24 października 2006 roku, niewidomy pan Tomasz, jak co tydzień w sobotnie popołudnie udał się do solarium. Drogę od swojego domu na wrocławskich Karłowicach do centrum miasta przebył w niebywale krótkim czasie, gdyż po raz pierwszy od dawna nie było korków. Trasę od przystanku do solarium znał doskonale. Laską spokojnie przeczesywał przestrzeń chodnika przed sobą, po kolei mijając silny zapach pączków, odór śmietnika i tłuste od smrodu popcornu powietrze wokół kina, by ostatecznie skręcić w znajomą uliczkę. Ulica świętego Antoniego ma wygląd dość absurdalny, gdyż przez całą jej długość przeplatają się witryny solariów i domów pogrzebowych. Pan Tomasz przeszedł już obok szyby okraszonej wizerunkiem uśmiechniętego słoneczka, a także obok hasła „a jak będzie wyglądał pogrzeb w twojej rodzinie?”. Oczywiście tego pan Tomasz nie widział, słyszał jednak doskonale zwyczajny uliczny hałas, na który składają się urywki rozmów przechodniów połączone z warkotem samochodów. Chociaż telewizyjna pogodynka zapowiadała silne opady deszczu to na razie jedynie mżyło. Nasz bohater wspiął się po schodkach i z łatwością odnalazł znajomą klamkę. Pewnie przekroczył wysoki próg i usłyszał znajomy dźwięk dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami. Z początku strasznie go denerwował, jednak po dwóch latach regularnych odwiedzin w gabinecie pani Kasi w pełni się do niego przyzwyczaił.
- Dzień dobry.
Nie doczekawszy się odpowiedzi, nie zmartwił się zbytnio. Pani Kasia, z którą był w znakomitej komitywie często wychodziła do bramy obok (salon pogrzebowy „Radość”) zostawiając otwarte drzwi.
-Lekkomyślna kobieta- pomyślał po raz setny pan Tomasz wieszając palto na wieszaku. Jak zazwyczaj podczas nieobecności właścicielki Tomasz sam wszedł do kabiny, rozebrał się i położył się pod halogenem. Uchwyty wprawdzie były znacznie inne i obicie różniło się od poprzedniego, jednak pani Kasia już od miesiąca opowiadała o nowym łóżku, z Nowego Jorku o nazwie HiperSolar2008, które miało przyjść lada dzień, więc nie przejął się zbytnio zmianami. Pan Tomek miał jeden dziwny zwyczaj. Wręcz absurdalny jak to zazwyczaj bywa z najsilniejszymi nawykami. Mianowicie, gdy już wygodnie ułożył się w kabinie zawsze zasypiał, twardym snem sprawiedliwych. Budził go automatyczny brzęczek, lub głos pani Kasi oznaczający koniec zabiegu. Także i tym razem zasnął.
Od rana pan Sławek był w złym humorze. Pies jego córki zwymiotował na kanapę- święty mebel salonu. W obliczu tak wielkiego nieszczęścia pomylenie liczby osiem z liczbą sześć, wydaje się być uzasadnione. W ten oto sposób wraz z panem Krzysztofem wynieśli do furgonu zamiast 886 ze świętej pamięci panem Marianem w środku, trumnę 866. Pomyłka była tym dotkliwsza, że zdarzyła się już w pierwszy dzień funkcjonowania zakładu. Furgon dostojnie ruszył z miejsca, zabierając trumnę oznaczoną numerem 866.
Rodzina pana Mariana dostojnie kroczyła za konduktem pogrzebowym. Niektórzy wymieniali miedzy sobą stosowne uwagi na temat fryzury trzeciej żony pana Mariana. Prawda jest taka, że za życia nikt go za bardzo nie lubił, niestety łączenie z jego żonami. Wszyscy chcieli już pojechać na stypę i nie moknąć na tym przykrym deszczyku. Pan Sławek w tym czasie wymyślał kolejne kary dla pupila córki. Wszyscy zgromadzili się wokół grobu. Ksiądz powiedział, że wszystko będzie dobrze, i że pan Marian był dobry. Gdy grabarze unieśli trumnę nad grobem, ministrant zadzwonił dzwonkami i uderzył w gong, z wnętrza trumny rozległ się głośny chrobot, a następnie uniosło się wieko. Gdy z trumny wychynęła głowa mężczyzny, (bynajmniej nie pana Mariana) i jego nagi tors, kobiety zakrzyknęły doniośle, a panowie zadreptali w miejscu. Gdy mężczyzna z trumny powstał ukazując genitalia połowa pań zemdlała a panowie przejęli prymat w pokrzykiwaniu. Pan Tomasz natomiast krzyknął:
-Cholerne solarium!
O tym incydencie mówiono głośno i długo. Wzmianka o nim pojawiła się w licznych serwisach informacyjnych w kraju i na świecie. Wszystko oczywiście wytłumaczono. Pani Kasia miała długi, skrywany przed znajomymi i rodziną romans z amerykańskim reżyserem. W czwartek (22 października), na dwa dni przed feralnym wydarzeniem sprzedała swój salon panu Sławkowi, i wyjechała do ukochanego. Żyje z nim szczęśliwie do dnia dzisiejszego.
Panu Sławkowi cała afera nie przeszkodziła- wręcz przeciwnie, firma prosperuje doskonale a jej nazwa jest znana w całej Polsce. Pan Krzysztof przez dwa tygodnie był najchętniej słuchanym człowiekiem w pubie „Kupidyn”, do którego przychodzili grabarze. W końcu to on prawie pogrzebał golasa. W dodatku żywego.
Pan Tomasz zyskał tak niesamowity rozgłos, że nawet zrezygnował z pozwania firmy pana Sławka do sądu. Wystąpił w paru programach telewizyjnych i pojawił się na okładce Cosmopolitanu. Dalej chodzi do solarium na tej samej ulicy, tylko dwie bramy dalej. Często przed opalaniem wpada do pana Sławka na kawę. Rodzina pana Mariana dostała odszkodowanie i jeszcze długo szczyciła się tym niezwykłym pogrzebem. Pan Marian został ostatecznie pochowany na cmentarzu Osobowickim.
Informacja o tym dziwnym pogrzebie dotarła nawet do prasy malezyjskiej, jednak w wersji mocno odbiegającej od rzeczywistości. Malezyjczycy kupujący gazetę „Wiem” mogli przeczytać, że w Polsce zmartwychwstał pan Tomasis i przeobraził się w nowożytnego Boga Solarnego Tomasa Re, następcę egipskich faraonów, który ma zamiar wybudować piramidę w Gnieźnie.
Niech żyje globalna wioska.
3
Ech...
Przeczytałem i... nic. Żadnych głębszych uczuć.
Nic. Opowiadanie z tych typu - pisanie dla pisania. Według mnie oczywiście. Ja się mogę mylić, chociaż rzadko to robię
W sumie to przeczytałem je i wyszedłem na klatkę sprawdzić skrzynkę pocztową. Wróciłem i ledwo pamiętałem o czym było. Weszło oczami, wyszło... Nie wiem czym do końca. Dziurką od nosa pewnie. Lewą.
Szkoda.
Przeczytałem i... nic. Żadnych głębszych uczuć.
Nic. Opowiadanie z tych typu - pisanie dla pisania. Według mnie oczywiście. Ja się mogę mylić, chociaż rzadko to robię

W sumie to przeczytałem je i wyszedłem na klatkę sprawdzić skrzynkę pocztową. Wróciłem i ledwo pamiętałem o czym było. Weszło oczami, wyszło... Nie wiem czym do końca. Dziurką od nosa pewnie. Lewą.
Szkoda.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
7
Zak pisze:24 października 2006 roku, niewidomy pan Tomasz, jak co tydzień w sobotnie popołudnie
O, kurka, jak mnie korci, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście tego dnia była sobota. Ale dobra, zaufam autorowi

Chociaż nie - i tak sprawdzę. Z ciekawości

Zak pisze:Drogę od swojego domu na wrocław
Gdybyś chciał powiedzieć, że z cudzego domu, to byś to zrobił. Ale że wyszedł z własnego, to "swojego" jest do wywalenia.
Zak pisze:Drogę od swojego domu na wrocławskich Karłowicach do centrum miasta przebył w niebywale krótkim czasie, gdyż po raz pierwszy od dawna nie było korków. Trasę od przystanku do solarium znał doskonale.
Używasz dwa razy konkstrukcji "od do" w dwóch zdaniach po sobie. Nie wiem, jak zapisać inaczej drugie zdanie, ale na pewno się da. A każdy piszący powinien udowodnić, że umie unikać powtórzeń.
Zak pisze: Oczywiście tego pan Tomasz nie widział, słyszał jednak doskonale zwyczajny uliczny hałas, na który składają się urywki rozmów przechodniów połączone z warkotem samochodów
"składały się". Nie zmieniaj czasu jak nie potrzeba.
Zak pisze:-Lekkomyślna kobieta- pomyślał
Widzę, że w całym tekście robisz ten błąd - przyklejasz myślnik do wyrazu. Owszem, inne znaki się przyczepia, ale ta mała kreseczka to wyjątek. Zatem: myślnik + spacja + wyraz + spacja + myślnik.
W ogóle bez spacji to tak brzydko wygląda! Czy naprawdę tego nie widać?

Zak pisze:Lekkomyślna kobieta- pomyślał po raz setny pan Tomasz wieszając palto na wieszaku. Jak zazwyczaj podczas nieobecności właścicielki Tomasz sam wszedł do kabiny, rozebrał się i położył się pod halogenem. Uchwyty wprawdzie były znacznie inne i obicie różniło się od poprzedniego, jednak pani Kasia już od miesiąca opowiadała o nowym łóżku, z Nowego Jorku o nazwie HiperSolar2008, które miało przyjść lada dzień, więc nie przejął się zbytnio zmianami. Pan Tomek miał jeden dziwny zwyczaj. Wręcz absurdalny jak to zazwyczaj bywa z najsilniejszymi nawykami. Mianowicie, gdy już wygodnie ułożył się w kabinie zawsze zasypiał, twardym snem sprawiedliwych. Budził go automatyczny brzęczek, lub głos pani Kasi oznaczający koniec zabiegu. Także i tym razem zasnął.
Jestem absolutnie przeciwna przyklejaniu dużej ilości tekstu do wypowiedzi bohatera. Enter postawić, nie bawić się w: "kto napisze najbardziej nieprzyjemny dla oka tekst?".
Gdy nie chcesz już niczego powiedzieć - to znaczy twój bohater nie chce - to nie ma powodu, by wtrącenie wyglądało na pięć czy więcej linijek. A nawet jeżeli coś chce on jeszcze rzec, to takie długie przerwy powodują, że zapomina się o tym, co było na początku. I wtedy wypowiedź bohatera nie brzmi/jest niezrozumiała itp. itd.
Zak pisze:rozebrał się i położył się pod halogenem
Powtórzeń się unika - szczególnie tych prostych. Czyli bez drugiego "się".
Zak pisze:Pan Tomek miał jeden dziwny zwyczaj. Wręcz absurdalny jak to zazwyczaj bywa z najsilniejszymi nawykami.
Te zdania aż błagają na kolanach, by były razem.
Zak pisze:Od rana pan Sławek był w złym
Dałabym przed tym większą przerwę, bo zaczynasz pisać o innym bohaterze i jeden Enter - moim skromnym zdaniem - nie wystarcza. Początkowo pomyślałam, że pomyliłeś imię.
Zak pisze:886 ze świętej pamięci panem Marianem w środku, trumnę 866. Pomyłka była tym dotkliwsza, że zdarzyła się już w pierwszy dzień funkcjonowania zakładu. Furgon dostojnie ruszył z miejsca, zabierając trumnę oznaczoną numerem 866.
Liczby zapisujemy słownie - "osiemset osiemdziesiąt sześć" i "osiemset sześćdziesiąt sześć"
Zak pisze:Prawda jest taka
Znów zmieniasz czas - i znów niepotrzebnie.
Zak pisze:pana Mariana dostojnie kroczyła za konduktem pogrzebowym. Niektórzy wymieniali miedzy sobą stosowne uwagi na temat fryzury trzeciej żony pana Mariana.
Powtórzenie. Drugie "pana Mariana" można zamienić na "zmarłego".
Zak pisze: Gdy grabarze unieśli trumnę nad grobem, ministrant zadzwonił dzwonkami i uderzył w gong, z wnętrza trumny rozległ się głośny chrobot, a następnie uniosło się wieko
Zapisałabym to troszkę inaczej, a mianowicie:
"Gdy grabarze unieśli trumnę nad grobem, a ministrant zadzwonił dzwonkami i uderzył w gong, z wnętrza trumny rozległ się głośny chrobot, po chwili zaś uniosło się wieko"
Zmieniłam na coś takiego, żeby nie było porozumień, że ministrant zadzwonił i uderzył, gdy grabarz uniósł. Że to właśnie było główne wydarzenie - o, tak, tak będzie jaśniej.
Zak pisze:wychynęła
O, nauczyłam się nowego słowa! Dzięki

Zak pisze: Gdy grabarze unieśli trumnę nad grobem, ministrant zadzwonił dzwonkami i uderzył w gong, z wnętrza trumny rozległ się głośny chrobot, a następnie uniosło się wieko. Gdy z trumny wychynęła głowa mężczyzny, (bynajmniej nie pana Mariana) i jego nagi tors, kobiety zakrzyknęły doniośle, a panowie zadreptali w miejscu. Gdy mężczyzna z trumny powstał ukazując genitalia połowa pań zemdlała a panowie przejęli prymat w pokrzykiwaniu.
Powtórzenia. "Trumnę" można jeszcze przeżyć, sama - prawdę mówiąc - nie wiedziałabym, jaki inny wyraz napisać. Ale "Gdy" i "a". Powtarzasz tę samą konstrukcję w trzech kolejnych zdaniach. Czyli panuje tu nuda i zdania brzmią jakby były każde następne było tym samym co poprzednie. "A" warto czasem zastąpić "zaś", to przecież to samo. Warto też budować zdania na różne spodoby, inaczej do tekstu wkrada się monotonność.
Zak pisze:Informacja o tym dziwnym pogrzebie dotarła nawet do prasy malezyjskiej, jednak w wersji mocno odbiegającej od rzeczywistości. Malezyjczycy kupujący gazetę „Wiem” mogli przeczytać, że w Polsce zmartwychwstał pan Tomasis i przeobraził się w nowożytnego Boga Solarnego Tomasa Re, następcę egipskich faraonów, który ma zamiar wybudować piramidę w Gnieźnie.
Niech żyje globalna wioska.
Usunęłabym tą końcówkę. Niby ciekawa, ale wydaje się być wepchnięta do tekstu na siłę. By tytuł pasował.
No chyba, że ja czegoś nie rozumiem. A to jest jak najbardziej możliwe.
Ogólnie to twór mi się nawet podobał. Przyjemna miniaturka. Pisząc, że pomylili trumny, sprawiasz, że czytający z rogalem na ustach zastanawia się, co z tego wyniknie. Lepsze to zdecydowanie niż zaskoczenie. Nie uśmiałam się, ale pewnie nie o to chodziło. Ważne, że dosyć ciekawie napisane, choć błędów - jak już wiesz - się nie wystrzegłeś. Ale to normalne, każdy je popełnia

Pomysł fajniutki, choć zastanawia mnie, w jaki sposób pan Tomasz znalazł się w trumnie

Pozdrawiam
Patka
8
A ja sprawdziłempatkazoom262 pisze:
Zak napisał/a:
24 października 2006 roku, niewidomy pan Tomasz, jak co tydzień w sobotnie popołudnie
O, kurka, jak mnie korci, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście tego dnia była sobota. Ale dobra, zaufam autorowi


Słowo „swojego” można śmiało wyrzucić. Domyślamy się, że chodzi o jego dom. W innym wypadku poinformowałbyś nas o tymDrogę od swojego domu na wrocławskich

Konstrukcja „od do” powtarza się. Można ją zastąpić tak: „Trasę między przystankiem a solarium znał doskonale”.Drogę od swojego domu na wrocławskich Karłowicach do centrum miasta przebył w niebywale krótkim czasie, gdyż po raz pierwszy od dawna nie było korków. Trasę od przystanku do solarium znał doskonale.
Słowo „już” można wyrzucić.Pan Tomasz przeszedł już obok szyby okraszonej wizerunkiem uśmiechniętego słoneczka
Na początku opowiadania poinformowałeś nas, że bohater jest niewidomy. Uwierz trochę w inteligencję czytelników, którzy zorientują się sami, że niewidomy tego nie widziałOczywiście tego pan Tomasz nie widział,

Słowo „hałas” lepiej zastąpić słowem „gwar”. Hałas to coś jednoznacznie niepożądanego. Rozmowy przechodniów są raczej tzw. „tłem akustycznym”. Odgłosy samochodów można określić jako hałas, jednak w tym przypadku wszystkie te dźwięki są pomocne niewidomemu w orientacji w przestrzeni, więc stanowią dla niego element pożądany. Ale nie upieram się nad swoim zdaniem w tej kwestiisłyszał jednak doskonale zwyczajny uliczny hałas

Wyrażenie „na który składają się” sprawia, że zdanie brzmi jak opis techniczny. Można zastąpić go wyrażeniem „w postaci”.na który składają się urywki rozmów przechodniów połączone z warkotem samochodów.
Błąd w zapisie dialogu. Przed i po myślniku zawsze jest spacja.-Lekkomyślna kobieta- pomyślał po raz setny pan Tomasz wieszając palto na wieszaku.
Zakończenie nieco mnie zawiodło. Dlaczego? Powiem w ten sposób. Z dużo treści w małej ilości tekstu. Mam nadzieję, że rozumiesz co mam na myśli

I jeszcze jedna rzecz. Za mała zawartość groteski w grotesce
