Rachel: Więzy Krwi [Prolog]

1
Rachel: Więzy Krwi






PROLOG






Mroczne Morze nigdy nie było tak wzburzone, jak tej nocy. Wściekle atakowało piętrzącą się nieopodal półkę skalną, która dzielnie parowała kolejne uderzenia, jak gdyby w trosce, o stojące u jej szczytu dwie osoby. Jedną z nich byłmężczyzna, trzymający w ręku magiczny, płonący błękitnym ogniem miecz.

Przed nim zaś stała kobieta z włosami rozwianymi na cztery strony świata. W rękach trzymała zawiniątko, szczelnie opatulone płaszczem. Stali naprzeciw siebie jak gdyby przygotowując się do pojedynku: kobieta, szczupła, średniego wzrostu bez jakiejkolwiek broni, z drugim życiem w ramionach i potężnie zbudowany, wysoki mężczyzna z błyszczącą klingą, uniesioną na wysokość bioder. Jedynie dzięki rzęsistemu deszczowi nie było widać złowrogich błysków w jego czarnych oczach. Kobieta cofała się do krawędzi klifu, nie spuszczając z oczu małej istoty w jej rękach.

Mężczyzna widząc to, zrobił krok w tył, nie opuszczał jednak miecza. I przemówił czystym, dźwięcznym głosem, który, o dziwo, dało się bez problemu słyszeć pomimo szalejącej burzy.

- Oddaj dziecko.

Kobieta przytuliła dziecko do piersi. Była przerażona, ale czaiła się w niej zawziętość i jakaś siła, której mężczyzna najwyraźniej się obawiał.

- Nie zbliżaj się, potworze! – wykrzyknęła, stojąc już na samym krańcu kammiennej półki; pod nią szalało wściekłe morze. – Nie będzie twoje, słyszysz?! Nie pozwolę, by trafiło w twoje ręce!

- Więc skacz! Zabij się, heretyczko, przepadnij w czeluściach Morza! Ale czy starczy ci odwagi, by pociągnąć za sobą niewinną istotę? Czyż nie pozwolisz jej żyć? Oddaj dziecko! – rzekł, robiąc krok do przodu i wyżej podnosząc miecz, który zapłonął zimnym ogniem. Kobieta wpatrywała się weń jak urzeczona. Po chwili potrząsnęłą głową, śmiejąc się histerycznie.

- Nie będzie taka jak ty! Wolałaby śmierć niż taki los! Odejdź! Daj nam spokój, diable!

Mężczyzna jednakże coraz śmielej podchodził do matki, i wyciągnąwszy lewą rękę do przodu, zacisnął pięść. Kobieta, jakby wbrew swej woli, wykonała ruch, który wskazywał na to, iż chce oddać dziecko. W ostatniej jednak chwili cofnęła ręce, znowu przyciskając niemowlę do serca. Z gardła mężczyzny wydarł się ryk wściekłości, a z miecza jego trysnął błękitny ogień, który niczym lasso zacisnął splot na kobiecie i dziecku. Samo dziecko nie poruszało się pogrążone w śnie; a może już nie żyło?

- Głupcze! W dziecku już tkwi Więź Krwi! Los Łowcy Dusz jest jej przeznaczony! Wkrótce zostanie Nekromantką, by dopełniło się proroctwo, a ona, balansując między życiem a śmiercią, przywołując Dusze, stanie się najpotężniejszą i niepokonaną, jak jej ojciec! – wybuchnął mężczyzna, teraz już sprawiając wrażenie całkowicie oszalałego. Kobieta szarpała się w Płomiennych Więzach, lecz bez skutku. Zdołała tylko wykrztusić:

- K… kłamiesz…

Nekromanta parsknął złowrogim śmiechem, a kobieta, wykorzystując moment osłabienia oprawcy, szarpnęła się, uwalniając się z więzów. Zanim mężczyzna zdążył coś zrobić skoczyła do tyłu. Przyciskając niemowlę do piersi, spadła w dół, wbijając się w rozwścieczoną czeluść Mrocznego Morza. Po chwili zniknęła w pędzących falach. Nekromanta wrzasnął z wściekłości, podbiegając do krańca klifu, gdzie jeszcze przed chwilą stała matka jego dziecka. Daremnie jednak jej wypatrywał. Przecinająca niebo błyskawica oświetliła czerwone ogniki w jego oczach.



Ponad siedemset mil na północ od tego miejsca rozciągał się jeden z ostatnich wolnych krajów Zatraconego Świata: Aerfár. Ten najbardziej wysunięty na północ kraj stał się schronieniem dla wygnańców i wędrowców, wracających z niebezpiecznych wędrówek poprzez Pustkowia. Czas płynął, a miasto rosło w siłę, wydając na świat nowych, uczonych od maleńkości przyszłych wojowników.

Obecnie stanowi główny punkt obrony przed złymi mocami. Jednakże po licznych próbach podbicia kraju, złe moce darowały oblężenia, dając czas na wytchnienie obrońcom; przez następne sto trzydzieści lat kraj nie został zaatakowany przez żadną istotę i ludzie już uznali kraj za najbezpieczniejszy wpośród wszystkich, leżących w Zatraconym Świecie.

Aerfár oczywiście nie żyło samo z siebie – ludzie potrzebowali surowców, żywności, i innych, niezbędnych rzeczy do utrzymania kraju. Prowadziło więc handel z innymi, mniejszymi krajami, lecz największe korzyści osiągał na szlaku Aerár – Carõdan. Niskie ceny, jakie ustanawiało Carõdan, były naprawdę kuszące. Był tylko jeden problem: Carõdan leżało daleko na południu, więc po materiały zwykle wyprawiano cały konwój wozów i wojowników, co wiązało się rzecz jasna ze zwiększonymi kosztami i zdwojonym niebezpieczeństwem.

Dwa dni po wydarzeniu na Urwanej Skale, jeden z nich wyjechał z surowcami, potrzebnymi do rozbudowy kościoła, wracając do Aerfár. Ochrona, jaką zapewnili wozom strażnicy, a także rzucone czary, uniemożliwiały jakikolwiek atak, więc konwój jechał raźno. Jechali wzdłuż linii brzegowej Mrocznego Morza, gdyż wtedy uniemożliwiali atak na prawą, najsłabszą ich zdaniem linię czarów.

W pewnym momencie, dowódca podniósł ręke. Cały konwój stanął natychmiast. Dowódca, imieniem Atos wypatrywał czegoś na brzegu Morza. Po chwili podszedł do wojownika obok i coś mu szepnął. Ten zasalutował i skinął na pobliskich łuczników. Atos ostrożnie podszedł do brzegu, pochylił się i machnął na wojownika. Ten podszedł, pod czujnym okiem łuczników. Wypadałoby jeszcze napisać, że strzały, jakie posiadali łucznicy nie były zwykłymi bełtami, lecz magicznymi strzałami, uśmiercającymi stworzenia natychmiast, lub niszczące czary rzucone przez Maga, lub Nekromantę.

- Dziecko – odrzekł ochryple Atos, pochylając się nad tym, co ten drugi wziął za jakąś brudną szmatę, rzuconą na brzeg Morza. Dopiero teraz spostrzegł, że to jest dziecko, zawinięte, w coś jakby płaszcz. Jedyne pytanie, jakie przyszło mud o głowy, było niezwykle głupie, tak przynajmniej myślał.

- Żyje?

- Sprawdź!

To ostatnie było rozkazem, nie cierpiącym zwłoki. Wojonwik wzdrygnął się; a więc dowódca jeszcze tego nie zrobił? Jeżeli dziecko żyje, to liczy się każda sekunda! Z drżącymi rękoma odsunął górną część płaszcza i sprawdził tętno na szyi. Poczuł powolne pulsowanie.

- Żyje! Dziecko żyje, dowódco! Szybko, musimy je zawieźć do Aerfár, zanim będzie za późn…

Zająkał się widząc minę Atosa.

- Do naszego kraju? Mamy zawieźć obce dziecko do naszego kraju? A jeżeli jest to dziecko Nekromanty? Co wtedy, Fearel? Nie zgadzam się.

Fearel popatrzył na Atosa z szeroko otwartymi oczyma.

- A więc mamy je tu zostawić? Skazać na śmierć? Mają je pożreć te wszystkie istoty z Pustkowi? Tego pan chce? Teraz ja się nie zgadzam! Choćbym miał wziąć to dziecko na barana i powlec do kraju, zrobię to! Pan nie rozumie, że liczy się każda sekunda, każdy ruch pulsu jest niezwykle ważny! Weźmie pan na siebie los tego dzieciaka? Nie wierzę – Fearel ostrożnie wziął małe dziecko na ręce. Nie poruszyło się nawet. Nagle mężczyzna zauważył coś na płaszczu. Wpatrywał się w to coś i po chwili szturchnął wpatrzonego w dziecko Atosa.

- Fearel! Nie pozwalajcie sobie! Jeszcze raz tak zrob…

- Niech pan spojrzy! – ponaglił go Fearel.

Wiatr zmierzwił jasne włosy Atosa, gdy, zrobiwszy krok do przodu popatrzył na płaszcz. Po chwili i on skamieniał. Pogładził płaszcz rękoma, jak gdyby sprawdzając jego autentyczność.

- T-to… ten znak…

- Tak – przytaknął Fearel. – Złoty liść. Herb Wielkich Magów. To dziecko może być jednym z Wielk…

- Niekoniecznie, Fearel – przerwał mu Atos, rozglądając się uważnie. – Może po prostu któryś odział go w ten płaszcz? W każdym razie – przywołał kilku ludzi do siebie. – Dowiemy się tego w odpowiednim czasie. Masz rację, nie możemy skazać dziecka na śmierć. Być może to rzeczywiście jeden z Wielkich Magów. Zbieramy się! Jazda, póki słońce wysoko!

Wtluli dziecko w koce w woziei pędem wznowili marsz, ponaglani przez Atosa. Nie ujechali jednak daleko, gdyż jeden z łuczników podniósł rękę i wyskoczył z wozu. Pod okiem strażników dobiegł do linii brzegowej i krzyknął:

- Dowódco! Jest jeszcze jedno ciało! To chyba kobieta!

Atos szybko podbiegł do łucznika, kazał mu wracać do wozów i ponownie skinął na Faerel’a.

- Teraz nie mam wątpliwości. To dziecko musi być jej. Spójrz, możesz pierwszy raz w życiu spojrzeć na dojrzałego Wielkiego Maga.

Kobieta leżała na brzegu, brudna i zakrwawiona. W jej dłoni tkwił kawałek płaszcza, którym okryte było dziecko. Jej włosy były mokre i rozwiane.

Fearel pochylił się nad nią i dotknął tętna. Atos spojrzał na niego pytająco. Fearel pokręcił głową i zamknął oczy.





<Arri edit: buka buka, pan się nie przedstawił>
Ostatnio zmieniony czw 26 lut 2009, 20:12 przez Snakedot, łącznie zmieniany 2 razy.

3
Mroczne Morze nigdy nie było tak wzburzone, jak tej nocy. Wściekle atakowało piętrzącą się nieopodal półkę skalną, która dzielnie parowała kolejne uderzenia, jak gdyby w trosce, o stojące u jej szczytu dwie osoby. Jedną z nich byłmężczyzna, trzymający w ręku magiczny, płonący błękitnym ogniem miecz.


Bardzo sugestywny opis, jednak te dwa wyrazy (pogrubione) nieco niszczą klimat, który budujesz.


nie opuszczał jednak miecza. I przemówił czystym, dźwięcznym głosem, który, o dziwo, dało się bez problemu słyszeć pomimo szalejącej burzy.


Nie opuszczając miecza, przemówił czystym, donośnym głosem, który przeniknął czysto przez szalejące odgłosy burzy i fale odbijane od urwiska.



Dlaczego tak napisałem? Rozdzieliłeś jedną akcję na dwoje zupełnie niepotrzebnie. Dodatkowo, zacząłeś zdanie od I a następnie zamiast klimatu, wprowadzasz "dziwy". Dodałem też urwisko, aby podkreślić sytuacje, powracając do Twojego klimatycznego początku.


Kobieta przytuliła dziecko do piersi.


Zawiniątko lub je. Wcześniej, już w dialogu, czytelnik dostaje informację o tym, że jest to dziecko - robisz brzydkie i niepotrzebne powtórzenie.


Mężczyzna jednakże coraz śmielej podchodził do matki, i wyciągnąwszy lewą rękę do przodu, zacisnął pięść. Kobieta, jakby wbrew swej woli, wykonała ruch, który wskazywał na to, iż chce oddać dziecko.


Pogrubienie - wygląda jak część reportażu. Nie pasuje do klimatu.


szarpnęła się, uwalniając się z więzów.
Drugię się jest całkowicie zbędne.


spadła w dół,




W górę nie da się spaść. Poza tym, jeżeli koło niej był dół (wiesz, np. niecka czy coś) do spadłaby do DOŁU.


Daremnie jednak jej wypatrywał
Wpierw napisz, co robił, a później z jakim rezultatem (tak, jakbyś to oglądał - i jak to widzieć będzie czytelnik).

Wypatrywał jej daremnie.


Czas płynął, a miasto rosło w siłę, wydając na świat nowych, uczonych od maleńkości przyszłych wojowników.


Maleńkość jest względna i w tym wypadku, nie oddaje w pełni tego, co autor chce przekazać.



Czas płynął, a miasto rosło w siłę, wydając na świat nowych wojowników, uczonych w tym fachu od urodzenia. W zasadzie, po wojowników możesz dać kropkę - zdanie obroni się samo.




przez następne sto trzydzieści lat kraj nie został zaatakowany przez żadną istotę i ludzie już uznali kraj za

kraju. Prowadziło więc handel z innymi, mniejszymi krajami,



co wiązało się rzecz jasna ze zwiększonymi kosztami i zdwojonym niebezpieczeństwem.


Nie taka ta rzecz jasna. Dla autora - może i tak. Ja wolałbym przeczytać, skąd to się wzięło.


Jechali wzdłuż linii brzegowej Mrocznego Morza, gdyż wtedy uniemożliwiali atak na prawą, najsłabszą ich zdaniem linię czarów.




Piszesz o czarach i zaklęciach, których nie rozumiem a i w tekście nie znajduję uzasadnienia (albo chociażby rozwinięcia) powodów, dla których były one ważne, złe, dobre czy słabe.


Wojonwik wzdrygnął się;

Wiatr zmierzwił jasne włosy Atosa, gdy, zrobiwszy krok do przodu popatrzył na płaszcz.
Ale potworek.



Wiatr zmierzwił jasne włosy Atosa, gry zrobił krok do przodu. Spojrzał na płaszcz.




Wtluli dziecko w koce

- Dowódco! Jest jeszcze jedno ciało! To chyba kobieta!
A pierwsze gdzie było? Dziecko, jak piszesz, żyło.


- Teraz nie mam wątpliwości. To dziecko musi być jej. Spójrz, możesz pierwszy raz w życiu spojrzeć na dojrzałego Wielkiego Maga.


Rozumiem intencje, ale zapis niepoprawny.

- Teraz nie mam wątpliwości. To dziecko musi być jej. Spójrz! Możesz pierwszy raz w życiu zobaczyć Wielkiego Maga.





Teraz o tekście. Prologiem bym tego nie nazwał - bo zwyczajnie nim nie jest. Sam początek, tak - ale z kolei za krótki jak na prolog. Dalej już toczysz opowiadanie.



Jak na opowiadanie/powieść jest znacznie lepiej - bo wciąga i w połączeniu z prologiem, jest zachęcające a losy dziecka nie były mi obojętne. W czasie czytania, irytowały mnie skróty (jak przy czarach) - nic nie rozumiałem, a wierz mi, chciałbym wiedzieć co najmniej tyle, dlaczego te czary działały tak a nie inaczej.



Rozrzucenie akcji spod skał do kraju (ach te KRAJE!), a następnie ponownie w okolice skał tez uważam za wybieg marny - za duży skrót pomiędzy lokacjami. Te braki wyczuwa się w trakcie czytania.



O warsztacie: Prowadzenie narracji, aby była składna to nie twoja mocna strona - ale spokojnie, można to naprawić. Natomiast pochwalę dialogi. Są mocne, realistyczne i czyta się je bez zgrzytu, a jedyne, co mi w nich brakowało, to (czasami) jakichś komentarzy spoza kadru.



Sądzę, że po wywaleniu błędów, rozwinięciu prologu oraz przebudowaniu opisu krainy (tak wiem, wiele to pracy) opowiadanie nabrałoby poważnego wydźwięku.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

4
Ja tylko na chwilę, coś chciałam zauważyć. :]
Martinius pisze:
Snakedot pisze:Wiatr zmierzwił jasne włosy Atosa, gdy, zrobiwszy krok do przodu popatrzył na płaszcz.


Ale potworek.



Wiatr zmierzwił jasne włosy Atosa, gry zrobił krok do przodu. Spojrzał na płaszcz.
Martiniusie, Twoja wersja też nie lepsza. xP Pomijając literówkę, ze zdania wynika, że wiatr zmierzwił włosy Atosa, robiąc krok do przodu, po czym spojrzał na płaszcz. Brakuje dookreślenia, kto zrobił krok naprzód.



Fragment o magicznym mieczu płonącym błękitnym ogniem - albo ja mam pecha do tego typu oręża, albo to już sztampa.



Jak mi sie uda, to jeszcze się odezwę. xD



Pozdrawiam.
Piszcząco - podskakująca fanka Mileny W.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”