Poniższy tekst jest ćwiczeniem opisowym. Temat: cegła. Postanowiłem ową cegłę wpleść w opowiadanie.
Cegła
Wychodzę z autobusu i zmęczonym krokiem podążam do domu. Tak bardzo pragnę odpocząć, że liczę betonowe płytki przesuwające się pod moimi stopami. Jeszcze kilkadziesiąt kroków i ułożę głowę na wygodnej poduszce, zamknę oczy i zasnę, pozostawiając zgiełk i stres daleko za sobą. Mijam ludzi, lecz nie patrzę na nich, nie spoglądam na ich zatroskane twarze – nie odrywam wzroku od ziemi. Odliczam. Szare płytki chodnika wirują coraz szybciej, a wśród nich stopy mijanych przechodniów. Dochodzę do osiedlowego parkingu, i coraz szybszym krokiem zbliżam do upragnionego celu. Jednak coś sprawiło, że zatrzymałem się. Moje stopy nie przelatywały już nad betonową szarością, ale zastygły w miejscu, obok innych, tak samo dziwnie zatrzymanych. Lekko uniosłem wzrok. Naprzeciwko widzę czyjeś nogi, ale wyżej już nie spoglądam. Między moimi stopami, a tamtymi leży cegła. Zwykła, budowlana cegła - obdrapana i popękana. Jej pomarańczowy kolor kontrastuje w słońcu, na tle betonowej płyty parkingu. Jest jakaś dziwna, nietypowa, jakby pokruszona od spodu. Wyraźnie widzę szeroką szczelinę, przecinającą pod skosem tą nietypową dla tego miejsca, bryłę. Przechylam głowę, aby dostrzec ukryty przed moim wzrokiem bok. Jest pomalowany... jakby na czerwono. Farba jest chyba świeża, bo lśni w blasku słońca. Przez chwile zdaje mi się, że czuję nawet jej ostry zapach. Co tutaj robi ta cegła? Czy spadła z jakiejś ciężarówki? Coś mi w niej jednak nie odpowiada... może to ta farba? Ta czerwona plama? Jestem tak zmęczony, że nie potrafię podnieść oczu, a powieki niczym kurtyny, dostarczają do moich źrenic coraz mniej światła. Widzę jak dookoła cegły zbierają się kolejne stopy, układające w nieskładny krąg. Słyszę stłumione, niewyraźne głosy, jakby majaki ze snu, których sensu nie da się pojąć nawet po przebudzeniu. Cegła w dziwny sposób gromadzi dookoła siebie widzów. Unoszę dłoń i kładę ją na moim karku. Wszystko jest takie wolne i niecodzienne, takie... odległe. Pod dłonią poczułem dziwne ciepło, zalewające palce i pewną lepkość między nimi. Przesunąłem dłoń przed twarz i zobaczyłem, że farba pokrywa palce w każdym miejscu. Taka świeża, taka soczysta, taka intensywna i czerwona... taka krwista. Obraz zawirował w szalonym tempie i upadłem, z głową ułożoną koło cegłówki. Resztką sił spojrzałem na stojących nade mną ludzi, później na leżący przed moją twarzą pomarańczowy prostokąt. Zapanowała ciemność. Już zrozumiałem.
Jeszcze docierał do mnie szum rozmów, ale to przestało być ważne. Zanim serce wykonało ostatnie uderzenie, pomyślałem, czy to cegła mnie zabiła, czy ten, który nią rzucił...?
Cegła - [miniatura, ćwiczenie opisowe]
1„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.