Rozdział 2
Przybysz z odległej przeszłości
Shagana obudził rano lekki powiew wiatru, aż spadł z łóżka, czym zbudził Daria. Ten jednak natychmiast zasnął. Był bardzo zmęczony i postanowił dzisiaj nie wstawać. Shagan również był wyczerpany, ale chciał jak najprędzej dowiedzieć się kim jest nieznajomy przybysz.
Z trudem podniósł się z ziemi, sięgnął po kamizelkę i sandały. Przeszedł się po chacie, zauważył, że nie było ojca. Nie jedząc śniadania wyszedł przed dom. Potem skręcił w lewo i udał się nad rzeczkę, aby się umyć i do końca obudzić. Zimna woda orzeźwiła go, a senność oraz zmęczenie odpłynęły wraz z wodą.
Wpadł na pomysł, aby sprawdzić czy koń nieznajomego dalej jest w stajni. Gdyby tak było, znaczyłoby iż starzec nadal przebywa w wiosce. Nie namyślając się długo ruszył śpiesznie do celu.
Na miejscu zobaczył swego ojca, który stał przy koniu przybysza. Podszedł do niego.
— Ojcze, czyj jest ten koń? — spytał. — Czy należy do tego nieznajomego, z którym wczoraj rozmawiałeś?
— Shagan, dobrze że już wstałeś — odrzekł Fullin nie odpowiadając na pytanie.
Ojciec powiedział owe słowa z jakby wymuszonym uśmiechem na twarzy. Shagan od razu rozpoznał dziwny smutek w jego głosie i przygnębienie w oczach.
— Ojcze czy coś się stało? — spytał zaniepokojony dziwnym zachowaniem Fullina, Shagan.
— Chcę, abyś kogoś poznał — odpowiedział ojciec ponownie nie udzielając odpowiedzi, jakby w ogóle nie słuchał. — Ma on do ciebie ważną sprawę.
Fullin chwycił syna za ramię i odwrócił go do tyłu.
Przed nimi stał nieznajomy starzec. Miał niewzruszoną twarz, a oczy wpatrzone głęboko w oczy Shagana.
Nagle, jakby wyrwawszy się z transu, przybysz odezwał się:
— Nazywam się Gatlar i byłem doradcą na dworze króla Erola Mocnego.
— Bardzo mi miło — odrzekł cicho Shagan, całkowicie zaskoczony. — Nazywam się Shagan, syn Fullina.
— Chodźmy Shaganie, synu Fullina, musimy porozmawiać.
Shagan spojrzał na ojca, lecz ten kiwnął głową na znak, aby posłuchał przybysza i poszedł z nim.
Gatlar szedł pierwszy, a za nim podążał zmieszany Shagan w którego głowie powstało wiele pytań. Nie mógł pojąć co od niego, prostego chłopa, może chcieć tak wielki pan i dlaczego Fullin tak dziwnie się zachowywał. Chciał o to wszystko spytać przybysza, ale był zakłopotany i nie mógł nic powiedzieć.
Minęli miejsce wczorajszej zabawy, które w świetle poranka nie prezentowało się najlepiej. Na stołach leżały powywracane talerze i kubki. Palenisko jeszcze się tliło. Psy wałęsały się pod stołami obgryzając leżące na ziemi kości z sarny.
Wyszli poza wioskę, aż pod pobliski zagajnik, gdzie znajdowała się niewielka polana otoczona samotnymi głazami. Starzec usiadł na jednym z nich nakazując jednocześnie, aby Shagan zajął miejsce na drugim znajdującym się naprzeciw niego.
— Rozmawiałem wcześniej z twoim przybranym ojcem — zaczął nagle Gatlar.
Shagan wzdrygnął się. Nie lubił, kiedy Fullina tak nazywano. Nigdy za takiego go nie uważał.
— Wiem, że nie jesteś rodzonym synem Fullina — ciągnął starzec, udając, że nie zauważył wzburzenia po wcześniejszych słowach. — Wczoraj wszystkiego się od niego dowiedziałem. Co prawda, potwierdził jedynie posiadane przeze mnie wiadomości na twój temat, ale właśnie to chciałem osiągnąć.
— Wiadomości na mój temat? — zdziwił się Shagan.
— Tak, chłopcze — odparł łagodnym głosem przybysz. — Nawet nie wiesz ile czasu poświęciłem zbierając informację o tobie. Byłem w wielu miejscach przemierzając niezliczoną ilość mil. Wszystko po to, aby cie w końcu odnaleźć — zakończył wyraźnie podekscytowany.
— Nie chcę być niegrzeczny, panie — rzekł Shagan, niejako chcąc pohamować emocje starca — ale niewiele z tego rozumiem.
— Znam twoją historię! Wiem kim jesteś! — prawie krzycząc wygłosił Gatlar.
Na te słowa, oczy Shagana powiększyły się dwukrotnie. Serce zaczęło mocno bić, a oddech stał się ciężki. Poczuł nagły skurcz żołądka. Przez całe życie chciał znać prawdę o swoim pochodzeniu. Nagle zjawił się nieznajomy człowiek, twierdząc, że zna jego przeszłość. Shagan poczuł wielką ciekawość, a jednocześnie ogromny lęk.
— Opowiem ci historię, która zdarzyła się dwadzieścia cztery lata temu — zaczął mówić Gatlar. — Były to czasy dumne na karcie historii Królestwa Hadoru, które położone jest setki mil na wschód stąd. Świetność swoją Hador zawdzięczał swemu królowi Erolowi Mocnemu, gdyż to za jego panowania kraj stał się silny i bogaty. Erol był mądrym władcą i świetnym politykiem. Za jego sprawą Hador wraz z pięcioma innymi królestwami: Aravalią, Taranorem, Dolanem, Udelionem i Kenelandem stworzył potężną unię, która była gwarancją wspólnego bezpieczeństwa. Dzięki przymierzu nie było wojen, gdyż nikt nie ośmielił się targnąć na taką potęgę. Ponadto rozkwitł handel przez co kraje sojusznicze bogaciły się, a dobrobyt ogarniał coraz większą część ludu. To był pierwszy w historii tak potężny pakt zawarty między królestwami ludzi — z dumą oświadczył starzec, lecz zaraz dodał spuszczając głowę — niestety trwało to zaledwie jedenaście lat.
Wtedy bowiem nad granicę Królestwa Araval nadciągnęła wielka horda Erbachów. Koczowniczego ludu zamieszkującego tereny na zachód od tego kraju. Prowadził ich Aragg. Wcześniej podporządkował sobie pomniejsze plemiona i mianował się Wodzem Wszystkich Erbachów. Jego żądza sławy i łupów pchnęła go do napaści na sąsiada.
Kiedy tylko Almand, król Araval, dowiedział się o grożącym jego krajowi niebezpieczeństwie natychmiast rozesłał gońców do Kenelandu, Taranoru, Dolanu, Udelionu i do Hadoru z prośbą o zbrojną pomoc. W wielkim pośpiechu, wypełniając zobowiązania sojusznicze każde z państw zorganizowało wyprawę wojenną i wyruszyło z wojskiem do królestwa swego sprzymierzeńca. Odległość dzieląca niektóre kraje z Araval była ogromna, tyczyło się to zwłaszcza Hadoru i Udelionu. Na szczęście Aragg nie śpieszył się zbytnio z atakiem. Zresztą on również czekał na skoncentrowanie wszystkich posiadanych sił. Dopiero wtedy miał zamiar uderzyć.
Nie chcąc, aby przeciwnik wzmacniał się w spokoju, Aragg wysłał swego najlepszego podwładnego, generała Ghelada, aby wraz z trzema tysiącami żołnierzy prowadził wojnę na pograniczu. Jego zadaniem było palenie pomniejszych osiedli i wiosek, niszczenie spichlerzy oraz uprowadzanie ludzi w niewolę i rozbijanie słabszych oddziałów aravalczyków. Wojska królewskie nie mogły sobie poradzić z Erbachami, pomimo iż byli w tak małej liczbie. Awangarda generała Ghelada był to oddział złożony w całości z jeźdźców. To zapewniało mu dużą mobilność. Żeby go spotkać i zniszczyć wojsko aravalskie musiało podzielić się na mniejsze oddziały co umożliwiało sprawniejsze działanie. Niestety takie rozwiązanie nie było dobrą decyzją, gdyż Erbachowie uderzali z zaskoczenia, a wynik takich potyczek był przeważnie z korzyścią dla nich.
Ghelad poczynał sobie coraz śmielej i posuwał się coraz to dalej, w głąb Araval. Czując się silnym postanowił ruszyć pod Gohaan, stolicę królestwa. Pomimo wyraźnego sprzeciwu Aragga, jego podwładny wypełnił swoje postanowienie. Król Almand rozkazał powrót wszystkich wojsk do stolicy widząc zbliżające się niebezpieczeństwo. Znając, dzięki zwiadowcom, dokładną liczbę wrogich żołnierzy oraz miejsce obozowania, władca Araval postanowił zakończyć jego niszczycielską działalność. Kiedy tylko przybyło wojsko kenelandzkie pod wodzą króla Prorada, król Almand wyruszył na przeciwnika. Ten nie spodziewał się iż aravalczycy zaryzykują i opuszczą zagrożoną stolicę zwłaszcza, że nadchodziły wieści o tym iż Aragg z całą armią ruszył na Araval. Rankiem doszło do bitwy pod wioską Kalrik leżącą zaledwie piętnaście mil od Gohaan. — Starzec przyspieszył narrację, mówiąc coraz szybciej wyraźnie podekscytowany. — Wojska aravalskie zniszczyły doszczętnie oddział Erbachów, generał Ghelad był jednym z pierwszych którzy polegli. Jadąc w pierwszym szeregu poprowadził szarżę uzbrojonych w włócznie i ubranych w skórzane zbroje dzikich wojowników, przeciwko zakutej w stal ciężkiej jeździe aravalskiej, której siła uderzenia zdruzgotała ich szeregi — zakończył podniesionym głosem.
Chwile trwało zanim uspokoił oddech:
— Wieść o sromotnej klęsce generała Ghelada sprawiła, iż wódź zjednoczonych koczowniczych ludów zawahał się i pomimo że miał dziesięć razy więcej wojska niż jego poległy generał postanowił zaczekać na ostatnie dwanaście tysięcy wojowników, którzy mieli przybyć za tydzień. Skierował armię na południe. Zajął zamek Hume i tam rozbił obóz czekając na posiłki.
Tymczasem wojska sojuszników Aravalu przybyły pod miasto Farton. Na czele hadorskiego wojska przybył król Erol Mocny wraz z królową Ilmeną oraz zaledwie pięciomiesięcznym królewiczem Erlingiem. Drugi z synów Erola, sześcioletni Erdan został w Loch Devon.
— Przepraszam, że ci przerywam — wtrącił się nagle Shagan. — Ale dlaczego królowa przybyła z pięciomiesięcznym synkiem. Przecież mówiłeś, że droga była bardzo daleka, a więc i męcząca.
— Owszem, była bardzo męcząca — zgodził się stary rycerz. — Ale królowa Ilmena nie przybyła do Araval ot tak sobie. Przed wyjazdem na wyprawę nadworny czarodziej Alfham wyczytał z gwiazd przepowiednię, która mówiła, że królowa Ilmena i królewicz Erling muszą być obecni podczas decydującej bitwy inaczej Aragg zatriumfuje i zniszczy całą Zachodnią Ziemię — odpowiedział, po czym wrócił do swej opowieści. — Jak już wspominałem pod Farton zebrały się wojska sprzymierzonych królestw. Byli tam, oprócz Erola król Taranoru Tronden, król Dolanu Ewan oraz król Udelionu Rynald. Kiedy pod Farton przybyły wojska Aravalu i Kenelandu cała armia sprzymierzonych ruszyła pod Hume, aby stawić czoło Araggowi.
— Przepraszam, że ci ponownie przerwę, panie — rzekł Shagan — ale chciałbym się dowiedzieć czy ty również brałeś udział w wyprawie przeciw Erbachom. Nie wspomniałeś o tym.
— Nie — odparł Gatlar. — Nie brałem udziału w wyprawie.
— Dlaczego? Przecież mówiłeś, że byłeś doradcą króla Erola do spraw wojskowych.
— To prawda, lecz przed wyprawą byłem z królem na polowaniu i w pościgu za lisem mój koń przewrócił się, a ja złamałem sobie nogę. Dlatego mój udział we wyprawie nie był możliwy — zamilkł na chwilę, na twarzy starca widać było niewyobrażalny żal i żywą złość. — Ponadto, zostałem mianowany namiestnikiem w Loch Devon na czas nieobecności króla — kontynuował już spokojnym tonem — i sprawowałem rządy w jego imieniu.
Po wytłumaczeniu przybysz podjął przerwany wątek:
— Minęły trzy tygodnie od zwycięstwa nad Gheladem, zanim obie armie były gotowe do decydującej bitwy. Aragg był zaniepokojony ilością wojsk sprzymierzonych, choć ich liczba nie przewyższała stanu liczebnego jego armii. Do tej pory nie wiedział o przymierzu i był pewny swego zwycięstwa. Bitwa była wyrównana, gdyż sprzymierzeni nie mogli rozbić bardzo mobilnych hord dzikich wojowników. Kiedy uniści wygrywali na jednym skrzydle, na drugim triumfowali Erbachowie.
Nagle Gatlar zamilkł. Gdy odezwał się, głos miał zmieniony: cichy i przepełniony smutkiem:
— Około południa wydarzyła się rzecz straszna. Otóż, biorący bezpośredni udział w bitwie król Erol wraz ze swoją gwardią wbił się klinem głęboko w szeregi wrogów. Inne hadorskie pułki nie dotrzymały mu kroku zostając w tyle. Erbachowie natychmiast okrążyli króla i z wielką furią natarli na niego. Niestety, pomimo bohaterstwa i wielkiej waleczności naszych zbrojnych król poległ, a z nim prawie wszyscy z Gwardii Królewskiej. Najwspanialsi rycerze Hadoru, bezgranicznie oddani ojczyźnie. Moi przyjaciele…
Stary rycerz ponownie przerwał. Shagan widział z jego oczach pustkę. Z beznamiętnych źrenic biło coś jeszcze. Żal. W swoim życiu Gatlar brał udział w wielu wyprawach i wielu bitwach, ale wszystko to bledło wobec tamtego pamiętnego dnia. Najważniejszego dla Hadoru. Dnia w którym zabrakło go na czele Gwardii.
— Erbachowie wznieśli donośny okrzyk radości i z wielka furią i zaciekłością uderzyli na sprzymierzonych — kontynuował spokojnym głosem starzec. — Tego ogromnego natarcia nie wytrzymało lewe skrzydło wojsk unistów, gdzie walczyli taranorczycy i dolanowie. Większość ich wojsk została rozbita i rzuciła się do ucieczki w stronę obozu, który Erbachowie zaatakowali goniąc rozbite oddziały.
Kiedy nadjechali wybuchła panika. Przebywająca w obozie czeladź próbowała stawiać opór, ale dzicy konni wojownicy dziesiątkowali ich w pędzie paląc namioty i niszcząc wszystko co stanęło im na drodze.
W końcu dotarli do namiotu w którym znajdowała się królowa Ilmena i królewicz Erling. Królowa była chora i nie była w stanie uciekać. Rozkazała swojej najwierniejszej służącej Ulranie, aby zabrała dziecko i uciekała z nim przed wrogimi jeźdźcami. Wraz z pięcioma rycerzami udało się jej wydostać z obozu. Natomiast królową bronili strażnicy. Niestety napastników było zbyt wielu i Ilmena została zabita wraz z wszystkimi którzy próbowali ją ocalić.
Widząc, całą sytuację hadorczycy rzucili się na pomoc swojej monarchini. Wycięli w pień wszystkich Erbachów, którzy byli w obozie. Kiedy dowiedzieli się, że Erling ucieka przed pogonią, ruszyli mu na pomoc pod wodzą Madoka, mojego najlepszego przyjaciela. Niestety po czterech dniach poszukiwań wrócili bez królewicza. Ślad po nim zaginął gdzieś w Dolinie Kerdan w Górach Południowych.
— Powoli zaczynam rozumieć — przerwał Shagan. — Twierdzisz, że to ja jestem zaginionym Erlingiem, synem króla Erola.
— Tak Shaganie! — wykrzyknął starzec podrywając się z głazu na którym siedział. — Tyś jest Erling! Następca Erola Mocnego! Jedyny prawowity władca Hadoru!
— To niemożliwe — sprzeciwił się Shagan. — Jakieś bzdury wygadujesz starcze! Nie wiem po co to robisz, ale wiedz, że nie nabierzesz mnie na głupoty które wygadujesz!
Shagan wstał nagle z zamiarem odejścia, ale Gatlar powstrzymał go stając mu na drodze.
— Stój! Nie odchodź! — krzyknął. — Dlaczego twierdzisz, że cię okłamuję?
— To proste starcze — odparł spokojnie Shagan. — Mówiłeś, że służąca wraz z dzieckiem znikła w górach. Czy tak?
— Tak — stwierdził starzec. — Zapewne schowała się przed ścigającymi ją Erbachami, a strażnicy, aby odwrócić uwagę pościgu pojechali dalej. Zostali dogonieni i zabici.
— Tu rodzi się pierwsze pytanie — przerwał nagle Shagan podniesionym głosem. — Dlaczego służąca nie wyszła z ukrycia kiedy przejeżdżali tamtędy hadorczycy śpieszący jej na pomoc.
— Nie wiem. Może wtedy była już noc i wystraszona służąca bała się wychodzić z kryjówki, a Madok i hadorczycy przegapili jej kryjówkę.
— Może to prawda — powiedział nie przekonany Shagan — Ale na pewno nie jesteś w stanie wytłumaczyć skąd Erling znalazł się na progu domu Fullina, dlaczego służąca przyniosła go akurat tutaj, i przede wszystkim, jakim cudem jej się to udało zrobić? Przecież Góry Południowe są wielkie i niebezpieczne. Nie uwierzę w to, iż służąca nie znając gór, potrafiła dojść tak daleko. Zresztą gdyby nawet się jej to udało na pewno dotarłaby wcześniej do górali lub dzikich Raultów niż do Tarlon. Poza tym dziwne może się wydawać to, iż kiedy dotarła do wioski zostawiła dziecko na progu i uciekła. — Shagan przestał mówić na chwilę lecz zaraz dodał jakby przypominając sobie coś ważnego. — A sprawą najdziwniejszą jest to dlaczego służąca nie wróciła do obozu tylko skierowała się w przeciwnym kierunku.
Stary rycerz był zaskoczony dociekliwością Shagana i trafnością pytań które wysuwał. Jednak jego zdziwienie było jak najbardziej pozytywne. Cieszył się w duchu, że trafił na bystrego rozmówcę. Co za tym szło, trafił na inteligentnego przyszłego władcę.
— Może się zgubiła, nie wiem — odparł nie mając żadnego argumentu by obalić choćby jedną wątpliwość. — Nie mogę udzielić ci odpowiedzi na pytania, które teraz postawiłeś. Wiedz jednak, że głęboko wierzę, że dzieckiem które zostało przyniesione na próg chaty Fullina, był Erling. Ty! — przerwał, żeby nabrać powietrza. — Aby to tobie udowodnić, a samemu upewnić się co do słuszności moich domysłów, musimy przeprowadzić pewną próbę.
Shagan coraz bardziej był skołowany, choć w tym momencie nie dawał tego po sobie poznać, i sprawiał wrażenie pewnego siebie, dociekliwego słuchacza. Pomimo wielu myśli, które przemykały mu teraz przez głowę, jednego był pewien: chciał być całkowicie pewny wiarygodności opowieści starca. Wykorzystywał do tego każdą lukę i nieścisłość w tym co wychodziło z ust przybysza.
Gatlar nie zwalniał tempa:
— Otóż, drogi Shaganie, w dniu w którym pojawiłeś się w Tarlon, miałeś przy sobie pewien przedmiot. Właściwie słowo przedmiot urąga całkowicie jego znaczeniu. Jest to bowiem klejnot niezrównanej urody i o wartości, którą nie da się w żaden sposób określić. Mówię o Sercu Hadoru, które od wielu wieków, przekazywane jest kolejnym monarchiniom podczas aktu koronacji. Pamiętasz jak mówiłem, że królewicza z obozu wywiozła służąca?
Shagan skinął głową.
— Aby można było rozpoznać, iż jest to królewicz Erling, królowa Ilmena zawiesiła mu na szyi właśnie swój klejnot.
— Ojciec nigdy nie wspominał mi o żadnym klejnocie?
— Wiem — rzekł stary rycerz, którego twarz naraz spochmurniała. — Wczoraj wydusiłem z niego siłą, gdzie ukrył Serce Hadoru.
Shagan był zszokowany tym co usłyszał. W pierwszej chwili uznał to za bzdurę. Uważał że znał Fullina na wskroś. Miał go za człowieka prawego i uczciwego. Jednak naraz pojawiły się wątpliwości. Czyżby Shagan został oszukany przez własnego ojca, który ukrywał ten sekret przez cały czas? Nawet teraz, kiedy oznajmił Fullinowi, iż mierzył się z zamiarem opuszczenia wioski.
— Najpierw zawładnęła nim zwykła, ludzka chciwość — oznajmił przybysz. — Chciał sprzedać klejnot na zamku księcia w Irton. Zapewne dostałby za niego spora sumkę, przez co stałby się zamożnym człowiekiem. Lecz Serce Hadoru wzbudzało w nim mroczne wizje. Obrazy upiorne, nie z tego świata. Przestraszył się i postanowił ukryć serce Hadoru. Zakopał je niedaleko Tarlon.
Shagan otrząsnął się z emocji, które wywołały wcześniejsze słowa starca. Odrzucił myśli dotyczące oceny postępowania Fullina i rzekł zupełnie bezuczuciowo:
— Skoro wyciągnąłeś z niego te informacje to zapewne wiesz gdzie ukryty jest klejnot?
— Owszem, wiem — odparł z uśmiechem Gatlar. — Ale akurat ta wiedza nie jest mi potrzebna.
— Jak to? — wyrwał się Shagan, ponownie czując że gubi wątek.
— Chodzi o próbę o której już wcześniej wspominałem — rzekł przybysz. — Serce Hadoru posiada wielką magiczną moc. Klejnot ma w sobie siłę, którą przyciąga swego właściciela.
— Jak to przyciąga swojego właściciela? W myślach?
— Dokładnie tak — przybysz potwierdził co odgadł Shagan. — Ty możesz go odnaleźć. Tu i teraz. Wystarczy, że pomyślisz o nim intensywnie. Wyobraź sobie siebie podrzuconego pod dom Fullina. Spróbuj wydobyć z tego obrazu klejnot, w momencie w którym Fullin go znajduje. Wyobraź sobie duży, oszlifowany, zielony kamień. Reszta sama przyjdzie, zobaczysz.
Shagan nie był do końca przekonany co do słuszności słów starca. Mimo to, zamknął oczy, i powoli zaczął rysować w swoim umyśle obraz o którym mówił Gatlar. Z początku nie mógł się skupić. Wyobrażał sobie różne wersje tego zdarzenia. Wizje nachodziły jedna na drugą i powodowały mętlik w głowie. Wszystko zaczęło się rozmazywać. Aż nagle pojawił się oślepiający błysk. Shagan poczuł ból. Odruchowo złapał się za czoło i zmarszczył brwi. Nie otworzył jednak oczu.
Po nagłym pojawieniu się jaskrawego światła wyłonił się obraz. Jakby za mgła, delikatnie rozmazany, w odcieniach szarości. Shagan zobaczył jak Fullin wyciąga z leżącego przed nim na stole małego koszyka zielony klejnot. Zanim cokolwiek więcej Shagan zdążył dojrzeć wizja rozpłynęła się. Lecz zaraz po niej pojawiła się następna. Równie szara co poprzednia. Widział Fullina, który w nocy, niosąc mały owalny przedmiot zawinięty w kawałek materiału, podążał w stronę zagajnika. Dokładnie tego samego przy którym teraz się znajdowali. Fullin wykopał dziurę pod jednym z kamieni na polance przed skupiskiem drzew. Ciągle rozglądał się nerwowo na boki. Po wykonaniu wykopu, umieścił tam przedmiot i zakopał dołek. Przykrył go trawą i oddalił się z powrotem do wioski.
Shagan otworzył oczy. Gatlar tkwił bez ruchu wpatrzony w niego.
— Widziałem wszystko — rzekł cicho Shagan, jakby sam do siebie. — Wiem gdzie ukryty jest klejnot.
Nie czekając na reakcję starego rycerza, wstał i rozejrzał się wokoło. Po chwili podszedł do jednego z samotnych głazów.
— Przyda ci się — powiedział Gatlar wręczając mu sztylet.
Shagan był tak zaaferowany, że nie patrząc na przybysza, wziął sztylet i pochylił się przed głazem. Powoli zaczął zmiękczać ziemię, a potem, na przemian, narzędziem i dłonią zaczął ją odgarniać. Nagle ostrze natrafiło na coś twardego. Shagan nerwowo odsłonił ziemię i wyciągnął małe zawiniątko.
Odwrócił się do starca, lecz ten tylko porozumiewawczo skinął głową.
Wtedy odwinął zwinięty wokół owalnego przedmiotu gałganek. Jego oczom ukazał się prawdziwy, doskonale oszlifowany kamień szlachetny. Dość duży, mieścił się w zamkniętej dłoni. Miał kolor ciemnozielony, ale był przezroczysty jak kawałek lodu. Szmaragd ów miał pewną niedoskonałość, w jego wnętrzu znajdował się inny kamień szlachetny, czerwony rubin w kształcie serca. Shagan położył klejnot na otwartej dłoni. Ścianki kamienia lśniły w popołudniowym słońcu.
Shagan obawiał się, że dozna takich samych mrocznych wizji co Fullin w zetknięciu z klejnotem. Nic takiego nie wydarzyło się. Kamień był zimny i w żaden sposób nie przemawiał do niego.
— Tak to jest ten! — krzyknął nagle nie mogąc dłużej stłumić swej radości. — To jest Serce Hadoru!
Jego oczy płonęły.
— Tyś jest Erling, syn Erola Mocnego — powiedział Gatlar poważnym, podniesionym głosem. — Zaginiony następca tronu w Loch Devon. Jedyny prawowity władca królestwa Hadoru. Niech po stokroć chwalony będzie dzień w którym cię odnalazłem, panie — po tych słowach skłonił się nisko.
Shagan nie zwracał uwagi na słowa starca. Zaczął powoli przechadzać się po polance ciągle mając Serce Hadoru na otwartej dłoni. Nie po raz pierwszy dziś w jego umyśle zagościł zamęt. Przemyślenia kłębiły się powodując coraz większy chaos.
— Jeśli to wszystko prawda — próbował cos sensownego wyłowić z morza myśli. — Jeżeli jestem ty za kogo bierze mnie Gatlar. Synem króla. Następcą tronu. Co teraz?
Na Shagana padł blady strach. Co prawda, od dawna myślał o opuszczeniu Tarlon, lecz na taki obrót sprawy nie był zupełnie przygotowany. Uwielbiał słuchać wędrownych bardów, kiedy snuli swe niekończące się opowieści o dalekich krainach i wspaniałych bohaterach. Zawsze jednak stanowiły one tylko pewną odskocznię od szarej rzeczywistości. Teraz, w jednej chwili, wszystkie sprawy o których z takim zapałem słuchał, stanęły przed nim w bezpośredniej konfrontacji.
Nagle ostatnie słowa wypowiedziane przez starca wyrwały nagle Shagana z zamyślenia.
— Tron w Loch Devon? — powtórzył cicho. — O ile wiem to królem zostaje najstarszy z synów zmarłego króla. Przecież ja nie jestem najstarszy. Sam mówiłeś, że Erol miał dwóch synów. Starszy z nich nazywał się
— Erdan — dokończył stary rycerz. — To prawda, ale nie dokończyłem jeszcze swojej opowieści, bo mi przerwałeś.
Gatlar usiadł na kamieniu i rzekł:
— Bitwa pod Hume została wygrana, a nieliczni Erbachowie w popłochu uciekali na zachód. Straszny był to dzień dla Hadoru, gdyż król i królowa zginęli, a królewicz Erling zaginął.
Kiedy ta smutna wiadomość dotarła do kraju na dworze w Loch Devon zaczęto myśleć o wyborze nowego króla. Ponieważ Erdan miał zaledwie sześć lat jego kandydatura nie była brana pod uwagę. Wtedy młodszy syn nieżyjącego brata Erola, Rorian dokonał zamachu stanu. Z pomocą podległych mu oddziałów wtargnął do stolicy. Czarodziej Alfham będący z nim w zmowie otworzył mu bramy do pałacu królewskiego. Niebawem Rorian koronował się na króla, a wszystkich wiernych Erolowi uwięził. Mnie również spotkał ten los. Rorian był bezwzględnym człowiekiem i władcą o czym wszyscy mieszkańcy Hadoru mieli się niebawem przekonać.
W tydzień po koronacji nadworny astronom odczytał z gwiazd przepowiednię, która mówiła mniej więcej tak: Nastały czarne dni dla Hadoru i jego mieszkańców, gdyż zły i okrutny władca zasiadł na tronie. Lecz przyjdzie taki dzień, pojawi się rycerz. Będzie to syn Erola, prawowity władca Hadoru. On pokona Roriana i zasiądzie na tronie w Loch Devon. Wraz z nim nastaną czasy spokojne i szczęśliwe. Przepowiedni tej nie potwierdził czarodziej Alfham. Nadworny astronom został osadzony w lochu i tam umarł, najprawdopodobniej zamęczony na śmierć przez katów Roriana.
Będąc więziony postanowiłem zabić samozwańczego króla i przywrócić dawny stan w królestwie. Z pomocą przyjaciół uciekłem z więzienia. Później przystąpiłem do realizacji mojego planu. Kiedy szedłem do królewskiej komnaty zauważyłem, że Rorian nie jest sam. Przebywał u niego czarodziej Alfham. Podsłuchałem ich rozmowę z której dowiedziałem się, że Rorian chcąc mieć pełną władzę postanowił wyeliminować swego jedynego przeciwnika czyli Erdana, porywając go z Loch Devon i uśmiercając go za murami. Na to nie zgodził się Alfham mówiąc, że zabicie prawowitego następcy tronu spowoduje wzburzenie wśród hadorczyków, a może nawet powstanie, gdyż wiernych poddanych dynastii Erola nie brakowało w owym czasie. Samozwaniec posłuchał czarnoksiężnika. Mag miał zaczarować chłopca, aby zapomniał wszystko stając się nieszkodliwym. Rorian rozkazał, aby porzucić Erdana gdzieś w jakiejś wiosce. Miało się to stać tej nocy, a oddział wynajętych najemników już był gotowy.
Nie namyślając się długo postanowiłem ratować krolewicza. Nie miałem zbyt wiele czasu, gdyż elficcy najemnicy deptali mi po piętach. Wiedziałem, że nie mam szans na wydostanie się z Erdanem z pałacu, ale pomimo tego chciałem spróbować. Niestety nie udało się. Zostałem uprzedzony przez najemników, na których natchnąłem się przy komnacie Erdana. Nie zdołałem uciec i ponownie zostałem osadzony w lochu. Siedząc w więzieniu planowałem ucieczkę z pomocą mojego przyjaciela Madoka. Niestety trwało to wiele lat.
Kiedy udało mi się zbiec rozpocząłem poszukiwania Erdana. Znalezienie go okazało się prawie niemożliwe, gdyż kiedy uciekłem z lochu królewicz miał siedemnaście lat. Jedynym przedmiotem, po którym mogłem go poznać, był srebrny pierścień w kształcie oplatającego się wokół palca węża.
Szukałem Erdana przez sześć lat. W tym czasie dowiedziałem się, że został porzucony w pewnej osadzie flisaków. Niestety przybyłem za późno, gdyż jak się tam dowiedziałem, w wieku dwudziestu lat uciekł od swoich przybranych rodziców szukać przygód. Powodem jego ucieczki, jak powiedzieli mi jego opiekunowie, były mroczne senne wizje. Koszmary, które męczyły go od kilku lat.
Po tych słowach Shagana jakby coś tknęło. Powieki rozszerzyły się go granic możliwości, a serce zabiło mocniej.
— Erdan miał takie same sny jak ja — pomyślał.
— W ostatnim roku swych poszukiwań ponownie trafiłem na jego ślad — ciągnął swą opowieść Gatlar nie zauważając efektu jaki wywołał swoja wypowiedzią. — Został najemnym żołnierzem i walczył w wojnie hadorsko-dolandzkiej. Niestety na miejscu okazało się, że poległ w bitwie pod Myret. Pochowano go w zbiorowym kurhanie nieopodal owej wioski. To ostatecznie zakończyło moje poszukiwania.
Gatlar nigdy nie przekazał Shaganowi wszystkiego czego dowiedział się o Erdanie w czasie długoletniego podążania śladami zaginionego królewicza.
— Nie mogłem wrócić do kraju więc za radą Madoka ruszyłem z nim nad jezioro Sarn do kraju Waladonów — kontynuował relacje stary rycerz. — Tam, na dworze pewnego możnowładcy znalazłem pracę i zamieszkałem w jego posiadłości.
Pewnego wieczora rozmawialiśmy z moim starym przyjacielem. Przez przypadek wspomniał mi o przepowiedni nadwornego astronoma. I wtedy, będąc w ślepym zaułku, zobaczyłem wyraźny drogowskaz. Przepowiednia mówiła, że jeden z synów Erola pokona Roriana. Ja natomiast zapomniałem całkowicie o Erlingu. Co prawda szanse na jego odnalezienie były raczej znikome, ale warto było chociaż spróbować. Opłaciło się — na chwilę zamilkł, po czym dodał — Mam nadzieję, że po tym wszystkim co ci powiedziałem nie wyprzesz się swego dziedzictwa?
Shagan od pamiętnych siedemnastych urodzin wiedział, że jest podrzutkiem. Nigdy jednak nie przypuszczał, że jego prawdziwa historia dotyczy również jakiegoś dalekiego kraju o którym pierwszy raz usłyszał. Wierzył w słowa przybysza. Choć wszystko o czym ten mówił było dla niego niejasne i odległe. Mimo to chciał tego doświadczyć, chciał wyruszyć w podróż w nieznane.
— Wierzę, ci Gatlarze — oznajmił z powagą w głosie. — Wierzę, że jestem Erlingiem, zaginionym synem Erola.
Stary rycerz odetchnął z ulgą gdy padły te słowa.
To, w jaki sposób Shagan znalazł się pod domem Fullina dwadzieścia cztery lata temu, pozostawał wielką zagadką, a kontrargumenty jakie wysunęły się podczas rozmowy prawie wykluczały taką możliwość. Pomimo tego Shagan podjął decyzję. Jednak to nie odnalezienie Serca Hadoru, jak myślał stary rycerz, sprawiło, że dał wiarę historii swego dziedzictwa. Cały czas jego głowę zaprzątała jedna myśl — wzmianka o tym, iż Erdan miał takie same sny jak on. Co więcej z relacji przybranych rodziców, którą przytoczył Gatlar, wynikało, że mroczne wizje pojawiły się u nich obu gdy byli w podobnym wieku. To dla Shagana stanowiło kluczowy dowód.
— Co teraz? — spytał niepewnym głosem.
— Odzyskamy dla ciebie tron w Loch Devon! — z nieukrywaną radością oświadczył starzec.
Jednak to co, po tonie głosu Gatlara, wydawało się być błahostką, Shagana wprawiało w totalne przerażenie.
— Ale zanim wyruszysz w podróż musisz się wiele nauczyć — rzekł stary rycerz.
— Nauczyć? Na przykład czego?
— Na początek swego ojczystego języka. Nauczę cię pisać i czytać. Potem poznasz historię swego kraju. Później dowiesz się jak być przebiegłym politykiem i jak rządzić krajem, aby za twojego panowania kraj się rozwijał. Poznasz taktykę wojskową, którą przyswoiłem podczas wielu zbrojnych wypraw. Przekażę tobie wszystkie tajniki i znane rodzaje manewrów taktycznych jakie znam, przez co staniesz się znakomitym dowódcą. Nauka obyczajów panujących na dworze również jest wskazana. W międzyczasie będziesz się uczył jazdy konno oraz walki — starzec wygłosił te zdania wyraźnie podekscytowany, jedno po drugim, z trudem łapiąc oddech.
— Walki? — spytał Shagan, którego zaciekawiły ostatnie słowa Gatlara.
— Każdy król musi umieć walczyć. Nauczę cię walki konnej i pieszej. Będziesz władał kopią i mieczem oraz będziesz potrafił strzelać z łuku.
— Z tego co powiedziałeś wnioskuję, że bardzo długo będę się uczył.
— Myślę, że potrafię cię tego wszystkiego nauczyć w przeciągu czterech lat.
— Ilu? — zdziwił się Shagan.
— Niestety nie ma innego wyjścia.
— A gdybym najpierw wyruszył do Hadoru, a dopiero później po ogłoszeniu mnie królem zaczął się uczyć. Przecież wybierasz się ze mną. Z tobą nic mi nie grozi.
— Nie możemy tak postąpić — odparł Gatlar. — Żeby zostać królem nie wystarczy aby wypełniła się przepowiednia. Musisz czuć się królem, musisz zachowywać się jak król, musisz po prostu nim być. Poza tym, jestem tylko człowiekiem, nie jestem nieśmiertelny.
— Kiedy rozpocznę naukę?
— Choćby od zaraz. Musimy się śpieszyć, gdyż każdy dzień panowania Roriana przynosi kolejne nieszczęścia i niesprawiedliwości — rzekł stary rycerz. — Naukę będziesz odbywał w mieście Irton, podobno mieszka tam książę, który rządzi tymi ziemiami.
— W Irton? Myślałem, że gdzieś bliżej Hadoru.
— Również nad tym myślałem, ale doszedłem do wniosku, że dopóki jesteś uznawany za zaginionego nic ci nie grozi. Mógłbyś uczyć się na dworze, na przykład w Gohaan, ale obawiam się, że szpiedzy Roriana, którzy działają w każdym kraju mogliby dowiedzieć się o tobie i próbować cię zabić. W Irton będziesz całkowicie bezpieczny, bowiem nasze państwo nie interesuje się krajami leżącymi za Górami Południowymi, uznawane są one za nieznane i dzikie — stary rycerz umilkł na chwilę. — Wyjeżdżamy jutro o świcie.
— Rozumiem — Shagan przyjął te słowa ze zdumiewającym spokojem. — Jakie znalazłeś wytłumaczenie w związku z moim wyjazdem? Chyba nie opowiedziałeś tej historii mojemu ojcu.
— Oczywiście, że nie — potwierdził stary Gatlar. — Powiedziałem mu, że jestem twoim wujem i że dawno temu twoi prawdziwi rodzice porzucili cię tutaj, gdyż ciążyła na tobie klątwa. Twój ojciec, na łożu śmierci zobowiązał mnie, abym powiedział ci prawdę i sprowadził cię do Irton, abyś pod moją opieką został w przyszłości sędzią.
Na tym zakończyła się ich długa rozmowa.
Słońce było już wysoko na niebie i podobnie jak przez wiele poprzednich dni niosło ze sobą ogromny skwar. Wielka, żółta kula zawieszona na jasnobłękitnym niebie, nie skalanym ani jednym obłoczkiem, nie zważając na nic słała przez cały czas swe promienie. Nic nie mogło powstrzymać upału. Wiatr zniknął kilka dni temu, wraz z ostatnim deszczem i nie pokazywał się do tej pory. Zapewne schował się gdzieś na północy w górach, nad nimi bowiem wisiały gęste chmury. Tam słońce nie miało wstępu.
Gatlar i Shagan wrócili do wioski.
Kamienne Miasto [fantasy]
1
Ostatnio zmieniony śr 30 gru 2009, 14:23 przez Coldstream, łącznie zmieniany 1 raz.