Cóż, rodzinka jest przyzwyczajona, że ma mnie z głowy w weekendy, ale to mniejszy problem, niżby się zdawało. Niemal nie piszę wieczorem lub w nocy, pod tym względem jestem raczej nietypowy, wstaję o świcie i w towarzystwie kawy, fajek i (brrr) pająków stukam kilka godzin. Kończę, gdy nawet huśtawka nie pomaga zebrać myśli. Jest wtedy młode południe, i praktycznie cały dzień na grilla, znajomych tudzież zadzierzganie więzów rodzinnych.
Powstawanie książki nie było tajemnicą, ale nie rozgłaszałem szeroko tego faktu, bo wolę gdy ludzie nie przymierzają mi w myślach kaftana bezpieczeństwa

. A mówiąc poważnie, możecie mi wierzyć, że pisarze, niezależnie od budowanego na zewnętrzny użytek wizerunku, to ludzie pełni pokory, za każdym razem chcieliby stworzyć coś absolutnie najlepszego i zdecydowanie wolą pisać za zamkniętymi drzwiami. Na etapie tworzenia wszelkie uwagi życzliwych, pełne dobrej woli sugestie, podsuwane radośnie pomysły <grrr!!!>, tylko wytrącają z kolein, mącą obraz i sieją wątpliwości. Kiedyś Beksiński na pytanie znajomego o jakiś detal postaci kobiety w malowanym akurat dziele odpowiedział coś takiego: "A co ty mnie, k****, o kobietę pytasz?! Ja nie maluję kobiety, maluję obraz!".
Obojętnie czy ktoś wie, że coś piszę, nikt nigdy nie zobaczył ani kawałeczka, póki nie byłem całkowicie pewien, że skończyłem i jednego słowa nie umiem zmienić, by uczynić rzecz lepszą.
No, owszem, naprawdę fajnym doświadczeniem było pisanie we dwójkę, wtedy nie da się zgrywać tajemniczego Jamesa, ale da się z tym żyć
