Moje zwierzęce ja

1
Nasza największa sala trwała w półmroku. Rzędy foteli zajmowali nieliczni przedstawiciele inteligencji. Na podeście niewielki, elegancko wystrojony człowieczek mamrotał coś do mikrofonu. Z jego żywej gestykulacji można było wywnioskować, że objaśniał rysunek wyświetlany na ścianie przez rzutnik. Widownia obserwowała człowieczka bezmyślnie i tonęła w szepcie. Gdyby wziąć siatkę na motyle, można by nałapać do niej sto tysięcy różnych myśli lub pragnień. Człowieczek był niemal naszym zbawicielem. Niemalże mówił: „chodźcie za mną, a będzie wam dane”. Poszliśmy więc za człowieczkiem ucząc się świętych reguł matematyki.

- Zebraliśmy się tu dzisiaj, aby połączyć świętym związkiem matematycznym masę i

energię. Moi drodzy wyznawcy! Wszystko jest względne. Czy gdybyście zważyli mnie tutaj stojącego, a potem w rakiecie pędzącej z prędkością światła masy byłyby takie same? Nie! To nie cuda. Nie wierzcie w cuda.

Do wykładu naszego zbawiciela sporadycznie wdzierały się jakieś dziwnie znajome jęki wydobywające się z ostatnich rzędów. Jęki nasiliły się gdy człowieczek przerwał mowę i uważnie zaczął spoglądać w dal. Wszyscy wyznawcy odwrócili się. Oni także chcieli popatrzeć. Dość szczupły, rudy i piegowaty mężczyzna wskazał palcem na biustonosz wiszący na oparciu jednego z foteli. Natomiast kobieta o czarnych, kruczych włosach dojrzała bokserki. Na samym końcu wyłoniła się jakaś męska, potargana główka. Jej oczy próbowały rozeznać się w sytuacji. Tuż obok niej wyskoczyła kobieca, długowłosa główka. Oboje byli zaskoczeni i robili wielkie buzie. Widać, że mieli nagie torsy i Bóg wie co jeszcze. Nasz zbawiciel poczerwieniał ze złości.

- Czy ja wam może przeszkadzam?! – wrzasnął w stronę kochanków. – To nie są zajęcia z

edukacji seksualnej. Ubierać się! Ale już! Jak wam nie wstyd?

- Przepraszamy – powiedziała męska, potargana główka.

Stanik, bokserki i inne części garderoby zniknęły natychmiast z oparć. Chwilę później wszystkie ciuchy znajdowały się na ciałach swoich właścicieli (prawdopodobnie). Nasz zbawiciel dbał o nasze wychowanie. Wszystkich onanistów usadził w pierwszym rzędzie i jak tylko próbowali dotknąć się tam, gdzie nie powinni, dostawali wskaźnikiem po łapach.



***



Piąty maj roku dwa tysiące – nigdy nie zapomnę tego dnia. Gorąco było jak w zupie. Odnosiło się wrażenie, że błyszczące korytarze naszej uczelni pociły się niezmiernie. To jednak tylko wrażenie, bo tak naprawdę to my i nasze oczy topniał niczym bałwany. Głęboko wierzyliśmy w matematykę oraz piliśmy dużo soków. Codziennie przed pójściem spać odmawialiśmy tabliczkę mnożenia, a w niedziele chodziliśmy na korepetycje. Piątego maja nasz zbawiciel zajęty był łapaniem ekshibicjonistów. Zamykał ich w specjalnym pokoju tortur, w którym temperatura wynosiła minus pięć stopni. Niektórzy z nich tłumaczyli, że po prostu zapomnieli się ubrać, lecz nikt nie przechytrzy starego wyjadacza mózgów. Nasz zbawiciel sprawił sobie nawet gwizdek, aby móc szybko i sprawnie każdego informować o ewentualnym wykroczeniu.

W samo południe, gdy intensywność upału sięgnęła zenitu, wpadł głównym wejściem rudy, piegowaty kolega. Przyszedł w szpilkach siostry, mini-spódnicy mamy i swoich rajstopach. Nasz zbawiciel od razu zareagował. Puścił całą parę w gwizdek i podbiegł do delikwenta z czerwonym, policyjnym lizakiem w prawej dłoni.

- Co to za ubiór? Jaki ty mężczyznom dajesz przykład? – mówił tonem pogardy.

Rudy patrzył na niego jak zraniony psiak.

- Panie profesorze, ja bardzo pana proszę. To dla mnie takie ważne.

Oczy rudego były duże, niebieskie, szczere. Nasz zbawiciel wiedział jednak, co jest dla nas najlepsze.

- Kategoryczne i nieodwołalne „nie”! Marsz do domu przebrać się!

Nagle zza zakrętu wyskoczył kolejny, dziesiąty już, ekshibicjonista. Nasz zbawiciel pognał za nim wygwizdując co sił w płucach.

Rudy, zmartwiony, z opuszczoną głową, ruszył w stronę wyjścia. Złapała go jednak kruczowłosa kobieta i zaproponowała, żeby całkiem przebrać go za kobietę. Wtedy nasz zbawiciel nie pozna rudego i wszyscy będą zadowoleni. Poszli więc do koedukacyjnej toalety. Mówiono, że jest to najpiękniejsze miejsce na całej uczelni. Do dziś nie wiem dlaczego.

- Dobrze, Romku – zaczęła kruczowłosa. – Makijaż zrobimy ci niezbyt ostry. Oczu nie

trzeba podkreślać.

Rudy słuchał koleżanki jednym uchem, ale do drugiego dobiegały niepokojące trzaski. Drzwi jednej z kabin zdawały się tańczyć w rytm tychże trzasków. Po jakimś kwadransie wszelkie odgłosy ucichły, a drzwi otworzyły się na oścież. Ze środka wytoczyła się rolka papieru toaletowego, a zaraz za nią półnagi mężczyzna (właściwie męskiej, potarganej główki). Była z nim ta sama kobieta. Wyglądali na bardzo szczęśliwych, ale ich miny ponownie przybrały wyraz zaskoczenia, kiedy ujrzeli rudego oraz kruczowłosą.

- Przepraszamy – powiedziała męska, potargana główka i oboje wybiegli z toalety.

- A szminkę będę używał? – spytał Romek koleżankę.



***



Nasza uczelnia jest jedną z najlepszych w kraju. Jej absolwentami są sławy tego świata. Piosenkarze, malarze, aktorzy, pisarze, politycy, lekarze, prawnicy, bohaterzy reality show, emeryci i wielu innych.

Nasza uczelnia słynie z wysokiego poziomu nauczania, wielkiej hali sportowej oraz fantastycznego basenu.

Jednak nie wszyscy wykładowcy są tak praworządni jak nasz zbawiciel. Zajęcia chemii prowadzi młody, zdolny magister, który także jest absolwentem naszej uczelni. Magistra bardzo lubimy i mamy z nim wspólny język. Przy omawianiu tablicy Mendelejewa urządziliśmy sobie orgię, a on nawet nie zauważył. Sądzimy, że przymknął na to oko i pomyślał „ach te dzieciaki”. Magister bardzo lubi koty. Pewnego razu przyszedł na zajęcia na wysokich obcasach, ubrany od stóp do głów w lateks, z batem w dłoni. Całe dwie godziny tylko strzelał z bata i miauczał. Ogólnie uważamy, że z pana magistra będą ludzie.



***



Okazało się, że nie ma ludzi bez skazy. Nawet nasz zbawiciel nie jest całkiem idealny. Jak to odkryłem? Zupełnie przypadkiem. Wiosną w piątki kończyłem zajęcia tak późno, że wychodziłem ostatni z uczelni. Budynek cały naszpikowany jest kamerami, a w recepcji siedziały dwie, niezbyt młode panie – Zuzia i Jadzia. Rozgrywały właśnie kolejną partię pokera, wypalając ostatnie papierosy. Zuzia musiała wstać na chwilę po herbatę i wtedy na ekranie monitora zobaczyła jego. Siedział na korytarzu z opuszczonymi spodniami i robił to.

- Ej, Jadzia. Chodź szybko!

Jadzia rzuciła karty, podbiegła. Myślała, że zobaczy nie wiadomo co. Jednak na widok naszego zbawiciela zachwyt uleciał z niej, a powróciła nuda.

- Eee tam. On nie pierwszy raz robi to przed kamerą.

- Myślisz, że wie, że my widzimy?

- No pewnie! Myślę, że marzy o nas, ale wstydzi się przyznać.

- „Nie” dla wolności seksualnej.

- Tak mówi.

Tego wieczoru legł w gruzach nieskazitelny wizerunek naszego zbawiciela. Wracałem do domu odtwarzając w głowie dziesiątki razy rozmowę recepcjonistek. Nowe sensacje zapisałem do pamiętnika, zamykając tym samym kolejny zwykły dzień. Jeszcze się budzę co rano i jeszcze mogę przeżywać. Pamiętnik jest chudy, więc muszę poszukać nowych doznać.
Tu mógłbym napisać coś mądrego.

2
Klasa.



Podoba mi się. Pomysł jest bardzo dobry. Kto nie czytał, niech żałuje.

Uwielbiam takie teksty, po prostu to powód, dla którego siedze na tym forum. Brawa i ukłony.



Nie zwróciłem uwagi na język, co oznacza, że jest tak dobry, że mój umysł się po nim prześlizgnął jak po maśle. Nic więcej nie należy wymagać od autora. Błędami raczej się nie zajmuję, no chyba że takimi dziwadłami z rodzaju:



"Piąty maj roku dwa tysiące"



Winno być dwutysięcznego.



"Gorąco było jak w zupie"



Na przykład w chłodniku... ;) Ale akurat tu może na upartego zadziałać licencia poetica. Ale to



"To jednak tylko wrażenie, bo tak naprawdę to my i nasze oczy topniał niczym bałwany"



jest po prostu bez sensu.

Niemniej - klasa. Trzy na pięć gwiazdek, przy czym tak, owszem, Tolkien, Lem i Mickiewicz mają po pięć. Sapkowski cztery. ;P
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

3
Ninetongues pisze:


"To jednak tylko wrażenie, bo tak naprawdę to my i nasze oczy topniał niczym bałwany"



jest po prostu bez sensu.

Niemniej - klasa. Trzy na pięć gwiazdek, przy czym tak, owszem, Tolkien, Lem i Mickiewicz mają po pięć. Sapkowski cztery. ;P


Cóż... trochę mi do nich daleko.

Ale z opisami już lepiej sobie radzę.
Tu mógłbym napisać coś mądrego.

4
Fajne, fajne.

Ciekawe przejaskrawienie rzeczywistości.

Obrzydlistwem jest to, że niektórzy z chęcią znaleźliby się na takiej uczelni.

Podobało mi się.

Błędów nie skomętuję, Nine juz to zrobił.



Pozdrawiem.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron