publikować ile chcesz, twa sława będzie rosła, książki pożerane i rozrywane przez fanów, z którymi nas tyle łączy i którym powinniśmy być tak wdzięczni, żyjących na tej kuli od milionów lat.
Teraz, kiedy sławę i odbiorców już masz pomówmy o skutkach ubocznych.
- Kasy dużej nie zrobisz, chyba, że po śmierci sobie przypomną i zapłacą.
- Twoi odbiorcy mogą rozerwać cię razem z produktem, dlatego zacznij trenować, najlepiej sprint i skoki przez płot.
- Licz się z wydatkami, także na mandaty i grzywne. Wg naszej, polskiej stawki, zaśmiecanie to pięćdziesiąt złotych, wiem bo płaciłem niedawno.
- Nie przeginaj z wizytami u lekarza, skseruj zaświadczenie i poproś wcześniej, żeby było ważne na dłuższy czas, np. : bo wyjeżdżasz.
- Jadąc na prezentację swojej pracy, naucz się, na wszelki wypadek kilku słów w ich języku, np. proszę mnie nie bić, którędy do szpitala, byłem szczepiony, itd. To może uratować twoje, wartościowe obecnie życie.
- Nie pomyl wybiegów, lwy, tygrysy i lamparty biegają bardzo szybko i nigdy nie zainteresują się twoją pracą. Zresztą, różnimy się zbyt wiele.
To wszystko. Ciesz się sukcesem. Zdobyłeś to, co chciałeś.
Ja właśnie uzbierałem na sok. Zbieram na banany.

* Epilog *

I oto jesteśmy ponownie! Myśleliście, że zniknęliśmy? Że coś nam się stało może? Nawrócono nas? Nic nie myśleliście!? Ha,ha,ha! Jeden chuj! Byliśmy, jesteśmy i będziemy sterczeć jak wrzód na waszych tyłkach, pryszcze na mordkach czy włosy na łebkach.

Kultura.
Teatr.
Nie ma teatru. Spalili tacy jedni.
My spaliliśmy ich.
Teatr się odbuduje. He.he.he.
Ich można sklonować, ale po co?



" Wisielec "


Sobie tak wiszę i wiszę. Cichutko, spokojnie, nikomu nie wadzę, tylko wiszę. Lubię ludzi, ale ja nie o tym. Tak mi się powiedziało, bez ładu i składu. O czym to ja chciałem…? A, właśnie, więc…, a ty dokąd!?
- Pali się! – czy te oczy mogą kłamać? Wielkie, okrągłe, wybałuszone.
- Gdzie? – a mnie tam wszystko ….. i powiewa.
- Tu! – nie widzisz człowieku? Ślepy jesteś?
- Ale gdzie !? – nie widzę, słucham za to.
- U mnie mówię! – no to obserwuj do tego, czuj, zmysłem, szóstym chociaż.
- Gdzie to jest, do jasnej cholery!? – skończyłem się kształcić, po rozwodzie, miłość nie istnieje a wszystko jest bez sensu.
- W mojej głowie! Me myśli płoną, marzenia w popiele, plany poszły z dymem. Gore! Pomocy! – ale kto mnie zrozumie?
Tid! Poszedł ty, nie przeszkadzaj! No. Lubię ludzi, ale to już wiecie. Są tacy, fajni. Znowu chciałem co innego, więc…
- Zamknęli mnie! – duszę się!
- Za co? – bo to wielkie znaczenie ma. Morderca to nie to samo, co pedofil, nie mówiąc o zwykłym złodzieju.
- Nie wiem, chciałem być wolnym, robić co dusza zapragnie, a jaka ona jest sami wiecie. Nic nie można, nic, bo zaraz przyjdą i zamkną – a ona lecieć chce.
- Heh, nie wiem, wracaj do siebie – nic ci nie pomogę.
- Nie mam domu, wszystko zabrali! – jestem wiecznym tułaczem.
Tid!Wypierdalaj ze swoimi gorzkimi żalami! Lubię ludzi, tylko dlaczego oni ciągle….
- Pomóżcie mi się odnaleźć – proszę.
- Gdzie jesteś? – płacą mi za to, to pomagam. Udaję przynajmniej.
- Nie wiem, zabłądziłem w gąszczu ludzkich uczuć i spraw – potrzebuję wskazówki.
- No to ci powiem, idź prosto, w lewo potem, znowu prosto, w prawo i pierdolnij z dynki w ten betonowy słup – może będziesz zadowolony.
Jebud!
- I co pomogło? – mało płacą, za tę pomoc, ale co zrobić?
- Trochę, widzę gwiazdy – niebo zawsze mnie uspokajało.
- To do wozu, tego dużego i w drogę – w życiu trzeba podróżować, wszystko jedno jak.
Tid!Won! Lubię ludzi, ale…., a oto mój ulubieniec!
- Tid! – nie takie zwykłe, jakie wy słyszycie.
- Ych! – to też, specjalne, tylko dla mnie.
- Tiiidddd! – pieśń przestrzeni wypełnianej rozmową.
- Ych, ych! – zadowolenie rozmówcy.
- Tididtiditidtid! – lekkość konwersacji.
- Yyyychychcychhcchhh! – narodzenie nowego człowieka.
- Tid! – proszę bardzo, za darmo.
- Ych! – do usłyszenia wiszący przyjacielu.
Tid!Piękne. Lubię ludzi, ale ciężkie jest życie automatu, szczególnie na korytarzu psychiatryka. Codzienne kolejki, przepychanki, każdy ma coś do powiedzenia, podpatrzenia, podsłuchania. Daję im możliwość, za darmo. 997,998,999, proszę bardzo, rozmawiajcie do woli. To co, że jestem stary i wysłużony, mam tarczę i trzeba kręcić. Jak widzę te wszystkie miniaturowe nowinki noszone przy waszych uszach to mi się śmiać chce. Wiszą tak i męczą się, a wy razem z nimi. Na poważnie, to nie wiem, kto w końcu wisi, one czy wy. I jeszcze za to płacicie!

Tirlitirlitum! Tid,tid,tid,piiip!
- Halo? – zwyczajne, codzienne takie.
- Monika, nie zostawiaj mnie – też nic nowego, zwykła błahostka.
- Za późno, trzeba było o tym myśleć wcześniej – banalność małych spraw.
- Monia, nie potrafię żyć bez ciebie, wiesz o tym – zawsze się tak mówi.
- Ty draniu! To była moja najlepsza przyjaciółka! – zawsze tak się kończy.
Tid! Takie są najlepsze!
- Nie wpierdalaj się, masz tylko przekazywać słowa, a nie czytać w myślach! – kto by pomyślał, telefon myśli.
- Aparat ma rację. Duma przynajmniej, ty nie potrafisz – człowiek - automat, wibrator - penis, sztuczna pochwa czy ryczący żywy bóbr, co za różnica?
- Pogubiłem się w tym wszystkim, wróć do mnie błagam! – trochę spazmów do tego.
- Nie ma mowy! – i kobiecej gorliwości.
- Monika, ja sobie coś zrobię! – gróźb ociupinkę, o litość żebranie. Jakie to ma znaczenie?
Tid! Zrób, zrób, babom tylko o to chodzi! Wiesz, pojedynki, dzikie rodeo, rany, pot i krew. Chodnikowe mordobicia i intrygi, to jest to!
- Morda w kubeł! Płacę i wymagam posłuchu! – jebana słuchawka, a może to coś głębszego?
Tid! Pierdol się! Służę tak długo jak opłacasz rachunki, potem już tylko numery alarmowe.
- Właśnie Romuś pierdol się! Zawsze mi wisiałeś, jak ciężar u nogi - oj dziewczyna, dziewczyna.
- I ty też Monia. Dyndasz mi i powiewasz, o! – oj chłopak, chłopak.
Tiiid! A ja sobie tak wiszę. Lubię ludzi, są tacy…..

13
- Myślisz, że jestem łatwą dziwką? – ponownie wykonałem ten sam ruch. Nic nie myślałem.
jako, że narracja nie dotyczy dialogu dziewczyny, rozpocząłbym od nowej linijki - czyli, przerzucił to w dół.
Wcześnie zaczęłam? – nic. Zero reakcji z mojej strony.
Dla ciebie to jest naturalne - ja czytając widzę błąd. Zobacz na:

- Wcześnie zaczęłam?
Nic. Zero reakcji z mojej strony.


Powinieneś oddzielać tych dwoje bohaterów. Narrator jest jednym z nich, niech mówi swoje kwestie w odpowiednim miejscu.
- No to cześć – obróciłem się po pilota i program telewizyjny.
Z tego co widzę, nie tylko takie cięcia weszły w tekst - zdecydowanie niedorobione/niedokończone zdanie.

Tak czytam i czytam i złość mnie bierze. Tekst z potencjałem, nad którym muszę ślęczyć jak jakimś zadaniem domowym wysokich lotów. Piszesz bardzo dobrze, ale coś ci nie idzie formatowane i składanie tego w jedną, spójną całość.

Narrację prowadzisz dwutorowo: narrator bierny opisujący reakcje, ludzi otoczenie i uczucia oraz narrator komentator, który komentuje prawie każdy tekst. Ten zabieg wymaga porządnego przygotowania linijek, żeby wyraźnie to oddzielić. W tym opowiadaniu po dialogu następuje najczęściej komentarz bohatera - zabieg całkiem ciekawy, nie powiem, ale zaraz potem, w tej samej linijce leci zwykła narracja - zgubić się można wówczas, kto co powiedział/zrobił - bo jak wiesz, potrafisz w jedną linijkę wprowadzić aż trzy różne teksty: bohatera, komentarz bohatera i narrację opisową.

Dialogi są życiowe, co mnie nie dziwi, bo potrafisz je pisać bardzo dobrze, sytuacje nieco absurdalne, ale karykatura prezentowana wcale nie musi być karykaturą. Ja tam widzę czasem prawdziwe życie. Ot, co - taka mocna wersja. Nie doczytałem do końca, brak mi czasu ale mam mieszane uczucia. Powodował mi się bohater i dialogi - wykonanie w ogóle. Warto nad tym popracować - co mówię, po tym jak widziałem twoje teksty, znacznie lepiej przygotowane (vide Dołek)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”