"Szlachetne intencje" [high fantasy]fragment powie

1
Wrzucam niewielki fragment pierwszego rozdziału :oops: (planuje więcej oczywiście)

Jestem jednak baaaardzo początkującą pisarką, :evil: więc może się to średnio czytać.

Jeśli zaciekawi wrzucę resztę ::P: z góry uprzedzam, że warsztat mam mocno nieoszlifowany ryzykujesz zdrowiem, może nawet życiem czytanie tych wypocin. Jeśli się nie boisz zapraszam.



Zapadał zmierzch, pierwsze muśnięcia fioletu barwiły niebo. Dym z nad ogniska unosił się smugą ku zachodzącemu słońcu. Poświata rzucana przez ogień oświetlała dwoje towarzyszy przy ognisku, ich cienie sięgały widniejącej za nimi ściany lasu. Kobieta o rudych włosach dorzuciła do ognia, zaś czarnooki mężczyzna omiótł okolicę uważnym wzrokiem w poszukiwaniu intruzów.

W ciszy słychać było jedynie pojedyncze trzaski gałęzi, ginących pod chciwymi liźnięciami ognia. Uważny obserwator dostrzegłby jednak poruszenie w lesie. Ktoś podążał w stronę jeziora, znajdującego się tuż za ciemnym konturem lasu

Ciężko opadłam na skałę, pochylającą się nad brzegiem jeziora. Podparłam ręką policzek i wpatrzyłam się w ciemną taflę wody. Myśli snuły się leniwie jedna za drugą.

- Czemu zdecydowałam się akurat na udawanie człowieka. Jest przecież tyle ciekawszych i bardziej praktycznych ras. – dumałam. - Ludzka postać jest jednak wygodna, wygląda niepozornie i potężniejsze byty raczej ją ignorują, uznając za niegroźną. Z drugiej strony całkowite zaprzestanie używania dodatkowych zmysłów i zdolności, było wysoką ceną. Teoretycznie powinnam być bezbronna.

Prychnęłam i uśmiechnęłam się wrednie. – Nabytą latami ostrożność i wyostrzoną intuicję ciężko, tak po prostu, wyłączyć.- zmieniłam przedmiot rozmyślań - I jeszcze dwójka, która została przy ognisku. - Westchnęłam. - Nie mogłam się ich, delikatnie mówiąc, pozbyć. Próbowałam ich oczywiście zniechęcić, ba nawet zgubić. Z niewiadomego powodu uważali moje towarzystwo za interesujące. No i oczywiście w grupie raźniej, bezpiecznej.- Zachichotałam. - Przy mnie, bezpieczniej. - Kolejny chichot, który tym razem przerodził się w wybuch śmiechu. Całkiem głośny.

- Ironia sytuacji zawsze przemawiała do mojego poczucia humoru najmocniej. A śmiać mogłam się do woli, w okolicy, nie było ani śladu żywej istoty, inteligentnej. Skąd wiedziałam? Wyczułam. To znaczy poza wspomnianą parą upierdliwych, namolnych... - Skrzywiłam się, dalsze męczenie tematu raczej nie poprawi mi humoru. - Ale tak ciężko było skupić się na czymś innym. Do momentu przybycia do Likawii cała wycieczka przebiegała bez większych kłopotów... - Kolejne westchnienie. - Znowu to samo, skupmy się na czymś innym. Do Oazy już niedaleko, kilka dni. Trzy, a może i dwa, jeśli postoje będą krótkie. Ciekawe co tam się dzieje? Od ostatniej wizyty minęło już… - postukałam się palcem w brodę - ... cztery, czy pięć lat. Kawałek czasu. Ciekawe jak Jaśni żyją z ludźmi. Elfy, z reguły kiepsko dogadywały się z istotami żyjącymi krócej. Mieszane społeczeństwo żyjące w ograniczonej przestrzeni, w ciągłej obawie przed światem zewnętrznym. Kto wie, jakie fascynujące wypadki mogły mieć tam miejsce...

Głośny ryk bezlitośnie przerwał moje rozmyślania. Zamrugałam zdumiona. - Nic nie powinno było zakłócić mojej ... nazwijmy to zadumy, przecież w okolicy jest ... - Kolejny ryk rozwiał wątpliwości. - Moje zmysły się nie myliły. Na obszarze, który zbadałam, całkiem sporym dodajmy, nie było żadnych niespodzianek. To znaczy na ziemi, ale w powietrzu ... To była już całkiem inna para kaloszy, która właśnie postanowiła zakłócić mój spokój. Na swoje nieszczęście. Smoki, czy raczej smok niewątpliwie z jeźdźcem na karku. Pozostawało pytanie, czy to mag, czy to Usher.

Z ciężkim westchnieniem podniosłam się do góry i wyprostowałam. Następnie, wolnym krokiem podążyła w kierunku ogniska. - Zaraz się przekonamy.

Ajera przypadła do ziemi i natychmiast przetoczyła się w prawo. O włos unikając trafienia strumieniem ognia, który lądujący smok wypuścił natychmiast po zlokalizowaniu wroga. Nie miała czasu nawet ostrzec Ruana, bo towarzyszący smokowi jeździec wystrzelił w jej stronę błyskawicę.

Zauważyła ją o sekundę za późno, zdążyła się uchylić, ale nie całkowicie uniknąć skutków wyładowania. W efekcie poturlała się w prawo o kolejne metry. W głowie się jej kręciło, a jaskrawy błysk sprawił, że oślepła na moment. Mimo to skupiła się i ustawiła tarczę ochronną. Uśmiechnęła się kwaśno, próbując się podnieść - Jej stara nauczycielka jak zwykle miała rację. Uczyła ją uaktywniać ochronę w każdych warunkach, aż do całkowitego wyczerpania. Nawet, gdy już słaniała się na nogach, nie pozwalała odpocząć, dopiero utrata przytomności kończyła ćwiczenie. Zachwiała się, gdy kolejne wyładowania trafiające w osłonę.

Gdy wreszcie poczuła, że pewnie stoi na nogach, poszukała wzrokiem atakującego, wbijając wzrok w miejsce, skąd nadeszła ostatnia błyskawica. Zaklęła, otaczająca ją ciemność nie pozwalała skutecznie zlokalizować przeciwnika, a ognisko dawało niewiele światła. . W dodatku, przed oczami wciąż latały jej mroczki, skutek bliskiego rozbłysku błyskawicy. Mrugnęła i przełączyła wzrok na wykrywanie energii magicznej.

Przed nią było pusto. - Musi być z tyłu. - Nie zdążyła się obrócić, gdy tuż za nią wybuchła kula ognia. Ochrona wytrzymała, ale eksplozja ponownie powaliła ją na kolana. Żałosne – na dźwięk tych słów podniosła głowę. Postać, jarząca się od energii magicznej, zbliżała się do niej wolnym krokiem. - Legendarną Ajerę tak łatwo powalić - głos był zdecydowanie męski.

– Kto? - nie próbowała nawet podnosić się z ziemi, czasem warto udać słabszą, a nuż przeciwnik da się nabrać. – Kim jesteś?

- Ach! Bardzo ciekawska jesteś, jak na kogoś w tak… hmm ... niezręcznej sytuacji. Mój Pan będzie zadowolony, gdy dostarczę was do niego. Czarodziejka i smok, apetyczna kombinacja. - kontynuował ociekający samozadowoleniem głos - Choć nie wiem po co mu takie słabiszcze. – Teraz słychać w nim było niesmak. Był przekonany, że już zwyciężył, więc wybieg najwyraźniej się udał.

- Pan, zatem komuś podlega, znaczy, że to nie Usher. – kalkulowała Ajera. Nie słyszała się jeszcze o Usherze, który podporządkowałby się komuś innemu. - Najprawdopodobniej mag, czyli człowiek, silny ale na pewno słabszy od niej. Chyba, że jego Pan go wspiera w jakiś sposób? Dobór słów wskazywał, że jest pewny wygranej, czyli Ruan też nie radził sobie za dobrze. Do kurwy nędzy! - zaklęła z uczuciem, gdyby była w pełni sił nie był by w stanie nawet jej podskoczyć, ale moc zużyta na zaleczenie rany odniesionej podczas niedawnej potyczki jeszcze się nie odnowiła. Z drugiej strony siła to nie wszystko może zdoła go przechytrzyć. A gdyby tak ...

Gwałtowne uderzenie o ziemię wypchnęło Ruanowi powietrze z płuc. Smok zdołał się Przekształcić, ale tempo w jakim musiał dokonać transformacji pochłonęło większą część jego sił. W dodatku wciąż nie wydobrzał po ostatnich wydarzeniach. Ale i tak nie do pomyślenia było, żeby byle niedorostek wdeptywał go w ziemię.

Wyciągnął szyję i ugryzł, przygniatającego go przeciwnika we wrażliwe mięśnie, tuż pod skrzydłem. Z rykiem bólu młodszy smok odskoczył od nieprzyjaciela. Niezbyt daleko. Ranny wylądował z poślizgiem i rzucił Ruanowi kose spojrzenie. Atak był bardzo celny, bo prawe skrzydło przeciwnikan opadało bezwładnie.

Ruan wyszczerzył się w duszy, i to by było na tyle jeśli chodzi o latanie. Ten młodzik musi się jeszcze dużo nauczyć o walce. Mimo młodego wieku, jego przeciwnik szybko doszedł do siebie i postanowił zaatakować stosując najprostszą taktykę świata, na taran. Zapomniał, że cel nie ma unieruchomionych skrzydeł. - No cóż przy takich zagrywkach najlepiej zejść z drogi,- pomyślał starszy smok i chichocząc do siebie, wzbił się w powietrze. Trzask łamanych drzew był naprawdę głośny. No cóż droga hamowania jest zwykle długa, a że znajdowali się blisko lasu...

Wyszłam z pomiędzy drzew i obrzuciłam pole walki uważnym spojrzeniem. Przeciętny człowiek nic by nie dostrzegł w zalegających ciemnościach, ale dla mnie było jasno jak w dzień. Nie opodal spora część lasu została stratowana. Jeden ze smoków posuwał się powoli z podkuloną przednią łapą. - Chwila moment, jeden ze smoków!- Przyjrzałam się uważnie sprawdzając, czy wzrok mnie nie myli. - Nie, smoki były dwa, podobnie jak dwoje ludzi. Żaden z pary walczących magów nie wyglądał jak Ruan, co oznaczało że on musiał być jedną z bestii.

Z resztą w przypadku smoków sytuacja wyglądała na dość klarowną. – Oceniłam sytuację - Ranna łapa i skrzydło poważnie ograniczały możliwość wygranej dla jednej ze stron. Poza tym interwencja w tym przypadku zmuszałaby mnie do porzucenia kamuflażu. Co więcej Ajera wyraźnie przegrywała i no cóż była bliżej.

Schyliłam się i wyciągnęłam sztylet z buta. Takie małe sympatyczne maleństwo, bardzo użyteczne i poręczne, zapewniające wysoką śmiertelność. Zdecydowanym krokiem zaszłam od tyłu wrogiego czarodzieja. W końcu trudno oglądać się za siebie rzucając skomplikowany czar. Ajera mnie dostrzegła, zdaje się że chciała mi nawet coś powiedzieć. Zauważyłam jak otwiera usta, choć może miała zamiar tylko wypowiedzieć inkantację.

Zamach i zdecydowany ruch nadgarstka, gdy wypuściłam ostrze z ręki, zmienił znacząco tor przyszłych wydarzeń. Mag drgnął, gdy sztylet wbił się w jego plecy. Zachwiał się, zacharczał i dramatycznie osunął się na ziemię. W tym samym momencie unoszący się smok przypuścił atak na rannego wroga. Zanurkował w powietrzu i z głośnym chrupnięciem wylądował na kręgosłupie przeciwnika. Kolejna iskra życia zgasła. Miałam nadzieję, że to nie był Ruan.

Wkrótce mogłam się upewnić, bo kontury żywego smoka zamigotały i rozmyły się. Po chwili na truchle siedział zmęczony człowiek, zdecydowanie znajomo wyglądający. Ajera tymczasem stała zdezorientowana. Nie wiedziała, czy biec do zwycięskiego towarzysza, czy też do niespodziewanego wybawcy. Rozwiązałam jej dylemat, podchodząc do Ruana. Po krótkiej chwili i ona się zbliżyła, zdecydowanym krokiem.

- Czarodziejka i smok. Wygląda na to, że nikt tu nie jest tym za kogo się podaje - mój głos zabrzmiał dosyć złowieszczo.

- Nie zagrażamy ci w żaden sposób - powiedział smok znużony głosem - postanowiliśmy ci towarzyszyć, ponieważ uważaliśmy że dzięki temu będziesz bezpieczniejsza. Nie przypuszczaliśmy, że ktoś nas wytropi.

Osłupiałam - Martwili się o mnie. O mnie! Moje przebranie musiało być lepsze niż przypuszczałam.

- Mnie bardziej interesuje sposób w jaki zginął mój przeciwnik - Ajera dołączyła do konwersacji. Wyciągnęła rękę, na otwartej dłoni leżał zakrwawiony sztylet. Ponownie udało im się mnie zaskoczyć, nie zauważyłam kiedy go zabrała.

cdn.



Tytuł oczywiście roboczy.

Wszelkie uwagi bardzo mile widziane :!:

2
kersi pisze:Jeśli się nie boisz zapraszam


nie boję się ;) Ile to ja gniotów widziałam! :D



Czytam, mimo że nie przepadam za fantastyką.


kersi pisze:z nad


razem


kersi pisze:Zapadał zmierzch, pierwsze muśnięcia fioletu barwiły niebo


pierwsze zdanie, wiadomo, najważniejsze :P I u ciebie jest całkiem całkiem, nie mam się do czego przyczepić, nawet podobają mi sie te "muśnięcia fioletu", chociaż nie przepadam za tym kolorem :) Ale dzięki nim aż tak bardzo nie razi słowo "zmierzch" (ostatnio kojarzę go tylko z wampirycznymi powieściami dla młodych osób)


kersi pisze:Poświata rzucana przez ogień oświetlała dwoje towarzyszy przy ognisku


myślę, że można śmiało wywalić "przy ognisku", nie będzie powtórzenia, a że byli właśnie tam, a nie gdzie indziej, można wyczytać z następnego zdania.


kersi pisze:Kobieta o rudych włosach dorzuciła do ognia, zaś czarnooki mężczyzna omiótł


trochę dziwnie wygląda to pisanie o cechach wyglądu kobiety i mężczyzny, dziwne, bo brzmi jakby było więcej osób przy ognisku, a ty chciałaś właśnie tą kobietę i tego mężczyznę pokazać, więc mówisz, że ona miała rude włosy, a on czarne oczy.


kersi pisze: znajdującego się tuż za ciemnym konturem lasu


"kontur

1. «zarys kształtów jakiejś postaci lub przedmiotu»

2. «linia obwodząca kształt czegoś»"



ze słownika polskiego pwn



W twoim przypadku zapewne chodziło o drugie wyjaśnienie, co mi jednak nie pasuje - bo gdzie była ta linia? Ktoś wziął wielgachny patyk i ją narysował? W ogóle nie jest dokładnie powiedziane, gdzie to jezioro jest.



Ja wiem, że to fantastyka, ale i tu nie można przesadzać, bo wychodzą śmieszności.



Na końcu zdania brakuje tez kropki.


kersi pisze:Ciężko opadłam na skałę, pochylającą się nad brzegiem jeziora. Podparłam ręką policzek i wpatrzyłam się w ciemną taflę wody. Myśli snuły się leniwie jedna za drugą.


po tym fragmencie pomyślałam, że dalej będzie mi się gorzej czytało. To chyba przez to, że nie jestem za pisaniem w pierwszej osobie z kwiecistym stylem (po tych zdaniach tego powiedzieć się nie da, ale jest blisko kwiecistego stylu).


kersi pisze:- Czemu zdecydowałam się akurat na udawanie człowieka. Jest przecież tyle ciekawszych i bardziej praktycznych ras. – dumałam. - Ludzka postać jest jednak wygodna, wygląda niepozornie i potężniejsze byty raczej ją ignorują, uznając za niegroźną. Z drugiej strony całkowite zaprzestanie używania dodatkowych zmysłów i zdolności, było wysoką ceną. Teoretycznie powinnam być bezbronna.


po pierwsze pierwsze zdanie powinno kończyć się pytajnikiem, a nie kropką, bo to pytanie jak nic. Po drugie przed "dumałam" nie powinno być kropki. Po trzecie - i najważniejsze - bardzo sztucznie ta wypowiedź brzmi. Piszesz tak, by czytelnicy dowiedzieli się, o co chodzi z rasą ludzką. Co jest złe, bo wypowiedzi, dialogi to zapisy prawdziwych rozmów (tzn mają takie przypominać) i czy rzeczywiście ktokolwiek by tak sobie tłumaczył?

Powinnaś przemycić to o rasie ludzkiej poza dialogiem, a raczej monologiem.


kersi pisze:Prychnęłam i uśmiechnęłam się wrednie. – Nabytą latami ostrożność i wyostrzoną intuicję ciężko, tak po prostu, wyłączyć.- zmieniłam przedmiot rozmyślań - I jeszcze dwójka, która została przy ognisku. - Westchnęłam. - Nie mogłam się ich, delikatnie mówiąc, pozbyć. Próbowałam ich oczywiście zniechęcić, ba nawet zgubić. Z niewiadomego powodu uważali moje towarzystwo za interesujące. No i oczywiście w grupie raźniej, bezpiecznej.- Zachichotałam. - Przy mnie, bezpieczniej. - Kolejny chichot, który tym razem przerodził się w wybuch śmiechu. Całkiem głośny.

- Ironia sytuacji zawsze przemawiała do mojego poczucia humoru najmocniej. A śmiać mogłam się do woli, w okolicy, nie było ani śladu żywej istoty, inteligentnej. Skąd wiedziałam? Wyczułam. To znaczy poza wspomnianą parą upierdliwych, namolnych... - Skrzywiłam się, dalsze męczenie tematu raczej nie poprawi mi humoru. - Ale tak ciężko było skupić się na czymś innym. Do momentu przybycia do Likawii cała wycieczka przebiegała bez większych kłopotów... - Kolejne westchnienie. - Znowu to samo, skupmy się na czymś innym. Do Oazy już niedaleko, kilka dni. Trzy, a może i dwa, jeśli postoje będą krótkie. Ciekawe co tam się dzieje? Od ostatniej wizyty minęło już… - postukałam się palcem w brodę - ... cztery, czy pięć lat. Kawałek czasu. Ciekawe jak Jaśni żyją z ludźmi. Elfy, z reguły kiepsko dogadywały się z istotami żyjącymi krócej. Mieszane społeczeństwo żyjące w ograniczonej przestrzeni, w ciągłej obawie przed światem zewnętrznym. Kto wie, jakie fascynujące wypadki mogły mieć tam miejsce...

Głośny ryk bezlitośnie przerwał moje rozmyślania. Zamrugałam zdumiona. - Nic nie powinno było zakłócić mojej ... nazwijmy to zadumy, przecież w okolicy jest ... - Kolejny ryk rozwiał wątpliwości. - Moje zmysły się nie myliły. Na obszarze, który zbadałam, całkiem sporym dodajmy, nie było żadnych niespodzianek. To znaczy na ziemi, ale w powietrzu ... To była już całkiem inna para kaloszy, która właśnie postanowiła zakłócić mój spokój. Na swoje nieszczęście. Smoki, czy raczej smok niewątpliwie z jeźdźcem na karku. Pozostawało pytanie, czy to mag, czy to Usher.


to cały monolog bohaterki, tak? Straszny. I nie chodzi o treść, ale o zapis. Nie dość, że źle zapisany (kropki w niewłaściwych miejscach itp), to do tego przerywany krótkimi, irytującymi - bo tak naprawdę zbędnymi - wstawkami narratorskimi. Bałagan w tym straszny.

A, i przed znakami interpunkcyjnymi - oprócz myślnika - nie stawia się spacji. I nie przesadzaj z wielokropkami, to puste znaki.

O treści nic nie powiem. Nawet nie mam siły, by to po raz kolejny przeczytać.



Albo nie - powiem, że jest tak samo sztucznie jak w poprzedniej wypowiedzi. Bo myślisz o czytelniku, by dowiedział się ważnych rzeczy o bohaterce/jej sytuacji itp. Od tego są opisy.


kersi pisze:Ajera przypadła do ziemi i natychmiast przetoczyła się w prawo. O włos unikając trafienia strumieniem ognia, który lądujący smok wypuścił natychmiast po zlokalizowaniu wroga. Nie miała czasu nawet ostrzec Ruana, bo towarzyszący smokowi jeździec wystrzelił w jej stronę błyskawicę.


znów zmieniasz osobę? Ajera to ta co wcześniej się wypowiadała, tak? Musisz to jakoś ujednolicić, wybrać jedna osobę, a nie raz pierwsza, za chwilę trzecia. Nie było sensu zmieniania.

Dwa pierwsze zdania połączyć. Bo drygie wygląda ja niedokończone. Albo zamienić imiesłów na "uniknęła"


kersi pisze:W efekcie poturlała się w prawo o kolejne metry


poturlała śmiesznie brzmi, mi zawsze kojarzyło się to z zabawą.


kersi pisze:Uśmiechnęła się kwaśno, próbując się podnieść - Jej stara nauczycielka jak zwykle miała rację. Uczyła ją uaktywniać ochronę w każdych warunkach, aż do całkowitego wyczerpania. Nawet, gdy już słaniała się na nogach, nie pozwalała odpocząć, dopiero utrata przytomności kończyła ćwiczenie. Zachwiała się, gdy kolejne wyładowania trafiające w osłonę.


co to znaczy "uśmiechnąć się kwaśno"? Jaki jest wtedy uśmiech, jak wygląda twarz osoby tak uśmiechającej się?

"Jej" powinno być z małej, chociaż byłabym bardziej za tym, by usunąć myślinik i postawić kropkę po "podnieść"

Ostatnie zdanie jest niedokończone. Co "gdy kolejne wyładowania trafiające w osłonę"? No chyba że miało być "trafiały"


kersi pisze:Zaklęła, otaczająca ją ciemność nie pozwalała skutecznie zlokalizować przeciwnika, a ognisko dawało niewiele światła


gryzie się to ze sobą. Mówisz o otaczającej ją ciemności, a za chwilę o ognisku, co nie dawało wiele światła.


kersi pisze:Ajera mnie dostrzegła


o, nie, to jednak Ajera i bohaterka tak sztucznie mówiąca to nie ta sama osoba. Cóż... każdy może się pomylić ;)





Z trudnem przebręłam przez całość. Już dalej czytałam byle by przeczytać, bez patrzenia uważnego na zdania.



Właśnie z powodu takich tekstów nie lubię fantastyki. Sporo ci brakuje, by napisać interesującą powieść fantasy. Ale po kolei.



Tekst jest niechlujny. Literówki, zbędne spacje, myślniki z dziwnych miejscach, źle zapisane dialogi. Początek był pod względem warsztatu dobry, ale później jakbyś dała sobie spokój z poprawianiem i wrzuciła tekst na forum bez patrzenia, ile niedobrego w nim jest.



Wszystko pomieszane z poplątanym. Nie wiadomo, czy bohaterka nadal mówi do siebie, czy to już opis czegoś, np. walki. Wypowiedzi sztuczne, ale już o nich nie będę więcej mówiła. Opisy liche, momentami śmieszne. Używasz wszystkiego, co się da, nie myśląc, czy to jest dobre/odpowiednie, jak np. z tym "kwaśnym uśmiechem". Za dużo zdecydowanie określeń, tekst przez nie jest ciężki. Nawet w takim gatunku jaki ty obrałaś potrzeba wyczucia.



Pomysł - znów smoki. Na plus jedynie, że bohaterowie mogą zmieniać rasy. Może gdzie już tak było, w jakiejś powieści, ale dla mnie to nowość. Marny jednak to plus, gdy widzę, jak prowadzisz rozdział. W głowie mam też chaos, bo tak naprawde mało wiem, co, jak, gdzie, nie wiem, to chyba przez formę, jest chaotycznie jak nie wiem co!



Bohaterowie - ta co się odzywa, bezimienna, co brałam ja za Ajerę - nie podoba mi się. Dziwna jakaś. Ale pewnie moje nielubienie jej jest z powodu jej mówienia. Ajera zaś... no nie wiem, nie przekonuje mnie na razie.



Tekst do mocnej poprawki.



Pozdrawiam

Patka
Zajrzyj, może znajdziesz tu coś dla siebie

Jak zarobić parę złotych

Poprawiony tekst, przynajmniej tak mi się wydaje

3
Dziękuję za recenzję ^_^


co to znaczy "uśmiechnąć się kwaśno"? Jaki jest wtedy uśmiech, jak wygląda twarz osoby tak uśmiechającej się?
Kwaśny uśmiech jest jak najbardziej poprawnym stwierdzeniem, to taki krzywy, ironiczny uśmieszek mający oznaczać iż osoba zdaje sobie sprawę z własnej głupoty.



Poprawienie zajęło mi trochę czasu, tym bardziej, że równolegle musiałam skończyć i poprawić inny tekst. Mam nadzieję, że teraz jest jaśniejszy.



Zapadał zmierzch, pierwsze muśnięcia fioletu barwiły niebo. Dym z nad ogniska unosił się smugą ku zachodzącemu słońcu. Poświata rzucana przez ogień oświetlała dwójkę towarzyszy, ich cienie sięgały widniejącej za nimi ściany lasu. Kobieta dorzuciła do ognia, zaś mężczyzna omiótł okolicę uważnym wzrokiem w poszukiwaniu intruzów.

W ciszy słychać było jedynie pojedyncze trzaski gałęzi, ginących pod chciwymi liźnięciami płomieni. Uważny obserwator dostrzegłby jednak poruszenie w lesie. Ktoś podążał w stronę jeziora, znajdującego się tuż za ciemną linią lasu.



Ciężko opadłam na skałę, pochylającą się nad brzegiem jeziora. Podparłam ręką policzek i wpatrzyłam się w ciemną taflę wody. Zdecydowanie potrzebowałam samotności. Na samą myśl o dwójce, która została przy ognisku, cierpła mi skóra. Westchnęłam.

- Ruan i Ajera. Męczące towarzystwo, którego nie mogłam się, delikatnie mówiąc, pozbyć. Próbowałam ich oczywiście zniechęcić, ba nawet zgubić. Z niewiadomego powodu uważali moje towarzystwo za interesujące. No i oczywiście w grupie raźniej, bezpiecznej.- Zachichotałam. - Przy mnie, bezpieczniej. – Wyrwał mi się kolejny chichot, który tym razem przerodził się w wybuch śmiechu. Bardzo głośny, bo ironia sytuacji zawsze przemawiała do mojego poczucia humoru najmocniej.

Śmiać mogłam się do woli, w promieniu kilkuset metrów, nie było ani śladu żywej istoty, inteligentnej. Na wszelki wypadek wysłałam wcześniej sondę myślową, aby upewnić się, że wspomniana para namolnych natrętów faktycznie pozostała w tyle.

Głośny ryk bezlitośnie przerwał moje rozmyślania. Zamrugałam zdumiona. - Nic nie powinno było zakłócić mojego spokoju. Przecież w okolicy było pusto!?

Kolejny ryk rozwiał wątpliwości. Moje zmysły się nie myliły. Na zbadanym przeze mnie obszarze nie było żadnych niespodzianek. To znaczy na ziemi, ale nie oczekiwałam ataku z powietrza. Gdzieś niedaleko rozpanoszył się smok, niewątpliwie z jeźdźcem na karku. Pozostawało pytanie, czy to mag, czy to Usher.

Z ciężkim westchnieniem podniosłam się do góry i z najwyższą niechęcią powlokłam sie w kierunku ogniska. Zapewne zaraz się przekonam.



Ajera przypadła do ziemi i natychmiast przetoczyła się w prawo. Akurat na czas, by uniknąć trafienia strumieniem ognia, który lądujący smok wypuścił natychmiast po zlokalizowaniu wroga. Nie miała czasu nawet ostrzec towarzysza, bo dosiadający smoka jeździec wystrzelił w jej stronę błyskawicę.

Zauważyła ją o sekundę za późno, zdążyła się uchylić, ale nie całkowicie uniknąć skutków wyładowania. W efekcie potoczyła się w prawo o kolejne metry.

W głowie się jej kręciło, a jaskrawy błysk sprawił, że oślepła na moment. Mimo to skupiła się i ustawiła tarczę ochronną.

- Jej stara nauczycielka jak zwykle miała rację. Uczyła ją uaktywniać ochronę w każdych warunkach, aż do całkowitego wyczerpania. Nawet, gdy już słaniała się na nogach, nie pozwalała odpocząć, dopiero utrata przytomności kończyła ćwiczenie. - Uśmiechnęła się kwaśno, próbując się podnieść. Zachwiała się, gdy kolejne wyładowania trafiły w osłonę.

Gdy wreszcie poczuła, że pewnie stoi na nogach, poszukała wzrokiem atakującego, wbijając wzrok w miejsce, skąd nadeszła ostatnia błyskawica. Zaklęła, otaczająca ją ciemność nie pozwalała skutecznie zlokalizować przeciwnika. W dodatku, przed oczami wciąż latały jej mroczki. Mrugnęła i przełączyła wzrok na wykrywanie energii magicznej.

Przed nią było nie było nikogo..

- Musi być z tyłu. - Nie zdążyła się obrócić, gdy tuż za nią wybuchła kula ognia. Tarcza wytrzymała, ale eksplozja ponownie powaliła ją na kolana.

- Żałosne – na dźwięk tych słów podniosła głowę. Postać, jarząca się od energii magicznej, zbliżała się do niej wolnym krokiem.

- Legendarną Ajerę tak łatwo powalić - głos był zdecydowanie męski.

– Kto? - nie próbowała nawet podnosić się z ziemi, czasem warto udać słabszą, a nuż przeciwnik da się nabrać. – Kim jesteś?

- Ach! Bardzo ciekawska jesteś, jak na kogoś w tak… hmm ... niezręcznej sytuacji. Mój Pan będzie zadowolony, gdy dostarczę was do niego. Czarodziejka i smok, bardzo apetyczna kombinacja. - kontynuował ociekający samozadowoleniem głos - Choć nie wiem po co mu takie słabiszcze. – Teraz słychać w nim było niesmak.

Był przekonany, że już zwyciężył, więc wybieg najwyraźniej się udał.

- Pan, zatem komuś podlega, znaczy, że to nie Usher. – kalkulowała Ajera. Nie słyszała się jeszcze o Usherze, który podporządkowałby się komuś innemu. Najprawdopodobniej walczy z magiem, czyli musi być człowiekiem. Silnym, ale na pewno słabszym od niej. Chyba, że jego Pan go wspiera w jakiś sposób. Dobór słów wskazywał, że jest pewny wygranej, czyli Ruan też nie radził sobie za dobrze.

- Do kurwy nędzy! - zaklęła z uczuciem, gdyby tylko była w pełni sił. Nie byłby w stanie nawet jej podskoczyć, ale moc zużyta na zaleczenie rany odniesionej podczas niedawnej potyczki jeszcze się nie odnowiła. Z drugiej strony siła to nie wszystko, może zdoła go przechytrzyć.



Smoki unosiły się w powietrzu, granatowo – niebieski olbrzym i dużo mniejszy osobnik o zielonej barwie łusek. Ruan uważnie obserwował przeciwnika, który mimo różnicy rozmiarów stanowił zagrożenie. Był zwrotniejszy i mógł szybciej wykonywać manewry. On sam wprawdzie- zdołał się wprawdzie Przekształcić w smoczą postać, ale tempo w jakim musiał dokonać transformacji pochłonęło większą część jego sił. W dodatku wciąż nie wydobrzał po ostatnich wydarzeniach.

Nagle mniejszy opadł smok jak pocisk, na znajdującego się pod nim wroga. Gwałtowne uderzenie o ziemię wypchnęło Ruanowi powietrze z płuc, przeciwnik wylądował mu na piersi. Nie do pomyślenia było, żeby byle niedorostek wdeptywał go w ziemię.

Wyciągnął szyję i ugryzł, przygniatającego go przeciwnika we wrażliwe mięśnie, tuż pod skrzydłem. Z rykiem bólu młodszy smok odskoczył od nieprzyjaciela. Niezbyt daleko. Ranny wylądował z poślizgiem i rzucił Ruanowi kose spojrzenie. Atak był bardzo celny, bo prawe skrzydło przeciwnika opadało bezwładnie.

Ruan wyszczerzył się w duszy, i to by było na tyle jeśli chodzi o latanie. Ten młodzik musi się jeszcze dużo nauczyć o walce. Mimo młodego wieku, jego nieprzyjaciel szybko doszedł do siebie i postanowił zaatakować stosując najprostszą taktykę świata, na taran. Zapomniał, że cel nie ma unieruchomionych skrzydeł.

- No cóż przy takich zagrywkach najlepiej zejść z drogi,- pomyślał starszy smok i chichocząc do siebie, wzbił się w powietrze. Trzask łamanych drzew był naprawdę głośny. No cóż droga hamowania jest zwykle długa, a znajdowali się blisko lasu.



Wyszłam z pomiędzy drzew i obrzuciłam pole walki uważnym spojrzeniem. Przeciętny człowiek nic by nie dostrzegł w zalegających ciemnościach, ale dla mnie było jasno jak w dzień. Nie opodal spora część lasu została stratowana. Jeden ze smoków posuwał się powoli z podkuloną przednią łapą.

- Chwila moment, jeden ze smoków!- Przyjrzałam się uważnie sprawdzając, czy wzrok mnie nie myli. - Nie, smoki były dwa, podobnie jak dwoje ludzi. Żaden z pary walczących magów nie wyglądał jak Ruan, co oznaczało że on musiał być jedną z bestii.

- Z resztą w przypadku smoków sytuacja wyglądała na dość klarowną. – Oceniłam sytuację - Ranna łapa i skrzydło poważnie ograniczały możliwość wygranej dla jednej ze stron. Poza tym interwencja w tym przypadku zmuszałaby mnie do porzucenia kamuflażu. A Ajera wyraźnie przegrywała i no cóż była bliżej.

Schyliłam się i wyciągnęłam sztylet z buta. Takie małe sympatyczne maleństwo, bardzo użyteczne i poręczne, zapewniające wysoką śmiertelność. Zdecydowanym krokiem zaszłam od tyłu wrogiego czarodzieja. W końcu trudno oglądać się za siebie rzucając skomplikowany czar.

Ajera mnie dostrzegła, zdaje się że chciała mi nawet coś powiedzieć. Zauważyłam jak otwiera usta, choć może miała zamiar tylko wypowiedzieć inkantację.

Zamach i zdecydowany ruch nadgarstka, gdy wypuściłam ostrze z ręki, zmienił znacząco tor przyszłych wydarzeń. Mag drgnął, gdy sztylet wbił się w jego plecy. Zachwiał się, zacharczał i dramatycznie osunął się na ziemię.

W tym samym momencie unoszący się smok przypuścił atak na rannego wroga. Zanurkował w powietrzu i z głośnym chrupnięciem wylądował na kręgosłupie przeciwnika. Kolejna iskra życia zgasła. Miałam nadzieję, że to nie był Ruan.

Wkrótce mogłam się upewnić, bo kontury żywego smoka zamigotały i rozmyły się. Po chwili na truchle siedział zmęczony człowiek, zdecydowanie znajomo wyglądający. Ajera tymczasem stała zdezorientowana. Nie wiedziała, czy biec do zwycięskiego towarzysza, czy też do niespodziewanego wybawcy.

Rozwiązałam jej dylemat, podchodząc do Ruana. Po krótkiej chwili i ona się zbliżyła, zdecydowanym krokiem.

- Czarodziejka i smok. Wygląda na to, że nikt tu nie jest tym za kogo się podaje - mój głos zabrzmiał dosyć złowieszczo.

- Nie zagrażamy ci w żaden sposób - powiedział smok znużony głosem - postanowiliśmy ci towarzyszyć, ponieważ uważaliśmy, że dzięki temu będziesz bezpieczniejsza. Nie przypuszczaliśmy, że ktoś nas wytropi.

Osłupiałam. Martwili się o mnie. O mnie! Moje przebranie musiało być lepsze niż przypuszczałam.

- Mnie bardziej interesuje sposób, w jaki zginął mój przeciwnik? - Ajera dołączyła do konwersacji. Wyciągnęła rękę, na otwartej dłoni leżał zakrwawiony sztylet. - Co to jest? - pytanie zagęściło atmosferę. - Zbadałam go, to jest zwykły uczciwy kawałek stali, a jednak zdołał się przebić przez tarczę tamtego ... – przygryzła wargę.

Idiotka, idiotka. Zapomniałam go odzyskać Powód był banalny, przyzwyczajenie, a raczej jego brak. Stanem normalnym dla mnie był samoczynny powrót broni do ręki lub przypisanego jej schowka, spowodowany jednym z stale utrzymywanych zaklęć. Teraz gdy nie używałam magii oczywiście nic takiego nie mogło mieć miejsca.

Wzruszyłam ramionami i wyjaśniłam. - To raczej nie kwestia zaklęcia, a sposobu wykonania i materiału, z którego powstała ta broń.

Nim zdołała zareagować, błyskawicznie zabrałam sztylet i wytarłam go o trawę.

- I... - Ruan spojrzał na mnie znacząco. Zdaje się, że oczekiwał dalszego ciągu wyjaśnień. Ja jednak nie należałam do osób, które zdradzają swoje sekrety. Udałam że nie zrozumiałam aluzji.

Przyjrzałam się im uważnie, w postawie obojga można było wyczytać niepokój. Nie spodziewali się, że mogłabym ich tak zaskoczyć. Moje przebranie do tej pory było perfekcyjne, ale ostatnie wydarzenia pozostawiły na nim rysy.

- Nie wiem jak wy, ja chciałabym odpocząć przed ponownym ruszeniem w drogę. – obrzuciłam wymownym wzrokiem ognisko, które jakimś cudem przetrwało całe zamieszanie, w stanie z grubsza nienaruszonym.

Reszta krajobrazu nie wyglądała już tak malowniczo. Większość bagaży i zapasów było rozrzucona. Uporządkowanie tego bałaganu było doskonałą wymówką. A jak tylko wszystko z grubsza ogarnę, będę mogą się zdrzemnąć. Na dzisiaj miałam już dość wrażeń. Całe szczęście, że noc nie była zbyt zimna. W końcu, wciąż trwało lato.

[ Dodano: Sro 15 Kwi, 2009 ]
At, pytania:



Czy po poprawkach wciąż ciężko się czyta??



Czy w ogóle widać jakąś poprawę??



Czy faktycznie tak mało interesujące??

4
Czyta się lepiej, bynajmniej nie ciężko, bo stylu nie masz topornego. Cieszę się bardzo, że poprawiłaś początek według moich uwag. I że zrobiłas przerwę, przechodząc w pierwszoosóbówkę. Błędów jednak trochę jeszcze jest :P


kersi pisze:Kobieta dorzuciła do ognia, zaś mężczyzna omiótł


"zaś" i "bowiem" to takie wyrazy, które raczej nie powinny stać zaraz po przecinku.


kersi pisze: bezpiecznej.- Zachichotałam


spacje zjadłaś


kersi pisze:w promieniu kilkuset metrów, nie było ani śladu


w wyjątkowo paskudnym miejscu postawiłaś przecinek - br!


kersi pisze:zdumiona. - Nic nie powinno było zakłócić mojego spokoju. Przecież w okolicy było pusto!?


usunęłabym myślnik i pytajnik, bo ostatnie zdanie nie jest pytające.


kersi pisze:czy to mag, czy to Usher


bez jednego "to". Jak nie ma potrzeby powtarzania, to tego nie rób :D


kersi pisze:- Jej stara nauczycielka jak zwykle miała rację. Uczyła ją uaktywniać ochronę w każdych warunkach, aż do całkowitego wyczerpania. Nawet, gdy już słaniała się na nogach, nie pozwalała odpocząć, dopiero utrata przytomności kończyła ćwiczenie. - Uśmiechnęła się kwaśno, próbując się podnieść. Zachwiała się, gdy kolejne wyładowania trafiły w osłonę.

Gdy wreszcie poczuła, że pewnie stoi na nogach, poszukała wzrokiem atakującego, wbijając wzrok w miejsce, skąd nadeszła ostatnia błyskawica. Zaklęła, otaczająca ją ciemność nie pozwalała skutecznie zlokalizować przeciwnika. W dodatku, przed oczami wciąż latały jej mroczki. Mrugnęła i przełączyła wzrok na wykrywanie energii magicznej.

Przed nią było nie było nikogo..


nie wiem, po co zapisujesz to jak wypowiedź z dialogu. Myślników bym się pozbyła, nie są potrzebne. Tak samo ostatniej kropki, bo takiego znaku jak ".." nie ma.


kersi pisze: Żałosne – na dźwięk


kropka po "Żałosne" i "Na"


kersi pisze: Kto? - nie


"Nie"


kersi pisze:hmm ...


bez spacji


kersi pisze:apetyczna kombinacja. - kontynuował ociekający samozadowoleniem głos - Choć nie wiem po co mu takie słabiszcze.


bez kropki, powinna się ona znaleźć po "głos"



Dalej też nie będzie kropki przed "kalkulowała"


kersi pisze:granatowo – niebieski


"granatowo-niebieski"


kersi pisze:On sam wprawdzie- zdołał się wprawdzie


bez "wprawdzie-"


kersi pisze:Nagle mniejszy opadł smok jak pocisk, na znajdującego się pod nim wroga


"Nagle mniejszy smok opadł jak pocisk na znajdującego się pod nim wroga." - tak będzie dobrze :P


kersi pisze:zejść z drogi,-


bez przecinka i spacja


kersi pisze:Nie opodal


razem


kersi pisze:Zapomniałam go odzyskać Powód był banalny, przyzwyczajenie, a raczej jego brak


kropkę zjadłaś. Przecinek pierwszy zamieniłabym na myślnik.



To oczywiście są drobne błędy i uwagi, na większe pozwolę sobie później. Wiem jednak, że czytało mi sie lepiej niż poprzednio.
Zajrzyj, może znajdziesz tu coś dla siebie

Jak zarobić parę złotych

5
Tekst nieaktualny.

Pozdrawiam kersi
Ręce do góry. Moja tajna broń.



<Dłubiąc stopą w ziemi i patrząc niewinnym wzrokiem, mówi> A ja mam pytanie



Cztery choroby początkującego pisarza: zaimkoza, nadopisy, interpunkcja, literówki

Sadyzm jest wrodzony...zazwyczaj
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”