Raz była niedokończona historia, w której jechał z rowerem pełnym kół. Jechał przez zboże, słając drogę połamanymi źdźbłami. Celem w myślach ogarnięty, a smutny na zewnątrz. Beztroski, w milczeniu pełnym wzruszeń, w strachu bez cienia nadziei. Jechał. Z daleka zobaczył uczciwie rozdroże. Rozwidlenie w dwie strony pośród słoneczników. Tym razem nie stał tam znak, wskazujący drogę. Był tylko, nie wiadomo skąd, osamotniony znak stopu.
- Co ja teraz pocznę? – lamentował Zegarowy Chłopak.
Naprawdę nie wiedział.
- Dzień dobry – odezwał się Stop. – Zastępuję dziś mojego kolegę. Strasznie łamie go w nodze. Dziś ja panu
wskażę właściwą drogę.
Chłopak zszedł z roweru. Przytulił czule.
- Bo się zarumienię.
- I tak jest pan czerwony. Jadę z ważną misją. Muszę przekazać generałowi, że wojna już się rozpoczęła.
Znak, gdyby miał oczy... Ale nie miał.
- Musiałeś pomylić planety, synu – powiedział.
Zegarowy Chłopak popatrzył w jego oczy, gdyby je miał.
- Nie rozumiem.
- Tu nikogo nie ma – wyjaśnił Stop. – Jesteś sam.
- To nieprawda! Pokaż mi drogę.
Znak pokazał. Chłopak czym prędzej ruszył przed siebie. Z kim miałby walczyć, skoro jest sam? Skoro nie ma tu żadnego człowieka oprócz niego? Z kim? Nie mógł w to uwierzyć. Zawsze są inni. Widać to na pierwszy rzut oka. Widać ich ślady, które odnawiają, które codziennie zaciera miarowo natura. Po godzinnej jeździe zobaczył chaty na tle lasu. Chaty z desek i słomy. Wpadł na kamienną uliczkę z wertepami. Wioska była mała. Roiło się w niej od zwierząt hodowlanych, lecz nigdzie ni śladu człowieka. Zegarowy Chłopak szybko i skutecznie przejrzał każdy zakamarek. Brakowało tchu. Czasu było niewiele.
- Kościół! – krzyknął, nie oczekując cudu.
Pognał co sił w nogach do budynku z krzyżem. Kościół stał nad stawem dla topielców. W środku panowała całkowita pustka. ławki jednak, rzędem ułożone, czekały... Woda święcona czysta, jakby przed chwilą nalana. Wszystko nie dla niego. Wyszedł. Wrócił po rower.
- Bez sensu to wszystko – powiedział do siebie.
Nie mógł znaleźć jednośladu. Ruszył na pieszo polną ścieżką. Zauroczyły go połacia kwiatów, gubiących swe nasiona w letnim wietrze. Dróżka wiła się po horyzont, niczym nie zatrzymywana. Spokój trwał jak nigdy przedtem. Czasem wydawało się tylko, że wiatr coś szepcze. Nagle jakieś zakłócenia. Jakieś przemykające kudłate coś. Jedno było rude, a drugie szare. Widać brawurową walkę o każdy skrawek sierści. Te rude z długim, puszystym ogonem zdecydowanie dokłada pięściami. Po chwili można było zobaczyć, jak młoda lisica trzyma za skórę nieprzytomnego zająca.
- Co tu się dzieje? – spytał poważnie Zegarowy Chłopak, który momentalnie poczuł, że tonie w jej
nieprzeniknionych zielonych oczach. – Oswoję ciebie – dodał łagodnie.
- Nie dam się frajerowi – odparła szorstko lisica.
Wtem chłopak wyciągną swojego asa z rękawa w postaci soczystego, jędrnego kotleta. Lisica raz spojrzała na zająca z limem i językiem na wierzchu, a raz na kawał mięsa.
- A co tam – machnęła łapą i rzuciła się na kotlet.
Zegarowy Chłopak poczuł nieopanowany ślinotok. Zaczął masować jej grzbiet, ogon prostować, wygładzać. Delikatnie zszedł na nóżkę, gdy usłyszał jej stanowcze nie.
- Chodź ze mną do miasta, lisico – powiedział.
- A nie nadasz mi imienia?
- Przepraszam. Może być Szarlotta?
- Co? Ty chyba śmieszny jesteś. Chcę być Wiktorią.
- Dobrze.
- I łapy przy sobie. Jestem twoim zwierzakiem, nie kochanką.
- Stara jędza – mruknął pod nosem Zegarowy Chłopak.
- Co ty tam mruczysz pod nosem?
- Nic. Chodźmy.
Droga do miasta zajęła im dwie godziny. Całe sto dwadzieścia minut, które przybliżało chłopaka do prawdy. W centrum wieżowiec rósł za wieżowcem. Ich gęsty, majestatyczny las ze szkła i stali był dowodem istnienia człowieka.
- Tutaj nikogo nie ma – zauważył smutnie.
- Może nigdy nie było? Może tylko ci się wydawało? – sugerowała lisica.
Chłopak pośpiesznie włożył rękę do prawej kieszeni spodni. Krótko poszperał. Wydobył na światło dzienne świstek papieru.
- Popatrz. Ten list jest do generała. Na pewno coś było. Pamiętam jakieś skrawki.
Lisica założyła okulary i rzuciła okiem:
„Witam towarzyszu!
To do ciebie. Tak, do ciebie. Przyczyn tej wojny nie poznasz, nie zgłębisz całkiem. Ale musisz walczyć. Nie płacz. Nie wiem, że ci ciężko. Nie chowaj się za głową. Teraz śpij. Ktoś w ciebie wierzy.
Sojusznik”.
2
Kolejne cudo.
Poszedłem za śladem z poprzedniego tekstu. Po prostu cudo.
Na razie moim zdaniem jeden z pięciu najlepszych tekstów na całym Forum.
żeby Ci jednak woda sodowa...
Masz sporo błędów. Czasem umyka Ci sens zdania, czasem jakiś prosty drobny błąd, jak tu:
"wyciągną"
Winno być: Wyciągnął. To częsty błąd w dzisiejszych czasach, nie bardzo wiem, skąd bierze się u Ciebie, jeśli to co masz przy nicku to Twoja data urodzenia.
Tekst niemniej jednak jest arcydziełem. Pisz jeszcze. Pisz więcej. Wysyłaj. Wybacz, że niektóre teksty są przez jakiś czas omijane, ale mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni.
Pozdrawiam serdecznie. Jeśli masz tego więcej, to będę chciał z Tobą pogadać.
Poszedłem za śladem z poprzedniego tekstu. Po prostu cudo.
Na razie moim zdaniem jeden z pięciu najlepszych tekstów na całym Forum.
żeby Ci jednak woda sodowa...

"wyciągną"
Winno być: Wyciągnął. To częsty błąd w dzisiejszych czasach, nie bardzo wiem, skąd bierze się u Ciebie, jeśli to co masz przy nicku to Twoja data urodzenia.
Tekst niemniej jednak jest arcydziełem. Pisz jeszcze. Pisz więcej. Wysyłaj. Wybacz, że niektóre teksty są przez jakiś czas omijane, ale mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni.
Pozdrawiam serdecznie. Jeśli masz tego więcej, to będę chciał z Tobą pogadać.
3
Ninetongues pisze:
"wyciągną"
Winno być: Wyciągnął. To częsty błąd w dzisiejszych czasach, nie bardzo wiem, skąd bierze się u Ciebie, jeśli to co masz przy nicku to Twoja data urodzenia.
Oj tam. Po prostu "ł" zjadłem. Przecież wiem, że pisze się "wyciągnął"

Dodane po 4 minutach:
Ninetongues pisze:
Pozdrawiam serdecznie. Jeśli masz tego więcej, to będę chciał z Tobą pogadać.
Mam kilkanaście takich opowiadań. Swego czasu próbowałem je wydać, ale bezskutecznie.
Postanowiłem więc, że będę dodawał do nich dłuższe i ładniejsze opisy.
Może w końcu uda mi się debiut :wink: .
Tu mógłbym napisać coś mądrego.