O dwóch Koziorożcach co zakochały Wodnika a&#

1
11.08.06 godz. 0:34





Opowiadanie 1



„O dwóch Koziorożcach co zakochały Wodnika aż do psychiatryka”





Piszę to opowiadanie 19 lat po zaistniałych wydarzeniach. Mam takie wewnętrzne przekonanie, że jak mój ból przeleje na papier ulży to memu sercu, które ma dziwną arytmie (raz bije raz wyje). Poza tym chciałem zwolnić parę bitów w mózgu i znaleźć tam miejsce na to co miłe i piękne. Myślę, że żyje jeszcze 80% świadków tamtych wydarzeń , którzy mogą je zweryfikować. Miałem wtedy 29 lat, pracę państwową a właściwie służbę, troje dzieci, ok. 50 rzeźb na koncie, pracowałem dodatkowo w popłatnym zawodzie, którego symbolem jest krzyż T (ten od Hefajstosa i Cyklopów) oraz na głowie budowę domu zaawansowaną w 80% stanu surowego.

Według matki koziorożec (ze względu na wojnę wykształcenie 3 klasy podstawówki) oraz żony (szkoła dla dzieci mniej zdolnych) też koziorożec, jedna 28 grudzień druga 27 grudzień obie jednako jadowite, zacząłem zachowywać się irracjonalnie. Faktycznie nie umiałem wtedy jeszcze żyć z tą ich toksyczną, zaborczą, wszechobecną miłością. Byłem wtedy totalnie przepracowany (do 36 godzin na nogach) i posiłkowałem nadwątlone siły fizyczne i psychiczne alkoholem (wtedy jeszcze była moda na picie i palenie (palenia postanowiłem już nie rzucać)) i papierosami.

Odnośnie palenia wyznaje zasadę, że gdy cierpi dusza trzeba jeszcze przytruć ciało żeby była równowaga. Bywały dni, że po całonocnej służbie usypiałem nad wykonywana pracą rzemieślniczą. Nie umiałem jeszcze milczeć. Opowiadałem o przyszłych zamierzeniach i planach artystycznych oraz literackich, co dla najukochańszych kobiet mojego życia było już nienormalne. żyłem bardzo intensywnie, a one chciały żebym im wszystko relacjonował i zawsze wiedziały lepiej ( obie razem i każda z osobna nieomylności posiadają więcej niż opatrzność). Wtedy postanowiłem zrobić ze swoim życiem porządek. Chciałem to wszystko zostawić i rozejść się z żoną. Byłem u adwokata i opłaciłem sporządzenie wniosku rozwodowego, nie pamiętam jego nazwiska (miał około 35 lat, więc myślę że żyje i go odnajdę).

Ale wniosek rozwodowy przyszedł za późno już po moim pobycie w psychiatryku i nawróceniu mnie na poprawność. Piłem wtedy znacznie więcej i to był mój błąd za który płacę 19 lat żyjąc z tymi cholernymi koziorożcami w toksycznym układzie. Bezpośrednim powodem umieszczenia mnie w szpitalu były dwie podróże do Krakowa i jedna do Warszawy. W Krakowie piłem alkohol z Panem Piotrem Skrzyneckim z jego szklanki oraz rozmawiał ze mną w „Wierzynku” (mimo nieodpowiedniego stroju ( czerwone spodenki tylko) zostałem tam wpuszczony). Na pewno ludzie to jeszcze pamiętają. Byłem tam również na pogotowiu ( koniec kasy – kac, lekarka dała mi tylko glukozę), jakoś nikt nie uznał mnie za wariata. Oscylowałem wtedy między 3 – 5 promilami bez widocznych objawów upojenia alkoholowego. Przegrałem z nimi ( koziorożcami ), pojechałem w karetce na sygnale pod eskortą radiowozu poznać oryginalny oddział zamknięty. Mój ówczesny stan jak i dzisiejszy jest poza zasięgiem ich cholernej ograniczonej percepcji, ale dziś już umiem żyć i radzić sobie z tą cholerna, zaborczą, pieprzoną miłością.

Zawalił mnie się świat w wieku 29 lat, ale o tym w następnym opowiadaniu.



godz. 1:57

Marek.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”