Słońce zaczęło już leniwie wyłaniać się znad horyzontu, gdy Skale, stary łowca smoków, wyszedł na dziedziniec. Wszystko wyglądało tak, jak zostawił to w nocy. Nad prowizorycznym ołtarzem zbudowanym ze znalezionych tutaj desek i beczek unosił się brzęcząc cicho fioletowy kryształ – Kamień Snu. Dookoła stali lub siedzieli skupieni kapłani. Wszyscy mieli wzniesione ręce, które prześwietlały fioletowe wyładowania energii. Skale wiedział jak wielkiej koncentracji potrzeba, aby utrzymać Antymagiczą Zaporę. Nie chciał narażać Kamienia na uszkodzenie, więc nie zbliżał się. Mimo, że przyciągał go jak magnes.
- Za taki kamyczek można zabić… - powiedział, zdawałoby się, do siebie.
- Nawet miliony ludzi – dokończył kapitan strażników i stanął obok Skalego - Gdyby wydało się, że tu jest, już byłaby wojna.
- Myślisz, że nikt nie wie? – Skale był pewien, że nie, ale myśl o dekonspiracji napawała go lękiem.
Kapitan uśmiechnął się. - Nie. To po prostu niemożliwe. Zadbaliśmy o to. Widzisz tych ludzi przy ołtarzu? Ich zadanie polega na podtrzymywaniu bardzo silnej bariery chroniącej przed magią. Nikt tutaj nic nie wykryje. Zresztą, po kiego grzyba ktokolwiek miałby skanować teren tego opuszczonego zamczyska. Ostatni ludzie, którzy zapuścili się tutaj, byli zbieraczami torfu. Było to jakieś sto lat temu, wtedy ktoś postanowił rozkopać groby na cmentarzu w lesie. Pomysł był tragiczny w skutkach. Coś zaczęło porywać ludzi i zwierzęta a nawet wozy. Od tego czasu nikt tu nie zagląda, bo i po co…
Skale zrobił minę człowieka, który nie jest do końca przekonany. Wzruszył ramionami i podrapał się po czuprynie.
Kapitan rozejrzał się po dziedzińcu. Dookoła krzątali się ludzie. Przy bramie stał namiot dla kapłanów, którzy po całodniowym transie nie mają siły aby nawet wstać z ziemi. Rolę pielęgniarzy odgrywali Strażnicy. Byli to ludzie honorowi i gotowi na śmierć, ale różnili się znacząco od Inkwizycji. Inkwizytorom duma nie pozwoliłaby bawić się w niańki. Zresztą to fanatycy – Kapitan pokręcił głową z obrzydzeniem na samą myśl. Gdyby ich tu znaleźli, niezależnie od tego, czy udałoby się odeprzeć atak, wszyscy znajdujący się teraz na terenie zamku, to jest oddział Strażników, kapłani, Skale i jego przyjaciel, zostaliby w końcu spaleni w świętym ogniu.
Jednak był tu jeszcze ktoś, kogo Kapitan cały czas szukał wzrokiem.
- Coś zgubiłeś? – zauważył Skale.
- Nie… Smocza Łusko, widziałeś tego gościa w białej pelerynce, który kręcił się tutaj wczoraj i przedwczoraj, prawda? Jest dla nas bardzo ważny. I o nim chciałem ci właśnie opowiedzieć. Tyle tylko, że teraz jakby zapadł się pod ziemię... nie mógł wyjść na zewnątrz.
- Może jest w namiocie albo wszedł do piwniczki. Mógł też wejść do zamku, w co wątpię. Nie ma tam nic ciekawego. Zresztą zabroniłeś opuszczać dziedzieniec.
- Sprawdzę w namiocie – powiedział Kapitan na odchodnym i oddalił się pośpiesznie. Skale zauważył, że Kapitan jest najwyraźniej zdenerwowany zniknięciem tajemniczego osobnika. Dlatego też odwrócił się na pięcie i ruszył do piwniczki, by ją sprawdzić. Ale w tym samym momencie kątem oka zauważył coś dziwnego. Strażnik, który zawsze siedział na murze też zniknął. Kto w takim razie pilnuje, czy aby nikt się nie zbliża? – Skalemu zrobiło się przez chwilę gorąco, ale zaraz przypomniał sobie słowa Kapitana. Właśnie, Kapitan. Strażnicy wykonywali jego rozkazy bez mrugnięcia okiem. Bali się kary za niesubordynację. On nie mógł sobie tak po prostu zejść ze stanowiska – pomyślał łowca.
Nagle od strony piwniczki usłyszał huk i przekleństwo a następnie słowa swojego kompana, Łilhema:
- Co jest do… co? O kurwa, trup? Kurw… Alaaram! Straże! Do mnie!
Ale Skale był już przy nim. W piwniczce było ciemno, więc Łilhem prawie przewrócił się ze strachu, gdy jego towarzysz wskoczył do środka. Na ziemi leżał człowiek. Miał nóż wbity w plecy. Krew powoli zabarwiała biały materiał peleryny na piękny, czerwony kolor.
- Wstałem właśnie i chciałem wyjść, ale potknąłem się o tego sztywniaka. Co się dzieje? Ktoś się tu wdarł i wyrżnął naszych? Uratowałeś kryształ, prawda?!
Skale Smocza Łuska nie zdążył nic powiedzieć, bo na schodach zaraz zakotłowało się od ludzi. Kapitan zatrzymał się nagle, gdy zobaczył ciało i zamarł. Kilku strażników runęło mu na plecy, ale ten nawet nie drgnął. Poprawił czerwony hełm ze złotymi skrzydłami i kazał swoim ludziom zebrać się na dziedzińcu. Gdy wyszli, popatrzył pytającym wzrokiem na Skalego. Oprócz zdziwienia w jego oczach było przerażenie.
- Nie żyje. Kto to jest? – zapytał Skale spokojnie. Przynajmniej wydawało mu się, że ton jego głosu jest opanowany.
- Ten człowiek miał za zadanie pilnować, czy w promieniu stu mil nie ma nikogo, kto posługuje się magią. Teraz nikt nie pilnuje magicznych zawirowań. Zaraz może tu zapukać nawet Sędzia z armią Inkwizytorów. Nie mamy żadnej ochrony a zabójca…
- Wiedzą – przerwał Łilhem a oczy zrobiły mu się wielkie jak spodki.
- …a zabójcy zależy na tym, by nikt nie wykrył tych, którzy zaraz tu nas przywitają… - omiótł ciało wzrokiem – ten ktoś, kto go zabił, nie mógł być magiem. Gdyby był, Stephen przewidziałby zamach. Dostał sztyletem w plecy. Zabił go zwyczajny śmiertelnik… - w tym momencie Kapitan zamilkł. Przez sekundę panowała kompletna cisza. Potem zaklął siarczyście i wyszedł.
- Założenie zapory nad murami trwa dobre dziesięć minut – powiedział po chwili Skale – to znaczy, że będą tu za jakieś siedem, może osiem minut. Inaczej zabójstwo nie miałoby sensu. Chcą zyskać najwyżej minutę, to im wystarczy, by wpaść tu i wyrżnąć wszystkich, gdy będą bezbronni.
- Myślisz, że to Inkwizycja? Wiedzą o kamieniu? – zapytał wystraszony Łilhelm.
- Nie mam pojęcia, kto to. Przemieszczają się bardzo szybko, raczej nie nadjadą konno. Zaatakują z powietrza… - przełknął ślinę - bardziej interesuje mnie, kto go zabił. Zanim zginiemy, chcę wypruć flaki z tego skurwysyna.
Nagle go oświeciło. Przeskoczył ciało i wybiegł na zewnątrz. Wszyscy kapłani stali na środku dziedzińca w kole. Fioletowe języki energii smagały ziemię wewnątrz okręgu. Co i rusz ze środka wylatywał impuls, który sunął w górę, gdzie wybuchał jak fajerwerk tysiącem fioletowych gwiazdek. W ich świetle widać było przez chwilę kopułę ciągnącą się nad murami zamku. Była w wielu miejscach dziurawa i bardzo cienka.
- Nie zdążą – pomyślał Skale. Odwrócił się w stronę miejsca, gdzie przed incydentem nie było strażnika. Siedział jakby nigdy nic na stosie cegieł i rozglądał się nerwowo po niebie. Wtem spojrzał w dół i zobaczył przypatrującego się mu Skalego. Drgnął. To wystarczyło Smoczej Łusce za dowód. Wyciągnął długi adamantowy miecz. Klingę pokrywały żarzące się runy. To ostrze zasmakowało zbyt wiele smoczej krwi, by nie było w stanie przeciąć jakiegokolwiek pancerza, o kościach i ludzkiej tkance nie wspominając.
Gdy znalazł się na górze, strażnika już nie było. Była zaś lina, po której ześlizgnął się za mury. Nieszczęśnik był już na dole i gonił ile sił w kierunku cmentarza.
Skale zbiegł po pionowej ścianie i ścigał teraz zdrajcę. Miecz odrzucił w tył, tak, by opór powietrza był jak najmniejszy. Rękojeść była dopasowana do jego ręki. Po tylu latach dopasowała się sama. Broń nie mogła się wyślizgnąć.
Skaly pomyślał o Kapitanie, który zaufał mu i bez opłaty zgodził się na ochronę.
Pomyślał o Łilhelmie. Obiecał ojcu, że będzie się nim opiekować.
Słońce oświetliło sylwetki trzech jeźdźców na gryfach w oddali.
Zdrajca uświadomił sobie, że nie ucieknie i odwrócił się wyciągając krótki miecz.
Pomyślał o liliowych włosach Emelie. Jego słodka Emelie.
Dwie twarze zetknęły się ze sobą czołami dysząc na siebie. Po dłuższej chwili jedna przestała.
Słońce wyszło nad horyzont już pełnej okazałości by osuszyć rosę i łzy.
2
Wieki mnie tu nie było... Pozdrowienia dla mojego ulubieńca Webera!
Ale jednak do sedna. Z racji, że sam coś tam tworzę w dziedzinie fantastyki, na Weryfikatorium koncentruję się na czytaniu opowiadań właśnie z tego gatunku. Nie zaszkodzi chyba i ocenić? Ogólnie rzecz biorąc, jeżeli rzeczywiście masz 16 lat, to Twój tekst według moich kryteriów nie wygląda źle (nie przypominam sobie, bym tak dobrze pisał w Twoim wieku). Mimo to opowiadanie nadal pozostawia wiele do życzenia. Dialogi są takie sobie. Dużo pytań, które niby mają wprowadzić nastrój strachu i poruszenia. Imiona... cóż. Skale jeszcze znośne (czyżby od angielskiego scale, czyli łuska?) ale Łilhelm? Maj gudnes, ciekawe imię xD (a propos, raz jest Łilhem, zapewne literówka). Opisy toporne, widać, że chcesz coś powiedzieć, tylko że brakuje Ci jeszcze dobrego warsztatu.
Typowe błędy:
Jeżeli chodzi o elementy fantastyczne, to: + za brak elfów, krasnoludów i innych typowych ras. + za brak dziwnych nazw i długich opisów dotyczących historii i wielkich władców. Nie wiem, czy użycie Inkwizycji wyjdzie Ci na dobre. Nie mówię, że to mało oryginalne, bo uważam, że wszystko da się wykorzystać w literaturze na nowo z dobrym skutkiem, pytanie, czy podołasz?
Samo opowiadanie trochę... nudnawe (choć samego tekstu mało). To znaczy: pada trup, gdzieś w tle pojawia się niebezpieczeństwo, odbywa się jakiś rytuał - tylko, że sposób, w jaki to przedstawiłeś nie porywa czytelnika. Myślę, że to kwestia treningu. Pozdrawiam i zachęcam do dalszego pisania, bo jakieś zadatki masz.
Ale jednak do sedna. Z racji, że sam coś tam tworzę w dziedzinie fantastyki, na Weryfikatorium koncentruję się na czytaniu opowiadań właśnie z tego gatunku. Nie zaszkodzi chyba i ocenić? Ogólnie rzecz biorąc, jeżeli rzeczywiście masz 16 lat, to Twój tekst według moich kryteriów nie wygląda źle (nie przypominam sobie, bym tak dobrze pisał w Twoim wieku). Mimo to opowiadanie nadal pozostawia wiele do życzenia. Dialogi są takie sobie. Dużo pytań, które niby mają wprowadzić nastrój strachu i poruszenia. Imiona... cóż. Skale jeszcze znośne (czyżby od angielskiego scale, czyli łuska?) ale Łilhelm? Maj gudnes, ciekawe imię xD (a propos, raz jest Łilhem, zapewne literówka). Opisy toporne, widać, że chcesz coś powiedzieć, tylko że brakuje Ci jeszcze dobrego warsztatu.
Typowe błędy:
- czyli zatrzymał się nagle, w momencie zobaczenia ciała i zamarcia.Kapitan zatrzymał się nagle, gdy zobaczył ciało i zamarł.
- co i rusz?!?!Co i rusz ze środka wylatywał impuls
Skanować teren? O ile nie mają tam skanerów, to raczej dziwne słowo, jak na średniowieczne fantasy / po "sto lat temu" chyba kropka i nowe zdanie i wywalić "wtedy" / Pomysł okazał się być tragiczny w skutkach - chyba lepiej brzmi, o ile w ogóle jest potrzebne takie zdanie. / Reszta... cóż. COŚ zaczęło porywać ludzi i zwierzęta, a NAWET wozy! Jakby strata tego ostatniego była najbardziej dotkliwaZresztą, po kiego grzyba ktokolwiek miałby skanować teren tego opuszczonego zamczyska. Ostatni ludzie, którzy zapuścili się tutaj, byli zbieraczami torfu. Było to jakieś sto lat temu, wtedy ktoś postanowił rozkopać groby na cmentarzu w lesie. Pomysł był tragiczny w skutkach. Coś zaczęło porywać ludzi i zwierzęta a nawet wozy. Od tego czasu nikt tu nie zagląda, bo i po co…

Jeżeli chodzi o elementy fantastyczne, to: + za brak elfów, krasnoludów i innych typowych ras. + za brak dziwnych nazw i długich opisów dotyczących historii i wielkich władców. Nie wiem, czy użycie Inkwizycji wyjdzie Ci na dobre. Nie mówię, że to mało oryginalne, bo uważam, że wszystko da się wykorzystać w literaturze na nowo z dobrym skutkiem, pytanie, czy podołasz?
Samo opowiadanie trochę... nudnawe (choć samego tekstu mało). To znaczy: pada trup, gdzieś w tle pojawia się niebezpieczeństwo, odbywa się jakiś rytuał - tylko, że sposób, w jaki to przedstawiłeś nie porywa czytelnika. Myślę, że to kwestia treningu. Pozdrawiam i zachęcam do dalszego pisania, bo jakieś zadatki masz.
3
Hej, już myślałem, że nikt tu nie zajrzy! 
Dzięki za pomoc, bo tego właśnie potrzebowałem. Konstruktywnej krytyki.
Przyznaję ci rację do wszystkiego oprócz dwóch spraw. Imię Łilhelm może jest dziwne, ale to bohater epizodyczny i nie trzeba się nim zamęczać. Skale zdawało się być zbyt english, więc musiałem wetknąć coś takiego. Żeby się wyrównało.
Co do skanowania. W jakiejś książce fantasy czytałem o magicznej sondzie, która skanowała teren. U mniej jest to coś w stylu mechaniczno-magicznego latającego oka. Kojarzy się ze skanerem no ale cóż.
Nieźle trafiłeś z tą łuską. Chciałem wykorzystać to później, a tu taki zonk. Nikt nie nabiera się już w zaskakujące anagramy w nazwisku, więc chciałem wymyślić coś innego.
Niedługo następny rozdział, może będzie lepszy.
pozdrawiam

Dzięki za pomoc, bo tego właśnie potrzebowałem. Konstruktywnej krytyki.
Przyznaję ci rację do wszystkiego oprócz dwóch spraw. Imię Łilhelm może jest dziwne, ale to bohater epizodyczny i nie trzeba się nim zamęczać. Skale zdawało się być zbyt english, więc musiałem wetknąć coś takiego. Żeby się wyrównało.
Co do skanowania. W jakiejś książce fantasy czytałem o magicznej sondzie, która skanowała teren. U mniej jest to coś w stylu mechaniczno-magicznego latającego oka. Kojarzy się ze skanerem no ale cóż.

Nieźle trafiłeś z tą łuską. Chciałem wykorzystać to później, a tu taki zonk. Nikt nie nabiera się już w zaskakujące anagramy w nazwisku, więc chciałem wymyślić coś innego.

Niedługo następny rozdział, może będzie lepszy.
pozdrawiam
4
Ten kawałek wymaga lekkiej korekty, spróbujmy...Vialix pisze:Kapitan uśmiechnął się. - Nie. To po prostu niemożliwe. Zadbaliśmy o to. Widzisz tych ludzi przy ołtarzu?
Kapitan uśmiechnął się.
- Nie. To po prostu niemożliwe. Zadbaliśmy o to. Widzisz tych ludzi przy ołtarzu?
Właśnie - dialog. Informacja o tym co robi kapitan, po której następuje dialog ;-)
Vialix pisze:Zresztą to fanatycy – Kapitan pokręcił głową z obrzydzeniem na samą myśl.
Jeśli chodzi o zapis, to tu także mamy ciekawą sytuację. Żeby było poprawnie, powinno wyglądać mniej więcej tak:
"Zresztą to fanatycy" - pomyślał kapitan.
Od strony praktycznej, kręcenie głową z obrzydzeniem nie jest zachęcające.
Vialix pisze:Rękojeść była dopasowana do jego ręki. Po tylu latach dopasowała się sama.
Powtórzenie
To wszystko jest schludne i bardzo mi się podoba, tylko... za szybko, akcja rozgrywa się zdecydowanie za szybko - czytelnik nie ma czasu na zaznajomienie się z bohaterami, ba - nie dajesz mu tej szansy w ogóle, po prostu podsuwasz fragment, na który wystarczy tylko spojrzeć i już jest przeczytany. To wszystko rodzi chaos i wszystko co związane z szeroko rozumianym roztargnieniem. Spróbuj napisać coś dłuższego. Tylko pamiętaj o jednym: nie spiesz się pisząc, masz czas. Spokojnie, małymi kroczkami do celu.
5
Rozdział trzeci zamierzałem poświęcić dłuższym wyjaśnieniom nt. pochodzenia bohaterów, Kamienia Snu i tak dalej. W wielu powieściach spotykałem się z takim trikiem. Najpierw nie wiadomo co się dzieje, żeby zaciekawić, a potem wyjaśnienie i właściwie od tego wyjaśnienia rozpoczyna się faktyczna treść. Nie wiem czy nie jestem za mało doświadczony aby stosować takie rzeczy, ale spróbowałem. Długie i nudnawe wyjaśnienie na samym wstępnie nie zaciekawiłoby czytelnika. Przynajmniej tak mi się wydaje. 
Dzięki za wytknięcie błędów.

Dzięki za wytknięcie błędów.
6
OK. Sytuacja jest następująca: postanowiłeś napisać powieść/opowiadanie fantasy, wymyślić dużo ciekawych rzeczy i w równie ciekawy sposób przekazać je czytelnikom. Proponuję zebrać w sobie trochę cierpliwości. Nie musisz zdradzać tych najciekawszych i najfajniejszych rzeczy w pierwszym zdaniu. Jeżeli wykasowałbyś "stary łowca smoków", być może nie wiedziałbym po lekturze pierwszego zdania, co stanie się później.Słońce zaczęło już leniwie wyłaniać się znad horyzontu, gdy Skale, stary łowca smoków, wyszedł na dziedziniec
Spróbuj budować napięcie - czytelnik widzi nieznajomego, niepozornego kolesia i zastanawia się, czego też taki koleś mógłby szukać w miejscu takim jak stara jaskinia. A tu sru! Okazuje się, ze to nie byle kto, tylko sławetny, szlachetny smokobójca, a jama nie jest zwykłą jamą, tylko smoczą jamą! Zaskoczenie! Suspens (no dobra, trochę się nabijam, bo trudno byłoby wykrzesać coś ciekawego z tematyki smoczej, ale zapamiętaj to na przyszłość)
To jest pytanie - retoryczne, ale wciąż pytanie. Znak zapytania musi byćZresztą, po kiego grzyba ktokolwiek miałby skanować teren tego opuszczonego zamczyska
Ale Skale był już przy nim. W piwniczce było ciemno
Co? xDŁilhem
"Minut" możesz wykasowaćto znaczy, że będą tu za jakieś siedem, może osiem minut
Hm... całkiem niezłe. Tak, rzekłbym, że te dwa słowa zupełnie dobrze oddają jakoś twojego utworu - w sumie miałbym ochotę poczytać dalej. Napisałeś, że w kolejnych rozdziałach opisujesz przeszłość - moim zdaniem to zły pomysł. Przeszłość, wspomnienia, powinieneś rozmieszczać (oczywiście wg mnie) w pewnych odstępach, po kawałku tajemnicy, tak żeby czytelnik na końcu dopiero wszystko zrozumiał i pomyślał: o kurde! tego się nie spodziewałem!
Styl nie najgorszy, poza drobnostkami jak powyżej. Koneser fantasy mógłby się może przyczepić do świata, ale ja nie jestem koneserem i wystarczy mi to, że nie widzę elfów, hobbitów i krasnoludów. Fajnie byłoby rozeznać się w przeróżnych mitologiach i z nich czerpać to, czego nikt jeszcze nie wykorzystał. Tak zrobił Tolkien, tak możesz zrobić i ty
Czekam na dalszy ciąg, zobaczymy, co z tego wynika
Trzymaj się!
8
Ten temat znajduje się w dziale "Zweryfikowane", więc utwórz sobie nowy i tam wrzuć kolejny rozdział. A czy będziesz zamieszczać kolejne rozdziały w jednym temacie, to już zależy tylko i wyłącznie od Ciebie. Jeśli wolisz wraz z każdym nowym tekstem tworzyć nowy temat, możemy to ewentualnie później scalić do jednego.