Chwila [obyczaj]

1
Jak zamykasz oczy i zatykasz dłońmi uszy.

Nie lubię na to patrzeć, bo czuje się wtedy tak cholernie ułożona i pozbierana; prawie sprawiam wrażenie porządnej i szarej.



Biegnę, już chyba po raz setny, przez ten znienawidzony park. Mimo, że jest ciemno, ja widzę te wszystkie zniszczone ławki i wyryte na nich napisy. Na którejś z nich podpisałam się kiedyś twoim mazakiem, zrobiłam to ze złości - spojrzałeś się wtedy na inną dziewczynę czy coś takiego. Zresztą - wolę nie pamiętać. Wystarczył jeden telefon, a ja już pozwoliłam sobie zapomnieć i poczuć palenie tych dziesiątków petów pod podeszwami. I chociaż jest mi zimno to biegnę; chcę tam być jak najszybciej.



Nie czuję się w tym momencie Kimś, sztalugi mogłyby nie leżeć na podłodze i obrazy nie stać oparte o ściany, a ja i tak czułabym się przytłoczona. Chyba przypadkiem namalowałeś żółtą plamę na okładce nowej książki, którą Ci pożyczyłam kilka dni wcześniej. Biorę ją do ręki i przez chwilę przyglądam się jej – „Wołając do Boga”; powinno brzmieć „Wołając do mnie”. Odrzucam ją pod wpływem chwili i ruszam dalej. Wbiegam na piętro potykając się na tym brzydkim dywanie i próbuję opanować drżenie całego ciała. Nie jestem jeszcze tego świadoma, ale czuję, że świat powinien stanąć i przestać się kręcić. Nie ma co, dobraliśmy się: dwoje egoistycznych masochistów.



Nie wiem co gdzie się znajduję, ale przekraczając pewną granicę widzę Ciebie - siedzisz przy kaloryferze na podłodze, na około leży mnóstwo powyrywanych kartek i pasteli. Omijam wywrócone krzesło i rozbity kubek - czy to przypadkiem nie jest prezent ode mnie? Chyba kupiłam Ci go na urodziny gdy byłam w Hiszpanii. Mniejsza z tym. Nie zauważasz mnie nawet teraz gdy pochylam się nad Tobą i próbuję coś powiedzieć. Nadal tkwisz w tej samej pozie - to ten sam wszechświat co wtedy; trzymasz dłonie we włosach i lekko drżysz. Odrywam je i obejmuje, przez chwilę tylko obserwuje te przydługie kosmyki, które nagle wymknęły się spod kontroli. Nadal mnie nie widzisz, ale przynajmniej ja czuję, że jestem. Gdybyś chociaż wyglądał normalnie! Ale nie, ty masz na sobie tę głupią koszulę w kratkę, z postrzępionymi rękawami, i dżinsy tak stare i zniszczone, że równie dobrze mogłoby ich nie być. Nie szukam wzrokiem żyletki ani popielniczki, mam całkowitą pewność, że gdzieś tu są. Nadal nie zauważam twojej reakcji, upadam więc na kolana i tylko przyciskam twoje ręce do swojej twarzy. I nagle spoglądasz na mnie przestraszonym wzrokiem - jakbyś bał się, że komuś powiem. Teraz już wiem, że za chwilę będziesz płakać, ja zresztą też. To stało się naszym małym rytuałem i zdarza tylko w chwilach, gdy nie odnajdujemy nawet siebie nawzajem. Mruczysz coś o moim życiu, a ja nie mogę wyjąkać nic więcej oprócz - ‘kochany’. Przejeżdżam opuszkami palców po twoim przegubie, widzę tylko kilka nowych kresek i to nie zbyt głębokich. Już się nie boję, tak jak wtedy gdy przybiegłam, a tobie krew ściekała aż do łokci. Dotykam je ustami i, tak jak zawsze, nie wiem co robić. Ale całuje twoje ręce - ręce artysty, w których spoczywa moja przeszłość i przyszłość. Przez ułamek sekundy twój ból staje się moim bólem i nie mogę już tego ogarnąć. Odchylam głowę do tyłu, aż czuję, że moje włosy stykają się z twoimi dłońmi, które teraz obejmują moją talię i boje się, że zrobię coś nie tak. Zresztą to już bez znaczenia, bo nagle wstajesz i popychasz mnie na podłogę. Nie, nie jesteś brutalny - nigdy nie byłeś, ale i tak upadek jest bolesny. Czuję się jak spadająca gwiazda. To już jest ten moment, w którym Twoje usta szukają moich ust, a ja wiem, że nie mogę się oprzeć, bo sama tego potrzebuję. Przez chwilę tylko, tkwimy tak, jak w klatce filmu, bo teraz wtulasz twarz w moją szyję, a ja czuję wbijające się przez koszulkę w plecy szkło. Staram się nie ruszać niczym więcej, niż tylko dłońmi, które znowu szukają twojej twarzy i na oślep, bo przecież zamknęłam oczy, gładzą ją z jakąś dziwną melancholią - góra, dół, policzek. Łkamy tak ściśnięci, i nawet nie liczę już minut. Wykrztuszasz przeprosiny, znowu mnie całujesz, obiecujesz, że to ostatni raz. Siadamy. Czuję krew spływającą po plecach, zauważasz, że się krzywię, ale ja mówię, że nic mi nie jest. Nie wierzysz mi; nikt nigdy mi nie wierzy. Staram się nie patrzeć na Ciebie i biorę do ręki plik powyrywanych kartek. To kilka stron z tomika Celana, chciałabym przewrócić z ironią oczami; przecież ten człowiek to nie poeta. Ale nie chcę Cię ranić, nie chcę nic robić, znowu się martwię. Mam ochotę schować niebezpieczeństwa tego świata do teczki i ukryć ją przed tobą; nie pytam jednak co się stało, najprawdopodobniej też nie chcę wiedzieć. Znowu zerkasz na mnie zdenerwowany; nienawidzę, gdy złościsz się z powodu własnej nieporadności, ale to lepsze niż milczenie. Wstaje burząc cały ten ład, który buduje się w ciągu tych kilkunastu minut i zaczynam krzyczeć. Nic nie mówisz, znowu zamykasz się w sobie, a ja chciałabym zamienić się z tobą na kilka chwil. Nie walczysz, nie mówisz, że jesteś zbyt dobry, chyba mnie nie słyszysz. Mam ochotę zabić Cię za całe to twoje artystyczne ja, za to że ciągle upadasz i potrzebujesz kogoś kto mógłby cię podnieść. Znowu zaczynasz płakać, jesteś taki słaby, słabszy chyba niż ja. To nie jest tak jak w filmach o miłości, bo to ja przytulam Ciebie, to ja przestaje krzyczeć, to ja zaczynam czuć wyrzuty sumienia z powodu Twojej słabości, chociaż powinno być odwrotnie. Nie rejestruje do końca tego momentu w którym znowu podążamy ku podłodze, ale tak, leżymy na niej, na tym potłuczonym szkle i całej resztce w około której kręcisz się ty. Zaczynam mówić coś o tym, że masz przestać, że nie powinieneś mnie w ten sposób straszyć. Widzę twoją niską samoocenę przebijającą się przez to wszystko i mam ochotę odebrać Ci wszystkie książki, plany na jutro, pastele, długopisy i kartki. Znowu trzęsiesz się cały, a ja przestaje mówić. Przytulam Cię, chociaż wiem, że prosisz mnie o wyjście. I znowu błądzę dłońmi po twojej twarzy i ścieram łzy, i czuję pocałunki i nie wiem już nic. Przerywa nam dzwoniący telefon, nie odrywając się ode mnie, macasz dłonią po podłodze. Proszę żebyś nie odbierał. Ignorujesz mnie i tkwiąc z czołem przy moim czołem mówisz coś głupiego do słuchawki. Wyrywam Ci ją i naciskam anuluj.



Nagle świat przestaje być światem, znikają prawa fizyki, wszystko zamiera, bo niemal jednocześnie wypowiadamy te słowa.

Przepraszam, nie będę i kocham.
(I'm tired of being what you want me to be

Feeling so faithless lost under the surface

Don't know what you're expecting of me

Every step that I take is another mistake to you)

"Mam nadzieję, że wyjście jest radosne i mam nadzieję, że nigdy tu nie wrócę".

2
Następnym razem, gdy zapomnisz dodać gatunek utworu, to mi go podaj na PW i nie twórz jeszcze raz tego samego tematu tylko z gatunkiem w nawiasie ;)



A teraz...


Na którejś z nich podpisałam się kiedyś twoim mazakiem, zrobiłam to ze złości - spojrzałeś się wtedy na inną dziewczynę czy coś takiego.


Samo spojrzałeś wystarczy. Podkreślenie - do wywalenia, chyba, że stylizujesz główną bohaterkę na idiotkę (bo ten lakoniczny dodatek do końca zdania nie brzmi dobrze).


Wystarczył jeden telefon, a ja już pozwoliłam sobie zapomnieć i poczuć palenie tych dziesiątków petów pod podeszwami.


Palenie dziesiątków petów pod podeszwami? O co chodzi?



Piszesz "Cię" i inne tego typu zwrotu z dużej litery, ale bez konsekwencji - czasem te wyraz y są zaczęte małą literą. W ogóle usunął bym te wielkie, chyba, że stylizujesz tekst na list.

Nie widzę jednak takiej potrzeby.

Nie powiem, coś w tym jest, bo mnie zaabsorbowało. Wciągnęło. A może dlatego, że ostatnio nie czytałem nic tak... melancholijnego, tak dawno nie postawiono mi przed nosem emocjonalnego baroku (nie, to nie powinno brzmieć jak zarzut albo drwina, spokojnie)?

Coś mi się w tym podoba, spróbuj napisać coś większego i tchnąć w to więcej życia, hm? Po takich krótkich wstawkach ciężko jest dużo powiedzieć o autorze i jego umiejętnościach.

Mogę powiedzieć, że interpunkcja jest co najmniej niechlujna.

Niektóre zdania za długie i czasem zbyt uzbrojone w zaimki. Rytm jest jednak niezły, tekst się kręci i waha tak jak ta para siedząca na podłodze.

Coś w tym jest.

Ale napisz coś dłuższego, wtedy urządzę większą i bardziej pouczającą rzeź ;)

Pozdrawiam!

3
pety - wypalone papierosy.

nie zastanawiałam się nad tym 'Cię', ale rzeczywiście muszę to poprawić, miało być z małej litery, a jak wiadomo niechlujstwo to w moich pracach cecha najbardziej widoczna.

a z interpunkcją zawsze mam problem, i chyba nigdy jej się nie nauczę, albo za dużo, albo za mało, sama nie wiem co z tym zrobić, jeśli ktoś mógłby wytknąć te najgorsze błędy interpunkcyjne, to wręcz paluszki ucałuję.

chyba nie czuję się na siłach, by dać tutaj coś dłuższego, ale owszem gdy się zdecyduję, to oczekuje mocnej rzezi ;).dziękuje za opinię.
(I'm tired of being what you want me to be

Feeling so faithless lost under the surface

Don't know what you're expecting of me

Every step that I take is another mistake to you)

"Mam nadzieję, że wyjście jest radosne i mam nadzieję, że nigdy tu nie wrócę".

4
poczuć palenie tych dziesiątków petów pod podeszwami
Każdy wie, co to pety, ale to zdanie po prostu jest bez sensu :D



Problem chyba sprawia ci końcówka e albo ę. Otóż ę wpisujesz, kiedy mówisz: "ja coś robię", a e - kiedy "coś się dzieje". A więc nie "Nie wiem co gdzie się znajduję", a "nie wiem, gdzie co się znajduje" oraz nie "Odrywam je i obejmuje, przez chwilę tylko obserwuje", a "odrywam je i obejmuję, przez chwilę tylko obserwuję"



Jeszcze jeden zarzut - ten ogromniasty akapit. Przejrzyściej by to wyglądało, gdybyś podzieliła go na kilka, albo nawet i kilkanaście, mniejszych.



Teraz o tekście. Bardzo osobisty. W sumie jest w tym coś, tylko że czuję, że to coś nie do końca jest przeznaczone dla mnie. Narracja pierwszo- i drugoosobowa daje takie wrażenie. Obawiam się za to, że jak na tak krótki tekst zabrakło końcówki, czegoś mocniejszego, światłej idei, pomysłu

Kurde, nie wiem, co powiedzieć



Trzymaj się!

5
Bin pisze:Każdy wie, co to pety, ale to zdanie po prostu jest bez sensu :D
O to właśnie mi chodziło... nawet skonsultowałem z kilkoma osobami.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”