Jak długo może trwać jedna doba? [psychologiczne]

1
Zastrzegam sobie wszelkie prawa autorskie do niniejszego tekstu.



Jest to początek niewielkiego objętościowo opowiadania, a właściwie rzecz ujmując - zaledwie szkic; tekst nie został bowiem poddany jeszcze generalnej korekcie. Zamieszczam go na forum ponieważ chcę się dowiedzieć, czy Waszym zdaniem mam zadatki na pisarza. Dalszą część być może również tutaj opublikuję, jak tylko przeniosę treść z zeszytu na dysk twardy. Miłej lektury.


Jak długo może trwać jedna doba?


Sen się urwał; wizje zbladły, powieki drgnęły, biel sufitu zajaśniała bezlitośnie w oczach Pawła Maciupeńkiego, dwudziestotrzylatka z miejscowości o mało wdzięcznej nazwie, aczkolwiek całkowicie oddającej jej istotę: Pustka.

Budzik zamilkł za dotknięciem palców.

Zbudzony rozprostował członki, jęknął, „strzelił” z knykci, powykręcał kręgosłup, powiódł dłonią po włosach i westchnął ciężko.

― O Boże! ― powitał dzień głos przypominający zgniataną kartkę papieru.

Zwlekłszy się z łóżka, co nie trwało ułamka sekundy ani nawet trzech sekund, Maciupeńki naciągnął skarpetki i popełzał nimi na parter, do kuchni.

Na śniadanie przygotował sobie płatki z mlekiem. Przy posiłku dolna jego szczęka przywodziła na myśl żuchwę staruszki przeżuwającej w gębie gorycz swego wieku, mina zaś i spojrzenie ― oblicza zasobów prosektorium. Okna zasłonięte roletami stawiały opór kroplom. Świat za szybą wyglądał jakby niedawno jakiś pies uniósł nad nim jedną tylnią łapę i oznaczył go jako swoje terytorium: szaro, mokro, smętnie. Mimo tak opłakanego stanu wszechrzeczy w Pustce, rynny nadal dźwięczały, a nieliczni przechodnie w centrum miasteczka chronili swe głowy parasolami ― opady deszczu nie ustawały; to słabły, to znów się wzmagały, i tak w kółko, bez przerwy.

Dwudziestotrzyletni żołądek napełnił się Chocapicami i ucichł. Właściciel jego, korzystając z samotności, czyli nie troszcząc się o kulturę czy grzeczność, nieskrępowany absolutnie niczym, dał upust nasyceniu ― nie powściągnął gazów. Po mieszkaniu rozległy się charakterystyczne dla tej czynności odgłosy; jadalnię spowiła woń bynajmniej nie dodająca apetytu.

Nie ma to jak obfite śniadanko, pomyślał Paweł drapiąc się po narządach płciowych. Wystawały one ze zbyt luźnej bielizny jak łby kotów z worka; kotów o wyjątkowo bujnej sierści. Palec pieszczący genitalia powędrował następnie do nosa, stamtąd do ucha, a na samym końcu zniknął w ustach. Widocznie Maciupeńki nie mógł obejść się bez deseru.

Dalej był prysznic, czesanie i ubieranie się. Po owych zabiegach z lustra spoglądał na młodzieńca elegancki jegomość w dżinsach i czarnej koszuli; o rysach twarzy ożywionych i uśmiechniętych oczach. „No ― rzucił w przestrzeń ― z takim wizerunkiem mogę iść na panny”. Zaraz jednak czoło skrzywiła zmarszczka, ramiona opadły, plecy wygięły się w łuk; tęczówki poszarzały. Umysł wywlekł na wierzch, z trzewii pamięci, wszystkie dotychczasowe niepowodzenia związane z kobietami.

― Kogo ja chcę oszukać? ― mamrotał elegant pod nosem. ― Nikt nigdy się mną nie zainteresuje, powinienem sobie to raz na zawsze uzmysłowić.

Mimo skrajnego pesymizmu w sprawach damsko-męskich nie odstręczał pryszczami ani trądzikiem, waga jego nie przekraczała normy, ..... ― nie był brzydki, wzniecał zainteresowanie wielu kobiet; niejednokrotnie myślał, iż ludzie o gorszej od niego powierzchowności mają kogoś, kto darzy ich uczuciem; tłumaczył sobie wtedy swą samotność jako rezultat nerwicy, na którą cierpiał. „Jestem zbyt popaprany, by wzbudzić czyjąś miłość” ― zwykł mawiać. Podejrzewał, że do nieszczęść w życiu miłosnym przyczyniały się również zbyt wygórowane wymagania, stawiane przezeń płci przeciwnej. Dziewczyny interesujące się nim zbywał opryskliwością, natomiast do tych obojętnych wobec jego zalet ― wzdychał, listy pisał, wysyłał kwiaty; zawsze jednakże usiłowania poruszenia ich serc kończyły się fiaskiem. Po którejś porażce z rzędu wygasła w nim wiara w miłość ― uznał ją za bajkę podobną do legend o Świętym Mikołaju; „tak samo jak dziecko wyrasta z mitów o białobrodym brzuchatym dobroczyńcy, tak i ja spojrzeć muszę wreszcie prawdzie w oczy ― pora pogrzebać złudzenia, dla osobników mojego pokroju miłości nie ma!”

Nie pozostawał głuchym ani ślepym na zaloty ze strony „dziewczyn gorszego sortu”, jak nazywał je w myślach (a w jego mniemaniu tylko takie pałały doń sympatią), ale uważał, że nie będzie zawężał kryteriów jedynie po to, by nie być samotnym; nie zamierzał iść z życiem na kompromis. W wyniku: gnuśniał więc, czezł, światopogląd przyodział w cynizm. Matka jego, z którą mieszkał, nie omieszkiwała dzielić się z nim niepokojem względem niego, szczerze martwiła się o przyszłość syna.

― Pawle ― perswadowała ― musisz coś zmienić w swoim życiu. W wolnym czasie nie robisz nic, siedzisz na górze i czytasz książki albo oglądasz ze mną telewizję, tu, na dole. Życie towarzyskie to dla ciebie pojęcie abstrakcyjne. Od czasów gimnazjum nie byłeś na randce ani razu. Za miesiąc stuknie ci dwadzieścia trzy lata...

― Mamo, daj mi spokój ― odpowiadał chłopak. ― Rzeczą, której potrzebuję najmniej, są twoje pouczenia i rady. Jestem dorosły, potrafię się o siebie zatroszczyć.

― Tak? Więc jak długo zamierzasz pracować jako kierowca w firmie ciotki? Do starości?

― Mamo...

― Gdzie twoje ambicje?Studia porzuciłeś z powodów do dzisiaj mi nieznanych, przestałeś pisać... a zapowiadałeś się tak obiecująco. Twoja literatura...

2
Tytuł jest interesujący. Pytanie niby bez sensu, ale nie, jak sie przypatrzeć, to chodzi tu o coś głebszego ;)



Nie wiem, czy po takim krótkim fragmencie będę mogła ci powiedzieć, czy masz zadatki na pisarza. Po pierwsze - nie mi to mówić, bo mogę źle powiedzieć. Po drugie - liczy się też to, czy autor potrafi rozwinąć pomysł i zakończyć, a nie tylko dać początek.


Smerdiakow pisze:Sen się urwał; wizje zbladły, powieki drgnęły, biel sufitu zajaśniała bezlitośnie w oczach Pawła Maciupeńkiego, dwudziestotrzylatka z miejscowości o mało wdzięcznej nazwie, aczkolwiek całkowicie oddającej jej istotę: Pustka.


złe pierwsze zdanie. Za długie, zobacz, ile tu informacji!

- sen się urwał

- zbladły wizje

- drgnęły powieki

- biel sufitu zajaśniała bezlitoście w oczach Pawła Maciupeńkiego

- Pawet nazywa się Maciupeńki

- ma 23 lata

- pochodzi z miejscowości o mało wdzięcznej nazwie

- chociaż całkowcie oddaje jej istotę

- miejscowość to Pustka



Czy da się to zapamiętać, w jednym zdaniu, w dodatku pierwszym? W tym jednym zdaniu zawarłeś tyle rzeczy, ile można by rozpisać na jeden porządny akapit.



Inna rzecz, że nie rozumiem użycia średnika na początku, wymieniasz, co się zdarzyło, więc chyba zwykły przecinek by wystarczył, nie?


Smerdiakow pisze:Budzik zamilkł za dotknięciem palców


hm... rozumiem, że tekst ma być psychologiczny i wszelkie: "Wyłączył budzik" nie wchodzą w grę, ale to brzmi jak z powieści o magii. Ni cholerę fajne.


Smerdiakow pisze:Budzik zamilkł za dotknięciem palców.

Zbudzony rozprostował członki,


budzik? Zobacz, nie podajesz następnego podmiotu, więc wychodzi na to, że właśnie on, a jak sie domyślam, chodziło ci o Piotra. Tyle że głupio tak kazać czytelnikowi się domyślać. Musisz po prostu napisać, że to Piotr rozprostował członki.


Smerdiakow pisze:Zbudzony rozprostował członki, jęknął, „strzelił” z knykci, powykręcał kręgosłup, powiódł dłonią po włosach i westchnął ciężko.


znów za dużo informacji w jednym zdaniu.

"powykręcał kręgosłup" - w jakim sensie? Bo chyba nie w takim, jak ja myślę? O_o

"powiódł dłonią po włosach" - przy takich fragmentach mam wrażenie, że chcesz pisać teksty klimaciarskie, bez najmniejszej głębi.


Smerdiakow pisze:― O Boże! ― powitał dzień głos przypominający zgniataną kartkę papieru


a nie dało się zwyczajnie napisać:

"- O Boże! - powitał dzień głosem przypominającym zgniataną kartkę papieru."



Po co udziwniać, to ja nie wiem...


Smerdiakow pisze:Zwlekłszy się z łóżka, co nie trwało ułamka sekundy ani nawet trzech sekund, Maciupeńki naciągnął skarpetki i popełzał nimi na parter, do kuchni.


pogrubione - zbędna informacja, no chyba że będzie ważne dla dalszej akcji, albo że chciałes pokazać, iż bohater jest szybki. Ale nie sądzę (pierwszy przypadek), a pokazać tą szybkośc można w lepszy sposób (drugi przypadek).


Smerdiakow pisze:Przy posiłku dolna jego szczęka przywodziła na myśl żuchwę staruszki przeżuwającej w gębie gorycz swego wieku, mina zaś i spojrzenie ― oblicza zasobów prosektorium


patrzę wciaz na nawias w tytule - "psychologiczne" w nim pisze. Dziwne, bo tu brzmi jak parodia parodii, czyt. śmiesznie (w złym tego słowa znaczeniu, coś na zbliżenie "żałośnie")


Smerdiakow pisze:Mimo tak opłakanego stanu wszechrzeczy w Pustce, rynny nadal dźwięczały, a nieliczni przechodnie w centrum miasteczka chronili swe głowy parasolami ― opady deszczu nie ustawały; to słabły, to znów się wzmagały, i tak w kółko, bez przerwy.


po "parasolami" bym już postawiła kropkę i zaczęła nowe zdanie.

No i leży mi sens tego zdania, bo druga część powinna mieć optymistyczny wydźwięk, a nie ma.


Smerdiakow pisze:im jedną tylnią łapę


no raczej każdy wie, że pies przy załatwianiu potrzeby podnosi tylną (tak, tylną, nie "tylnią") łapę ;)


Smerdiakow pisze:Nie ma to jak obfite śniadanko, pomyślał Paweł drapiąc się po narządach płciowych. Wystawały one ze zbyt luźnej bielizny jak łby kotów z worka; kotów o wyjątkowo bujnej sierści. Palec pieszczący genitalia powędrował następnie do nosa, stamtąd do ucha, a na samym końcu zniknął w ustach. Widocznie Maciupeńki nie mógł obejść się bez deseru


to chyba jakiś inny typ tekstu psychologicznego, co? :)

Jakby tekst był groteską albo pisany z tzwa "jajem", to bym się nie przyczepiła. Ale tutaj? Wychodzi niesmak, zapewne tak miało być, ale za duży on, bym się nie przejęła.


Smerdiakow pisze:w dżinsach i czarnej koszuli; o rysach twarzy ożywionych i uśmiechniętych oczach


znów używasz średnika w złym miejscu. I jak zauważyłam, nadużywasz go. Mało kto przepada za średnikami, ba, mało kto potrafi iść sensownie użyć, by nie gryzły po oczach.

"o rysach twarzy ożywionych" - zły szyk. Tak, zły. Już nie mam siły każdemu powtarzać, że dziwny, więc mówię wprost - "zły". "O ożywionych rysach twarzy" - tak jest dobrze.


Smerdiakow pisze:Umysł wywlekł na wierzch, z trzewii pamięci, wszystkie dotychczasowe niepowodzenia związane z kobietami.


przecinki zbędne - "z trzewi pamięci" nie jest w tym wypadku wtrąceniem.


Smerdiakow pisze:Kogo ja chcę oszukać? ― mamrotał


zaraz ci ktoś pewnie przyjdzie i powie: "a od kiedy to po pytajniku wyraz zaczyna się z małej?" ;) Ale ty sie go nie słuchaj, masz dobrze napisane.



Przepraszam za złośliwość, ale musiałam, miałam zwrócić wprost temu komuś uwagę pod jego komentarzem, ale pomyślałam - jeszcze się mnie przyczepią. W ogóle już inni to zrobili :)


Smerdiakow pisze:Mimo skrajnego pesymizmu w sprawach damsko-męskich nie odstręczał pryszczami ani trądzikiem, waga jego nie przekraczała normy, ..... ― nie był brzydki, wzniecał zainteresowanie wielu kobiet; niejednokrotnie myślał, iż ludzie o gorszej od niego powierzchowności mają kogoś, kto darzy ich uczuciem; tłumaczył sobie wtedy swą samotność jako rezultat nerwicy, na którą cierpiał


za długie zdanie, tu już nie chodzi o nadmiar informacji, ale normalnie o długość - człek dochodzi do końca i nie pamięta, co było na początku, nawet jeżeli zdanie jest banalnie proste. Po "normy" dałabym kropkę. Kolejną po "kobiet" , i kolejną - po "uczuciem". Twoje średniki, przykro mi, ale mnie nie przekonują.


Smerdiakow pisze:listy pisał, wysyłał kwiaty


dobrze by było, gdybyś był konsekwentny, a nie raz pierwszy rzeczownik, później czasownik, a za drugim razem na odwrót. Czyli albo "listy pisał, kwiaty wysyłał", albo "pisał listy, wysyłał kwiaty"


Smerdiakow pisze:W wyniku: gnuśniał więc


pierwsze dwa wyrazy zbędne, "więc" pełni taką samą funkcję co one. To tak jakby napisać: "Ponieważ bo był zły."


Smerdiakow pisze:nie omieszkiwała dzielić się z nim niepokojem względem niego, szczerze martwiła się o przyszłość syna.


nie ma tu odpowiedniej łączności, przydałoby sie jakies krótkie słówko, może "chociaż"? Nie wiem sama.


Smerdiakow pisze:Za miesiąc stuknie ci dwadzieścia trzy lata


ja wiem, że to dialog, ale normalny człowiek by powiedział "stukną ci dwadzieścia trzy lata", no i wprowadziłeś w czytelników w błąd, bo Paweł jeszcze nie ma 23 lat, a ty pisałeś, że ma.


twoje ambicje?Studia


spacje zjadłeś.



Wypowiedzi matki sztuczne do bólu. Owszem, ona wymienia, co i jak, ale np. mówić, że ogląda z nią telewizję na dole to przesada.



Tekst zakończony wielokropkiem - br! Ja nie lubić! :P

A na poważnie - klimaciarstwo, jedna z najgłupszych rzeczy, jakie można zrobić.





Zatem... Dużo dobrego nie mam do powiedzenia, tak naprawdę nic... Dobra, wymieniam złe rzeczy :P



Nadużywasz średników. Widać, że to jakaś mania. Momentami w akapicie nie ma zdania, w którym nie byłoby tego znaku interpunkcyjnego. Stosowanie takiego małego przecinka nie irytuje, oczywiście gdy jest dobrze użyty, ale średnika już tak. Bo przecież lepiej postawić kropkę. Średnik osobiście uważam za ostateczne wyjście :)



Budujesz za długie i zawierające zbyt dużo informacji zdania. Czesto wiadomości w nich zawarte są zbędne, bo w ogole nie interesujące czytelnika (co np. mnie obchodzi ile nie schodził z łożka?). Po pierwsze - częściej używaj kropki, to pomoże przy okazji wyeliminować średniki, po drugie - nie przesadzaj ;)



Mówisz, że to "psychologiczne"? Oj, początek taki nie jest. Miałam wrażenie przy czytaniu, że to jakiś żart. Nie wiem, może dalej tekst pójdzie w odpowiednim kierunku, jak narazie jednak brzmi niemile dziwnie.



Warsztatowo - no raczej większych błędów nie było, ale gdy sobie pomyślę o tworze, to nasuwa mi sie tylko jedno słowo: "brzydko". Tekst jest dla mnie brzydki, niby nie jest jednym wielkim akapitem nie dającym się czytać, są przerwy, ale zdania są brzydkie, to, jak są podane, no nie wiem, jak to nazwać. Na pewno jednak nie zachęca do drugiego przeczytania.



Styl - bardzo źle się nie czytało, ale sunęło po zdaniach jak po lodzie też nie. Jest bardzo prosty i nie wyróżnia się spośród innych, mu podobnych styli (stylów?). To na minus, bo warto szukać swojego, nawet jeżeli na początku nie będzie wychodziło.



Treść - jak na początek, który powinien zachęcać do przeczytania dalszej cześci, jest mało ciekawy. Tzn nie zachęca. Mam wrażenie, że za bardzo skupiasz sie na błahych rzeczach. Akapit z drapaniem się po genitalach zupełnie od czapy, jakbyś nie wiedział, co napisac mądrego, więc napisałeś coś niemądrego (czyli bez żadnej wartości). Dopiero po odstępie zaczynasz pisać o głównej rzeczy.

Zakończenie początku jednak mi się nie podoba. Nie tylko ze względu na występowanie na końcu wielokropka, ale że jest znów: "bohater, który pisał". Ile można, ja sie pytam? Gdybyś dał większy kawałek tekstu, to może ta informacja nie brzęczałaby mi az tak natrętnie w uszach, nie dając o sobie zapomnieć.



Bohater - dziwny. Nie chcę mówić, że zły, ale ani nie mogę go polubić, ani znienawidzić. Szkoda, bo tak jestem obojętna na Pawła.

Takie połączenie przewrażliwca z ohydnym pewniakiem. Dlatego dziwny, w moim oczach, rzecz jasna.



O matce narazie się nie wypowiadam, bo za mało ją znam.



Tytuł mi się spodobał i miałam wielką nadzieję, że tekst będzie tak samo dobry, albo przynajmniej na poziomie. Niestety, tu zadziałało powiedzenie - nadzieja matką głupich.



Pozdrawiam

Patka
Zajrzyj, może znajdziesz tu coś dla siebie

Jak zarobić parę złotych

3
Wiele rzeczowych uwag, za które wypada mi serdecznie podziękować.

Zdaję sobie sprawę z tego, że zrobiłem błąd publikując niepełny tekst, ale dalszego ciągu nie chciało mi się przepisywać, a bardzo pragnąłem poznać ocenę kogoś postronnego. Gdybym zamieścił całość, niektóre z Twoich zastrzeżeń - tak mniemam - rozpierzchłyby się nie znajdując uzasadnienia, ale w pełni usprawiedliwia Cię nieznajomość dalszej części opowiadania.



Jednak nie ze wszystkimi uwagami się zgadzam. Wywnioskowałem z Twoich słów, że jeśli w nawiasie jest: "psychologiczne", to ma być tylko takie i koniec, ma się trzymać w sztywnych ramach gatunku, nie wychodzić poza wydzielony obszar, a więc: nie ma miejsca na humor (który jest usprawiedliwiony ponieważ wiąże się z przesłaniem całości utworu), poza tym nie bardzo rozumiem co masz na myśli przez "klimaciarstwo".



A tak zupełnie z innej beczki - tytuł, który tak Ci przypadł do gustu, przy tylko tym początkowym fragmencie tekstu jest zupełnie niezrozumiały. (Ale cóż, trzeba ponosić cenę lenistwa).

[ Dodano: Nie 05 Kwi, 2009 ]
Najbardziej ciekawi mnie Wasze zdanie odnośnie języka, jakim prowadzę narrację. Czy operuję dostatecznie bogatym słownictwem, by zdziałać coś na polu literatury pięknej?

4
Smerdiakow pisze:Zdaję sobie sprawę z tego, że zrobiłem błąd publikując niepełny tekst, ale dalszego ciągu nie chciało mi się przepisywać, a bardzo pragnąłem poznać ocenę kogoś postronnego


e, ładnie tak być leniem? ;P



A do tego się przyznawać...


Smerdiakow pisze:Gdybym zamieścił całość, niektóre z Twoich zastrzeżeń - tak mniemam - rozpierzchłyby się nie znajdując uzasadnienia, ale w pełni usprawiedliwia Cię nieznajomość dalszej części opowiadania.


wyczuwam tu nutkę ironii, a w takich sytuacjach jej nie lubię.


Smerdiakow pisze:Jednak nie ze wszystkimi uwagami się zgadzam. Wywnioskowałem z Twoich słów, że jeśli w nawiasie jest: "psychologiczne", to ma być tylko takie i koniec, ma się trzymać w sztywnych ramach gatunku, nie wychodzić poza wydzielony obszar, a więc: nie ma miejsca na humor (który jest usprawiedliwiony ponieważ wiąże się z przesłaniem całości utworu),


może i jest usprawiedliwiony? Tylko skąd mogłam wiedzieć?

Nie, nie powiedziałam, że jak "psychologiczne", to nie może być śmieszny. Ale - litości! - bez przesady! Inaczej wychodzi parodia tekstu psychologicznego i nikt nie bierze cię na poważnie.
Zajrzyj, może znajdziesz tu coś dla siebie

Jak zarobić parę złotych

5
Jak Długo Może Trwać Jedna Doba?



Moja odpowiedź to -> 24 godziny, choć pewnie tytuł do czego innego pije. Jest dobrze ;)



Nazwa 7+/10. Naprawdę ładna i ciekawa. Pierwszy, duży plus ;)



I

Tytuł i dopisek "psychologia" był rzeczą dla której rozpocząłem czytanie I tu pierwsze baty - GDZIE TU U LICHA PSYCHOLOGIA? Nie wiem, może jestem niewrażliwy na ludzkie życie, ale nic dla mnie nie wskazywało na dobry thiller. Zamiast tego otrzymaliśmy obyczajówkę jakiegoś Pawcia. Krecha jak stąd do Koszalina



Początek 2+/10



II

Fabuła...Hmm. Przykro mi to mówić, ale nie jestem w stanie dostrzec jakichś pozytywów. Naprawdę to jest nuuuuudne. Dla mnie. Może ktoś będzie miał frajdę z czytania, ale na pewno nie ja.



Klimat 2+/10



III

Postaci pierwszo- i drugoplanowe. Nie, tutaj leżysz dla mnie na całej linii. Pawcio to wrażliy pewniaczek, a jego mama jest sztywna jak sztacheta w moim płocie. Sorry Winetu.



Postaci 2+/10



WERDYKT



Chłopie, przeczytaj parę opowiadań Kinga i Sapka. Naprawdę, pod względem klimatu LEŻYSZ. Kurczę, może jestem za ostry, ale naprawdę ciężko mi znaleźć jakieś zalety tekstu.



OCENY



Przyjemność z czytania -> 1/10

Orginalność -> 6/10

Opisy -> 2+/10

Klimat -> 1/10



OCENA OGÓLNA : 2+/10



Przykro mi, ale dla mnie to kompletna KASZANA. No, może poza orginalnością. Zdrówko i życzę więcej weny.
Bo lubię pisać.

6
Dobra, przeczytałem. Wypada zostawić jakiś komentarz.



Wpierw jednak postaram się odpowiedzieć na pytanie autora, które zadał w jednym z postów.

Otóż nie, nie operujesz takim językiem. Połowa słów, których starasz się używać brzmią okropnie sztucznie w porównaniu do szerszych fragmentów tekstu. Nasuwa się pewien wniosek - nie mówisz w taki sposób każdego dnia. Wyszło papierowo i sztucznie.



Dalej.
Zastrzegam sobie wszelkie prawa autorskie do niniejszego tekstu.
Masz te prawa, nie musisz sobie zastrzegać. Jednak wrzucając jakikolwiek tekst do internetu musisz liczyć się z tym, że znajdzie się ktoś kto go skopiuje i podpisze swoim nazwiskiem. Takie życie, tacy ludzie. Sam mam świadomość, że kilka moich tekstów krąży po sieci podpisanych innym nazwiskiem. Tak więc takie przypisy nic nie dadzą, a mnie lekko irytują, bo wskazują na przekonanie autora o genialności jego tekstu i wielkiej pysze.



Dobra, przechodząc do tekstu.

Niezbyt przyjemnie się go czytało. Początek, w nim podane informacje są jak seria z kałasznikowa. Takie coś zdarza ci się w tekście kilka razy. A po takiej serii następuje zwolnienie na przeładowanie magazynka. Strasznie mi się takie coś nie podoba.



W sumie zaraz. Stop.

Piszesz, że to szkic. Jak ja mam ocenić szkic? Szkic ma to do siebie, że jest jedynie zarysem zdarzeń, opowiadaniem w pigułce. To jak ja mogę ocenić styl, technikę, warsztat w czymś, co w zamiarze ma zostać rozbudowane?

Nie, szkoda czasu.



Póki co jestem na nie.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

7
Smerdiakow - pisałeś, że to szkic, to ja potraktuję to jako szkic. Pytałeś, czy będzie z ciebie pisarz, odpowiem, że nie i to a moją opinię buduję tylko na tym fragmencie, który tutaj dałeś i postaram się uzasadnić. Oczywiście - mogę być w błędzie.





Jak na szkic (a raczej prolog...) całość jest napisana w sposób nieprzewidziany, chaotyczny. Zdania piszesz przestawnym szykiem, stylizując je na "mądre", a dodatkowo robisz zwyczajne wyliczanki czynnościowe: te dwie rzeczy wskazują na brak pomysłu i ubogość znanych środków stylistycznych. Wciskasz metafory, które są tak okropne, że wywołały uśmiech na moich ustach. Narracja kręci się dookoła rzeczy nie istotnych (takich jak brzuch, płatki, skarpetki[!]): tylko po co? W szkicu nie widać też żadnego powiązania z tytułem, ani z psychologią, ani... no właśnie, nie ma tutaj zarysu fabularnego lub też elementu, który skłoniłby mnie do dalszego czytania. Pytasz, czy będzie z ciebie pisarz? A jaki pisarz daje teksty pozbawione jakiejkolwiek korekty, w nadziei, że zostanie oceniony pomysł? To tak, jakby operator kamery pokazał fragment filmu, nakręconego w trakcie delirki - ręce tak się trzęsą, że nic nie da się zobaczyć - tak właśnie jest z twoim tekstem. Nic tutaj nie można zobaczyć.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron