Coś się kończy, coś się zaczyna (apokalipsa)

1
Przedstawiłem się, teraz czas, aby poddać moje umiejętności weryfikacji

Zapraszam do zapoznania się z pierwszym rozdziałem "coś się kończy, coś się zaczyna"



Nie wiem czy zdążyłem zamknąć powieki, juz musiałem je otworzyć, do uszu dobiegł znajomy dźwięk alarmu, teraz szeroko otwarte oczy ujrzały pulsującą żółć i pomarańcz tańczące na ścianie kajuty. Spojrzałem na swój zegarek przypięty do ręki, jednak udało mi sie przespać kilka godzin, kładłem sie o pierwszej w nocy, obecnie była czwarta rano. Usiadłem na pryczy, moi kompani z kajuty juz sie ubierali, powinienem jak najszybciej zrobić to samo.

- Abstrakt zbieraj sie, oficer będzie wściekły jak sie spóźnisz, wiesz, ze za tobą nie przepada - powiedział Finiks, żołnierz którego z całego plutonu lubiłem najbardziej, on mnie też, dlatego 3 dni temu przeniósł sie do mojej kajuty, w miejsce poległego w ostatniej bitwie 18 latka. W odpowiedzi pokiwałem głową, po czym wstałem i na tyle prędko, na ile pozwalało mi zmęczenie, ubrałem sie.

Gdy skończyłem moich sąsiadów juz nie było, tylko Finiks za mną poczekał, razem ruszyliśmy do zbrojowni. Na korytarzu w końcu skończyło sie tango świateł, niestety alarm nadal wył niemiłosiernie zadając ból mojej zmęczonej głowie, przyśpieszyliśmy, faktycznie nie było sensu dawać oficerowi pretekstu, aby znowu mógł nam, albo konkretniej mi wytknąć niedoskonałości i wady.

Oficer, większość ludzi go podziwiała, za jego odwagę, przy każdym ataku w pierwszej linii, zawsze na granicy śmierci, zero rozwagi, zero ostrożności, pasował na bohatera, ale jego zachowanie musiało niedługo doprowadzić do jego śmierci. Natomiast ja uważam, że oficer jest tchórzem, bohaterstwem i odwagą nie jest umrzeć, lecz żyć, zwłaszcza w czasach, które nastały.

- Jak myślisz, Papież wysłał nam w końcu prawdziwych przeciwników, czy bandę żółtodziobów? - spytał Finiks, było to pytanie retoryczne, Papież ma wielu religijnych fanatyków, ale prawie żadnych prawdziwych żołnierzy, takich jak my, uśmiechnąłem sie po czym odpowiedziałem - oczywiście żółtodziobów, jest na tyle bezlitosny, że nie da nam satysfakcji walki z godnym przeciwnikiem.

Mój kompan także sie teraz uśmiechnął. Słynąłem w plutonie z żartów o Wierzących i Papieżu, ta prosta próba rozweselenia Finiksa udała mi sie bez problemu.

Dochodziliśmy do zbrojowni, przed wielkimi drzwiami widniała flaga Ateistów a w jej środku godło,które zawsze mi sie podobało, ukazywało nagiego mężczyznę, biegnącego wśród wysokich traw, wolnego od zakazów, żądań, oddawania czci innym. Nasze godło prezentuje życie, które należy tylko do nas, którym my kierujemy i które należy przeżyć jak chcemy, nie jak ktoś nam nakazuje.

Przeszliśmy przez drzwi, zbrojownia była pełna ludzi, ustawiliśmy sie w kolejce po broń i kombinezon, kątem oka dostrzegłem oficera, juz był gotowy. Gdy zdobyłem pełne wyposażenie, ustawiłem się w szeregu, oficer wystąpił i przedstawił nam sytuacje.

-Żołnierze, naszą bazę zaatakowano, Kościół przysłał pluton, spory pluton, 200 pieszych i około 50 mechów, to nie będzie łatwa walka, przeciwnik ma przewagę liczebną, musimy pokazać wszystkie swoje umiejętności aby wygrać. Do boju!

No tak, nie dość, że był tchórzem, to jeszcze nudnym, przy każdej akcji powtarza nam praktycznie to samo. Rzuciłem wzrokiem na szereg obok mnie, po twarzach zebranych wywnioskowałem, że nie tylko mnie nudzi nasz dowódca. Mijały sekundy, w końcu brama zbrojowni sie otworzyła, zmęczenie powoli zastępowała w moim organizmie rosnąca ekscytacja przed walką, jak zawsze. Ruszyliśmy, nadal w szeregu, równym, lecz szybkim tempem, oficer dwa kroki przed resztą, było nas około 180 osób, co chwila ktoś umiera, to przychodzi, ale chyba nigdy nie mieliśmy pełnych 200 żołnierzy w plutonie. Na horyzoncie pojawili sie pierwsi przeciwnicy, wypiąłem dumnie pierś, załadowałem broń, czas na bitwę.

Przyśpieszyłem, nieznacznie wysunąłem się na przód plutonu, po chwili jednak wiele osób już biegło i wyprzedzili mnie ponownie, usłyszałem pierwsze strzały, jeszcze godzinę temu spałem nieprzytomny ze zmęczenia, kto teraz o tym pamięta, czułem sie jak nowo narodzony, adrenalina aż we mnie kipiała.

Przyłożyłem broń do twarzy, wycelowałem, wystrzeliłem, przeciwnik padł martwy, jeszcze raz to samo, i jeszcze raz, do czasu gdy pocisk nieprzyjaciela minął mnie tak blisko, iż poczułem jego podmuch, czas znaleźć sobie jakąś zasłonę. Rozejrzałem się, pole walki zmieniło sie w jeden wielki chaos, wrogie plutony wymieszały sie, lecz ja bardziej martwiłem sie, ze nigdzie nie widze dobrej osłony przed strzałami, trudno, sam ja sobie skombinuje. Przymierzyłem i strzeliłem, Wierzący, który przebiegał obok mnie padł martwy, podszedłem do niego i podniosłem, dobry wybór, chłopak był lekki, idealny na tarcze. Wbiegłem w szeregi Wierzących, zdziwiło mnie gdy usłyszałem swój własny krzyk, rządzę mordu, Katolicy padali jeden za drugim, ja cały byłem we krwi, nie mojej, ale chłopaka, który służył mi za tarczę, odrzuciłem go, została z niego miazga, szybko podniosłem następnego trupa, jednocześnie usłyszałem potężny huk, wszystko wokoło sie rozmazało. Leżałem na ziemi, około 20 metrów od miejsca w którym stałem przed chwilą, pozostał tam mały krater, a niedaleko ujrzałem winowajce tego wybuchu, mech, za nim następne, teraz dopiero zacznie się jatka. Podniosłem sie, zadziwiające, przez siłę odrzutu podczas upadku strasznie sie potłukłem, ale poza tym nic mi nie było, dobrze, ze przed wybuchem zdążyłem zasłonić nie kolejnym trupem, inaczej sam bym się nim stał.

Teraz podstawowe pytanie brzmiało jak powstrzymać mechy, znam tylko jeden sposób, ruszyłem biegiem do najbliższego, bez broni, zgubiłem ja podczas wybuchu, strzały mijały mnie o włos, latały tuż nad głową, mimo to udało mi sie dotrzeć do mecha, od razu z biegu wskoczyłem na nogę i zacząłem sie wspinać, dotarłem do kabiny, wyjąłem nóż, zniszczyłem przełącznik, kabina sie otworzyła, wszystko trwało kilka sekund, nie za bardzo wiedziałem co robie, moje ciało działało automatycznie, nim rozum zdążył pomyśleć. W mgnieniu oka byłem w kabinie, operator mechu miał zdziwiony wyraz twarzy, z nią umarł, nim zdążył zrobić cokolwiek miał nóż wbity w lewą skroń. Zasiadłem za sterami, nie jestem dobry w prowadzeniu mecha, jednak odwrócić go potrafię, gdy to nastąpiło, rozpościerały sie przede mną całe zastępy Wierzących, chwyciłem spust, po chwili najbliższy teren przykryły chmury pyłu, w powietrzu latały ciała, kończyny, fragmenty ekwipunku, krótko mówiąc wszystko i wszyscy, którzy należeli do Papieża. Wiedziałem, ze już czas wyjść z mecha, zdążyłem wyskoczyć, i usłyszałem za sobą wybuch maszyny, uciekłem w ostatniej chwili.

Rozeznałem sie w sytuacji, wojska znacznie sie przerzedziły, na szczęście bardziej ze strony naszych przeciwników, po bokach miałem kompanów, za mną dziesiątki trupów, z przodu rozproszona grupka wierzących. W tłumie dostrzegłem Finiksa, podbiegłem do niego.

-Niezła rzeźnia, już myślałem że po mnie, wtedy jeden z naszych przejął mecha, uratował życie kilkudziesięciu osobom w tym mnie, wpadłem w pułapkę - Finiks miał szramę na policzku, głęboką, zostanie mu blizna, cieszyło mnie to co powiedział, uratowałem mu życie.

-Zgadnij kto wyciągnął cie z tarapatów - zmieniłem głos na dumny i poklepałem sie po piersi. Finiks tylko sie uśmiechnął, nie było potrzeby nic więcej mówić. W jednym momencie, odwróciliśmy sie do wrogów, wycofywali sie, nagle nie wiadomo skąd zjawił się oficer, nadal jeszcze żył. Zaczął bez ceregieli.

-Przegrupują sie i wrócą, tam na nich poczekamy - wskazał na wzniesienie - stworzymy szyk i przełamiemy ich linie ataku, zapewne za nimi będą mechy, nieważne co sie stanie, zostajemy w szyku, nikt nie może uciec.

W lot zebraliśmy sporo żołnierzy, udaliśmy sie za wzniesienie, gdzieś w oddali nadal trwała walka, oddziały strasznie sie podzieliły. Oficer wydał rozkaz, szyk był prosty, 10 osób w pierwszym rzędzie na klęczkach, wśród nich ja i Finiks, za nami kolejne 20 osób również klęczących, końcówki ich broni wystawały pomiędzy naszymi głowami. Faktycznie po chwili ruszył atak, zrozumiałem dlaczego szyk jest ważny, z jednego boku mieliśmy wzniesienie, drugi zorany był kraterami po wybuchach, mechy nie miały by szans przejechać, ludzie znacznie by sie spowolnili, my wystrzelalibyśmy ich. Lecz w tym przypadku cała zgraja Wierzących napierała na nas, zaczęliśmy ostrzał, klęcząca pozycja jest dobra, w zamieszaniu ciężko jest w nas trafić, co sekunda padał martwy Katolik, co 5 sekund jeden z naszych, dobra proporcja. Sytuacja zmieniła się gdy ujrzeliśmy mechy, szereg 10 maszyn powoli zmierzał w naszym kierunku. Finiks coś krzyknął, w odpowiedzi krzyknął oficer, zanim oboje ruszyli, usłyszałem polecenie: kryjcie nas. Rozbiegli sie w dwie strony oficer na Prawo, Finiks na lewo, musiałem odwrócić od nich uwagę, inaczej zginął. Wstałem, i rozpętałem małe piekło, każdy kto choć spojrzał w kierunku Finiksa bądź oficera, kończył z roztrzaskaną czaszką. Nagle ktoś mnie trafił, rękę w której trzymałem broń przeszył niewyobrażalny ból mimo to kontynuowałem, po chwili znowu ból tym razem w nodze, nie przewróciłem sie, tylko upadłem na jedno kolano i dalej strzelałem wysunięty przed szereg, byłem twardy. Pomyślałem, ze zachowuje sie tak jak oficer, tańczę na granicy śmierci, nierozważnie, ale tak nie było, po prostu staram sie ratować przyjaciela, nawet kosztem życia. Spojrzałem w kierunku mechów, oficer dobiegł właśnie do tego najbardziej z prawej, Finiks juz był w tym najbardziej z lewej, w kilka sekund stało sie bardzo wiele, oboje objęli kontrole nad mechami, skierowali działa naprzeciw siebie, pośrodku było 8 mechów przeciwników, zaczął sie ostrzał, wybuch, jeden za drugim oślepiły mnie, zobaczyłem jeszcze jak jeden z mechów uniknął rakiety oficera, a ta natrafiła na mech Finiksa, i bum! Usłyszałem przeraźliwy krzyk, należał do mnie, próbowałem wstać, z oka wyciekła mi łza, nim wypełniła swą wędrówkę do ziemi, po raz kolejny ból przeszył moje ciało, tym razem w samym centrum klatki piersiowej - umrę - z tą myślą straciłem przytomność.

Re: Coś się kończy, coś się zaczyna (apokalipsa)

2
riddic21 pisze:Przedstawiłem się, teraz czas, aby poddać moje umiejętności weryfikacji

Zapraszam do zapoznania się z pierwszym rozdziałem "coś się kończy, coś się zaczyna"[/quote/



Skoro już tu jestem to raczej pewnym jest, że nie trzeba było mnie zapraszać. Ale to swoją drogą. Teraz będzie bolało.






Nie wiem czy zdążyłem zamknąć powieki, juz musiałem je otworzyć //, do uszu dobiegł znajomy dźwięk alarmu, teraz szeroko otwarte oczy ujrzały pulsującą żółć i pomarańcz tańczące na ścianie kajuty


Rozłożyłbym to na dwa zdania, bo nieco się ze sobą gryzie.



Spojrzałem na swój zegarek przypięty do ręki


No chyba nie do nogi.




, jednak udało mi sie przespać kilka godzin, kładłem sie o pierwszej w nocy, obecnie była czwarta rano.


Znowu to samo. Łączysz zdania z zupełnie obcych sobie zwrotów, że się tak wyrażę.




- Abstrakt zbieraj sie, oficer będzie wściekły jak sie spóźnisz, wiesz, ze za tobą nie przepada




(...) będzie wściekły jak się spóźnisz, a sam przecież wiesz, że za tobą nie przepada.




- powiedział Finiks, żołnierz którego z całego plutonu lubiłem najbardziej, on mnie też,


Dźgąłem go mieczem, on mnie też. Brzmi to co najmniej infantylnie.




dlatego 3 dni temu


Słownie proszę.






przeniósł sie do mojej kajuty, w miejsce poległego w ostatniej bitwie 18 latka
.



Podany wiek nieco razi - wolałbym młodziaka, młodego chłopaka itp.




W odpowiedzi pokiwałem głową, po czym wstałem i na tyle prędko, na ile pozwalało mi zmęczenie, >< ubrałem sie.


Pewnie nie było Mac'a po drodze toteż postanowiłeś zjeść i. A w takim wypadku przecinek byłby zbędny.






Gdy skończyłem moich sąsiadów juz nie było


Gdy tylko skończyłem, moich (...)






Na korytarzu w końcu skończyło sie tango świateł


Wyszło dwuznacznie - nie wiadomo czy chodzi o koniec korytarza, czy to, że WRESZCIE się skończyło.




niestety alarm nadal wył niemiłosiernie zadając ból mojej zmęczonej głowie


Razi do bólu. Dalej nie poprawiam tych samych błędów, bo już o nich wiesz.










Oficer, większość ludzi go podziwiała, za jego odwagę, przy każdym ataku w pierwszej linii, zawsze na granicy śmierci, zero rozwagi, zero ostrożności, pasował na bohatera, ale jego zachowanie musiało niedługo doprowadzić do jego śmierci. Natomiast ja uważam, że oficer jest tchórzem, bohaterstwem i odwagą nie jest umrzeć, lecz żyć, zwłaszcza w czasach, które nastały.


Oficer - większość załogi go podziwiała. <<< tak wygląda kropka.



Na pierwszej linii.



Nie pasuje mi stwierdzenie zero rozwagi itp., bo psuje to całe wrażenie wyniesienia tej postaci na annały. I stwierdzenie musiało świadczy jakoby mu się w końcu umarło, a przecież tak nie jest.






- Jak myślisz, Papież wysłał nam w końcu prawdziwych przeciwników, czy bandę żółtodziobów? - spytał Finiks, było to pytanie retoryczne, Papież ma wielu religijnych fanatyków, ale prawie żadnych prawdziwych żołnierzy, takich jak my, uśmiechnąłem sie po czym odpowiedziałem - oczywiście żółtodziobów, jest na tyle bezlitosny, że nie da nam satysfakcji walki z godnym przeciwnikiem.


Tragedia.





I tutaj zacząłem dalej przewijać. Zdążyłem wypatrzyć papieskie mechy (!), "niezłą rzeźnię", klepanie się po piersi i inne kwiatki.



Wykastrowane z fabuły rzeczy da się czytać pod warunkiem, że nadrabiają to innymi walorami. Tutaj takowych brak toteż wystawiam szkolną jedyneczkę i nakazuje wzięcie się do pilnej nauki, albo będzie powtarzanie roku.



A teraz pozostaje czekać na odsiecz [o ile w trakcie pisania tegoż nikt jeszcze mnie nie wyprzedził] :P

4
A Sapkowski zerżnął żywcem z tekstu harcerskiej piosenki:



"Do widzenia przyjaciele.

wspólnych spraw mieliśmy wiele.

Dziś ta nitka się urywa.

Coś się kończy, coś się zaczyna"



:)
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

5
Podstawowym problemem w Twoim tekście są zdania-potwory. Jak słusznie zauważył Matio.K, łączysz ze sobą zdania, które są faktycznie osobnymi strukturami. Są pozbawione spójności i logiki. Poza tym posłuchaj melodii takich zdań. Przeczytaj je głośno i powiedz, czy takie zbitki brzmią naturalnie? Czy w ogóle takie zdanie da się przeczytać jednym tchem?

Parę przykładów:
Nie wiem czy zdążyłem zamknąć powieki, juz musiałem je otworzyć, do uszu dobiegł znajomy dźwięk alarmu, teraz szeroko otwarte oczy ujrzały pulsującą żółć i pomarańcz tańczące na ścianie kajuty.
Spojrzałem na swój zegarek przypięty do ręki, jednak udało mi sie przespać kilka godzin, kładłem sie o pierwszej w nocy, obecnie była czwarta rano.
Na korytarzu w końcu skończyło sie tango świateł, niestety alarm nadal wył niemiłosiernie zadając ból mojej zmęczonej głowie, przyśpieszyliśmy, faktycznie nie było sensu dawać oficerowi pretekstu, aby znowu mógł nam, albo konkretniej mi wytknąć niedoskonałości i wady.
Przeszliśmy przez drzwi, zbrojownia była pełna ludzi, ustawiliśmy sie w kolejce po broń i kombinezon, kątem oka dostrzegłem oficera, juz był gotowy.
Itd., itd., itd.


ale jego zachowanie musiało niedługo doprowadzić do jego śmierci.
Powtarza się „jego”. Może lepiej: jego zachowanie musiało niedługo doprowadzić go do śmierci. Lub coś w tym rodzaju. W każdym razie jakoś to przebuduj.


-Żołnierze, naszą bazę zaatakowano, Kościół przysłał pluton, spory pluton, 200 pieszych i około 50 mechów, to nie będzie łatwa walka, przeciwnik ma przewagę liczebną, musimy pokazać wszystkie swoje umiejętności aby wygrać. Do boju!
Nie brzmi mi to. Rozumiem, że wypowiedź oficera przed bitwą ma być pompatyczna, ale mimo wszystko trzeba by w tym coś zmienić. Rzecz jasna, poza treścią, trzeba zmienić formę (patrz: początkowa uwaga o zdaniach-potworach).



I jeszcze jedna uwaga. Co to znaczy „mechów”? Czy to jakieś jednostki zmechanizowane (w sensie czołgi, pojazdy opancerzone), czy może żołnierze-roboty? Wyjaśnij to jakoś czytelnikowi.



A tak na marginesie. Czy 200 pieszych i 50 „mechów”, to nie za dużo jak na jeden pluton?


Przyłożyłem broń do twarzy
Może lepiej: „Przyłożyłem kolbę karabinu do twarzy”?


pole walki zmieniło sie w jeden wielki chaos
Brzmi to trochę jak byś już nie wiedział jak to opisać i zdał się na to, że każdy ten „jeden wielki” jakoś sobie wyobrazi. Tak na zasadzie „tak wiecie przecież jak, nie?”.


operator mechu miał zdziwiony wyraz twarzy, z nią umarł, nim zdążył zrobić cokolwiek miał nóż wbity w lewą skroń. Zasiadłem za sterami, nie jestem dobry w prowadzeniu mecha,

Jesteś niekonsekwentny w kwestii odmiany przez przypadki terminu „mech”, który sam wprowadziłeś. W powyższym przykładzie dwa razy użyłeś go w dopełniaczu i dwa razy w innej formie.


tym razem w samym centrum klatki piersiowej
Dziwne wyrażenie. Może lepiej po prostu „w klatce piersiowej”?



Podsumowując: jedna wielka jatka. Za równo treść jak i forma.

6
Dzięki wielkie za dotychczasowe uwagi.

Teraz na pewno dam sobie rade z większością baboli jak np. zegarek na ręce i odmiana słowa "mecha" wcześniej nie zwróciłem na to uwagi.

Niestety nadal moim sporym problemem pozostają "zdania-potwory" jak to określił ładnie Inżynier dusz

Niby widzę ten brak spójności i logiki, ale nie potrafię tych zdań dobrze zmienić, dlatego proszę kogoś mocno o przykładowe przerobienie zdania tak, by brzmiało poprawnie.



Matio.K
Teraz będzie bolało


nie bolało, tylko trochę się zirytowałem jaki fragment nazwałeś tragedią, nienawidzę rasistów, niestety żyje w kraju gdzie 90% ludności stanowią katolicy, więc przywykłem, stąd tylko irytacja.



Co do samego tytułu to nigdy nie przeczytałem żadnej książki Sapkowskiego, oraz nie miałem pojęcia, że napisał coś o takim właśnie tytule. Pewnym jest, że ja tytułu nie zmienię.



Na koniec zachęcam do dalszych opinii, jestem przekonany, że jeszcze wiele na tym tekście mogę się nauczyć.



PS. i tak na chłodno zapominając o religii, co sądzicie o tym zalążku fabuły, który na razie powstał?

7
Matio.K
Teraz będzie bolało


nie bolało, tylko trochę się zirytowałem jaki fragment nazwałeś tragedią, nienawidzę rasistów, niestety żyje w kraju gdzie 90% ludności stanowią katolicy, więc przywykłem, stąd tylko irytacja.


Kwestie religijne swoją drogą - poruszył mnie zapis tego fragmentu, stąd użycie słowa tragedia.




Co do samego tytułu to nigdy nie przeczytałem żadnej książki Sapkowskiego, oraz nie miałem pojęcia, że napisał coś o takim właśnie tytule. Pewnym jest, że ja tytułu nie zmienię.



PS. i tak na chłodno zapominając o religii, co sądzicie o tym zalążku fabuły, który na razie powstał?


Gdyby warszatat byłby lepszy i nie zwracałby uwagi na kaleczące oczy błędy [choć i tak trzymasz jakiś poziom w porównaniu do pewnych osób :P], to może zdołałbym ją dojrzeć. A tak nie bardzo mam ochoty znów tegoż czytać.



Mam dla ciebie sugestię - napisz to raz jeszcze [kierując się naszymi sugestiami] i wrzuć tu raz jeszcze. Nie wiem czy to zgodne z regulaminem, ale ciekaw jestem, czy użytkownicy coś wynoszą z naszych nauk.

8
Kwestie religijne swoją drogą - poruszył mnie zapis tego fragmentu, stąd użycie słowa tragedia.
W takim razie przepraszam, źle cie zrozumiałem.



Co do wrzucenia tekstu ponownie, odczekam regulaminowy tydzień xD



PS. Inżynier dusz pytałeś czy dwustu pieszych i pięćdziesiąt maszyn bojowych to nie za dużo, odpowiadam: nie. Siły nie są wyrównane, my poznajemy pluton świetnych żołnierzy, za to przeciwnikami są niedoświadczeni, niezahartowani w boju ludzie z podstawowym przeszkoleniem, dlatego muszą nadrabiać liczebnością.

Na dodatek pisałem będąc pod sporym wrażeniem filmu 300 więc... xD

9
Tytuł - powiem szczerze, że głupio na początku pomyślałam, że to będzie plagiat :roll: To tak samo wyszło ze mnie. Później sobie przypomniałam, że taki napis widziałam w podpisie pewnego użytkownika z Erynie. Co do Sapkowskiego, to się nie wypowiadam. Ale mnie się osobiście tytuł niepodoba - za często go widzę, by uznać za ciekawy/oryginalny/przyciągający uwagę itp.


riddic21 pisze:Nie wiem czy zdążyłem zamknąć powieki, juz musiałem je otworzyć, do uszu dobiegł znajomy dźwięk alarmu, teraz szeroko otwarte oczy ujrzały pulsującą żółć i pomarańcz tańczące na ścianie kajuty


"już" i przecinek przed "czy"

Złe to jest zdanie. W dodatku pierwsze. A te powinno być przynajmniej na średnim poziomie, by można było i chciało sie czytać dalej. U ciebie jest okropne pokręcenie, najpierw piszesz cos o powiekach, później - stawiając jedynie słaby przecinek - o dzwięku alarmu, co dobiegł do uszu, a następnie - znów stawiając tylko słaby przecinek - przechodzisz do oczu. Niby uszy nie są odległe od oczu, oba to narządy zmysłów, ale zdanie nie brzmi, za dużo chcesz wnim powiedzieć.



"Nie wiem, czy zdążyłem zamknąć oczy. Musiałem je otworzyć, bo do uszu dobiegł znajomy dźwięk alarmu. Szeroko otwarte ujrzały pulsującą żółć i pomarańcz tańczące na ścianie kajuty."



Chociaż nadal nie jest to cudu. Bo jak nie wie, czy zamknął oczy, to skąd jest o ich otwarciu? No ale chodziło mi o konstrukcję, no!


riddic21 pisze:Spojrzałem na swój zegarek przypięty do ręki, jednak udało mi sie przespać kilka godzin, kładłem sie o pierwszej w nocy, obecnie była czwarta rano. Usiadłem na pryczy, moi kompani z kajuty juz sie ubierali, powinienem jak najszybciej zrobić to samo


ta sama literówka co w pierwszym zdaniu - "już". Uważaj podczas pisania, czy ci sie alt wciska, czy nie, co?

druga - "się". Choć mi też często się zdarza, ale poprawiam. Ty trzy razy napisałem ten wyraz bez ogonka.

Pogrubione do wywalenia, to są zupełnie zbędne informacje i bezsensowne, bo jak ktoś już zapytał: chyba nie na nodze zegarek był przypięty?

Ogólnie te dwa zdania kwiczą niemal tak samo jak pierwsze, znów stawiasz przecinek tam, gdzie powinien być koniec zdania. Po zmianie:



"Spojrzałem na zegarek. Udało mi się przespać kilka godzin - kładłem się o pierwszej w nocy, obecnie była czwarta rano. Usiadłem na pryczy, moim kompani z kajuty już sie ubierali, a ja powinienem był jak najszybciej zrobić to samo."



W pierwszym zdaniu masz "kajuty" i w trzecim masz, czyli jest powtórzenie.


riddic21 pisze:- Abstrakt zbieraj sie, oficer będzie wściekły jak sie spóźnisz, wiesz, ze za tobą nie przepada - powiedział Finiks, żołnierz którego z całego plutonu lubiłem najbardziej, on mnie też, dlatego 3 dni temu przeniósł sie do mojej kajuty, w miejsce poległego w ostatniej bitwie 18 latka. W odpowiedzi pokiwałem głową, po czym wstałem i na tyle prędko, na ile pozwalało mi zmęczenie, ubrałem sie.


po pierwsze: dziwne imię, u mnie w okolicy jest klub taneczny "Abstrakt" i przez to mi zgrzytło.

po drugie - przecinek po pierwszym słowie. Imiona czy nazwiska czy ksywki wytrąca się przecinkami, oczywiście nie zawsze, bo to zależy od budowy zdania, ale tak jak wyżej - to tak.

po trzecie - liczby w opowiadaniach zapisujemy słownie.

po czwarte - literówki! Myślisz, że będziemy przechodzić obok nich obojętnie? Że nie zobaczymy? Serio, jeżeli ci zależy na tekście, by był jak najlepszy, to powinno ci też zależeć na wszystkich czytających. Bo teraz pokazujesz zupełny brak szacunku do mnie i do innych.


riddic21 pisze:Gdy skończyłem moich sąsiadów juz nie


literówka - jak zwykle - ale nie o tym chciałam. Ciekawie wyszło bez przecinka, zdanie brzmi jakby on skończył np. jeść swoich sąsiadów. Więc potrzebny przecinek po "skończyłem". Jak widzisz, interpunkcja to nie byle co i jeden zgubiony znaczek może zmienić sens i brzmienie całego zdania :D


riddic21 pisze:za mną poczekał


"za mną"? Raczej "na mnie"


riddic21 pisze:Na korytarzu w końcu skończyło sie tango świateł, niestety alarm nadal wył niemiłosiernie zadając ból mojej zmęczonej głowie, przyśpieszyliśmy, faktycznie nie było sensu dawać oficerowi pretekstu, aby znowu mógł nam, albo konkretniej mi wytknąć niedoskonałości i wady.


rozumiem, że tango świateł to były żółcie i pomarańcze na ścianie kajuty, tak? No to one były w pomieszczeniu czy na korytarzu? No chyba że z korytarza przebijały się do kajuty, ale tego nie ma napisanego i trudno sie domyślić, wychodzi więc nielogiczność.

Znów źle używasz przecinka. Po "głowie" powinna być kropka i następne zdanie. Dalsza część mówi o czymś innym niż pierwsza, przed przecinkiem. "Albo" zamień na "a", bardziej pasuje.


riddic21 pisze:Oficer, większość ludzi go podziwiała, za jego odwagę, przy każdym ataku w pierwszej linii, zawsze na granicy śmierci, zero rozwagi, zero ostrożności, pasował na bohatera, ale jego zachowanie musiało niedługo doprowadzić do jego śmierci


znów za długie zdanie, serio, poprawiać nie będe, bo chyba bym musiała przerobić co drugie, trzecie zdanie. Powtórzenie "śmierci". Pierwsze słówko bym oddzieliła jako osobną wypowiedź, bardziej by to je zaakcentowało.


riddic21 pisze:Natomiast ja uważam, że oficer jest tchórzem, bohaterstwem i odwagą nie jest umrzeć, lecz żyć, zwłaszcza w czasach, które nastały.


po co zmieniasz czas na teraźniejszy? Powinno być "uważałem", "był". Oczywiście zdanie do rozbicia na dwa.


riddic21 pisze:spytał Finiks, było to pytanie retoryczne, Papież ma wielu religijnych fanatyków, ale prawie żadnych prawdziwych żołnierzy, takich jak my, uśmiechnąłem sie po czym odpowiedziałem - oczywiście żółtodziobów, jest na tyle bezlitosny, że nie da nam satysfakcji walki z godnym przeciwnikiem.


fragment: "było to pytanie retoryczne" śmiesznie brzmi, jakbyś tłumaczyć czytelnikowi dokładnie, o co biega, jakbyś uważał go za debila. Raczej nie można zapisać: "spytał Finiks retorycznie", więc będzie: "zadał retoryczne pytanie Finiks". Od "Papież..." widziałabym dalszą część zdania w nowym akapicie, odpowiedź bohatera - rzecz jasna - w jeszcze następnej.


riddic21 pisze:Mój kompan także sie teraz uśmiechnął


no wiadomo, że nie mówisz o wydarzeniach, które miały miejsce godzinę czy rok temu. "teraz" do wywalenia.


riddic21 pisze:Dochodziliśmy do zbrojowni, przed wielkimi drzwiami widniała flaga Ateistów a w jej środku godło,które zawsze mi sie podobało, ukazywało nagiego mężczyznę, biegnącego wśród wysokich traw, wolnego od zakazów, żądań, oddawania czci innym. Nasze godło prezentuje życie, które należy tylko do nas, którym my kierujemy i które należy przeżyć jak chcemy, nie jak ktoś nam nakazuje.


po pierwsze brak spacji, po drugie pierwsze zdanie za długie, po trzecie niepotrzebna zmiana czasu na teraźniejszy


riddic21 pisze: było nas około 180 osób, co chwila ktoś umiera, to przychodzi, ale chyba nigdy nie mieliśmy pełnych 200 żołnierzy w plutonie


eee, ale po co mi informacja, że ktos umiera, ktoś przychodzi i że nigdy nie mieli rowno 200 żółnierzy? Tzn chodzi o to, że w złym miejscu o tym mówisz, przerywasz w pewien sposób akcję, a mało kto wtedy chce czytać nieintresujące go wiadomości.

Liczby oczywiście słownie.


riddic21 pisze:ja cały byłem we krwi, nie mojej, ale chłopaka


wiesz... warto choć na chwilę przestać uważać czytelnika za debila. Napisałeś wcześniej, że się kimś ochraniał, więc wiadomo, że to nie była jego krew. Czy napisać: "ja cały byłem we krwi chłopaka"


riddic21 pisze:Teraz podstawowe pytanie brzmiało jak powstrzymać mechy, znam tylko jeden sposób, ruszyłem biegiem do najbliższego, bez broni, zgubiłem ja podczas wybuchu, strzały mijały mnie o włos, latały tuż nad głową, mimo to udało mi sie dotrzeć do mecha, od razu z biegu wskoczyłem na nogę i zacząłem sie wspinać, dotarłem do kabiny, wyjąłem nóż, zniszczyłem przełącznik, kabina sie otworzyła, wszystko trwało kilka sekund, nie za bardzo wiedziałem co robie, moje ciało działało automatycznie, nim rozum zdążył pomyśleć.


to zdanie ma prawie 5 linijek! Zdecydowanie przesadzasz.


riddic21 pisze:Rozbiegli sie w dwie strony oficer na Prawo, Finiks na lewo, musiałem odwrócić od nich uwagę, inaczej zginął.


ze zrozumieniem poprzednich zdań jakoś dawałam sobie radę, ale tutaj to już zupełnie nie wiem, co chciałeś powiedzieć...



Ten tekst o tragedia. W formie, w treści zaś... No nie wiem, bo przez budowę zdań i głupie traktowanie interpunkcji nie mogłam się na niej skupić. Chociaż i tak treść za ciekawie się przedstawia. Tak naprawdę nie wiem, o co chodzi, serio i bynajmniej nie jest to moja wina.



A teraz forma. Jak już mówiłam, jest okropna. Literówki. W regulaminie jest od niedawna punkt, że nie można ich robić. Regulamin - wiadomo - rzecz święta. Ale nawet jeśli by nie było tego punktu, to i tak nie zwalnia cię to z poprawiania swoich wypocin. Bo szacunek najważniejszy, a nikt nie lubi niechlujstwa w postaci: "sie" i "juz".

Inna rzecz to interpunkcja. Gadają, że nie jest ona ważna, to tylko głupie znaczki. Gówno prawda. U ciebie właśnie przez nią czyta się koszmanie. Największy twój błąd, że stawiasz przecinek tam, gdzie powinna być kropka, w ten sposób przedłużając zbędnie i niepoprawnie zdanie. Owszem, piszesz pierwszoosobówką, tu można niemal wszystko, ale to wszystko ma być robione z rozwagą, a nie że: "mogę wszystko, to będę robić wszystko!". Długie zdania nie czyta się dobrze, dochodzi się do końca, nie pamięta się, co było na początku. W ogóle w złożonych wypowiedziach łatwiej o błąd, czy to interpunkcyjny czy w stylistyczny. Serio, ale tekst z krótki zdaniami przeplatanymi z dłuższymi jest znacznie lepszy niż tekst z mnóstwem długich zdań i tylko paroma w miarę krótkimi.

Z warsztatu to jeszcze kilka spacji zapomnianych. Ogólnie leży on i kwiczy.



Styl - o boże! Nawet nie chce mi się nad nim rozwodzić. Też tragedia. Zdarza się ci dośc często wstawiać informacje dalekie od poprzednich albo tak, że się takie wydają. Mnóstwo zgrzytów, wszystkich nie wypisałam, bo by post był przeraźliwie długi. Nie czuć niczego, że walczą, że coś przeżywają, że ktoś tak a nie inaczej uważa. Opis starcia pokręcony, niezrozumiały do końca dla mnie.

Początek brzmi jak z tekstów, gdzie narrator/bohater przeżywa coś do głębi, a co mnie - i wielu innych - nie obchodzi.


riddic21 pisze:nie bolało, tylko trochę się zirytowałem jaki fragment nazwałeś tragedią, nienawidzę rasistów, niestety żyje w kraju gdzie 90% ludności stanowią katolicy, więc przywykłem, stąd tylko irytacja


e, czy ty przypadkiem nie chcesz powiedzieć, że tego fragmentu nie można nazwać tragedią? Bo pójdziemy za to do więzienia, bo ty się popłaczesz? Sorry, ale ten fragment jest naprawdę niezbyt piękny. A ty nie możesz nikomu zabronić tego mówić. Możesz za to tak pisać, byśmy nie musieli tego wypowiadać.



Pozdrawiam

Patka
Zajrzyj, może znajdziesz tu coś dla siebie

Jak zarobić parę złotych

10
Ponieważ moi poprzednicy rozjechali tekst z gracją walca drogowego (i dobrze zrobili) to napiszę bardzo krótko, o tym, co nie zostało napisane.



To jest świetny pomysł - walka Ateistów i Papistów (tak by to można nazwać). Wojna, której tłem jest tylko i wyłącznie religia, w czasach zdominowanych technologią, mechami, k********* przekleństwami twardych żołnierzy. TAK! To dobry temat i jest tutaj (o zgrozo, ja to napiszę!) wielki potencjał, który tylko czeka aż odetniesz go swoim ostrym piórem od bełkotu, jaki żeś nam zapodał. Tak naprawdę - to wystarczy to napisać - ale czysto. Bryłą, którą serwujesz to tragedia i tylko dlatego, że czytałem już tyle, zdołałem przebrnąć przez nią i jeszcze coś z tego zrozumieć. Dla podkreślenia mojego zdania: Wykonanie: -1, Pomysł: 5+. Widzisz różnicę? Tak wiec, do roboty!
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”