Gatunek: horror . Używajcie sobie do woli

- Halo, jest tu ktoś? - zawołał Stephen zamykając za sobą drzwi wejściowe.
Postawił bagaż na podłodze i wychylił się w stronę szerokich schodów
wiodących na piętro. - czy jest tam ktoś? - ponowił pytanie, zastanawiając się
czy może pomylił adres i stoi właśnie w domu u kogoś kto wogóle nie spodziewa się jego wizyty.
Spojrzał jeszcze raz na skrawek papieru na którym widniał adres.
" 136 Hollyhill Drive ". Korytarz przypominał mu nie jeden dom z powieści w których zaczytywał się będąc nastolatkiem. Ponure wnętrze pozbawione dostatecznego oświetlenia, stare , zniszczone tapety z wyblakłymi wzorami, będące jeszcze świadkiem lat osiemdziesiątych.
Powierzchnia sufitu przypominająca skórę węża , gotowa na zrzucenie starej
powłoki, łuszczyła się ujawniając jeszcze starsze malowidło stworzone z zacieków w kolorze brązu i zgniłej zieleni. Wszystko to w połączeniu ze starym drewnianym parkietem skrzypiącym w różnej tonacji przy najmniejszym nawet ruchu wzbudzało niemiłe wrażenie jakie towarzyszyło mu podczas czytania powieści grozy .
Mając kilkanaście lat był wielkim fanem horrorów, thrillerów, czy to w wersji czytanej czy oglądanej. Do dziś pamięta to uczucie które wywierały na nim nowo zdobyta książka lub film. Ciekawość i chęć włączenia się do świata
stworzonego właśnie dla niego, dla czytelnika. Lubił się bać, a kto w jego wieku nie lubił dreszczyka emocji? Inni spełniali się kradnąc piwo w supermarketach albo dojeżdzając na nielegalnych, pijackich wyścigach swoje
graty . Jemu wystarczyły książki i kolekcje filmów grozy.
W pewnym momencie jego życia pobliska wypożyczalnia filmów video nie była w stanie zaproponować mu nic nowego. Obejrzał wszystkie horrory i z niecierpliwością czekał na następne.
Tak było do momentu śmierci jego brata kiedy nagle zderzenie z rzeczywistością było zbyt duże by mógł sobie pozwolić na powrót do
krainy wyobraźni. Zresztą wcale nie musiał, spotkanie ze śmiercią i jej
następstwa gwarantowały mu taki poziom grozy, strachu i bólu że
spokojnie mógł dać sobie spokój z fikcją.
Zawsze był indywidualistą chodzącym własnymi drogami, pewnego rodzaju samotnikiem, z bratem nigdy nie był bardzo związany , jednak nie mógł
powiedzieć że go nie kochał i jego śmierć nie zrobiła na nim wrażenia.
Choć było to ponad piętnaście lat temu a on sam był wtedy nastolatkiem
do dziś pamięta smutne oczy matki kiedy przyszła do jego pokoju powiedzieć mu o wszystkim.
Brad miał dwadzieścia pięć lat kiedy zginął tego mglistego poranka
na szosie numer 25. Dziwny traf z tymi liczbami- pomyślał wtedy, -tak jakby to był jego czas i miejsce. Kierowca samochodu jadącego z naprzeciwka z prędkością 100km/h nie miał szans by w tej mgle ujrzeć pickupa Brada. A on sam nie miał szans by przeżyć.
Wszystko co nastąpiło po jego odejściu stało się groza samą w sobie, kiedy
pozostali razem z matką wraz z kiepskim zasiłkiem. Stephen musiał pogodzić naukę ze swoją pierwszą pracą którą pozwoliła jemu i jego matce
nie umrzeć z głodu.
To na pewno tu, pomyślał i ruszył w kierunku schodów. Schody podobnie jak
i podłoga w hallu były tak brudne że Stephen musiał się przyłożyć do tego by nie pozostawić za sobą buta przyklejonego do podłoża.
Wysiłek mężczyzny by choć trochę zniwelować odgłos skrzypienia drewna przy każdym kroku, sprawiał ze czuł się jak niechciany gość składający wizytę pod nieobecność domowników. - Idzie się do tego przyzwyczaić - mruknął do siebie pod nosem.
- Pewnie że tak - odpowiedział mu ktoś u podnóża schodów .
Spojrzał w górę by dowiedzieć się do kogo należy ten niski ton głosu , jednak nie zobaczył tam nikogo.
-Dziwne, pomyślał , nie przestając wspinać się dalej, przysiągłbym ze ktoś tam był.
Zdobywszy ostatni schodek spojrzał na mężczyznę ubranego w podniszczone ogrodniczki stojącego przed nim, wesoło machając sekatorem tak jakby to była jego ulubiona zabawka odezwał się - Pewnie że da się przyzwyczaić
Wyciągnął wolną rękę do Stephena - Nazywam się Fred, a ty jesteś..?
- Mam na imię Stephen- jestem nowym lokatorem.
Spojrzał na Freda zastanawiając się po co , do cholery temu facetowi potrzebne to narzędzie w domu.
- Ach, przepraszam,powinienem to gdzieś odłożyć - powiedział jakby rozumiejąc zdziwienie Stephena .
- Swoją drogą , tym pieprzonym lasem tropikalnym za domem powinien zająć się ktoś inny, ja już za stary jestem na zabawę w ogrodnika - dodał rzucając sekator w kąt .
- Weź swoje bagaże i chodź za mną- odwrócił się i zaczął kierować w głąb korytarza.
Świetny początek - pomyślał Stephen - dom jak z zasranego horroru, stary,
wymiętoszony dozorca wymachujący swoją zabawką jak dziecko zapraszające do zabawy, ciekawe co znajdę w swoim pokoju? zasuszone gówno nietoperza na środku pokoju czy gnijącego kota w szafie?
Zszedł na dół po swoje torby i dogonił Freda, który najwyraźniej dotarł już do celu swojej podróży. Stał teraz przy wpółotwartych drzwiach pokoju wykonując dłonią zapraszający gest. Ze środka dobiegał niezbyt przyjemny zapach stęchlizny i wilgoci. Stephen pchnął drzwi torbą trzymaną w ręku
i dał się pochłonąć wiązkom kurzu wirującego w promieniach słońca wpadających przez odsłonięte okno. Rozejrzał się po pokoju, postawił torby
na brudnej podłodze i odwrócił do dozorcy chcąc zapytać o kierunek do
łazienki. Freda już tam nie było , a uchylone wcześniej drzwi były już zamknięte. - przemiły staruszek - burknął do siebie Stephen, opadając na
pokryte kwiecistą kapą łóżko.
Spojrzał na przeciwległą ścianę, wielka, dębowa szafa , pokryta fikuśnymi rzeźbieniami robiła przytłaczające wrażenie na tle reszty skromnego wyposażenia pokoju. Mały metalowy, składany stolik pod oknem i dwa metalowe, składane krzesełka do pary, podobne do tych które straszą w rezydencjach mieszczących się na osiedlu z przyczepami.
Raz miał okazję mieszkać w jednej z nich, kiedy okazało się że jego i jego
matkę nie stać już na wynajem dwupokojowego mieszkania. W ten prosty sposób dołączyli do "puszkowej rodziny". Nie było tak źle jak się mogło wydawać, oszczędzając na czynszu mogli sobie nawet pozwolić na telewizję
kablową, a w co drugi tydzień nawet na grilla z przyszarzałym truchłem po przecenie, zwanym mięsem.
Wtedy to powstały jego pierwsze opowiadania, nieudolne próby pisarskie pozwalające mu odciąć się od zdechłej rzeczywistości. Pierwsze nieudane
publikacje w nadrzędnych i podrzędnych czasopismach i czasopismo podobnych wypocinach , które znikały po kilku wydaniach wraz z jego przejawami "geniuszu".
Mając dwadzieścia kilka lat postanowił zawiesić swoje próby pozostania
znanym i cenionym pisarzem na czas nieokreślony i skupić się na swojej karierze w pobliskim barze. Kariery nie zrobił. Jak by to było jakaś nowością. Pracując w fast foodzie aby zarobić "jakieś" pieniądze mógł jedynie oszukiwać w wydawaniu reszty śpieszącym się na pierwszą zmianę do fabryki klientom , ( na czym zresztą Chris, przerośnięty głupek, dorobił się nowego silnika do swojego również przerośniętego pickupa), czego nie zrobił albo na dawaniu dupy okolicznym pedałkom stołującym się w barze, co mógł zrobić ale za bardzo się brzydził.
Cdn