Amadeusz [Fantasy/Groteska?] (krotkie opowiadanie)

1
Witam,

chcialbym dac do sprawdzenia tekst, ktory napisalem rok temu. Poprawilem tylko bledy ortograficzne (jak chocby spowrotem :-/), powtorzenia itp. zostawilem. To tekst pokonkursowy.

Zapraszam do lektury ;-)



Gdyby ktoś oglądał teraz drogę łączącą wieś Psi Ogon z cywilizowanym światem, z pewnością zdziwiłby się widząc łowcę czarownic. Nie z powodu samego łowcy, gdyż Amadeusz nie wyróżniał się z wyglądu niczym szczególnym - zwykły mężczyzna w standardowym mundurze swojego zawodu. Rzecz w tym, że chyba nikt nie ma ochoty na spacer w samym środku nocy. A on najwidoczniej miał. Poza tym, kto w ogóle oglądałby o tej porze jakąś ścieżkę na skraju cywilizowanego świata?

- No akurat teraz musiała sobie wybrać moment - rzekł do siebie ze zdenerwowaniem. - W samym środku nocy, bo jakżeby inaczej! Wyć jej się, cholera, zachciało - ze złością kopnął kamyk leżący na drodze. Był zły i niewyspany, a w dodatku miał kaca.

A wszystko zaczęło się zaledwie godzinę temu, w chacie na skraju wsi...



Amadeusz leniwie otworzył oczy. Ktoś natrętnie uderzał w jego drzwi, jak gdyby chciał wyżyć się na dębowym drewnie za wszystkie smutne lata dzieciństwa. A może to tylko jego mózg dawał mu nauczkę za jego wieczorne pijaństwo?

Łowca czarownic podrapał się flegmatycznie za uchem i dla pewności sprawdził małym palcem zawartość nosa. Bez zmian. Nie licząc uderzeń, wokół panowała niemal całkowita cisza.

Odczekał jeszcze kilka chwil, aby upewnić się, że to nie wytwór jego własnej wyobraźni. Gdy stukanie nadal nie ustawało, Amadeusz wylewnie skomentował zachowanie osoby, która właśnie dobijała się do jego domu o tej porze. Następnie wstał i kołysząc się lekko, ruszył ku drzwiom. Po drodze, dla pewności, zdjął z półki kuszę i, naładowawszy ją wcześniej, powoli nacisnął klamkę.

- Czego? - rzucił niedbale, opuszczając broń. W progu stała niewielka grupka mieszkańców tutejszej wioski. Amadeusz przewrócił oczami, w myślach przeklinając dzień w którym zgodził się na tę robotę. Wioskowi idioci, pewnie znów mają problem i oczywiście musieli z nim przyjść do niego.

- Światobieżu, no, mamy problem.

Czasami żałował że był taki przewidujący. Tym bardziej, że przewidywanie rzeczy ważnych, na przykład jak bardzo będzie go bolała głowa o poranku, po trzech kuflach Wyziewu Trolla, przychodziło mu o wiele trudniej. Szczególnie wtedy, gdy próbował przewidzieć to tuż po spożyciu alkoholu.

Światobież - to był jego pseudonim zawodowy. Jeżeli chodziło o nazewnictwo, nigdy nie był zbytnio kreatywny.

- To chyba jasne, że macie problem. Inaczej nie przyszlibyście do mnie.

- Żem wam mówił, że to mędrzec! - krzyknął do reszty rudowłosy chłopak o króliczych zębach - Na pewno nam pomoże!

Amadeusz, jak każdy człowiek, miał chwile załamania nerwowego i wydawało się, że taki moment właśnie nadszedł.

Wybór tej wioski na swoje stałe miejsce zamieszkania był oczywisty. Nie mógł za to winić siebie, gdyż tylko Psi Ogon nie miał stałego łowcy czarownic. A jednak jego mieszkańcy zbyt często gubili inteligencję w kieszeniach starych spodni.

I dlatego też jego stan psychiczny był daleki od normalnego. Jednocześnie miesiące doświadczeń i badań nad tymi mało rozwiniętymi istotami pozwoliły mu na wyrobienie sobie swego rodzaju cierpliwości dla ludzkiej głupoty. I tylko dlatego jeszcze nie oszalał.

- Mówcie, o co chodzi, jest środek nocy - rzekł z roztargnieniem Amadeusz. Starał się jak najszybciej rozwiązać problem. W myślach błagał niebiosa, aby chodziło tylko o wyimaginowane diabelskie kurczaki, które rzekomo co noc nawiedzały fermę starego Huberta. Ostatnim razem zalecił zrobić staremu farmerowi lewatywę. Oczywiście pomogło, gdyż stary już nigdy więcej na nic się nie skarżył.

- No więc Światobieżu... No żem musze to powidzić! - rzekł z rozpaczą w głosie stojący najbliżej mężczyzna. Amadeusz, pomimo bólu głowy stwierdził, że facet ma na imię Czesław. - Chodzi o... Banshee! - rzekł prawie szeptem. Na sam dźwięk tego słowa reszta mężczyzn zatkała sobie uszy, a na ich twarzach wymalował się strach. Amadeusz jeszcze nigdy nie miał z żadną do czynienia, choć wiele o nich słyszał. Banshee, duch kobiety, który swym krzykiem zabijał śmiertelników. A jednak, pomimo braku zagrożenia, bali się jej jak ognia. To się nazywa autorytet.

- Dobrze więc. A gdzie jest ta wasza Ban... krzykliwa dama? - zapytał Amadeusz ze znudzeniem opierając się o framugę. Pytanie to było właściwie zbędne, gdyż domyślał się, gdzie może ją spotkać. A jednak mimo wszystko kodeks nakazywał, aby zapytać. Trzymał się kodeksu, gdyż w wielu momentach nie poradziłby sobie bez niego.

- A więc ludzie mówiom - zaczął czarnowłosy mężczyzna, przestępując z nogi na nogę. Nerwowo spojrzał na resztę, poszukując w nich oparcia, lecz nikt nie kwapił się do zdradzenia miejsca jej pobytu.

- Na bognoch siedzi poczwara! Na Księżycowej Polanie! - krzyknął chłopak o króliczych zębach, po czym zamilkł zgromiony spojrzeniami starszych.

- No to idę ją załatwić - odparł Amadeusz. Nie chcąc tracić ani chwili, zarzucił kuszę na ramię i już chciał wyjść z chaty, lecz zatrzymał się pod spojrzeniami grupki mieszkańców. Coś było nie tak, nawet tacy idioci jak oni to widzieli. Szybko odtworzył ciąg wydarzeń od momentu, gdy wstał z łóżka, aż do teraz.

- Cholera, zapomniałem się ubrać!



Amadeusz szybko maszerował ścieżką, a jego stopy w równym tempie uderzały o ziemię. Zamyślony, podążał w kierunku bagien u podnóża wioski, i nawet się nie zorientował, gdy jego buty zagłębiły się w grząskiej substancji.

- Cholera jasna! - krzyknął łowca na całe gardło, patrząc pod nogi - Smocze łajno!

Stał na brzegu małego krateru po kostki w świeżych, smoczych odchodach.

- Ludzie myślą, że jak taka wielka krowa się nażre, to potem się nie załatwia. Nauczcie się sprzątać po swoich zwierzakach, co?! - ryknął na cały głos, chcąc oznajmić to wszystkim jeźdźcom smoków w okolicy. Następnie szarpnął na próbę prawą nogą próbując wydostać ją razem z butem. Bezskutecznie. Mamrocząc pod nosem przekleństwa powoli wysunął nogi z butów i stojąc na palcach wyskoczył z wilgotnej pułapki. Choć udało mu się wydostać, wyglądało na to, że dalszą drogę będzie musiał przebyć boso.

Gdy tylko znów stanął twardo na ziemi, wysunął z kieszeni małą książkę, zatytułowaną "Czary i Klątwy dla opornych", i zaczął nerwowo ją kartkować. Gdy tylko znalazł to, czego szukał, jedną ręką chwycił tom za grzbiet, a drugą wzniósł do góry.

- Przeklinam cię istoto - zaczął recytować inkantację - Ty, któraś zostawiła tutaj dorobek swojej ciężkiej pracy. Niech dopadnie cię choroba straszna, zwąca się zatwardzeniem, tak, abyś błagała niebiosa o ustąpienie klątwy i chęć na załatwienie się! I nikt, ani nic nie pomoże Ci aż do pełni księżyca, Hagred Mrestis am Noet!

Gdy tylko skończył wymawiać zaklęcie, schował książkę z powrotem do kieszeni i ruszył w dalszą drugą.

Stękając za każdym razem gdy stawał na jakimś kamieniu, łowca czarownic Amadeusz podążał na spotkanie Banshee. Niczym bomba zegarowa napędzająca się z każdą chwilą, kroczył ścieżką gotowy wybuchnąć przy pierwszej lepszej okazji.

Wolno, aczkolwiek konsekwentnie, zbliżał się do celu swej wędrówki. Po kilku minutach zboczył ze ścieżki i wkroczył na teren bagien jednocześnie przyspieszając kroku. Choć jego gołe stopy zagłębiały się w grząskim terenie, nie zwracał na to uwagi. Chciał jak najszybciej wypełnić swoje zadanie i czym prędzej wrócić do domu. Klucząc wśród chaszczy w końcu wyszedł na twardy grunt.

W miarę jak zbliżał się do celu, coraz wyraźniej słyszał jazgot i dziwne, przerażające odgłosy dochodzące z naprzeciwka. Niektóre przypominały dudnienie, inne ryk dzikiej bestii, a wszystkie mroziły krew w jego żyłach.

Gdy tylko zorientował się, że zostało mu zaledwie kilka metrów do Księżycowej Polany, przykucnął przy krzaku dzikiego agrestu i wyciągnął z prawej kieszeni mały kubeczek, zaś z lewej kieszeni wysunął kilka fiolek z przeźroczystymi płynami. Po chwili konsternacji wybrał trzy z nich, jedną podpisaną "Wyziew Trolla", drugą "Whisky" i trzecią z nieco zamazanym napisem "Abstynt", po czym wlał zawartości do kubka. Jeszcze tylko wyjął z torby pojemnik z białym proszkiem podobnym do mąki.

- Dla poprawienia smaku i większego kopa - rzekł wsypując nieco. Szybko wymieszał miksturę i wypił jednym duszkiem. Oczy załzawiły mu lekko i potrząsł głową z wrażenia. Od razu poczuł przypływ energii czerpanej z mikstury, a odgłosy dobiegające z polany przestały go przerażać. Szybko schował kubek oraz fiolki i wyprostował się.

- Zabiłem kaca, zabiję i Banshee - rzekł do siebie Amadeusz dobywając miecza. Począł skradać się pomiędzy krzakami. Po kilku chwilach, stanąwszy za niedużą wierzbą, powoli rozchylił jej liście i spojrzał na niewielką polanę.

Na jej środku, w kółku, siedziała grupka kolorowo ubranych muzyków, a wśród nich wesoła, ciemnowłosa kobieta.

- Próba. Raz dwa, raz dwa trzy. No dobrze! Heniek daj trochę głośniej tą mandolinę bo prawie cie nie słychać. Z życiem panowie, z życiem! - władczy, wysoki głos roznosił się po polanie. - Teraz coś ostrzejszego zagramy jak zwykle, dobra? - ciemnowłosa kobieta wstała i poczęła ustawiać muzyków w dwóch rzędach. - Stefan, ty tutaj. Alojzy, z tyłu. I nastrój wreszcie ten bęben, bo psuje brzmienie. Brzmi jak ryk jakiejś dzikiej bestii. W takcie na cztery czwarte, jak zwykle. Raz, dwa, raz dwa trzy i...

- Stop! - krzyknął Amadeusz. Wyszedł zza wierzby i ruszył w kierunku ciemnowłosej kobiety. - Co tu się w ogóle dzieje?

- Jak to co? - kobieta wydawała się być zdziwiona. - Wieczorne śpiewy.

- Jakie śpiewy? W środku nocy?! Kim pani w ogóle jest? - łowca czarownic miał wrażenie, że coś jest nie tak. Grupa muzyków wpatrywała się w niego ze zniecierpliwieniem.

- Vanessa Banshee i jej wędrowna trupa, do usług. A poza tym, każda pora jest dobra na śpiewanie. Ćwiczymy przed występem, a że mamy mało czasu, to staramy się wykorzystać każdą wolną chwilę. Na tej polanie jest naprawdę niezła akustyka. A kim pan jest?

- Jestem tutejszym wioskowym łowcą czarownic. Zostałem wysłany aby przepędzić stąd Banshee... Bez urazy oczywiście. - dodał szybko. - Nie, panowie... Koniec śpiewu! - krzyknął zwracając się do muzyków. - Na dzisiejszą noc wystarczy. Jestem bardzo zdenerwowany. Obudzono mnie w środku nocy, przeszedłem tu do was szmat drogi, po drodze straciłem buty w walce ze smoczym łajnem. Nie mam nastroju, więc po prostu idźcie spać.

Vanessa zastanawiała się chwilę, lecz w końcu podjęła decyzję.

- No dobra, chłopcy, zwijamy się. Przećwiczymy to jutro - powiedziała do reszty zespołu i odeszła pakować rzeczy. Muzycy ze zrezygnowaniem zajęli się chowaniem instrumentów, a Amadeusz, zadowolony z tak szybko i bezboleśnie spełnionego obowiązku, zawrócił z powrotem do domu.

Nie minęła godzina, gdy ponownie zasnął w ciepłym łóżku.



Kilka dni później, w jedynej karczmie we wsi Psi Ogon, grupka stałych bywalców, a jednocześnie mieszkańców, zebrana przy piwie, dyskutowała na temat łowcy czarownic i jego pogromie Banshee. Lekko już pijani, przekrzykiwali się jeden przez drugiego o tym, jak było naprawdę.

- Mówię wam kumy, sam żem widział jak poczwarę srebrnym mieczem potraktował!

- Gupoty gadasz! On ją zaczarował i omamił a potem wysłał z powrotem do piekła!

- I cosik z tego, przecież ona zawsze wraca... - rzekł jeden z inteligentniejszych uczestników rozmowy.

- To znów wyślem na niom naszego łowce. Dla niego to nie ma mocnych!

I choć sprawy potoczyły się zupełnie inaczej, to nikogo to nie obchodziło. Ważne było to, że Banshee już nigdy nie nawiedzała wioski, ani jej okolic.



Gdzieś daleko, na skraju lasu, stał piękny bladoniebieski smok. Pochyliwszy smutny pysk ku ziemi, patrzył smętnymi, niewidzącymi oczami. Jego jeździec, Tom Hurlert, stał naprzeciw niego i starając się ze wszystkich sił, próbował przekonać swego pupila. Miłym głosem, powoli, niczym do małego dziecka, powtarzał ciągle to samo zdanie.

- No, zrób kupkę...

2
Witaj. Zatem przekonajmy się, co prezentuje twoje opowiadanie.


Husiaty pisze:Czasami żałował, że był taki przewidujący.


Autorze, przecinek przed "że" to podstawa...


Husiaty pisze:- Cholera jasna! - krzyknął łowca na całe gardło, patrząc pod nogi. - Smocze łajno!




Zapomniał waść o kropce.


Husiaty pisze:- Przeklinam cię istoto - zaczął recytować inkantację. - Ty, któraś zostawiła tutaj dorobek swojej ciężkiej pracy.


Autorze, zapomniałeś o kropce. Osobiście wyrzuciłbym, to: Ty(..), a zostawił "któraś", przez co kropka, wcześniej przeze mnie wymieniona, byłaby zbędna.


Husiaty pisze:Gdy tylko skończył wymawiać zaklęcie, schował książkę z powrotem do kieszeni i ruszył w dalszą drugą.


Powinno być "...w dalszą drogę"


Husiaty pisze:Heniek,daj trochę głośniej tą mandolinę,bo prawie cie nie słychać.


Wołacz, drogi Autorze! Przecinek przed "bo". Żargon tamtejszej ludności nie może wpływać na interpunkcję.


Husiaty pisze:- Gupoty gadasz! On ją zaczarował i omamił,a potem wysłał z powrotem do piekła!


I znów. Oj, popraw to...



Ogólnie rzecz biorąc

Opowiadanie, widzę, niejednokrotnie czytane i poprawiane, aczkolwiek błędy i tak się w nim znalazły. Mieszanina Wiedźmina. Koniec i środek opowiadania były najlepszymi jego częsciami. Popraw wytyczone przeze mnie błędy. Bywaj!
wyje za mną ciemny, wielki czas

3
Wiiitaaaj, Husiaty! :))) Jakże miło Cię zobaczyć! :)))

Dobra, nie będę złośliwa, możesz mi wierzyć. To TEN tekst, prawda? Zobaczymy, co w nim drzemie. :D



Po pierwsze – wiem, że chciałeś się dowiedzieć, dlaczego „Amadeusza” spotkał taki los, jaki go spotkał, ale powiedz mi, czy sam naprawdę nie zauważasz błędów? Sam mówisz, że powtórzeń nie poprawiałeś, a więc je WIDZISZ. Trochę samodzielności, Husiaty.

Tak, wiem, chciałeś poznać opinię innych. Nie musisz mi tego tłumaczyć. :D


Gdyby ktoś oglądał teraz drogę łączącą wieś Psi Ogon z cywilizowanym światem, z pewnością zdziwiłby się, widząc łowcę czarownic.
Bardzo frapujące zdanie tak na dobry początek. Rzeczywiście, trudno się z nim nie zgodzić – od kogoś, kto ogląda drogę, trudno wymagać, żeby się nie zdziwił, gdyby zamiast niej zobaczył łowcę czarownic. Takiż sens wynika z tego wypowiedzenia, a wiem, że o coś innego Ci chodziło. Zastanów się sam, jak to powinno wyglądać.


Nie z powodu samego łowcy, gdyż Amadeusz nie wyróżniał się z wyglądu niczym szczególnym – zwykły mężczyzna w standardowym mundurze swojego zawodu. Rzecz w tym, że chyba nikt nie ma ochoty na spacer w samym środku nocy .
Tu mogą być dwie opcje poprawy:

a) albo łączysz w/w zdania w jedno, wszystkie informacje (po skróceniu!) o Amadeuszu wydzielając jako wtrącenie,

b) albo pierwsze w/w zdanie łączysz z wcześniejszym (również skracając!), a drugie zostawiasz we względnym spokoju.

Podkr. – padło obrazowanie. Jak wygląda standardowy (sic!) mundur (sic!) łowcy czarownic? Nie wystarczy powiedzieć, że zwyczajnie. Poza tym do świata, jaki budujesz, żadne z tych wziętych kursywą słów nie pasuje.

Ach, i dołącz kolejne zdanie (A on najwidoczniej miał.) do poprzedniego, bo takie rozdzielenie nie ma sensu.


Poza tym, kto w ogóle oglądałby o tej porze jakąś ścieżkę na skraju cywilizowanego świata?
Więc po co to zdanie? Jak się ma do okolicznych wypowiedzeń? Nic nie wnosi, poza absurdem swego istnienia.


- W samym środku nocy, bo jakżeby inaczej!
Trochę wcześniej już było o tym, że w środku nocy. Albo to w kosmos, albo zamień pierwsze powtórzenie na bardziej formalne – u narratora bardziej będzie pasowało.


Wyć jej się, cholera, zachciało.Ze złością kopnął kamyk leżący na drodze.
Pozwoliłam sobie poprawić zapis monologu.


Ktoś natrętnie uderzał w jego drzwi
Podkr. – gdyby to były drzwi sąsiada, to byłby sens w dookreślaniu przynależności. Obecnie nie ma takiej potrzeby.


A może to tylko jego mózg dawał mu nauczkę za jego wieczorne pijaństwo?
Spójrz na to w kontekście ostatniego zdania. Wynika z tego, że mózg dawał nauczkę temu komuś tłukącemu w drzwi. Ot, zwykłe zaburzenie podmiotów. :]


Łowca czarownic podrapał się flegmatycznie za uchem i dla pewności sprawdził małym palcem zawartość nosa. Bez zmian. Nie licząc uderzeń, wokół panowała niemal całkowita cisza.
Nie rozumiem. Czy te… hm… poranne czynności miały coś zmienić, czy też w nosie nic się nie zmieniło? W takim razie jaki jest związek tego ze zdaniem o niecałkowitej ciszy? o.O”


Odczekał jeszcze kilka chwil, aby upewnić się, że to nie wytwór jego własnej wyobraźni.
Taaak, no bo przecież mogłaby to być cudza wyobraźnia… :/ Lekkie przegadanie, Husiaty.


Gdy stukanie nadal nie ustawało, Amadeusz wylewnie skomentował zachowanie osoby, która właśnie dobijała się do jego domu o tej porze. Następnie wstał i kołysząc się lekko, ruszył ku drzwiom.
Przegadanie coraz większe. Po co powtarzasz te same informacje, ubierając je w inne słowa? I jeszcze ta dokładność… Dobrze, że kroki jego nie zostały policzone. ;P


Amadeusz przewrócił oczami, w myślach przeklinając dzień, w którym zgodził się na tę robotę.
Podkr. – jaką robotę? Znów brak tych wiadomości, które by się przydały. :[


Czasami żałował, że był taki przewidujący.
A przecinków czasem nie zapomniałeś powstawiać?

Dobra, interpunkcja to pikuś. Czasy mi tu nie leżą. Wychodzi na to (no, chyba że znowu myślę inaczej niż ludzkość), że gdzieś kiedyś w przyszłości Amadeusz żałował, że akurat wtedy (i nigdy wcześniej ani później) był przewidujący. Są też inne wersje, ale to nic. W każdym razie znów wyszło inaczej niż chciałeś. Do poprawy.

I połącz to z kolejnym zdaniem. Czemu tak drobisz? Gubisz melodyjność.



Przepraszam, że teraz ja „podrobię”, ale obowiązki wzywają (no właśnie, co ja tu jeszcze robię?!). Reszta uwag w ciągu kilku najbliższych dni, oczywiście, jeśli chcesz. :D



Masz plusa za to, że polubiłam Amadeusza.



Pozdrawiam serdecznie.



PS. Ależ mam deja-vu! Czy gdzieś to jeszcze wstawiałeś, bo wydaje mi się, że gdzieś to czytałam? :]



PS2. Ollars, przepraszam Cię bardzo, ale muszę też skomentować Twój komentarz, albowiem jak sobie autor wyźmie to do serca i sam zacznie używać takich zwrotów... Wiesz, o co chodzi. Nie można "wytyczać błędów" - można je wytykać na przykład, ale nie wytyczać. I "mieszanina Wiedźmina" z czym? Tak sama w sobie?
Piszcząco - podskakująca fanka Mileny W.

4
Zacznę od początku, potem przejdę na osobiste odpowiedzi:

tekst od czasu, gdy wysłałem na konkurs, poprawiłem tylko w ten sposób, że wrzuciłem do Worda i tam gdzie bylo czerwone sprawdzałem, czy to imię, czy ortograf. I tyle... Wrzucilem tutaj w pełnej krasie (to jest: ze wszystkimi błędami), żeby nie było, ze boję sie krytyki albo oszukuje ;-) Po prostu: na miękko rzucam tutaj tekst, ktory byl na konkurs.

A i jeszcze jedno: drugie zakończone dzieło w całym moim życiu, z początków pisania. Dlatego i interpunkcja nieraz masakruje, ale nic na to nie poradzę juz... Staram sie ;-)

Koniec samoobrony, nie powinienem zresztą.



Teraz osobiscie:

Ollars: literówki, ortografy itp. - przepraszam. Znowu mówię - nie poprawiałem specjalnie przez ten rok.



Soi: tak, to ten tekst. Dziekuję za brak złosliwości ;-)

Chciałem sie dowiedzieć, czemu Amadeusza spotkał taki los - wydaje mi się, ze ortografy itp są do poprawienia, racja? Tak samo powtórzenia... Bardziej chodziło mi o to, co jest złego w fabule, narracji, charakterze postaci i tak dalej. Ja nie spodziewałem sie, ze wygram. Pisałem tekst w dwa dni, o ile dobrze pamiętam. Z brakiem jakiekolwiek warsztatu...

Widząc NA niej łowce? Na drodze? Przyznam, i teraz bym tego błedu nie zauwazył...

Standardowy mundur - sprobowalem komizmu, widze, ze sie nie udalo - nie ma czegos takiego jak mundur lowcy czarownic, przynajmniej w teori. To tak jak kodeks prawdziwego bohatera (zawsze polnagi i z mieczem) itp. A zdanie jest kalekie, nie mialem zbytnio pojecia, jak inaczej ulozyc.

Ostatnie zdanie w tym akapicie - nawiązanie do pierwszego zdania. Tak naprawdę, z tego co pamiętam, w wiedźminie był taki cytat: gdyby ktoś oglądał teraz ścieżkę, zobaczyłby (...). Ja to troszkę użyłem, na końcu dodając "Ale czekajcie, kto by oglądał tą ścieżkę? Więc po co to wszystko?"

Zgubilem podmiot - widze bardzo dobrze teraz... ;-)

I wiele innych, ktore pokornie przyjmuję do serca i obiecuję poprawę.



A więcej poprawiania chcę, z miłą chęcią. Nie wrzuciłem tego tutaj po to, żeby słuchać pochwał, tylko zobaczyć błędy - to znaczy, mam wrażenie że wiele z nich już się dawno wyzbyłem, ale nauki nigdy za wiele.



EDIT: włączyłem polskie litery i postarałem się podmienić wszystkie ł, ś, ć itp.

5
Cholera, Soi, masz rację... Widzisz, ferie się skończyły i jednocześnie pisząc na Weryfikatorium zajmowałem się wypracowaniem. Wybacz i Ty, Husiaty.
wyje za mną ciemny, wielki czas

6
Zdobede jeszcze jakies komentarze/flekowanie?

Soi, zrobilas dopiero polowe i juz ucieklas... Hm, to zle swiadczy o moim utworze :-P Bardzo zle...

7
Ojej… Przepraszam Cię bardzo, Husiaty, po prostu przywaliło mnie innymi sprawami i nie mogę się odkopać. Nie martw się, nie zapomniałam o „Amadeuszu” i ciąży mi to na sumieniu. Zatem skomentuję kawałeczek dalej. Na czym to ja… Aha. Proszę bardzo.


Czasami żałował że był taki przewidujący. Tym bardziej, że przewidywanie rzeczy ważnych, na przykład jak bardzo będzie go bolała głowa o poranku, po trzech kuflach Wyziewu Trolla, przychodziło mu o wiele trudniej. Szczególnie wtedy, gdy próbował przewidzieć to tuż po spożyciu alkoholu.

Światobież - to był jego pseudonim zawodowy. Jeżeli chodziło o nazewnictwo, nigdy nie był zbytnio kreatywny.
Wiesz, dobrze jest, jeśli pomiędzy poszczególnymi akapitami są ładne przejścia i widoczna łączność. Tu mamy tak ni z gruchy, ni z pietruchy – parę słów o przewidywalności i alkoholu, a zaraz o pseudonimie. Nawet jak się bardzo wysilę, to związku nie widzę.

Poza tym podkr. – pseudonim zawodowy kogo? Podmioty zaburzone, wychodzi na to, że alkoholu. A alkohol rzeczywiście rzadko bywa pomysłowy.


- To chyba jasne, że macie problem. Inaczej nie przyszlibyście do mnie.
Eee, do wódki/piwa/wina/innych typów alko przychodzi się nawet bez problemów. xD

Kurde, to chyba dżin od tonika mówi. :D


- Żem wam mówił, że to mędrzec! - krzyknął do reszty rudowłosy chłopak o króliczych zębach. - Na pewno nam pomoże!
Boldem kropeczka.

Spróbowałby mędrzec nie pomóc, jak mu za to płacą. Kocham takich wieśniaków. :P


Amadeusz, jak każdy człowiek, miał chwile załamania nerwowego i wydawało się, że taki moment właśnie nadszedł.

Wybór tej wioski na swoje stałe miejsce zamieszkania był oczywisty. Nie mógł za to winić siebie, gdyż tylko Psi Ogon nie miał stałego łowcy czarownic. A jednak jego mieszkańcy zbyt często gubili inteligencję w kieszeniach starych spodni.
Znowu chaos. Nie ma związków między akapitami, ani tymi cytowanymi, ani ze zdaniem wprowadzającym wygłoszonym przez dżina. Jest nawet gorzej, niż we wcześniej wskazywanym fragmencie bezładu.

Nadto – brak logiki w drugim, trzecim i czwartym zdaniu. Oczywisty wybór nie mógł siebie winić za to, że był oczywisty, bo we wsi nie było łowcy czarownic, a mieszkańcy sioła schowali rozum w portkach. Nie rozumiem. Po prostu nie rozumiem. Autorze, spróbuj to przełożyć na polski.



Dalej…
I dlatego też jego stan psychiczny był daleki od normalnego. Jednocześnie miesiące doświadczeń i badań nad tymi mało rozwiniętymi istotami pozwoliły mu na wyrobienie sobie swego rodzaju cierpliwości dla ludzkiej głupoty. I tylko dlatego jeszcze nie oszalał.
Stan psychiczny Psiego Ogona był daleki od normalnego, ale skąd, nieee, on wcale nie był szalony, bo przez miesiące zdobywał doświadczenie i badał mało rozwinięte istoty, w tym wypadku chyba stare spodnie, i uodparniał się na ludzką głupotę.

Muszę się uodpornić na ten tekst. Co mi w ty pomoże? xP


Mówcie, o co chodzi, jest środek nocy - rzekł z roztargnieniem Amadeusz. Starał się jak najszybciej rozwiązać problem.
…którego jeszcze nie znał. Prawdziwy bohater. ;]


W myślach błagał niebiosa, aby chodziło tylko o wyimaginowane diabelskie kurczaki, które rzekomo co noc nawiedzały fermę starego Huberta. Ostatnim razem zalecił zrobić staremu farmerowi lewatywę. Oczywiście pomogło, gdyż stary już nigdy więcej na nic się nie skarżył.
Po raz kolejny raczysz nas zupełnie nieistotnymi szczegółami, które nawet nie mają związku z opowieścią. Bez przesady z tym budowaniem klimatu.

Podkr. – dla ścisłości – złe złożenie zdania. To nie może być zdanie złożone podrzędnie wynikowe, albowiem sensu to nie ma. Pewnie problem pojawił się po „gdyż”, zastąp je więc „ponieważ” i pomedytuj nad logika tego wypowiedzenia.

„Ponieważ stary już nigdy więcej się na nic nie skarżył, lewatywa pomogła”. – taka mała podpowiedź.


- No więc, Światobieżu... No, żem musze to powidzić! - rzekł z rozpaczą w głosie stojący najbliżej mężczyzna. Amadeusz, pomimo bólu głowy stwierdził, że facet ma na imię Czesław.
Przecinki, które byłyby mile widziane.

Podkr. – jakkolwiek bym się nie starała, facet mi tu nie pasuje. Ja wiem, może chłopem go zrób? Albo przekształć tak poprzednie zdanie, żeby później nie trzeba było dookreślać imienia faceta. To nawet korzystniejsze.


- Chodzi o... Banshee! - rzekł prawie szeptem.
Przed chwilą masz swoje siego Czesława, a tu jakaś Banshee, jakby równie swojskiej strzygi byś nie mógł nająć do roboty. Poza tym „rzekł” było przed chwileczką. Przepuść tekst przez Łorda, niech znajdzie wszystkie takie same wyrazy – unikniesz paskudnych powtórzeń.


Na sam dźwięk tego słowa reszta mężczyzn zatkała sobie uszy, a na ich twarzach wymalował się strach. Amadeusz jeszcze nigdy nie miał z żadną do czynienia, choć wiele o nich słyszał. Banshee, duch kobiety, który swym krzykiem zabijał śmiertelników. A jednak, pomimo braku zagrożenia, bali się jej jak ognia. To się nazywa autorytet
Krótki fragmencik, a błędów pełno. Husiaty, pilnuj no Ty tych swoich podmiotów, dobrze?

Wyniki analizy: połączenie pierwszych dwóch zdań – Amadeusz jeszcze nigdy nie miał do czynienia z żadną twarzą, choć wiele o nich słyszał. Połączenie dwóch kolejnych zdań – duch, który krzykiem zabija śmiertelników, nie stanowi dla nich zagrożenia, nawet jeśli mają z nim problem.

Czysty bezsens, chyba dopiero spod prysznica wyszedł. :/


Pytanie to było właściwie zbędne, gdyż domyślał się, gdzie może ją spotkać. A jednak mimo wszystko kodeks nakazywał, aby zapytać. Trzymał się kodeksu, gdyż w wielu momentach nie poradziłby sobie bez niego.
Zbędne są też te przedłużacze. Jak to uprościć, korzystając z dóbr języka polskiego: Domyślał się, gdzie można ją spotkać, jednak to pytanie było zalecane przez kodeks, którego trzymał się z przyczyn praktycznych. No, i udało się wpasować w klimat dzieła. ;]



Muszę znowu przerwać, wybacz. Jak na razie największym Twoim problemem jest chaos nieprzeciętnych gabarytów. Kłopoty ze składnią powodują gubienie resztek sensu. Zaburzone są ciągi przyczynowo-skutkowe, co również nie ułatwia połapanie się tekście. Na siłę próbujesz wprowadzić komizm – z mizernym skutkiem. Fabuła, wyglądająca na dość oklepaną, ledwo przebija się przez warstwy błędów. Źle jest z tym tekstem, Husiaty, ale przecież jesteś w stanie to poprawić – piszesz już dużo lepiej (ten tekst o RPG na przykład).



Jak znajdę chwilę, to skomentuję resztę. Cierpliwości, autorze, o „Amadeuszu” nie zapomnę! xD
Piszcząco - podskakująca fanka Mileny W.

8
Wielki come back! Jestem, mam chwilę, więc spieszę dotrzymać słowa.


- A więc ludzie mówiom - zaczął czarnowłosy mężczyzna
Zaczął i urwał z nagła. Zdałby się jakiś wielokropek dla oddania niepewności mężczyzny, co nie wiedział, jak skończyć.


Nerwowo spojrzał na resztę, poszukując w nich oparcia, lecz nikt nie kwapił się do zdradzenia miejsca jej pobytu.
Popatrz na podkreślenia. Zaburzenia tożsamości podmiotu, ot co. Przecież widać było tę resztę, nikt nie musiał wyjawiać, gdzież ona – zatem nie o resztę chodzi. Do wygładzenia.


Amadeusz szybko maszerował ścieżką, a jego stopy w równym tempie uderzały o ziemię.
Też się cieszę, że nie kulał. Tylko po co mi to wiedzieć, skoro i tak mówisz, że maszerował? Masło maślane.


- Cholera jasna! - krzyknął łowca na całe gardło, patrząc pod nogi.
Kurrr… Tu cholera, tam cholera, dżumy brak. Czyż ten łowca ma tak ubogi słownik, że zna li tylko jedno przekleństwo, co najwyżej dorzucając określenia?

Poza tym krzyczenia na całe gardło to jakieś przedszkolne mi się wydaje. Jak się drze, to z reguły nie cicho. Gdyby zawrzeszczał teatralnym szeptem, to wypadałoby to uwzględnić w narracji. Nadto są inne sposoby by wyrazić złość łowcy po wdepnięciu w odchody – krzyknięcie mimo wszystko zawiera w sobie tylko informację o głośności wypowiedzi.

Boldem przydatna kropka.


Stał na brzegu małego krateru po kostki w świeżych, smoczych odchodach.
Słucham? Po cholerę tam krater? Skąd się wziął, co robi…?


Nauczcie się sprzątać po swoich zwierzakach, co?! – ryknął na cały głos
A przed chwilą krzyczał na całe gardło…


Następnie szarpnął na próbę prawą nogą, próbując wydostać ją razem z butem. Bezskutecznie. Mamrocząc pod nosem przekleństwa powoli wysunął nogi z butów i stojąc na palcach wyskoczył z wilgotnej pułapki. Choć udało mu się wydostać, wyglądało na to, że dalszą drogę będzie musiał przebyć boso.
Boldem brakujący przecinek, podkreślone powtórzenie. Ale, ale! Patrz, co język polski może zrobić z tym przydługim kawałkiem:

Krótka szarpanina z produktem ubocznym smoczej przemiany materii zakończyła się fiaskiem, wobec czego mężczyźnie pozostało tylko pożegnać się z obuwiem i kontynuować podróż na bosaka.


Gdy tylko znów stanął twardo na ziemi, wysunął z kieszeni małą książkę, zatytułowaną "Czary i Klątwy dla opornych", i zaczął nerwowo ją kartkować.
Wszystko wyróżnione do wyrzucenia.


- Przeklinam cię istoto - zaczął recytować inkantację – Ty, któraś zostawiła tutaj dorobek swojej ciężkiej pracy. Niech dopadnie cię choroba straszna , zwąca się zatwardzeniem, tak, abyś błagała niebiosa o ustąpienie klątwy i chęć na załatwienie się!
Podkreślone do wyrzucenia.

Kursywa – przecinek wywal, a że zatwardzenia samo się nie nazwało, to tekst przerób (np. „zatwardzeniem zwana”)

Poza tym chęć na załatwienie się to by smoczysko miało, jeno by to było niewykonalne…


Gdy tylko skończył wymawiać zaklęcie, schował książkę z powrotem do kieszeni i ruszył w dalszą drugą.
Gdy tylko było przed chwilą. Znów zdanie do przerobu, nie zrobię za Ciebie wszystkiego. ; >


Stękając za każdym razem, gdy stawał na jakimś kamieniu, łowca czarownic Amadeusz podążał na spotkanie Banshee.
Źle. My to już wiemy, a informację o stękaniu mogłeś gdzie indziej przemycić.


Niczym bomba zegarowa napędzająca się z każdą chwilą, kroczył ścieżką gotowy wybuchnąć przy pierwszej lepszej okazji.
Co za porównanie. Gdzie tu zależność? Nic innego nie mogłeś wymyślić?


Wolno, aczkolwiek konsekwentnie, zbliżał się do celu swej wędrówki.
No co Ty… A już myślałam, że zaczął się cofać. : /


Po kilku minutach zboczył ze ścieżki i wkroczył na teren bagien, jednocześnie przyspieszając kroku.
Podkr. – na bagna wkroczył. Po co to omówienie?

Boldem przecinek, co być powinien.

Kursywa – jednocześnie byłoby niepotrzebne, gdyby to miało sens. Ale nie ma, bo na mokradłach z reguły się zwalnia, a nie przyspiesza. Zgadnij dlaczego.


Choć jego gołe stopy zagłębiały się w grząskim terenie, nie zwracał na to uwagi.
Gdzie tu logika? Jak szedł po kamieniach to stękał, jak ma inną przeszkodę – bagno – to go to nie wzrusza… no, może dopóki go nie zacznie wciągać…


Klucząc wśród chaszczy, w końcu wyszedł na twardy grunt.
Boldem przecinek.

Podkr. – nie pierwszy raz… : /


W miarę jak zbliżał się do celu, coraz wyraźniej słyszał jazgot i dziwne, przerażające odgłosy dochodzące z naprzeciwka.
Podkr. – „z naprzeciwka” to raczej gdyby to było z jakiegoś konkretnego miejsca, którego byłby bohater pewien. A może to bardziej na lewo było niż na wprost? Kto wie?


Niektóre przypominały dudnienie, inne ryk dzikiej bestii, a wszystkie mroziły krew w jego żyłach.
Podkr. – czyich żyłach? Naprzeciwka? A, czyli to jest jak najbardziej konkretna osoba? To zwracam honor…

Na serio – całe zdanie jakieś pokraczne ciut…


Gdy tylko zorientował się,
Ależ gitnie! „Gdy tylko” po raz trzeci! Sprzedane!


przykucnął przy krzaku dzikiego agrestu
Nie powiem, ale brak mi tu nazwy łacińskiej tego krzewu. ; /


i wyciągnął z prawej kieszeni mały kubeczek, zaś z lewej kieszeni wysunął kilka fiolek z przeźroczystymi płynami.
Drugą kieszeń odpruj.

Kursywa – zapewniam, że z przezroczystymi. Wiem, bo tam byłam.


Po chwili konsternacji wybrał trzy z nich
Nie widzę powodu, dla którego miałby być zakłopotany.


Jeszcze tylko wyjął z torby pojemnik z białym proszkiem podobnym do mąki.

- Dla poprawienia smaku i większego kopa – rzekł, wsypując nieco.
Znów do skrócenia – łączymy z poprzednim zdaniem.

po czym wlał zawartości do kubka i wsypał doń trochę białego proszku z pojemnika przechowywanego w torbie.

- Dla poprawienia smaku i zwiększenia kopa – rzekł, mieszając miksturę. Nabrał powietrza i wypił duszkiem napój…


Dzięki temu my poprawę w kilku zdaniach dalej.


Od razu poczuł przypływ energii czerpanej z mikstury, a odgłosy dobiegające z polany przestały go przerażać. Szybko schował kubek oraz fiolki i wyprostował się.
No dobrze… czyli przerabiamy dalej.

…, od razu czując przypływ energii i odwagi. Pochował utensylia po zakamarkach płaszcza i wyprostował się, jak na wojaka przystało.


rzekł do siebie Amadeusz, dobywając miecza. Począł skradać się pomiędzy krzakami. Po kilku chwilach, stanąwszy za niedużą wierzbą, powoli rozchylił jej liście i spojrzał na niewielką polanę.
Począł skradać się między krzakami, by po chwili zatrzymać się za niedużą wierzbą, skąd miał dobry widok na polankę – miejsce, gdzie rzekomo działy się rzeczy straszne.

Dobra, już Ci więcej nie poprawiam, Husiaty. ; P


Jestem bardzo zdenerwowany.
Ojej, jaki on straszny. Aż zadrżałam. : /


Vanessa zastanawiała się chwilę, lecz w końcu podjęła decyzję.

- No dobra, chłopcy, zwijamy się. Przećwiczymy to jutro
Nie no, spoko. Nic nie wyjaśnił, za kogo ją wzięto ani nic, jej co prawda zależało na próbie, ale co tam – poproszono ją, ba! wręcz grożono („Jestem bardzo zdenerwowany”), więc się ugięła.

Bez sensu. Zabrakło kilku wyjaśnień. Czemu Amadeusz wpadł z nocną wizytą itp.


grupka stałych bywalców, a jednocześnie mieszkańców
Dziwne. Myślałby kto, że przyjeżdżali ci bywalcy aż ze stolicy albo skądś…



No. I po wszystkim.



A teraz parę słów ogólnie.

O ile pomysł był całkiem sympatyczny i widać trochę dobrego humoru, to skatowałeś to wszystko błędami, Husiaty. Błędami wszystkich rodzajów chyba, jakie istnieją. Szkoda. Na przyszłość musisz sprawdzać teksty zdanie po zdaniu – to nudne, ale pożyteczne, dużo potknięć można wyłapać. Strasznie logika szwankuje, sporo pleonazmów i rzeczy zbędnych. Interpunkcja też nie najlepiej, ale to szczegół – przez brak kilku przecinków pracy nigdzie nie odrzucą. Ale nad resztą popracuj, OK?

I cofam to o Banshee, widać nazwa taka a nie inna była potrzebna. ; P



Pozdrawiam serdecznie. : ]
Piszcząco - podskakująca fanka Mileny W.

9
Doczekalem sie!

Dziekuje :-) Chyle glowe, bo zdaje sobie sprawe z mnogosci bledow... teraz jeszcze raz to przeczytam i postanawiam poprawe.

To byl drugi tekst w calym moim zyciu... Wedlug mnie w ten sposob wypadl nawet znosnie. Ale nie bede sie tlumaczyl - nie wypada.

Dziekuje jeszcze raz za flakowanie, Soi ;-)



Pozdrawiam,

Husiaty

10
Soi pobawiła się już w błędy gramatyczne, stylistyczne itp. wystarczająco dużo, więc pozwól, że skoncentruję się na tych innych stronach. Zresztą, chyba tego oczekiwałeś. :)



Amadeusz, jako postać, jest okej, tylko że... bardzo sztampowy. Dużo jest wyluzowanych, zmęczonych życiem i swoim zawodem, pewnych siebie bohaterów. A ten jeszcze na dodatek poluje na czarownice i przed walką pije jakiś specyfik... W połączeniu ze 'swojskim' klimatem rzeczywiście cholernie trudno nie pomyśleć o Wiedźminie (ale rozumiem, że to prawdopodobnie było zamierzone; tyle że efekt nie był powalający). ;)



Sama historia... też klasyczna, z serii "przedstawiamy jedną z setek przygód naszego wyluzowanego, zmęczonego życiem i swoim zawodem, pewnego siebie bohatera". Muszę przyznać, że myk z Banshee i jej zespołem był fajny, chociaż nie musiałeś tak podkreślać, o co się rozchodzi, poprzez pisanie, że bęben brzmiał jak ryki. Czytelnik by się sam domyślił. Ale sam żart fajny, tak samo zaklęcie rzucone na smoka.



Ogólnie widać, że to Twoja druga skończona praca. I w niedopracowanym stylu, i sposobie w jaki wszystko prowadzisz... ale jak na drugą skończoną pracę to i tak niezły wynik. Błędów będzie coraz mniej przy następnych pracach. Budowanie klimatu i umiejętne tworzenie napięcia przyjdzie z czasem, może już przyszło, w końcu ponoć to dosyć stare opowiadanie.



Podsumowując, kilka zabawnych pomysłów zmieszanych ze sztampowością i nierozgrzanym, niedopracowanym piórem/klawiszem. ;)
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”