Przed Tomkiem ciągnął się długi, ciemny korytarz. Tym, co niepokojące, było zwieńczenie w postaci ciężkich, stalowych drzwi. Chłopak mimo obaw ruszył przed siebie. Dochodził go roztaczający się wokół zapach ciężkiego gazu, cierpkiego w smaku, duszącego. Gdzieś w tyle zamigotała jarzeniówka. Tomek był już u drzwi. Mógł nacisnąć klamkę i po prostu wejść do środka. Dlaczego się zawahał?
W końcu postanowił się przełamać. Nie powinien przecież ufać przeczuciom. To byłoby niedorzeczne, a przynajmniej nieprofesjonalne. Myślmy racjonalnie, powiedział sobie i pchnął drzwi.
- Witamy - odezwała się postać w białym kitlu. Mężczyzna o białych, krzaczastych brwiach. - Nie spodziewałem się tak wcześnie pana.
Zdjął maskę higieniczną zasłaniającą twarz. Był stary. Zmarszczki orały jego twarz, upodabniając do owłosionego, przejrzałego orzecha włoskiego. Wyciągnął rękę w stronę chłopaka. Tomek uścisnął ją niepewnie.
- Mam nadzieję, że wszystko już panu, że tak powiem, nakreślili?
Chłopak nie do końca rozumiał. Najwidoczniej tamten to zauważył, bo przystąpił do prezentowania zjawisk, które ciągnęły się w pojemnikach z grubego szkła za jego plecami.
- Homo sativus - wyjaśnił wskazując wychudzone stworzenie porośnięte zielonym mchem. - Bardzo rzadki okaz. Praktycznie nie występuje nigdzie na świecie. Panie Tomaszu, widział pan kiedyś coś tak pięknego?
- Właściwie to...
- Oczywiście, nie. Natomiast tutaj - naukowiec odwrócił się do pojemnika z mętnym płynem - choć nie można wiele zobaczyć, umieściliśmy błotnistą odmianę Atlantyda. Cholernie niebezpieczny skurwysyn. Odgryzł palce jednemu z naszych. Ale przyznam, że byłoby warto cały pluton poświęcić dla takiego okazu.
Zimny pot zrosił czoło Tomka. Nie miał pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Co to za stworzenia pokazuje mu ten nawiedzony gość, mogący w innych okolicznościach uchodzić za handlarza lewizną. Od kiedy Tomek wstąpił do koła naukowego profesora Schumana, mentor zwykł wysyłać go w całkiem dziwne miejsca. Bez wątpienia nie dorastały do pięt temu, co miał właśnie przed oczami. Profesor zaznaczał, że będzie to coś innego, że zrewolucjonizuje to kiedyś naukę i takie tam. Dopiero teraz Tomek potraktował tamte słowa serio.
- Skąd pochodzą te wszystkie stworzenia?
- Szczerze mówiąc, nie wiem - westchnął stary. - Zdaje się, że profesor Schuman nie powiedział panu o swoim hobby związanym z polowaniami na mistyczne stworzenia?
- Ta, nie spodziewałbym się, że będzie polował na dodo.
- Mamy tu lepsze rzeczy niż dodo! - oburzył się tamten.
Tomek nie zamierzał podtrzymywać sporu. Uśmiechnął się krzywo, po czym podał staremu naukowcowi list od swojego mentora. Tamten otworzył, chwilę powertował, w końcu zwracając z powrotem.
- Widzę, że Schuman musi darzyć cię cholernym zaufaniem, chłopcze. Chodź za mną.
Przeszli do położonej głębiej, odizolowanej komory. Stary pociągnął za wajchę na jednej ze ścian i oczom Tomka ukazał się kolejny pojemnik. W środku nie było płynu, za to siedział nagi człowiek o białych jak mleko włosach.
- I co, niewierny Tomaszu? - roześmiał się naukowiec.
- Czy to jest... - nie mógł wykrztusić z siebie tego słowa. Czy to jest... CZłOWIEK?
- Oczywiście!
- Myślałem...
- że wyginęli?
- A nie?
Tamten cmoknął kręcąc głową z rozbawieniem.
- Oczywiście, że wyginęli! Miliardy lat temu?
Jednak Tomek nie słuchał już słów starego. Tajemnicza istota zupełnie przykuła jego uwagę. Obserwował owłosienie na czaszce poczwary. Dwoje oczu łypało groźnie znad brzydkiej wypustki. To chyba nos. I po co im aż dwie ręce? Przecież nie potrafili nimi zbudować wolnego, sprawiedliwego świata. Czy to one przyczyniły się do zagłady? Chłopak poczuł, że robi mu się niedobrze, kiedy istota zaczęła defekować. Nigdy nie widział czegoś bardziej upodlającego. Było mu trochę żal człowieka.
- Taki niezdarny, śmieszny i nieporadny, a zarazem przeświadczony o własnej doskonałości. Nic dziwnego, że wyginęli.
- Według instrukcji Schumana powinniśmy zniszczyć istotę z pojemnika. Jeśli nie chce pan oglądać śmierci stworzenia, może pan oczywiście opuścić salę.
- Nie, nie. Zobaczymy, czy naprawdę posiadają duszę. Podobno zostaje im po śmierci?
- To bajki. Przecież wampiry też odbijały się w lustrach. Nie widzę potrzeby wiary w takie głupoty. Poza tym...
Wywody naukowca przerwało głośny stukot dochodzący od strony pojemnika.
- Co do cholery?
Istoty nie było w środku. Tomasz poczuł uderzenie w skroń. Wkrótce w pomieszczeniu zaroiło się od ubranych na czarno postaci z wymalowanymi twarzami. W dłoniach trzymali karabiny, wykrzykiwali wulgaryzmy.
Któryś podszedł do naukowca. Uderzając pięścią w twarz, pozbawił go przytomności.
Robert patrzył jak twarz mężczyzny pokrywa się brudnoszarą krwią. Czarne, wielkie i błyszczące oczy. Dwie malutkie dziurki zamiast nosa. Mężczyzna zastanawiał się, czy nie przyłożył zbyt mocno. Co prawda los tamtego był mu obojętny, ale Robert nie zamierzał nikogo mordować. Nikt z nich nie zamierzał. Pragnęli wolności, to wszystko.
- Czy to tak wiele? - spytał na głos.
Towarzysze przyjrzeli mu się dokładnie.
- Co to za istota? - zainteresowała się Marta.
- Z ich rozmów wynikałoby, że to człowiek. - Robert przyłożył nawilżoną usypiającymi substancjami chustkę do twarzy wierzgającego stworzenia. - Zabieramy go.
Byli rebeliantami w realiach, które nie zasługują na rebelię. To zaczęło powoli docierać do ich głów i gdyby nie odkrycie tajnego laboratorium, pewnie siedzieliby w domu i grali w gry planszowe. Jednak okazało się, że jest o co walczyć, a przynajmniej tak wydawało się Robertowi. W jego przekonaniu każdy powinien przyjmować takie twierdzenia bez żalu i podejrzliwości.
Na zewnątrz stały już zaparkowane dwa wojskowe pojazdy. Kierowcy mieli przykazane, żeby zjawić się na miejscu piętnaście minut po rozpoczęciu akcji. Robert otworzył drzwi i wsiadł do środka.
- Myślę, że jutro światem wstrząśnie informacja nie z tej ziemi.
Marta spojrzała na niego z ciekawością. Nie do końca wiedziała co brat teraz planuje. Albo po prostu nie chciała wiedzieć.
- Drodzy państwo, poznajcie istotę nie z tej ziemi.
Karzełkowata, szara postać krzyczała w stronę tłumu podobnych jej postaci. Jeden z trzech palców szarego człowieczka wycelowany został w stronę istoty będącej powodem zamieszania.
- Oto człowiek! - rozwrzeszczał się szary.
Minęły trzy lata od kiedy Michał po raz ostatni widział swój świat. To było tak dawno, nie pamiętał już nic z tamtego życia. Stał się eksponatem. Zwierzęciem z zoo. Podobno tysiące lat temu wszyscy ludzie wyginęli. A może nie tysiące a miliony, kto wie. Zapomniał już o nocy, kiedy z łóżka wyrwały go wstrząsy w mieszkaniu, dziwne światło i odgłos lądującego statku kosmicznego.
Może doznał szoku.
- A co on potrafi?
- Otóż potrafi, według starożytnych pism, rozmnażać się bez podziału komórek!
- Nuuuuda!
Wrzeszczący ludzik nie wrzeszczał już. Stał strapiony, zastanawiając się dlaczego człowiek nie przynosi mu takich zysków, jakie obiecano. Przecież jeszcze niedawno nauka się nim zachwycała. Przestał być interesujący? Zapłacił za niego kupę pieniędzy. Nawet się nie zwróciły.
- To wszystko przez ciebie!
Michał nie rozumiał języka ale czuł złość istoty. To sprawiło mu masę radości. Dawno nie był szczęśliwy, ale teraz widząc poirytowanie szarego ludzika cieszył się. Po prostu umierał ze szczęścia. Był kotkiem, który się znudził. Z którym nikt nie chce się już bawić i trzeba zakopać go w lesie. Był zwierzaczkiem, który jeszcze ten ostatni raz musiał nasikać swojemu panu do buta.
Przypomniał mu się teraz dom, rodzina. Te wszystkie sprawy. Wreszcie przypomniał sobie problemy, które jeszcze niedawno wydawały mu się ważne. Nauka. Okazała się bzdurą. Religia, filozofia? Zbędne dodatki. Rzeczywistość okazała się dużo bardziej banalna.
Poczuł uderzenie w tył głowy. Co za debilne zakończenie, pomyślał.
2
Ciągle tekst nieoceniony, więc jako nie-weryfikator przybywam z odsieczą 
Cóż za zwrot akcji...
Po pierwsze: uderzenie-uderzenie, po drugie: postaCI trzymaLI? Po trzecie "uderzając pięścią w twarz pozbawił go przytomności" brzmi okropnie. Ten akapit to makabra, Autorze
. Lepiej byłoby napisać "Cios w twarz pozbawił naukowca przytomności". I wszystko wydarzyło się ZA SZYBKO, mhm? Spokój, spokój... ciach, pełno postaci w czarnych strojach, postaci trzymają karabiny i... osz kurde, wykrzykują przekleństwa jeszcze!
Gdyby tak subtelniej wprowadzić tę scenę... za szybko, wszystko za szybko.
...
Hmm. Starasz się pisać o czymś poważnym, jest tutaj coś o egzystencji człowieka, o jego przemijalności, słabości, ale nie opowiadanie raczej nie daje rady na tym tle. Niektóre zdania są niedojrzałe i mało przemyślane, np.
Widać, że strasznie szybko chciałeś skończyć, pokazać innym i usłyszeć "łał, czad!", ale (już o tym mówiłem) sporo rzeczy dzieje się za szybko, psychika postaci jest nikła, to, czego pragną, co nimi kieruje, co ich boli - sporadyczne. Czasami historia brzmi jak smutny koniec "Jestem legendą", ale nijak ma się do mistrzowskiego warsztatu Mathesona.
Więcej treści, Autorze, więcej wnętrza bohaterów
Gdyby tak rozbudować akapity, przemyśleć wątek, niektóre rzeczy napisać od nowa... no cóż, na razie efekt słaby. Spróbuj napisać coś dłuższego, rozbudowanego i przemyślanego kilka razy. Tymczasem...
Serwus!

Za dużo mówisz o drzwiach, za często o nich przypominasz. A to dopiero początek tekstu. To co podkreśliłem - do wywalenia. Od nowego akapitu: "Mógł wejść do środka... dlaczego się zawahał?" i potem kolejny akapit: "Nie powinien przecież ufać przeczuciom. To byłoby niedorzeczne, a przynajmniej nieprofesjonalne. Myśl racjonalnie (druga osoba liczby pojedynczej bardziej tutaj pasuje), powiedział sobie i pociągnął za klamkę". Zaś "W końcu postanowił się przełamać" brzmi jakby nieelegancko. Przełamanie się przychodzi dosyć spontanicznie, zależy od wielu czynników, w tym uczuć i tym podobnych, raczej nie można sobie postanowić zrobienia czegoś wbrew oporowi organizmu/umysłu. Z resztą - to po prostu zbędne zdanie. Zakłóca narrację.Tym, co niepokojące, było zwieńczenie w postaci ciężkich, stalowych drzwi. Chłopak mimo obaw ruszył przed siebie. Dochodził go roztaczający się wokół zapach ciężkiego gazu, cierpkiego w smaku, duszącego. Gdzieś w tyle zamigotała jarzeniówka. Tomek był już u drzwi. Mógł nacisnąć klamkę i po prostu wejść do środka. Dlaczego się zawahał?
W końcu postanowił się przełamać. Nie powinien przecież ufać przeczuciom. To byłoby niedorzeczne, a przynajmniej nieprofesjonalne. Myślmy racjonalnie, powiedział sobie i pchnął drzwi.
Eee? Zjawiska "ciągnęły się" w pojemnikach z grubego szkła? Raczej "zachodziły", jeśli łaskabo przystąpił do prezentowania zjawisk, które ciągnęły się w pojemnikach z grubego szkła za jego plecami.

Przecineczek...- Homo sativus - wyjaśni[,]ł wskazując wychudzone stworzenie porośnięte zielonym mchem.
Idiotyczny dialog... skoro nigdzie nie występuje, to jak chłopczyna mógł to widzieć? No, chyba, że nie jest z tego świata, ale jeszcze nie sprzedano mi takiej informacji. Zaś ten gość, który ma dostęp do niezwykłości, zachowuje się jak półgłówek z typu tych, co są bohaterami kiepskich seriali sf/fantasy... dobra, teraz trochę demonizuję, ale po prostu ten dialog zupełnie "nie brzmi".Praktycznie nie występuje nigdzie na świecie. Panie Tomaszu, widział pan kiedyś coś tak pięknego?
- Właściwie to...
- Oczywiście, nie. Natomiast tutaj
Do wywalenia.Tamten otworzył, chwilę powertował, w końcu zwracając z powrotem.
Wiedźmin?W środku nie było płynu, za to siedział nagi człowiek o białych jak mleko włosach.

Bach-bach-bach-bach!- Co do cholery?
Istoty nie było w środku. Tomasz poczuł uderzenie w skroń. Wkrótce w pomieszczeniu zaroiło się od ubranych na czarno postaci z wymalowanymi twarzami. W dłoniach trzymali karabiny, wykrzykiwali wulgaryzmy.
Któryś podszedł do naukowca. Uderzając pięścią w twarz, pozbawił go przytomności.
Cóż za zwrot akcji...


Gdyby tak subtelniej wprowadzić tę scenę... za szybko, wszystko za szybko.
Powtórzenie.Robert patrzył jak twarz mężczyzny pokrywa się brudnoszarą krwią. Czarne, wielkie i błyszczące oczy. Dwie malutkie dziurki zamiast nosa. Mężczyzna zastanawiał się (...)
Docierać *do nich*.To zaczęło powoli docierać do ich głów
Przecinek.Nie do końca wiedziała[,] co brat teraz planuje.
Karzełkowata, szara postać krzyczała w stronę tłumu podobnych jej postaci.

Hmm. Starasz się pisać o czymś poważnym, jest tutaj coś o egzystencji człowieka, o jego przemijalności, słabości, ale nie opowiadanie raczej nie daje rady na tym tle. Niektóre zdania są niedojrzałe i mało przemyślane, np.
Tja, graliby w gry planszoweTo zaczęło powoli docierać do ich głów i gdyby nie odkrycie tajnego laboratorium, pewnie siedzieliby w domu i grali w gry planszowe.

Widać, że strasznie szybko chciałeś skończyć, pokazać innym i usłyszeć "łał, czad!", ale (już o tym mówiłem) sporo rzeczy dzieje się za szybko, psychika postaci jest nikła, to, czego pragną, co nimi kieruje, co ich boli - sporadyczne. Czasami historia brzmi jak smutny koniec "Jestem legendą", ale nijak ma się do mistrzowskiego warsztatu Mathesona.
Więcej treści, Autorze, więcej wnętrza bohaterów

Serwus!

3
Dzięki!
Postaram się wykorzystać te rady następnym razem. Wiesz, nawet sobie zapiszę w notatniku co ważniejsze, i bez niego do pisania nie siadam
Oby więcej takich analiz :wink:
PS. Nie zgodziłbym się tylko co do wstawki o drzwiach. Wyobraź sobie człowieka przed drzwiami. Inaczej: wyobraź sobie, że stoisz przed drzwiami. Przez dłuższy czas patrzysz na nie, kierujesz wzrok na klamkę. Klamka. Drzwi. Klamka. Znów drzwi. O czym wtedy myślisz? O czym myślisz, czytając to teraz? Co do zjawisk to moja wina, a raczej zboczenie. W niektórych książkach z wyższych półek traktują o bytach jako o zjawiskach. Mogłem przewidzieć, że nie każdy to zrozumie. Dalej też pyta się czy widział "coś tak pięknego" a nie to akurat stworzenie - pewnie to się nazywa porównanie. Za to zupełnie nie wiem dlaczego wywalić informację o tym, że profesor przez chwilę wertował kartki w teczuszce. Cieszę się jednak, że załapałeś tę aluzję do Wiedźmina. Umiejętność interpretacji - bardzo to cenię u czytelników. Wnętrze? Może kiedyś, zobaczymy. Następny utwór - utrzymany w klimacie gore - będzie miał na pewno więcej wnętrzności. Domyślam się jednak, że tak jak nie wszyscy potrafią docenić urok gier planszowych (w tym strategii planszowych oczywiście), tak nie wszystkim wszystko się podoba. Zdaje się, że w tym przypadku właśnie o to poszło i oczywiście nie mam tego nikomu za złe.
Także jeszcze raz dzięki za komentarz. Ale też pójdę w swoją stronę :(

Postaram się wykorzystać te rady następnym razem. Wiesz, nawet sobie zapiszę w notatniku co ważniejsze, i bez niego do pisania nie siadam

Oby więcej takich analiz :wink:
PS. Nie zgodziłbym się tylko co do wstawki o drzwiach. Wyobraź sobie człowieka przed drzwiami. Inaczej: wyobraź sobie, że stoisz przed drzwiami. Przez dłuższy czas patrzysz na nie, kierujesz wzrok na klamkę. Klamka. Drzwi. Klamka. Znów drzwi. O czym wtedy myślisz? O czym myślisz, czytając to teraz? Co do zjawisk to moja wina, a raczej zboczenie. W niektórych książkach z wyższych półek traktują o bytach jako o zjawiskach. Mogłem przewidzieć, że nie każdy to zrozumie. Dalej też pyta się czy widział "coś tak pięknego" a nie to akurat stworzenie - pewnie to się nazywa porównanie. Za to zupełnie nie wiem dlaczego wywalić informację o tym, że profesor przez chwilę wertował kartki w teczuszce. Cieszę się jednak, że załapałeś tę aluzję do Wiedźmina. Umiejętność interpretacji - bardzo to cenię u czytelników. Wnętrze? Może kiedyś, zobaczymy. Następny utwór - utrzymany w klimacie gore - będzie miał na pewno więcej wnętrzności. Domyślam się jednak, że tak jak nie wszyscy potrafią docenić urok gier planszowych (w tym strategii planszowych oczywiście), tak nie wszystkim wszystko się podoba. Zdaje się, że w tym przypadku właśnie o to poszło i oczywiście nie mam tego nikomu za złe.
Także jeszcze raz dzięki za komentarz. Ale też pójdę w swoją stronę :(
4
Mniej więcej wiem, co masz na myśli, ale nie oddałeś tego tamtym akapitem. Zakłócona narracja, to zakłócona narracja. Za dużo "drzwi", to za dużo "drzwi".Tadeusz Nowak pisze:Wyobraź sobie człowieka przed drzwiami. Inaczej: wyobraź sobie, że stoisz przed drzwiami. Przez dłuższy czas patrzysz na nie, kierujesz wzrok na klamkę. Klamka. Drzwi. Klamka. Znów drzwi. O czym wtedy myślisz? O czym myślisz, czytając to teraz?
Jestem uparty, oj tak

5
Według mnie główny problem tkwi w tym, że pomysł jest zbyt rozległy, a historia zbyt krótka. No i chaotyczność. I poblażliwe potraktowane postaci.
Akcja, z początku dosyć spokojna, później gna naprzód jak szalona i wszystko kończy się, zanim na dobre się zacznie. Gubiłem się w tym, co działo się w kolejnych akapitach.
Pojawiło się wiele postaci, ale żadna z nich nie została jakoś szczególnie nakreślona. Brak im głębi, zostały potraktowane po macoszemu i dlatego nie czujemy tych bohaterów, nie interesujemy się nimi i ogólna łączność na linii tekst-czytelnik jest mocno zakłócona.
Styl jest nie najgorszy, wymaga ćwiczeń i dużej ilości czytania książek - jednak nie z perspektywy czytelnika, tylko pisarza. Analizuj kroki swoich osobistych Mistrzów, zastanawiaj się, czemu np. ten fragment jest taki dobry, a ten mniej. Rozkładaj teksty na części pierwsze. Masz też całkiem niezłe dialogi, ćwicz dalej.
Jeśli chodzi o sprawę drzwi, wydaje mi się, że jest okej, pomijając ostatnią wzmiankę o nich.
Historia mogłaby być fajna, gdyby nie została w taki sposób potraktowana. A tak:
a.) długość;
b.) chaotyczność - głównie przez zbyt rozległy pomysł na tak krótki tekst i wiele postaci;
c.) płytkość bohaterów.
Trenuj.
Akcja, z początku dosyć spokojna, później gna naprzód jak szalona i wszystko kończy się, zanim na dobre się zacznie. Gubiłem się w tym, co działo się w kolejnych akapitach.
Pojawiło się wiele postaci, ale żadna z nich nie została jakoś szczególnie nakreślona. Brak im głębi, zostały potraktowane po macoszemu i dlatego nie czujemy tych bohaterów, nie interesujemy się nimi i ogólna łączność na linii tekst-czytelnik jest mocno zakłócona.
Styl jest nie najgorszy, wymaga ćwiczeń i dużej ilości czytania książek - jednak nie z perspektywy czytelnika, tylko pisarza. Analizuj kroki swoich osobistych Mistrzów, zastanawiaj się, czemu np. ten fragment jest taki dobry, a ten mniej. Rozkładaj teksty na części pierwsze. Masz też całkiem niezłe dialogi, ćwicz dalej.
Jeśli chodzi o sprawę drzwi, wydaje mi się, że jest okej, pomijając ostatnią wzmiankę o nich.
Historia mogłaby być fajna, gdyby nie została w taki sposób potraktowana. A tak:
a.) długość;
b.) chaotyczność - głównie przez zbyt rozległy pomysł na tak krótki tekst i wiele postaci;
c.) płytkość bohaterów.
Trenuj.

"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"