Moje pierwsze opowiadanko

1
Była piękna czerwcowa noc 1944 roku, kiedy ruszyła wreszcie największa inwazja w historii wojen. Niczym niezmącone ciemnogranatowe niebo przyozdobione jasnymi gwiazdami sprawiało wrażenie nienaruszonego spokoju i ciszy. Nad normandzkim lądem powiewał łagodny letni wiaterek poruszając od czasu do czasu lekko korony drzew i wysokich krzewów. Na plażach fale morskie odbijały się od lądu wydając przy tym bardzo monotonny słabo słyszalny z oddali szum. Ten spokój miał być już niedługo zmącony przez straszliwą wojenną zawieruchę.





Było około 2.00 kiedy niebo zadrżało od setek lecących nad Normandią amerykańskich samolotów i zabłysnęło od ich częściowych wybuchów a także od serii wylatujących w powietrzną przestrzeń pocisków niemieckiej broni przeciwlotniczej. Na rozświetlonym niebie widać było tysiące spadochronów. Niektóre z nich rozrywane przez niemiecką artylerię naglę spadały w dół z ogromna prędkością wraz ze swym pasażerem nie dając mu żadnej szansy na przeżycie. Inne lądowały spokojnie, choć wiatr trochę zdmuchiwał ich z wyznaczonej strefy zrzutu. Tak oto stało się z sierżantem Jonesem ze 101 Dywizji Powietrzno-Desantowej. Wyskakując ze swojego C-47 i rozkładając swój spadochron w ostatniej chwili zauważył, że jego samolot właśnie eksploduje zionąc na wszystkie strony ogromnymi płomieniami, podmuch wybuchu natychmiast poczuł na twarzy. Ledwie udało mu się ujść z życiem. Miał szczęście, że nie został trafiony samolotowym strzępem. Oderwawszy szybko od niego wzrok i łapiąc się za uprzęże spadochronu powolutku spadał modląc się o dalszy szczęśliwy powrót na ziemię. Obejrzawszy się w dół spostrzegł ze miejscem jego lądowania będzie dosyć bujnie zalesiony obszar. Zdążył więc, jeszcze w locie wyciągnąć nóż który znajdował się w pochwie przywiązanej do prawej goleni i gdy zawiesił się na gałęzi szybko odciął się od spadochronu spadając z wysokości 2,5m na trawiasty grunt. Czując wreszcie po raz pierwszy od kilku długich i jakże emocjonujących minut cos twardego pod nogami Jones przykucnął i powoli wkładając nóż z powrotem do pochwy czujnie obserwował teren, na którym właśnie się znalazł. W drugiej ręce trzymał thompsona i przybrawszy bojową postawę, w pół skulony podbiegł pod najbliższy żywopłot, oddalony, o co najwyżej 20 jardów. Wzdłuż owego żywopłotu jakieś 5 jardów dalej na odkrytym terenie ciągnęła się polna droga a po jej drugiej stronie stał niewielki dom z cegły otoczony tylko z dwóch stron dwoma odcinkami niskiego murku. Za nim, na wysokości koron drzew Jones zauważył jak nagle w górę unosi się cała seria pocisków smugowych nieprzyjacielskiej altyleri przeciwlotniczej. Odwracając sie po chwili, oparł się o żywopłot zamknął oczy i pomyślał:

- Boże, co mam robić?

W tej chwili serce biło mu jak oszalałe wiedział ze nie może zostać tutaj dłużej. Po chwili słabości i odczuwanego strachu Jones wziął się w garść. Kucając przeżegnał się i powiedział do siebie.

- Miej mnie w swojej opiece.

Natychmiast po tym wybiegł zza żywopłotu i rozglądając się na wszystkie strony przebiegł niepostrzeżenie przez drogę kryjąc się za odcinkiem murku otaczającym ceglany dom od lewej strony. Leżąc za nim przeczołgał się o kilka jardów do przodu, i powolutku wychylając zza niego głowę jego czujnym oczom ukazała się potężna niemiecka bateria przeciwlotnicza a przy nim czterech rozmawiających niemieckich żołnierzy. Najwyraźniej przed chwilą zrobili sobie krótką przerwę od ostrzeliwania amerykańskich C-47, co wydało się Jonesowi bardzo dziwne i nie na miejscu. Przecież – pomyślał – nad nimi przelatuje jeszcze dosyć spora ilość samolotów. Desant ciągle trwa!

- Tak czy owak zginą. – szepnął do siebie Jones przygotowując się do ataku z zaskoczenia. Działo było oddalone od sierżanta o jakieś 10 jardów. Gdyby tylko udało mu się przebiec szybko i nie postrzeżenie, czterech Niemców niczego niespodziewających się nie miało by szans z szybkostrzelnym odpowiednio nacelowanym thompsonem. Wychyliwszy głowę zza murka jeszcze raz Jones przez kilka sekund spoglądał na Niemców i zaraz spowrotem obsunął się po nim w dół. Zamknął oczy i szepnął do siebie po chwili:

- Raz, dwa, trzy…

W mgnieniu oka Jones wystrzelił zza murka jak strzała i jak piorun trafił w swoich wrogów. Znalazłszy się tuż za Niemcami sierżant wystrzelił w ich kierunku cały magazynek. Jeden z niemców dostał w głowę i brzuch, siła wbijających się w jego ciało pocisków odrzuciła go wprost na stojące za nim działo. Hełm natychmiast spadł mu z głowy i bezwładne ciało opadło na ziemię. Z ran popłynęła krew. Inny Niemiec leżał nieżywy cały zakrwawiony oparty o skrzynki z amunicją. Dostał pięć kul w brzuch. Jones natychmiast po tym godnym podziwu czynie, szybko usiadł i oparł się o leżące ładnie ułożone worki z piaskiem tworzące wał ochraniający przed ewentualnym ogniem nieprzyjaciela. Siedząc tak oparty szybko wyciągnął nowy magazynek i załadował go do karabinu.

- Amerikaner! Amerikaner! – usłyszał nagle jakieś wołanie.

Wystawiając głowę, zauważył trzech przebiegających przez drogę kierujących się w stronę działa Niemców.

- Cholera! – pomyślał

Bez namysłu wystawiając karabin ponad worki z piaskiem zaczął strzelać do biegnących Niemców. Potem przebiegł spowrotem za lewy murek. Udało mu się zastrzelić tylko jednego. Dwóch następnych szybko ukryło się za drugim murkiem okalającym dom od prawej strony i wypatrzywszy skąd strzela sierżant skierowali tam swój ogień. W tym momencie rozpoczął się morderczy ostrzał obu stron. Kule odbijały się co chwila od murku unosząc tumany kurzu i pozostawiając po sobie liczne ślady w postaci małych odłupanych kawałków górnej części zabudowania które z kolei ciągle posypywały się na mundur i hełm Jonesa. W końcu sierżant wyczuwając moment przeładowania karabinów wroga zerwał granat wiszący u jego ramienia, odbezpieczył go i szybko stanął na proste nogi rzucając go w kierunku Niemców ukrywających się za drugim murkiem. Widać było tylko jak mały granat wpada niepostrzeżenie między nich i nagle wybucha wyrzucając w górę ich poranione odłamkami ciała. W tej chwili sierżant podbiegł pod frontową ścianę domu i oparł się o nią. W którymś momencie jego uwagę zwrócił dosyć głośny szmer dobiegający z okolić drzew, na których zawiesił się przed kilkunastoma minutami na spadochronie. Wycelował, więc w tamtą stronę karabin, spodziewając się następnych wrogich posiłków, po chwili jednak zauważył żołnierzy przywdzianych w mundury amerykańskich spadochroniarzy. Na jego twarzy natychmiast zarysował się uśmiech. Sierżant poczuł wielką ulgę. Opuścił wycelowaną w amerykanów lufę i podbiegłszy do nich powiedział

- Dzieki Bogu że jesteście!

- Tak jest panie sierżancie też się cieszymy! – usłyszał w odpowiedzi od swoich zagubionych podkomendnych.

- Która godzina? – zapytał Jones

- Piętnaście po drugiej panie sierżancie – odpowiedział któryś z napotkanych żołnierzy.

- A więc ruszajmy dalej chłopcy! – rozkazał.



Jones po odnalezieniu swojej drużyny wraz z nią udał się w kierunku małego miasteczka Ste-Mere-Eglise oddalonego o cztery mile na zachód, aby tam wypełniać swoje zadanie.

2
Nie napiszę nic na temat opowiadania (inni użytkownicy pewnie też) dopóki nie PRZEDSTAWISZ SIę. Niestety, takie zasady. Nie zrażaj się jednak, to tylko na początku tak ;)



Zapraszam do działu "Tu się przedstawiamy..."



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

4
Cieszy mnie to.Teraz pozostaje ci czekać aż ktoś znajdzie czas żeby przeczytać i ocenić twój tekst.



Pozdrawiam.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

5
Ech, przypomniało mi się wieczory z Medal of Honor...;)



Pomysł: 3



Nic oryginalnego, wiele jest tekstów traktujących o wojnie, a i tutaj nie dostrzegłem żadnego powiewu świeżości. Zresztą cała ta ich misja wydaje mi się jakaś niedopracowana i sztuczna. Oprócz tego, jak narazie los Jonesa jest mi obojętny. Polecam przeczytać ostatni tekst Webera ("Więzień życia) i zobaczyć tam jak on kreuje swego bohatera-żołnierza. Może znajdziesz jakieś wskazówki.



Styl: 4



Raczej bez większych zgrzytów, czytało mi się płynnie i wygodnie.



Schematyczność: 3



Opowiadań wojennych jest wiele i nie udało Ci się zaprezentować niczego oryginalnego.



Błędy: 4-


Leżąc za nim przeczołgał się o kilka jardów do przodu, i powolutku wychylając zza niego głowę jego czujnym oczom ukazała się potężna niemiecka bateria przeciwlotnicza a przy nim czterech rozmawiających niemieckich żołnierzy.

Wychyliwszy głowę zza murka jeszcze raz Jones przez kilka sekund spoglądał na Niemców i zaraz spowrotem obsunął się po nim w dół.

Inny Niemiec leżał nieżywy cały zakrwawiony oparty o skrzynki z amunicją.


Interpunkcja, interpunkcja, interpunkcja. Więcej nie chce mi się szukać, przeczytaj tekst z raz czy dwa i sam wszystko wyszukaj. Zwrot 'samolotowy strzęp' też nie jest zbyt dobry. Poza tym chyba wszystko ok.



Ocena ogólna: 3+



Przygody sierżanta Jonesa mnie nie zachwyciły, popracuj trochę nad tekstem, spróbuj trochę 'uczłowieczyć' Jonesa. Jego rozważania, myśli itp. napewno uatrakcyjniły by tekst. Spróbuj też jakoś zaskoczyć czytelnika bo narazie schematyczne to wszystko i blade jakieś.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

6
Po przeczytaniu ostatniego, drewnianego dialogu, naszla mnie jedna mysl: Pedofil z druzyna skautów wyrusza na dalsze łowy %-)



- I pamiętajcie - szepnął przyglądając się uważnie dziesięciu tyłkom opiętym zielonym, błyszczącym materiałem. - Za każdym razem gdy się do mnie zwracacie, tytułujcie mnie panem sierżantem.

- Tak jest! - odpowiedzili jak zwykle zgodni "chłopcy" i oblizali się zalotnie.



Dwa kilometry dalej, na zwłokach niemieckich krów, drużyna oddała się beztroskiej kopulacji.



CDN ...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron