Witam.
Jak znam siebie, znowu będzie pełno błędów interpunkcyjnych, chociaż starałem się, żeby takowych było jak najmniej...
Jestem bardzo ciekaw opinii na temat samego pomysłu, oraz tego, czy udało mi się osiągnąć zamierzony efekt. Ale to, czy mi się udało, zobaczę, jak poznam opinię na temat samej treści - tak więc prosiłbym, abyście ocenili opowiadanie, a nie technikę ( bo wiem, że jest słaba ).
pozdrawiam.
------------------------------------------------------------------------------
Widok był niesamowity.
Ciemnofioletowe chmury zakrywały znaczną część nieba, które przybrało barwę granatu, co doskonale komponowało się z niespokojnym morzem, uderzającymi falami w przybrzeżne skały, oraz zalewającymi raz po raz żółtawy piasek.
Na plaży nie było nikogo, jeśli nie liczyć stada mew latających nad wodą, i dreptających po zimnym piasku, oraz młodej kobiety siedzącej na jednej ze skał. Kobieta miała na sobie jeansy i czarny płaszcz. W prawej ręce trzymała kartkę. Było na niej coś zapisane, nie potrafiła tego jednak odczytać. Czuła jednak, że ma to związek z jej życiem, dlatego nie pozbyła się jej.
Patrzyła na niespokojne morze. Czuła, że jest świadkiem czegoś niespotykanego, niezwykle pięknego, ale jednocześnie groźnego i tajemniczego.
Nagle jej wzrok przykuło dziwne zachowanie kilku ptaków, które – ni stąd, ni zowąd – zaczęły ze sobą zażarcie walczyć w powietrzu. Mewy w szaleńczym tańcu wyszarpywały sobie pióra, dziobały się, drapały się pazurami, skrzecząc przy tym tak przeraźliwie, że przyglądającej się całej sytuacji kobiecie przechodziły ciarki po całym ciele. Jedna z mew – najprawdopodobniej osłabiona walką i obrażeniami – spadła do morza. Walka toczyła się dalej, a białe pióra ptaków spadały, opadając na wodę. Jednak pióra wcale nie były białe, tylko czarne. Kobieta myślała, że ma jakieś przywidzenia, odwróciła na chwilę wzrok, spojrzała na opustoszałą plażę, po czym ponownie na walczące ptaki, i – rzeczywiście – w momencie, kiedy którejś z mew wypadało pióro, w momencie robiło się czarne.
Wreszcie walka dobiegła końca, trzy z siedmiu walczących ptaków poleciały – każde w swoją stronę, jak najdalej od innych. Zaczął wiać silny, nieprzyjemny wiatr. Wiał od lądu do morza. Kobieta siedziała jeszcze chwilę na skale, po czym wstała, i poszła na zachód wzdłuż brzegu morza.
Po przejściu kilkuset metrów, zauważyła zarys czegoś, co wyglądało jak spore wypalone ognisko. Kilkanaście metrów dalej była już na tyle blisko, żeby stwierdzić, że to wcale nie wypalone ognisko, ale coś, co raczej przypominało schron, albo legowisko.
To miejsce znajdowało się w zagłębieniu plaży, otoczone wydmami. Wokół było pełno grubych pni i gałęzi, kamieni, ale także piór i małych kostek. Kobieta obeszła legowisko z każdej strony, przestraszona, ale jednocześnie ciekawa, co jeszcze ma do powiedzenia jej to miejsce. Na całym ciele miała gęsią skórkę, powtarzała sobie w myślach, że to przez zimny wiatr i wilgotne powietrze, jednak czuła, że to wierutne kłamstwo.
Pod jednym z kamieni zauważyła kilka pożółkłych, zbroczonych krwią kartek papieru.
Odruchowo spojrzała na swoją kartkę.
Była pusta.
Przedtem – gdy obserwowała morze – kartka była zapisana. Teraz nie znajdowało się nic, nawet linijka tekstu, czy chociaż jakieś niedbale nakreślone kreski. Wystraszyła się, ponieważ poczuła, że coś ważnego jej umyka, a na tej kartce była dla niej jakaś wiadomość.
Bzdury – pomyślała – totalne bzdury.
W złości potargała kartkę. Kawałki papieru, opadając, natychmiast poczerniały. Podniosła wzrok – na skałce tuż przed nią stała duża, biała mewa. Patrzyła na nią.
- Sio! – krzyknęła kobieta.
Mewa kłapnęła dziobem. Rozłożyła skrzydła, i gdy kobieta już myślała, że ptak sobie poleci, ta wzbiła się w powietrze, i zaczęła ją dziobać po głowie i twarzy. Szarpała się, machała rękami, krzyczała, próbowała uciec, jednak potknęła się o gałąź i upadła na legowisko.
Zleciały się kolejne mewy. Zaczęły dziobać i szarpać pazurami całe jej ciało. Zamknęła oczy, w obawie, że ptaszyska je wydziobią.
Kobieta krzyczała co sił w płucach. Szarpała się. Nagle wszystkie ptaki odleciały. Kobieta nadal zaciskała powieki, nie wierząc, że to już koniec.
Nasłuchiwała.
Cisza.
Powoli otworzyła oczy. Ciemnogranatowe niebo. żadnych mew.
Usiadła. Rozejrzała się dookoła – plaża zupełnie opustoszała. Spojrzała na swoje dłonie – w miejscach, gdzie poraniły ją ptaki, były ciemne plamy, jakby po potwornym poparzeniu.
Dotknęła jedną dłonią drugą, w miejscu w którym widoczna była plama. Cofnęła ją szybko. Bolało, i parzyło. Próbowała wstać, jednak nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Bała się. Spojrzała na swoje ciało – było pokryte czarnymi punktami w wielu miejscach.
Po chwili poczuła coraz to większe gorąco, wydobywające się z jej ciała. Gorąco zmieniło się w żar, a żar – w płomienie. Paliła się. Kobieta była przerażona, czuła jak jej naskórek pęka jak przypieczona skóra od kiełbasy na grillu, czuła jak jej tkanki umierają, jak sama umiera. Chciała coś zrobić, jednak nie była w stanie się poruszyć, zupełnie jakby ktoś ją sparaliżował.
Nagle usłyszała znajome, napływające z oddali:
Pi-pi-pi-pik, pi-pi-pi-pik. Pi-pi-pi-pik, pi-pi-pi-pik. Pi-pi-pi-pik, pi-pi-pi-pik.
świat zaczął wirować, zacierać się, nie odczuwała już nic,
(czy to przez ten dźwięk, czy dlatego, że jest już martwa?)
Dalej była tylko ciemność.
Porwane życie [suspens] opowiadanie.
1"Wywiozą Ci wszystko, co kochasz"
-----------------------------------------------
"Why am I fighting to live, if I'm just living to fight
Why am I trying to see, when there aint nothing in sight
Why am I trying to give, when no one gives me a try
Why am I dying to live, if I'm just living to die..."
-----------------------------------------------
"Why am I fighting to live, if I'm just living to fight
Why am I trying to see, when there aint nothing in sight
Why am I trying to give, when no one gives me a try
Why am I dying to live, if I'm just living to die..."