Ryk

1
Dużo do zweryfikowania, bardzo dużo. W moim komputerze znalazłem jak na razie tylko to, sprzed dwóch lat. Z góry dzięki za weryfikacje. Pozdrawiam



-----------------------------------------



Ostatnio dużo myślę o śmierci. Czym ona właściwie jest? Niedoskonałością? Tak... chyba tak. Czy to kara? Czy nagroda? Koniec męczarni związanych z życiem.Tak, to ten czas. Czas umierać.



Spokojny, cichy, małomówny. Tak mnie określają. Hamuję gniew. By spożytkować go w najodpowiedniejszej chwili. Nauczyłem się tego tutaj w Sunday wraz z rodziną przyjechaliśmy tu z Sontags. Tam nigdy nie odpuszczałem. Te ich krzywe mordki, spoglądali na mnie, musiałem reagować. Podchodziłem i łagodnie informowałem osobę o swoich zamiarach. Były to puste groźby z ust obłąkanego człowieka; jak mniemano. Miałem respekt u innych ponieważ do końca nie wiedzieli czego mogą się po mnie spodziewać, lecz zazwyczaj i tak nikt nie traktował mnie poważnie. Nagle wiosną ktoś się pojawił. Nowy, pewny siebie chłopak. Wysoki, opalony blondyn. Znienawidziłem go od pierwszego wejrzenia. Wystarczyło mu kilka dni by zdobyć uznanie w oczach szkolnych plastyków i innych sztucznych ludzi. Jego nieskazitelnie białe zęby przyciągały moją uwagę już z odległości kilkunastu metrów. Patrzył na mnie, wiem to.





Było parno, wszyscy wybiegli na dwór. Powolnym krokiem udałem się w stronę wyjścia. Słońce oświetliło mą bladą twarz. Mój wzrok spoczął na grupce stojącej nieopodal. Chichoczące plastykowe dziewczyny mogły mnie doprowadzić do szału lecz dzisiaj skupiłem się na jednej osobie. Blondasek stał z plastykami. Tak, wiedziałem że z mojego powodu rżą kobyłki. Wstałem, moje kroki ciężkie i powolne powodowały szyderczy grymas na wielu twarzach, wiem to. Plastyki usuwały mi się z drogi, mój wzrok utkwiony w blondasku. Stanąłem metr od niego patrząc mu się głęboko w jego błękitne oczy. Pokazał wszystkie zęby w szerokim uśmiechu.

-Szkoda by było stracić takie perełki-powiedziałem

-Hahaha... Seth to ty serio jesteś aż tak pokręcony, jak mówią? A nie wierzyłem..-odrzekł

-Czyżby? Sugerujesz że coś ze mną nie tak? Czy te plastykowe laleczki też to sugerują? - nie unosząc zbytnio głosu

-Nie mów tak o nich!-wydarł się

-Och... mam się rozpłakać i pokornie przeprosić te zapchlone...

Blondasek mnie odepchnął. Czekałem na to.

-KEVIN! NIE RÓB TEGO BŁAGAM CIĘ! NIE WARTO!-krzyknęła piskliwym głosem jedna z dziewczyn

Zaatakował ślepo wywijając pięściami. Trafił mnie dwa razy w twarz. Nie przewróciłem się. Robiłem uniki, by po chwili oddać jeden celny cios. Ujrzałem lukę pomiędzy jego rękami i natarłem z całym impetem na jego PIĘKNĄ twarzyczkę. Prosto w jego perłowe zęby. Poczułem ból. Blondasek leżał na ziemi oszołomiony ciosem. Nieopodal stojący nauczyciel dopiero teraz zauważył co się stało. Spojrzałem na swoją dłoń i zobaczyłem że tkwi w niej skruszony odłamek zęba Kevina. Uśmiechnąłem się do nauczyciela. Ten bardzo zaskoczony całą sytuacją wziął mnie za szyję prowadząc do gabinetu dyrektora. Po drodze nauczycielce od wf-u polecił wezwać karetkę i udać się na plac przed szkołą.



Po tym wydarzeniu wyrzucono mnie ze szkoły i skierowano do psychiatry. Blondaskowi mam nadzieję pomogłem. Psychiatrę poznałem już w Sunday i miałem co tydzień chodzić na konsultacje. Rozmowy z nim były dla mnie czymś nowym i zarazem bardzo ciekawym więc chętnie na nie chodziłem. Pan Jones bo tak się nazywał, pytał się o moją nienawiść i ogólnie uczucia. To co mówiłem powodowało uśmiech na jego twarzy. Często mnie tym denerwował, aż w końcu spytałem.

-O co panu właściwie chodzi? Czemu się pan śmieje?

-Seth... Zastanów się. Czy te twoje powody nie są śmieszne? Pomyśl...

-ON SIĘ NA MNIE PATRZYŁ! NAIGRAWAŁ SIĘ ZE MNIE!! ONI WSZYSCY!-wrzasnąłem

-SETH! Uspokój się już... Czy nie uważasz swojej postawy za nieco... powiedzmy sobie szczerze: dziecinną?

-Dobra to może pan w końcu powie mi o co chodzi...-jakby zmęczony całą rozmową powiedziałem

-Głupi nie jesteś i chyba powinieneś zrozumieć że przemocą niczego nie załatwisz?-zapytał

-Załatwię...

-Mylisz się. Do naprawdę skutecznego załatwiania spraw potrzebna jest inteligencja. Którą tak naprawdę i TY posiadasz.

-Taa... To niby co mam robić?

-Spróbuj kontrolować swoje emocje. Dam Ci kilka książek które mogą Ci pomóc.-z głębokim przekonaniem w głosie powiedział Jones

-No dobrze. Nawet lubię czytać książki. A ma pan może coś o seryjnych mordercach?-zapytałem

-Być może, a czemu pytasz?-spytał

-Po prostu jestem ciekaw tego tematu.

-Mam kilka książek jeżeli chcesz to je weź.

-Dziękuję, to do następnego spotkania panie Jones.



Szedłem jedną z większych ulic Sunday zastanawiając się nad tym co powiedział mi Jones.

Staram się. Rodzice mnie chwalą. A zrobiłem przecież duże świństwo. Przeze mnie musieliśmy się przeprowadzać. Siostra nadal jest na mnie... powiedzmy zdenerwowana. Mówi że jestem jedynym dziwakiem w rodzinie.

Ojciec znalazł tu dobrą pracę. Więc jest w miarę dobrze. Do końca wakacji jeszcze miesiąc. Mam zamiar się poprawić, więc uczę się. O tym co się działo we wcześniejszej szkole ma wiedzieć tylko dyrektor. W razie złego zachowania mają się dowiedzieć wszyscy nauczyciele.



Zacząłem czytać książki od Jonesa. Można powiedzieć że zmiksowałem sposoby na uspokojanie siebie w trudnych sytuacjach ze sposobami uśmiercania używanymi przez morderców. Nie wiem z jakiego powodu ale bardzo mnie to interesuje. Co tych ludzi tak naprawdę skłania do tych niby strasznych czynów. Każdy ma swoją filozofię zabijania i swoje powody.



Nowy profil byłby taki: spokój,opanowanie wewnętrzne, obowiązkowo - wyszukana brutalność, powód śmierci danego człowieka no bo bez powodu jeszcze bardziej uchodziłby za wariata, śmierć=wyzwolenie=pomoc. To ciekawe.



W końcu nadszedł pierwszy dzień w nowej szkole. Nie stresowałem się tym, nie myślałem o tym jak będą mnie postrzegać ludzie. Teraz starałem się ubierać dość porządnie. Na rozpoczęciu roku "poznałem" swoją klasę, czyli zmierzyłem wzrokiem każdego z nich. Cukierkowe laleczki, pewni siebie mięśniacy, "blondaski" i tym podobne typy. Miałem przed sobą trudne zadanie.



Pierwsze dni były dość spokojne, na nikogo nie zwracałem uwagi. Byłem samotnikiem tak samo jak w Sunday, tylko tu zdecydowanie inaczej to wyglądało. Prawie się nie odzywałem. Na przerwach rozmyślałem nad sensem istnienia i prawie zawsze dochodziłem do takiego momentu że już sam nie mogłem zrozumieć tego o czym myśle. Znowu wszyscy na mnie patrzyli. Denerwowało mnie to ale nic z tym nie robiłem. Dni mijały a ja przez każdy monotonnie przechodziłem. Postanowiłem zacząć chodzić na siłownię gdyż wydawało mi się że moje ciało jest zbyt słabe w stosunku do umysłu. A to że swój umysł uważam za silny wywnioskowałem ze zdolności swej samokontroli.



Na jednej z lekcji wychowawczych wystawialiśmy opisowe opinie o innych. Było to anonimowe, każdy wypisywał przy imieniu danej osoby dwie cechy. Przy każdej dziewczynie wpisywałem cukierkowa lala lub zwyczajna,normalna a przy chłopakach: dobry materiał na cwela itp.. chyba tylko przy jednym - normalny. Normalny był ten kto nie zwracał na siebie uwagi. Prawdopodobnie bardzo mało osób uważa podobnie jak ja, może to moja chęć normalności. Tak jak przypuszczałem na tablicy z wynikami tych opinii ukazały się przy moim imieniu: dziwny, nudny itp.. Nie zmartwiło mnie to.







Zapowiadał się zwykły dzień, te same oblicza, te same miejsca, nic nowego. Przyszedłem do szkoły, pierwszą lekcją miał być wf z 'ulubioną' panią Wolff. Taaak, ta nauczycielką w dośc wyrafinowany sposób prowadziła lekcje. Każda lekcja była walką o przetrwanie. Przynajmniej dla niektórych. Ja sobie dawałem radę, ale patrząc na to co robi ze słabszymi czułem do niej straszne obrzydzenie.

Wszyscy przebrani czekali aż pojawi się to uosobienie zła, ale nie pojawiała się. W końcu przyszedł jeden z nauczycieli i oznajmił że pani Wolff leży w szpitalu. Uczniowie zastanawiali się co się mogło stać z tą diablicą. Jedyną osobą która znała jej los byłem oczywiście ja...

Dzień wcześniej zwinąłem z pracowni chemicznej jakiś kwas, a żeby wypróbować jego działanie na kimś kto wydawał się bardzo odpowiednim kandydatem do tego eksperymentu.

Pani Wolff jak co tydzień wieczorem udawała się do sklepu który znajdował się w pobliżu jej domu. Postanowiłem zaczaić się w jednym z ciemnych zaułków. Czekałem aż wyjdzie ze sklepu, trwało to jakieś 10 min a ja w pełnej gotowości wyczekiwałem momentu ataku. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu za szyję.

-I co teraz Seth?! Wyjaśnisz mi to?!-krzyknęła swym wyniosłym głosem Wolff

-Tak...Miałem zamiar panią oślepić, urżnąć język i poucinać palce.

-Seth! Czy ty jesteś pijany?! Oszalałeś! Idziemy na policje!

Gotowało się we mnie, myślałem jak mogłem być takim idiotą. Jak mogłem tak bezmyślnie zaplanować swoją pierwszą akcję?! Pierwszą i ostatnią? Po chwili doszło do mnie że znów wykazuję się niebywałym debilizmem. Zebrałem w sobie siły i wyrwałem się z jej mocnego uścisku. Można było o niej powiedzieć że jest damską wersją Andrew G. który zasłynął z krzywego ryja. Rzuciłem się na nią, powaliłem dwoma ciosami i nieprzytomną zaciągnąłem w krzaki. Wyciągnąłem z kieszeni probówkę która cudem się nie stłukła. Pasmo szczęśliwych zbiegów okoliczności zakryło moje wcześniejsze niepowodzenie.
Ostatnio zmieniony pt 27 lut 2009, 13:41 przez Rafo_PL, łącznie zmieniany 1 raz.

2
styl. brak. bardzo podstawowe błędy, nadużywanie zaimków osobowych. to i interpunkcja: http://www.weryfikatorium.pl/viewtopic.php?t=992 nakarm swoje pisarstwo.



plastyk - osoba zajmująca się plastyką

plastik - tworzywo sztuczne



ile jest opowieści o seryjnych mordercach, którzy właściwie nie mają motywów? dużo. dlaczego? bo wymyślenie motywu równa się podjęciu akcji umysłowej, a ludzie są leniwi. czyli u ciebie nic ciekawego, a na dodatek jest to bardziej streszczenie niż opowiadanie.



zastanawia mnie jedna rzecz - zawsze wydawało mi się że ludzie interesujący się własną psychiką zwracają uwagę również na psychikę innych. tak dla umieszczenia swojej osobowości w kontekście. dziwne jest więc dla mnie postrzeganie klasy, grupy około 30 indywidualności, jako


Cukierkowe laleczki, pewni siebie mięśniacy, "blondaski" i tym podobne typy


ale to już twoje spojrzenie.



blĄdaski, btw.
Obrazek

4
cocaine pisze:plastyk - osoba zajmująca się plastyką

plastik - tworzywo sztuczne
Z tym też chyba się rozpędziłaś, bo plastyk to homonim (kurde, jak ja się fachowo wyrażam!) i może znaczyć i to, i to ;)

5
A dla mnie... gatuneczek! Napisywuj i to zaraz mości autorze!!
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

6
plastik=plastyk. niby tak. jak dla mnie nie, szczególnie tutaj jest anachronizmem. nie ma sensu na siłę spolszczać plastiku, skoro w wersji plastyk ma podwójne znaczenie.



powiem inaczej. tam gdzieś na początku było coś o grupie plastyków. zrozumiałam to jako grupę artystów, dopiero po kilku zdaniach zorientowałam się że autor miał na myśli plastiki. błąd w komunikacji.
Obrazek

7
Nie mówię, że nie! Po prostu dementuję dezinformację, jakoby plastyk nie mógł być plastikiem, a że anachronizm, to już nie zaprzeczam, bo tekstu nie czytałem

8
Kurde... Moim zdaniem - a to tylko moje zdanie... - ta śmierć nie jest zbytnio śmiercią. O forma! Ona do mnie nie trafia zupełnie... Ale nie chcę gadać o sobie wobec Twojego tekstu. O czymżeś chciał opowiedzieć? Plasik - plastyk - to nie o to chodzi! Opowiadanie jest średnie - wybacz mój głos. Początek? nie ma nic wspólnego z rozwinięciem i końcem. Może i tak powinno być, a może i nie?
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

10
Mam parę uwag i wątpliwości co do Twojego tekstu.


Hamuję gniew. By spożytkować go w najodpowiedniejszej chwili.
Jak dla mnie te zdania trzeba połączyć w całość. Wydaje mi się, że w tej chwili jest to napisane niegramatycznie. Zdanie pojedyncze raczej nie powinno zaczynać się od spójnika „by”. A już na pewno nie brzmi to dobrze. Przeczytaj głośno te dwa zdania, a sam zobaczysz, że automatycznie będziesz je czytał jednym ciągiem, jako całość. Powinno być tak: „Hamuję gniew, by spożytkować go w najodpowiedniejszej chwili.” Ewentualnie, jeżeli uważasz, że czytelnik powinien zatrzymać się po zdaniu „Hamuję gniew”, zacznij drugie zdanie inaczej, a nie od spójnika „by”.


Nauczyłem się tego tutaj w Sunday wraz z rodziną przyjechaliśmy tu z Sontags.
To zdanie też jest źle skonstruowane. Albo je rozdziel: „Nauczyłem się tego tutaj w Sunday. Wraz z rodziną przyjechaliśmy tu z Sontags” , albo trochę zmień: „Nauczyłem się tego tutaj w Sunday, gdzie wraz z rodziną przyjechaliśmy z Sontags”.


Te ich krzywe mordki, spoglądali na mnie, musiałem reagować.
Słowo „mordki” brzmi mi trochę dziwnie. Jeżeli miało to być określenie pejoratywne na czyjeś twarze, to po co używasz zdrobnień? Nie lepiej brzmiałoby „Te ich krzywe mordy…” lub „Te ich krzywe gęby…”? No tylko taka moja prywatna sugestia ;) A poza tym, to całe zdanie brzmi jakoś nie tak.


KEVIN! NIE RÓB TEGO BŁAGAM CIĘ! NIE WARTO!- (…) ON SIĘ NA MNIE PATRZYŁ! NAIGRAWAŁ SIĘ ZE MNIE!! ONI WSZYSCY!-
Nie wiem czy to jest błąd, ale nie wydaje Ci się, że nadużywasz wersalików?


wf-u
Czy nie powinno być tak: „WF-u”? Nie wiem, mam wątpliwości więc pytam. ;)


trwało to jakieś 10 min
Mina to ładunek materiału wybuchowego z urządzeniem inicjującym w obudowie, ewentualnie grymas twarzy, bądź starożytna jednostka monetarna. ;P Powinno być: „dziesięć minut”. ;)


-Hahaha... Seth to ty serio jesteś aż tak pokręcony, jak mówią? A nie wierzyłem..-odrzekł
Znowu nie wiem czy to błąd, ale nie podoba mi się używanie w tekście literackim tworów mających naśladować śmiech. Przecież śmiech nie jest artykułowany w sposób, w jaki pokazuje go ten zapis graficzny. Nie lepiej skomentować w „didaskaliach”, że postać zaśmiała się lub coś w tym rodzaju? Oczywiście, to tylko sugestia, z która masz prawo się nie zgadzać. ;)



Dziwne wydaje mi się, także to, że tak od razu, za jedną bójkę bohatera skierowano do psychiatry. Bez przesady. No, ale rozumiem, że akcja dzieje się w jakiś obcych landach. ;) W USA? No cóż. Jak dla mnie ten kraj to inny świat, więc się nie wypowiadam. Może tam tak jest. Mam nadzieję, że TY jako autor lepiej znasz tamte realia niż ja. ;) Chyba, że bohater już wcześniej sprawiał problemy wychowawcze w tej szkole, a ten wybryk przelał czarę goryczy. Z wcześniejszego tekstu to nie wynika. Co prawda piszesz, że chodził i informował o swoich zamiarach, ale mnie to jakoś nie przekonuje. Dookoła nas jest sporo dziwnych ludzi, ale nikt ich od razu nie kieruje do psychiatrów. Podkreślam, że mnie to nie przekonuje. Jeżeli innych czytelników tak, to ja się nie upieram przy swoim. ;)

11
Nie rozumie jaki jest sens wrzucania tekstów sprzed lat. Chyba, że nie wierzycie w progres i wydaje się wam, że ciągle piszecie w taki sam sposób. Wtedy ok, nie ma sprawy. Nie pytam, nie wnikam.



Popieram Cocaine, to plastyków na początku jest mylące. Nawet bardzo.

Dziwny początek. Myślałem, że to będzie opowiadanie o jakimś samobójcy czy coś w tym stylu, a to o jakimś zakompleksionym chłopaku, który postanawia zostać seryjnym mordercą.

W ogóle sporo dziwnych momentów jest w tym opowiadaniu. Na przykład moment oceny klasy. Tylko jeden normalny? Blondyni to też ludzie :P



Od początku do końca to opowiadanie wydaje mi się przerysowane. Zbyt dużo cech jest uwypuklonych. Nie wiadomo na czym się skupić.



No, koniec. Uznajmy, że skoro tekst sprzed lat to nie wymaga długiego komentarza.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

12
Stanąłem metr od niego patrząc mu się głęboko


Wiem, że nie mogłeś użyć jego, ponieważ źle skonstruowałeś zdanie. Wprowadziłeś się w pułapkę, z której nie można wyjść, bez poprawiania zdania.



Po mojej przeróbce: Stanąłem metr przed nim, i spojrzałem głęboko w jego oczy.


-Dobra to może pan w końcu powie mi o co chodzi...-jakby zmęczony całą rozmową powiedziałem


-Dobra. To może pan w końcu powie mi, o co chodzi? -Jakby zmęczony całą rozmową powiedziałem. zapytałem.





Zagadka:


-Mam kilka książek jeżeli chcesz to je weź.




W którym miejscu autor postawiłby przecinek/przecinki? :)


Można powiedzieć że zmiksowałem sposoby na uspokojanie siebie w trudnych sytuacjach ze sposobami uśmiercania używanymi przez morderców.


Jakoś nie zrozumiałem istoty tego zdania...





1. Co do plastyków - określenie całkiem dobre i innowacyjne zastosowanie podobało mi się, z tym że jego BRAK wprowadzenia, już nie - zmyliło mnie to i poirytowało.



2. Początek w miarę dobry, później jakbyś się rozkręcał, żeby totalnie zmasakrować końcówkę jakimś kwasem. Najwyraźniej spieszyło ci się z zakończeniem...



3. Dialogi są sztywne. Bohater wydaje się hipokrytą: narzeka na sztywnych ludzi, a sam mówi, jakby miał metrową szczotę w...



4. Średnie opowiadanie. Końcówka zdecydowanie wpłynęła na odbiór całości.



5. I am luz man. Przecinki, helloooł?



6. Sunday kojarzyło mi się/czytałem z Sydney ... :(
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”