
Powiem też, że pierwotnie chciałam umieścić akcję gdzieś w naszym kraju, ale wydaje mi się, że nieśmiertelna i potężna istota, będąca, nazwijmy to, egipskim bogiem Thotem, raczej nie wybrałaby na swoją siedzibę Polski. Jeśli się mylę i uważacie, że można umieścić akcję u nas, napiszcie.
Pozdrawiam i zapraszam do lektury tej mojej grafomanii

Arni Smith wrócił do domu później niż zwykle. Towarzyszyła mu młoda dziewczyna, którą poderwał w barze. Oboje całowali się od progu, mrucząc do siebie namiętnie. Arni nie wypuszczając jej z objęć sięgnął dłonią do kontaktu. Gdy salon zalała fala światła, dziewczyna krzyknęła przestraszona i odskoczyła od Arniego.
- Długo każesz na siebie czekać, Ami. - powiedział Dżechutti, który siedział w fotelu.
- Co pan tu robi?! Jakim prawem... Kto pana wpuścił?! - krzyknął nie mniej zdumiony od swej towarzyszki.
- To nie istotne.
- Kochanie, wezwij policję. – Arni lekko pchnął towarzyszkę w stronę telefonu.
- Nikogo nie wezwiesz. - Dżechutti błyskawicznie znalazł się przy dziewczynie. - Idź na górę skarbie i poczekaj na swego przyjaciela. Musze z nim porozmawiać, a to nie potrwa długo.
Przestraszona przytaknęła głową i pobiegła do sypialni.
- Arni, chciałbyś znaleźć Księgę Thota?
Smith przyjrzał się uważnie swemu nieproszonemu gościowi.
- A ty nie?
- Szczerze mówiąc nie jestem zainteresowany, by znalazł ją ktokolwiek.
- Oprócz ciebie, dodaj.
- To ty tak uważasz.
Pchnął lekko Arniego na kanapę. Sam stanął na wprost niego.
- Jak dużo wiesz o księdze? - Spytał groźnie.
- Wystarczająco, aby wiedzieć, że ty jej nie posiadasz.
- Skąd ta pewność? - zakpił.
- Gdyby było inaczej, nie potrzebowałbyś tej dziwki...
- Mówisz o Any? Nie ładnie, Arni. Wierzysz w to, co mówią o księdze? - Spytał nagle.
- Dżehuti, czego ty chcesz? Jeśli obraziłem twoją panienkę, to wybacz. Przepraszam. A teraz bądź łaskaw i opuść mój dom, zanim naprawdę wezwę policję.
- Arni, słyszałeś, co stało się z tymi, którzy twierdzili, że byli w posiadaniu księgi? - kontynuował niewzruszenie.
- Słyszałem. Wynoś się z mojego domu! –
Wstał gwałtownie jednak Dżechutti znów go pchnął na wersalkę.
- Jak śmiesz?!
- Mam swoje powody. - mruknął. - Powiedz mi, co byś wolał śmierć, czy szaleństwo?
- Słucham?!
- Co byś wybrał, śmierć, czy obłąkanie? Pytam z ciekawości, gdyż zazwyczaj daję wybór. Nie denerwuj się, Arni. Ty go nie dostaniesz. On dotyczy tylko tych, którym dane było czytać z Księgi Thota. Swoją drogą zdziwiłbyś się, co wybierano najczęściej. Wy ludzie zawsze potrafiliście mnie zaskoczyć. Przyznam, że byłem zdziwiony, iż to właśnie wam udało się przetrwać zagładę. Osobiście stawiałem na ludy żywiołów, lecz niestety. Ich już nie ma, a wy wciąż istniejecie. Nie dobiła was woda, ogień, ziemia ani powietrze. Przeżyliście każdy mój kataklizm. Gratuluję. Niestety niczego was to nie nauczyło. Wiesz, Arni, to zastanawiające. Jesteście śmiertelni, wasz pobyt na ziemi to zaledwie jedno moje westchnienie, a jednak nie potraficie uszanować życia. Istoty mojej rasy, którym jest dana wieczność dbają o nie bardziej, niż wy, którzy macie tak mało czasu. Doprawdy, nie jestem w stanie tego pojąć.
To jaka jest twoja odpowiedź? Śmierć, czy szaleństwo?
- Sam powinieneś się leczyć, Dżehuti...
- Tak naprawdę nazywam się Thot*
- Jesteś...
Arni nie dokończył. Poczuł nagle jak ciarki przeszły mu po plecach, a na jego spodniach pojawiła się mokra plama. Thot ukazał mu swe prawdziwe oblicze. Płonące zielone oczy z pionową źrenicą spoglądały na niego z pogardą. Jego ciało emanowało dziwnym blaskiem.
- Tak, Arni. Jestem nim. Nieśmiertelnym panem świata. Tym, który stoi ponad dobrem i złem... Nie, nie jestem bogiem, jedynie najpotężniejszym z żyjących. Wiecznym, niezniszczalnym... Jak moja księga. Ale tobie nie będzie dane z niej czytać.
-Ja... Panie... Błagam... Oszczędź mnie... Nie będę jej więcej szukał...
- Nie będziesz Arni, zresztą i tak byś nie znalazł.
- Panie, wybacz, wybacz mi każde zło, każdy grzech, kłamstwo... Każdą nieczystą myśl, pokusę odszukania twej księgi...
- Arni, mówiłem ci, że nie jestem bogiem. Nie musisz się do mnie modlić.
- Muszę panie, błagam o łaskę i litość, nigdy więcej nie wypowiem twego świętego imienia, oddam ci wszystko, co mam o twym doskonałym dziele...
- Arni, obraziłeś moją kobietę, dlatego umrzesz. To jest jedyny powód.
Dregs spojrzał na Dżechuttiego ni to zdumiony, ni wystraszony. Zdawał się nie rozumieć jego słów..
- Panie...
- Ośmieliłeś się spiskować przeciw niej, nazwałeś ją dziwką chciałeś wykorzystać do własnych celów. W rzeczywistości ona miała was doprowadzić do księgi, potem mieliście się jej pozbyć. Przypomnij sobie, swe brudne myśli, dokładnie wiedziałeś, co się stanie. Jej śmierć, ból... Any zawsze ci się podobała, ale była zbyt mądra. A ty się boisz inteligentnych kobiet.
- Panie... Litości... Tak, prawda, obraziłem ją, spiskowałem...
- To już ustaliliśmy. I nie proś. Ja nie znam litości. Ale raduj się. Pozwolę ci umrzeć stosunkowo szybko. Niestety dawna świetność Het Nete** przeminęła... Mój ojciec zapewne katowałby cię kilka godzin.
Dżehutti najwyraźniej bawił się strachem Arniego. Nagle w jego ręku coś błysnęło. Wzniósł w górę diamentowe berło.
Arni nie mógł się poruszyć, ani nawet wydobyć z siebie jednego dźwięku. Mógł tylko biernie patrzeć, jak Jaśniejący blaskiem Dzechutti kieruje berło w jego stronę.
- Będziesz czuł, że umierasz. - Syknął.
W tym samym momencie Arni poczuł potworny ból, jakiego nigdy nie doświadczył, jednak nie wydobył z siebie jednego krzyku. Tylko oczy zdradzały, jak bardzo cierpi.
Dżechutti przyglądał mu się z pogardliwym uśmiechem. Nie wykonywał już żadnego ruchu, jednak ciałem Smitha, co chwilę wstrząsały spazmatyczne dreszcze. Wciąż jeszcze żył i był w pełni świadom tego, co się wokół niego dzieje.
- Czasem myślę, że jesteś gorszy od swego ojca. - Do salonu wszedł nagle ciemnoskóry mężczyzna o jasnych włosach.
- To prawda. Seth miewał wyrzuty sumienia. Ja ich nie mam. Co z dziewczyną?
- Równie martwa, jak ten tutaj.
- Ten jeszcze żyje. Nie kazałem jej zabijać.
- Wybacz boski... Tak wyszło. - Uśmiechnął się złośliwie.
- Dżechud, na przyszłość trzymaj swoje żądze na wodzy.
- Będę pamiętał.
- Czemu ja ci nie wierzę. Dobra zrób tu, co masz zrobić. Jadę odebrać Ramisa z lotniska.
Uniósł do góry dłoń i diamentowe berło zniknęło tak nagle, jak się pojawiło. Nieśmiertelny znów przybrał zwyczajny wyraz oczu. Zgasła też otaczająca go poświata.
- Żegnaj Ami. - powiedział wychodząc.
Gdy zniknął za drzwiami Dżechud pochylił się nad wciąż żywym mężczyzną.
- Masz szczęście chłopie. Jego ojciec stosował bardziej wyrafinowane metody.
Podniósł sparaliżowanego Smitha i zaciągnął blisko telefonu. Wsunął w jego dłoń słuchawkę. - Tak, bracie śmiertelniku. Seth miewał bardzo makabryczne pomysły.
Mówiąc to Nieśmiertelny wyjął długi nóż kuchenny i podciął Arniemu gardło. Chwilę później, zaczął wynosić z jego domu wszystkie cenne dzieła sztuki.
* w zapisach hieroglificznych imię Egipskiego boga Thota brzmi Dżechutti.
** Het Nete - Biały Pałac, nazwa zaczerpnięta z tłumaczeń hieroglificznych, we wcześniejszej opowieści mieszkał tam Seth i Neitha - Rodzice Dżechuttiego.
I jeszcze coś o Księdze Thota, dla tych co nie wiedzą, jest ona podobnie jak graal, arka czy szmaragdowa tablica, legendarnym artefaktem, podobnie daje potęgę, wiedzę i władzę. Teksty źródłowe mówią, że kto poznał jej tajemnice stawał się szalony lub umierał.