Rachel: Więzy Krwi (I rozdział)

1
Z zamiaru nieco krótszy.







AKT 1

In Memoriam


















ROZDZIAŁ PIERWSZY








W ciągu następnych lat w Aerfár nie zaszły żadne większe zmiany. Fundusze z eksportu stale rosły, by potem raptownie się skurczyć, za sprawą importu. Kraj nie przedłużył swoich granic, pomimo oficjalnego zezwolenia Rządu Zatraconego Świata.. Nie dlatego, żeby obawiano się kosztów; władze nie chciały prowokować złych mocy, po tak długiej ciszy. Nie teraz, gdy kraj zaczął naprawdę przybierać na sile.

W centrum miasta postawiono ogromną bibliotekę i szkołę z internatem. Zostało to przyjętę z ogólną aprobatą; rodzice pragnęli, by ich dzieci mogły się kształcić w innych dziedzinach, niż tylko w walce. Dlatego też szkoła w dość krótkim odstępie czasu wypełniła się po brzegi.

Kraj było otoczony potężnym białym murem, dniem i nocą strzeżonym przez łuczników i Wielką Magię. Na blankach piętrzyły się wysokie wieże, znakomite punkty obserwacyjne dla strażników. Kraj nie był bardzo duży, tak więc szybko zaczęło mu grozić przeludnienie; teraz o wiele ostrożniej przyjmowano gości. Co może wydawać się dziwne, kraj nie podzielił się na miasta. Istniało po prostu Aerfár. Mieszkańcy pozwolili podzielić sobie tylko ziemię na Północną, Wschodnią, Zachodnią i Południową.



Nowo wybudowana szkoła z internatem w Północnej części Arefár dzieliła się na dwa bloki: chłopięcy i dziewczęcy. Oba bloki wyposażone były w piętra, na których ulokowano pokoje dla uczniów. Sama szkoła była masywnym budynkiem, z tylko jednym wejściem: frontowym. Nad nim powieszono ogromny herb szkoły: Dwa skrzyżowane miecze, na tle książki, owinięte czerwoną wstążką. Miał on symbolizować trzeźwość umysłu podczas honorowej walki.

Oczywiście nie uczono tylko walki, lecz także innych, bardziej teoretycznych przedmiotów, takich jak medycyna, język, handel i ekonomia oraz historia. Uczniowie, którzy ukończyli siedemnaście lat, mogli sami zadecydować w jakim kierunku zamierzają się dalej kształcić, w ciągu ostatnich dwóch lat nauki. Bowiem w chwili ukończenia lat dziewiętnastu uczeń zaczynał samodzielne, dorosłe życie.

Uczniowie wybierający kierunek medycyny, uczyli się o najróżniejszych, leczniczych ziołach, sposobach leczenia najróżniejszych ran, takie jakj ukąszenia, ugryzienia, użądlenia i tym podobne zranienia. Postrzegani byli jako przyszli lekarze i zielarze, tak więc wróżono im świetlaną przyszłość. Szczególnie pomocni okazali się (czy też się okażą) w uzdrawianiu wędrowców, wracających po długich, męczących i niebezpiecznych marszach poprzez Pustkowia.

Język, wybierany przez przyszłych tłumaczy i wykładowców, był najbardziej rozchwytywanym kierunkiem. Każdy uczeń bowiem uważał ów przedmiot za najbezpieczniejszy i najprostszy (dopiero później się przekonywali, jak bardzo się mylili!). Wbrew pozorom, język wcale prostym kierunkiem nie był, gdyż nie polegał on tylko na nauce języka rodzimego (jak myśleli), ale również na opanowywaniu języków, używanych na Pustkowiach; czyli Zapomnianych Języków. Były one stosowane głównie przez uchodźców z Południa, wypędzonych przez Łowców Dusz z wiosek pod Urwaną Skałą. Wykucie tych języków stanowiło nie lada wyczyn, więc ci, który wybrali język myśląc, że jest najprostszy, wcześniej czy później zmieniali zdanie.

Ważną dziedziną w Aerfár i na Pustkowiach była handel i ekonomia. Aerfárczycy bowiem handlowali bardzo chętnie i profesjonalnie, co skutkowało natychmiastowym wzbogacaniem się tych osób. A handlowano wszystkim co miało jakąś wartość – począwszy od jadła, skończywszy na ciężkich pancerzach, Mieczach i łukach. Same Miecze osiągały wartość astronomiczną, i po sprzedaży choćby jednej sztuki, kupiec dosłownie tarzał się w złocie (nawet na środku Placu, rozpływając się ze szczęścia). Ekonomiści cieszyli się powszechnym uznaniem, nie naruszonym docinkami złośliwych, twierdzących, że są to materialiści i chytrusy, jakich Świat nie widział.

Kierunek historii wybierali zwykle ci, którzy nie chcieli opuszczać murów Aerfár. Dobrze bowiem wiedzieli, iż historyk tylko w całkowitej ostateczności musiał opuścić swój kraj. Medyk, językoznawca i ekonomista musieli się liczyć z tym, że będą wyruszać na wyprawy. Historycy byli wyjątkiem, bowiem ich zadaniem było kronikarstwo i szerzenie wiedzy w następnych pokoleniach.

Najrzadziej wybieranym kierunkiem była Walka i Magia. Działo się tak ze względu na trwającą ciszę ze strony złych sił, a nie ze względu braku umiejętności. Nauka Walki i Magii wiązała się też z narażaniem życia, gdyż od kogo jak nie od uczniów kształcących się bojowo będzie oczekiwana pomoc w sytuacji zagrożenia?

Ku wielkiemu zaskoczeniu, w większości, która wybierała ów kierunek, były dziewczęta, nie mężczyźni, co stało się pretekstem do żartów wśród mieszkańców; Aerfár było chyba jedynym krajem, w którym większość Magów stanowiły kobiety. Na dodatek w większości w bardzo młodym wieku. Pomimo żartów, w mieszkańcach stopniowo budziła się obawa, że jeśli tak dalej pójdzie, to kraj nie utrzyma się w razie ewentualnego ataku.

Nauka Magii wymagała od ucznia niebywałej wytrwałości i cierpliwości. Dopiero po dwóch latach nauki teoretycznej, uczeń może przystąpić do zajęć praktycznych, oraz dostać swój pierwszy Miecz. Pierwsze Miecze nie były doskonałe, lecz wystarczyły na zajęcia i standardowe zaklęcia.

Miecze wykuwane były z najtwardszej stali, a potem wypełniane Magią przez doświadczonych Magów. Z pozoru wyglądały jak zwykły oręż, ale pobudzone do życia nawoływaniem Maga, zdawały się żyć własnym życiem. Wściekle roztaczając wokół siebie płomienie, gotowe były stawić czoło najpotężniejszym bestiom i pokonać je. Wyjątkiem byli Łowcy Dusz. Władali oni dużo większą mocą od Mieczy, jak i również ich powierników. Łowcę Dusz pokonać mógł tylko Wielki Mag, władający Wielkim Mieczem.

Lecz kim byli Wielcy Magowie? Był to Ród Magów niezwykłej klasy. Byli uczciwi, prawi a ich moc zdolna była zniszczyć Łowcę Dusz. Byli ludźmi, lecz gdy wpadali w gniew, lub szał bojowy, stawali się tak straszliwi, że niejedną potężną bestię zabiliby wzrokiem, a Łowcę Dusz skłonili by do ucieczki. Wówczas, ich oczy płonęły zimnym ogniem, podobnie jak oręż, a głos mieli tak straszliwy, że nie było istoty, która by im się nie podporządkowała. Byli Rodem niezwykle szlachetnym, nigdy nie splamionym zdradą czy tchórzostwem. Każdy Wielki Mag miał za zadanie stanąć oko w oko z Łowcami Dusz i zniszczyć ich.





Od wydarzenia na Urwanej Skale minęło siedemnaście lat. Słońce wstało, kąpiąc w swoim blasku skuloną postać, owiniętą w pościel i pogrążoną w głębokim śnie. Leżała na dużym, acz jednoosobowym łóżku tuż obok okna, przez które wpływały promienie słoneczne. Izba nie była duża. Na kamiennej posadce leżały puchate dywany, a wzdłuż ścian porozwieszane były obrazy. Na półkach było mnóstwo drobiazgów; łańcuszki, figurki, świeczki i gumki do włosów. Na lewo, za małymi drzwiczkami, znajdowała się łazienka. Przed łóżkiem porozrzucane były ubrania; co pół kroku leżała inna część garderoby, jak gdyby strudzony wędrowiec nie miał na nic siły, ledwo dochodząc do łóżka.

W łóżku leżała dziewczyna; jej czarne włosy leżały w nieładzie na poduszce , a oddech z pół otwartch ust był głęboki i rytmiczny. Najwyraźniej spała bardzo mocno, bo nie obudziły jej poranne promyki słońca, oświetlające jej twarz.

Obok łóżka stał oparty o komodę miecz. Odziany był w skórzaną pochwę z wyrytymi wzorkami. Jak na miecz, był wyjątkowo krótki, błędem jednak by było nazwać go sztyletem; był to Wielki Miecz, używany przez Wielkich Magów, a zwał się Cáith, Ostrze Czystości. Kilkanaście lat temu był używany przez Christial i teraz stał się własnością jej córki. Był najpotężniejszym z Wielkich Mieczy. Warto też dodać, iż Miecze słuchały tylko Wielkich Magów. Gdyby ktoś inny próbował nimi władać dotkliwie by go poparzyły. W rękach Wielkich Magów były bronią niewyobrażalnie potężną. Wielkie Miecze przejmowały charakter ich właściciela. Gdyby jeden z Wielkich był porywczy z natury, Miecz szybko by był gotowy do boju, szybko płonął by płomieniami i z łatwością wchodziłby w każde ciało. Teraz stał spokojnie przy właścicielce, która poruszyła się..

Słońce zapiekło ją w dopiero co otwarte oczy. Odgarnęła koniuszki włosów z policzków i zamrugała. Kiedy oczy przywykły do promieni słonecznych, ziewnęła, wpatrując się przed siebie. Nawet nie pamiętała jak się znalazła w łóżku. Bolała ją głowa i czuła się dość słabo.

- Chyba trochę nadużyłam wczorajszej nocy – pomyślała posępnie, próbując przypomnieć sobie jak znalazła się w swoim pokoju.

Wczoraj były jej urodziny. To miał być zwyczajny, spokojny dzień. Dzień jak co dzień, z wyjątkiem tego, że te i ów człowiek składał jej życzenia. Pamiętała, że Amalia zaprowadziła ją do swojego pokoju, i że było tam mnóstwo gości… i wina.

Położyła ciepłą dłoń na obolałej głowie. Kto ją przyprowadził do łóżka? A może sama przyszła? Amalia?

Amalia była jej najbliższą przyjaciółką z tego samego roku. No cóż, pomyślała, jeśli to ona ją przyprowadziła to nie jest tak źle. Przemknęło jej przez głowę, że mogła to być pani Cloud. Zadrżała z zażenowania. Pani Cloud przez siedemnaście lat opiekowała się nią i była dla niej jak matka. Pracowała i mieszkała w bibliotece, a to dość daleko od pokoju Amalii. Czy to możliwe, że dowiedziała się o zabawie? Amalia obiecywała, że nikt z zewnątrz się nie dowie…

Każdy chłopak lub dziewczyna w chwili osiągnięcia siedemnastu lat (czyli wieku pół-dorosłego, jak mawiano) osiągał prawo do spożywania alkoholu. Jeśli jednak by go nadużyto, mogło się to skończyć nieprzyjemnymi konsekwencjami; szlaban lub (co najgorsze) wydalenie ze szkoły. Pomyślała o tym, że może już nie należeć do szkoły i coś ją ścisnęło za gardło. To niemożliwe, by Rachel, córka Christial, Wielki Mag mogła być wydalona ze szkoły…

Gdzieś w oddali zabrzmiały poranne dzwony. Północna część kraju budziła się do życia. Rachel podparła się na łokciach, ale zakręciło jej się w głowie i z powrotem opadła na poduszki. Zastanawiała się, czy w ogóle wstawać z łóżka. A jeśli wszyscy wiedzą o zabawie? Gdy postanowiła nie ruszać się z łóżka, przypomniała sobie, że dziś jest ważny dzień. Wedle tradycji, dzień po siedemnastych urodzinach, uczeń musiał wybrać dalszy kierunek edukacji. Jako Wielki Mag oczywiste było, że powinna wybrać Magię, lecz… dokonanie takiego wyboru postawi krzyżyk na innej przyszłości… gdy wybierze ten kierunek, stanie się już bezpowrotnie i nieodwołalnie Wielkim Magiem, który musi wypełnić swe przeznaczenie. Ale nie miała wyboru.

Westchnęła przeciągle, po raz kolejny żałując, że przypadł jej taki los. Bo jak miała zacząć kształtować przyszłość, nie znając swojej przeszłości? Wiedziała tylko, że znaleziono ją na w okolicach Mrocznego Morza, nieopodal zmarłej matki. Matki nie pamiętała, wiedziała tylko, że była wybitnym Wielkim Magiem. Zaś o ojcu nie słyszała kompletnie nic.

Jedyną rzeczą, która została jej po matce był Wielki Miecz i srebrny łańcuszek z malutkim złotym listkiem. Zawsze gdy wieszała go na szyi jej oczy napełniały się łzami. Wówczas myślała, jak bardzo jest samotna. Tak chciała, by jej własna matka objęła ją ciepło i uśmiechnęła się do niej. Ale los chciał inaczej, i nie miała komu powiedzieć „dobranoc”. Może gdyby miała kota...

Koty bardzo lubiła. Pani Cloud miała jednego w bibliotece, i gdy Rachel nawiedzały czarne myśli, uspokajała się w jego towarzystwie. Bardzo by chciała mieć kota. Psa mieć nie mogła; na Północy Aerfár był całkowty zakaz przyprowadzania psów (wywoływały one zbyt duże poruszenie wśród uczniów).

- Sama jestem jak kot – pomyślała smętnie Rachel. – Chodzę własną ścieżką, i moje życie ogranicza się do spania, picia, jedzenia i korzystania z toalety. Roześmiała się na głos i zdecydowanym ruchem usiadła na łóżku. Przez chwilę znów poczuła się słabo, ale to minęło. Odrzuciła kordłę i z zażenowaniem stwierdziła, że nie ma na sobie nic prócz bielizny. Popatrzyła trzeźwym wzorkiem na komodę obok łóżka. Obok Miecza leżały świeżo przyszykowane ubrania. Spostrzegła, że wczorajsze tak po prostu leżą na podłodze. Po raz kolejny usiłowała sobie przypomnieć, kto ją przyprowadził do pokoju. Sądząc po bólu głowy, nie byłaby w stanie wczoraj wejść po schodach do izby. Amnezja również na to wskazywała.

Wygramoliła się ostrożnie z łóżka i omal znowu nie upadła, gdyż nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Ból głowy nie ustępował, a wręcz potęgował się. Złapała świeże ubrania i przeszła do łazienki. Wzięła szybki prysznic i stanęła przed lustrem. Patrzyła na nią siedemnastoletnia dziewczyna z zielonymi oczami, czarnymi włosami do ramion i jasną cerą. Wyglądała bardzo słabo, była bledsza niż zazwyczaj, a delkatne worki pod oczami stanowiły niechlubną pamiątkę po zabawowej nocy. Przypudrowała je nieco, tak, że stały się niewidoczne a włosy uczesała i ścisnęła w kucyk. Teraz wyglądała niemalże jak zazwyczaj. Wciągnęła na siebie jasne dżinsy, ciepły biały sweter a szyję przepasała różową apaszką. Pozbierała stare ubrania zawalające podłogę i chwiejnym krokiem wyszła z pokoju, zamykając go na klucz.

Zejście po schodach okazało się nieco trudniejsze niż przypuszczała, lecz uporała się z nimi i zeszła na dół.

Główny hol był pusty. Gładka, kamienna posadzka oświetlana była przez poranne promyki słońca. Długi, rozciągający się przed nią korytarz, wzdłuż którego wyrastały drzwi do poszczególnych pokoi ział pustką. Rachel pomyślała, że wszystkie dziewczęta były zaproszone na jej urodziny i poczuła strach. Chciała się jak najszybciej spotkać z Amalią. Po chwili jednak zmieniła zdanie, uznając, że najpierw wybierze się do pani Cloud, powiedzieć jej na jaki kierunek zamierza się udać. Przy okazji dowie się, czy nadal jest uczennicą, i czy pani Cloud dowiedziała się o hucznym obchodzeniu jej urodzin. Skręciła więc w lewo, zmierzając do wyjścia. Nikogo po drodze nie spotkała.

- Rachel! Czekaj!

Rachel odwróciła się na pięcie i ujrzała przed sobą szczupłą, atrakcyjną blondynkę o niebieskich oczach. Wyglądała z pokoju, rozchylając delikatnie drzwi. Gestem kazała jej wejść do środka. Rachel szybkim krokiem wgramoliła się przez drzwi. W przeciwieństwie do niej, Amalia utrzymywała w swoim pokoju wybitny porządek. Na podłodze nic nie leżało, a na półkach nie było śladu kurzu. Ładnie zaścielone łóżko przykryte było złocistym kocem. Lekko uchylone okno przepuszczało chłodny wiatr; zasłonki delkatnie powiewały. Całe pomieszczenie omiatał przyjemny blask. Nie żadnego śladu po zabawie. O ile w ogóle była, bo Rachel już się zaczynała gubić w tym co robiła wczoraj. Głowa nadal ją bolała.

Amalia, schludnie ubrana w białe spodnie spięte różowym paskiem i w biały golf, stanęła przed Rachel i przyjrzała jej się badawczo, unosząc brwi.

- Wyglądasz… nieźle – powiedziała wesoło, oglądając Rachel od stóp do głów. – Myślałam, że nie będziesz w stanie ruszyć się z łóżka.

Rachel skrzywiła się; a więc było bardzo źle.

- Dałam radę – próbowała się uśmiechnąć. – Co się właściwie stało w nocy?

Amalia zmarszczyła brwi i usiadła na fotel obok drzwi. Gestem wskazała, by Rachel zrobiła to samo. Ta usiadła, wpatrując się uważnie w przyjaciółkę.

- No wiesz… - zaczęła Amalia ostrożnie dobierając słowa. – Trochę za dużo wypiłaś. Ale spokojnie, udało nam się odstawić cię do łóżka.

- Nam? – powtórzyła zażenowana Rachel. – To znaczy?

Amalia przeciągnęła się, jednocześnie mówiąc:

- To znaczyyyy… mnie i Alicji. Nie stawiałaś zbytniego oporu, ale wbrew pozorem nie jesteś leciutka. Każdemu może się zdarzyć.

Mówiła to beznamiętnym tonem, jakby wleczenie kompletnie upitej Rachel po schodach było dla niej codziennością. Rachel spłonęła rumieńcem.

- Uhm… czy, ktoś poza g o ś ć m i się dowiedział o nocy? Pani Cloud?

Amalia spojrzała na nią z wyrzutem siadając prosto.

- Ależ skąd! W końcu ci obiecałam, że nikt się nie dowie, nie?

- No tak, przepraszam – powiedziała szczerze Rachel, jeszcze bardziej się rumieniąc. – Po prostu… no wiesz, nigdy nie byłam w takim stanie…

Amalia przytaknęła, wybuchając śmiechem.

- Daj spokój, to po części moja wina. Zresztą, nie było tragicznie. Nikogo nie pobiłaś, jeśli chcesz wiedzieć!

- Nigdy więcej – przyrzekła sobie na głos Rachel, co sprawiło, że Amalia wybuchła nowym chichotem.

Zapadło milczenie, potrzebne Rachel by się pozbierać. Wszystko wskazywało na to, że zarówno jej stan, jak i konsekwencja rozejdzie się po kościach. Amalia spoważniała nagle i spojrzała Rachel w oczy.

- No, więc? – zaczęła tajemniczo. – Jaki kierunek wybrałaś?

Rachel westchęła.

- Wygląda na to, że bezpowrotnie stane się Wielkim Magiem. – odrzekła ponuro.

Amalia odetchnęła, jakby ta wiadomość sprawiła jej ulgę. Czyżby spodziewała się innej odpowiedzi?

- Taki już twój los – powiedziała łagodnie. – Zapamiętaj, że na to co jest zapisane na kartach losu nie można wnieść poprawek. Trzeba to zaakceptować.

Rachel spojrzała zaskoczona na Amalię. Fakt, że była zabawowa, czasem pałająca dziwnym poczuciem humoru (co doprowadzało do irytacji), lecz była istotą bardzo inteligentą i mądrą. Mimo, że miała zaledwie siedemnaście lat w jej oczach dało się dostrzec doświadczenie życiem. Rachel niejednokrotnie już stwierdziła, że jej przyjaciółka mogłaby ją uczyć życia. W jej oczach od zawsze było coś tajemniczego, Rachel jednak nie potrafiła stwierdzić co to takiego. Po raz kolejny przez głowę przeszła jej myśl,że to Amalia powinna być Wielkim Magiem.

- A ty co wybrałaś? – zapytała Rachel zdawkowym tonem, choć przeczuwała odpowiedź, gdyż Amalia wiele razy zapowiadała swój dalszy kierunek.

- To samo – rzuciła krótko, ponownie się przeciągając. – Nastały trudne czasy, a naszym zadaniem jest się do nich dostosować. Nie mamy wpływu na resztę.

Rachel znowu rzuciła jej pełne zdumienia spojrzenie. Nie zdzwiłaby się, gdyby wybrała kierunek nie Magii, ale historii. Zaskakiwała Rachel raz po raz niezwykle mądrymi słowami. Aż trudno było uwierzyć, że wychodziły z ust siedemnastolatki. Powiało silniejszym, chłodniejszym wiatrem, który uprzytomnił Rachel, że ma ważne zadanie do wykonania; musi się spotkać z panią Cloud i wyjawić jej dalszy kierunek kształcenia, przedyskutować szczegóły. Wstała tak szybko, jak jej pozwalały obolałe kości.

- Muszę się zbierać. Muszę omówić z panią Cloud kilka spraw.

- Poczekaj – zawołała Amalia, podbiegając do półki przy oknie. Wzięła z niej jakiś błyszczący przedmiot. – Zostawiłaś go u mnie wczorajszej nocy.

Podała jej naszyjnik matki. Listek połyskiwał w promykach słońca. Rachel wzięła i założyła na szyję, wyciągając go ponad apaszkę.

- Dziękuję.

- Zobaczymy się później – zawołała za nią Amalia, niknąc w łazience.

Rachel wyszła z pokoju Amalii z nowymi siłami. Spotkania z nią zawsze ją pokrzepiały. Były dla siebie jak siostry. Skierowała się ku wyjściu.

Wyszła na schody i zeszła po nich na sam dół, kierując się do bilbioteki. Bibliotekę i szkołę połączono jednym długim korytarzem, tak, aby uczniowie mielido niej łatwy dostęp. Wszędzie było pusto, więc Rachel bez problemu weszła do biblioteki.

Przed nią rozciągały się wysokie półki z książkami, ustawione o kilka metrów od siebie. Przez środek biegła droga, na końcu której znajdował się gabinet pani Cloud. Przesycone perfumami i zapachem książek powietrze zdawało się wisieć w powietrzu. Było niezwykle cicho. Nawet w tak ogromnej bibliotece nie było żywej duszy. Przechodząc pomiędzy półkami, Rachel odniosła wrażenie, że ktoś (lub coś) ją obserwuje. Spojrzała za siebie lecz nie widziała nic,prócz niknącej w ciemnościach drogi za nią. Na tym polegała straszność biblioteki; można się było w niej zagubić. Czasem Rachel odnosiła wrażenie, że przechodzi kilka razy obok miejsca, w którym była kilkadziesiąt kroków wcześniej. Nie skręciła ani razu, tylko parła naprzód, w ciemniejącą czeluść półek. Wszystkie były bardzo wysokie i zdawały się szeptać w niezrozumiałym języku. W pewnym momencie Rachel ogarnęły takie ciemności, że nic nie widziała. Znalazła się gdzieś pomiędzy półkami, lecz nie przypominała sobie, by skręcała. Wykonała skomplikowany ruch palcami prawej ręki, wyszeptując formułę; przed nią pojawił się ognisty, niebieski krąg, który zatoczył wokół niej koło, i złączył się w całość, tworząc przed nią płomień światła. Żałowała, że nie ma przy sobie miecza. Nie wiadomo było, co może się czaić w bilbiotece. Szła dalej naprzód, czując w nogach ciężar. W pewnym momencie zrobiło jej się słabo, zakręciło się w głowie. Wsparła się ręką o półkę, i nagle zobaczyła coś, co ją przeraziło; parę ogromnych, żółtych oczu przed sobą. Wpatrywała się weń jak urzeczona, nie ważąc się podejść bliżej. Poczuła na swoim ramieniu ręke i odwróciła się z wrzaskiem.

- Spokojnie, dziecko!

Głos był znajomy, bez wątpienia należał do pani Cloud. Mrok rozwiał się i ujrzała przed sobą pulchną kobietę o miłej twarzy z brązowymi włosami zaczesanymi w kok. Lampy zajaśniały, a Rachel poczuła, że coś ją obciera o nogi; kot pani Cloud, Pan Dziwny. To jego oczy musiała widzieć w mroku.

- Nie możesz sama chodzić po bibliotece – skarciła ją pani Cloud, chwytając za ramię, by nie upadła. Faktycznie Rachel ledwo trzymała się na nogach. Głowa jej pękała i było niedobrze; poczułą, że zaraz zwymiotuje. Przed nimi wyrósł gabinet bibliotekarki. Weszły, i pani Cloud zajęła miejsce za biurkiem, wskazując Rachel, by usiadła przed nią. Ze wdzięcznością opadła na fotel, czując mdłości. Bibliotekarka podała jej szklankę soku pomidorowego. Po jego wypiciu, poczuła się znacznie lepiej. Apaszka zaczęła ją uwierać w szyję; zrobiło jej się gorąco z wrażeń i z zażenowania, że Wielki Mag omal się nie zgubił w bibliotece.

Pani Cloud popatrzyła na nią łagodnie.

- Ano tak to już jest, kiedy się wchodzi do biblioteki, jak robię obchód – powiedziała z westchnieniem. – Musiałaś wejść prosto w moje zaklęcia. Całe szczęście, że Dziwny cię znalazł – wskazała na kota, który zwinął się w ciasny kłębek na fotelu przy drzwiach.

Rachel zarumieniła się.

- Tak, dziękuję pani. Zapomniałam, która jest godzina. To już się nie powtórzy.

Pani Cloud przytaknęła z uśmiechem, wyciągając się w fotelu.

- No więc, po co przyszłaś, moja droga? – zachęciła ją .

Rachel dopiero teraz przypomniała sobie cel swojej wizyty. Nadal widziała przed oczami duże oczy, patrzące na nią z mroku.

- Ah, tak. Przyszłąm pani powiedzieć, że wybrałam Magię.

Pani Cloud klasnęła w dłonie z entuzjazmu; Rachel aż podskoczyła. Zdawała się być wzniebowzięta.

- To wspaniale, Rachel, wspaniale! Zatem rośnie nam już kolejny Wielki Mag! – zawołała. – Jesteś bardzo podobna do swojej mamy, wiesz? – dodała cichym głosem, ochrypłym ze wzruszenia.

Rachel uśmiechnęła się sztucznie, czując, że jej oczy zaczynają być mokre. Każde napomknienie o Christial, budziło w niej ogromną tęsknotę za ciepłem.

Nie uszło to uwadze pani Cloud, która wychyliła się przez biurko, kładąc jej ręke na ramieniu. Była jedyną osobą, która wiedziała, co tak naprawdę czuję Rachel. Sama stracił matkę, gdy była w jej wieku.

- Wiem co czujesz, ale musisz dalej żyć, kochana – powiedziała łagodnie, podając jej chusteczkę. – Masz dopiero siedemnaście lat, i bezpieczne schronienie, w którym zostaniesz tyle czasu ile będziesz chciała. Kiedy będziesz już dorosła, czyli za dwa lata, podejmiesz bardziej rozwiniętą edukację w Aerfár. Wszystko będzie dobrze.

Rachel pokręciła gwałtownie głową, ocierając jednocześnie oczy. Poczuła piekący ból w lewym oku. Zapanowała nad sobą. Poczułą nagły przymus, wyjawienia pani Cloud tego, o czym myślała przez ostatnie kilka tygodni.

- Nie podejmę się temu – powiedziała cicho. Pani Cloud spojrzała na nią ze zdumieniem, unosząc brwi. Rachel jednak wiedziała co mówi.

- Przez ostatnie tygodnie zrozumiałam pewną rzecz – ciągnęła, nieco głośniej. – Amalia ma rację: tego,co zapisane na kartach losu, zmienić się nie da. Gdy się od tego będzie uciekało, to ich tak nas dorwie, w najmniej oczekiwanym momencie. Jedyne co można zrobić t-to… wyjść temu naprzeciw.

Pani Cloud słuchała jej ze zmarszczonymi brwiami. Nie odzywała się jednak, nie chcąc przerywać swojej wychowance. Rachel parła naprzód, czując czyiś zacisk na swojej szyi.

- Jestem samotna, bez matki, bez ojca, bez rodzeństwa, czy jakichkolwiek krewnych. Osierocona siedemnastolatka z brzemieniem przeznaczenia Wielkiego Maga. Widocznie tak miało być. Ale nie zamierzam się pod tym brzemieniem ugiąć.

Popatrzyła w okno za plecami pani Cloud swoimi zielonymi, zwilgotniałymi teraz oczami. Czuła, ulgę, wyrzucając z siebie wszystko, co nie dawało jej spokoju od kilku lat. Gdzieś w oddali zaśpiewał ptak. Była to pieśń piękna, nie targana emocjami. W sercu Rachel wezbrała nadzieja.

- Ja… nie zdawałam sobie sprawy, że świat… może być taki piękny – wykrztusiła, czując łzy na policzkach. Pani Cloud, poruszona tymi wyznaniami, obeszłą biurko i uklękła przy niej, podając jej chusteczkę. Rachel jednak chciała mieć to wszystko za sobą. Chciała wyrzucić tą igłę, która coraz bardziej wrzynała jej się w serce. Poprawiła włosy wilgotną dłonią, nadal wpatrując się w czyste, niebieskie niebo.

- Miałam dość czasu by się nim nacieszyć, pod pani kochającym ramieniem. Los nie zesłał mi jednak więcej czasu. Nie jestem taka jak inne dziewczęta, jak pani, jak Amalia. Mam swoje zadanie, które niczym hiena wydarło mi lata życia. Moim jedynym ratunkiem, jest spotkać się z moim przeznaczeniem. Podjęłam już decyzję, a właściwie los ją za mnie podjął. To koniec, proszę pani. Muszę wyszarpnąć losowi z pyska moje stracone lata.

Otarła ramieniem oczy,zbierając się w sobie. Nie miała już siły odpędzać od siebie tę myśl.

- Gdy ukończe dziewiętnaście lat opuszczam ten kraj i swoje dotychczasowe życie. Przykro mi, pani Cloud, że panią zawiodłam. Przepraszam.

Rachel wstała i szybkim krokiem wyszła z gabinetu, ściskając w ręce naszyjnik, powieszony na jej szyi, przełykając łzy. Pani Cloud nadal klęczała obok fotela, wspierając się o jego oparcie. Pieśń za oknem ucichła.

2
Jezu, chyba wracam do formy. Znów czuję siłę do siekania, rąbania i... nawracania :D
Kraj nie przedłużył swoich granic, pomimo oficjalnego zezwolenia
Wyszczególnione - do wywalenia.
Nie dlatego, żeby obawiano się kosztów; władze nie chciały prowokować złych mocy(,) po tak długiej ciszy.
Po co ten przecinek?
Zostało to przyjętę z ogólną aprobatą (...)
Chyba za dużo "ę" ;)
rodzice pragnęli, by ich dzieci mogły się kształcić w innych dziedzinach, niż tylko w walce.
Niż walka.
Kraj było otoczony potężnym białym murem, dniem i nocą strzeżonym przez łuczników i Wielką Magię.
Szyk słów zgrzyta. Można przez chwilę myśleć, że kraj był otoczony murem, dniem i nocą". Drugi człon zdania po prostu inaczej ustaw... o ile jest konieczny.
Kraj nie był bardzo duży, tak więc szybko zaczęło mu grozić przeludnienie; teraz o wiele ostrożniej przyjmowano gości. Co może wydawać się dziwne, kraj nie podzielił się na miasta.
To początek, a Ty już zaczynasz uczulać mnie na niektóre słowa. Za dużo pieprzenia! ;)
Nowo wybudowana szkoła z internatem w Północnej części Arefár dzieliła się na dwa bloki: chłopięcy i dziewczęcy. Oba bloki wyposażone były w piętra, na których ulokowano pokoje dla uczniów. Sama szkoła była masywnym budynkiem, z tylko jednym wejściem: frontowym. Nad nim powieszono ogromny herb szkoły: Dwa skrzyżowane miecze, na tle książki, owinięte czerwoną wstążką. Miał on symbolizować trzeźwość umysłu podczas honorowej walki.
Opisy drewniane. Były dwa budynki. Jeden po prawej, drugi po lewej. Jeden miał tylko wejście frontowe, nad którym wisiał siusiak i armata. Drugi był kolor różowego, a okna zasłonięte były zasłonami zasłaniającymi to, co było za nimi. Symbolizowało to zapewne zasłonięcie czegoś.

Gdzie jest historia? Co mnie obchodzi kraj i budowa budynków? Można to wpleść w losy bohatera, ale jeśli dalej będziesz mówił do mnie w ten sposób, to będę coraz bledszy, coraz bardziej śpiący... aż w końcu rzucę lakonicznie:

- A dupa tam.

I opuszczę salę ;)

Więcej ruchu narracyjnego i przemycania! Nie proponuj mi statystycznych ujęć, na których przed dłuższy moment jest to samo, a na dole ekranu wyświetlają się instrukcje. Takie filmy nie dają rozrywki. Opowiadania/powieści tym bardziej.

Więcej ruchu narracyjnego i przemycania - a nie mówienia mi wprost, co gdzie stoi, jakie jest i dlaczego takie jest.
Oczywiście nie uczono tylko walki, lecz także innych, bardziej teoretycznych przedmiotów, takich jak medycyna, język, handel i ekonomia oraz historia. Uczniowie, którzy ukończyli siedemnaście lat, mogli sami zadecydować w jakim kierunku zamierzają się dalej kształcić, w ciągu ostatnich dwóch lat nauki. Bowiem w chwili ukończenia lat dziewiętnastu uczeń zaczynał samodzielne, dorosłe życie.
Wciąż czuję się, jakbym czytał jakieś stare pismo o wychowaniu w szkole gladiatorów, jakieś wywody Gala Anonima albo Kadłubka.

Opowiadaj.

Nie streszczaj.
Uczniowie wybierający kierunek medycyny, uczyli się o najróżniejszych, leczniczych ziołach, sposobach leczenia najróżniejszych ran, takie jakj ukąszenia, ugryzienia, użądlenia i tym podobne zranienia. Postrzegani byli jako przyszli lekarze i zielarze, tak więc wróżono im świetlaną przyszłość. Szczególnie pomocni okazali się (czy też się okażą) w uzdrawianiu wędrowców, wracających po długich, męczących i niebezpiecznych marszach poprzez Pustkowia.
Pokaż mi wędrowców. Pokaż mi, jak ktoś leczy im rany. Pokaż mi, że ma przy pasie mecz, że oczy mu błyszczą. Niech użyje ziół, a nie mówi ustami narratora: "uczyłem się choćby na temat leczniczych ziół, tego, jak działają na bolesne obstrukcje i ratują człeka przed rozwodnionym stolcem. Umiem też zszywać rany, nastawiać złamane kości i robić dzieci. Tego ostatniego też się uczyłem".

Rozumiesz, do czego piję, co ironizuję? Zamiast coś stwierdzać, staraj się to pokazywać poprzez czynność. Zamiast mówić, że ktoś jest inteligentny, pokaż mi, jak z kimś rozmawia i w ciekawy sposób ukazuje dany temat. Chcę czuć frajdę z tego, że poznałem gościa. Pieprzyć to, że to tylko twór literacki. Masz mi wbić do zakutego łba, że ludzie, o których piszesz - żyją.

Na razie dowiaduję się najróżniejszych rzeczy na temat podziału królestwa, uczelni, uczniów... i tyle.
Język, wybierany przez przyszłych tłumaczy i wykładowców, był najbardziej rozchwytywanym kierunkiem. Każdy uczeń bowiem uważał ów przedmiot za najbezpieczniejszy i najprostszy (dopiero później się przekonywali, jak bardzo się mylili!). Wbrew pozorom, język wcale prostym kierunkiem nie był, gdyż nie polegał on tylko na nauce języka rodzimego (jak myśleli), ale również na opanowywaniu języków, używanych na Pustkowiach; czyli Zapomnianych Języków.
Zaczynam robić się blady...
Były one stosowane głównie przez uchodźców z Południa, wypędzonych przez Łowców Dusz z wiosek pod Urwaną Skałą.
Aha. I Moja Wielka Armato, mówisz, że chciałbyś zostać Pisarzem i pracować ku wielkiej Chwale dla możnowładców krainy zwanej Zagłębie Wydawnictwo O Ja Cię Pierniczę?

Co to, kuźwa? Paulo Cohello?
Wykucie tych języków stanowiło nie lada wyczyn, więc ci, który wybrali język myśląc, że jest najprostszy, wcześniej czy później zmieniali zdanie.
Potoczyzm zupełnie nie pasuje do tego grzecznego, iście politycznego i informacyjnego pieprzenia.
Ważną dziedziną w Aerfár i na Pustkowiach była handel i ekonomia. Aerfárczycy bowiem handlowali bardzo chętnie i profesjonalnie, co skutkowało natychmiastowym wzbogacaniem się tych osób. A handlowano wszystkim co miało jakąś wartość – począwszy od jadła, skończywszy na ciężkich pancerzach, Mieczach i łukach. Same Miecze osiągały wartość astronomiczną, i po sprzedaży choćby jednej sztuki, kupiec dosłownie tarzał się w złocie (nawet na środku Placu, rozpływając się ze szczęścia). Ekonomiści cieszyli się powszechnym uznaniem, nie naruszonym docinkami złośliwych, twierdzących, że są to materialiści i chytrusy, jakich Świat nie widział.
Robili Miecze. Czasem Kupy.

Kurde, ja naprawdę robię się blady. Ten tekst mnie męczy. Najzabawniejsze jest, że czytałem kiedyś coś takiego wydanego profesjonalnie i dużym nakładem. Zwie się "Tyrania nocy" a autor to Glen Cook. Męczył mnie w ten sam sposób. I wiesz co? Czytam jak świr, ale jego książki nie przeczytałem nawet w połowie (i nie jestem żadnym wyjątkiem w tej sprawie). Stoi na półce pośród innych i zastanawiam się, czy nie lepiej wykorzystać ją do ogrzania domku nad jeziorem (na opał!).

Tak się nie pisze. Błagam. Nie opowiadaj w ten sposób.

Zrób eksperyment: czytaj to komuś na głos i obserwuj reakcję. Obstawiam, że zanim dojdziesz do końca, usłyszysz:

- Wiesz, mam trochę do zrobienia. Fajne toto, serio, pisz dalej. Ja muszę lecieć.

I papa. Nasz IC ulatnia się z pola widzenia.

Dalszych fragmentów (aż do momentu, w którym widzę coś innego, niż takie gadanie) nie będę cytował, bo nie mam na to dzisiaj siły.
Leżała na dużym, acz jednoosobowym łóżku tuż obok okna, przez które wpływały promienie słoneczne.
Po pierwsze: JEEAACH! COŚ SIĘ ZACZYNA RUSZAĆ!

Po drugie: ekhm, okno leżało obok kobiety na łóżku? Ona sypia z oknami?
Izba nie była duża. Na kamiennej posadce leżały puchate dywany, a wzdłuż ścian porozwieszane były obrazy. Na półkach było mnóstwo drobiazgów; łańcuszki, figurki, świeczki i gumki do włosów. Na lewo, za małymi drzwiczkami, znajdowała się łazienka. Przed łóżkiem porozrzucane były ubrania; co pół kroku leżała inna część garderoby, jak gdyby strudzony wędrowiec nie miał na nic siły, ledwo dochodząc do łóżka.
Powtarzasz się. Masz przestrzeń i ustawiasz w niej przedmioty - piszesz mi po kolei co gdzie jest. Czytanie czegoś takiego przypomina pomaganie komuś w umeblowaniu pokoju. Gdzieś w "Jak pisać" jest link do fajnego artykułu z obrazkami. Zarzucę sznurkiem do niego, jeśli nie czytałeś - sądzę, że może Ci bardzo pomóc.

Coś jest na lewo, coś jest przed łóżkiem. Co pół roku leżała inna część garderoby. To było tam, to tam, a to tam.

Nie. Tak się nie pisze. Zdecydowanie nie ;)
W łóżku leżała dziewczyna (...)
Jak mniemam, już mi o tym mówiłeś.
W łóżku leżała dziewczyna; jej czarne włosy leżały w nieładzie na poduszce , a oddech z pół otwartch ust był głęboki i rytmiczny. Najwyraźniej spała bardzo mocno (...)
Co Ty, kurde, nie powiesz? :D
Obok łóżka stał oparty o komodę miecz. Odziany był w skórzaną pochwę z wyrytymi wzorkami. Jak na miecz, był wyjątkowo krótki, błędem jednak by było nazwać go sztyletem; (...)
O jej. A nie "Miecz"?
(...) był to Wielki Miecz, używany przez Wielkich Magów, a zwał się Cáith, Ostrze Czystości.
No tak...
Był najpotężniejszym z Wielkich Mieczy. Warto też dodać, iż Miecze słuchały tylko Wielkich Magów. Gdyby ktoś inny próbował nimi władać dotkliwie by go poparzyły. W rękach Wielkich Magów były bronią niewyobrażalnie potężną. Wielkie Miecze przejmowały charakter ich właściciela.
Wielki Fallus Przyjął Charakter Romea, i tak dalej. Jasne. Jejku, to na serio zaczyna irytować.
Kiedy oczy przywykły do promieni słonecznych, ziewnęła, wpatrując się przed siebie.
Sorry, ale to tak samo, gdyby ktoś czekał na efekt końcowy akomodacji oka a potem nonszalancko pierdnął. Jak komuś daje po gałach, to je po prostu mruży. I może sobie ziewać w tym czasie.
- Chyba trochę nadużyłam wczorajszej nocy – pomyślała posępnie, próbując przypomnieć sobie jak znalazła się w swoim pokoju.
Trzy słowa: precz z przysłówkami.

;)

Uff. Muszę odpocząć. Potem dokończę o,o

4
Po przeczytaniu tego tekstu mam takie same odczucia jak Sky.

Jest wiele do dopracowania.

Za dużo określeń pisanych z dużej litery. Nie rozumiem tej maniery, zupełnie. Wytłumaczy mi ktoś skąd się ona wzięła i skąd takie uwielbienie do niej u "amatorów"?



W wielu miejscach dziwnie budujesz zdania przez co gubi się podmiot i dziwnie się je czyta. Przykłady wymienił mój poprzednik, więc ja nie będę się powtarzał.



Całkiem sporo literówek. Nie wskażę miejsc gdzie się znajdują gdyż jest ich zbyt wiele i możesz je wyłapać wrzucając do worda czy do przeglądarki internetowej bezpośrednio przed wrzuceniem na forum. Wystarczy ściągnąć odpowiednią nakładkę wyłapującą błędy, literówki też znajdzie podkreślając je na czerwono. I tak oto rozwiązała się zagadka dlaczego nie podaję miejsc z literówkami - odpowiedź na oburzenie jednego z userów związane właśnie z tym problemem. Odrobina czasu i autor sam je wyłapie jeśli tylko chce i nie trzeba mieć sokolego wzroku. Mniejsza.


- zaczęła tajemniczo

– odrzekła ponuro.
Radziłbym używać takich zwrotów jak najmniej. Dlaczego? O tym wkrótce, jeśli znajdę czas.



Ogólnie mam mieszane uczucia. Tekst wiele traci przez nieestetyczne wykonanie. Sporo w nim potknięć, które mógłbyś wyłapać po kilkukrotnym przeczytaniu go na papierze. Wtedy lepiej się czyta i więcej błędów można dostrzec.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”