A oto fragment mojej powieści pt. "Czasy niepokoju", wcześniej opublikowałem tu tekst o takim samym tytule, lecz był on pełen błędu, nieco więc go przerobiłem.
Rok 1933- BERLIN
Nie potrafiłem pogodzić się z decyzją Butzera, wiedziałem, że odszedł z gangu Schmitta tylko ze względu na mnie, zdawał sobie sprawę z faktu, jak wielkie ściągnąłem na siebie niebezpieczeństwo, choć w rzeczywistości Schmitt miał w pełni czyste sumienie, nikogo nie zabił, czy choćby okaleczył. Przestępca, lecz człowiek- dusza, to najlepsza i najprostsza opinia na jego temat.
Inny powiedziałby: "wszystko układa się po mojej myśli", ale ja myślałem zupełnie inaczej, mnie nie zależało na prowadzeniu potężnej firmy budowlanej, należącej jeszcze przed paroma dniami do świętej pamięci Karla Kalberga, człowieka, który wyciągnął mnie z bagna przestępczości, człowieka, który ocalił mnie przed czyhającą w nielegalnym interesie śmierć. I zrozumiałem- Kalberg mnie docenił, pomógł mi wstać i sprostać zadaniu, jakim było utrzymanie moich chorujących rodziców w Wiedniu, a jeżeli on pomógł mi, to ja muszę wspomóc jego rodzinę, gdyż sam Karl po ziemi już nie chodził.
Z Frankiem spotkałem się w dniu pogrzebu, w kaplicy przykościelnej.
-Dlaczego to zrobiłeś, Butzer? Po co ryzykujesz? Schmitt cię docenił, jesteś im potrzebny.
-Ha, ja? Ja? Ja potrzebnym im?- szczególną wagę przykładał do wypowiadania ostatnich słów- nie, oni na pewno poradzą sobie beze mnie. Natomiast mam wrażenie, że to ty mnie nie chcesz. Odrzucasz moją pomoc? Tak!?
-Zrozum, nie odrzucam, ale...
-Jakie "ale"!?- przerwał Frank- moi dziadkowie prowadzili kiedyś wielkie przedsiębiorstwo i mam w tej dziedzinie więcej doświadczenia niźli ty! Sam zginiesz w Berlinie, zginiesz! Rozumiesz? Zginiesz!
Pierwszy raz widziałem go tak oburzonego.
-Jesteśmy przyjaciółmi?
-Tak, Frankie, jesteśmy.
-Tak? Jeśli tak, to pozwól sobie pomóc. A, już wiem! Boisz się, że położę łapę na zarobkach firmy?
Nawet o tym nie pomyślałem, on jednak nie dał mi dojść do słowa.
-O to się nie bój, nie okradnę cię- oznajmił żartobliwym tonem- no to jak, dojdziemy do porozumienia?
-O Boże, Butzer, jak ja mam się z tobą dogadać? Nie pozwalasz mi wyjaśnić pobudek moich działań!
-Ja!?...
-Tak!- przerwałem- ty! Zależy mi na tym , byś pomógł mi w prowadzeniu interesy, pamiętaj jednak, że Schmitt może cię za to znienawidzić.
Ja brałem to na serio, a on zaczął się śmiać.
-Co? Joseph, Hans o tym wszystkim wie i nie ma nic przeciwko. Nie żąda też haraczu.
-Niech tylko spróbuje wtrącać się w sprawy firmy, niech tylko spróbuje!
-Przyjacielu, spokojnie- uspokoił mnie Frank- jest ok., przecież wiesz.
Tak, "jest ok., przecież wiesz", w każdej chwili mogli mnie zabić, a on wygadywał takie bzdury. Psiakrew!
2
Skoro otworzyłem temat i zajrzałem to przeczytam.
Pierwsza rzecz. Popatrz na to:
Dialogi źle skonstruowane, sztucznie brzmiące. Tyle o nich.
Postacie przedstawiane ni z tego ni z owego, by po chwili przejść do czegoś innego. Nie wiadomo jaki wpływ mają na historię.
Ogólnie fragment bez polotu ze sporą ilością błędów. Nie podobał mi się.
Sory, ale jestem zbyt padnięty, by wypisywać wszystkie błędy.
Pierwsza rzecz. Popatrz na to:
To jest jedno zdanie. Zdecydowanie za długie. Zbyt wiele informacji, w dodatku na samym początku tekstu. Nie wspomnę, że nie rozumiem po co wspominasz w tym momencie o Sch. przecież zdanie przez większą cześć mówi o kimś innym. To wtrącenie wygląda jak wzięte z kosmosu. W moim mniemaniu oczywiście.Nie potrafiłem pogodzić się z decyzją Butzera, wiedziałem, że odszedł z gangu Schmitta tylko ze względu na mnie, zdawał sobie sprawę z faktu, jak wielkie ściągnąłem na siebie niebezpieczeństwo, choć w rzeczywistości Schmitt miał w pełni czyste sumienie, nikogo nie zabił, czy choćby okaleczył.
Kolejne zdanie potwór. W dodatku powtarzasz - mnie, mój, mojej. Za dużo tego.Inny powiedziałby: "wszystko układa się po mojej myśli", ale ja myślałem zupełnie inaczej, mnie nie zależało na prowadzeniu potężnej firmy budowlanej, należącej jeszcze przed paroma dniami do świętej pamięci Karla Kalberga, człowieka, który wyciągnął mnie z bagna przestępczości, człowieka, który ocalił mnie przed czyhającą w nielegalnym interesie śmierć.
Dialogi źle skonstruowane, sztucznie brzmiące. Tyle o nich.
Postacie przedstawiane ni z tego ni z owego, by po chwili przejść do czegoś innego. Nie wiadomo jaki wpływ mają na historię.
Ogólnie fragment bez polotu ze sporą ilością błędów. Nie podobał mi się.
Sory, ale jestem zbyt padnięty, by wypisywać wszystkie błędy.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
3
Przestępca, lecz człowiek- dusza, to najlepsza i najprostsza opinia na jego temat.
Narrator ocenia za mnie i jest mi z tym źle, ponieważ w moich oczach przestępca - zło wcielone. Użycie tych dwóch zestawów wyrazów staje się oksymoronem. Czasem należy lepiej dobierać narzędzia.
Nie pozwalasz mi wyjaśnić pobudek moich działań!
Taka mała kastracja sprawi, że zdanie zabrzmi naturalnie. Tak, jak zazwyczaj ludzie mówią.
-Przyjacielu, spokojnie- uspokoił mnie Frank- jest ok., przecież wiesz.
Tutaj ewidentnie zgubiłeś się w atrybucji dialogowej.
- Przyjacielu, spokojnie – powiedział Frank – jest okej, przecież wiesz.
O tekście: fragment nie powala. No, może trochę - nawałem informacji. Wszystkie te rzeczy nie pojawiają się w tekście (poza firmą) i po prostu wprowadzanie ich uznałem za chaos myślowy. Dialogi te wrażenie pogłębiają, bo są sztuczne. Złą manierą jest wtrącanie w dialog części narracyjnej - wiem, nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale w mowę potoczną wciskasz to, co narrator powinien powiedzieć (w oddzielnym akapicie). Stąd te dialogi zaczynają się rozjeżdżać. Bo widzisz, jeżeli rozmawiają dwie osoby, to pewne rzeczy są dla nich wiadome (zwłaszcza, jak to znajomi, rodzina ect.) a ty robisz tak:
-Tak? Jeśli tak, to pozwól sobie pomóc. A, już wiem! Boisz się, że położę łapę na zarobkach firmy?
Lekko to rozbiorę, później przerobię.
W dialogu dwóch osób wypisujesz konkretne informacje, firma, przychody (!), przejęcie czegoś (zabór). Do tego wtrącenie "A już wiem!" Za dużo tego. Ot co. Przerabiam na:
-To pozwól sobie pomóc, chyba, że boisz się, że położę łapę na wszystkim.
Tak pokrótce, tekst jest suchą klepaniną faktów tobie tylko znanych. Myślę, że to TY mówisz za bohaterów zamiast oni do ciebie. Ty, jako pisarz, masz obowiązek zapisać to, co powiedzą - złota zasada pisania dialogów. Daj sobie czas na posłuchanie tego, co i jak mówią.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.