Dźwięk pierwszy

1
Tytuł roboczy. Dzisiaj skończyłem całość. :) Pozostało jeszcze tylko szlifowanie.



Wrzucam do zweryfikowania kilka pierwszych stron.



Miłego czytania.



------



- Młody pójdziesz na patrol z Grubym. Dostaliśmy wezwanie, że w biednej południowej słychać jakieś dziwne dźwięki w bloku nr dwadzieścia jeden – w tym momencie na ekranie ściennym pojawiła się mapa. Przedstawiała satelitarny widok starego blokowiska, z zaznaczonym na niebiesko budynkiem. Wzdłuż drogi, po obu jej stronach stały dwa rzędy bloków. Wyróżniony wieżowiec stał trochę na uboczu.

Biedna południowa – dzielnica biedoty, jakich mnóstwo rozciągało się wokół wielu centrów miast, wchodzących w skład Silesii. Stare blokowiska, zamienione na mieszkania komunalne, a w zasadzie na slumsy. W czasie Świąt Bożego Narodzenia z takich miejsc zawsze było więcej wezwań. Ludzie wariowali. Co bardziej bezczelni zwalali wszystko na halny.



Odprawę prowadził komendant Andrzejewski. Miał na sobie zwykły służbowy mundur, czapkę zostawił jak zwykle w biurze odsłaniając króciutkie, poprzetykane siwizną włosy. Na głowie widać było bliznę, którą zdobył podczas zamieszek, we wczesnych latach swojej służby w prewencji. Chwila nieuwagi poskutkowała szramą, zaczynającą się w okolicach lewego zakola i ciągnącą się przez kilkanaście centymetrów w stronę czubka głowy. Skoczyło na niego kilku lewaków, jak zwykł nazywać wszystkich, którzy publicznie walczyli w jakiejś sprawie. Pomimo zaciętej walki, jeden zdjął mu hełm, a drugi miał w ręku kątownik.

- Dostaniecie do patrolu gejszę – dokończył wywołując tym lekkie poruszenie wśród zebranych.



W pomieszczeniu znajdowało się kilkunastu funkcjonariuszy. Wszyscy siedzieli na krzesłach, naprzeciwko mównicy. Na ścianie, po prawej stronie, pojawiały się najważniejsze informacje.

- Młody tylko się nie zakochaj – dorzucił Max, dobrze zbudowany, wysoki blondyn. Uśmiechał się szyderczo. Jak zwykle próbował rozbawić ekipę komisariatu.

- Myślę, że nie będzie z tym problemu. Gejsza jest facetem - dopowiedział Komendant.

- Co jest Max? Teraz to pewnie chcesz się ze mną zamienić, hę? – zripostował Młody. Kilku funkcjonariuszy wybuchnęło śmiechem. Młody miał dwadzieścia siedem lat, był szczupłym brunetem, średniego wzrostu. Błękitne radosne oczy przyciągały wzrok rozmówców, pomimo, że funkcjonariusz nie był szczególnie pogodnym człowiekiem. Nie był też gburem. Po prostu zazwyczaj dystansował się do otoczenia i obserwował wszystko z boku.



- Dobra, spokój mi tu! Nie jesteście w cyrku – ukrócił rozmowę oficer, biorąc do ręki jakieś papiery – Dostaniecie się od góry, bo drogi jak zwykle są zablokowane i nie dojechalibyście tam do jutra rana. Na dachu nikt nie będzie na was czekał, więc od razu skierujcie się na schody prowadzące do środka budynku. Po zakończeniu akcji, dacie sygnał radiem, zabierzemy was najbliższym transportem, z tego samego miejsca. Jakieś pytania?

- Czy mamy jakieś dane dotyczące mieszkańców i samego bloku? – zapytał Gruby. Miał czterdzieści siedem lat, lekką nadwagę widoczną szczególnie na pucółowatej twarzy, był średniego wzrostu. Głowę pokrywały mocno już przerzedzone blond włosy, przystrzyżone na krótko. Zza okularów spoglądały znudzone, ciemne oczy.

- Tu jest lista. Nie wiemy na ile aktualna, ale myślę, że nie będzie wam specjalnie potrzebna. Wejdziecie, opierdolicie pewnie jakichś gówniarzy, żeby nie bawili się tak głośno, i wrócicie. Ale oczywiście dostaniecie przed wyjściem wszystkie materiały.

- Dlaczego nikt z mieszkańców sam tego nie załatwił?

- Funkcjonariusz, który odebrał wezwanie, także zadał to pytanie. Ponoć nikt nie jest w stanie zlokalizować źródła dźwięków. Osoba dzwoniąca bredziła coś o tym, że cały blok jest przesiąknięty dziwnymi odgłosami.

- Brzmi jak majaczenie ćpuna.

- Masz rację, ale nam płacą za zajęcie się nawet takimi gównianymi sprawami.

- Kiedy startujemy? – był ciekaw Młody.

- Za jakieś 30 minut. Czekamy na gejszę i transport. Możecie wyjść się przygotować, reszta odprawy już was nie dotyczy – Komendant miał przejść do następnej dwójki, ale jeszcze dodał – Aha. Transport jest zbiorowy, nie tylko wy będziecie działać w tamtym rejonie, więc z powrotem pewnie będziecie musieli poczekać, aż skoordynujemy odbiór reszty patroli. Powodzenia i do zobaczenia po akcji.



Patrol wyszedł na korytarz zabrawszy wcześniej materiały. Były to plany budynku oraz spis mieszkańców bloku nr dwadzieścia jeden. Już na pierwszy rzut oka było widać, że plany są nieaktualne. Data widniejąca na materiałach wskazywała, że mają one ponad dwa lata. W ciągu tego czasu w budynku mogły zajść takie zmiany, że materiały mogą być całkowicie bezużyteczne. Blokowiska w biednych dzielnicach żyją własnym architektonicznym żywotem, niekontrolowanym przez nikogo. Bloki są przebudowywane przez każdego, kto ma na to ochotę, komu udało się znaleźć jakieś materiały budowlane oraz kto przekonał do tego, takim czy innym sposobem, resztę mieszkańców. Wiele razy okazywało się, że miejsca, w których powinny być korytarze, zostały zamurowane lub zabarykadowane, a w ścianach wybito nowe przejścia. W takich labiryntach patrole działały na wyczucie. Miejsca te czasami okazywały się groźne, np. w sytuacjach, gdy całe kondygnacje, a nawet bloki zostały opanowane przez bardziej zorganizowane grupy, zajmujące się najczęściej sprzedażą broni, narkotyków i stręczycielstwem. Zdarzało się nawet, że patrole po prostu znikały, a jakiś czas później znajdowały się elementy wyposażenia policjantów, przechodzące z rąk do rąk, jako środek płatniczy mieszkańców. Reakcja policji była najczęściej bardzo brutalna. Pod warunkiem, że ekipy szybkiego reagowania zdążyły na czas, bo gdy tylko mieszkańcy dowiadywali się, że na ich terenie zaginął patrol, starali się jak najszybciej opuścić dany budynek, zostawiając za sobą nędzny dorobek swojego życia lub intratne, nielegalne interesy. Tak naprawdę każdy blok posiadał opiekuna, co prawda nie zawsze byli to ludzie zajmujący się jakimiś poważnymi przestępstwami, ale najczęściej był to ktoś, kto miał interes w narzuceniu innym mieszkańcom swojej woli.



Funkcjonariusze udali się do dyżurnego odebrać ekwipunek.

- Młody, byłeś kiedyś w biednej południowej? – zapytał Gruby gdy szli wąskim przejściem zawieszonym między komendą główną a koszarami.

- Nie – odpowiedział zamyślony.



Przeszklone ściany odsłaniały widok na dziedziniec, na którym uwijała się obsługa Pustułki.

Maszyna musiała być gotowa za około pół godziny, należało sprawdzić elektronikę oraz zatankować paliwo. Z zielonego dystrybutora dwóch członków obsługi naziemnej ubranych w jaskrawo zielone kamizelki taszczyło grubą elastyczną rurę.



Weszli do koszar. Tutaj korytarze były mniej klaustrofobiczne. Ktoś pozdrowił ich z daleka, po czym wszedł do jednych z wielu drzwi umieszczonych wzdłuż ściany. Zdążyli mu skinąć głową, zanim przekroczył próg. Doszli do metalowych wrót z kamerą umieszczoną w rogu ściany i sufitu. Gruby wstukał kod na klawiaturze zamka, usłyszeli szczęk, więc pchnęli drzwi i weszli do środka.



Stali w dużej hali, na środku której znajdowała się nieco mniejsza klatka zbudowana z grubej stali. Wolna przestrzeń między ścianami klatki, a ścianami hali, tworzyła korytarz, którym można było przejść wkoło całe pomieszczenie. Wzdłuż tego korytarza, co kilka metrów, znajdowały się drzwi z zamkami magnetycznymi. Przednia ściana klatki była oddzielona grubą ladą. Dzisiaj wydawaniem zajmował się Sławek, starszy policjant, który nadawał się już na emeryturę, ale wyprosił Komendanta o możliwość dalszego pełnienia służby. Nie miał rodziny, więc nikt na niego w domu nie czekał. Z czynnej służby na ulicy, przeniesiono go do obsługi magazynu. Praca była spokojna, ale dostatecznie odpowiedzialna, żeby Sławka zadowolić i dowartościować. W klatce znajdowała się broń, amunicja i reszta niezbędnego sprzętu.



- No cześć chłopaki – powiedział dyżurny. Sławek był znany z kiepskiego poczuciem humoru – Przyszliście coś popsuć?

- No jak zwykle – powiedział Andrzej – Ale na szczęście nasz kochany cieć wszystko po nas posprząta.

- No, no. Uważaj, żebyś czasami nie dostał zacinającego się karabinka. Wtedy nie będziesz już taki cwany – podał im magnetyczny klucz – Sala numer dwa. Wszystko już wam przygotowałem. Jak dojdzie gejsza, to wpuszczę go do was, więc grzecznie mi tam. Dzisiaj logistycy się pospieszyli i przesłali zamówienie na czas. Ze sprzętu wnioskuję, że wybieracie się do jakiejś biednej dzielnicy, zgadłem?

- Zgadłem – powiedział Młody otwierając drzwi. Weszli do środka.

2
- Młody pójdziesz na patrol z Grubym. Dostaliśmy wezwanie, że w biednej południowej słychać jakieś dziwne dźwięki w bloku nr dwadzieścia jeden


1. W czym? Co było biedne i południowe?

2. Postaci mówiące skrótami? A wiesz, ze jak powie się NR zamiast numer, to fonetycznie brzmi bardzo podobnie?


dwadzieścia jeden – w tym momencie na ekranie ściennym pojawiła się mapa
Atrybut z dużej. To nie opis dialogu lub jego dźwięku, tylko bezpośrednio związany z narracją. Zaczynamy z dużej...


dwadzieścia jeden – w tym momencie na ekranie ściennym pojawiła się mapa
Pojawiła się w którym momencie, jak zakończył mówić? Jak mówił? Takie to dziwnie rozpoczęte (pomijając, że miało być z dużej literki).


Biedna południowa – dzielnica biedoty, jakich mnóstwo rozciągało się wokół wielu centrów miast,
Drugi raz widzę to w tym tekście (w jak bliskiej odległości!) i nadal jest to dziwne określenie. Bliskoznaczność tych wyrazów sprawia, że zdanie zaczyna kruszeć w znaczeniu. Staje się przerysowane.


Odprawę prowadził komendant Andrzejewski. Miał na sobie zwykły służbowy mundur, czapkę zostawił jak zwykle w biurze odsłaniając króciutkie, poprzetykane siwizną włosy.
Brzydkie wprowadzenie postaci. Zaczynasz zdanie od ubioru. Zostawił czapkę odsłaniając siwiznę? Widzisz w tym logikę? Gdyby tak poskładać to zdanie w jedno, przy minimalnej korekcie, wyjdzie coś takiego, ale zgrabniejszego:

Odprawę prowadził komendant Andrzejewski, ubrany w służbowy mundur. Czapkę , jak zwykle, zostawił w biurze


Pomimo zaciętej walki, jeden zdjął mu hełm, a drugi miał w ręku kątownik.
Yhy :) Skrót myślowy: jeden zdjął, a drugi miał :)


W pomieszczeniu znajdowało się kilkunastu funkcjonariuszy. Wszyscy siedzieli na krzesłach, naprzeciwko mównicy. Na ścianie, po prawej stronie, pojawiały się najważniejsze informacje.


Sztucznie rozepchane zdanie. Niepotrzebnie. Wystarczy przerobić, na coś zwyklejszego - jako, że i sytuacja jest zwykła.

Kilkunastu funkcjonariuszy siedziało na wprost mównicy. Po prawej stronie zostały wyświetlone najważniejsze informacje.



Z wcześniejszego akapitu wiem, że byli już w pomieszczeniu, wobec czego, powtarzanie tej informacji jest zbędne.


- Czy mamy jakieś dane dotyczące mieszkańców i samego bloku? – zapytał Gruby. Miał czterdzieści siedem lat, lekką nadwagę widoczną szczególnie na pucoółowatej twarzy, był średniego wzrostu. Głowę pokrywały mocno już
To już trzeci bohater, wprowadzony w ten sam sposób: Dialog - łup! Szybka charakterystyka: miał oczy, to, tamto, i owamto. Musisz znaleźć sposób, aby przedstawiać ich w trakcie czynności, W dialogach, w rozmowie z innymi, albo po prostu, pominąć te detale - one nie budują człowieka, to tylko obraz. Bez duszy.


- Kiedy startujemy? – był ciekaw Młody.
Pytania zazwyczaj rodzą się z ciekawości, dlatego te wtrącenie jest zbędne. Wystarczy napisać zdawkowe: zapytał Młody


- Za jakieś 30 minut.
Trzydzieści...


Patrol wyszedł na korytarz zabrawszy wcześniej materiały.
Skąd ten archaizm? Patrol wyszedł, zabierając po drodze materiały.


Były to plany
Grrrrr... Poprzednie zdanie nie zakańczasz, tylko daj dwukropek i wymieniasz. Zgrabniej, poprawniej i lepiej.


Blokowiska w biednych dzielnicach żyją własnym architektonicznym żywotem, niekontrolowanym przez nikogo.


Blokowiska, które żyją żywotem... cóż to za metafora?


Wiele razy okazywało się, że miejsca, w których powinny być korytarze, zostały zamurowane lub zabarykadowane, a w ścianach wybito nowe przejścia.
Rozumiem, że stworzyłeś tą wizję na potrzeby opowiadania - ale wieje absurdem na aż za bardzo.


Stali w dużej hali, na środku której znajdowała się nieco mniejsza klatka zbudowana z grubej stali. Wolna przestrzeń między ścianami klatki, a ścianami hali, tworzyła korytarz, którym można było przejść wkoło całe pomieszczenie. Wzdłuż tego korytarza, co kilka metrów, znajdowały się drzwi z zamkami magnetycznymi. Przednia ściana klatki była oddzielona grubą ladą.
naprawdę nie wiem, co chcesz mi tu pokazać... :(



O tekście: dobrze poukładałeś akapity. To duży plus. Natomiast kuleje cała reszta - przecinki, zapis dialogów, same dialogi, powtórzenia i zaimki. Opowiadanie nie wciągnęło mnie. Poza jednym tekstem, że "policjanci ginęli bez wieści", nic nie było klimatycznego. Ale nawet ten szczątkowy klimat zburzyłeś natychmiastowym wyjaśnieniem, które nawet ciekawe nie jest. Nic tutaj się nie dzieje. Rzekłbym, że i ty nie widzisz celu, dla którego cała akcja ma miejsce.



O stylu: przekombinowany. Mało plastyczny, źle dobrane opisy i wtrącenia między dialogami sprawiają, że wszystko jest płaskie - bez wyrazu i charakteru. Rzecz ma się jeszcze gorzej z postaciami. Wszyscy mówią tak samo - a odróżniający ich wygląd, piszesz w ten sam sposób dla każdego: miał to, tamto a ubrany był tak i siak.



Słabe. Nie tragiczne, ale słabe. Żeby coś tutaj się działo, jakaś akcja, zwrot tejże - ale nic tu nie ma.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Wzdłuż drogi, po obu jej stronach stały dwa rzędy bloków. Wyróżniony wieżowiec stał trochę na uboczu


Nie podoba mi się takie schematyczne opisywanie bohaterów, tj.: Wiek, budowa ciała, wzrost, włosy, oczy. Porównaj sobie to:
Młody miał dwadzieścia siedem lat, był szczupłym brunetem, średniego wzrostu. Błękitne radosne oczy przyciągały wzrok rozmówców
z tym:
zapytał Gruby. Miał czterdzieści siedem lat, lekką nadwagę widoczną szczególnie na pucółowatej twarzy, był średniego wzrostu. Głowę pokrywały mocno już przerzedzone blond włosy, przystrzyżone na krótko. Zza okularów spoglądały znudzone, ciemne oczy
Wnioski nasuwają się same.



Nie mam co mówić. Jest wstęp, jeszcze nie ma rozwinięcia ani zakończenia, to o pomyśle nie powiem nic. Jeszcze nie do końca jestem zorientowany, co, gdzie, jak, czy to jest zwykłe miasto, czy może wydarzy się coś szczególnego.

Styl taki ślamazarny, nie najgorszy, ale też pozostawiający wiele do życzenia. Chyba najtrafniejsze tu słowo to "znośny". Technikalia typu przecinki i schludność tekstu przypominają mi o głodzie w Afryce

Nie chcę się rozpisywać, bo w sumie niewiele mam do powiedzenia - za mało dałeś

Trzymaj się!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”