Cholerna robota. [satyra religijna???]

1
Kolejny tekst zgredzika mego ;P







- Przestań wreszcie jarać! Całe skrzydła śmierdzą mi petami!

Rozwalony na ławce diabeł zaciągnął się z lubością potężnym cygarem i dmuchnął

aniołowi prosto w twarz.

- Daj spokój. Czy mnie przeszkadza, że pudrujesz sobie te pióra? Cale wdzianko

mam upaprane. A walą czymś... To naftalina? Mole się wam tam zalęgły?

Otrzepał demonstracyjnie czerwony dres od Adiego z niewidocznych pyłków i

założył jeszcze wyżej nogę na nogę. Prawie mógł się podrapać dużym palcem

za rogiem.

Biały skrzywił się z niesmakiem, machnął zniecierpliwiony skrzydłami rozganiając

nową chmurę dymu. Poprawił na sobie nienaganną, śnieżnobiałą dwurzędówkę.

Przeczesał długimi, prawie kobiecymi palcami, blond włosy. Spojrzał na złotego

Rolexa.

- Niezły - diabeł cmoknął z uznaniem.

- Nagroda kwartalna - anioł uśmiechnął się zadowolony. Był nieco próżny. - Dobra pajacu.

Nalatałem się już dzisiaj. Zobaczmy co tu mamy. I przestań w końcu dmuchać, nie

jesteś w tej swojej kotłowni!



Włączył laptopa. Diabeł spojrzał mu przez ramię na ekran. Oczywiście nie miał zamiaru

przestać palić. Miał smagłą twarz o ostrych rysach. Można by powiedzieć, że przystojną

twarz, gdyby nie dwa pokaźne rogi sterczące nad czołem.

- Młody gość. Taki święty czy taki niegrzeczny?

- Zaraz zobaczymy.

Przez ekran przewijały się obrazy z życia jakiegoś faceta. Diabeł zachichotał zadowolony.

- Wygląda na mojego. Podkradało się pieniążki mamusi, o i w sklepiku się czasami coś

rąbnęło. Zwierzątka się dręczyło...

Anioł szybko otwierał pliki.

- Nie jest tak źle. Opiekował się matką do śmierci. Patrz! I babką też...Jeszcze się opiekuje.

Szatan podłubał w nosie.

- Skądś znam tą starą. Dawaj to pudło!

Zasłonił się wprowadzając hasło. Przebiegł grubymi paluchami po klawiaturze. Zarechotał.

- Wiedziałem! Przez cale życie podtruwała ślubnego. Tłukł ją. Jest u nas i czeka na nią.

Ale będą jaja jak się spotkają.

Strzyknął śliną przez zęby. Asfalt zagotował się w tym miejscu. Anioł spojrzał na kumpla z

niesmakiem, przezornie podciągnął pod siebie stopy w eleganckich białych mokasynach.

- Dobra, dobra - zabrał rogatemu komputer - bronił słabszych w szkole, jest dobrym

pracodawcą. Ludzie go chwalą, jest parę wniosków.

Diabeł wyglądał na znudzonego.

- Bla, bla, bla. Zdradzał żonę, ale wybił jej z głowy aborcję itd. itp. Co to za grzechy?!

Takie to mają wszystkie kukiełki. To jak? Twój czy mój? No i młody jest. Twój stary na pewno

kazał go rozpisać? Jak on ich w ogóle wybiera?

Anioł z zakłopotaniem skubnął i przygładził nastroszoną lotkę w skrzydle. Rozejrzał się

dyskretnie.

- Słyszałem od jednego serafina, że stary jest tym teatrzykiem mocno znudzony. Dają mu wydruki,

a on skreśla na chybił trafił. Albo co któregoś, albo jak mu się gęba nie spodoba. Jak się wkurzy

to i pół kartoteki potrafi wywalić. - spojrzał badawczo na rozmówcę - Ale to tak między nami!

Wiesz, że Gabriel ma mnie na oku, a z nim nie ma żartów...



Diabeł uśmiechnął się fałszywie. Potrząsnął złotym łańcuchem zalegającym na klacie.

- No co ty, ziomal! Komu jak komu, ale mnie możesz chyba zaufać? - wyszczerzył garnitur

zębów jakich nie powstydził by się baribal.

Anioł wydawał sie być zafascynowany tym widokiem. Wzdrygnął się. Odłożył laptopa i zaplótł

piękne dłonie na nienagannym kancie spodni.

- Jasne, jasne. Wracamy do sprawy. Facio jest na pewno odhaczony. Kto go bierze?

Diabeł przeciągnął się, aż zatrzeszczały potężne bary.

- Nudny klient. żadnych atrakcji. Rzucamy!

Anioł wyciągnął z kieszeni monetę.

- Dobra, jak zwykle orzeł mój. Uważaj!



Zręcznie podrzucił w górę kawałek metalu. Złapał i przykrył dłonią.

Spojrzeli...

Diabeł wzruszył ramionami.

- O. K. Bierz go. I tak trafi pewnie do kwarantanny. Dzwonię po Ponurego.

Wyjął z kieszeni komórkę, czekał.

- Zajęty jak zwykle. Jak będzie wolny, to wpadnie.



Rozsiedli się wygodnie na ławce. Słonko przyjemnie prażyło.



Ponury jak zwykle zjawił się nie wiadomo skąd. Wysoki i szczupły, niemal chudy, miał

pociągłą twarz o suchej niezdrowej skórze, tak naciągniętej na czaszkę, aż wydawało

się, że zaraz pęknie. Ubrany w długi czarny surdut ze stójką, bawił się sprężynowym

motylkiem.

Anioł otworzył jedno oko i spojrzał na niego krytycznie.

- Te Ponury! Schowaj te kose. Mam nowy gajer. Nie będzie żadnej jatki.

żniwiarz schował beznamiętnie nóż do kieszeni. Złożył ręce na padołku i popatrzył na

siedzących.

- Nie podniecaj się Biały. Kto jest do odesłania?

Diabeł pokazał mu mężczyznę w długim płaszczu. Wyszedł z banku i wsiadał właśnie

do samochodu.

Ponury popatrzył na niego łapczywie.

- Dobra, załatwimy to elegancko.



Nagle znaleźli się w środku jadącego samochodu. Diabeł rozwalony na tylnym

siedzeniu poczuł ochotę na dyma, ale tylko spojrzał na sąsiada i wzruszył ramionami.

Biały w skupieniu wypełniał na kolanie formularz protokołu.

Ponury siedział obok kierowcy. Nienaturalnie długimi, zadbanymi paznokciami delikatnie

przeciągał po karku delikwenta. Ten potrząsał głową jakby chciał strącić z szyi niewidzialną

muchę.

Diabeł szturchnął w bok sąsiada. Anioł podniósł głowę zirytowany.

- Zobacz. Niezły zbok z niego.

Biały nie był w nastroju do polemiki.

- Ponury naprawdę jesteś obrzydliwy. bierz się do roboty!

Kosiarz położył rękę na kierownicy, skręcił ją gwałtownie.

Kierowca krzyknął przeraźliwie próbując skontrolować nieprzewidziany manewr, ale nie zdało

to się na nic. Z potwornym hukiem pojazd uderzył w przydrożne drzewo. Siła uderzenia

niemal nabiła człowieka na kolumnę kierownicy. Krew z roztrzaskanej czaszki trysnęła

na szybę, dach i pasażerów.



- Niech cię szlag Ponury!!! Naprawdę ci odbija! Miało być na czysto - warknął Anioł patrząc

na znikające powoli z jego garnituru, w niewiadomy sposób, plamy krwi.

- Przecież już nie widać.

- To że nie widać nie oznacza , że ich nie ma...

- Nie filozofuj Biały, bierz się do roboty, póki się nie pozbierał - Ponury odbierał już następny

telefon.

Obok zakrwawionego trupa, niczym sobowtór stała oszołomiona dusza człowieka. Patrzyła w

osłupieniu na swój dotychczasowy ''pokrowiec".Anioł podszedł i wziął ją pod rękę.

- Nie ma co patrzeć - idziemy!

Mężczyzna spojrzał na niego, widać było, że niewiele rozumie. Anioł wyglądał na

zniecierpliwionego.

- Zawsze to samo. No chodź, psiakrew! Cholerna robota!

Ponury uśmiechnął się tajemniczo.

- Nie narzekaj. Martw się czy nie będziesz niedługo musiał sobie szukać zajęcia.

Diabeł przestał dłubać w zębach.

- No proszę...Coś nowego w szefostwie?

- Widziałem u starego gang " Czterech Jeźdźców ".

- No i co z tego? Sam z nimi jeździłeś.

Kosiarz skrzywił się.

- Ostatnio nie. Mam dosyć tych popaprańców. Zawsze mam przez nich kupę dodatkowej

roboty, ale nie w tym rzecz. Słyszałem, że stary ma dosyć tego całego teatrzyku, chyba

chce go skasować...

Anioł i diabeł stali jak wryci.

- Znowu?!!

- O to chodzi, że tym razem podobno definitywnie!

2
Powiem tak - napisane przyzwoicie. Po prostu nie jest źle. Ani jedno zdanie nie zwróciło mojej uwagi na dłużej, to też tekst przeczytałam błyskawicznie. Wbrew pozorom, nie jest to pochwała.

Humoreska, ale jak dla mnie - mało zabawna. Standard. Czytałam, po cichu liczyłam na jakąś przewrotną końcówkę. Coś, co sprawi, że powiem: "no, nieźle to gość wykombinował..."



Niestety, na mnie nie zrobił tekst żadnego wrażenia. Poprzednie opowiadanie dużo bardziej mi się podobało.



Pozdrawiam.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

3
Rozwalony na ławce diabeł
W mowie potocznej, kiedy użyjesz "rozwalony" w tym kontekście, wszyscy Cie zrozumieją. Ja, jako czytelnik po przeczytaniu tego kawałka musiałem szybko przeinterpretować mój odbiór, co sprawiło, że poczułem iż autor użył niepotrzebnie skrótu myślowego


dres od Adiego
od "adiego"- tak jest poprawnie.


Biały skrzywił się z niesmakiem, machnął zniecierpliwiony skrzydłami rozganiając

nową chmurę dymu. Poprawił na sobie nienaganną, śnieżnobiałą dwurzędówkę.

Przeczesał długimi, prawie kobiecymi palcami, blond włosy. Spojrzał na złotego

Rolexa.


Tutaj zrobiłeś dosłownie wyliczankę. Nie jest to złe, ale czyta się z dziwnym niesmakiem, wiedząc że zdanie można było lekko zmienić i byłoby zupełnie inaczej, czytelniej i płynnie.


Zobaczmy co tu mamy. I przestań w końcu dmuchać, nie

jesteś w tej swojej kotłowni!




Zobaczmy, co tu mamy... i przestań w końcu dmuchać, nie jesteś w tej swojej kotłowni!


Diabeł spojrzał mu przez ramię na ekran
spojrzał przez jego ramię na ekran (unikaj połączeń mu + na, a w zasadzie mu w ogóle)


przystojną twarz
Przystojny, to ogół cech fizjonomicznych: sylwetka, rysy twarzy, styl, aparycja. Twarz może być: piekna, atrakcyjna, ładna itd.


Podkradało się pieniążki mamusi, o i w sklepiku się czasami


Podkradało się pieniążki mamusi... O! W sklepiku czasami się...



Dużo tego się, tak w ogóle...


Opiekował się matką do śmierci


Aby zrozumieć dziwność tego zdania, przeczytaj pogrubienie (i tylko pogrubienie).


Zasłonił się wprowadzając hasło
Kolejny skrót myślowy. Zasłonił ciałem ekran, tak?


Ale będą jaja jak się spotkają
Ale będą jaja, gdy się spotkają.



Jak się spotkają zaprzecza temu, że będą jaja, a wobec stwierdzenia, że owe jaja będą musisz po prostu użyć określenia czasowego, a nie domysłu, co będzie jak będzie.



Wiesz, tego jest tutaj na tony i nie wynika to z mojej uszczypliwości, tylko z faktu, że z świetnych, naturalnych dialogów (gwara jak sie patrzy), przerzuciłeś styl do narracji, przez co odnioslem wrażenie, że autor (narrator) jest równie beznadziejny, co jego postaci.



Pomijając tą masę widzialnych przeze mnie błędów i tego uchybieniu, jakim jest fatalna, nieskładna narracja (kto komu co?) opowiadanko sprawiło, że usmiechnąłem się - a to chyba najważniejsze.



Warsztat: wiele, NAPRAWDę wiele pracy przed tobą...



Pomysł: średnio oryginalny, ale za to ciekawszy niż inne wykonania. Podobało mi się:)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

6
SkySlayer pisze:
Martinus pisze:Warsztat: wiele, NAPRAWDę wiele pracy przed tobą...
Raczej przed szanownym tatusiem... :twisted:


10/10 xD :D
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron