"Przez ciernie do gwiazd"

1
To jest fragment mojej pierwszej powieści. Wiem, że nie umiem jeszcze dobrze pisać, dlatego też bardzo proszę Was o dobre rady, wskazówki... Byłabym naprawdę bardzo wdzięczna. Pomogło by mi to w pracy nad swoim warsztatem.


Popołudniowy zgiełk, zatłok ... Za oknem szaro i ponuro. Jakaś prostytutka zatrzymuje samochód, uliczni chuligani rysują na ścianach kamienic zbereźne rysunki. Jakieś małe dziecko stoi na rogu ulicy grając na akordeonie i prosząc o parę drobnych. To jedna z dzielnic nędzy w Ameryce. Tam życie zawsze wygląda tak samo, jest zawsze brutalne i strasznie monotonne. Tak bardzo chciałoby się stąd wyrwać, uciec... Przecież w tym samym kraju ludzie żyją jak w bajce... Ale to w Nowym Jorku, Hollywood... To inny świat... Piękny, lecz niedostępny... Zwłaszcza dla biedaków lub ludzi spod ciemnej gwiazdy. Niektórzy nie mają szansy się wybić, zaistnieć, stać się kimś innym. Nie mają takiej możliwości, ponieważ są zbyt ubodzy lub zbyt mało ambicji, nadziei, że kiedyś ich los się odmieni. Zakładają, że ich życie już jest przegrane... to smutny widok. Szczególnie dla dzieci, które nigdy nie poznały smaku innego życia. Wiele z nich „stacza się” lub cierpi głód. Szkoły są daleko, trzeba iść do nich piechotą, mając nadzieję, że nie zostanie się pobitym we własnym domu. Zwykłe realia... tak bardzo przytłaczające. A w jednym z okien budynków stoi dziewczynka, z nosem przyklejonym do szyby. W jej oczach widać bezbrzeżny smutek i tęsknotę. Mieszka w kamienicy nr.8 razem ze swoją matką. Co chwilę spogląda się nerwowo w drzwi, wyraźnie na kogoś czeka. Ubrana jest w wytarte spodnie i stary, pożółkły sweter. Ma może ok.8 lat, nie jest ładna, ani też nie brzydka. Ot, taka zwykła dziewczynka! Ciemne włosy są związane w kucyka, krągła buzia jest bardzo blada, prawie przezroczysta. Nagle po schodach w mieszkaniu rozbrzmiewa się pospieszny stukot butów na obcasie i do pokoju wpada młoda kobieta. Niebieskie oczy dziewczynki promienieją radością, a twarz rozpogadza się. Mama! Podbiega do nie, lecz matka odpycha ją. Jest zapłakana, zagubiona. Cała jej szczupła sylwetka drży. Z dziewczynki ulatuje cała radość.
-Co Ci jest? – pyta się z rozpaczą. Kobieta nie odpowiada, tylko zakrywa twarz dłońmi i pospiesznie udaje się do pokoju. Lem Wem, bo tak nazywa się matka Amelie, dziewczynki z okna była załamana. Właśnie rozstała się ze swoim facetem, z którym planowała ułożyć sobie życie. Zerwał z nią, mówiąc, że nie jest go warta. Jak on śmiał! Lem cała dygtała. Była to kobieta bardzo ładna, drobna i młoda. Jej ciemne włosy idealnie pasowały do jasnej karnacji. Lem miała bardzo delikatne rysy twarzy, jednak skrywała je, pod grubą warstwą tapety. Pracowała jako striptizerka w jednym z nocnych klubów. Może to nie było chlubne zajęcie, ale miała przynajmniej z czego żyć. Nie miała szczęśliwego życia. Zaszła w ciążę jako siedemnastoletnia dziewczyna. Była to zwykła wpadka, nie tak miało potoczyć się jej życie. Gdy dowiedziała się o dziecku, postanowiła, że wychowa je i zaopiekuje się nim jak to tylko będzie możliwe. Ojciec dziecka zostawił ją, gdy tyko dowiedział się o małej. Musiała się z tym pogodzić – przecież tak w życiu bywa. Nie mogła spodziewać się czegoś innego, postanowiła, że da sobie radę sama. Jednak to nie było takie proste. Dziewczynka rosła, miała swoje potrzeby, a ona musiała pracować, zapewnić jej i sobie chociaż codzienny posiłek. Lem była kobietą uczuciową, nieco naiwną. Cały czas podążała za jakąś miłością. Kiedy myślała, że znalazła odpowiedniego mężczyznę, ten bez skrupułów zostawiał ją i zarazem łamał serce. Często nie mogła się z tym pogodzić, więc chcąc załagodzić okropny ból i pustkę piła alkohol i zażywała narkotyki. Jej psychika dosięgała dna, ona sama stawała się coraz bardziej zagubiona. Kochała Amelie, ale nie potrafiła pomóc sobie, a co dopiero dziewczynce, tak bardzo do niej przywiązanej i wrażliwej. Zdawała sobie sprawę, że wszyscy drwią z małej mówiąc, że jej matka jest zwykłą dziwką o alkoholiczką. Kiedyś sama to usłyszała. Zawsze dziwiła się, że jej córka znosi to z anielskim spokojem. Jakby nie zwracała na to najmniejszej uwagi, nie słuchała. Nie było jednak nic bardziej mylnego. Amelie była dzieckiem spokojnym, opanowanym, nic nie mówiła, jednak wszystko bardzo przeżywała w swoim sercu. Słowa innych dzieci bolały ją niesamowicie, a ciągłe drwiny powodowały, że stawała się coraz bardziej skryta i zamknięta w sobie. Częściej też chodziła smutna i osowiała. Bardziej wnikliwsza matka bez problemu dostrzegłaby powód takiego zachowania i szybko starałaby się zmienić swoje postępowanie i dopomóc dziecku. Lem jednak do niech nie należała i z dnia na dzień coraz bardziej goniła za nowymi miłościami w rezultacie pogrążając się w alkoholu.
***
Amelie obudził rano hałas dochodzący z kuchni – pobrzękiwanie naczyniami i kroki mamy. Westchnęła. „Mama po wczorajszym dniu, będzie miała z pewnością okropnego kaca” – pomyślała ze smutkiem. A tu trzeba było wstać i wyruszyć do szkoły. Amelie bardzo tego nie lubiła, głównie ze względu na przezwiska i docinki. „Ale mama przecież nie może zauważyć, że jest mi źle ma sporo własnych problemów i zmartwień, po co miałaby przejmować się dylematami ośmiolatki... Nie mogę jej o tym powiedzieć, bo będzie jeszcze bardziej smutna”- myślała Amelie. Dzisiejszy dzień był dla dziewczynki szczególny. W szkole miało odbyć się przestawienie, w którym ona miał zaśpiewać piosenkę. Amelie była obdarzona pięknym głosem, sama zdawała sobie z tego sprawę. Bardzo zależało jej, by mama była na tak ważnym dla niej występem. Z tym był jednak pewien problem – Lem nic o tym nie wiedziała. Amelie chciała powiedzieć jej o tym wczoraj, jednak widząc nastrój mamy, zaniechała tego planu. Miała nikłą nadzieję, że może jednak mama będzie trzeźwa i w lepszym humorze. Kiedy weszła do kuchni, zrozumiała, że nie było nic bardziej mylnego. Lem była pijana, miotała się niezręcznie po kuchni, najwyraźniej usiłując przygotować coś na śniadanie. Z dziewczynki uleciało całe powietrze. Nic z tego – o przyjściu na szkolny występ nie można było nawet marzyć.

- Pomóc Ci w czymś? – spytała się podchodząc do małego, przykrytego ceratą stołu. Lem wyglądała jakby jej nie poznawała. Oczy miała nabrzmiałe, zaczerwienione. Chwiejnie stała na nogach, z ust unosił się zapach alkoholu.
- Znowu piłaś – stwierdziła cicho Amelie.
- Nic ci do tego – odparła szorstko Lem. – nie gap się tak na mnie! Wypij to! – zarządziła podając jej mętną herbatę.
- Nie jest dobrze zaparzona – oznajmiła Amelie z wzrokiem utkwionym na rozgniewaną matkę.
- No to co?! Nie wybrzydzaj! Mama dla Ciebie haruje po nocach, a ty ośmielasz się mnie...
- Przepraszam –powiedziała Amelie cicho, przerywając Lem. Ta oparła się o ścianę i z wysiłkiem odgarnęła ciemne włosy opadające jej na twarz. Głęboko nad czymś rozmyślała.
- Idź już do szkoły, spóźnisz się – odezwała się nagle, już całkiem spokojnie. Amelie wzięła głęboki oddech. Postanowiła zaryzykować.
- Mamo...
- Co?
- Poszłabyś dzisiaj po południu do mojej szkoły? Będę występować... – spytała się nieśmiało. Lem milczała.
- Nie – odrzekła po chwili. Amelie zagryzła wargi. Zaszumiało jej w głowie. A jednak... nie przyjdzie! Mogła się tego spodziewać, ale jednak...
- Ale dlaczego...? – spytała się płaczliwie.
- Nie mam na to czasu. Powinnaś to zrozumieć. A po drugie, już kiedyś mówiłam Ci, że nie popieram tego typu przedstawień. Dzieciak popisuje się, a później

uderza mu do głowy woda sodowa. Myśli, że jest „kimś”, a to nieprawda tylko zwykła farsa, złudzenie, któremu daleko do rzeczywistości. Później sama się o tym przekonasz, jak życie da ci kopa w tyłek. Bądź realistka, nie bujaj w obłokach! Co Ci to da, że odśpiewasz jakąś tam piosenkę? Daleko z tym nie zajdziesz, to nie jest przyszłość dla Ciebie! Może będziesz śpiewać piosenki w nocnych klubach, hę? Fajna rodzinka – matka striptizerka, a córunia piosenkareczka, którą zachlany idiota będzie gładził po dupce! Powiem krótko: nie chcę byś dzisiaj występowała. – Amelie łzy napłynęły do oczu.
- Ty nie rozumiesz... ja muszę... już obiecałam swojemu wychowawcy... nie mogę go teraz zawieść! Zresztą chcę tego! I wcale się nie popisuję, to sprawia mi wielką przyjemność! - Na chwilę przymknęła oczy i powiedziała z rozmarzeniem – Chciałabym zostać artystką, piosenkarką... kimś ponadczasowym... to moje marzenie.
- Tylko marzenie – stwierdziła brutalnie Lem. – Myślisz, że ktoś chciałby słuchać gwiazdki slumsów? Jeśli tak, to jesteś w błędzie. Nie wyrwiesz się stąd, nie ma mowy. Z tego miejsca nie ma ucieczki.
- A próbowałaś kiedyś? – spytała się Amelie patrząc matce w oczy.
- Co spróbowałam? – spytała się nic nie rozumiejąc Lem. Jej umysł po alkoholu zawsze ciężko pracował. Amelie dyskretnie uniosła oczy do nieba.
- No uciec... spróbować nowego życia... bez alkoholu i niezdrowego towarzystwa. Wyrwać się stąd, pójść gdziekolwiek, byle nie tu... – Lem roześmiała się szyderczo.
- Ależ dziecko... przed chwilą Ci powiedziałam: stąd nie można uciec. Nie, nie próbowałam. Wiedziałam, że nie mam szans w tym innym świecie. Gdzie ja, taka prosta i nieskomplikowana... zginęłabym tam. Amelie, obojętnie gdzie byś była i bez względu kim się stała, zawsze będziesz wiedzieć skąd jesteś. I inni też będą mieć tego świadomość. Nie zapomnisz o przeszłości. A teraz już naprawdę idź. – Amelie spojrzała się na mamę krytycznie. Jej słowa bardzo ją zabolały. „Jak będę chciała, zdobędę to, co chcę i nikt mi tego nie zabroni. Bo jeśli pragniesz, coś bardzo chcesz, to wszystko w rzeczywistość może zmienić się.’’ – pomyślała mimowolnie rymując słowa i zacisnęła pięści. „ Kto wie, może za ileś lat wzbogaci się o gwiazdę ze slumsów!”
***
Klasa Amelie mieściła się na końcu korytarza. Było to pomieszczenie niezadbane i brzydkie. W rogach ścian można było zobaczyć grube pajęczyny. Amelie nie lubiła tego miejsca. W szkole uczyła się dobrze, nauczyciele często cenili ją sobie i często stawiali za wzór, powtarzając, że jest to dziewczynka zdolna i pracowita. Amelie lubiła swoich nauczycieli, szczególnie swojego wychowawcę. Był to młody, początkujący historyk. Dużym problemem Amelie była jej własna samotność. Czasami z zazdrością przypatrywała się innym dziewczynkom śmiejącym się wesoło i trzymającym się za ręce. Amelie była indywidualistką, bardzo chciała mieć jakąś przyjaciółkę, jednak nigdy nie potrafiła się przełamać, otworzyć. Jej skrytość nie podobała się jej rówieśniczką. Na pierwszej lekcji, czyli historii trwały próby przygotowujące do przedstawienia. Z klasy Amelie kilka dziewczynek mówiło wierszyki. Amelie ukradkowo zaczęła ziewać. Wszystko było takie smętne i monotonne... „Jeżeli kiedykolwiek będę śpiewać, muszę postarać się, aby wszyscy słuchali mnie z zainteresowaniem. Nie mogę pozwolić, by do mojego występu zakradła się nuda” – pomyślała w marzeniach widząc siebie na scenie przed tysiącami ludzi. „Chciałabym się dowiedzieć, jak smakuje popularność i sława. Gdyby to się stało, byłabym naprawdę szczęśliwa” – mówiła sobie w duchu.
- Amelie... czy Twoja mama przyjdzie na przedstawienie? – wyrwał ją z zamyślenia głos wychowawcy. Amelie słysząc pytanie przypomniała sobie co powiedziała rankiem jej matka i momentalnie zrobiło jej się przykro.
- Nie... – powiedziała cicho. Jej wychowawca uniósł ze zdziwienia brwi.
- Ale dlaczego? – spytał się szczerze zmartwiony.
- Wie pan, moja mama ma dużo ważniejszych rzeczy na głowie niż słuchanie jakiejś tam piosenki – odparła ona.
***
Lem usiadła na fotelu z zimnym kompresem na głowie. Oj, jak bardzo bolała ją głowa. Była już zupełnie trzeźwa, jednak wczorajsze i poranne picie dało jej się we znaki. Dużo myślała o swoim życiu. Straciła już nadzieję, że ktoś ją jeszcze pokocha, nie mogła się już łudzić – była do niczego. Nie radziła sobie w życiu, popełniała błąd za błędem. Co gorsza, nie potrafiła zrozumieć w czym tak naprawdę tkwi problem i jak należy go rozwiązać. Podjęła więc decyzję, chyba najtrudniejszą w swoim życiu. Od niej nie było już odwrotu. „Muszę to zrobić” – myślała, chociaż to nie było takie łatwe. Postanowiła oddać Amelie do sierocińca. „Tam będzie jej o wiele lepiej niż u mnie – pocieszała się. Była przekonana, że tam jej córka będzie miała wszystkiego pod dostatkiem. Uważała, że jest to z pewnością lepsza lokata na przyszłość. „Niczego jej nie będzie brakować – myślała. Nie pomyślała tylko, że dziecku nie są potrzebne tak bardzo dobra materialne, jak miłość, a zwłaszcza miłość matki, choćby byłaby ona najgorsza na świecie. Ale co Lem mogła o takich rzeczach wiedzieć! Rozsądek mówił jej, że dobrze robi. Tylko serce się trochę opierało... Postanowiła jednak nie zwracać na nie uwagi i spokojnie czekać na córkę. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo boi się tej chwili, jak bardzo ją ona przeraża. Tak myśląc zasnęła. Obudził ją dopiero głos Amelie.
- Już jestem! – krzyknęła ta stojąc w drzwiach. Była rozpromieniona. Przedstawienie było udane, a oklaskom nie było końca. Miała wrażenie, że może przenosić góry, energia ją roznosiła. Lem zasłoniła twarz ręką, ukrywając łzy. Z bólu chciało jej się krzyczeć. Czuła, że się dusi. Tutaj nie mógł pomóc nawet alkohol, tego uczucia nic nie mogło oszukać.
- Boli Cię głowa? – spytała się zatroskanym głosem Amelie, widząc kompres na głowie Lem.
- Już nie – powiedziała kobieta, szybko zrywając się z fotela. – jak po przedstawieniu? – spytała się.
- Wspaniale! Zaśpiewałam wspaniale! Wszyscy klaskali, a wychowawca...
- Amelie... – przerwała jej cicho Lem. Serce jej się krajało. Niby jak miała powiedzieć swojej własnej córce, że w jej domu nie ma już dla niej miejsca... że jej matka jest zwykłą życiową ofermą i sama nie może poradzić sobie z własnym życiem, a jedynym wyjściem jest odesłanie jej do domu dziecka... Tymczasem dziewczynka umilkła. Lem zebrała się w sobie, ocierając dłoniom pot z czoła.
- Posłuchaj... wiem, że mnie nie zrozumiesz, ale muszę to robić. Nie mogę pozwolić abyś cierpiała. Pamiętaj, że cokolwiek teraz powiem, a później zrobię, to... wszystko z miłości... Już wiele złego w życiu zrobiłam. Ja...
- Ale ja wcale nie cierpię! – przerwała jej zdumiona Amelie.
- Tak Ci się tylko wydaje. Nie chcę, byś później miała do mnie żal. Nie mogę dać Ci odpowiednich środków do życia, nie potrafię Cię odpowiednio wychować... muszę Ci oddać... – nie dokończyła, zaschło jej w gardle. Nie mogła przełknąć nawet śliny.
- Gdzie? – spytała się nadal nic nie rozumiejąca Amelie.
- Do sierocińca. Jest kilka kilometrów stąd. Tam będziesz miała wszystko.
- Na jak długo? – pytała się niewzruszenie Amelie.
- Kochanie... zrozum mnie... na zawsze... – Amelie wyglądała jakby za chwilę miała zemdleć. Była wstrząśnięta. Pobladła i z przerażeniem wpatrywała się w matkę. Nie mogła w to uwierzyć. Nawet w najgorszych snach nie mogła się spodziewać, że...
- Jak to? – wydusiła w końcu. – Nie chcesz mnie? – spytała się z rozpaczą, czując jak gorące łzy napływają jej do oczu.
- Nie o to chodzi... Nie mogę Ci nic dać... sama jestem cieniem człowieka. Tak będzie dla Ciebie lepiej, uwierz mi...
- Nieprawda – powiedziała cierpko Amelie. –Tak nie będzie dla mnie lepiej. Wiesz co to znaczy tęsknota? Możesz mi dać coś bardzo cennego: miłość. To mi wystarczy, nic więcej nie potrzebuję. Kocham Cię! – Lem z rozpaczą ukryła twarz w dłoniach.
- Ja też Cię kocham... wcale nie ułatwiasz mi zadania... Dużo nad tym myślałam, nie zmienię już decyzji. – Amelie stała osłupiała. Czuła, że jej dotychczasowy świat wali jej się pod nogami. W głowie kotłowała jej tylko jedna myśl : „mama już mnie nie chce”. To miał być początek nowego życia, zupełnie innego niż to. Trzeba wszystko zacząć od nowa, od początku. Od tego dnia, życie miało być zupełnie inne.

2
Więc... Zacznijmy od początku:
Karolina pisze:Popołudniowy zgiełk, zatłok ...
Nie znam takiego słowa jak zatłok... Proponuję je zastąpić, choćby słowem "tłok".
Karolina pisze:Jakaś prostytutka zatrzymuje samochód, uliczni chuligani rysują na ścianach kamienic zbereźne rysunki. Jakieś małe dziecko stoi na rogu ulicy grając na akordeonie i prosząc o parę drobnych.
Masz tu powtórzenie ("jakaś"), przez które tekst wydaje się niedopracowany.
Karolina pisze:Ale to w Nowym Jorku, Hollywood...
Zdanie niegramatyczne. Takie wyrażenie jest dopuszczalne w mowie potocznej, ale w opowiadaniu wygląda bardzo źle. Musisz zmienić całe zdanie, zachować sens, ale napisać je od początku.
Karolina pisze:Ma może ok.8 lat
Niedopuszczalne! Nigdy nie używaj takich skrótów w swoich utworach! Ponadto słowo "może" tu nie pasuje - to kolejny przykład zdania, w którym piszesz tak, jakbyś powiedziała to potocznie. To wygląda naprawdę okropnie.
Karolina pisze:Ciemne włosy są związane w kucyka
Nie pisze się w kucyka, tylko w kucyk
Karolina pisze:Nagle po schodach w mieszkaniu rozbrzmiewa się pospieszny stukot butów na obcasie i do pokoju wpada młoda kobieta
Kolejne zdanie do poprawy - i to całe. Po pierwsze "po schodach w mieszkaniu" - jeśli już to na schodach, choć połączenie schodów i mieszkania w takiej konfiguracji sprawia, że czytelnik się gubi. Po drugie stukot nie może "się rozbrzmiewać", może co najwyżej rozbrzmiewać.
Karolina pisze:pyta się z rozpaczą
Pyta z rozpaczą. "się" jest niepotrzebne i brzydko brzmi.
Karolina pisze:Właśnie rozstała się ze swoim facetem
Zamień "facetem" na partnerem - znów wkradła Ci się mowa potoczna
Karolina pisze:Bardziej wnikliwsza matka
Bardziej wnikliwa
Karolina pisze:Amelie spojrzała się na mamę krytycznie
Znów niepotrzebne "się"
Karolina pisze:Jej skrytość nie podobała się jej rówieśniczką
Rówieśniczkom

Błędy, które tu wypisałam są tylko jednymi z wielu. Musisz bardzo popracować nad swoim pisaniem. Skup się na tym, by język, którego używasz był ładny, lekki. Twoim podstawowym błędem jest styl - używasz języka potocznego, którego używa się tylko w niektórych sytuacjach - głównie w dialogach. Ponadto masz mnóstwo powtórzeń i literówek. Takie małe błędy psują efekt bardziej, niż Ci się wydaje.
Przekaz tekstu jest bardzo prosty, jak dla mnie zbyt prosty, szczególnie w połączeniu z używanym przez Ciebie językiem. Całość zdaje się być dziecinna.
Ale pisz dalej, fajnie, że lubisz pisać:)
Pozdrawiam
Młoda

3
To jest fragment mojej pierwszej powieści. Wiem, że nie umiem jeszcze dobrze pisać, dlatego też bardzo proszę Was o dobre rady, wskazówki...
Nie zrozum mnie źle, ale, tak od razu, powieść? Może krótsza forma?

Nic to! Czytam!
małe dziecko stoi na rogu ulicy grając na akordeonie i prosząc o parę drobnych.
Zobacz, że te zdanie jest nieco odrealnione. Stoi grając? Jeżeli, jak w zdaniu poprzedzającym, masz kolejną wyliczankę, możesz zastosować taki zabieg:

małe dziecko stoi na rogu ulicy: gra na akordeonie i prosi o drobniaki.

Teraz masz nie tylko zarys sytuacyjny, ale jest to poprawne - lepiej się czyta.
Piękny, lecz niedostępny...
W tym momencie nadużycie wielokropka zaczyna kłuć już w oczy. Wygląda to tak, jakby zabrakło ci chęci do mocnego zakańczania zdań kropką.
Nie mają takiej możliwości, ponieważ są zbyt ubodzy lub zbyt mało ambicji, nadziei, że kiedyś ich los się odmieni.
albo:
są zbyt mało ambitni
albo:
mają zbyt mało ambicji
To, co teraz jest napisane jest niepełnym zdaniem.
z nich „stacza się”
Cudzysłów niepotrzebny - to jest zwrot potoczny.

Szkoły są daleko, trzeba iść do nich piechotą
W sumie prawda: ciężko idzie się samochodem albo autobusem...
Co chwilę spogląda się nerwowo w drzwi
Wyciąć.
Ma może ok.8 lat
Krótkie zdanie, a dwa błędy.
1 - Ma może około - ponieważ nie piszemy skrótami w prozie, chyba, że owe skróty dotyczą nazw własnych użytkowych. Np. USMC, ZUS, itd..
2. 8 lat - zapis słowny: osiem lat.
Ciemne włosy są związane w kucyka
w kucyk.
Mama!
To jest wołanie dziewczynki? Uwaga narratora? Warto to jakoś oznaczyć... Np. Mama! - zawołała radośnie...
Podbiega do nie
?
[1]Jest zapłakana, zagubiona. [2]Cała jej szczupła sylwetka drży
1 -Kto jest zagubiony? Mama czy dziewczyna?
2 - Sylwetka drży? Coś, jak drżący cień? Czy drży jej ciało...
Lem Wem, [1]bo tak nazywa się matka Amelie, dziewczynki z okna była załamana.
Całe podkreślenie włączył bym w nawias jako wtrącenie narracyjne. Inaczej, tak jak teraz, zdanie jest okropne. Poza tym, nie pasuje mi nazywanie się... imię/nazwisko, to tak.
dygtała
!
pod grubą warstwą tapety
A to jest już kolokwializm (i homonim). Albo używasz tego (co odradzam - ponieważ odpowiednie słowo to makijaż) albo włączasz w cudzysłów.

O tekście:
Doczytałem do połowy. Jest nieco nudny - wprowadzenie jest przegadane i, mimo że jest tam wiele informacji, nic tak naprawdę nie przekazujesz. Bohaterowie są dla mnie bez charakteru, mało plastyczni. Ciężko mi się w jakikolwiek sposób do nich odnieść.

O stylu:

Nie jest najlepiej. Przede wszystkim brakuje mi tu akapitów wydzielających akcję/opisy. W narracji używasz kolokwializmów, które w ogóle tutaj nie pasują (taka tapeta...). Zdania zakończone wielokropkiem mają ukazywać zamyślenie w twoim mniemaniu, taki suspens, jednak ja odbieram to jako sztuczne budowanie klimatu - zabieg, który skutecznie "niweluje" wszelkie inne. Co jest złe, to mieszanie podmiotów - przez brak akapitów i dość chaotyczną narrację, musiałem kilkakrotnie wracać w tekst, aby połapać się, co kto i dlaczego.

Ogólnie, nie podobało mi się to, co przeczytałem. Jak sądziłem na początku, powieść na start to zły krok - małe, krótkie formy pozwalają na umiejętne budowanie akcji, dawkowanie jej w taki sposób, aby czytelnik szybko pochwycił opowieść. Ta wiedza, jak i sama szkoła pisania związana z tworzeniem krótkiej formy, sprawia, że łatwiej ci jest pisać. Jeżeli prosisz o radę, to proponuje odstawić ten tekst - dać mu dojrzeć, dać sobie dojrzeć. Napisz coś krótkiego, na 15-25 tyś znaków. Poćwicz. I czytaj. Nie musisz dużo - wystarczy, że będziesz obcować z tekstem. Gdy wrócisz do tego fragmentu, jestem przekonany, że sama zobaczysz, jaki on jest na prawdę.

Warto też czytać własny tekst - tutaj widać, że brakło tego i, niestety, są błędy.

4
Bardzo dziękuję za poświęcony czas, szczere opinie i dobre rady. Postaram się więcej ćwiczyć i poprawić swój styl. Będę musiała poświęcić na to więcej czasu, ale przynajmniej będę miała dobrą mobilizację. Ehh... próbowałam już pisać opowiadania, ale gdy tylko zaczynałam , wychodziło coś dłuższego, pojawiały się nowe pomysły... Muszę spróbować jeszcze raz, a jak nie wyjdzie to następny i następny, aż wreszcie coś z tego wyjdzie. I jeszcze raz dziękuję!

5
Na pierwszy rzut oka rzuca się kilka rzeczy.

Pierwsza z nich to powtórzenia. Bardzo często powtarzasz w jednym zdaniu jakieś wyrażenie po to, by pojawiło się ono po raz kolejny w następnym. Warto popracować nieco nad budową zdań i posiedzieć ze słownikiem synonimów. Pozwoli to na uniknięcie przynajmniej połowy powtórzeń.

druga, to ilość wielokropków pojawiających się w twoim tekście. Jest ich za dużo. Zazwyczaj powinny pełnić jakąś funkcję w zdaniu, oznaczać przerwanie toku mowy lub niedomówienie. U ciebie traci ten charakter. Staje się jedynie wkurzającym stoperem akcji i myśli. Radziłbym z nim tak nie szafować.

Trzecią sprawą jest język. popracuj nad jego bogactwem. Wplatasz w tekst styl potoczny wraz ze stylem, który aspiruje do bardziej literackiego. Powstaje przez to misz masz językowy. "Ci" w dialogach nie musimy pisać z dużej litery, śmiało w opowiadaniu możesz sobie pozwolić bez tego typu nakazów zaczerpniętych z życia.

Podzieliłbym tekst akapitami, teraz przypomina zbity blok liter i ciężko się go czyta.

Błędy powyłapywali poprzednicy, więc nie będę ich wskazywał. Uniknę powtórzeń.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”