Jestem jednak baaaardzo początkującą pisarką,

Jeśli zaciekawi wrzucę resztę ::P: z góry uprzedzam, że warsztat mam mocno nieoszlifowany ryzykujesz zdrowiem, może nawet życiem czytanie tych wypocin. Jeśli się nie boisz zapraszam.
Zapadał zmierzch, pierwsze muśnięcia fioletu barwiły niebo. Dym z nad ogniska unosił się smugą ku zachodzącemu słońcu. Poświata rzucana przez ogień oświetlała dwoje towarzyszy przy ognisku, ich cienie sięgały widniejącej za nimi ściany lasu. Kobieta o rudych włosach dorzuciła do ognia, zaś czarnooki mężczyzna omiótł okolicę uważnym wzrokiem w poszukiwaniu intruzów.
W ciszy słychać było jedynie pojedyncze trzaski gałęzi, ginących pod chciwymi liźnięciami ognia. Uważny obserwator dostrzegłby jednak poruszenie w lesie. Ktoś podążał w stronę jeziora, znajdującego się tuż za ciemnym konturem lasu
Ciężko opadłam na skałę, pochylającą się nad brzegiem jeziora. Podparłam ręką policzek i wpatrzyłam się w ciemną taflę wody. Myśli snuły się leniwie jedna za drugą.
- Czemu zdecydowałam się akurat na udawanie człowieka. Jest przecież tyle ciekawszych i bardziej praktycznych ras. – dumałam. - Ludzka postać jest jednak wygodna, wygląda niepozornie i potężniejsze byty raczej ją ignorują, uznając za niegroźną. Z drugiej strony całkowite zaprzestanie używania dodatkowych zmysłów i zdolności, było wysoką ceną. Teoretycznie powinnam być bezbronna.
Prychnęłam i uśmiechnęłam się wrednie. – Nabytą latami ostrożność i wyostrzoną intuicję ciężko, tak po prostu, wyłączyć.- zmieniłam przedmiot rozmyślań - I jeszcze dwójka, która została przy ognisku. - Westchnęłam. - Nie mogłam się ich, delikatnie mówiąc, pozbyć. Próbowałam ich oczywiście zniechęcić, ba nawet zgubić. Z niewiadomego powodu uważali moje towarzystwo za interesujące. No i oczywiście w grupie raźniej, bezpiecznej.- Zachichotałam. - Przy mnie, bezpieczniej. - Kolejny chichot, który tym razem przerodził się w wybuch śmiechu. Całkiem głośny.
- Ironia sytuacji zawsze przemawiała do mojego poczucia humoru najmocniej. A śmiać mogłam się do woli, w okolicy, nie było ani śladu żywej istoty, inteligentnej. Skąd wiedziałam? Wyczułam. To znaczy poza wspomnianą parą upierdliwych, namolnych... - Skrzywiłam się, dalsze męczenie tematu raczej nie poprawi mi humoru. - Ale tak ciężko było skupić się na czymś innym. Do momentu przybycia do Likawii cała wycieczka przebiegała bez większych kłopotów... - Kolejne westchnienie. - Znowu to samo, skupmy się na czymś innym. Do Oazy już niedaleko, kilka dni. Trzy, a może i dwa, jeśli postoje będą krótkie. Ciekawe co tam się dzieje? Od ostatniej wizyty minęło już… - postukałam się palcem w brodę - ... cztery, czy pięć lat. Kawałek czasu. Ciekawe jak Jaśni żyją z ludźmi. Elfy, z reguły kiepsko dogadywały się z istotami żyjącymi krócej. Mieszane społeczeństwo żyjące w ograniczonej przestrzeni, w ciągłej obawie przed światem zewnętrznym. Kto wie, jakie fascynujące wypadki mogły mieć tam miejsce...
Głośny ryk bezlitośnie przerwał moje rozmyślania. Zamrugałam zdumiona. - Nic nie powinno było zakłócić mojej ... nazwijmy to zadumy, przecież w okolicy jest ... - Kolejny ryk rozwiał wątpliwości. - Moje zmysły się nie myliły. Na obszarze, który zbadałam, całkiem sporym dodajmy, nie było żadnych niespodzianek. To znaczy na ziemi, ale w powietrzu ... To była już całkiem inna para kaloszy, która właśnie postanowiła zakłócić mój spokój. Na swoje nieszczęście. Smoki, czy raczej smok niewątpliwie z jeźdźcem na karku. Pozostawało pytanie, czy to mag, czy to Usher.
Z ciężkim westchnieniem podniosłam się do góry i wyprostowałam. Następnie, wolnym krokiem podążyła w kierunku ogniska. - Zaraz się przekonamy.
Ajera przypadła do ziemi i natychmiast przetoczyła się w prawo. O włos unikając trafienia strumieniem ognia, który lądujący smok wypuścił natychmiast po zlokalizowaniu wroga. Nie miała czasu nawet ostrzec Ruana, bo towarzyszący smokowi jeździec wystrzelił w jej stronę błyskawicę.
Zauważyła ją o sekundę za późno, zdążyła się uchylić, ale nie całkowicie uniknąć skutków wyładowania. W efekcie poturlała się w prawo o kolejne metry. W głowie się jej kręciło, a jaskrawy błysk sprawił, że oślepła na moment. Mimo to skupiła się i ustawiła tarczę ochronną. Uśmiechnęła się kwaśno, próbując się podnieść - Jej stara nauczycielka jak zwykle miała rację. Uczyła ją uaktywniać ochronę w każdych warunkach, aż do całkowitego wyczerpania. Nawet, gdy już słaniała się na nogach, nie pozwalała odpocząć, dopiero utrata przytomności kończyła ćwiczenie. Zachwiała się, gdy kolejne wyładowania trafiające w osłonę.
Gdy wreszcie poczuła, że pewnie stoi na nogach, poszukała wzrokiem atakującego, wbijając wzrok w miejsce, skąd nadeszła ostatnia błyskawica. Zaklęła, otaczająca ją ciemność nie pozwalała skutecznie zlokalizować przeciwnika, a ognisko dawało niewiele światła. . W dodatku, przed oczami wciąż latały jej mroczki, skutek bliskiego rozbłysku błyskawicy. Mrugnęła i przełączyła wzrok na wykrywanie energii magicznej.
Przed nią było pusto. - Musi być z tyłu. - Nie zdążyła się obrócić, gdy tuż za nią wybuchła kula ognia. Ochrona wytrzymała, ale eksplozja ponownie powaliła ją na kolana. Żałosne – na dźwięk tych słów podniosła głowę. Postać, jarząca się od energii magicznej, zbliżała się do niej wolnym krokiem. - Legendarną Ajerę tak łatwo powalić - głos był zdecydowanie męski.
– Kto? - nie próbowała nawet podnosić się z ziemi, czasem warto udać słabszą, a nuż przeciwnik da się nabrać. – Kim jesteś?
- Ach! Bardzo ciekawska jesteś, jak na kogoś w tak… hmm ... niezręcznej sytuacji. Mój Pan będzie zadowolony, gdy dostarczę was do niego. Czarodziejka i smok, apetyczna kombinacja. - kontynuował ociekający samozadowoleniem głos - Choć nie wiem po co mu takie słabiszcze. – Teraz słychać w nim było niesmak. Był przekonany, że już zwyciężył, więc wybieg najwyraźniej się udał.
- Pan, zatem komuś podlega, znaczy, że to nie Usher. – kalkulowała Ajera. Nie słyszała się jeszcze o Usherze, który podporządkowałby się komuś innemu. - Najprawdopodobniej mag, czyli człowiek, silny ale na pewno słabszy od niej. Chyba, że jego Pan go wspiera w jakiś sposób? Dobór słów wskazywał, że jest pewny wygranej, czyli Ruan też nie radził sobie za dobrze. Do kurwy nędzy! - zaklęła z uczuciem, gdyby była w pełni sił nie był by w stanie nawet jej podskoczyć, ale moc zużyta na zaleczenie rany odniesionej podczas niedawnej potyczki jeszcze się nie odnowiła. Z drugiej strony siła to nie wszystko może zdoła go przechytrzyć. A gdyby tak ...
Gwałtowne uderzenie o ziemię wypchnęło Ruanowi powietrze z płuc. Smok zdołał się Przekształcić, ale tempo w jakim musiał dokonać transformacji pochłonęło większą część jego sił. W dodatku wciąż nie wydobrzał po ostatnich wydarzeniach. Ale i tak nie do pomyślenia było, żeby byle niedorostek wdeptywał go w ziemię.
Wyciągnął szyję i ugryzł, przygniatającego go przeciwnika we wrażliwe mięśnie, tuż pod skrzydłem. Z rykiem bólu młodszy smok odskoczył od nieprzyjaciela. Niezbyt daleko. Ranny wylądował z poślizgiem i rzucił Ruanowi kose spojrzenie. Atak był bardzo celny, bo prawe skrzydło przeciwnikan opadało bezwładnie.
Ruan wyszczerzył się w duszy, i to by było na tyle jeśli chodzi o latanie. Ten młodzik musi się jeszcze dużo nauczyć o walce. Mimo młodego wieku, jego przeciwnik szybko doszedł do siebie i postanowił zaatakować stosując najprostszą taktykę świata, na taran. Zapomniał, że cel nie ma unieruchomionych skrzydeł. - No cóż przy takich zagrywkach najlepiej zejść z drogi,- pomyślał starszy smok i chichocząc do siebie, wzbił się w powietrze. Trzask łamanych drzew był naprawdę głośny. No cóż droga hamowania jest zwykle długa, a że znajdowali się blisko lasu...
Wyszłam z pomiędzy drzew i obrzuciłam pole walki uważnym spojrzeniem. Przeciętny człowiek nic by nie dostrzegł w zalegających ciemnościach, ale dla mnie było jasno jak w dzień. Nie opodal spora część lasu została stratowana. Jeden ze smoków posuwał się powoli z podkuloną przednią łapą. - Chwila moment, jeden ze smoków!- Przyjrzałam się uważnie sprawdzając, czy wzrok mnie nie myli. - Nie, smoki były dwa, podobnie jak dwoje ludzi. Żaden z pary walczących magów nie wyglądał jak Ruan, co oznaczało że on musiał być jedną z bestii.
Z resztą w przypadku smoków sytuacja wyglądała na dość klarowną. – Oceniłam sytuację - Ranna łapa i skrzydło poważnie ograniczały możliwość wygranej dla jednej ze stron. Poza tym interwencja w tym przypadku zmuszałaby mnie do porzucenia kamuflażu. Co więcej Ajera wyraźnie przegrywała i no cóż była bliżej.
Schyliłam się i wyciągnęłam sztylet z buta. Takie małe sympatyczne maleństwo, bardzo użyteczne i poręczne, zapewniające wysoką śmiertelność. Zdecydowanym krokiem zaszłam od tyłu wrogiego czarodzieja. W końcu trudno oglądać się za siebie rzucając skomplikowany czar. Ajera mnie dostrzegła, zdaje się że chciała mi nawet coś powiedzieć. Zauważyłam jak otwiera usta, choć może miała zamiar tylko wypowiedzieć inkantację.
Zamach i zdecydowany ruch nadgarstka, gdy wypuściłam ostrze z ręki, zmienił znacząco tor przyszłych wydarzeń. Mag drgnął, gdy sztylet wbił się w jego plecy. Zachwiał się, zacharczał i dramatycznie osunął się na ziemię. W tym samym momencie unoszący się smok przypuścił atak na rannego wroga. Zanurkował w powietrzu i z głośnym chrupnięciem wylądował na kręgosłupie przeciwnika. Kolejna iskra życia zgasła. Miałam nadzieję, że to nie był Ruan.
Wkrótce mogłam się upewnić, bo kontury żywego smoka zamigotały i rozmyły się. Po chwili na truchle siedział zmęczony człowiek, zdecydowanie znajomo wyglądający. Ajera tymczasem stała zdezorientowana. Nie wiedziała, czy biec do zwycięskiego towarzysza, czy też do niespodziewanego wybawcy. Rozwiązałam jej dylemat, podchodząc do Ruana. Po krótkiej chwili i ona się zbliżyła, zdecydowanym krokiem.
- Czarodziejka i smok. Wygląda na to, że nikt tu nie jest tym za kogo się podaje - mój głos zabrzmiał dosyć złowieszczo.
- Nie zagrażamy ci w żaden sposób - powiedział smok znużony głosem - postanowiliśmy ci towarzyszyć, ponieważ uważaliśmy że dzięki temu będziesz bezpieczniejsza. Nie przypuszczaliśmy, że ktoś nas wytropi.
Osłupiałam - Martwili się o mnie. O mnie! Moje przebranie musiało być lepsze niż przypuszczałam.
- Mnie bardziej interesuje sposób w jaki zginął mój przeciwnik - Ajera dołączyła do konwersacji. Wyciągnęła rękę, na otwartej dłoni leżał zakrwawiony sztylet. Ponownie udało im się mnie zaskoczyć, nie zauważyłam kiedy go zabrała.
cdn.
Tytuł oczywiście roboczy.
Wszelkie uwagi bardzo mile widziane :!: