Nowe życie.
Obudził się dopiero następnego dnia rano otoczony ciałami czterech oprawców jego rodziny. Muchy zaczęły już darmową ucztę zwabione delikatnym zapachem gnijącego, ludzkiego mięsa, który u ludzi mógł wywołać jedynie odruch wymiotny.
Pełen obrzydzenia dla tego widoku Ichi odczołgał się kilka metrów od miejsca, w którym spędził całą noc.
Dopiero teraz uświadomił sobie co zaszło.
Nie mógł sobie w żaden sposób przypomnieć co dokładnie stało się najeźdźcom, ale przypuszczał, że musiało to być jego dzieło. Nie napawało go to dumą. Czuł odrazę do siebie samego z powodu tego co uczynił.
Czy po walce, którą stoczył, stracił natychmiast przytomność? Bardzo prawdopodobne.
Czy aby na pewno można to co tu zaszło nazwać walką? Obraz jaki ujrzał zaraz po przebudzeniu całkowicie temu przeczył. Musiało to raczej przypominać egzekucję. On nie ma nawet zadrapania a oni... Ich ciała leżą zmasakrowane. Ziemia pod nimi nasiąkła krwią poległych. Czy to on tego dokonał?
Z każdą chwilą dochodził do wniosku, że nie zupełnie musiał panować nad sobą.
Pochówek rodziny zajął mu nieco ponad trzy godziny. Groby wykopał nie opodal wielkiego dębu, który rósł w pobliżu ich domu.
Ojciec mówił mu kiedyś, że nawet jego dziadek nie pamiętał czasów kiedy tego dębu tu nie było. Chłopiec uznał więc, że to miejsce będzie idealne.
Każdy z grobów przykrył grubą warstwą kamieni. Nie chciał żeby do zwłok dobrały się dzikie zwierzęta.
Przysiadł jeszcze na chwile przy grobach by pomyśleć. Musiał podjąć decyzję co począć dalej. Nie znalazłszy zbyt wielu opcji doszedł do wniosku, że zostać tu nie może. Nic tu nie zostało. Wszystko zniszczone, wszystko stracone.
Nie było sensu dłużej się zastanawiać. Wyjście było tylko jedno. Musiał skazać siebie samego na tułaczkę po Barbarii. Na tułaczkę w poszukiwaniu nowego domu.
Na wyprawę, która potrwa niewiadomo jak długo, zaprowadzi cię niewiadomo gdzie, i w czasie której niewiadomo co możesz napotkać na swojej drodze, nie należy iść nie przygotowanym. Ale z drugiej strony, jeśli nie wiesz czego możesz się spodziewać, to jak u licha możesz się na to przygotować?
Pierwszy przedmiot, który Ichi uznał nie tyle za potrzebny co za bardzo ważny dla niego z powodu sentymentu jakim go darzył, był ów miecz, którego nie było mu dane dokończyć wraz z ojcem.
Domyślał się, że musi on leżeć gdzieś w pobliżu zwłok bandytów. Niechętnie tam wrócił. Chyba nigdy nie będzie w stanie przyzwyczaić się do takich widoków, a zwłaszcza do tego smrodu.
Na miejscu kaźni nie było jednak widać szukanego przedmiotu. Gdzie mógłby on się znajdować?
Wtedy Ichi spostrzegł coś zaskakującego. Przy czterech ciałach leżało pięć mieczy. Cztery z nich były dwuręcznymi kolosami. Ale jeden z nich zdawał się być, w porównaniu z pozostałymi, dziecinna zabawką. Jego rękojeść do złudzenia przypominała tą, którą wykonał dwa dni temu. Ale ostrze nie było już tym samym, surowym kawałkiem stali, który dopiero miał stać się klingą. Lśniło blaskiem tak czystym, że nie powstydziłby się go nawet miecz ceremonialny samego Dominusa, władcy Barbarii.
Wspomnienie wczorajszych wydarzeń stało się teraz bardziej klarowne. Niebywałym wydał się jedynie fakt, że samą siłą woli, podsyconą straszliwym gniewem, stworzył broń niemal doskonałą. Na klindze były nawet zdobienia, które wyglądały dokładnie tak jak je sobie wcześniej wyobrażał.
Nie było sensu zastanawiać się jak do tego wszystkiego doszło. Rzeczy niepojęte, jak bardzo byśmy nie starali się je zrozumieć, pozostaną zagadką. Po co więc trwonić czas na poszukiwanie czegoś czego nie można znaleźć?
Spojrzał na ciało osobnika, którego wcześniej uznał za przywódcę bandy. Miał on przepiętą do pasa sakwę. Najprawdopodobniej znajdowały się w niej pieniądze. A pieniądze mogą się bardzo przydać w czasie wyprawy w nieznane.
Konieczność zetknięcia się z trupem nie zachęcała do kradzieży, nawet jeśli wiele od tego zależało. Ichi z trudem się przełamał i odpiął woreczek mówiąc:
-Tobie się już nie przyda.
W środku znalazł kilka złotych monet. Niewiele tego, ale będzie musiało wystarczyć. Pozostali nie mieli przy sobie niczego cenniejszego niż ubranie, a przynajmniej tyle można było wywnioskować jedynie na nich patrząc. Nie zamierzał ich dotykać by przekonać się, że miał rację. Obrzydzenie było zbyt silne.
Przez chwile zastanawiał się czy nie powinien ich też pochować, w końcu to też ludzie. Postanowił jednak, że po zbrodni, której się dopuścili, nie zasługują nawet by na nich splunąć.
Ichi uznał, iż przed wyruszeniem w drogę powinien jeszcze sprawdzić czy nie ocalało może coś cennego lub przydatnego.
Okazało się, że dom spłonął doszczętnie. Nie było nawet najmniejszej nadziei, że cokolwiek mogłoby przetrwać pożar.
Jeśli chodzi zaś o kuźnie, sprawa miała się nieco inaczej. Jej ściany były murowane więc w zasadzie uszkodzeniu uległ jedynie słomiany dach i część wyposażenia. Narzędzia nie były Ichiemu do niczego potrzebne. Szukał czegoś zupełnie innego. Czegoś o co zamierzał poprosić ojca jak tylko jego miecz będzie ukończony.
Na dnie dębowej szafki na narzędzia, której pożar na szczęście nie dosięgną, znalazł, wykonaną z niezwykle twardej skóry, pochwę na miecz. Miała liczne zdobienia z białej nici, które na jej czarnej powierzchni dawały niesamowicie piękny efekt.
Ciekawe czy ojciec zauważył, że miecz jego syna będzie idealnie do niej pasował?
Pochwę zakładało się na plecy w taki sposób, że rękojeść umieszczonego w niej miecza wystawała na prawo od głowy, tak by łatwiej było po niego sięgać osobie praworęcznej.
Pasowała idealnie. Nie krępowała ruchów nawet z włożoną do niej bronią. Ichi kilkakrotnie spróbował dobyć miecza. Zastaw sprawiał wrażenie stworzonego specjalnie dla niego.
Nadszedł czas na pożegnanie z przeszłością.
Usiał na ziemi naprzeciwko grobów rodziców i mimo usilnych starań rozpłakał się. Płakał długo, gdyż wiedział, że nigdy już tu nie powróci. Płakał bo już tęsknił za rodzicami i za domem.
Przez jakiś jeszcze czas wracał myślami do spędzonych tu chwil. Do beztroskich zabaw i ciężkiej pracy by zostać kiedyś tak dobrym rzemieślnikiem jak jego ojciec.
Wiedział, że po tym wszystkim czego go nauczyli rodzice, nie może tak po prostu się poddać. Nie może dać za wygraną. Musi dać sobie radę i przetrwać choćby nie wiem co.
Wstał. Popatrzył jeszcze raz na groby.
-Nie będzie lekko. – pomyślał.
Pożegnał się z rodzicami i ruszył przed siebie. Nie zastana wiał się w którym kierunku powinien iść. Nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia. Nieświadomie jednak podążał na południe. Na spotkanie z Górą świętych i czekającymi tam na niego przygodami.
Ledwie oddalił się na kilkaset metrów od ruin swojego poprzedniego życia gdy zaczęło padać. Najpierw jedna kropla spadła mu na nos. Potem druga na policzek i zaraz następna na czoło.
Po chwili rozpadało się na dobre i tysiące rozszalałych łez zaczęły atakować wszystko co znalazło się w zasięgu. Z początku deszcz ledwie zwilżał okolicę by następnie utworzyć kałuże i maleńkie strumyki.
- Nie będzie lekko. – pomyślał i przyspieszył kroku.
Nowe życie.
1"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)