Dentysta Sadysta (komedia)

1
Damian siedział na fotelu dentystycznym. Trząsł się ze zdenerwowania.
-W czym problem?-zapytał dentysta
-Bolą mnie dwa zęby-odpowiedział Damian-Ten i ten.
-Są poważnie uszkodzone. Trzeba je usunąć.
-Czy dostanę znieczulenie?
-Bardzo mi przykro, ale nie mam strzykawek.
-Jak to?
-Nie mam pieniędzy. Ostatnio NFZ dał mi dofinansowanie, ale nie starczyło na strzykawkę. Musi pan wytrzymać bez znieczulenia-dentysta otwiera szufladę, w której nic nie ma- Szczypiec do wyrywania zębów też nie mam, ale jakoś dam radę.
Dentysta wyciągnął z kieszeni pistolet i odstrzelił nim Damianowi wszystkie zęby oprócz tych dwóch, które go bolały.

*

Damian obudził się cały spocony. Ze strachu nasikał w pidżamę. „O kurde!” jęknął, po czym zszedł z łóżka. „To był tylko cholerny sen.” powiedział do siebie. Koszmary męczyły go od dnia, w którym umówił się na wizytę u dentysty. Wszystkie jego sny były o tej wizycie. I na pewno nie można ich określić jako miłe ani przyjemne. W jednym z tych koszmarów dentysta zamienił się w Fidela Castro. Kiedy indziej był satanistą, który złożył ofiarę z Damiana podczas czarnej mszy. W innym śnie wyrwał mu wszystkie zęby, zrobił z nich kolczyki i sprzedał na bazarze. Wszystkie były
mniej lub bardziej okropne, ale ten z pistoletem był najgorszy.
Damian bardzo bał się dentystów, ale nie miał wyboru. Bolały go dwa zęby. Wmawiał sobie,
że skończy się tylko na plombie i paplaninie o pastach oraz szczoteczkach, ale w końcu zrozumiał, że to złudne nadzieje. Obydwa zęby były żółte i miały po kilka dziur. Wiedział, że będzie trzeba je wyrwać i wstawić sztuczne.
Damian spojrzał na kalendarz. Był dziesiąty czerwca, dzień wizyty u dentysty. Nie miał apetytu. Na śniadanie zjadł tylko pół miseczki płatków. Dokładnie wyszorował zęby w nadziei, że dzięki temu dentysta będzie dla niego mniej okrutny. Około dziesiątej ubrał swoją szczęśliwą koszulkę z pacyfką na plecach i wyszedł. Gabinet dentystyczny był po drugiej stronie ulicy.
W poczekalni panowała dosyć miła atmosfera. Stały tam cztery plastikowe krzesła. Na ścianie wisiał plakat ze zdjęciem przedstawiającym żółte, zepsute zęby po lewej i białe, świecące ząbki z prawej. Pod nimi znajdowało się logo firmy produkującej pasty do zębów. Był też oczywiście stolik z miską, w której leżały cukierki. Obok niej leżały malutkie tubki pasty do zębów.
„Cóż za kontrast.” powiedział do siebie Damian, po czym usiadł na jednym z krzeseł. Popatrzył na zegarek. Miał jeszcze dwadzieścia minut do wizyty. Postanowił uciąć sobie krótką drzemkę.

*

Damian otworzył oczy. W drzwiach do gabinetu stał dentysta.
-Proszę wejść-powiedział aż za słodkim głosem
Cały spocony i trzęsący się ze strachu Damian wykonał polecenie. Wszedł do środka i usiadł
na krześle dentystycznym.
-Niech pan się nie denerwuje-powiedział dentysta tym samym, słodziutkim głosem-Nie będzie wcale bolało, chyba. Co panu dolega?
-Dddwaa zzęby mmnie bbbolą-odpowiedział Damian
Dentysta zajrzał mu do ust.
-Te zęby są obumarłe-powiedział- Muszę panu wstawić sztuczną szczękę.
-Dddobbrze-wyjąkał Damian, po czym się opamiętał-Co?! Jaką szczękę? Zepsute mam tylko dwa zęby.
-No tak, ale ja nie mam protez pojedynczych zębów, tylko całych szczęk.
-W takim razie wychodzę. Skorzystam z oferty kogoś innego.
-Nie-dentysta warknął i zamknął drzwi na klucz-Przecież się umówiliśmy.
-Ale...
-Zamknij się!
-Czy dostanę chociaż znieczulenie?
-Ależ oczywiście!
Dentysta wyciągnął z szuflady strzykawkę wypełnioną fioletową cieczą i wbił ją w prawe kolano swojego pacjenta.
-Auua!-zawył Damian-Kurna, co jest?!
-Znieczuliłem pańskie kolano.
-Po jaką cholerę?
-Żebyś mi nie zwiał, imbecylu.
Damian kopnął dentystę lewą nogą w brzuch i odepchnął go, po czym wstał z fotela.
-Siadaj z powrotem!-rozkazał skręcający się z bólu dentysta
-Marzysz-syknął Damian, po czym uderzył do w nos i pobiegł do drzwi
-Zamknięte! Ha, ha, ha!!!
Dentysta wziął w rękę szczypce do wyrywania zębów. Damian wycofał się z powrotem w kierunku fotela. Lekarz przysunął do niego rękę ze szczypcami, ale pacjent pokaleczył mu ją za pomocą małej wiertareczki dentystycznej. Dentysta zaczął wyć z bólu. Damian wyciągnął z jego kieszeni kluczyki. Wrócił do drzwi i je otworzył. Wbiegł do poczekalni i przewrócił się. Znieczulenie zaczęło działać. Damian kilka razy próbował wstać, ale ciągle upadał na ziemię. Nagle coś ciężkiego uderzyło go w tył głowy.

*

Damian otworzył oczy. Siedział w poczekalni, a drzwi no gabinetu były zamknięte. „Uff, dobze, ze to był tylko fen.”pomyślał „Chę? Dzie fą moje wemby?”. Przerażony pomacał się z tyłu głowy. Miał tam wielkiego guza.
Drzwi do gabinetu otworzyły się. Stał w nich dentysta. Jedną rękę miał owiniętą zakrwawionym bandażem. W drugiej trzymał dużą wiertarkę z grubym wiertłem i sztuczną szczękę.
-Już wyrwaliśmy panu zęby-powiedział swoim słodziutkim głosem dentysta-Teraz mogę wywiercić dziury na śruby, którymi przyczepię do pańskich dziąseł tę protezę.
-O kulna...-jęknął Damian

2
-Bolą mnie dwa zęby-odpowiedział Damian-Ten i ten.
-Są poważnie uszkodzone. Trzeba je usunąć
Powiedział to, nie zajrzawszy mu nawet w zęby?
Na ścianie wisiał plakat ze zdjęciem przedstawiającym żółte, zepsute zęby po lewej i białe, świecące ząbki z prawej. Pod nimi znajdowało się logo firmy produkującej pasty do zębów. Był też oczywiście stolik z miską, w której leżały cukierki. Obok niej leżały malutkie tubki pasty do zębów
-Znieczuliłem pańskie kolano.
-Po jaką cholerę?
-Żebyś mi nie zwiał, imbecylu.
Niekonsekwencja. Raz pan, raz imbecyl

Nie rozumiem tego opowiadania. Nie jest ani śmieszne, ani pouczające, ani straszne, powiedziałbym - nijakie. Historyjka, która ot, głupio się kończy i wylatuje z głowy tuż po przeczytaniu. Jaki miałeś cel, pisząc to? Jestem w stanie zrozumieć tylko, jeżeli było to ćwiczenie "literackie"
Napisane nieźle, ale jest mnóstwo błędów a la brak odstępów przy myślnikach, kropi przed cudzysłowem, brak kropek i tak dalej. Np.:
-Proszę wejść-powiedział aż za słodkim głosem
„To był tylko cholerny sen.”

Nie jest źle, ale może być lepiej

3
Fakt, słabe opowiadanko, bo o niczym w zasadzie i takie dość schematyczne, ale widać jakiś charakterystyczny styl, którego nie mogę nazwać. Ciekawe poczucie humoru.
Jestem nieobiektywny bo czytałem już o wampirach tylko się wypowiedzieć nie mogę jeszcze buuu... :D
Tych wszystkich którzy upajają się zgiełkiem mass mediów, kretyńskim uśmiechem reklamy, zaniedbaniem przyrody, brakiem dyskrecji wyniesionym do rzędu cnót, należy nazwac kolaborantami nowoczesności.

4
Bin pisze: Powiedział to, nie zajrzawszy mu nawet w zęby?
Pamiętaj, że to był sen.
Bin pisze: Niekonsekwencja. Raz pan, raz imbecyl
Tu raczej popełniłem inny błąd. Zamiast kropki powinienem wstawić wykrzyknik i dodać opis w stylu "warknął" albo "syknął".
Bin pisze: Jestem w stanie zrozumieć tylko, jeżeli było to ćwiczenie "literackie".

To było ćwiczenie literackie. :-)

Dzięki za komentarz. To chwalenie przez rodzinę, belfrów, znajomych i na opowiadaniach.pl zaczynało mnie wkurzać. Wreszcie ktoś pokazał, co jest nie tak.

5
Opowiadanie to wydało mi się trochę naiwne, a humor wymuszony. Wiele powtórzeń, np. imię Damian. Skoro było to tylko ćwiczenie, to ćwicz dalej :D Powodzenia.
Pozdrawiam.

6
Leciutkie i groteskowe. Po prostu głupawka, mnie humor poprawiłeś. Jakby fragment z komedii Mela Brooksa - tak absurdalne, że aż śmieszne. Chociaż, ja kiedyś byłam w szpitalu i autentycznie, babka słodziutkim głosem oświadczyła, że nie mają odpowiednich igieł, więc weźmie taką większą... w ogóle, to była scena jak z czarnej komedii. Full ludzi w poczekalni, a jedna mówi "No, nie nie ma igeł, to chyba idziemy do domu?"
-Zamknięte! Ha, ha, ha!!!
:D Tutaj parsknęłam

Warsztatowo - bez polotu, w miarę poprawnie. Pamiętaj o spacji po myślnikach, kocniecznie. I ćwicz dalej.

Pozdrawiam.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

7
Słabo napisany tekst. Komedia mogła wyjść z tego dobra, ale wykonanie jest bez polotu. Humor jako taki poziom prezentuje, żart z kolanem rozbawił mnie, ale potencjał jest dużo większy.

Wadą tekstu (a w zasadzie mrowiem wad) są proste, minimalistyczne opisy w rwanych zdaniach. Brak spacji pomiędzy znakami, zły zapis dialogów i nastepującej po nich narracji psuje odbiór tekstu. Razi też masa powtórzen i, jakby nie patrzec, prosty (za prosty) styl. Jeżeli to faktycznie ćwiczenie, skup sie na budowaniu dłuższych zdań - wpleć w tekst jeden akapit opisowy, aby akcja mogła dalej się rozwijać. Brakuje też opisów czynnościowych mogących uplastycznić sytuację - uważam, że dla tego tekstu zrobiło by to dobrze.
Uff, dobze, ze to był tylko fen.”pomyślał „Chę? Dzie fą moje wemby?”.
Powyższy cytat pokazuje "bryłowatość" tekstu...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”