Mgła [ Rozdział II ] (Horror/Fantasy)

1


Rozdział II

Anioł, groby i czarna łza




Lisa obudziła się w samochodzie z obolałą głową. Podniosła głowę z kierownicy, czując ranę na czole. Nic pamiętała, jakim sposobem znalazła się w samochodzie. Ostatnią rzeczą, która została w jej pamięci, to ciemna, zamglona droga i ostry zakręt. Odgarnęła włosy i poczuła, że boli ją każdy mięsień.

- Gdzie ja jestem? – zapytała samą siebie.

Nie mogła się poruszyć, czując promienisty ból w kręgosłupie. Zamknęła oczy, próbując sobie wszystko przypomnieć.

Jechała ciemną drogą do domu… popatrzyła w lusterko, widząc swoje zielone oczy… musiała zasnąć… i wylecieć z drogi…

Z ogromnym wysiłkiem, na czworakach wyszła z samochodu. Poczuła pod kolanami śnieg. Białe płatki opadały jej na ramiona.

Znajdowała się na ogromnym terenie, zasnutym białą mgłą. Przed nią stał przekrzywiony, pęknięty znak. Lisa, czując ból w kręgach szyjnych, odczytała na nim napis: ‘Witamy w Coast’.

Widok za nim był tak przygnębiający i straszny, że Lisa podniosła się szybko. Ciągnące się wzdłuż alei drewniane, odrapane domy, majaczyły w białych fałdach płatków śniegu. Nieopodal stała kamienna fontanna, którą zdobił wyrzeźbiony biały anioł. Nie przyprawiała ona jednak dobrego nastroju i nie tryskała w niej woda. Cały ten widok sprawiał wrażenie upadłego, nawiedzonego miasta. Panowała śmiertelna, złowroga cisza.

Lisa popatrzyła za siebie, lecz niczego tam nie dostrzegła, oprócz wiszącej w powietrzu mgły. Wzdrygnęła się gwałtownie.

Wsiadła z powrotem do samochodu i chwyciła telefon. Wystukała numer do ojca, lecz nie reagował. Wspierając głowę na kierownicy, omackiem szukała kluczyków. Poczuła chłodny metal i przekręciła. Nic się nie wydarzyło.

- Co jest?...

Wyskoczyła na zewnątrz i otworzyła przednią maskę samochodu. Nie było na niej żadnego śladu zderzenia, nawet małego zadrapania.

Podniosła maskę instynktownie, pomimo tego, że kompletnie nie znała się na tych wszystkich rurkach i zbiorniczkach. Jednym ruchem zatrzasnęła ją z powrotem i ponownie weszła do samochodu.

Tak jak się spodziewała, wskaźnik paliwa wynosił zero. Było to dziwne, gdyż przed wyjazdem na blankiet zatankowała do pełna.

Nie widząc innego wyjścia, chwyciła latarkę i Motylka. Zawsze go nosiła, by móc się bronić, a nie ukazywać swych guślarskich zdolności. Zdarzało się, że przyciągały one zjawy z Podświata. Nie atakowały jej, lecz Lisa je wyczuwała za pomocą instyktu.

Wcisnęła nóż za pas i minęła przekrzywiony znak. Postanowiła pójść do tego cichego miasteczka i dowiedzieć się gdzie jest, i jak może wrócić do domu.

Śnieg trzeszczał pod jej stopami, odbijając się echem od drewnianych budynków, stojących nieopodal. Słyszała jedynie szybkie bicie swojego serca.

Doszła do kamiennej fontanny, z wyrzeźbionym aniołem. Dopiero teraz spostrzegła, że na czole ma narysowany jakiś znak:




Puste, smutne oczy anioła budziły w dziewczynie lęk. Nie zastanawiając się, cóż ten znak może znaczyć, ruszyła dalej, czując coraz większą niepewność.

Zmarzniętą ręką, otarła załzawione oczy. Wszystko w okolicy wyglądało jakby przeszła tędy jakaś zaraza, wyniszczając ludzi.

Idąc pomiędzy drewnianymi chatami, dotarła do wielkiego, brudnego drogowskazu.

- Posterunek – odczytała Lisa. – Może tam mi pomogą.

Skręciła w lewo, gdzie według znaku, mieścił się posterunek.

Nie uszła daleko prostą, zaśnieżoną drogą, mijając zniszczone, puste budki telefoniczne, a zobaczyła spory budynek.

Wyglądał jak po bombardowaniu. Czerwona cegła przybierała czarny kolor, furtka zaś leżała, częściowo przykryta śniegiem. Szyby w oknach wybito, a skrzypiąca na wietrze tabliczka głosiła, że Lisa dotarła do celu.

Przeszła przez przewróconą bramkę i głośno zastukała w drzwi. Na jej dotknięcie, ustąpiły, jęcząc przeraźliwie. Zawahała się na chwilę, lecz przestąpiła próg, kurczowo trzymając rączkę noża.

Do pomieszczenia wlatywały płatki śniegu, zaścielając skrzypiącą, drewnianą podłogę. Lisa zapaliła latarkę.

Struga światła padła najpierw na coś, co wyglądało jak obraz. Przedstawiał on zakrwawionego mężczyznę,. W ręku trzymał dziwny, metalowy przedmiot, kształtem przypominający klucz. Przełknęła ślinę.

Wiatr zawył gniewnie, gdy zrobiła krok naprzód. Izba była mała i zaniedbana. Farba na ścianach łuszczyła się, a przewrócone na bok biurko zachodziło pleśnią. Lisa nagle na coś nastąpiła. Szybko cofnęła stopę, rzucając promień światła na małą książeczkę. Schyliła się i podniosła ją, ocierając z kurzu.

- Książka ewidencji – szepnęła, oświetlając okładkę latarką. Przerzuciła od razu na ostatnią stronę. Na pożółkłym papierze, ktoś nabazgrał grubym, czarnym atramentem:

‘Arianna’

Lisa zmarszczyła brwi. Przewróciła na poprzednią stronę. Notatki były zapisane cienkim, ładnym pismem z wyszczególnioną datą i powodem zatrzymania osoby. Powróciła na ostatnią stronę i przyjrzała się. Nie było daty ani zapisanego wykroczenia.

- Arianna – odczytała cicho Lisa, przymykając oczy. Jej słowa, wypowiedziane w tym ponurym, zdewastowanym pomieszczeniu sprawiły, że wstrząsnęły nią dreszcze.

Nie kojarzyła nikogo takiego. Czując na plecach zimny podmuch wiatru, zamknęła książeczkę i po krótkim namyśle wcisnęła za pas. Zastanawiając się po co to zrobiła, odwróciła się ku drzwiom.

W tej jednak chwili owa Arianna nie była ważna. Lisa wciąż nie wiedziała gdzie jest i bardzo chciała wrócić do domu. Ojciec musi odchodzić od zmysłów.

Rozejrzała się jeszcze lecz nic, prócz odłamków szkła i wywróconych mebli nie ujrzała. Z książeczką ewidencji za pasem, wyszła na zewnątrz.

Opady śniegu nasiliły się, obficie opadając na ramiona i kruczoczarne włosy Lisy. Zachmurzone niebo wypuszczało coraz to nowsze płatki, które delikatnie zaścielały alejkę. Powoli zaczęło się ściemniać.

Stojąc bezradnie, Lisa nie wiedziała co dalej robić. Ocierając wilgotną dłonią oczy, rozważała możliwości. Mogła iść dalej, a nuż jej się poszczęści i natrafi na żywego człowieka, skorego do pomocy. Wiązało się to jednak z ryzykiem wyziębienia, a co najgorsze – zbłądzenia, wpośród zniszczonych budynków.

Pomysł powrotu do samochodu odrzuciła natychmiast. Siedząc w miejscu nic nie wskóra, a przecież potrzebowała racji żywnościowych i wody.

Na myśl o racjach żywnościowych, jej żołądek skręcił się gniewnie. Zmarznięta i głodna , stawiając wszystko na jedną kartę, ruszyła w stronę najbliższego domu.



Nie wiedziała, ile śniegu mogło spaść od momentu jej wejścia na posterunek policji, jednakże szło się dużo trudniej. Stawiając ciężkie kroki, dziękowała sobie w duchu, że założyła skórzane kozaki do kolan. W przeciwnym wypadku, już dawno nogi by jej odmarzły.

Wstąpiła niepewnie na wycieraczkę przed drzwiami i zastukała knykciami. Odgłos drewna potoczył się po cichej okolicy. Lisa, niespokojnie stąpając z jednej nogi na drugą, nasłuchiwała jakiegokolwiek ruchu za drzwiami. Odpowiedzi jednak nie było.

Ponowiła próbę z domem obok, a potem z jeszcze następnym po przeciwnej stronie. Wynik był jednak taki sam. Zawiedziona wróciła na ścieżkę.

Mgła na horyzoncie gęstniała nieprzyjaźnie, jakby chcąc zawróćić dziewczynę. Panowała złowiescza cisza, przerywana trzeszczeniem śniegu pod jej stopami.

Zatrzymała się nagle, nasłuchując. Wydawało jej się, że coś usłyszała, coś jakby szelest za jej plecami. Odwróciła się powoli, lecz nic prócz mgły nie ujrzała. A jednak czuła na sobie wzrok i słyszała cichy, chrapliwy oddech.

- Hej! – zawołała w przestrzeń. – Jest tam kto? Potrzebuję pomocy!

Nikt jednak nie odpowiedział, a Lisa nadal słyszała miarowy, ochrypły oddech i wzrok na swoich pleach. Przestraszyła się.

Słuchając instynktu, w jednej chwili rzuciła się do szaleńczego biegu wzdłuż ścieżki.

Rozpryskując wodnisty śnieg, przebierała nogami najszybciej jak była w stanie. Wiatr dzwonił jej w uszach, czuła tępy ból w głowie, lecz parła naprzód, chąc znaleźć się jak najdalej od złowieszczego oddechu. Nie patrzyła przed siebie, tylko na swoje stopy, zagłębiające się w śniegu. Serce waliło jej jak oszalałe.

Zatrzymała się przed wysokim murem z czerwonej cegły i wsparła o niego ręką. Myślała, że za chwilę wypluje płuca. Oddychała z trudem, czując uścisk w gardle. Z trzepoczącym sercem spojrzała za siebie. Niczego nie dostrzegła; instynkt nie dawał o sobie znać. Nic nie słyszała.

Wyprostowała się i zrobiła krok w tył.

Znalazła się przed wysokim murem z blankami. Ciągnął się wzdłuż alejki, ginąc w pewnym jej punkcie. Nie widząc innej drogi, ruszyła wzdłuż niego, czując każdy mięsień w nogach.

Idąc wzdłuż muru, nasłuchiwała uważnie. Nic nie było słychać, z wyjątkiem wyjącego wiatru i jej własnego serca. Zatrzymała się.

Znalazła się przed metalową bramą, zaokrągloną przy krawędzi. Na niej wykuto napis ‘Cmentarz w Coast’.

Lisa poczuła, jak drga jej serce. Zawsze czuła lęk przed rzeczami i miejscami, kojarzącymi się ze śmiercią. Jako praktykujący guślarz, miała jednak obowiązek oswajać się z ‘drugą stroną’. W końcu widziała i potrafiła konwersować z duchami.

Nie miała ochoty wracać do miejsca, w którym poczuła na sobie czyjeś oczy, ale bała się wejść przez tę mroczną, metalową bramę. Wybierając pomiędzy dwojgiem złego, pchnęła furtę. Otworzyła się, skrzypiąc przeraźliwie.

Jej oczom ukazał się zatrważający widok. Masa białych nagrobków, ciągnących się aż po horyzont. Pomiędzy nimi ciągnęła się kamienna alejka, kontrastując z marmurowymi płytami grobów. Lisa poczuła, jak miękną jej nogi. Czując coraz bardziej dotkliwy głód, pokuśtykała drogą. Wszystkie nagrobki zdobiło długie, anielskie skrzydło, układające się w literę iks. Nie było żadnych zniczy czy kwiatów; część płyt było wywróconych.

Idąc wzdłuż nich, Lisa odczuła poczucie beznadziejności. Jeśli nie znajdzie schronienia w tym mrocznym, straszliwym miasteczku, zamarznie lub umrze z głodu i pragnienia.

Z zaskoczeniem stwierdziła, że w obrębie cmentarza nie ma mgły. Wydało jej się to dziwne, lecz z drugiej strony był to jakiś plus.

Zatrzymała się nagle. Tego się obawiała. Dlatego nigdy nie chodziła na cmentarze: wyczuła setki dusz, czyhających przy swoich pochówkach. Część z nich poczęła się już przed nią ujawniać. Miały popielatą barwę i puste, zimne oczy. Majaczyły koło swoich płyt identyfikacyjnych, obserwując młodą dziewczynę, która zapuściła się w ich królestwo.

- Nie przyszłam zaburzać waszego spokoju – przekazała im w myślach Lisa. Większość dusz nie miała barier, a jeśli któraś ją posiadała, to była zbyt słaba, by stanowić problem dla dziewczyny. – Zbłądziłam jak i wy, lecz ja żyję. Dlaczego pzostaliście tutaj? Czemu nie odpoczywacie, tylko strzeżecie swych grobów?

Obserwowały ją z zimnym smutkiem, lecz Lisa wyczuła w nich jakąś emocję. Czymś były poruszone.

W jednej chwili, aż po horyzont pojawiły się dusze, lewitujące nad swymi grobami. Lisa poczuła, że robi jej się słabo. Odczuła ich krzywdy i zaniepokojenie.

Lisa nagle zobaczyła, że jest jeden grób, przy którym nie ma duszy. Chwiejnym krokiem, prowadzona przez setki oczu, podeszła do płyty i kucając, przyjrzała jej się.




Elizabeth Shade

XV


- Elizabeth Shade – odczytała szeptem Lisa. Jej wzrok zatrzymał się na znaku nad imieniem i nazwiskiem. Czy to nie ten sam, który miał na czole anioł? Mrużąc oczy, przetarła wierzchiem zmarzniętej dłoni płytę nagrobną. Przeszły ją dreszcze, nie mające nic wspólnego z zimnem.

- Kim była? – zapytała cicho zjawę o długich włosach. Nie spodziewałą się odpowiedzi, lecz miała dziwne wrażenie, że wszystkie duchy wpatrują się w to miejsce. Dusza nie odpowiedziała, prześwietlając ją pustymi, martwymi oczyma.

Lisa przyjrzała się znakom ‘XV’. Bez wątpienia były to cyfry rzymskie, znaczące dwadzieścia pięć.

- Kiedy umarłaś? – pomyślała, głądząc kamienną płytę.





Idąc wzdłuż cmentarnej alei, Lisa czuła potworny ból w udach, będący zapewne wynikiem jej gwałtownego biegu. Była wykończona i czuła się bardzo chora.

W pewnym momencie zatrzymała się, widząc przed sobą dużą, metalową bramę. Drżącą ręką pchnęła klamkę.

Miała nadzieję, że znajdzie się na jakiejś asfaltowej drodze, lecz omyliła się. Stanęła na końcu długiej, ginącej we mgle ścieżki.

Dopiero w tym miejscu, spostrzegła, że zapadła noc, o dziwo, bezchmurna, pomimo wszędobylskiej zasłony. Blady wartownik oświetlił jej zmęczoną, białą twarz, na wpół przysłoniętą czarnymi włosami. Sprytne, małe łzy, pod osłoną włosów zwilżyły kamienną drogę.

Skostniałe dłonie schowała w kieszeń skórzanej kurtki, szczelniej okrywając twarz apaszką. Rana na głowie pulsowała tępym bólem. Czując ssanie w żołądku, zaczęła rozważać powrót do samochodu, gdy nagle gdzieś zatliło się światło.

Odwróciwszy głowę, zobaczyła daleko za cmentarzem, pojedyńcze, czerwone światła. Coś jak flary, pomyślała Lisa.

Było ich coraz więcej, a dziewczyna nie mogła oderwać od nich oczu. Dostrzegała w nich jakieś ukryte piękno, nie znającą poczekania pokusę.

Nagle ciszę rozdarł głośny, czysty dźwięk dzwonu, odbijając się echem w podświadomości Lisy. W powietrzu zrodził się zapach siarki. Gdzieś w oddali zabrzmiał przeraźliwy krzyk, który zdawał się otaczać dziewczynę ze wszystkich stron. W jednej chwili poczuła ogromny ból głowy, tak silny, że aż pociemniało jej przed oczyma. Nie mogąc wytrzymać, uklękła na jedno kolano, trzymając się za twarz. Przeraźliwy smród uderzył w niej nozdrza. Powstrzymując wymioty, wyczuła na swej twarzy łzę. Opadła na rękę, ukazując swą czarną barwę.

Lisie nagle zesztywniało gardło, tak, że ledwo mogła oddychać. W głowie łomotał jej rozpaczliwy krzyk kobiety, połączony z żałobnym biciem dzwonów. Swąd siarki wdarł się do jej gardła, jakby ją dusząc.

Kaszląc, zerwała się z ziemi i pobiegła bezwiednie naprzód, zaciskając łzawiące oczy.

- Czarna krew – myślała, czując jak jej serce coraz szybciej bije. Nie wiedziała co myśli, gdzie biegnie i kim właściwie jest. Wszystko przestało grać rolę. Jej blada, lodowata twarz rozciągnęła się w szaleńczym uśmiechu. A może to twarz kogoś innego?

Słyszała wokół siebie szepty, złowieszcze pomruki i odległe, stłumione sapanie.

Wiatr dzwonił jej w uszach, gdy biegła naprzód, bez celu. Chciała, by to wszystko się już skończyło, żeby ten ból ustał.

Czując, jak zamarza w niej krew uderzyła nagle o coś twardego.

Wylądowała na plecach, czując dotkliwy ból w klatce piersiowej. Wszystkie myśli zniknęły, a słychać było tylko zimne gwizdanie wiatru.

Łapiąc oddech, stwierdziła, że uderzyła w duże metalowe drzwi z mosiężną klamką. Usłyszała kroki i serce w niej zamarło.



Drzwi nagle rozwarły się, ukazując w swym progu wysokiego mężczyznę w średnim wieku. Blade światło lampki, zawieszonej nad progiem zalewało jego chudą, najwyraźniej przestraszoną twarz. W ręku trzymał rewolwer.

Zobaczywszy leżącą Lisę, błyskawicznie w nią wycelował. Ta prześlizgnęła się w tył po kamiennym podłożu, instynktownie podnosząc ręce. Nie była w stanie zasięgnąć noża.

- Nie ruszaj się – wycedził cicho mężczyzna, odbezpieczając rewolwer. – Czymkolwiek jesteś.

- Ja… - zająknęła się Lisa, czując okropne drapanie w gardle. Ból głowy ustępował przerażeniu. – N-nazywam się… nazywam…

Pustka wypełniła jej świadomość, liczącą coraz to wolniejsze bicie serca. To coś, co kierowało jej myślami i poczynianiami jakby wypełzło z umysłu Lisy. Czując ślinę, skapującą z brody, pozbierała myśli z najczarniejszych zakątków głowy.

Mężczyzna, jakby zdziwiony, zrobił krok naprzód.

- Lisa – dokończyła szeptem.

Widziała jak rozmazany kształt opuszcza broń, zbliżając się powoli. Lisie zakręciło się w głowie i upadła na plecy. Straciła przytomność.

2
Hm, zapomniałem dopisać do gatunku 'Kryminał', lecz na razie nie ma o tym mowy, więc od następnego (a może jeszcze następnego) rozdziału to zmienię.

Proszę o weryfikację.

3
Lisa obudziła się w samochodzie z obolałą głową. Podniosła głowę z kierownicy, czując ranę na czole. Nic pamiętała, jakim sposobem znalazła się w samochodzie. Ostatnią rzeczą, która została w jej pamięci, to ciemna, zamglona droga i ostry zakręt. Odgarnęła włosy i poczuła, że boli ją każdy mięsień.
Po pierwsze: powtórzenia. Po drugie "Ostatnią rzeczą, która została jej w pamięci(...) i potem lecisz od "to". Winien być jakiś czasownik, np. "była". "Każdy mięsień" brzmi nieco idiotycznie. Wiesz, są takie mięśnie, choćby (pardon) w dupie, że człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy z ich istninienia.

Dosłownie każdy ją bolał? Ktoś w nią rzucał fortepianami, hm? ;)
Znajdowała się na ogromnym terenie, zasnutym białą mgłą. Przed nią stał przekrzywiony, pęknięty znak. Lisa, czując ból w kręgach szyjnych, odczytała na nim napis: ‘Witamy w Coast’.
Znak stał przed mgłą?

Te imiesłowy przysłówkowe chyba będą mi towarzyszyć przez resztę tekstu, prawda? Ona wszystko robi robiąc coś, takie mam wrażenie. Grrr. Źle.
Widok za nim był tak przygnębiający i straszny, że Lisa podniosła się szybko. Ciągnące się wzdłuż alei drewniane, odrapane domy, majaczyły w białych fałdach płatków śniegu. Nieopodal stała kamienna fontanna, którą zdobił wyrzeźbiony biały anioł. Nie przyprawiała ona jednak dobrego nastroju i nie tryskała w niej woda. Cały ten widok sprawiał wrażenie upadłego, nawiedzonego miasta. Panowała śmiertelna, złowroga cisza.
I to wszystko widoczne jak na dłoni w tamtej mgle?
Lisa popatrzyła za siebie, lecz niczego tam nie dostrzegła, oprócz wiszącej w powietrzu mgły. Wzdrygnęła się gwałtownie.
Mgła z tyłu, Silient Hill... tfu, miasteczko z przodu <koduje>
Wsiadła z powrotem do samochodu i chwyciła telefon. Wystukała numer do ojca, lecz nie reagował. Wspierając głowę na kierownicy, omackiem szukała kluczyków. Poczuła chłodny metal i przekręciła. Nic się nie wydarzyło.

- Co jest?...

Wyskoczyła na zewnątrz i otworzyła przednią maskę samochodu.
Po co się powtarzasz? Przecież nie chodzi o maskę kaloryfera z piekła rodem. Każdy czai, że autor wciąż ma na myśli samochód.

Wuluzuj :P
Podniosła maskę instynktownie, pomimo tego, że kompletnie nie znała się na tych wszystkich rurkach i zbiorniczkach. Jednym ruchem zatrzasnęła ją z powrotem i ponownie weszła do samochodu.
Ona panikuje / jest kompletną idiotką / na siłę wciskasz ten akapit?
Nie zastanawiając się, cóż ten znak może znaczyć, ruszyła dalej, czując coraz większą niepewność.

Zmarzniętą ręką, otarła załzawione oczy. Wszystko w okolicy wyglądało jakby przeszła tędy jakaś zaraza, wyniszczając ludzi.
A nie mówiłem?

Atak Imiesłowów.
Zawahała się na chwilę, lecz przestąpiła próg, kurczowo trzymając rączkę noża.

Do pomieszczenia wlatywały płatki śniegu, zaścielając skrzypiącą, drewnianą podłogę.

(...)

Czując na plecach zimny podmuch wiatru, zamknęła książeczkę i po krótkim namyśle wcisnęła za pas. Zastanawiając się po co to zrobiła, odwróciła się ku drzwiom.
Ech...
Rozejrzała się jeszcze lecz nic, prócz odłamków szkła i wywróconych mebli nie ujrzała.
Dziwny szyk słów.
Opady śniegu nasiliły się, obficie opadając na ramiona i kruczoczarne włosy Lisy.
ZDANIE POTWÓR.
. Wydawało jej się, że coś usłyszała, coś jakby szelest za jej plecami. Odwróciła się powoli, lecz nic prócz mgły nie ujrzała
Tu też dziwny szyk.
Nie widząc innej drogi, ruszyła wzdłuż niego, czując każdy mięsień w nogach.
Pan jest chory na imiesłowiozę. Teraz to wiem.
Nic nie było słychać, z wyjątkiem wyjącego wiatru i jej własnego serca.
Serce mogła sama co najwyżej słyszeć, wiesz, poprzez mocny skurcz jego mięsni i te całe łopotanie w piersi. Ktoś stojący obok słyszałby tylko wiatr, więc zdanie jest źle zbudowanie.
Zawsze czuła lęk przed rzeczami i miejscami, kojarzącymi się ze śmiercią. Jako praktykujący guślarz, miała jednak obowiązek oswajać się z ‘drugą stroną’. W końcu widziała i potrafiła konwersować z duchami.
Kuźwa, więc w końcu co? - boi się, czy nie?
Wybierając pomiędzy dwojgiem złego, pchnęła furtę. Otworzyła się, skrzypiąc przeraźliwie.
Ojjjojojojo... ta... ta dziewczyna otworzyła się? o,o
Jej oczom ukazał się zatrważający widok. Masa białych nagrobków, ciągnących się aż po horyzont. Pomiędzy nimi ciągnęła się (...)
Ten tekst się ciągnie...
Obserwowały ją z zimnym smutkiem, lecz Lisa wyczuła w nich jakąś emocję.
Sam smutek to już emocja.
Dopiero w tym miejscu, spostrzegła, że zapadła noc, o dziwo, bezchmurna, pomimo wszędobylskiej zasłony.
A wcześniej pieprzona noc była niewidoczna. Mhm.
Sprytne, małe łzy, pod osłoną włosów zwilżyły kamienną drogę.
Won z tym zdaniem!
Coś jak flary, pomyślała Lisa.
Jezusie, ona jednak o czymś myśli! o,o
Powstrzymując wymioty, wyczuła na swej twarzy łzę. Opadła na rękę, ukazując swą czarną barwę.
Widzisz, co tu jest źle?



O treści nie będziemy dyskutować. Ja tu od pomysłów nie jestem.

Warsztat.

Styl - miejscami makabryczny. Dziwnie przestawiasz słowa, wszędzie, DOSŁOWNIE WSZĘDZIE pchasz te pieprzone imiesłowy. Nie ma akapitu, w którym by się ich nie nazbierało. Dlaczego to robisz? Myślisz, że imiesłów jest tak uniwersalny, że pozwala łączyć w jednym zdaniu wiele czynności, a dzięki temu nadawać realistyczny, szczegółowy ruch bohaterom/zjawiskom/opisywanemu otoczeniu?

Tak, imiesłów daje taką możliwość... ale nie w takich ilościach. Wszystko się rusza i migiocze, jedno dzieje się jednocześnie z drugim, jest mgła, widać domy, ciągnie się ścieżka, ciągną się groby - nagle, bum, noc jest. Pleciesz sieć wielu połączonych ze sobą obrazów, i to połączonych w taki sposób (i ustawionych w szeregu) że często wyobrażanie ich sobie to męczarnia.

Czytanie nie może męczyć.

Może w wypadku lektury, ale chyba nikt z nas nie ma pobudek to tworzenia przyszłych lektur, mhm?

Wiele czynności, wiele bezsensownego kręcenia się w kółko, pieprzenia o duszach, chęci powrótu do samochodu, chęci zostania na miejscu, chęci powrotu do samochodu, chęci... ple, ple, ple. Pochodziła sobie, pomacała, posłuchała strasznych, przerażających (BUUUUUUU) oddechów za plecami, potem jej zmigotały światełka, czarna łza po twarzyczce spłynęła.

Odrór siarki wypełnił jej nozdrza.

Głosy, pełno głosów.

Nie wiem, czy to otoczenie, czy to przyczółek piekła, a może kilka dużych telewizorów z telewizją kablową, pukrywanych gdzieś za tym umarłym krajobrazem. Bohaterka prawie w ogóle nie myśli, strzela sama do siebie banalne teksty, ma doświadczenie z duchami, a zachowuje się jak małe, biedne, niewinne dziecko. Bu. O jej. Będę płakała.

Bu.

Jejku, jakie to wszystko straszne.

Fragment słaby. Wkurza. Jak już mówiłem - styl wymaga wielu ćwiczeń.

Unikaj tych imiesłowów, unikaj krótkich zdań, informowania o tym i tamym ruchu, unikaj takich kwiatków: Sprytne, małe łzy, pod osłoną włosów zwilżyły kamienną drogę

Co to znaczy? Co Ty piszesz? Poezja czy proza?

Posługuj się PROSTYM i PRZEJRZYSTYM językiem. Sprytne łzy pod osłoną włosów... (sic!) zwilżyły kamienną...

Nie. Stop.

Wywal to zdanie. Tobie i mnie będzie lżej. Obiecuję ;)

4
Straszni mi Silentem jedzie, za pozwoleniem. I przy okazji - autor textu jest chłopakiem, czy dziewczyną?
Bo lubię pisać.

5
Straszni mi Silentem jedzie, za pozwoleniem. I przy okazji - autor textu jest chłopakiem, czy dziewczyną?
Też zwróciłem na to uwagę.

Tylko prosiłbym o bardziej rozwinięte wypowiedzi, jeśli już ktoś podejmuje się dyskusji na temat tekstu ;)

7
Och, a mnie mówili, że śnieg i mgła też nie mogą mieć miejsca naraz...A tu proszę - szedłem sobie gdzieś w lutym w moim miasteczku i rzeczywiście miała miejsce wyżej wspomniana pogoda, więc nie powiem, że coś nie jest możliwe ;)



I Do opowiadania podchodziłem całkiem neutralnie. Zachęcił mnie tytuł, oczywiście dość znany ostatnio - "mgła"



Startowałem we wspomnianym przeze mnie kiedyś konkursie literackim i było tam opowiadanie o IDENTYCZNYM tytule.

Oczywiście Stephen King również napisał opko. pt" Mgła"



Moim zdaniem już na samym początku tracisz punkt za orginalność.



Ocena cząstkowa (nazwa) 5+/10 - za tytuł, który może zachęcić, ale nie jest jednak orginalny.



II

Fabuła...No cóż. Imię Lisa w połączeniu z tytułem przywołały na moją twarz uśmiech. Ale zapowiadało się ciekawie. Trochę mi mina zrzedła, gdy już bohaterka dotarła do zabudowań...Wiesz, ja też w moim opowiadaniu przywołuję patent znany z Silenta, ale już samo miasto jest zupełnie inne...W każdym razie miałem wrażenie, że czytam fanfika, a nie kryminał czy horror. Ok, wracając do tematu - miasto to jedna wielka kopia (do momentu pewnego). Mgła, śnieg - te elementy wskazują na część pierwszą Silent Hill. Moim zdaniem jest to niezwykła gra, ale ja już znam prawie cały scenariusz na pamięć więc niestety twoje opowiadanie straciło ten smaczek. Lokacje nawet nieźle opisane, nie męczyłem się z nimi tak strasznie jak kolega SkySlayer, ale ma On jednak rację - coś tu jest nie tak. Ale opisy mi się podobają, dobrze je ...opisujesz xD....



Fabuła więc 6+/10





III



Postaci pierwszo- i drugoplanowe.



Cóż, tutaj niestety LEŻYSZ na całej linii. I tak, moim zdaniem, Lisa to Lisa Garland, a tajemniczy gość to Dr. Kauffman.



Przykro mi, ale 2+/10



WERDYKT



Pociesz się tym, że nie jestem weryfikatorem. Nie szukałem literówek, a widziałem ich sporo. Fabuła jest mi poniekąd znana, postaci również (dają głowę, że chciałeś nas potem zaskoczyć, że Lisa jest martwa), a orginalność ....przemilczę.



Zamiast typowego dreszczowca otrzymaliśmy coś, co przy paru drobnych zmianach można ochrzcić mianem Fan Fiction - twoje opowiadanie względem mojej "Zimy" ma identyczną otoczkę - mgła, śnieg...Wszystko sprowadza się u Ciebie do dwóch słów - Silent hill.

Jako fan Silenta bawiłem się dobrze, ale to jednak nie to...No i ten dzwon i krzyki...Sam wiesz.



Zaserwowałeś nam ( albo mi, jak kto woli) kawał przyzwoitego czytadła. Może to po prostu kwestia gustu. Czytało mi się bez oporu, ale też bez euforii. Jednak te wszystkie nawiązanie zabiły część przyjemności. Z drugiej strony nieźle pokazałeś nam wędrówkę we mgle pojedyńczego człowiek, z drugiej strony jak bardzo wpłynął na Ciebie Silent hill i jak bardzo wypaczył orginalność. Nic to, pora na oceny.



OCENY



Przyjemność z czytania -> 7/10

Orginalność -> 2+/10

Opisy -> 6+/10

Klimat -> 6/10



OCENA OGÓLNA -> 5+/10



Powiem szczerze - po wielkim tytule oczekiwałem znacznie więcej.



P.S Fani Silenta niech dodadzą oczko do oceny końcowej. Czekam na dalszą część ;)
Bo lubię pisać.

8
Czytam tak opinię kolegi powyżej i zastanawiam się, co począć.
Ale opisy mi się podobają, dobrze je ...opisujesz
(pozowlę sobie na dysusję).

Niektóre pojdyczne zdania są poprawne.



"Nie uszła daleko prostą, zaśnieżoną drogą, mijając zniszczone, puste budki telefoniczne, a zobaczyła spory budynek."



2 przymiotniki + rzeczownik, 2 przymiotniki + rzeczownik, 1 przymiotnik + rzeczownik.

Opisy są schematyczne, nie opierają się na jakiejkolwiek mocy słów, ktoś, kto napisał ten tekst, nie bawi się językiem. Nie próbuje postawić sobie jakąś granicę bliżej niż zawsze i spróbować czegoś nowego.



"Zatrzymała się nagle. Tego się obawiała. Dlatego nigdy nie chodziła na cmentarze: wyczuła setki dusz, czyhających przy swoich pochówkach. Część z nich poczęła się już przed nią ujawniać. Miały popielatą barwę i puste, zimne oczy. Majaczyły koło swoich płyt identyfikacyjnych, obserwując młodą dziewczynę, która zapuściła się w ich królestwo."



Zdarzają się nawet powtórzenia członów wyrazowych (pierwsze dwa podkreslenia). Masa zbędnych zaimków i przyimków. Zbędne słowa/zdania, które przy pierwszej korekcie powinno się skreślić (np. "przed nią").

Majaczyły.

Kochany (zwarcam się do autra), wiesz, czym jest majaczenie?

"wypowiadać podczas snu lub wysokiej gorączki słowa, które najczęściej nie mają ze sobą żadnego związku; bredzić".

Te zjawy bredzą?

"Płyty indentyfikacyjne". Co to, u diabła, jest?
Tumi1 pisze:Ocena cząstkowa (nazwa) 5+/10 - za tytuł, który może zachęcić, ale nie jest jednak orginalny.


ORYGINALNY, jeśli łaska :D
Tumi1 pisze: Nie szukałem literówek, a widziałem ich sporo.
Też widziałem ich sporo. Jest ich od cholery, dałem sobie spokój. Z interpunkcją tak samo.


Tumi1 pisze:Zaserwowałeś nam ( albo mi, jak kto woli) kawał przyzwoitego czytadła. Może to po prostu kwestia gustu.
Może i kwestia gustu... ale wątpię. Też lubię Silient Hilla, ale to jeszcze nie powód, żeby takiego potworka chwalić. Kawał przyzwoitego czytadła?

- literówki

- momentami zrypana interpunkcja

- schematyczne opisy

- zero klimatu - to, co miało być klimatem, zostało tak wyraziście wystylizowane na coś, co już prawie wszyscy znamy, że jedyne uczucie podczas czytania to "aha..." i kiwanie głową znaczące, że to jedna z wielu kalek.

- nagromadzenie dramaturgii dające komiczny lub idiotyczny efekt - najpierw idzie wzdłuż ściany, ucieka przed czymś, słyszy glosy, potem bach, widzi duchy (może i to było wcześniej, to bez różnicy, już zaczynam zapominać, co czytałem), potem jakieś błyski czerwone, dzwony biją, psy wyją, ziemia pęka na pół, Giertych zostaje prezydentem, Toruń staje się bastionem Armi Beretowej, bach, bach, łojezu, jakie to straszne, ile się tutaj dzieje.

Kurde.

To jest kaszana, a nie fabuła. Nawet nie muszę czytać poprzednich lub dalszych części, aby stwierdzić, że (już nawet nie będę pastwił się nad treścią) styl kwiczy często na polu podstaw (unikanie powtórzeń, unikanie przysłówków i strony biernej, zmiana rytmu zdań i tak dalej...).

Proszę o więcej rozwagi. To raczej wyrządzanie krzywdy, gdy (bez wzlędu na jakikolwiek gust czy inne czynniki) mówi się, że coś, co jest po prostu słabo napisane, to niezłe czytadło.

Racja. Takich "niezłych" czytadeł też jest na pęczki na półkach w księgaranich, ale...

Czy to już znaczy, że powinno się je czytać?

Re: Mgła [ Rozdział II ] (Horror/Fantasy)

9
Snakedot pisze:Lisa obudziła się w samochodzie z obolałą głową. Podniosła głowę z kierownicy, czując ranę na czole. Nic pamiętała, jakim sposobem znalazła się w samochodzie. Ostatnią rzeczą, która została w jej pamięci, to ciemna, zamglona droga i ostry zakręt. Odgarnęła włosy i poczuła, że boli ją każdy mięsień
Wyboldowałem wszystkie rzeczowniki i czasowniki, które łączy rodzaj żeński. Jak widać, jest ich sporo, a to prowadzi do chaosu. W tym przypadku udało ci się uniknąć kichy, po prostu chcę ci zwrócić uwagę na to, że takie nadużywanie może doprowadzić do burdelu



"popatrzyła w lusterko, widząc swoje zielone oczy"

Kiepawe zestawienie: popatrzyła, widząc. Nie wiadomo, czy "widząc" to przyczyna, czy efekt, a - wydaje mi się - ma to być efekt, w związku z tym proponuję: "popatrzyła w lusterko i ujrzała swoje zielone oczy", ew. "popatrzyła w lusterko, żeby ujrzeć swoje zielone oczy", ale to już powiewa literaturą sienkiewiczowską ;]



"Znajdowała się na ogromnym terenie, zasnutym białą mgłą"

Sam fakt, że teren jest zasnuty mgłą, nie pozwala zobaczyć, czy jest ogromny. Czaisz? ;>


odczytała na nim napis: ‘Witamy w Coast’.
w Polsce nie używamy apostrofów jako cudzysłowów, więc użyj cudzysłowu („”)



"Widok za nim był tak przygnębiający i straszny, że Lisa podniosła się szybko"

Yy... ale co ma piernik do wiatraka? ;] Jak coś jest przygnębiające, to raczej sprawia, że chce się nam nie wstawać, tylko zdychać...



"Wystukała numer do ojca, lecz nie reagował"

Ojciec czy telefon?



"wskaźnik paliwa wynosił zero"

Wskaźnik wynosił zero... ciekawe :)



"Postanowiła pójść do tego cichego miasteczka i dowiedzieć się gdzie jest"

Dowiedzieć się, gdzie jest miasteczko? Oczywiście pytam z czystego chamstwa, ;) bo wiadomo, o co chodzi, ale warto by to przekonstruować



"Dopiero teraz spostrzegła, że na czole ma narysowany jakiś znak:"

Kurde, z początku wydało mi się, że to ona ma ten znak na czole... z czystej ostrożności lepiej zaznaczyć, że chodzi o anioła



"Czerwona cegła przybierała czarny kolor"

I w końcu nie rozumiem, jaki kolor mam sobie wyobrazić... wysyłasz sprzeczne informacje ;)



"Szyby w oknach wybito, a skrzypiąca na wietrze tabliczka głosiła, że Lisa dotarła do celu"

Napis na tabliczce: "Lisa, dotarłaś do celu!" Nie chodzi o to, że człowiek się nie domyśli, chodzi o to, że to głupio brzmi



"Struga światła padła najpierw na coś, co wyglądało jak obraz. Przedstawiał on zakrwawionego mężczyznę,. W ręku trzymał dziwny, metalowy przedmiot, kształtem przypominający klucz"

Dwie sprawy. Jedna: dla mnie (czytelnika) to nie jest obraz, tylko coś, co przypomina obraz, a więc nie możesz napisać, że "przedstawiał" mężczyznę, co najwyżej "przedstawiało", a żeby było bardziej tajemniczo np.: "Lisa dostrzegła zakrwawionego..." Punkt dwa: Jak już piszesz, że przedstawiał, a potem - że trzymał (bez zmiany podmiotu), to dochodzę do wniosku, że obraz (coś, co przypominało obraz) trzyma klucz (przedmiot, który przypominał klucz)



"Opady śniegu nasiliły się, obficie opadając"

To, co mówił Sky - imiesłowy prowadzą do durnych zdań, jak np. "Opady, opadając"



"W jednej chwili, aż po horyzont pojawiły się dusze, lewitujące nad swymi grobami"

Nie rozumiem... to znaczy, jakoś nie satysfakcjonuje mnie idea duszy jako szarego, przezroczystego odzwierciedlenia ciała. Jeżeli piszesz o duchach na poważnie, to pokaż coś tajemniczego, przedstaw je jako wyczuwalne byty; jako coś, czego nie da się poczuć zwykłym, ludzkim zmysłem, tylko jakimś specjalnym, szóstym. Czaisz bazę?



"Lisa przyjrzała się znakom ‘XV’. Bez wątpienia były to cyfry rzymskie, znaczące dwadzieścia pięć"

Ameryki nie odkryłeś, stary. A właściwie to albo skwasiłeś, albo Lisa nie zna cyfr rzymskich



"daleko za cmentarzem, pojedyńcze, czerwone światła"

Pojedyncze



"Przeraźliwy smród uderzył w niej nozdrza"

Jej



"Opadła na rękę, ukazując swą czarną barwę"

Nie rozumiem... Lisa opadła, ukazując swą czarną barwę? Jaką czarną barwę, kto, co, jak?





Chyba tyle w materii czepiania się słówek. Powiedzmy sobie: nie mam pojęcia, o czym jest twoje opowiadanie/powieść/nowela/coś tam. Nie wiem, na temat czego traktuje, jakich problemów dotyka, bo to jest za mało. Nie czytałem/oglądałem/grałem w/nie miałem styczności z/etc. Silent Hilla/Silent Hillem, więc nie powiem ci, czy splagiatowałeś.

O imiesłowach chyba nagadał się Sky ;> poprę go tylko, żeby się nie powtarzać.



To prawda, nie sądzę, żeby było w tym specjalnie dużo twojego pomysłu - z takimi motywami można się spotkać często, jeśli nie w Silent Hillu, to gdzie indziej. Samotna laska, rozmawia z duchami, jest niewiadomogdzie, na cmentarzu, spotyka niewiadomokogo. To wszystko, a chciałoby się więcej. Tak też cię zmotywuję: chcę więcej, ale nie odtwarzania. Chcę więcej pomysłu, inwencji, zaskoczenia! Więcej klimatu, akcji! Mniej imiesłowów! Wiem, że potrafisz



Trzymaj się!



P.S.: Sky
SkySlayer pisze:"Nie uszła daleko prostą, zaśnieżoną drogą, mijając zniszczone, puste budki telefoniczne, a zobaczyła spory budynek."



2 przymiotniki + rzeczownik, 2 przymiotniki + rzeczownik, 1 przymiotnik + rzeczownik.
Ziomie, zaśnieżona i zniszczone to nie przymiotniki! :D
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”